Lesiste bezdroża Lombardii, 3 lipca 2595
Stary myśliwy nie dał się zbyt długo namawiać, co Barthez przyjął ze skrywaną ulgą. Fernex posiadał specjalistyczną wiedzę stając się tym samym wartościowym sojusznikiem; którego winno się było trzymać jak najbliżej siebie. Byc może zasługa w pokonaniu oporów Purgaryjczyka leżała w naturalnej charyzmie Nathana, a może wędrujący po północy krainy Fernex zwyczajnie żywił głęboki szacunek wobec przedstawiciela Alpejskiej Twierdzy - dla Helwety liczyło się przede wszystkim to, że w kwadrans od rozpoczęcia negocjacji myśliwy siedział już na grzbiecie konia za plecami niezbyt zadowolonego z tego zaszczytu Leona Thibauta.
Żaden z Franków nie mógł sobie w takiej chwili pozwolić na komfort niezadowolenia. W wilgotnym powietrzu wisiała jakaś lepka groza zrodzona z wiedzy o tym, że w pobliżu ludzkich siedlisk pojawił się potworny wybryk natury rozsiewający każdym porem swojej skóry mikroskopijne zarodniki śmierci. Barthez nie został równie wszechstronnie wyszkolony w tematyce zwalczania każdej odmiany Homo Degenesis i chociaż wiedział wiele o feromanserach, Wynaturzeni nawiedzający Purgarię pozostawali dla niego w dużej mierze zagadką.
Oddaliwszy się na bezpieczną odległość od terytorium Inkarnata Sangowie puścili konie w galop, dzięki wskazówkom Fernexa szybko odnajdując leśną drogę pozwalającą okrążyć podstawę masywu Borreo i dotrzeć do Lucatore od południowego wschodu.
Leon Thibaut nie mógł zaprzeczyć, że widok miasteczka i górującego ponad nim klasztoru wyzwolił we wrażliwej duszy wynalazcy ogromną ulgę. Świadomość tego, że w pobliżu grasuje potwór w półludzkiej skórze mroziła krew w żyłach wszystkich Sanglierów, toteż powrót do Lucatore przywrócił im przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa.
- Wpierw dom pielgrzyma! - Angeline Lea wstrzymała konia spoglądając z wysokości siodła na sąsiadujące z miejskim murem pola pszenicy - Przekażmy wieści memu bratu, postawmy orszak w gotowość do walki, a potem postanowimy, czy wpierw do namiestnika Benesato czy od razu do zamku tej wyniosłej…
Dostrzegając wzrok Fernexa szlachcianka urwała swoją wypowiedź, przeniosła niecierpliwe spojrzenie na twarz Alpejczyka..
- Co pan doradza, panie Barthez?