Mówiłam o graniu w zgodzie z założeniami podręcznika a przerzucanie obrażeń w drugiej edycji (już nie pamiętam, czy w pierwszej też) jest zarezerwowane wyłącznie dla postaci graczy (błąd ten jest dość częsty z powodu niskiego poziomu polskiego przekładu). Survivability w 5e jest najwyższe ze wszystkich edycji, ale jak się sztucznie nie ułatwia (spreadowanie obrażeń i inne błędy wielu MG) to wciąż bywa trudno nawet na wyższych poziomach. Testy save or suck/die nie są domeną wyłącznie Warhammera, w D&D są dość częste. Warto też zwrócić uwagę, że dedekowcy generalnie tworzą zminmaxowane postacie skrojone do przeżywania niebezpiecznych przygód. Wystarczy spróbować tego samego w WFRP2e pickując tarczowników, kozaków kislevskich itp. do tego grając strategicznie na mapce taktycznej (zalecanej przez podręcznik 2e) a efekty mogą być zgoła inne, niż z ekipą suboptymalnych cyrkowców, paziów i węglarzy stworzonych typowo pod fabułę. Ogólnie mój point jest taki, że odczucia odnośnie trudności i heroiczności wynikają bardziej z poziomu i filozofii gry u konkretnych jednostek, niż samego uniwersum i zasad per se. Nie chcę też nikomu mówić jak powinno się grać, tylko jak to wygląda by the book i w lore. Ostrzegam też przed wpadnięciem w fałszywą dychotomię, że heroiczność zabija mrok i szarość. W wielu światach (np.: uniwersum gier Diablo) na luzie sobie koegzystują. I żeby nie było, nie sugeruję że w WFRP są takie same power levele co w D&D, są odczuwalnie niższe, ale nadal pozwalają na sporą dozę heroiczności. Postaciom u kresu ścieżki rozwoju praktycznie wszystko z obrębu ich specjalizacji wychodzi.
__________________ „Everything that lives is designed to end. We are perpetually trapped in a never-ending spiral of life and death. Is this a curse? Or some kind of punishment? I often think about the god who blessed us with this cryptic puzzle... and wonder if we'll ever get the chance to kill him”. |