Kilka godzin krążenia po Evercrest między zajazdami i ciemnymi zaułkami z jeszcze ciemniejszymi typami w nich pozwoliły chłodowi nocy ostudzić serce Viktora. Biło już ono normalnie, regularnie i powoli, ale z nowym-starym bólem. Śmierć matki go ukształtowała. Złamała wesołego choć biednego chłopca, który nigdy za nic nie wplątał by się w kontrakty z diabłem. Gdyby nie tamte wydarzenia pewnie nigdy nie opuściłby królestwa Evercrest i nie trafił do Cheliax. Teraz byłby bibliotekarzem, albo jakimś uczonym, czy pisarzem, albo kapłanem bo to
stricte śmierć matki sprawiła, że zainteresował się prawem. Aegon nigdy by nie zgadł, że skazanie na śmierć kobiety za konszachty z diabłem nie tylko nie zmniejszy liczby diabolistów w królestwie, ale sprowadzi do niego cały kult trzy dekady później…
Khal przekręcił klucz do swojego pokoju by zostawić w nim kilka rzeczy przed dalszymi działaniami. Wszedł po ciemku. W szczątkowych światłach nocy wpadających przez okno widział tylko zarys swojego stolika. Rzucił na niego sakwę którą dostał od Owlkina. Otworzył ją aby wyciągnąć materiały by dokończyć obręcz którą zaczął poprzedniej nocy.
Wtedy kątem oka zobaczył ruch. Spiął się i odskoczył w tył dobywając młotka bojowego i rozpalając sufit pokoju magicznym światłem…
W świetle pojawiła się rozczochrana Kaylie, ledwo co wybudzona i... drżąca. Khal widział wcześniej spojrzenie jakim go obdarzyła - strach i poczucie potrzeby walki o życie, gdy szanse znikome. W jednej ręce błyszczał miecz, a w drugiej skrawki magii. Wyglądało, że kobieta przysnęła w oczekiwaniu na niego ledwo buty i płaszcz zdejmując nim zwinęła się na łóżku. Oddychała głęboko jak ktoś przerażony. Widząc Khala rozwiała magię padając do tyłu na łóżko biorąc nerwowo oddechy.
- Kaylie! Jak ty… - wstrzymał się w pół słowa. Nie miało to znaczenia teraz. Zluzował bojową postawę, a młotek odłożył na komodę i pokazał jej puste dłonie by ledwie wybudzony umysł mógł łatwiej zrozumieć.
- Wybacz, Słoneczko… nie chciałem cię przestraszyć - przeprosił zmartwiony - Zgaszę to nieprzyjemne światło - poinformował ją by jej nie zaskoczyć. W chwili mroku włożył swój młotek do szuflady komody i go rozpalił zaklęciem. Światło strumieniem wylatywało z cienkiej na cal szpary mebla, uderzało w sufit i rozpraszało się tworząc przyjemny dla oka półmrok.
- Już dobrze… przepraszam - zbliżył się powoli widząc, że Kaylie wciąż się uspokajała. Usiadł obok niej, odsunął dłoń z mieczem, ale jej nie rozbroił i powoli objął ramionami, kładąc jej skroń na swoim ramieniu.
- Już dobrze. Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczna. Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu też się przestraszyłem… - powtarzał powoli. W kółko. Monotonnym głosem. W niezmiennym, kojącym rytmie. Z tą samą łagodnością i powtarzalnością z jaką mówił gładził ją po potylicy.
Oddech Kaylie uspokoił się, a ona sama wtulała się w Khala, jakby był on w tym momencie istotną stabilizacją w życiu. Nie była poganiana…
- Wszystko jest w porządku, Kruszyno - cały czas mówił, ale głos szybko stał się szeptem - Jesteś ostatnią osoba której chciałbym zrobić krzywdę…
Zmarszczył brwi w konsternacji ale ona nie mogła tego zobaczyć.
“Czemu to powiedziałem?”
“Czemu brzmiało to tak… prawdziwie?”
“Beksa.”
Wewnętrzny dialog nie mieszał się w żaden sposób z cichym uspokajającym szeptem. Dawał jej tyle czasu ile potrzebowała. Choć miał plany i miał bardzo niewiele spać tej nocy… mogło to poczekać. Najwyżej śniadania nie zje. To teraz było ważniejsze.
Nawet szept powoli cichł i wkrótce dźwięk palców sunących między jej włosami, koniuszkami samymi sięgającymi ciała zdał się dominować dźwięki w pokoju.
Oddech Kaylie się uspokoił, a miecz został przez nią puszczony na łóżko.
- Ten alkohol... Za mocno uśpił i nie obudziłam się w porę... - wyjaśniła cicho - Czekałam na ciebie, aż usnęłam.
- Rozumiem - odpowiedział czując wzbierającą w nim falę czułości i wylał ją z siebie przyciskając usta do czubka jej głowy w niemal intymnym pocałunku, ale w zupełnie nie ten sposób co dla niego “intymność” kiedykolwiek oznaczała - Dziękuję. Nie musiałaś. Ale chciałaś. I dziękuję…
“Beksa.”
Pytania krążyły w jego głowie. Głównie “dlaczego?”. Zdarzało się, że kobiety dbały o niego, nawet jeśli on o nie rzadko i z zupełnie nie takich powodów… ale to zawsze było po tym jak je “urobił”. Kaylie nie urabiał… nawet nie zaczął. Więc… dlaczego?
- Martwiłam się. Wiedziałam, że to musiało na ciebie wpłynąć... a byłam zbyt pijana by powstrzymać cię przed masowym mordem. - Khal zobaczył szeroki uśmieszek dziewczyny, zmniejszanie powagi sytuacji.
- A teraz już pijana nie jesteś? - zapytał z zarysem zbójeckiego półuśmiechu w kąciku ust.
- A czemu pytasz? - odparła - Chcesz wiedzieć czy ciągle masz szansę?
- Mam… zasadę, albo może preferencje - powiedział ledwie ponad szeptem, delikatnie ujmując jej policzek samymi opuszkami trzech palców - Nie całuję pijanych dziewczyn - wyszeptał i pochylił się w przód, składając usta tuż ponad jej oczami. Przytrzymał pocałunek odrobinę dłużej i wycofał się z łagodnym uśmiechem. Wyszukując w jej oczach odpowiedzi na pytanie którego sam sobie nawet nie zadał.
Kaylie patrzyła na niego chyba oceniając zamiary. Sama nie wiedziała jak się zachować w tej sytuacji...
- Jestem winna całkowitej zdrady swojej nacji. - powiedziała zupełnie niespodziewanie - I nic by mnie z tego nie wybroniło. - położyła dłoń na dłoni Khala - A wyrokiem będzie śmierć. - przeniosła dłoń na policzek mężczyzny - W najlepszym wypadku, choć wątpliwym w razie pochwycenia. - wsparła czoło na czole Khala patrząc mu ze smutkiem w oczy - Galt nie oddaje dusz Piekłu.
Szepnęła i krótko pocałowała usta Khala, po czym odsunęła się lekko gdy ten dopiero przetwarzał co właściwie usłyszał. To nie była odpowiedź jakiej się spodziewał. Dopiero dwa oddechy później dotarło do niego również, że został pocałowany… i przysiągłby, że zrobiło się w pokoju cieplej. Powoli spuścił z siebie powietrze dając sobie te kilka chwil na przemyślenie jak powinien zareagować… taktyki podrywu wyraźnie mówiły mu jakie powinny być jego dalsze działania w przypadku dziewczęcia w tak wrażliwym stanie…
- Ja… nie wiem co powiedzieć - wydukał z siebie wbrew im wszystkim i odchrząknął delikatnie - Chciałabyś mi o tym opowiedzieć? Mamy całą noc… oraz magię leczącą senność… - tak wyjątkowo bez choćby cienia uśmiechu, ale wciąż z łagodnością w głosie.
- Przeszedłeś dziś dużo. - Kaylie stwierdziła równie łagodnie - Potrzebujesz prawdziwego snu, nie oszukanego magią, tylko takiego, co pozwoli ci uspokoić myśli i poukładać je.
W Khalu coś się zmieniło… chyba naprężyło i zwyczajnie pękło gdy temat został zwrócony na niego i nie mógł już kryć się za tarczą “teraz to JA pomagam”. Skurczył się w sobie. Odwrócił spojrzenie z bólem odrywając swoje czoło od jej, ale… musiał koniecznie spojrzeć przez okno bo inaczej… nie wiedział co. Kaylie widziała, że zachowuje kontrolę, ale wymagało to od niego wszystkich sił. Widziała to w delikatnym drżeniu jego szczęki. Odrobinę spiętych brwiach. Tym, że Khal nigdy dotąd nie bał się patrzeć w oczy, a teraz nawet w jej kierunku się nie ważył.
- Bramy są zamknięte… - stwierdził swym zwyczajnym głosem - jutro będę musiał tam pójść - który szybko tracił przekonanie i siłę - Czy… pójdziesz ze mną? - by na końcu brzmieć jak głos skrzywdzonego chłopca, którym tak naprawdę gdzieś tam w środku wciąż był.
- Pójdę. - odpowiedziała bez zastanowienia, sama już układając w głowie kolejność jutrzejszych spraw.
- Dobrze! - powiedział odrobinę za głośno dla ciszy jaka panowała w pokoju, wstając odrobinę za szybko dla komfortu ich obojga. Stanął szerzej na nogach opierając pięści na biodrach i patrząc przez okno jak zdobywca z oczami odrobinę zbyt szeroko otworzonymi… odrobinę zbyt szklanymi - W porządku, w porządku, w porządku… - powtórzył odrobinę zbyt wiele razy, dopiero wtedy na nią spojrzał i wyglądał odrobinę niepoczytalnie, ale ten przebłysk szaleństwa szybko topniał w miarę jak odzyskiwał kontrolę nad sobą samym. Trzy głębokie wdechy i wydechy oraz przetarcie oczu później znów wyglądał jak ten zbyt pewny siebie Khal. Wzrok mu się rozczulił odrobinę…
- Na Iroriego, ale ty jesteś pięęęę… - zawiesił głos na moment zdając sobie sprawę co mu się z gęby właśnie wyrywało dopiero w trakcie wypowiadania -...ęęęNIE powinienem teraz mówić takich rzeczy! - warknął sam na siebie, ale było w tym już więcej rozbawienia i zatoczył szybkie kółko wokół środka pokoju.
- Kaylie, Słońce moje najjaśniejsze… - rzucił gdy znów ją widział. Przynajmniej z wierzchu znów był sobą. Zbójecko uśmiechniętym, wesołym, serdecznym i drwiącym ze wszystkiego Khalem.
- Niczego bym teraz nie chciał bardziej niż byś została ze mną na noc. Sam średnio wierzę że to mówię, ale w całkowicie
grzeczny i bogobojny sposób bo prędzej celibat poprzysięgnę niż poderwę dziewczynę
na litość. Mam swoją godność i to jest daaleeeko poniżej jej…
- Chcę chyba powiedzieć, że nawet nie jestem w stanie wyrazić jak wdzięczny ci jestem, że na mnie czekałaś cały ten czas, ale jeśli zostaniesz w moim pokoju jeszcze trochę dłużej… to wrażliwe stany nas obojga, a przynajmniej mój, mogą doprowadzić do dalszej zapaści mojego samopostrzegania jako cholernego Casanovę-dupka, na którym żadna nie jest w stanie zrobić już żadnego wrażenia - wziął wreszcie głębszy wdech, bo zaczynało już brakować powietrza w płucach. W jego słowach nie było pełnej pewności. Wątpliwość drżała zdradziecką nutą, bo ona po prostu tam była. Był poza skryptem. Wyrzucił go do śmietnika w swoim umyśle i wypłynął na nieznane wody.
Kaylie cierpliwie słuchała tej pełnej chaosu i zagubienia wypowiedzi, kogoś kto zdawał się pomylić kroki już na początku. Wstała odkładając miecz na stolik, gdy Khal stracił oddech, by podejść do mężczyzny i chwyciwszy za ubrania pchnąć go na łóżko.
- Idź spać, Khali. - powiedziała zabierając ubranie i zakładając buty.
Kiwnął głową siadając na łóżku.
- Tak. To mi dobrze zrobi - przytaknął z wdzięcznym uśmiechem obserwując Kaylie. Otworzył usta aby coś powiedzieć gdy wstawała, ale zamknął je. Powiedział już wszystko co miało sens i jeszcze sporo więcej.
- Czekaj… - poprosił gdy odwróciła się do drzwi. Wstał łagodnym ruchem, niemal tym samym momentum ujął jej policzek jedną dłonią, a biodro drugą i tym razem bez wstępów, czy jakichkolwiek pytań pocałował. Oderwał się od niej po krótkim momencie.
Kaylie zaskoczył ten moment, jednak jeszcze w trakcie jego trwania Khal zauważył, że nie nastała chęć odepchnięcia go. Nie było też próby przedłużenia, choć delikatny uśmiech zdradzał, że Kaylie była zadowolona.
- Ostatnim razem moje myśli były zupełnie gdzie indziej - wzruszył ramionami i oboje doskonale wiedzieli, że to tylko wymówka - To nie było uczciwe byś tylko ty miała takie szczegółowe wspomnienia… - bardzo słaba wymówka, ale najwyraźniej wystarczająca.
Cofnął się dwa kroki w tył i znanym Kaylie gestem ramion zrzucił z siebie iluzję cywilnego ubioru, ujawniając ukryty lekki pancerz.
- Widzimy się jutro - pożegnał się z nią odwracając by zdjąć kaftan.
- Śpij dobrze, Gwiazdeczko - rzucił tylko jeszcze przez ramię gdy usłyszał otwierane za plecami drzwi.
- Nie sraj gdzie jesz, hę? - zapytał sam siebie, kiedy zakluczał je kilka chwil później.