Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2024, 16:07   #31
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Przydrożna farma Wiliberta, syna Branda, przedpołudnie 8 dnia Erntezeitu 2512 KI

- Na zdrowie naszym miłym gospodarzom! - podjął toast Stark.

Każdy miał jakieś tajemnice i Stary Wilk to rozumiał i nie miał brodaczowi za złe. To, że coś ukrywał, nie znaczyło przecież, że robi to ze złej woli. Jakby nie patrzeć byli dla nich obcymi ludźmi.

- Czyli, jeślim dobrze pojął, to nie widzieliście nieumarłych, a jedynie słyszeli wszystko z opowiadań rybaków.

Wilibert wymienił spojrzenie z Norą, ponownie nakreślił w powietrzu ochronny znak jakby się lękał, że samo wspomnienie strasznego wydarzenia obudzi drzemiące w okolicy zło.

- Myśmy sami nie widzieli i bogom niechaj będą za to dzięki - wyjawił gospodarz - Wszelako rybacy z Hüserbachu mi opowiadali historie, od których skóra cierpła jak na nich trafiłem w czasie połowu. A później przejazdem był tenże właśnie kapłan Morra i on takoż opowiadał, że do wioski jedzie, coby wieczysty spokój zwrócić umarłym.

Gustav skinął ze zrozumieniem głową

- A powiedzcie mi jeszcze, ten morrowita, którego przyszło wam gościć, jakie na was zrobił wrażenie?

- Prawy świątobliwy mąż. Cały w czerni z medalionem Kruka, jak kapłanowi Morra przystało. I szanujący prosty lud. Spożył z nami posiłek, a potem odmówił modlitwę nad grobem mojego ojca i nie wziął za ów obrządek nawet szylinga. Rybacy z Hüserbachu mówili, że został potem z nimi w wiosce, aby strzec ichnego cmentarza po tym jak kapłan Mananna odszedł w niełasce z osady.

Stark trawił przez chwilę słowa w milczeniu. Dopomniał się o uzupełnienie kubka, po czym dopiero się odezwał.

- Cieszy mnie, że tak dobrze morrowita się sprawił. Po prawdzie jednak nie pojmuję dlaczego manannanin odszedł, jak to mówicie, w niełasce. Nie jego przecież dziedziną jest zajmować się duszami umarłych. Sami to stwierdziliście. Każdy bóg zajmuje swoje miejsce i włada swoją dziedziną. Jemu służą zaś jego akolici. Jako świat światem tak zawsze było i będzie. Nie może przecież być tak, że jest tylko jeden bóg nad wszystkimi. Bez ochyby kapłan Mananna lepiej poradzi sobie z gniewem Pana Mórz niż rzeczony kapłan Morra. Każdy ma swoje miejsce. Jak dupa od srania! - Zreflektował się za późno, że dziatki przysłuchują się rozmowie. - Za przeproszeniem.

Gospodarze spojrzeli po sobie, żona farmera utuliła mocniej trzymana na kolanach córkę.

- Nam tam nie lza wypowiadać się w sprawach bogów i ich sług, panie - odezwała się po raz pierwszy w trakcie rozmowy; głosem dźwięcznym i silnym, ale wyraźnie ostrożnym - Nam się zdawa, że tam jakiś zatarg był między kapłanami jak już upiry precz pognali. Ani chybi za mało było w Hüserbachu miejsca dla obu, ale jak jeden drugiego wysiudał, nam nie wiadomo.

- Jakby nie było, pewnikiem tak było lepiej dla tych z Hüserbachu - dodał Wilibert - Myśmy ich starego kapłana nigdy nie poznali, bo też nigdy nam po drodze nie było w tamte strony, my się swojej miedzy trzymamy, a jak już gdzie płyniemy to do Massenfels. Ale mój ojciec tam dawno temu bywał, bo miał w Hüserbachu kuma i do niego czasami zaglądał, póki kum nie pomarł. I powiadał mój ojciec, że ów kapłan dziwaczny był i groźny, iście bardziej myśliwy niźli opiekun dusz, tedy może wioska odetchnęła jak jego miejsce zajął ten od Morra?

- Ano, pewnikiem wszystko się wyjaśni jak z morrowitą porozmawiamy, bo i pismo do niego mam - zasępił się Gustav. - A powiedzcie mi jeszcze drogi gospodarzu, czemuście się tak dziwili, że do Hüsersbachu jedziemy? Coś wam jednak w zachowaniu rybaków dziwnym się zdawało?

Tym razem w izbie zapadła cisza tak długa, że poborca gotów był przysiąc, że gospodarze zaparli się w sobie na dobre i słowa już nie wyrzekną, siedząc na ławach z nieszczęśliwymi minami.

- Panie, oni od zawsze dziwni byli, całe życie ich tak pamiętamy - odezwał się w końcu Wilibert - Zamknięci w sobie i mocno zżyci, może nawet zbyt mocno w małżeństwach, jeśli wiecie, co mam na myśli. Tam wszystko w rodzinie zostaje, obcych nie lubią. Nie jesteśmy sąsiadami, z rzadka tylko słowo z nimi zamieniamy jak się na łowisku trafimy, ale oni w słowach bardzo są oszczędni. Ten kapłan od Morra był ostatnim gościem w Hüserbachu, o jakim słyszeliśmy, stąd nasze zdziwienie, że wy tam jedziecie. Tam nikt nie jeździ.

- No to teraz przyjedzie - zapewnił Stark.

Miał już dość tej wyprawy. Ciągle mu uświadamiano, że nie powinien jechać do Hüsersbachu, czuł że tam jechać nie powinien, że Helmut Steinhoff w końcu znalazł sposób, żeby się go pozbyć ostatecznie. A jednak musiał tam jechać. Nie z obowiązku. Dla baronówny Gertrudy von Stein. Żeby udowodnić coś sobie i jej. Żeby być może skończyć tam swoje zasrane życie. Czy uroni wtedy za nim choć jedną łzę w ramionach rachmistrza? Czy jej kamienne serce zmięknie choć trochę?

- Polej Wilibercie synu Branda! - podstawił kubek. - Może to nasz ostatni przyjazny przystanek.

Wychylił kubek.

- Z elfami nie macie tutaj problemu? - zmienił temat rozmowy.

Farmer pokręcił przecząco głową, rozparł się na ławie ewidentnie zadowolony ze zmiany krępującego go widać tematu Hüserbachu.

- Nigdy my tutaj żadnego nie uświadczyli, panie - odpowiedział wzruszając ramionami - Podle tego, co w Massenfels ludzie mówią, ta ziemia do nich należy, a nie cesarza, ale oni widać o to nie dbają, a my im nie wadzimy. Siedzą daleko na południu, za Zaklętymi Wzgórzami, w swoim zaklętym strasznym lesie. My się tam nie wyprawiamy, coby się nie napatoczyć na dziwożony czy insze leśne stwory, a elfy nam się nie naprzykrzają w zamian. I oby tak pozostało.

- A gobliny? - spytał poborca kiwając przy tym głową, która zaczęła mu już trochę ciążyć.

- Nie, panie - zaprzeczył Wilibert - Są tu dzikie zwierzęta, wilki, lisy czy nawet niedźwiedzie, ale goblinów na wybrzeżu żeśmy jeszcze nie widzieli. Żyjemy na pustkowiu, wszelako to wciąż ziemie elfów, a one goblinów nienawidzą. Nawet gdyby się tutaj jakaś zgraja trafiła, pewnikiem w trwodze by się wyniosła z powrotem na wschodni brzeg Demstu. Jeśli by nam tutaj miał ktoś zagrozić, to już prędzej jakieś łodzie Skaelingów na łupieskiej wyprawie albo ludzcy bandyci, których przegnała za rzekę straż dróg.

Gustav przyjął słowa gospodarza skinięciem głowy, w pamięci mając wspomnienie słów sierżanta Ackermanna twierdzącego, że zgraja mająca na łapach krew węglarzy uciekła właśnie na Zaklęte Wzgórza, na ziemię sąsiadujące z czarodziejskim lasem elfów. Poborca dopił zawartość kubka, beknął donośnie, po czym ziewnął.

- Jeśliście strudzeni, panie, naszykuję wam posłanie - zaproponowała Nora, ale jej słowa utonęły znienacka w dźwięku ulewy, jaka w tej samej chwili spadła z czarnego burzowego nieba zraszając strumieniami wody skaliste wybrzeże.

- O niczym innym nie marzę - przyznał poborca z wdzięcznością, wstając i podchodząc do okna. - Dobrze zrobiliśmy, że zatrzymaliśmy się u was.

Patrzył przez chwilę w zamyśleniu jak strugi wody spływały z dachu na ziemię.

- Znacie tą osadę węglarzy pół dnia drogi na południe stąd?

- Nie znam żadnych węglarzy, panie - Wilibert wzruszył ramionami w odpowiedzi - To rozległa kraina, a przeraźliwie pusta. Czasami zdarza się, że jakiś sąsiad mieszka za wzgórzem, a człowiek nie ma o tym pojęcia. Krążą tu myśliwi, drwale czy zielarze, wszelako nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Jak komu tęskno za towarzystwem, ciągnie do Massenfels albo na wschodni brzeg Demstu. A tutaj każdy swojej ziemi się trzyma. A czemu o to pytacie?

- Może to i dobrze, że ich nie znacie - odparł Stark. - Wataha zielonych zarżnęła wszystkie kobiety i dzieci a mężczyzn pognała w kierunku Dzikich Wzgórz. No nic - sapnął odwracając się od okna. - Miejmy nadzieję, że elfy się z nimi rozprawią. Na mnie już czas. Dobrą tą nalewkę pędzicie i dobrze grzeje.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem