LaBay przystanął i otarł przedramieniem pot z czoła. Podróż stawała się coraz cięższa. Spojrzał w jasne, falujące od gorąca niebo. Cholera. Już teraz czuł się jakby miał ciało z kamienia, a czeka ich jeszcze z kilka godzin marszu. Nawet czarnuch już zauważył, że dzienne podróże to zły pomysł, oby Matka Jr. poszła za jego podpowiedzią...
Spojrzał, dysząc, w przód, na drużynowego wyżła. Chyba coś ciekawego wywęszył. Doskonale, może jednak wyprawa nie będzie jednym wielkim niepowodzeniem.
A tymczasem... Ukucnął, wyjął nóż zza pasa i zaczął podważać nowy typ trawy. Trochę kręciło mu się w głowie. Jak dobrze pójdzie, to będzie musiał tu jeszcze chwilkę zostać, żeby dokończyć wydobywanie próbki... Tak... Chwilkę zostać, posiedzieć.
Niemal zapomniał o żołnierzyku. Coś się nie odzywał... Nieważne. Jeśli znalazł coś istotnego, z pewnością za chwilę wszyscy się o tym dowiedzą. Narazie Ed delektował się postojem...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS |