Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2024, 16:26   #2
Valash
 
Valash's Avatar
 
Reputacja: 1 Valash nie jest za bardzo znany
Pieśniarz Klingi był wyższy od przeciętnego człowieka i jak większość elfów szczupły, choć dobrze zbudowany. Twarz miał przystojną, z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi, delikatnym zarostem i niebieskimi oczyma zawsze lustrującymi otoczenie. Białe włosy opadały mu aż do łopatek oraz na twarz, przez co czasami musiał odgarniać je za uszy. No właśnie - uszy! Od razu zdradzały, że postronny obserwator lub rozmówca ma do czynienia z pełnokrwistym elfem. Głos miał głęboki, ale melodyjny, pasujący do wyglądu.

Podczas podróży nosił dopasowaną do ciała czarną koszulę, której rękawy podwijał aż do łokci a szeroką pierś i cały korpus chroniła dobrej jakości skórznia. Na szyi miał kilka rzemyków z dziwnymi kamieniami, noszone głównie jako ciekawostka i dodatek do ubioru. Wokół niego unosił się zapach przyjemnych perfum, które przydawały się zwłaszcza teraz, gdy słońce smażyło niemiłosiernie i pocił się dużo bardziej, niż zwykle.

Na smukłych palcach obu dłoni dostrzec można było kilka prostych pierścieni, do tego lewy nadgarstek okrywała czarna, skórzana opaska. Do tego dochodziły spodnie z czarnej skóry, które idealnie przylegały do jego szczupłych nóg. Równie czarne, skórzane buty pod kolano dopełniały ubioru. Na chłodniejsze dni Virkan miał cieplejsze rzeczy, które przechowywał w plecaku noszonym na zadzie przez jego konia, Halvara.

Drugi plecak, z najważniejszymi dla awanturnika rzeczami zwykle spoczywał na jego plecach. Tak samo jak lekka kusza i kołczan pełen bełtów. Rzeczą, która napawała go największą dumą był sejmitar o pięknie wykonanej rękojeści, który dawno temu otrzymał jako prezent od dziadka. Virkan dbał o broń bardziej, niż o siebie i nigdy się z nią nie rozstawał. No i kolor rękojeści pasował do koloru jego włosów. Poza tym ostrze było lekkie, świetnie wyważone i umagicznione, a walcząc nim elf nawet nie czuł, że trzyma broń w dłoni. Z drugiej strony biodra, na łańcuchu o małych oczkach wisiała księga z żelazną klamrą przypięta do szerokiego pasa, przez co musiał wyglądać dość osobliwie dla kogoś nie zdającego sobie sprawy, czym się zajmował. Uzbrojenia dopełniał trzymany z tyłu w pochwie sztylet.

Nowi towarzysze podróży na pewno zwrócili uwagę, że poruszał się pewnie, z gracją a jego ruchy zdradzały kogoś, kto jest szybki i zręczny. Mimo iż podróżował z nimi zaledwie od dwóch dni, to dał się poznać jako rozmowny, pozytywnie nastawiony do życia osobnik lubiący czasami rzucić jakimś żartem sytuacyjnym. Gdy na ich drodze pojawił się drogowskaz zapraszający do jakiejś mieściny o nazwie Phandalin, od razu wyszczerzył białe ząbki w uśmiechu.

- Zimnego piwa i dobrego żarcia nigdy sobie nie odmawiam - rzucił do towarzyszy i skierował Halvara w boczną ścieżkę. - Poza tym odpoczynek nam się przyda. Słońce dzisiaj nie bierze jeńców.

* * *

Z daleka Phandalin wyglądało na przyjemną mieścinkę, w której mogli przeczekać ten skwar i spędzić fajnie czas. Niestety, gdy tylko wjechali między budynki, usłyszeli poruszenie ciągnące się od centrum miasteczka.
- Nie brzmi to zbyt zachęcająco - powiedział do kompanów.

Jak się okazało, przed (prawdopodobnie) domem burmistrza zebrała się masa ludzi pragnąca wyrazić swoje niezadowolenie z faktu, że włodarz nic nie robi, by uporać się z problemami, jakie spadły na miasteczko. Virkan, trzymając się nieco z dala od gwaru i burzy emocji emanującej z tłumu przypatrywał się sytuacji z zaciekawieniem i niepokojem. W jego sercu obudziły się wspomnienia przeszłości, kiedy to w pewnym momencie życia musiał zmagać się z podobnymi wydarzeniami. Choć z natury był wesołym duchem, teraz jego twarz odbijała powagę, a oczy emanowały zdecydowanym spokojem.

Sytuacja bardzo szybko przybierała jeszcze groźniejsze oblicze. Trzeba było znaleźć drogę, aby przekonać tłum do tego, by się uspokoił, choćby na chwilę.

- Przyjechaliśmy na piwo i dziczyznę a wygląda na to, że będziemy musieli uratować burmistrza przed linczem - rzucił do pozostałych.

Podjechał bliżej na Halvarze i krzyknął w stronę tłumu.
- Co tu się dzieje, dobrzy ludzie? Drogowskaz zachęcił nas, żeby spróbować waszego piwa i jedzenia, a wygląda na to, że trafiliśmy tu na jakieś niepokoje. - Spojrzał po wszystkich. - Powiedzcie, o co się rozchodzi, a może uda się znaleźć wyjście z sytuacji bez podpalania chałup czy rozlewu krwi. Prawda, towarzysze? - Zerknął na nowych kompanów, licząc, że go poprą. - Ja w każdym razie na żadne samosądy pozwalać nie zamierzam, więc porozmawiajmy w spokoju. Zawsze da się znaleźć jakieś rozwiązanie na każdy problem. Nie trzeba od razu uciekać się do przemocy.
 
Valash jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem