Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2024, 08:07   #1
 
enzym's Avatar
 
Reputacja: 1 enzym nie jest za bardzo znany
[D&D 5e] Strzaskany Obelisk

22 Flamerule 1491 RD, Roku Szkarłatnej Wiedźmy,
szlak między Triboarem a Neverwinter,
Wybrzeże Mieczy, Faerun,





Było niemal śródlecie i dało się to odczuć podróżując szlakami Wybrzeża Mieczy. Błękitu nieba nie burzyła żadna chmura, a słońce niemiłosiernie piekło każdy odkryty kawałek skóry. Jedyną otuchę dawał wiejący co jakiś czas z północy wietrzyk, choć i on tego dnia do chłodnych nie należał. Zewsząd dobiegały wesołe śpiewy ptaków i przyjemny zapach roślin.

W takich okolicznościach przyrody znalazła się piątka awanturników, których los połączył jeszcze w kupieckim Triboarze. Poznali się w jednej z karczm i od słowa do słowa okazało się, że podróżują w tym samym kierunku, aż do Neverwinter, gdzie można było znaleźć dobrze płatną pracę. Dlaczego by więc nie wyruszyć w dalszą drogę wspólnie? Zwłaszcza, że tu i ówdzie słyszało się o dziwnie wzmożonej aktywności band goblinów między Szlakiem Triboarskim a głównym Szlakiem Kupieckim wiodącym aż do samego Klejnotu Północy.

Krótko po dziesiątym dzwonie minęliście ruiny małej wioski o nazwie Conyberry znajdującej się blisko wschodniej strony Lasu Neverwinter, kierując się wąską ścieżyną na zachód. Grupę tworzyliście zaprawdę malowniczą - była elfia kobieta wyglądająca na tropicielkę, kolejna rzucała się w oczy ze względu na swoje niebieskie włosy i pancerz utrzymany w podobnej tonacji. Najwięcej uwagi musiał jednak skupiać na sobie czerwonoskóry tiefling oraz ciemnoskóry jegomość znacząco wyróżniający się na tle pozostałych. Ostatnim z grupy był wysoki, białowłosy elf wyglądający jak połączenie maga z wojownikiem.

Słońce tego dnia nie dawało wytchnienia, więc gdy około południa przy dróżce odbijającej na południe ujrzeliście drogowskaz z napisem “Phandalin. Zapraszamy na zimne piwo i wyborną dziczyznę” nie zastanawialiście się ani chwili, by zboczyć z trasy. W gospodzie, przy zimnym alkoholu i dobrym jadle mogliście przeczekać kilka godzin, aż temperatura nie będzie dawać tak w kość i ruszyć w dalszą drogę. Podróżowanie w takich warunkach było nie lada wyzwaniem i wiedzieliście, że odpoczynek pod dachem, z dala od bezlitosnego słońca wszystkim wyjdzie na dobre.


Pół dzwona później zagajnik rosnący po obu stronach piaszczystej ścieżki rozstąpił się i ujrzeliście Phandalin. Z daleka siedlisko nie różniło się wiele od innych tego typu osad na północnej rubieży. Cztery, może pięć tuzinów domostw, owce wypasające się na zielonych polach nieopodal, po drugiej stronie obszerny sad. Chaty w przeważającej większości zbudowane na dawnych kamiennych ścianach podwalinowych. Nowe budynki mieszały się ze starszymi, drewnianymi, ale dobrze utrzymanymi a ze wzgórza nieopodal patrzyło na nie sponiewierane czasem spore dworzyszcze.

Im bliżej małego miasteczka byliście, tym bardziej wąska ścieżyna przeobrażała się w szeroką, piaszczystą dróżkę otoczoną zabudowaniami. Wszędzie słyszeliście wesoły zaśpiew ptaków, czy odgłosy świerszczy. Owce wypasające się na łące patrzyły na was obojętnym wzrokiem, zajadając trawę. Niektóre podchodziły bliżej, ale płoszyły się, gdy tylko któreś z was wyciągało w ich stronę ręce. Istna sielanka, można by rzec, choć zastanawiać mogła obecność trzech pasterzy doglądających stada, którzy z niewielkiego wzniesienia doglądali owiec. Wszyscy dzierżyli w dłoniach widły i obserwowali was, nim zniknęliście między budynkami. Zupełnie, jakby się czegoś obawiali.

Pierwszym obiektem jaki zauważyliście po wjeździe do Phandalin był przybytek o nazwie “Skład Barthena”, gdzie najpewniej można było zakupić przeróżne towary. Dalej była kuźnia, a za nią świątynka Tymory. Po drugiej stronie było to, czego szukał każdy podróżnik w Phandalin - “Zajazd u Stonehilla”. Nie to jednak najbardziej zwróciło waszą uwagę, gdyż niedługo po wjeździe do Phandalin waszych uszu zaczęły dochodzić krzyki i zawodzenie. Jak się okazało, w centrum osady zgromadził się spory, wzburzony tłum stojący przed dużym, piętrowym domem. Wszyscy zdawali się być mocno sfrustrowani. Przekrzykiwali się, czuć było atmosferę wrogości i napięcia. W stronę domostwa rzucano z tłumu różne przedmioty - miotły, dzbanki, butelki, na kuflach pełnych piwa kończąc. Sytuacja zdawała się być mocno zaogniona.


Nie trzeba było mocno nasłuchiwać, by do waszych uszu dotarły informacje rozjaśniające nieco sytuację.
- Myślałam, że to Czerwoni są źli, ale oni przynajmniej nigdy nie zniszczyli karczmy. Kto to robi? - Narzekała z tłumu niziołcza kobieta.
- Lwia Tarcza się wali a poza tym nie widziałem kilku moich znajomych od paru dni! Co z tym zrobisz, Wester?! - Zakrzyknął mocno zbudowany mężczyzna .
Zirytowany elf w fartuchu piekarza rzucił przez tłum:
- Jeśli zobaczę jeszcze jednego goblina zbliżającego się do mojego sklepu, walnę go wałkiem do ciasta. Nie mogę tego znieść!

Wyglądająca na wycieńczoną ludzka kobieta uspokajała w swoich ramionach płaczącego malucha.
- Wszystko będzie dobrze. - Ucałowała go w czoło. - Po prostu nie możemy bawić się na zewnątrz po zachodzie słońca. Burmistrz na pewno coś zrobi z tymi goblinami.
Mężczyzna nieopodal trzymał w dłoniach pergamin ze szkicem półorczej kobiety.
- Mojej żony nie ma od wielu dni! Zrób coś, ty tchórzu! I nie chowaj się za tymi drzwiami, bo w końcu je rozniesiemy na strzępy!
- Widziałeś moje uprawy, Harbin?! - Krzyknął gniewnie kolejny, łysiejący mężczyzna w średnim wieku, zaciskając pięści. - Wszystko zniszczone! Wszystko!!! Z czego wyżywię rodzinę?!!

Nikt nawet nie zwracał na was uwagi. Tłum ukierunkował i osadził swój gniew w konkretnym miejscu i nawet nie zauważył, że pojawiliście się między nimi.
- Podpalmy tę chatę! - Krzyknął z tłumu dobrze zbudowany mężczyzna. Zawtórował mu chór głosów poparcia. - Szybko go stamtąd wykurzymy! Wtedy nie będzie miał gdzie uciec!
- Dharas dobrze prawi! Spalić to do ziemi! Po co nam burmistrz, co nie umie sobie poradzić z problemami! - Zagrzmiał kolejny z mężczyzn. Niski, krępy, z obłędem w oczach.

Tłum podzielił ich plan kolejnym okrzykiem aprobaty. W domostwo rzucono kolejne przedmioty. Sytuacja eskalowała bardzo szybko i zdawaliście sobie sprawę, że jeśli czegoś nie zrobicie, to szaleństwo będzie miało przykry koniec. W ten, czy inny sposób.
 
__________________
Prowadzę:
5e: Wieża Durlaga | 5e: Strzaskany Obelisk
Wkrótce:
5e: War for the Crown: Crownfall (TBA)
enzym jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-04-2024, 16:26   #2
 
Valash's Avatar
 
Reputacja: 1 Valash nie jest za bardzo znany
Pieśniarz Klingi był wyższy od przeciętnego człowieka i jak większość elfów szczupły, choć dobrze zbudowany. Twarz miał przystojną, z wysoko osadzonymi kośćmi policzkowymi, delikatnym zarostem i niebieskimi oczyma zawsze lustrującymi otoczenie. Białe włosy opadały mu aż do łopatek oraz na twarz, przez co czasami musiał odgarniać je za uszy. No właśnie - uszy! Od razu zdradzały, że postronny obserwator lub rozmówca ma do czynienia z pełnokrwistym elfem. Głos miał głęboki, ale melodyjny, pasujący do wyglądu.

Podczas podróży nosił dopasowaną do ciała czarną koszulę, której rękawy podwijał aż do łokci a szeroką pierś i cały korpus chroniła dobrej jakości skórznia. Na szyi miał kilka rzemyków z dziwnymi kamieniami, noszone głównie jako ciekawostka i dodatek do ubioru. Wokół niego unosił się zapach przyjemnych perfum, które przydawały się zwłaszcza teraz, gdy słońce smażyło niemiłosiernie i pocił się dużo bardziej, niż zwykle.

Na smukłych palcach obu dłoni dostrzec można było kilka prostych pierścieni, do tego lewy nadgarstek okrywała czarna, skórzana opaska. Do tego dochodziły spodnie z czarnej skóry, które idealnie przylegały do jego szczupłych nóg. Równie czarne, skórzane buty pod kolano dopełniały ubioru. Na chłodniejsze dni Virkan miał cieplejsze rzeczy, które przechowywał w plecaku noszonym na zadzie przez jego konia, Halvara.

Drugi plecak, z najważniejszymi dla awanturnika rzeczami zwykle spoczywał na jego plecach. Tak samo jak lekka kusza i kołczan pełen bełtów. Rzeczą, która napawała go największą dumą był sejmitar o pięknie wykonanej rękojeści, który dawno temu otrzymał jako prezent od dziadka. Virkan dbał o broń bardziej, niż o siebie i nigdy się z nią nie rozstawał. No i kolor rękojeści pasował do koloru jego włosów. Poza tym ostrze było lekkie, świetnie wyważone i umagicznione, a walcząc nim elf nawet nie czuł, że trzyma broń w dłoni. Z drugiej strony biodra, na łańcuchu o małych oczkach wisiała księga z żelazną klamrą przypięta do szerokiego pasa, przez co musiał wyglądać dość osobliwie dla kogoś nie zdającego sobie sprawy, czym się zajmował. Uzbrojenia dopełniał trzymany z tyłu w pochwie sztylet.

Nowi towarzysze podróży na pewno zwrócili uwagę, że poruszał się pewnie, z gracją a jego ruchy zdradzały kogoś, kto jest szybki i zręczny. Mimo iż podróżował z nimi zaledwie od dwóch dni, to dał się poznać jako rozmowny, pozytywnie nastawiony do życia osobnik lubiący czasami rzucić jakimś żartem sytuacyjnym. Gdy na ich drodze pojawił się drogowskaz zapraszający do jakiejś mieściny o nazwie Phandalin, od razu wyszczerzył białe ząbki w uśmiechu.

- Zimnego piwa i dobrego żarcia nigdy sobie nie odmawiam - rzucił do towarzyszy i skierował Halvara w boczną ścieżkę. - Poza tym odpoczynek nam się przyda. Słońce dzisiaj nie bierze jeńców.

* * *

Z daleka Phandalin wyglądało na przyjemną mieścinkę, w której mogli przeczekać ten skwar i spędzić fajnie czas. Niestety, gdy tylko wjechali między budynki, usłyszeli poruszenie ciągnące się od centrum miasteczka.
- Nie brzmi to zbyt zachęcająco - powiedział do kompanów.

Jak się okazało, przed (prawdopodobnie) domem burmistrza zebrała się masa ludzi pragnąca wyrazić swoje niezadowolenie z faktu, że włodarz nic nie robi, by uporać się z problemami, jakie spadły na miasteczko. Virkan, trzymając się nieco z dala od gwaru i burzy emocji emanującej z tłumu przypatrywał się sytuacji z zaciekawieniem i niepokojem. W jego sercu obudziły się wspomnienia przeszłości, kiedy to w pewnym momencie życia musiał zmagać się z podobnymi wydarzeniami. Choć z natury był wesołym duchem, teraz jego twarz odbijała powagę, a oczy emanowały zdecydowanym spokojem.

Sytuacja bardzo szybko przybierała jeszcze groźniejsze oblicze. Trzeba było znaleźć drogę, aby przekonać tłum do tego, by się uspokoił, choćby na chwilę.

- Przyjechaliśmy na piwo i dziczyznę a wygląda na to, że będziemy musieli uratować burmistrza przed linczem - rzucił do pozostałych.

Podjechał bliżej na Halvarze i krzyknął w stronę tłumu.
- Co tu się dzieje, dobrzy ludzie? Drogowskaz zachęcił nas, żeby spróbować waszego piwa i jedzenia, a wygląda na to, że trafiliśmy tu na jakieś niepokoje. - Spojrzał po wszystkich. - Powiedzcie, o co się rozchodzi, a może uda się znaleźć wyjście z sytuacji bez podpalania chałup czy rozlewu krwi. Prawda, towarzysze? - Zerknął na nowych kompanów, licząc, że go poprą. - Ja w każdym razie na żadne samosądy pozwalać nie zamierzam, więc porozmawiajmy w spokoju. Zawsze da się znaleźć jakieś rozwiązanie na każdy problem. Nie trzeba od razu uciekać się do przemocy.
 
Valash jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-04-2024, 17:16   #3
 
Inana's Avatar
 
Reputacja: 1 Inana nie jest za bardzo znany
Wilga długo wahała się przed podejściem do grupki nieznajomych w karczmie, którzy najwyraźniej przełamali pierwsze lody i snuli plany na kolejny dzień. Początkowo nie zamierzała zapoznawać się z nikim, ale plotki o goblinach napełniły ją pewnym niepokojem i towarzystwo w podróży do Neverwinter nagle zaczęło wydawać się nęcącą opcją.

Podeszła więc i przedstawiła się, spoglądając na resztę z uwagą i pewnym napięciem. Zaoferowała swoje usługi tropiciela, kogoś kto mógłby zadbać o wypatrzenie wcześniejszych niebezpieczeństw i pomógł przejść szybciej przez mniej uczęszczane drogi. Mówiła cicho, niepewnie, trochę niegramatycznie - zupełnie tak, jakby powszechnie używany Wspólny był jej drugim językiem, ale uśmiechnęła się szeroko, gdy jej propozycja została przyjęta. Zdjęła podróżny płaszcz i usiadła przy stole, pozwalając nowym towarzyszom podróży nieco lepiej się jej przyjrzeć.

Była wysoka, zwłaszcza jak na elfkę, o szerokich, silnych ramionach. Miała ciemnozielone, duże oczy i opaloną karnację kogoś, kto spędza dużo czasu na słońcu. Widać było że jest młoda, inny elf byłby w stanie określić, że miała sporo poniżej stu lat, ale wyglądała na dobrze przygotowaną do podróży. Jej nieco za luźne, zielonobrązowe ubranie było znoszone i do bólu praktyczne. Widoczny łuk był nowy i w zadbany, ale regularnie używany. Nie nosiła też żadnej biżuterii, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jedyną ozdobą na jaką sobie pozwoliła, były żółte pióra, wplecione w ciemne włosy, które zaplotła w ciasny, również praktyczny w podróży warkocz.

Następnego dnia była gotowa do drogi jeszcze przed wschodem słońca. Grupa zastała ją przed karczmą, czekającą bez żadnych oznak zniecierpliwienia, z łukiem w ręce i naciągniętą chustą, która zasłaniała większość twarzy. Szybko okazało się, że Wilga zsuwa ją tylko w trakcie odpoczynku lub gdy musi coś powiedzieć.

Praktycznie całą podróż szła na przedzie, wyprzedzając grupę i rozglądając się uważnie za potencjalnym niebezpieczeństwem. Czasem schodziła im z oczu, znikając za zakrętem czy rosnącą w pobliżu kępą drzew, aby przyjrzeć się czemuś, co wzbudziło jej zainteresowanie. Dwa razy wróciła z takiej wycieczki z nazbieranymi do miski poziomkami, które zaoferowała grupie, zsuwając z twarzy chustę i uśmiechając się nieśmiało. Głównie milczała, odzywając się tyko aby odpowiedzieć na jakieś pytania, ale wyglądało na to, że podróż traktem w towarzystwie, w tak ładny dzień, sprawia jej przyjemność.

Tak zresztą było. Wilga uznała, że mogła trafić o wiele gorzej - na przykład na letnią burzę lub bandytów. Jedno i drugie było jej niepotrzebne do szczęścia i elfka cieszyła się ze spokoju, prawie całkowicie zapominając o powodzie, dla którego w ogóle jest w drodze. Humoru nie psuło jej też słońce - była przyzwyczajona do gorszych warunków - ale nie protestowała, gdy Virkan skierował konia w stronę Phandalin. Nie śpieszyło im się w końcu, mogli pozwolić sobie na kilka godzin odpoczynku.

Krzyki usłyszała zaraz po wjedźcie do wioski, choć jeszcze przez chwilę nie potrafiła określić ich natury. Przyśpieszyła kroku, wyprzedzając resztę, a potem zwolniła, przypominając sobie, że tym razem nie jest sama. Przystanęła w miejscu i pozwoliła grupie się wyminąć, próbując ukryć bijące od niej zakłopotanie. Szybko zresztą przestało mieć to dla niej znaczenie: wszystko wskazywało na to, trafili na początek jakiejś awantury.

Wilga najchętniej wycofałaby się z wioski, pozwalając burmistrzowi załatwić własne sprawy (w końcu co z niego za burmistrz, który nie panuje nad własnymi ludźmi), ale białowłosy elf miał na ten temat inne zdanie. Westchnęła w duchu, szykując się na kłopoty. Zdjęła łuk z pleców i poruszyła barkami, upewniając się, że kołczan jest w odpowiedniej pozycji. Nie sięgnęła po strzały, nie chcąc przyczyniać się do eskalacji, ale była gotowa do działania - niezależnie od rozwoju sytuacji.
 
Inana jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-04-2024, 21:03   #4
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Aldin żwawym krokiem podążał ramię w ramię ze swymi nowo poznanymi towarzyszami, podziwiając tętniącą życiem okolicę tej części kontynentu. Calimshyta nawet po wielu miesiącach od opuszczenia swych rodzinnych stron, wciąż nie potrafił wyjść z podziwu nad wszechobecną zielenią łąk, lasów i pagórków, oraz miriadami różnokolorowych kwiatów. Możliwe jednak, że to po prostu cząstka jego elfickiej krwi dawała o sobie znać.

Nie tylko natura była dla niego pewnego rodzajem kuriozum. Z politowaniem ponownie spojrzał na część towarzyszy, która najwidoczniej nie radziła sobie z panującą tego dnia, przyjemną dla niego aurą. Ciemnoskóry pół-elf przyzwyczajony był do palącego słońca dalekiego południa i taka temperatura nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Swój brązowy, skórzany płaszcz nosił co prawda rozpięty, narzucony na bawełnianą koszulę w kolorze piasku, ale z pewnością nie dlatego, że doskwierał mu upał. Po prostu lubił czuć swobodę, dlatego też w komplecie do reszty ubioru miał też na sobie czerwone spodnie o szerokich nogawkach, oraz wygodne buty. Biodra zaś przewiązane miał długą, żółtą szarfą, z której na łańcuszku zwisała przywiązana srebrna piramidka wielkości dłoni. Chodził tak jak się ubierał - bez oznak skrępowania. Równie swobodny wydawał się też uśmiech, który często pojawiał się na jego twarzy.

Umilając wędrówkę rozmową i wymianą żartów z resztą kompanów, raz jeszcze w duchu dziękował Tymorze, że przed paroma dniami udało mu się własnoręcznie (w jego mniemaniu) zebrać grupę, aby wspólnie móc podróżować aż do samego Neverwinter.

Al’a zwłaszcza cieszyło to, że wszyscy wyglądali na doświadczonych awanturników, którzy w razie czego byliby w stanie wybawić go z kłopotów, gdyby w takowych nieopatrznie się znalazł. Nie mógł jednak ukryć, że pomimo krótkiego czasu spędzonego na wspólnej podróży, już zdążył polubić każde z nich i nie miałby nic przeciwko, gdyby nawet po dotarciu do wspólnego celu, mogli dalej razem podróżować. Do tej pory znosił bowiem towarzystwo jedynie swojego chowańca - zrzędliwego sprite’a o imieniu Mbatu, który zdecydowanie nie był najlepszym partnerem do rozmów.






Perspektywa możliwości odpoczynku w miejscu z dachem nad głową i nocy spędzonej w wygodnym łóżku, wyjątkowo go ucieszyła, entuzjastycznie więc zachęcał kompanów do przyspieszenia kroku. Cała radość jednak szybko minęła, gdy zauważył nastroje panujące wśród tubylców.

W myślach nakazał swojemu chowańcowi stać się niewidzialnym i wzbić swoje zrzędliwe cztery litery w powietrze, oraz informować go o czymkolwiek, co mogłoby wzbudzać niepokój i im zagrozić.

Już układał w głowie plan, jak najlepiej wydostać się z tego zamieszania, nie alarmując tłuszczy o ich obecności, gdy nie wiadomo skąd, Virkan zaczął wydzierać się wniebogłosy. Przeklinając dzień, w którym własnoręcznie (w jego mniemaniu), zebrał tę grupę samobójców, wyszedł do przodu i z przyjacielskim uśmiechem rozpoczął przedstawienie.

- Otóż to! Jak mój szlachetny towarzysz broni i nieustraszony wojownik wspomniał, przybyliśmy w to miejsce mając nadzieję zastać otwartych i dobrodusznych mieszkańców Phandalinu, o których tyle dobrego słyszeliśmy w okolicy. W rzeczy samej musiało się tu wydarzyć w ostatnim czasie wiele niegodziwości, na które moi towarzysze, jako obrońcy uciśnionych i bohaterowie ciężko pracującego ludu, nie pozostaną obojętni. Odłóżcie więc za ten czas na bok wasz gniew i siądźcie z nami do stołu, a moi towarzysze z pewnością znajdą sposób, by was poratować!




 
Koime jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 12:27   #5
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Arthus Dis mimo swego nieco nietypowego wyglądu nie był diabłem z piekła rodem. Jego rodzinnym miastem była Arabel, gdzie Arthus żył sobie spokojnie, w gronie rodziny i przyjaciół, ciesząc się sympatią w pewnych kręgach... i zdecydowanym brakiem sympatii w innych, obejmujących przede wszystkim posiadaczy młodych żon i pięknych córek.

* * *

Arthus był wysokim mężczyzną, którego nawet w ciemnościach nocy trudno by było uznać za człowieka. Nie tylko z powodu rzucających się w oczy rogów. Cera i oczy również nie były ludzkie. No ale taki niekiedy był los tych, w których dalecy przodkowie zawarli pakt z jednym z władców Piekieł.
Czy plusy przewyższały minusy? Arthus w to nie wnikał. Po prostu uznał, że lepiej pogodzić się z losem... i czerpać korzyści z tego, czego zmienić nie mógł.

Przodkowie tieflinga zawierali, jak się okazało, pakty nie tylko z władcami piekieł. A może nie był to pakt, tylko namiętny romans? W dzisiejszych czasach nikt nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, bowiem świadkowie od wieków spoczywali w grobach, ale jedno nie ulegało wątpliwości - w żyłach Arthusa płynęła smocza magia.

* * *

W przeciwieństwie do urody, strój Arthusa nie wyróżniał go zbytnio z tłumu tych, co wędrowali drogami i bezdrożami Faerunu. Ubranie, ciemne, w podobnym do wojskowego kroju, było porządne, ale pozbawione różnych ozdóbek, w których lubowała się szlachta. W końcu każda rozumna istota wolała solidny ubiór, niż fatałaszki, które nie lubią kurzu polnych dróg czy też ostrych cierni złośliwych krzewów.
Wisząca na plecach kusza wyglądała na używaną, ale prócz niej jedyną bronią Arthusa był nóż, zdecydowanie bardziej nadający się do krojenia chleba, niż patroszenia przeciwników (bądź podrzynania im gardeł). Ale magowie, zazwyczaj, nie muszą uciekać się do takiej, ręcznej, roboty.

* * *

Upał zbytnio nie przeszkadzał tieflingowi, chociaż Arthus wolał gorące źródła niż kąpiele słoneczne. Ale kto miałby coś przeciwko paru chwilom pod dachem, ze szklanką wina i talerzem pełnym czegoś, na co nie trzeba było zapolować. Ale takie projekty trzeba było odłożyć na później, bowiem tuż po wkroczeniu między mury Phandalin na drodze ku przyjemnościom stanęło spore zamieszanie.
Ktoś miał kłopoty i Arthus doszedł do wniosku, że nie wypada pozostawiać bliźnich w potrzebie. Do dyskusji jednak się nie wtrącał, pozostawiając wszystko w rękach (czy raczej ustach) kompanów. Ograniczył się jedynie do skinienia głową.
Sprawę powodów, dla których Aldin nie zamierzał się angażować w lokalne problemy, pozostawił do późniejszego wyjaśnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-04-2024 o 18:21.
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-04-2024, 17:56   #6
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Raisa spędziła dwa dni w Triboarze jako przystanku w dalszej wyprawie do Neverwinter, gdzie miała spotkać się z kilkoma wyższymi rangą kapłanami należącymi do tej samej co ona frakcji Rycerzy Czterech Stron Wiatru. Ponoć w murach Klejnotu Północy natrafili oni na intrygę, która wymagała zebrania większej ilości kleryków Pani Wiatrów, by móc uporać się z przybierającym na sile zagrożeniem. Jakim? Tego miała dowiedzieć na miejscu, gdyż wiadomość, jaką otrzymała kilka dni temu tego nie wyjaśniała. Spakowała się i wyjechała z samego Silverymoon, obierając drogę na północ, do Triboaru, by potem przejechać na skróty szlakiem wiodącym z miasta na drogę kupiecką i dalej do Neverwinter.

Tak się szczęśliwie złożyło, że w Bramie Wiodącej na Północ spotkała kilku nieznajomych, którzy również wybierali się w tamtą stronę. Raisa zwykle nie odmawiała towarzystwa na szlaku, a biorąc uwagę zasłyszane w gospodach pogłoski o rzekomych napadach band goblińskich na podróżnych i karawany kupieckie było jej to teraz nawet na rękę. Zwłaszcza, że Aldin, Arthus, Wilga i Virkan wyglądali na takich, co z niejednego pieca chleb jedli. Razem raźniej, jak mówiło stare porzekadło. Wśród nowych towarzyszy nie wyróżniała się nawet aż tak bardzo, choć oczywiście miała kilka charakterystycznych cech. Pierwszą były długie, ciemnoniebieskie niczym toń morza włosy aż do łopatek, co natychmiast zdradzało, że choć wyglądała jak ludzka kobieta, to człowiekiem nie była.

A przynajmniej nie do końca, gdyż płynęła w niej niebiańska krew, czego dowodem była również ponadprzeciętna uroda kobiety, wyróżniające się spojrzenie niebieskich oczu i utrzymująca się przy jej skórze zawsze woń jabłka zmieszanego z miętą. Była kobietą wysoką jak na obowiązujące standardy, smukłą, o odpowiednich kształtach, które przed ciekawskim męskim okiem kryła pod łuskowym pancerzem z barwionymi na niebiesko akcentami. Na nogach miała jasnoszare, luźne spodnie oraz granatowe, wysokie, skórzane buty.

W podróży dosiadała srokatej klaczy o imieniu Ayla a przy siodle zawieszony miała wypchany po brzegi plecak z najpotrzebniejszymi do przeżycia na szlaku przedmiotami. Drugi plecak krył w sobie starannie złożone ceremonialne szaty, które Raisa ubierała jedynie na specjalne okazje. Lewą część ciała aasimarki zasłaniała trójkątna tarcza z symbolem Akadi, przy szerokim, skórzanym pasie wisiał długi, wykonany z dbałością miecz, sztylet oraz buzdygan. Na plecach znajdował się skórzany kołczan z bełtami oraz lekka kusza a na szyi nosiła rzemyk z niebieskim szafirem, w który również wpisany był symbol Pani Wiatrów - biała chmura.

Gdy natrafili na drogowskaz zachęcający do wizyty w Phandalin a kompani chcieli się tam udać, nie sprzeciwiała się. W końcu Akadi była uosobieniem zmiany a w związku z tym każdy dzień odkrywał coś nowego. Należało być elastycznym i podatnym na nowe, gdyż nigdy nie wiadomo było, gdzie zaprowadzi nas świeżo odkryta ścieżka.
- Masz rację, Virkanie, odpoczynek nam się przyda. Być może Akadi sprowadzi na nas dobre, chłodne wiatry, gdy wyruszymy nieco później w drogę do Neverwinter. Ruszajmy więc do Phandalin!


Miasteczko widziane z daleka nie wywołało w kobiecie żadnych głębszych odczuć, gdyż widywała takie bardzo często. Jedyną rzeczą, która ją lekko zastanowiła była aż trójka pasterzy z widłami doglądająca owiec. Z tego, co wiedziała, to zwykle psy pilnowały wypasu, więc taki widok był dość dziwny. No chyba, że w okolicy nie działo się dobrze, wtedy miałoby to sens. Patrząc w ich stronę, uniesioną ręką pozdrowiła farmerów, ale nie doczekała się reakcji zwrotnej. Cóż, nie pierwszy raz. Mimo wszystko zastanowiło ją to.

Odpowiedzi, przynajmniej częściowe, przyszły nieco później, gdy skierowali się do serca mieściny, z której już wcześniej doszły ich krzyki i inne złowróżbne odgłosy. Jak się okazało, miejscowi próbowali gniewem wymusić na swym burmistrzu działanie względem goblinów, które atakowały miasteczko. A przynajmniej tyle z tego przekrzykiwania się Raisa zrozumiała. Sytuacja musiała być napięta już od jakiegoś czasu, bo skoro lokalni zdobyli się na otwartą agresję wobec swojego dobrodzieja, to musiało oznaczać, że byli już całkowicie bezsilni względem tego, co się działo i siłą postanowili zmusić burmistrza do działania. A ten najwyraźniej w obliczu zagrożenia postanowił schować głowę w piasek. Virkan starał się przemówić mieszkańcom do rozsądku, a Aldin odstawił takie przedstawienie, że tylko przewróciła oczyma. Coś jednak trzeba było zrobić, żeby za chwilę nie polała się krew.

- Ludzie Phandalin! Spokojnie! Nerwowe działanie nie przyniesie żadnego rozwiązania tylko więcej szkód! To nie burmistrz jest waszym wrogiem. Uspokójcie się i porozmawiajmy. Jak mówią moi towarzysze, razem możemy znaleźć wyjście z tej sytuacji. - Patrzyła z siodła Ayli na zebrany tłum, mówiąc do nich opanowanym tonem głosu. Miała nadzieję, że cokolwiek to da.
 
__________________
Every next level of your life will demand a different version of you.
Layla jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2024, 08:33   #7
 
enzym's Avatar
 
Reputacja: 1 enzym nie jest za bardzo znany
Głośne słowa wypowiedziane najpierw przez Virkana, potem Aldina i na końcu Raisę sprawiły, że tłum nagle zamilkł. I w końcu dostrzegł waszą grupkę. Ludzie przeskakiwali spojrzeniami po was, taksowali wzrokiem, patrzyli z niedowierzaniem i zaciekawieniem wypisanymi na twarzach.

- Próbowaliśmy po dobroci, ale nic nie zostało zrobione! - Krzyknął ktoś z tłumu.
- Nie dalej jak wczoraj, dwa zielone pokurcze przylazły do mojego zajazdu niezdarnie przebrane za dzieci i próbowały ukraść babeczki upieczone przez moją żonę! - Odburknął ktoś inny.
- Wester nic nie robi, a będzie tylko gorzej!
- Ale nowi mają też rację. - Z tłumu podniósł się głos rozsądku. - Nawet jeśli spalimy dom burmistrza, to niczego to nie zmieni. Gobliny nadal będą nas nachodzić!
- Tyż prawda! - Dodał kolejny. - A Harbin to nasz chłop, on niewinny tego, że te głupie stwory do miasteczka przyłażą.
- Jak ci przyjezdni chcą rozmawiać, to niech rozmawiają. Może i znajdą sposób, żeby pozbyć się tego tałatajstwa - rzuciła jakaś kobieta.

Tłum zdawał się uspokajać, na co na pewno wpływ miało to, co powiedzieli Virkan, Al i Raisa. Nagle drzwi piętrowego domostwa obleganego przez zbiorowisko otworzyły się i ze środka wyszedł starszy, brodaty mężczyzna o wydatnym brzuszysku. Wyglądało na to, że sam burmistrz nabrał odwagi, by w końcu przemówić.


- Ludzie! - Uniósł prawą rękę. - Toż to sami bogowie nam tych nowo przybyłych gości zesłali! Nie widzicie tego? Miasteczko w potrzebie i nagle zjawia się ta piątka, chociaż my od dawna żadnych wizytorów nie mieli. Bogowie nie chcą, by coś złego stało się w Phandalin! Ci dzielni nieznajomi na pewno poradzą sobie z naszymi problemami! Rozejdźcie się do domów, a ja się z nimi rozmówię i będzie załatwione!

Mieszkańcy popatrzyli po sobie, podniósł się szmer rozmów. Powoli ale niechętnie zaczęli rozchodzić się do swoich spraw.
- Damy ci szansę, Harbin - powiedział ten, na którego inni mówili Dharas. - Chcemy widzieć poprawę i żeby te złośliwe knypki nie pałętały się po ulicach!
- Zrobię co w mojej mocy, możesz być pewien - odparł burmistrz, przełykając nerwowo ślinę.

Gdy tłum powoli znikał z głównego placu, Harbin przywołał was do siebie gestem dłoni.
- Wasz przyjazd to zaprawdę wola bogów. Inaczej by mi ratusz roznieśli… - powiedział. - Jak was zwą? Zapraszam, zapraszam do środka, tam się rozmówimy.

Odsunął się od drzwi pochylając się lekko i puścił was przodem. Starał się niezbyt nachalnie patrzeć na Arthusa i Aldina. Zapewne tieflinga i ciemnoskórego półelfa widział po raz pierwszy w życiu.


Wnętrze ratusza, jak nazwał to miejsce burmistrz, było przestronne i przyjemnie chłodne. Parter zajmowały ustawione w rzędach stoły, przy których najpewniej odbywały się zebrania z mieszkańcami, po lewej stronie wygaszony teraz kominek a po prawej schody prowadzące na piętro. Za schodami znajdowały się półki z jakimiś księgami. Izba była czysta i pachniała nagrzanym drewnem.

Wester zaprosił was do najbliższego stołu i sam klapnął siedziskiem na ławie, jakby ktoś wypompował z niego całe życie.
- Same problemy, mówię państwu, same problemy… - Potarł brwi. - Rozumiem, że mieszkańcy są rozgniewani ale czy oczekują, że się sam wszystkim zajmę? Nie mogę sam stawić czoła stadu paskudnych goblinów! I to nie byle jakich goblinów, o nie! Te gobliny mają... dziwną moc... emanuje z nich zielona energia. - Westchnął ciężko. - Panoszą się tutaj i w okolicy... wywołały niepokoje wśród mieszkańców, którzy żądają ode mnie podjęcia działań w celu ochrony Phandalin. Ja nie jestem śledczym przecież! I przykro mi, że moi ziomkowie tak mnie traktują. Jestem przytłoczony tym jadem. - Pociągnął nosem.

- W każdym razie. - Odchrząknął i wyprostował się nieco na ławie. - Są cztery miejsca, które odwiedziły te małe niedojdy i zrobiły tam największy kipisz. Chciałbym, żebyście sprawdzili, czy uda wam się coś tam ustalić. Coś, co być może doprowadziłoby was do miejsca, gdzie ukrywa się ta banda? A wtedy byście się z nimi rozprawili raz na zawsze! - Zaciśniętą pięścią uderzył w stół. - Przepraszam, to nerwy. Widzę po was, że życie na szlaku to dla was nie pierwszyzna, więc oferuję wam pięćdziesiąt sztuk złota na głowę w ramach zaliczki i kolejne dwieście pięćdziesiąt do podziału po wykonaniu zadania. Co wy na to? - Burmistrz popatrzył po was nerwowo.
 
__________________
Prowadzę:
5e: Wieża Durlaga | 5e: Strzaskany Obelisk
Wkrótce:
5e: War for the Crown: Crownfall (TBA)
enzym jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2024, 19:21   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mieszkańcy miasteczka wykazali się w końcu odrobiną rozsądku i ulegli gorącej przemowie paru przybyszów.
Nieco racji w tych pełnych rozsądku słowach było bowiem burmistrz nie był od tego, by biegać po polach i lasach i szukać zielonych kurdupli. Z drugiej strony - skoro były jakieś kłopoty, to Harbin mógł wysłać posłańców po najemników, lub wywiesić ogłoszenia w przydrożnych karczmach lub na rozstajach dróg.
Na jego szczęście najemnicy zjawili się sami.

- Arthus Dis - przedstawił się tiefling, po czym przedstawił pozostałych (potencjalnych) uczestników wyprawy przeciwko goblinom.

Spokojnie wysłuchał burmistrza, nie wtrącając się nawet na chwilę. Nie miał pojęcia, czy Harbin nie mija się z prawdą, ale oferta pieniężna była całkiem niezła - zarówno zaliczka, ja i późniejsza nagroda. Jedyny problem, zdaniem Arthusa, mogło stanowić poszukiwanie śladów, oczywiście gdyby gobliny wpadły na pomysł zacierania tychże.

- Uważam - spojrzał na towarzyszy - że powinniśmy pomóc mieszkańcom. Ale najpierw wypadałoby coś zjeść. A potem obejrzymy miejsca, gdzie doszło do tych nieszczęsnych zdarzeń.
 
Kerm jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-04-2024, 20:15   #9
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Zaraz po tym gdy uspokojony już tłum zaczął rozchodzić się w różne strony, Aldin odetchnął z ulgą. W jakiś sposób udało im się uniknąć stanięcia po niewłaściwej stronie pochodni i wideł. Teraz tylko pozostało im przekonać mieszkańców, że następnego dnia z rana zaczną zajmować się ich problemami, a następnie już wypoczęci będą mogli niepostrzeżenie wymknąć się, by móc kontynuować swą podróż.

Przyjąwszy zaproszenie burmistrza, wraz z towarzyszami udał się do wnętrza ratusza, rozsiadł się wygodnie i zaczął uważnie wsłuchiwać się w jego relację. Naprawdę zrobiło mu się żal okolicznych mieszkańców, ale tutejsze nieszczęścia w żadnej mierze nie były jego problemem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę niewspółmiernie niską obietnicę nagrody w stosunku do ponoszonego ryzyka.

Tym bardziej musiał powstrzymać jęk rozpaczy, gdy (kolejny już raz tego samego dnia!) jeden z jego kompanów wykazał objawy potwornej choroby nazywanej “niepotrzebne mieszanie się w cudze kłopoty.”

- Panie, czy mógłbyś może nieco więcej opowiedzieć nam o owych miejscach, które padły ofiarą goblinów? Dobrze byłoby też dowiedzieć się, kiedy zaczęły się one tu pojawiać.


.
 

Ostatnio edytowane przez Koime : 22-04-2024 o 20:21.
Koime jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-04-2024, 08:26   #10
 
Layla's Avatar
 
Reputacja: 1 Layla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputacjęLayla ma wspaniałą reputację
Obserwując tłum i jego reakcję na słowa swoje i towarzyszy, cieszyła się, że nie chcieli dążyć do eskalacji a wykazali się odrobiną rozsądku. Dostrzegała w tych ludziach mieszankę strachu, złości i nadziei, więc tym lepiej, że sprawę udało się załagodzić. No i w końcu sam burmistrz Harbin wyszedł do swych mieszkańców i stanął na wysokości zadania, choć Raisa wiedziała, że gdyby nie interwencja jej, Aldina i Virkana, zapewne siedziałby w chacie do tej pory. Słowa burmistrza o "woli bogów" były jak na jej gust zbyt pompatyczne, ale zadziwiająco przyniosły efekt. Prawda była taka, że to ona i jej towarzysze musieli wziąć sprawy w swoje ręce, by uwolnić Phandalin od zagrożenia.

Gdy ludzie zaczęli się rozchodzić a Harbin zaprosił ich do środka ratusza, Raisa zostawiła Aylę przed chatą, prostym słowem nakazując jej czekać, po czym z uwagą obserwowała zachowanie włodarza miasteczka. Zauważyła w nim zmęczenie i frustrację, ale również chęć współpracy i znalezienia rozwiązania. Czuła w nim człowieka przytłoczonego odpowiedzialnością, ale nie pozbawionego nadziei.
- Raisa Velgatir. - Przedstawiła się po Arthusie.

Wysłuchała z uwagą Westera, nie przerywając mu nawet na chwilę. Zastanowiły ją gobliny posiadające dziwne moce, bo oprócz szamanów, którzy takimi dysponowali, nigdy wcześniej nie spotkała się ze zwykłymi zielonymi mającymi jakieś nadnaturalne zdolności. To było mocno podejrzane.

- Tak, jak Arthus mówi, powinniśmy zająć się tą sprawą, zwłaszcza, że jak na mój gust coś tu nie gra - powiedziała po tieflingu. - I zgadzam się, że najpierw przydałoby się coś zjeść i się odświeżyć. Podczas naszego pobytu będziemy musieli się gdzieś zatrzymać. Wjeżdżając tutaj widzieliśmy “Zajazd u Stonehilla”. Czy byłbyś łaskaw opłacić nasze pokoje na czas trwania śledztwa, burmistrzu?

Zapłata była godna, jak za poradzenie sobie z bandą goblinów, choć Raisa czuła podskórnie, że ta sprawa może mieć jakieś drugie dno. Gdy Al skończył mówić, dorzuciła swoje pytania:
- Czy masz burmistrzu podejrzenia co do pochodzenia goblinów i ich zielonej mocy? Jakieś informacje o tym, skąd się wzięły, co ich sprowadziło do Phandalin? I czy słyszałeś o podobnych incydentach w okolicach miasteczka? No i sprawdzenie wszystkich miejsc wandalizmu to podstawa, dlatego dobrze by było, gdyby ktoś nam je wskazał. Ale to już po tym, jak chwilę odpoczniemy w gospodzie.
 
__________________
Every next level of your life will demand a different version of you.
Layla jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172