Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2024, 21:03   #4
Koime
 
Koime's Avatar
 
Reputacja: 1 Koime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputacjęKoime ma wspaniałą reputację
Aldin żwawym krokiem podążał ramię w ramię ze swymi nowo poznanymi towarzyszami, podziwiając tętniącą życiem okolicę tej części kontynentu. Calimshyta nawet po wielu miesiącach od opuszczenia swych rodzinnych stron, wciąż nie potrafił wyjść z podziwu nad wszechobecną zielenią łąk, lasów i pagórków, oraz miriadami różnokolorowych kwiatów. Możliwe jednak, że to po prostu cząstka jego elfickiej krwi dawała o sobie znać.

Nie tylko natura była dla niego pewnego rodzajem kuriozum. Z politowaniem ponownie spojrzał na część towarzyszy, która najwidoczniej nie radziła sobie z panującą tego dnia, przyjemną dla niego aurą. Ciemnoskóry pół-elf przyzwyczajony był do palącego słońca dalekiego południa i taka temperatura nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Swój brązowy, skórzany płaszcz nosił co prawda rozpięty, narzucony na bawełnianą koszulę w kolorze piasku, ale z pewnością nie dlatego, że doskwierał mu upał. Po prostu lubił czuć swobodę, dlatego też w komplecie do reszty ubioru miał też na sobie czerwone spodnie o szerokich nogawkach, oraz wygodne buty. Biodra zaś przewiązane miał długą, żółtą szarfą, z której na łańcuszku zwisała przywiązana srebrna piramidka wielkości dłoni. Chodził tak jak się ubierał - bez oznak skrępowania. Równie swobodny wydawał się też uśmiech, który często pojawiał się na jego twarzy.

Umilając wędrówkę rozmową i wymianą żartów z resztą kompanów, raz jeszcze w duchu dziękował Tymorze, że przed paroma dniami udało mu się własnoręcznie (w jego mniemaniu) zebrać grupę, aby wspólnie móc podróżować aż do samego Neverwinter.

Al’a zwłaszcza cieszyło to, że wszyscy wyglądali na doświadczonych awanturników, którzy w razie czego byliby w stanie wybawić go z kłopotów, gdyby w takowych nieopatrznie się znalazł. Nie mógł jednak ukryć, że pomimo krótkiego czasu spędzonego na wspólnej podróży, już zdążył polubić każde z nich i nie miałby nic przeciwko, gdyby nawet po dotarciu do wspólnego celu, mogli dalej razem podróżować. Do tej pory znosił bowiem towarzystwo jedynie swojego chowańca - zrzędliwego sprite’a o imieniu Mbatu, który zdecydowanie nie był najlepszym partnerem do rozmów.






Perspektywa możliwości odpoczynku w miejscu z dachem nad głową i nocy spędzonej w wygodnym łóżku, wyjątkowo go ucieszyła, entuzjastycznie więc zachęcał kompanów do przyspieszenia kroku. Cała radość jednak szybko minęła, gdy zauważył nastroje panujące wśród tubylców.

W myślach nakazał swojemu chowańcowi stać się niewidzialnym i wzbić swoje zrzędliwe cztery litery w powietrze, oraz informować go o czymkolwiek, co mogłoby wzbudzać niepokój i im zagrozić.

Już układał w głowie plan, jak najlepiej wydostać się z tego zamieszania, nie alarmując tłuszczy o ich obecności, gdy nie wiadomo skąd, Virkan zaczął wydzierać się wniebogłosy. Przeklinając dzień, w którym własnoręcznie (w jego mniemaniu), zebrał tę grupę samobójców, wyszedł do przodu i z przyjacielskim uśmiechem rozpoczął przedstawienie.

- Otóż to! Jak mój szlachetny towarzysz broni i nieustraszony wojownik wspomniał, przybyliśmy w to miejsce mając nadzieję zastać otwartych i dobrodusznych mieszkańców Phandalinu, o których tyle dobrego słyszeliśmy w okolicy. W rzeczy samej musiało się tu wydarzyć w ostatnim czasie wiele niegodziwości, na które moi towarzysze, jako obrońcy uciśnionych i bohaterowie ciężko pracującego ludu, nie pozostaną obojętni. Odłóżcie więc za ten czas na bok wasz gniew i siądźcie z nami do stołu, a moi towarzysze z pewnością znajdą sposób, by was poratować!




 
Koime jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem