Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2024, 12:42   #27
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Następnej nocy spotkali się na zapleczu Róży. Przewodziła znów Nadia i to jej pojazd prowadził całą wyprawę najpierw asfaltową drogą, a potem przez zasypane śniegiem bezdroża ku kolejnemu szybowi. Tym razem położonemu znacznie niżej, ale w równie kiepskim stanie. Ann przyszło do głowy, że Tremere wykorzystuje całą tą sytuację do własnych pokręconych badań i zupełnie nie dba o ich bezpieczeństwo. Tylko wyniki się dla niej liczyły. Z drugiej strony… Nadia nie należała do wylewnych osób i trudno było ocenić co się kryło pod maską zimnej suki.
Bądź co bądź zdradziła plany swojego klanu co do osoby Ann, a nie musiała tego robić.

Tak czy siak tym razem młoda Kainitka nie przeszukiwała górniczych chodników tylko w towarzystwie Larry’ego. Także i William tu był. Zeszli we trójkę do kopalni. Brujah, caitifka i Toreador. Jak w jakimś kiepskim dowcipie… z rozczarowującą puentą. Przeszukali bowiem kilka chodników, mniej lub bardziej zawalonych, z kiepskim rezultatem. Ot, kilka porzuconych kilofów, parę skrzynek i mnóstwo pajęczyn i odchodów nietoperzy. Tym razem nic ciekawego nie odkryli.
Zmarnowany czas. Przynajmniej według Ann. Nadia wydawała się zadowolona odznaczając ten szyb na swojej mapie. Chociaż ona była… bo Larry przecież narzekał przez całą wyprawę, a i Blake nie wydawał się szczególnie zadowolony.


W Róży też było nudno. I pusto. Lukrecji nie było. Udała się z Księciem by zbadać pogłoski na temat garbatych sylwetek ukrywających koło Wooden Creek. Małego cieku wodnego zasilającego jezioro. Pogłoski błędne. Oboje nie znaleźli żadnych śladów obecności draugów. Plotki okazały się nieprawdziwe. Cóż… cała noc okazała się dla wszystkich nudnym zmarnowaniem czasu. Nic nowego w Stillwater. Wszak większość lata spędziła nudząc się każdej nocy. Na szczęście kolejna miała być inna.


Po krótkich przygotowaniach wyruszyli następnej nocy do Nowego Jorku. Ann i William. Nie dotarli jednak do centrum miasta. Zatrzymano ich na obrzeżach i uprzejmie skierowano do pobliskiego motelu. Tam już na nich czekali. Rose w towarzystwie kilku Kainitów z klanu Ventrue a może Toreador. Wszyscy postawni, wszyscy eleganccy w garniturach od Armaniego. Wszyscy pod bronią.
Tu też czekała na nich czarna limuzyna.


- Nie wypada by wysłannik księcia przyjeżdżał byle czym. Nawet jeśli mówimy tu o domenie Stillwater. - rzekła Rose wzruszając ramionami i wskazała na pojazd.- Z pozdrowieniami od pana Falconi.

Tak to mogli jechać na przyjęcie. A właściwie być na nie dowożonym. Cóż… przyjemnie znów było poczuć się Vipem. Rose z nimi nie jechała. Kierowcą był dobrze ubrany i przystojny, ale też i milczący Kainita ukrywający swoje emocje za kamienną miną i stylowymi lustrzankami.

Wieżowiec do którego podjechali nie był z pewnością najbardziej reprezentatywnym budynkiem w mieście. Ale z pewnością był to celowy wybór. Limuzyna zjechała do podziemnego parkingu. Tu było sporo ochroniarzy zarówno śmiertelnych jak nieumarłych. Po wyjściu z pojazdu William i Ann zostali skierowani do windy i pojechali na górę. Ostatnie piętro… przycisk wciśnięty przez starego bellboya. Czerstwy murzyn o siwych włosach i twarzy wręcz pochłoniętej przez zmarszczki musiał miał mieć ponad osiemdziesiąt lat. Niewątpliwie był ghulem który widział bardzo wiele w swoim długim życiu.

Po opuszczeniu windy pierwsze co Ann usłyszała to muzykę klasyczną, oraz szmer rozmów. Przy dźwiękach fortepianu po rozległej sali balowej kręcili się zarówno wpływowi śmiertelnicy jak wpływowe wampiry. Wszyscy w smokingach lub eleganckich garsonkach. Śmietanka towarzyska.
Blake uśmiechnął się kwaśno na ten widok.
- Nie daj się nabrać. To tylko fasada. Większość tych ludzi i Kainitów może i żyje na wysokiej stopie, ale ich słowo nie ma znaczenia. To luksusowi chłopcy i dziewczynki na posyłki. Pogardzani tak samo jak ci z ulicy.-
Ann rozglądając się dostrzegła tylko dwójkę Primogenów. Cynthię Hartley primogenkę Ventrue, oraz Elenę Belle Dubois primogenkę klanu Toreador. William też to zauważył i dodał.
- Jeszcze jest wcześnie. Przyjadą jeden po drugim. Dopiero wtedy zacznie się narada. W oddzielnej sali konferencyjnej, dla grupki wybranych. Tak jak u nas w Stillwater. A ci tutaj będą robić za zasłonę dymną dla tej narady.-
Ann odruchowo skinęła głową, bowiem właśnie w tej chwili zobaczyła Quentina Ellswortha, oraz towarzyszącego mu Davida Thorna. Z innych przyjaznych twarzy zauważyła tylko Stefana Salvatore oraz Anthony’ego… głównie dlatego że ten ostatni do nich właśnie podchodził.
Wampira który zabrał ją z lobby do poczekalni dla gości księcia i który był… przynajmniej neutralny wobec niej. A potem… zauważyła jego.


Śmiertelnego znajomego Cyrila, tego samego którego niedawno spotkała w holu siedziby księcia. Co za… przypadek. Oczywiście jeśli ktoś wierzy w takie rzeczy jak przypadki.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem