Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2024, 12:13   #19
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Baltizar w karczmie.

Ach… Iluzja. Ta tajemna sztuka magicznej obłudy. Gnom przesunął palcami po mankiecie koszuli, która zmieniła swój kolor na złocisty.
- To maksimum moich możliwości jeśli chodzi o sztukę efektownych oszustw, więc… nie brałem nigdy pod uwagę wykorzystywania iluzji przy opowieściach. Koszt jej przekraczałby zyski uzyskane z przedstawienia. A wracając do innych kwestii… kto dokładnie się dopytywał ? Ktoś… znaczący? - teraz spojrzenie gnoma skupiła się na obliczu Otto.
- Na razie jedynie tubylcy. Wczoraj nie mieliśmy nikogo wyjątkowego. Natomiast dziś spodziewam się nadwornego maga. Raz w tygodniu przychodzi tu i próbuje odgadnąć moją naturę i naturę Dworu. To wieszcz i fakt, że nie jest w stanie niczego tu zobaczyć przekonuje go, że coś jest nie tak. Ogłaszał już, że jestem liszem, diabłem, demonem, awatarem Caydena... przynajmniej trzy razy, każdego koloru smokiem, oraz to moje ulubione, żyjącym poronionym bóstwem, które poszukuje swego rodzica.
- Nadworny mag… na czyim dworze?- zapytał Baltizar.
- Barona Sahila. Paranoik. Wierzy, że jedynie teraźniejszość jest bezpieczna i WSZELKIE zmiany są złe. Kiedy się tu pojawiłem dziesięć lat temu o mało nie dostał padaczki. - karczmarz się uśmiechnął - Nie powoduje większych problemów, ale potrafi być męczący. Jori daje mu ziółka uspokajające.
- Acha…- gnom pogłaskał się po brodzie tracąc wyraźnie zainteresowanie tematem. Najwyraźniej ani mag, ani baron nie byli warci jego uwagi.
- Dojście do nadwornego maga byłoby cenne - rzucił Viktor wciąż analizując listę ziół - Byłbyś uprzejmy poszukać możliwości nawiązania z nim znajomości? Powinniśmy szeroko zarzucać sieć wśród lokalnych wielkich imion. Wszyscy mogą być wartościowi w przyszłości.
- Jeśli będzie na występie, to sam będziesz miał okazję z nim pogadać. - machnął ręką gnom. - Ja nie znam się na kokietowaniu dworaków.-
- Uczciwie… - przyznał Viktor. Jak Baltizar nie czuł aby to była jego ekspertyza to mu wierzył.
Zmieniając temat gnom spytał Otto.- A propo uatrakcyjniania mojego występu. Znacie może jakieś rozsądnego barda, który urozmaicił by moje gadanie swoją brzdąkaniną w tle w zamian za udział w zyskach?-
- W gildii awanturników pewnie się jakiś znajdzie. - zauważył Otto.
- Awanturnicy? - machnął ręką gnom. - To nie artyści. Wolałbym kogoś kto zarabia lutnią, a nie mieczem. -
- Jeśli ma to wartość taktyczną dla naszego celu sam mógłbym przypomnieć sobie jak to się robiło - rzucił Khal nie odrywając spojrzenia od listy - Mam w pokoju brzdękacza, ale to teraz bardziej pamiątka. Dziesięć lat nie grałem, więc to był by pewnie miesiąc albo dwa odbudowywania pamięci mięśniowej.
- To wyjątkowo zły pomysł.- stwierdził gnom zerkając na prawnika. Pokręcił głową w zaprzeczeniu. - Ludzie i nieludzie podążając za pomnikami. Za przywódcami ze spiżu. Powinieneś… unikać okazji które mogą cię ośmieszyć. Granie na lutni taką jest. Pamiętaj że nikt nie pójdzie w ogień za błaznem.-
- Masz całkowitą rację - przytaknął Viktor - dlatego nie użyłbym mojej twarzy. Więc kosztem byłby tylko mój czas, ale zyskiem też najwyżej średnio dobry grajek… więc myśl od początku raczej była nietrafiona. Lepiej opłacić kogoś zewnętrznego. Ciężko byłoby benefaktorowi wytłumaczyć dlaczego poświęcam dwie godziny dziennie na brzdąkaninę…
- Poza tym ta skórka byłaby niewarta wyprawki. Nie potrzebuję aż tak bardzo oprawy muzycznej. - wzruszył ramionami Baltizar.


- Macie inne miejscowe nazwy dla części… - w końcu stwierdził Khal składając listę i chowając ją za kaftanem - Z początku mnie trochę zmyliły. Na zachodnim wybrzeżu nazywamy liliwanię katemerem, a merikottę zwykle foliuratiką. W moich stronach łodygi złotokróćca zwykle są uznawane za niewiele warte do stopnia gdzie alchemikom przynosi się tylko same kwiaty i liście bo zwykle odrosną i można ponownie w tym samym miejscu szukać… Otis ma dla nich jakieś kreatywne zastosowanie i chcecie je całe, czy metoda zachodniego wybrzeża będzie tu zadowalająca?
- Przynoś wszystko. Otis jest niemal dosłownym magiem, jeżeli idzie o kuchnię. To co napisał, to masz przynieść.
- Ayay, kapitanie - zasalutował dwoma palcami jak wesoły harcerzyk przyjmujący rozkaz.


Kaylie podeszła do Baltizara.
- Wczoraj z nami nie słuchałeś Otto... ale to pewno by cię zaciekawiło, bo i twoi tam się znajdowali. - odezwała się ciszej do gnoma - Jesteśmy wśród otoczenia króla dworu Fae i jego samego.
- Którego z nich?- zapytał beznamiętnie acz cicho gnom i wzruszył ramionami. - Cóż… może być problem. Etykieta nigdy nie była moją mocną stroną. Trzymam się plebejskiej i mieszczańskiej strony życia.
- Dworu Popielnego i Otto... To ten król.
- A… acha…- stwierdził po krótkim rozmyślaniu gnom, wzruszył ramionami. I tyle było z jego reakcji. Zresztą podszepty i tak robiły już swoje zwracając uwagę jego na szczeliny w stole.- Miło…
Kaylie pokręciła głową.
- Dziwak... - mruknęła tylko.
- Właściwe określenie to eksesyk… nie… ekscybi… aaa.. ekscentryk. - poprawił ją gnom z ironicznym uśmiechem.
- Ha - “zaśmiał się” pojedynczą sylabą rozbawiony Viktor, ale nie postanowił dołączyć do tej dziwnej dyskusji i nie przerywał śniadania.


Wędrówka przez miasto nastrajała gnoma w miarę pozytywnie. Lubił miarowe stukanie kostura o bruk. Lubił chaos dźwięków otaczający go ze wszystkich, lubił przekrzykiwanie się przekupek, lubił odgłosy targowania, ryki obciążonych towarami osłów.
Pozwalało mu to zagłuszyć nieludzkie szepty i jęki wydobywające się z każdego pęknięcia i każdej szczeliny. Pozwalało mu to zapomnieć o prawdzie.
Jedynie czasami… wszystko go przerastało. Zatrzymywał się, zerkał w puste zacienione uliczki, milczał wpatrując się… widział.
Widział pęknięcia, widział wynurzające się z nich plugawe macki, węzły, kończyny. Widział patrzące przez nie ślepia, pyski…
I wtedy zastanawiał się ile jeszcze… millenia, stulecia, lata, dni… miesiące. Ile jeszcze to potrwa nim szczeliny się rozszerzą, fasada pęknie. A to wszystko dookoła niego stanie się pyłem na wietrze. Nie wartym wspomnienia.

Jego dwa zwierzaki nawykły do takich przystanków. O ile w przypadku karcianego konstruktu jakim był najwyraźniej Etrigan można mówić o jakichkolwiek uczuciach. Dla Kaylie musiało być to nowe doświadczenie. Tym bardziej, że gnom tak zatrzymywał się znienacka i zerkał gdzieś w uliczkę popadał w jakiś rodzaj stuporu nie reagując w ogóle na otoczenie. I gdyby nie obecność jego dwóch “zwierzęcych” ochroniarzy byłby łatwym łupem dla złodziei.



Gildia najemników

Gdy w końcu dotarli na miejsce zamaskowana kobieta weszła z zadowoleniem do gildii. Uśmiechnęła się pod maską widząc reakcję nieudolnych oprawców. Umyślnie przeszła blisko grupki, która ją męczyła, ciesząc się ich nerwowością. Ach, to poczucie kontroli...

Zatrzymała się, gdy urzędniczka się do niej zwróciła.
- Nie będzie żadnych problemów. - uniosła dłonie - Naskarżyli na mnie?
- Pisk był dość głośny. - zauważyła kobieta - Podobnie jak płacz, oskarżenia o sterylizację i wołanie o kapłana. Nie wezwaliśmy straży tylko dlatego, że nasz nowy tenor się wstydził.
- Jest na mojej krótkiej smyczy. Będzie grzeczna. Przyszliśmy zatrudnić najemników. Zakładam, że to dobre miejsce na to?- wtrącił się gnom.
- Na pewno masz większą szansę znaleźć kogoś, niż krzycząc na ulicy. Czegoś konkretnego szukasz? - urzędniczka skierowała się w stronę biurka i dała znać, aby za nią podążał.
- Wojowników przede wszystkim. Kompetentnych ochroniarzy, może jakiegoś alchemika bądź uzdrowiciela. Maga ewentualnie. Taką małą grupkę. - wyjaśnił Baltizar.
Kaylie patrzyła dłużej za gnomem zadowolona, że maska ukrywa wzrok jakim go ogarnia, bo był mało przyjazny. Dopiero po chwili stanęła bliżej nasłuchując jego targu o najemników.
Zaś nieświadomy jej gniewu Baltizar czekał aż… skierują do odpowiednich osób. Byłoby mu wszystko jedno czy zrobi to Kaylie czy urzędniczka.
Urzędniczka zaczęła przeglądać jakieś dokumenty. Po chwili postawiła cztery kartki przed gnomen.
- Ori i Jor. Bracia z Krainy Mamucich Lordów. Duzi, silni, nie do końca bystrzy, ale spełniają wymogi jeżeli idzie o ochroniarzy. - wręczyła dwie pierwsze kartki Baltizarowi - Ofun. Alchemik z dalekiego południa. Specjalizuje się w medycynie i miksturach leczących. - kolejna kartka wylądowała przed gnomem - Inarion, elf z Kyonin, początkujący czaroklepa, ale coś już potrafi. Jak chcesz załatwić sprawę ich zapłaty?
- Stawka dzienna… albo tygodniowa.- odparł gnom przyglądając się dokumentom. Następnie podał je Kaylie zapewne po to, by sama wydała opinię na temat owych najemników opierając się o informacje z kartek.
Kaylie przejrzała kartki, zastanawiając się nad opcjami.
- Spisz umowę. - odezwała się do gnoma.
- Stawka dniowa… cztery monety za dzień? Cztery złote… - zapytał Baltizar urzędniczki uściślając rodzaj waluty.
- Na jak długo sądzisz, że będziesz ich potrzebować? - dopytała kobieta.
- Nie wiem. Tydzień mogę z góry, a potem się obaczy. Najwyżej dopłacę.- wzruszył ramionami gnom.
- Dobrze, więc tygodniowa zapłata z góry, później co tydzień dopłata. - wręczyła gnomowi umowę - Kiedy chce pan wyruszać?
- Jutro z rana. Niech stawią się w karczmie “Popielny Dwór”. Tam obecnie pomieszkuję.- odparł gnom sięgając do sakiewki. I zaczął odliczać pieniądze. Sto dwanaście monet wylądowało na blacie.
- Oczywiście. - odpowiedziała kobietach zbierając monety i wkładając do koperty - Czy jeszcze coś sobie państwo życzą?
- Nie wiem. Życzymy jeszcze czegoś sobie? - zapytał Bajarz zwracając się do towarzyszki.
- Nie wydaje mi się. - stwierdziła Kaylie.
- Niczego więc. - odparł gnom i rzucił przez ramię “do widzenia” w kierunku urzędniczki. Po czym ruszył do wyjścia, a Etrigan i Jogmeth podążyli tuż za swoim panem.



Antykwariat.

Do antykwariatu gnom doszedł już sam nie licząc oczywiście jego zwierzęcej świty. Był z tego zadowolony, bowiem w tym przybytku miał do załatwienia prywatną sprawę.
Baltizar zszedł po kilku schodkach do niskich drzwi i przekroczył próg.
W środku było dość ciemno. Półki ozdobnych zabytkowych mebli zastawione były różnymi przedmiotami, zarówno użytkowymi jak i dekoracyjnymi. Od starych (ale kompletnych) gier planszowych do ciosy mamutów… zdobionych złotem i masą perłową. Był nawet spetryfikowany ząb smoka. Były też i kompletne zabytkowe zbroje, kiedyś służące wojownikom… teraz bardziej nadające się na ozdobę pokoju. Także broń na półkach wydawała się bardziej użyteczna jako dekoracja niż oręż do walki. Gnom nie potrzebował wyczuwać magii, by zorientować się że sporo z tych przedmiotów nasączono magicznymi mocami. Niemniej skoro znajdowały się w tym miejscu, magiczna moc napędzająca ich efekty… znacząco osłabła. Hełm w jego plecaku pasował do tego miejsca.

Więc Baltizar zaproponował jego sprzedaż. Srebrnowłosej kitsune… No to już gnoma przestało dziwić to, że Etrigan zwracał na siebie uwagi przechodniów. Skoro lisoludzie tutaj żyli nie ukrywając swojej natury to nic dziwnego że konstrukt… nie dziwił nikogo. I jak się okazało jego właściciel przyciągał większą uwagę niż on sam.

Baltizar niewiele wiedział na temat Pierwszego Świata, miejsca skąd pochodziły zarówno gnomy jak i fey. Co zresztą nie było niczym dziwnym. Minęły chyba millenia odkąd jego lud opuścił tamto miejsce. Jego wiedza opierała się na zapiskach i badaniach uczonych które udało mu się dorwać. I nie było tego wiele… więc Popielny Dwór fey niewiele mu mówił.

Sprzedawczyni nie przerywała mu rozmyślań sądząc zapewne, że debatuje nad zakupem któregoś z towarów. Sytuacja jednak była odwrotna. Gnom bowiem przyniósł hełm do sprzedaży. Kitsune… nie była nim zainteresowana. Miała bowiem własny egzemplarz. Baltizar tym się nie przejął za bardzo. Transakcja bowiem nie miała dla niego znaczenia. Informacje za to już tak.

Kitsune nieco wiedziała na temat jego “skarbu”. Że był to rodzaj hełmu do nurkowania. Wzmocniona skóra trzymała wodę na zewnątrz, a magia powietrza w środku, sprawiała, że było czym oddychać… oczywiście wtedy kiedy jeszcze działał. To akurat było dla jednak mniej ważne od innych faktów, takich jak pochodzenie, miejsce jego znalezienia, wiek…
Na szczęście sprzedawczyni miała informacje i na ten temat.
Hełm jest definitywnie gnomiego pochodzenia, symbole na hełmie są znakami kilku wymarłych klanów w tym i kilka z głębinowych gnomów zwanych Svirneblinami. Hełmy takie znaleziono w starym kraterze, w którym znajdowały się szczątki jakiejś budowli wykonanej z żelaza. Sam hełm może mieć 7, 8 tysięcy lat.

I to były informacje które obudziły iskrę zainteresowania w oczach Baltizara. Uśmiechnął się. Podziękował za nie i zaproponował kolację na jego koszt w karczmie Popielny Dwór.



Popielny dwór.

W karczmie miał niewiele czasu na rozmyślanie o informacjach które zdobył. Zanotował pospiesznie je w swoim notatniku, łącznie z lokalizacją owego krateru. Który znajdował się dwa dni drogi na południe od miasta. Kitsune była nawet na tyle usłużna, by pokazać mu ową lokalizację na mapie… co przypomniało gnomowi, że przydałoby się taką mapę jutro kupić.
Na razie jednak ruszył by spotkać się z Otto, powiedzieć mu o tym że być może zjawi się w jego przybytku kitsune o srebrnym futrze. I że tym co zamówi ma obciążyć rachunek Bajarza.
A potem szykował repertuar i scenę. Przypomniał sobie, że powinien jakiegoś muzyka zwerbować w ramach tła do występu, ale… to raczej przy innej okazji. W końcu wkrótce i tak opuszczał miasto w związku z misją której się podjął.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 29-04-2024 o 15:43.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem