-Oczywiście, Willi zajmie się koniem – podstarzały stajenny na widok wjeżdżającego Egga czekał tylko na sygnał gospodarza. Gdy ten machnął ręką, zbliżył się. Widać było, że karczmarz i stajenny rozumieją się bez słów. Egg zauważył asymetryczność budowy u Williego, która jest powodowana wieloma latami strzelania z długiego łuku.
-Mamy tu dostojnego gościa, mości Ernsta Schwalba, łowcę czarownic. Regestruje ochotników do rajdu na Niedawicę. – mówił karczmarz. Weszli do Sali głównej zajazdu.
-Niestety tylko gulasz, ale jak poczekacie panie godzinkę, to będzie pieczyste z kury.
Schwalb był wysoki i chudy, wręcz tykowaty. Przed nim stały chleb i woda. Wina z flaszy dolał do wody tylko tyle, by się zabarwiła. Przed nim na stole leżała cienka książka. Uważnie zlustrował Egga, zatrzymując wzrok na chwilę na kirysie i wiązaniach miecza.
_Zapraszam – rzucił stanowczym głosem, modulowanym jak u kapłana głoszącego kazania. |