Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2024, 15:51   #20
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację



- Panie Goodman! - Zawołał Malm gdy Viktor stanął we framudze jego biura - Znowu przyszedł pan interferować w wymiar sprawiedliwości?
- Nie dziś, panie sędzio Serg. A przynajmniej się nie spodziewam. Mam jeszcze dziesięć minut okienka nim lecieć będę musiał. Przyszedłem sprawę obejrzeć, chcę poznać lokalne zwyczaje nim otworzę własną praktykę, ale uznałem, że przywitam się. Jakieś ciekawe problemy się trafiły od naszego ostatniego spotkania?
- A nawet gadać się nie chce…
Ale mimo to gadali. Viktor musiał się delikatnie spieszyć, kierując rozmowę na odpowiednie tory, bo potrzebował zmieścić się w dość krótkim czasie aby sędzie nie poczuł, że całą przerwę mu zjadła ta dyskusja.
“Powoli rozglądam się za lokacją dla kancelarii.”
“Nie spieszy się na razie… chcę poznać ludzi Evercrest. Pooddychać jego powietrzem.”
Wiele innych semi-zaplanowanych zdań przygotowujących Malma i prowadzących jego myśli torami zaplanowanymi przez Khala.
- Niestety, bardzo przyjemnie mi się rozmawia, mam nadzieję, że znajdzie się jakaś okazja na poważniejszą dyskusję bez tak brutalnych ograniczeń czasu, ale muszę niestety już iść.
- Moglibyśmy kontynuować ją w bardziej kameralnych okolicznościach. W górnym mieście mamy zajazd “Purpurowy Indor”. Elitarne miejsce, gdzie nie wpuszczają pospólstwa i dzięki temu trzymają bardzo przyjemny standard. Macie czas około trzech godzin po południu w wealday? Za dwa dni?
- Z wielką przyjemnością zorganizuję sobie czas, sędzio Serg.
- Cieszę się niezmiernie. Będziecie potrzebować zaproszenia, gdzie kazać je wysłać?




Przyjemna rozmowa o niczym i o wszystkim towarzyszyła Kaylie z Khalem gdy droga prowadziła ich za miasto. Był swobodny. Był wesoły. Był towarzyski i czarujący. Prawie nie czuć było napięcia.

Byli na wzgórzu, pod wiekowym dębem. Mały Khali dawno temu wybrał to miejsce. Częściowo dla tego właśnie dnia… aby i trzy dekady później móc łatwo je odnaleźć. Ułamany nagrobek porósł mchem, a przed nim tylko małe wgłębienie pozostało w ściółce po odkopanym dawno temu grobie. Prawie można by to zignorować jako naturalną formację gruntu, gdyby nie wiedzieć z czego to wynikało.

Przycupnął przed kamieniem nagrobnym i nożem zdarł porosty i ziemię, powoli ukazując ledwie widoczny napis.

Tisis Frey
4667- 14 Gozran 4496

Kamień skruszał przez dekady i kilku liter można było się dopatrzyć tylko wiedząc których się szuka.

- Miałem dość pieniędzy może na trzy dni - Ton miał rzeczowy. Perfekcyjnie spokojny i opanowany, choć nawet nie próbujący ukryć złego nastroju. Usiadł na powalonym pniu. Zza koszuli wyciągnął bukłak i upił odrobinę. Wyciągnął go do Kaylie w propozycji - Cienkie wino - doinformował nim kontynuował - Miałem już trzynaście lat… Nie stać mnie było nawet na łopatę. Pożyczyłem ją. Trumna i nagrobek to była zrzutka. Wielu ludzi coś od siebie dodało, bo wiedzieli, że ten wyrok był błędem. Kto co mógł bez ryzyka dla własnych rodzin. Bez tego ten dąb musiałby być jej nagrobkiem i bym musiał ją zakopać w gołej ziemi jak zdechłego psa. Trochę po tym jeszcze zostało. Chciałem oddać, ale jakiś półkrasnolud kazał mi to zatrzymać i inni przytaknęli. Nie jestem pewny jak bym sobie poradził bez tych pieniędzy… ale aby być szczerym w ogóle nie jestem pewny jak sobie radziłem przez kolejne pięć lat. Cały ten czas zlewa mi się w jeden ciąg. Jak cug alkoholowy gdzie traci się dni, a nawet tygodnie.
Kaylie nic nie mówiła odkąd już zbliżyli się do grobu. Pozwalała Khalowi mówić, nie wchodziła w słowo. Obserwowała grób i wyobrażała sobie małego chłopca chowającego mamę. Wiedziała o czym mówi, gdy wspomniał cug alkoholowy... tego sama doświadczyła. Prawie bezmyślnie przyjęła wino oczekując na dalsze słowa.
- Oczywiście długo nie mogłem zasnąć po tym jak wyszłaś - kontynuował po chwili zadumy - Miałem czas przemyśleć co chcę ci opowiedzieć. Miałem całe wywody, historie, opowieści i lekcje których mnie nauczyła - mówił ze smutnym, ale łagodnym uśmiechem bawiąc się suchymi gałązkami w rękach - Wszystko zbladło gdy zastanawiałem się jak ci ją opiszę. Była piękna. Tak mi mówi moja pamięć… ale nie pamiętam jej twarzy, ani koloru włosów. Nawet jej głos mi gdzieś umknął po drodze. Śpiewała mi kołysanki… wiem to. Pamiętam jakie uczucie we mnie to wspomnienie budziło jeszcze je miałem. - Khal usłyszał krótkie słowa magii, które wyszły od Kaylie, a gdy nią spojrzał, zobaczył jak patrzy w stronę nagrobka.
Kamień nagrobka zaczęła otaczać delikatna poświata, kapłan mógł zauważyć drobne kamyki i pył lecące w stronę memoriału. Luki w kamieniu zaczęły się wypełniać, mech zaczął odpadać, wypychany nową masą kruszcu. Stary, zmarnowany napis nabrał ostrości i znów był widoczny w pełnej krasie. Kiedy zaklęcie zakończyło swoje działanie, nagrobek wyglądał tak jak Khal go zapamiętał.
Khal uśmiechał się gdy obserwował działanie zaklęcia.
- Potrzebuję ją znaleźć, Kaylie… Wiem, że jestem pokrzywiony… że wielu ludzi utraciło rodziców i znacznie więcej a potem się z tym pogodziło i byli szczęśliwi. Wiem, że ja też dawno powinienem zamknąć ten rozdział i, że byłoby to znacznie lepsze dla mnie. Ale do stu piekieł… nie potrafię.
Kaylie położyła palec na ustach Khala.
- Nie gadaj bzdur, by się karać. Masz prawo do tych uczuć.
Kącik ust Viktora uniósł się w lekkim uśmiechu. Złapał ją za nadgarstek z siłą z jaką chwytało by się motyle i ucałował ją przegub dłoni.
- Rozumiem czemu nie chcesz abym szedł na rozmowę z Filią - kontynuował po chwili - To co widziałaś wieczorem dwa dni temu… to był moment kiedy przeszłość mnie rąbnęła najmocniej od dekad i to na dwa sposoby na raz. Coś czego się zupełnie nie spodziewałem i w żaden sposób nie byłem gotowy. Nie traktuj proszę tego jako mojego determinatio personae. Uwierz mi, prawnik który nie potrafi nad sobą zapanować nie osiągnąłby dziesiątej części mojego sukcesu - uśmiechnął się próżnie, gdy myśli pokazały mu drogę którą pokonał z samego dna na najbogatsze salony Cheliax.
- Wiem, że minął miesiące, albo lata nim uda mi się dorwać Aegona. Wiem, że przed tym momentem będę musiał z nim rozmawiać i przesympatycznie się uśmiechać. Pewnie chwalić jego umiejętności oraz służbę Evercrest i jestem na to gotowy. Nie musisz się bać, że odwalę cokolwiek w rozmowie z jego córką. Więcej… chcę aby dziewczyna mnie polubiła. Wyrobić sobie renomę w jej oczach, bo ona jest najprostszą drogą do jej ojca. Ale również mam być twarzą kultu. I kiedyś będziemy chcieli zrobić z niego oficjalną religię. Potrzebujemy aby jak najwięcej wielkich imion miejscowej polityki miało do mnie zaufanie.
- Ja za to nie chcę być uznawana za twojego podwładnego. - mruknęła - Nie myśl, że będę kiedykolwiek wyznawać go... Czy służyć tobie jako jego kapłanowi. Umiem sama załatwiać sobie pracę, nie trzeba mi niani.
Khal zmarszczył brwi w konsternacji gdy przenosił spojrzenie z nagrobka na stojącą obok Kaylie.
- Odnoszę wrażenie, że rozmawialiśmy już o tym - uśmiechnął się nieco opiekuńczo nim nie opuścił znów spojrzenia na imię swojej matki. - Czy cokolwiek, co kiedykolwiek powiedziałem albo zrobiłem sprawiło, że poczułaś jakbym tego oczekiwał?
- Doświadczenie. - odparła - Dla Cheliaxan istotna jest hierarchia. Prawnicy też cenią porządek.
Khal milczał chwilę rozważając jak chce na to odpowiedzieć.
- Miałem dwadzieścia dwa lata kiedy pierwszy raz przekroczyłem granice Cheliax. Byłbym ci wdzięczny… - zaczął bardzo powoli dobierając słowa - Gdybyś oceniała mnie w kontekście moich własnych wyborów i zachowań, a nie ogółu nacji której częścią się nawet w pełni nie czuję. Byłabyś w stanie to dla mnie zrobić?
Kaylie patrzyła poważnie na Khala.
- Powiedz mi jedno... Ty zdajesz sobie sprawę, że ci w całości nie ufam?
Viktor zaśmiał się pod nosem.
- Oczywiście, że nie. Podważałbym twój intelekt gdybyś całkowicie ufała. Rozumiem kim jestem. Pomijając narodowość na pewno jestem chelixiańskim adwokatem. Mówię: “nie kłamię jeśli mi nikt za to nie płaci” ale to może być kłamstwem samo w sobie. Nawet jeśli nie jest… to da się to łatwo kreatywnie zinterpretować. Zaufanie do kogoś takiego jak ja wymaga czasu i dobrej woli. Dobra wola chyba jest - pół-uśmiechnął się zbójecko - ale nie licząc naszej przygody przed laty to znamy się trzeci dzień. A wtedy też może i cię nie okłamałem, ale definitywnie pokazywałem ci precyzyjnie wybrany aspekt mnie, więc bym tego nie liczył.
- Więc wybacz kochanie, że zachowam moją nieufność, co? - odparła delikatnym tonem.
Khal zmarszczył brwi zastanawiając się przez moment by po chwili dojść do wniosku, że Kaylie poinowaciła dwa tematy które dla niego były osobne… ale zamierzał drążyć tematu bo to nawet nie tak, że “się myliła”. Po prostu myślała inaczej.
- W porządku, kruszyno… Więc tym bardzo nieklasycznym wstępem: Galt.
Zatrzymał się na chwilę aby dać jej jeden oddech na oswojenie się z na pewno ciężkim tematem.
- Jeśli dobrze składam elementy układanki to dekadę przed nimi uciekasz. Nie pytam co im zrobiłaś, bo na pewno więcej niż sam pakt z diabłem, ale… jaka jest szansa, że teraz gdy osiadłaś na miejscu to cię tu znajdą? W jakiej sile spodziewasz się, że by wtedy przyszli? I czy oni ścigają Kaylie, czy Avruil?
Nie patrzył na nią. Dawał jej tę prywatność, samemu wciąż siedząc na pieńku, ale nie wciskając już spojrzenia w nagrobek.
W pierwszym momencie Khal zobaczył nerwowe spięcie kobiety, która zadrżała w odruchu. Uśmiechnęła się krzywo, co dało więcej nerwowego wizerunku.
- Szukaliby Avruil Myanmarsar. - odparła z pogłosem fałszywego spokoju - Nie wiem ilu, nie wiem czy znajdą i nie. To nie chodzi po prostu o pakt. Nie chciałam osiadać na długo i nadal mnie to niepokoi. - mruknęła patrząc w rozrzucaną butem ziemię.
Khal stęknął lekko gdy wstawał. Przeciągnął przygarbione jakiś czas plecy i obrócił się do niej.
- Chodź no tu, króliczku… - poprosił, ale to była bardziej informacja i objął ją ramionami w uścisku. Nie mocnym, ale też wcale nie delikatnym - Przepraszam, że cię przez to przeciągam - mówił cichym tonem, pełnym łagodności i zrozumienia - Widzę ile cię to kosztuje, ale to jest ważne… Dasz radę?
Khal czuł spięcie mięśni Kaylie, gdy ją utulił. Jakby całość jej ciała skamieniała.
- To jest poza twoim zasięgiem umiejętności. - wyszeptała - Wykracza ponad możliwości każdego z nas.
- Zawsze - powiedział ze stanowczością - są opcje. Lepsze, gorsze… ale są. Nawet mysz ścigana przez tygrysa ma możliwość ujścia z życiem. Rozumiem, że nie ma tutaj mowy o wyprawniczeniu cię z przewin, ale to nie jest wszystko co potrafimy. Jednak potrzebuję wiedzieć więcej… Dasz radę przejść przez kilka trudnych pytań?
Kaylie bez oporów wysmyknęła się z ramion Khala i stanęła bokiem do niego.
- Możesz pytać. - powiedziała odwracając wzrok od mężczyzny.
- W skali od jeden do dziesięciu… - zaczął Khal wracając na swój pieniek i nie patrząc nawet w kierunku Kaylie. Nie chciał by czuła się konfrontowana. Przytłoczona. Dlatego oddał jej silniejszą pozycję gdzie to ona patrzyła na niego z góry, a on nie patrzył na nią w ogóle.
-... gdzie jeden to pakt z diabłem, dziesięć to złożenie diabłu w ofierze dziecka ich przywódczyni? Jak bardzo chcą cię dopaść?
Milczała dłuższą chwilę, jakby ważąc odpowiedź by w końcu szepnąć:
- Dziesięć.
Khal… potrzebował chwili. Jeśli słusznie oceniała skalę swoich przewin… to żyła tylko przez to jak Galt był wyniszczony dekadami krwawych rewolucji, poprzedzonych morderczymi rewolucjami po których nastąpiło jeszcze więcej okrutnych rewolucji. Jakby ktokolwiek tak mocno nadepnął na odcisk Cheliax, czy Nidal… jeden arcymag. Jedno Życzenie. I ten ktoś już jest w dybach w królewskim lochu. Galt mogło już zwyczajnie nie mieć tak potężnych czarodziejów na swoich usługach.
- Za dwa dni cię zapytam co to dokładnie było. Przepraszam za to. Oczekiwałem szóstki, może siódemki. Ale jeśli mówisz, że to jest aż tak dla nich złe jak złożenie dziecka lidera narodu w ofierze… to to jest zbyt ważne i ma gigantyczny potencjał aby storpedować wszystko co tu robimy, potencjalnie równając pół Evercrest z ziemią a nasze dusze skazując na łaskę zawiedzionego diabła. Oswój się proszę z tą myślą i bądź gotowa.
- Drugie pytanie. Kiedy ostatnio poczułaś na karku ich oddech? - kontynuował po chwili.
- Kiedy wciąż znajdowałam się w Galt i nie przemieszczałam się tak często... - spojrzała w ziemię - W sumie to jakby było spokojnie przez ostatnie kilka lat...
- A Galt jak dawno opuściłaś? Jesteś w stanie choćby przybliżyć co znaczy “kilka lat”? Trzy a siedem stanowi drastyczną różnicę.
- W Galt nie byłam już prawie dziewięć lat. - westchnęła - A kilka to właśnie około trzech.
- Przed czy po naszej przygodzie z kryptą jak-mu-tam-było? I jak to wyglądało? Zobaczyłaś ich szukających ciebie, ale wymknęłaś się niezauważona czy doszło do bezpośredniego kontaktu?
- Zabiłam nasłanego łowcę nagród. - powiedziała bez emocji.
- Bene - “dobrze” przytaknął Khal ignorując, że nie usłyszał odpowiedzi na jedno z pytań… nawet przed sobą musiał przyznać, że to była bardziej jego ciekawość.
- Masz pomysł jak cię znalazł? I rozumiem, że on też ścigał Avruil i nie powinien wiedzieć, że posługuje się ona teraz aliasem Kaylie?
- Może poznał alias szukając, ale niekoniecznie pracodawcom przekazał... - powiedziała cicho - Możliwe, że był dobry w swojej robocie.
- Nie dość dobry, na szczęście. I to by się raczej zgadzało. Po co miałby przekazywać, jeśli wierzył, że sobie z tobą poradzi? I jakby przekazał to raczej oznaczałby początek bardzo aktywnego okresu dla ciebie, a nie ostatnie perturbacje. Marne szanse, ale… czy wynajęcie małej drużyny początkujących poszukiwaczy przygód za jakiś pieniądz aby znaleźli jego ciało i sprowadzili jego czaszkę jest w ogóle w zasięgu realności? Jestem kapłanem… zadałbym mu kilka pytań.
- Khal... Nie zadawałam sobie trudu by go pochować. Nie marnowałam na to czasu.
- Tsk… tak się spodziewałem, ale warto było spróbować. Czułbym się głupio jakbyś za dwa miesiące mi powiedziała “ale nie pytałeś”. - Viktor wstał i złożył ręce w piramidkę myśląc. Po chwili odwrócił się wreszcie do niej. Jego ton, postawa, mimika… wyrażały troskę i zmartwienie, ale również determinację i pewność.
- Po takim czasie najlepsze szanse by cię znaleźć mają przy pomocy magii. Stosujesz prewencyjnie Wykrycie Wróżeń? Nie jest niezawodne ale może nas ostrzec. Jak trochę ustabilizujemy nasze finanse zaczniemy cię okładać Nondetekcją, ale to będzie siedemdziesiąt pięć sztuk złota na dobę... chwilowo nie mamy takiej płynności, nie na dłuższy czas… ale mam już pewien plan, zobaczymy tylko czy wypali.
Kaylie patrzyła chwilę w ziemię nim westchnęła ciężko.
- Azazel... On wiedział, że po zbrodni będę na celowniku. Ostatnie co dziesięć lat temu do mnie powiedział brzmiało "uciekaj". - uniosła wzrok na Khala wyciągając spod ubrania zawieszony na szyi srebrny amulet w kształcie łezki niczym zamkniętego oka leżącego na piórze.
Khal podszedł bliżej łagodnym krokiem. Z niewypowiedzianym, ale zadanym spojrzeniem i postawą pytaniem “mogę?” wzniósł amulet na dwóch swoich palcach na dwa cale do siebie, gdy inkantacją otwierał swoje oczy na magię.
- Skrzywienie zawodowe. Tak naprawdę nic nie wiesz póki nie potwierdzisz - skomentował swoją potrzebę upewnienia się, że amulet jest magiczny.
- Już rozumiem co miałaś na myśli mówiąc, że cofnięcie paktu by sprowadziło ci przeszłość na głowę - cofnął się krok aby nie naruszać więcej barier które w tym momencie dla Kaylie na pewno były ważne.
- W porządku… Rozumiem teraz ciebie chyba trochę bardziej. Wiem już czemu stresuje ciebie wizja pozostania w miejscu dłuższy czas i rozumiem twój strach. Też bym się bał na twoim miejscu… bah… trochę się tego boję będąc na MOIM miejscu. Siedzimy w tym teraz razem… i ufasz mi czy nie… - wzruszył ramionami z grymasem bezsilności - … będziesz miała mój gniew po swojej stronie gdy przyjdzie co do czego i moje możliwości gdy będziemy temu przeciwdziałać.
- Ty też jesteś poszukiwany? - zapytała uspokojona słowami Khala patrząc na niego łagodniejszym wzrokiem - Czemu się boisz?
Khal stęknął w ułamku sekundy niezrozumienia nim nie opuścił głowy do ziemi, śmiejąc się cicho pod nosem.
- Nie, nie… nikt mnie nie ściga… - zaprzeczył rozweselony, ale szybko spoważniał - A przynajmniej nie powinni… Z Czerwonej Loży odszedłem zgodnie ze wszelkimi procedurami. Może być pewien zgrzyt gdyby wyszło, że porzuciłem Księcia Ciemności na rzecz innego diabła, ale… bardzo niewielka ich część rzeczywiście jest tak fanatyczna aby polowanie na czarownice mi urządzić. Byłem szkolony na jego kapłana, ale ostatecznie nie przyjąłem żadnych święceń, więc nawet za apostatę ciężko mnie uznać.
- Powiedziałem, że boję się trochę tego, że CIEBIE ścigają. Bo siedzimy w tym teraz razem. I są ku temu dwa bardzo ważne dla mnie powody. Pierwszy: nasz nienarodzony kult nie może sobie pozwolić aby ciebie stracić. Drugi: JA ehmm… - zawahał się krótki moment gdy formułujące się w jego głowie myśli nagle przestały brzmieć… niezobowiązująco. Coś niedookreślonego między drzewami odciągnęło jego spojrzenie… - nie chcę ciebie stracić.
Kaylie chciała coś powiedzieć, ale po ostatnich słowach zamilkła. Wyraźnie ich się nie spodziewała.
- Ty... zależy ci na mnie?
Khal zamknął oczy kierując twarz do nieba i spuścił powoli z siebie powietrze kupując sobie czas nim coś głupiego by powiedział.
- Ufff… więc na prawdę powiedziałem to na głos, co? Heh… Ja… nie wiem czego chcę.
Khal zawahał się na kilka chwil gdy szukał nie tyle słów, co odpowiedzi. Miał dotąd czas. Nie musiał decydować. Mógł to odkładać na później i na później, ale teraz… teraz potrzebował jakiejś odpowiedzi. I sam się w ten róg zapędził, nawet nie mógł zrzucić winy na Kaylie za dopytywanie.
- To dla mnie coś nowego. Wiem… że nie chcę by coś ci się stało. Chciałbym abyś mogła przestać się wreszcie bać. I nasze rozmowy… jak się wspieramy… to jest dla mnie cenne i nawet teraz boję się, że wypowiedzenie tego wszystkiego na głos zerwie tę nić porozumienia… - otworzył usta by dalej mówić, ale zamknął je jednak i spojrzał na Kaylie łagodnie. Bez presji, czy nacisku. Bez oczekiwań, jednak z ciekawością… wyszukując odpowiedzi na pytanie którego nie zadał w jej postawie, w jej twarzy i oczach aby poznać…
Kobieta patrzyła na Khala z wyrazem zaskoczenia, który jednak szybko przerodził się w zrozumienie. Westchnęła lekko, rozejrzała się i zaatakowała pocałunkiem zaskoczonego Khala. Zamknął on oczy dopiero po chwili i pozwolił sobie odpłynąć, czując pod mostkiem ekscytację, podobną tej którą czuł gdy pierwszy raz uczył się kobiecego ciała, dawno temu, między regałami ksiąg w bibliotece Isger. Pocałunek trwał i trwał i nie miał w sobie nic z niewinności jak wcześniejsze buziaki, a wszystko z namiętności. Niemal bezwiednie ujął jej biodro i przyciągnął do siebie, gdy palce drugiej dłoni przeplatały się z jej włosami, z kciukiem opartym o jej skroń. W końcu rozwarli się i oparli swoje czoła o siebie. Khal wciąż obejmował ją w biodrach, a kciuk gładził czule policzek. Nie pośpieszał tej chwili… naprawdę mu się ona podobała.
Zobaczył pojawiający się rumieniec na policzku Kaylie, która chrząknęła i odwróciła twarz w bok w jakimś zawstydzeniu.
- Musimy iść do straży... - przypomniała.
Khal przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, patrząc tylko na nią z rozczulonym uśmiechem na twarzy gdy jej rumieniec się tylko pogłębiał.
- Przeurocza jesteś taka zakłopotana, Gwiazdeczko - zaśmiał się przekornie i pocałował skroń nim ją puścił.
- Mamy jeszcze zioła do pozbierania - zwrócił uwagę - ale znam je. Nie zajmie nam to dużo czasu. Katemer nie lubi słońca, ale lubi wiatr. Najłatwiej go znaleźć przy większych… - opowiadał prowadząc ją trochę głębiej w las, gdzie można było je łatwiej znaleźć, ale… myślami był trochę gdzie indziej. Choć już pocałunek się zakończył to wciąż czuł jej usta na swoich. Choć szedł przodem to wciąż widział jej rumieniec i czuł, że wypali on mu się w pamięci bardzo przyjemnym wspomnieniem.




Kaylie z Khalem wracali do miasta znaną już sobie drogą. Po drodze zdjął iluzję ze swego ubioru. Kapitan straży chciał prezentować się bardziej jak kolejny awanturnik, nie prawnik, a pancerz który zawsze na sobie miał, puklerz i młotek bojowy bardziej odpowiadały temu wizerunkowi. Kiedy indziej przedstawi jej się jako ktoś więcej.
- W porządku, Cukiereczku - zmienił temat w końcu na ważny - nie poruszamy aspektu mojego zawodu, ale nie kłamiemy i kręcimy najwyżej odrobinę. W granicach dobrej woli. Jesteśmy poszukiwaczami przygód i jesteśmy tu po robotę. Pamiętaj, że chodzi nam przede wszystkim o renomę, ale nie przeginamy. Targujemy się z wyczuciem i przynajmniej odrobinę uśmiechamy… - spojrzał na jej maskę z powątpiewaniem - … przynajmniej JA się uśmiecham. Filia ma docenić nas za łatwość współpracy, a potem za kompetencje aby chciała potem brać precyzyjnie nas do takich robót. I na siedem niebios… pamiętaj, że jestem Viktor Goodmann. Wątpię aby pamiętali Khala, ale nie ryzykujmy.
Kobieta szła milcząc, pogrążona w swoich myślach. Khal był przecież związany z państwem, na które Galt miało uczulenie. Ba! On najwyraźniej miał być kapłanem Asmodeusza, a co ona zrobiła? Nie wystarczy wcześniejsza zdrada to musi kolejnej się dopuszczać?
Kaylie ścisnęła usta niezadowolona z siebie. Oczywiście, Khal pewnie miał to diabelskie doświadczenie z kobietami i ona wpadła w jego czar. Było to dla niej ciężkie doświadczenie, jako że z jednej strony była zła na siebie, a z drugiej czuła podekscytowanie odkąd tylko zakończył się pocałunek.
- Przy straży nie mogę trzymać maski, wiesz o tym? - wyrwała się z zamyślenia - Tacy nie lubią jak ktoś ukrywa twarz cały czas. I zdajesz sobie sprawę, że pracujesz dla mnie?
- Ho ho ho - roześmiał się Khal wesoło, nieco pobłażliwie odkładając na później temat maski i rozejrzał się ukradkiem czy na pewno ich rozmowa jest prywatna - Niestety muszę odmówić. Jestem tutaj nie tylko dla Aegona, ale przede wszystkim by budować naszą, a szczególnie moją personae publica. Mam być twarzą kultu. Arcykapłanem nowej religii. Nie mogę mieć nikogo nad sobą… ale mogę mieć równego mi partnera, albo przyjaciółkę bez powiązań natury hierarchicznej. Więc… jeśli masz dobre powody bym tutaj “pracował dla ciebie” to najwyżej w wielkim cudzysłowiu i ubieramy to tak, że oddaję ci towarzyską przysługę, ale wtedy potrzebuje je usłyszeć i zważyć… i wtedy możliwe, że inaczej się ubiorę.
- Pomogłam ci uratować dupę, jak zawierzyłeś wtedy tym dwóm w grobowcu, mistrzu oceny charakteru. - Khal miał wrażenie, że pod maską nastąpił wredny uśmieszek - Spłacasz jako mój prawnik, co będzie mi umowami się zajmował.
- Kaylie! Gwiazdeczko! - Zaprotestował Khal, ale głos mu się śmiał - Już mi stare przeboje odgrzebujesz? - zapytał, chichocząc pod nosem w rozbawioniu.
- Byś nie zapomniał, jak tak się chwalisz!
- A pfff… - niepoważne prychnięcie było odpowiedzią - Niech ci będzie. Ważniejszy temat: Podałaś mi pretekst. Wymówkę. Legendę. Chwilowo niech będzie, ale jaki masz ku temu powód? Bo mi ta bajeczka zwiąże ręce i znacznie ograniczy możliwości socjalne. Muszę usłyszeć co mamy na tym zyskać jeśli mam na to przystać.
- Jaki powód? By mi ktoś zajmował się tymi prawnymi nudziarstwami i nie pozwalał mnie przerobić. A twój powód? Zawsze mogłabym ci dać jakiś...
Khal aktywnie wstrzymał się aby nie zwizualizować sobie co mogła mieć na myśli.
- To jest bardzo kusząca propozycja którą z radością przenegocjuję z tobą potem, ale teraz chciałbym się skupić na tej wizycie jako kroku do osiągnięcia naszego większego celu. Jeżeli pójdę tam jako niezainteresowany samą sprawą prawnik to raz: prawdopodobnie będę w ogóle pasował tam jak pięść do nosa. Otwarte umowy kierowane do szerokiego grona tak zwanych poszukiwaczy przygód... - zatrzymał się na chwilę nim nie machnął ręką - długi bełkot legislacyjny - stwierdził i podjął temat już u wniosku - Niekoniecznie obecność prawnika w momencie dopytywania o takie otwarte zlecenie, które każdy może podjąć, będzie adekwatna. Jak byśmy mieli wyłączność to co innego.
- Drugi, ważniejszy powód… to moja swoboda. Jako twój prawnik w takiej sytuacji bym słuchał i się nie odzywał aż do momentu gdy trzeba by coś atramentem potwierdzić. Potrzebuje pretekstu aby wejść z nią w dialog. Dopytywanie o szczegóły zlecenia jest takim pretekstem który pozwoli mi zasiać ziarna jej sympatii do mojej osoby…
- Khal... Musisz zrozumieć jedno. JA też mam swoją renomę. - mocno zaakcentowała.
- W porządku, rozumiem - odpowiedział Viktor konsolidacyjnie, akcentując w sposób nie poddającym w wątpliwość, że fakt ten nigdy nie podlegał żadnej dyskusji - czy ta renoma wymaga od ciebie aby wszyscy twoi współpracownicy byli w podległej tobie relacji?
Kaylie patrzyła z irytacją.
- Więc jak to widzisz? Że tak po prostu jesteśmy w komitywie?
- Tak. Od początku mi o to chodziło. Rozumiem jak osobistą sprawą jest reputacja na którą się samodzielnie zapracowało więc nie prosiłbym ciebie abyś na rzecz naszej sprawy ją poświęcała. Tak samo ja mojej bym nie chciał poświęcić - przytaknął jej ze zrozumieniem.
- Dlatego mam na sobie teraz mój pancerz i nie chowam broni. Jesteśmy dwójką szeroko pojętych poszukiwaczy przygód i z powodów nieistotnych dla nikogo poza nami samymi pracujemy razem. Bez hierarchii między nami, bez komplikacji. To tak frustrująco brzmi?
- A jak to widzisz w powiązaniu z dalszymi twoimi prawniczymi zabawami i możliwym naszym pojawieniu się na jakimś przyjęciu?
- A bo to jeden książę w historii chwycił miecz, uratował księżnikę i wziął ją potem na bal? Jednego szlachcica porwał zew przygody? - zapytał z uśmiechem - To się nie wyklucza. Dlatego właśnie nie poruszamy tematu mojego zawodu, ale nie kłamiemy gdyby przyszło co do czego. W przyszłości Filia pozna mnie również jako adwokata z własną kancelarią i może być zdziwienie, ale nie może mieć poczucia bycia oszukaną. Wszelkie nierówności wygładzę potem urokiem osobistym. Jak na razie mnie nie zawodzi. Może tak być, psze pani? - zapytał się z wesołym uśmiechem.
Kaylie jedynie coś odburknęła, ale skinęła głową, choć było widać, że ciężko to przełyka.
Viktor uśmiechnął się i złapał jej dłoń delikatnie zatrzymując w miejscu. Pochylił się do ucha, gdy ujmował jej łokieć z łagodnością, ale też… czymś niedookreślonym.
- Jeśli poprawi ci to humorek, Kruszyno - mówił niskim prawie-szeptem, na tyle blisko, że czuła ciepło jego oddechu - to możemy potem negocjować sytuację w której będziesz zdecydowanie… górą - zaproponował uśmiechając się zbójecko. Puścił porozumiewawcze oczko i pomaszerował bez pośpiechu dalej. Dopiero dwa kroki później pozwolił jej dłoni wysunąć się bezwiednie z jego palców.
Oczy Kaylie wyraźnie się rozszerzyły, gdy Khal powiedział o byciu "górą". Żałować mógł tylko, że maska ukrywała resztę twarzy kobiety, więc nie mógł zobaczyć całości jej reakcji. Ona za to cieszyła się, iż ma na sobie maskę, bo ciepło z twarzy byłoby widoczne. W szoku nie wyrwała się lecz warknęła w końcu:
- Ty dupku… - ale w chichocie który wyrwał się Khalowi z piersi nie było słychać krztyny skruchy.
 
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem