Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2024, 16:41   #21
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację




Kaylie i Victor wrócili do miasta bliżej południa. Na szczęście nie musieli szukać posterunku straży.

[media]https://i.imgur.com/ManTuPF.jpeg[/media]

Budynek mieścił się niemal przy samej bramie, ciągle wchodzili i wychodzili z niego strażnicy i petenci. W środku był istny rozgardiasz, ludzie krzątali się krzycząc do siebie, na siebie i do ściany. W końcu udało im się znaleźć rejestrację, lub coś w jej stylu. Za biurkiem siedział młody strażnik, wyraźnie miał dość swojego losu i modlił się o kataklizm, który by go z niego wyrwał. Spojrzał na dwójkę nowo przybyłych i westchnął.
- Witam w Miejskiej Straży Evercrest, Szeregowy Duncan Finl, w czym mogę pomóc? - monotonność jego głosu dawała do zrozumienia, że nie chce pomagać, ale obowiązek tego wymaga.
Khal wziął wdech przyjmując towarzyski, ale nienachalny uśmiech nr 2. Ten co ułatwia zarażanie dobrym humorem.
- Dzień dobry, szeregowy Duncanie. Zajmiemy ci tylko krótką chwileczkę i będziemy bardzo wdzięczni za pomoc. To jest Kaylie Sunfall, a ja jestem Viktor Goodmann. Doszły nas słuchy o zaginięciach w pobliskich wioskach i zleceniu na rozwiązanie tego problemu. Chcielibyśmy ukraść wam odrobinę czasu i poznać kilka szczegółów. Komendant Blackfyre znalazłaby dla nas czas? Zależałoby nam aby porozmawiać bezpośrednio ze zleceniodawcą.
- Kolejni? - młodzian ponownie westchnął. Wyciągnął zeszyt i zaczął pisać. "Viktor Gutmann" i "Kai… Kay.." - spojrzał na zamaskowaną kobietę - Mogłaby pani przeliterować?
Kobieta zdjęła maskę i delikatnie uśmiechnęła się do strażnika, następnie wykonała jego prośbę. Duncan skończył zapisywać ich imiona i wręczył im dwie metalowe plakietki - Jeżeli ktoś was zapyta po co tu jesteście, pokażcie im to. Komendant jest na drugim piętrze, pokój 211.
- Dziękujemy wielce, ale “GOODmann, G-O-O-D, jeśli mógłbym prosić - przeliterował Khal skruszonym tonem - O ile ma to dla was jakieś znaczenie - ostatecznie wzruszył ramionami - Tak wielu chętnych do tego zlecenia się znalazło? Musi ludziom zależeć na dobru wspólnoty w Evercrest… - zagadał sympatycznie i z pełną świadomością: naiwnie… licząc na wyciągnięcie jakichś skrawków wiedzy.
Khal zobaczył kątem oka pobłażliwe spojrzenie Kaylie na to zdanie, ale ten tylko puścił jej oczko korzystając, że szeregowy poprawiał właśnie jego nazwisko.
Młody jedynie pokręcił głową.
- Może części, reszta albo jest łasa na nagrodę, albo boi się czy sama nie zniknie.
- Nie no… chyba tacy co się podejmują takich zadań raczej są powyżej ryzyka by samemu paść ofiarą… może źle słyszałem, ale problem podobno dotyka głównie maluczkich chłopów… czy może te plotki, jak to wszystkie plotki, są niepełne?
- Na razie. - zaznaczył strażnik - Wiadomo jak to jest z sytuacjami takimi jak ta, w końcu zaczną eskalować wyżej. Ktokolwiek to robi, jeżeli nie zostanie zatrzymany, zacznie sięgać dalej.
- “Wiadomo” - powtórzył słowo z ciekawością Viktor - Zdarzały się już kiedyś podobne sytuacje? Przepraszam cię Duncanie… mogę mówić ci “Duncan”, prawda? … że zajmujemy twój czas, ale nie ma za nami kolejki, a jeśli będziemy mogli ukraść komendant dzięki temu mniej czasu to prawdopodobnie warto. To zapracowana osoba. Ktoś ciekawy był tu po zadanie? Może udałoby się połączyć siły…
Viktor pozostawał swobodny, roztaczał niezobowiązujące, budzące zaufanie wrażenie kogoś rozmawiającego na temat swobodny, niemal rekreacyjny. Jednak jego oczy szukały skrawków informacji. W tonie Finla, jego oczach, grymasach. Nie wiedział czego szuka… dowie się jak coś ciekawego znajdzie.
Szeregowy westchnął, najwyraźniej miał dość bycia łapanym za słówka.
- Słyszy się odpowiednio dużo historii o demonicznych kultach, wampirzych rodzinkach, szaleńcach. Jeżeli się delikwenta nie ucapi na początku, to będzie tylko zuchwalszy. - spojrzał na Viktora kiedy ten zapytał o kogoś ciekawego - A kogo się spodziewasz? Najmimordy, chłopi i kilku kupców, którzy chcieli dorzucić się do nagrody.
- A i najmimordy czasem ciekawe się okazują. Dziękujemy za twój czas. Miłej służby. - Pozdrowił Khal szeregowego i spojrzeniem zapytał Kaylie “idziemy?”, czy czym sam skierował się na piętro, a za nim podążyła Kaylie.

Kilka chwil zajęło dwójce zanim dotarli do odpowiedniego pokoju. Dwa razy zostali zatrzymani przez innych strażników, ale plakietki od Duncana rozwiały wątpliwości co do tego, że powinni się tam znajdować. W końcu drzwi do pokoju 211 stały przed Kaylie i Viktorem, chociaż już z zewnątrz słyszeli kobiecy głos wydający polecenia. Słyszeli co prawda tylko wyrywki jak "Natychmiast", "Północna Dzielnica", "Znaleźć".
Kiedy zapukali ten sam głos, kazał im wejść. Oboje nie wiedzieli czego się spodziewać, chociaż widok był niecodzienny.

[media]https://i.ibb.co/gyzcJ1y/filia.png[/media]

Bardzo młoda kobieta o czarnych włosach stała przed zgromadzeniem kilku innych strażników i wszyscy patrzyli na nowo przybyłych,
- Kolejni petenci? - zapytała kobieta - Jestem teraz trochę zajęta, czy to coś istotnego?
- Sunfall i Goodmann - przedstawił szybko oboje skinięciem tylko wskazując kto jest kto. Nie zająknął się ani nie zamrugał nawet oczami mimo, że przechodził właśnie najdziwniejsze déj�- vu w życiu, gdy nie dość, że komendant okazała się zauważalnie młodsza niż oczekiwał, to… coś w jej urodzie kojarzyło mu się z matką, choć nawet nie wiedział co bo wciąż nie pamiętał jej twarzy - W sprawie znikających obywateli. Możemy poczekać kwadrans, albo przyjść jutro jeśli sytuacja nie nie sprzyja, ale im szybciej porozmawiamy tym szybciej to rozwiążemy. - Kaylie widziała zupełną zmianę persony Khala. Z szeregowym był gadatliwy, uśmiechnięty i życzliwy. Z komendant prezentował się rzeczowo i zdecydowanie. Roztaczał aurę pewności siebie karzącą wierzyć, że czego się podejmie to już praktycznie będzie rozwiązane.




Kobieta westchnęła i spojrzała na pozostałych zgromadzonych,
- Wiecie co macie robić, czekam na raporty do końca tygodnia. Ten kto zawiedzie, spędzi następne pół roku na patrolach z Gurkiem! - zgromadzenie opuściło pomieszczenie, a komendant straży usiadła za biurkiem, masując skronie - Goodmann? Nowy adwokat w mieście? Serg o tobie wspominał. Co diabła w ludzkiej skórze interesuje sprawa jakiś maluczkich?
Viktor poczuł sie równo połechtany po ego, że jego imię już się rozchodzi po mieście jak i sfrustrowany, że ten jeden raz mu utrudnia życie.
- Cóż, jeśli mamy kwadrans aby wejść w partikularia wielowymiarowości mojej osoby, to możemy od razu herbatę i ciasteczka zorganizować… - zaczął nieco ryzykownie, ale nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie Kaylie trzepnęła go w tył głowy otwartą dłonią.
- Przepraszam za niego. Prawnicy i ich ego. Oraz rozgadanie.
- Później o tym porozmawiamy - zwrócił się do Kaylie po tym jak spuścił trochę pary zostawiając jej próby siły na kiedy indziej. To był do tego bardzo zły moment.
- Do czego zmierzałem to: w dużym skrócie jestem więcej niż adwokatem i zgodnie z moim planem Evercrest ma być od teraz moim podwórkiem, a ja nie lubię mieć morderców na moim podwórku i czy na tych porwaniach moglibyśmy się skupić?
- "Morderców"? - powtórzyła Blackfyre - Nie kojarzę, abym mówiła, że znaleźliśmy jakieś zwłoki. - okrutny uśmiech pojawił się na twarzy komendant - Czyżbyś wiedział więcej niż my?
- Oj, na pewno wiem więcej niż wy - przytaknął Khal odbijając uśmiech komendant swoim własnym, odpowiednim bardziej złoczyńcy w czasie “monologu”. Jednak jego rozbawienie szybko wypełzło na wierzch - na wiele różnych tematów, a wy wiecie więcej niż ja na wiele innych. Wybaczysz mi nie użycie prefixu “potencjalnego” mordercy. W moich stronach takie sprawy w dobrych siedmiu przypadkach na dziesięć oznaczały zabójstwo, w kolejnych dwóch coś związanego z niewolnictwem i tylko pozostała resztka bywała czymś oryginalnym. Czy moja ekstrapolacja jest tutaj błędna?
Mina komendant zrzedła momentalnie.
- Chciałabym, aby była. Niestety kilka ostatnich dni znajdujemy ciała. Trzymamy to w tajemnicy, aby ludzie nie popadli w panikę. Najpewniej mamy do czynienia z kultem Lamashtu. Ciała, które odnajdujemy są… zmienione.
- Brzmi paskudnie - skomentował Viktor z grymasem - Z nimi zawsze są nieprzyjemne komplikacje i tylko bardziej teraz chcę się ich usunięcia z “mojego podwórka”. Te ciała… co oznacza “zmienione”?
- Progresywnie do tego… oszpecenie na ogół oznacza odjęcie części… jak nazwać przeciwieństwo tego? - westchnęła - Pierwsze ciało, które znaleźliśmy miało drugą parę uszu, elfich. Do tego trzecią rękę, nogi jak u psa. Ostatnie… - wzdrygnęła się - Palce… wszędzie. Zamiast wszystkiego, oczy na szypułkach.
- Mutują je. - stwierdziła Kaylie - Wygląda jak wykorzystywanie do eksperymentu.
- Oby to była mutacja, bo ilość dodatków wskazywałaby na ofiary rzędów setek. - Blackfyre westchnęła - I na tym na razie stoimy. Jakiś szalony kult Lamasztu, próbuje przypodobać się swej bogini. Niestety ciała nie pomagają w znalezieniu miejsca gdzie były przetrzymywane. Najpewniej umarły od tego co im zrobiono i porzucili ciała w losowych miejscach.
- Dosyć klasyczne modus operandi kultu Matki Potworów - przytaknął Khal - Co z ciałami zrobiliście? Możemy je obejrzeć?
- Trzymamy je w lodówkach na dole. - pokręciła głową - Rozważamy co z nimi zrobić. To na pewno ofiary, których szukamy, więc powinniśmy oddać je ich rodzinie, ale… no jak?
- Podjęłaś słuszną decyzję. Jeśli wszystkie wyglądają tak strasznie to jakby to była moja decyzja bym znalazł pretekst aby je spalić nie pozwalając rodzinie się zbliżyć na mniej niż dwadzieścia metrów. Prawdopodobnie w jednym z krasnoludzkich pieców, a nie zwykłym stosie aby z kości nie zostało wiele. Abadar i Lamashtu są ze sobą w świętej wojnie. Jeśli któryś z jego kapłanów jest znany jako zaufany to można by go zaangażować, nawet jeśli tylko po to aby pomógł z kremacjami… ale jestem pewny, że to nie są nowe pomysły. Ile ciał dotąd znaleziono?
- Pięć. - przyznała komendant - Pierwsze trzy były w miarę łatwe do identyfikacji. Ostatnie dwa… możemy jedynie zgadywać. Są to ofiary, które zniknęły ponad miesiąc temu. Wtedy ich zaginięcia były przypisywane dzikim stworzeniom, bandytom, fay. Teraz wiemy lepiej, a to oznacza, że przetrzymują jeszcze dwadzieścia osób. Jeżeli palce nie są najgorszym co wymyślili, to boję się pomyśleć co przyniesie przyszłość.
- Czy istnieje jakiś powód by uważać, że kult nie chciał aby ciała zostały znalezione? Bo póki nie mówimy o setkach ciał, co brzmi jakby nie było na rzeczy, to bardzo łatwo byłoby porzucić je dość głęboko w lesie, że nikt by ich nigdy nie znalazł. Nie przed tym jak zwierzęta by się o nie zatroszczyły. To, że aż pięć z nich zostało znalezione… brzmi jakby taki mógł być plan.
- Też tak sądzę i to mnie martwi. Znaczy, że czują się na tyle silni, aby się popisywać swymi czynami. Nie ważne czy są czy nie, ważne że zrobią się odważniejsi… - westchnęła - Najpewniej kryjówkę w jakiś ruinach, czy jaskini. Gdzieś gdzie krzyki ofiar nie dochodziłyby daleko.
- Albo dość daleko od miast, miasteczek i szlaków, że się tego nie boją - skomentował Viktor, ale chyba bardziej do siebie - a najprawdopodobniej jedno i drugie. Czy jest możliwe, że operują już od pewnego czasu, a ten miesiąc temu wreszcie poczuli się dość silni by ujawnić swoją obecność, nawet jeśli nie jeszcze per se siebie samych?
- Nie mieliśmy zniknięć wcześniej. Przynajmniej nie takich, że po kilku dniach się odnaleźli. Nawet fay omijają miasto szerokim łukiem, a to w ich naturze takie zabawy. - kobieta wyjrzała przez okno - Miasto na razie jest bezpieczne, ale kulty poszukują też rekrutów. Nie siedzę w głowie wszystkich ludzi tego miasta, nie wiem czy któryś z nich nie chciałbym stać się czymś czym nie jest. - przetarła oczy - Więc, panie Goodmann? Jakieś sugestie? Pomysły? Czy tak jak wszyscy inni masz zamiar wyjść w las i mieć nadzieję?
- Trochę zbyt dużo chodzenia jak na mój gust - uśmiechnął się Viktor - Najpierw będę chciał porozmawiać ze świadkami.
- Daj znać jak jakichś znajdziesz. My od miesiąca słyszymy to samo. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Ofiary znikają w nocy, lub poza granicami miast.
- Do niektórych świadków trzeba po prostu umieć dotrzeć. Kiedy takich znajdę… możliwe jest wypożyczyć waszego najlepszego śledczego na dwadzieścia minut aby nas wspomógł w przesłuchaniu? Prawdopodobnie odpowiednie procedury śledcze by pomogły, a wy byście od razu byli włączeni w obieg informacji.
- Co masz zamiar zrobić? - kobieta wróciła do biurka i zaczęła coś pisać.
- Cóż, komendant Blackfyre… ja widzę już pięciu bezpośrednich świadków do których potrafię dotrzeć. Tylko jeśli wasze “lodówki” zmroziły ich na kość to potrzebowałbym aby przynajmniej odtajali.
Kobieta podniosła się z krzesła.
- Umiesz rozmawiać ze zmarłymi? - ekscytacja zagościła w oczach kobiety.
- Z żywymi także - puścił porozumiewawcze oczko okraszone zbójeckim półuśmiechem - ale rozumiem, że to nie jest aż tak imponujące. Tak czy siak: jutro. Dziś nie jestem gotowy niestety. Na teraz, jeśli nie jest to niewygodne, najchętniej bym obejrzał zwłoki. Jest nieignorowalna szansa, że coś jeszcze z nich wyciągnę co przynajmniej nakieruje nas na właściwsze pytania, bo z moją mocą potrafię zadać takie cztery jednemu nieboszczykowi i tylko trzech z nich będę mógł przepytać danego dnia.
- CARL! - drzwi do pokoju otworzyły się natychmiast, trochę otyły strażnik zajrzał do środka.
- Pani komendant?
- Biegnij na dół… - zatrzymała się i westchnęła - Powiedz Samowi, aby zbiegł na dół do lodówek i przygotował nasze ostatnie znaleziska. Będzie wiedział o co chodzi.
- Tak jest, pani komendant. - drzwi się zamknęły, a Filia usiadła z powrotem.
- Nie mamy tu kapłana Pharasmy. Pięć lat temu, mieliśmy tu wojnę religijną między Pharasmianami a Urgathoanami. Baron wygnał obie religie, ale żaden z oficjalnych kapłanów nie odważy się teraz sięgnąć po tego typu zaklęcie. Więc, komu mam składać modlitwę dziękczynną za ciebie?
Kaylie milczała szczęśliwa, że maska zakrywa jej reakcję. I nie chodziło o pytanie, ale o zwykłą, ludzką emocję, której okazać nie chciała.
- Wstrzymajmy się z modlitwami dziękczynnymi póki nie złapiemy tych drani, co? - zaproponował Khal z uśmiechem.
- Aż tak źle, co? - powiedziała kobieta unosząc brew - Spokojnie, najwyżej dam ci pół dnia przewagi, zanim naślę na ciebie rozwścieczony tłum. Przyjdź jutro, sama zaprowadzę cię do naszych świadków.
Chichot Viktora był serdeczny i tylko odrobinę nieszczery, ale nie brzmiała w nim żadna fałszywa nuta - Nie sądzę aby do tego doszło, ale jeśli już to definitywnie docenię przewagę, pani komendant.
- Dobrze, czy coś jeszcze potrzebujecie? - komendant wróciła do pozycji siedzącej i ponownie rozpoczęła pisanie.
- Jakby udało się zorganizować na jutro mapę lokacji gdzie ciała zostały odnalezione, najlepiej z kopiami raportów to bylibyśmy bardzo wdzięczni. I moje ostatnie pytanie: czy ktokolwiek z pozostałych ludzi co przyjęli zlecenie i poszli w las wyglądał jakby miał być gotowy robić problemy konkurencji?
- Sądzę, że poddali się gdy tylko wyściubili nos za bramę. Poza tym nie martw się, jeżeli ktoś z innych poszukiwaczy cię zabije, upewnię się, aby wszyscy wiedzieli, że jego egzekucja jest dedykowana tobie.
- Pani komendant - Khal położył rękę na piersi z rozczuleniem na twarzy, ale uśmiechem wyrywającym się spod niego - pani słowa grzeją moje serce - zadeklarował i spojrzał na Kaylie.
- Sunfall, umknęło mi coś ważnego o co warto spytać?
Kaylie odezwała się łagodnym głosem.
- Wierzę twojej jasności umysłu, Goodmann. Nie sądzę by coś umknęło.
- W takim razie, możecie już iść. - komendant wskazała na drzwi - Siedzicie u Otto, tak? Poślę po was jutro.
- Gadatliwy gadatek z Serga - zaśmiał się Khal pochylając odrobinę czoło na pożegnanie.
Kaylie również skinęła na pożegnanie i wyszła wartkim krokiem nie patrząc na Khala.


Khal nie musiał szukać towarzyszki. Stała ona oparta o ścianę przy wyjściu, wyraźnie oczekując na niego ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
Viktor schował dłonie w kieszeniach kubraka i powoli spuścił powietrze z płuc, dając sobie czas aby opanować iskierki gniewu, które ukrył głęboko w sobie w czasie rozmowy z Filią. Podszedł do niej swobodnym krokiem.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, a ty chyba kogoś do znalezienia dla córek Otto. Widzimy się wieczorem na Popielnym Dworze? - niby-zapytał, ale już zaczynał się obracać…
- Tchórz. - syknięcie Kaylie dotarło do uszu Khala.
- Skoro tak uważasz… - rzucił za siebie ledwie tylko ramionami wzruszając.




Viktor poirytowany wrócił na Popielny Dwór. Widać było, że był zmęczony, a jeszcze się ze Zmierzchowcami widział po drodze, choć udało mu się uniknąć spotkania z Gee… Nie miał ochoty teraz na przyjemniusie gadki szmatki. Osiadł na krześle przy barze i oparł łokcie na blacie, a szczękę na dłoniach.
- Otto, przyjacielu. Wiesz jak się sazeraca robi?
- Pierwszy raz nazwę słyszę, coś z twoich piekielnych krain?
- Można tak powiedzieć. Na święto Trzeciego Powstania się go pije. Umieszasz go dla mnie jak ci podyktuję? Albo jak dasz to sam sobie zrobię…
- Wara mi. Klienci tylko z tej strony lady. Jak się go robi?
- Ok. Kielon jak od whisky. Kostka cukru na dnie. Nasączamy trzema łyżeczkami czystej wody. Możesz cienkiego piwa użyć jeśli nie ma. Jasnego. Dodajemy bitter… Peychaud, angostura, lub jakiś ziołowy, lub ziołowo korzenny. Nie więcej niż ósmą część miarki. Rozbijamy cukier i dajemy mu z dziesięć sekund by się rozpuścił. Zalewamy dwoma miarkami koniaku i dodajemy sześc kropel absyntu. Wypełniamy szklankę do połowowy lodem i delikatnie mieszamy. Na koniec ozdabiamy nieco zrolowaną skórką pomarańczową tak aby trzymała się krawędzi szklanki, ale końcówką zanurzała.
- Myślę, że dam radę.
- To zrób mi prosze podwójnego.
- Baby?
- Co? Nie! - Zaprzeczył Khal i roześmiał się wesołym chichotem - Może… Nie wczuwasz się za bardzo w rolę barmana?
- Śmiertelniku, ja JESTEM barmanem! Dobra, patrz mi na ręce czy na pewno dobrze się wysłowiłeś.
- Dupek - znów zaśmiał się Khal i przysunął się bliżej części alkoholowej baru.
- A właśnie, mam zioła - zadeklarował i wyciągnął z nadwymiarowej przestrzeni za koszulą sakwę i położył na blacie - w środku posegregowane w mniejszych sakwach. To jak? Wodzu… przyjacielu… prezesie… gubernatorze… Obżartuchu… zasłużyłem na łaźnie z sauną?
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a będziesz spał w pudełku z sianem. - karczmarz spojrzał na zioła - Otis! Dostawa! - kucharz szybko wbiegł do pomieszczenia, spojrzał dokładnie na zioła po czym je zabrał i czmychnął z powrotem - Ta, zasłużyłeś. - Otto sięgnął pod ladę i wyciągnął pojedynczy kluczyk - Obok drzwi do kuchni, znajdują się kolejne. - wskazał w odpowiednim kierunku, ten kluczyk otwiera te drzwi. Za nimi znajduje się długi hol z trzema drzwiami. Wybierz jedne.
- Victoria - wzniósł Viktor pięść do sufitu w tryumfie i już sobie wyobrażał pierwsze, od kiedy dwa miesiące temu opuścił Isger, wygotowanie się w saunie. Opuścił pięść i na jego twarzy wyrósł niezadowolony grymas.
- Metetrix… - zaklął szpetnie rozmasowując sobie skronie jedną dłonią - [i] Tak jakby z Kaylie je zbierałem. Zróbmy z łaźni i sauny dla mnie po łaźni dla mnie i niej, możemy? - zaproponował z niezadowoleniem.
- Pogadam z nią jak wróci. Ona ma swoje zadanie i tak. Możesz skorzystać z obu. - podrapał się po karku - Na lewo za wejściem znajdziesz półkę z mydłami, pachnidłami i ręcznikami. Czegoś jeszcze będziesz potrzebował? - zapytał stawiając przed nim zamówionego drinka.
- Gracias, amigo. - Podziękował z ulgą - Jeszcze tylko gdzie ubrania mógłbym wyprać?
- Zostaw je w koszu na piętrze. Dziewczyny ci je wypiorą.
- Podziękuj im ode mnie - poprosił wstając i zabrał ze sobą szklanicę.
- Praktycznie sazerak! - pochwalił już kilka kroków dalej, wcale się nie zatrzymując.


Po pierwszym podwójnym sazeracu (prawie tak dobrym jak w Cheliax) Khal wziął drugiego. W międzyczasie wyszorował się w łaźni, szybko wypocił w saunie a jeszcze wcześniej zostawił swoje ubrania do wyczyszczenia… Sam zszedł do pracy w zwiewnym szlafroczku, prawie pidżamie w której nie wypadło by chodzić przy ludziach, ale nie miało to znaczenia… i tak krył ją pod iluzją.

Rozłożył i obciążył magiczne zwoje i zabrał się do pracy. Arkanistyczne materiały układane w wykaligrafowanych magicznych pod-kręgach, zasilając główną pieczęć spalanymi magicznie składnikami, która to katalizowała węzły many tworzone, zaplatane i utrwalane przez Khala w mosiężnej obręczy. Magiczna soczewka okazjonalnie dawała wgląd w jej struktury, ale nie było to częste. Dużo czasu zajęło nauczenie się wyczuwać węzły magiczne aby splatać je na wyczucie.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem