Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2024, 16:41   #21
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację




Kaylie i Victor wrócili do miasta bliżej południa. Na szczęście nie musieli szukać posterunku straży.

[media]https://i.imgur.com/ManTuPF.jpeg[/media]

Budynek mieścił się niemal przy samej bramie, ciągle wchodzili i wychodzili z niego strażnicy i petenci. W środku był istny rozgardiasz, ludzie krzątali się krzycząc do siebie, na siebie i do ściany. W końcu udało im się znaleźć rejestrację, lub coś w jej stylu. Za biurkiem siedział młody strażnik, wyraźnie miał dość swojego losu i modlił się o kataklizm, który by go z niego wyrwał. Spojrzał na dwójkę nowo przybyłych i westchnął.
- Witam w Miejskiej Straży Evercrest, Szeregowy Duncan Finl, w czym mogę pomóc? - monotonność jego głosu dawała do zrozumienia, że nie chce pomagać, ale obowiązek tego wymaga.
Khal wziął wdech przyjmując towarzyski, ale nienachalny uśmiech nr 2. Ten co ułatwia zarażanie dobrym humorem.
- Dzień dobry, szeregowy Duncanie. Zajmiemy ci tylko krótką chwileczkę i będziemy bardzo wdzięczni za pomoc. To jest Kaylie Sunfall, a ja jestem Viktor Goodmann. Doszły nas słuchy o zaginięciach w pobliskich wioskach i zleceniu na rozwiązanie tego problemu. Chcielibyśmy ukraść wam odrobinę czasu i poznać kilka szczegółów. Komendant Blackfyre znalazłaby dla nas czas? Zależałoby nam aby porozmawiać bezpośrednio ze zleceniodawcą.
- Kolejni? - młodzian ponownie westchnął. Wyciągnął zeszyt i zaczął pisać. "Viktor Gutmann" i "Kai… Kay.." - spojrzał na zamaskowaną kobietę - Mogłaby pani przeliterować?
Kobieta zdjęła maskę i delikatnie uśmiechnęła się do strażnika, następnie wykonała jego prośbę. Duncan skończył zapisywać ich imiona i wręczył im dwie metalowe plakietki - Jeżeli ktoś was zapyta po co tu jesteście, pokażcie im to. Komendant jest na drugim piętrze, pokój 211.
- Dziękujemy wielce, ale “GOODmann, G-O-O-D, jeśli mógłbym prosić - przeliterował Khal skruszonym tonem - O ile ma to dla was jakieś znaczenie - ostatecznie wzruszył ramionami - Tak wielu chętnych do tego zlecenia się znalazło? Musi ludziom zależeć na dobru wspólnoty w Evercrest… - zagadał sympatycznie i z pełną świadomością: naiwnie… licząc na wyciągnięcie jakichś skrawków wiedzy.
Khal zobaczył kątem oka pobłażliwe spojrzenie Kaylie na to zdanie, ale ten tylko puścił jej oczko korzystając, że szeregowy poprawiał właśnie jego nazwisko.
Młody jedynie pokręcił głową.
- Może części, reszta albo jest łasa na nagrodę, albo boi się czy sama nie zniknie.
- Nie no… chyba tacy co się podejmują takich zadań raczej są powyżej ryzyka by samemu paść ofiarą… może źle słyszałem, ale problem podobno dotyka głównie maluczkich chłopów… czy może te plotki, jak to wszystkie plotki, są niepełne?
- Na razie. - zaznaczył strażnik - Wiadomo jak to jest z sytuacjami takimi jak ta, w końcu zaczną eskalować wyżej. Ktokolwiek to robi, jeżeli nie zostanie zatrzymany, zacznie sięgać dalej.
- “Wiadomo” - powtórzył słowo z ciekawością Viktor - Zdarzały się już kiedyś podobne sytuacje? Przepraszam cię Duncanie… mogę mówić ci “Duncan”, prawda? … że zajmujemy twój czas, ale nie ma za nami kolejki, a jeśli będziemy mogli ukraść komendant dzięki temu mniej czasu to prawdopodobnie warto. To zapracowana osoba. Ktoś ciekawy był tu po zadanie? Może udałoby się połączyć siły…
Viktor pozostawał swobodny, roztaczał niezobowiązujące, budzące zaufanie wrażenie kogoś rozmawiającego na temat swobodny, niemal rekreacyjny. Jednak jego oczy szukały skrawków informacji. W tonie Finla, jego oczach, grymasach. Nie wiedział czego szuka… dowie się jak coś ciekawego znajdzie.
Szeregowy westchnął, najwyraźniej miał dość bycia łapanym za słówka.
- Słyszy się odpowiednio dużo historii o demonicznych kultach, wampirzych rodzinkach, szaleńcach. Jeżeli się delikwenta nie ucapi na początku, to będzie tylko zuchwalszy. - spojrzał na Viktora kiedy ten zapytał o kogoś ciekawego - A kogo się spodziewasz? Najmimordy, chłopi i kilku kupców, którzy chcieli dorzucić się do nagrody.
- A i najmimordy czasem ciekawe się okazują. Dziękujemy za twój czas. Miłej służby. - Pozdrowił Khal szeregowego i spojrzeniem zapytał Kaylie “idziemy?”, czy czym sam skierował się na piętro, a za nim podążyła Kaylie.

Kilka chwil zajęło dwójce zanim dotarli do odpowiedniego pokoju. Dwa razy zostali zatrzymani przez innych strażników, ale plakietki od Duncana rozwiały wątpliwości co do tego, że powinni się tam znajdować. W końcu drzwi do pokoju 211 stały przed Kaylie i Viktorem, chociaż już z zewnątrz słyszeli kobiecy głos wydający polecenia. Słyszeli co prawda tylko wyrywki jak "Natychmiast", "Północna Dzielnica", "Znaleźć".
Kiedy zapukali ten sam głos, kazał im wejść. Oboje nie wiedzieli czego się spodziewać, chociaż widok był niecodzienny.

[media]https://i.ibb.co/gyzcJ1y/filia.png[/media]

Bardzo młoda kobieta o czarnych włosach stała przed zgromadzeniem kilku innych strażników i wszyscy patrzyli na nowo przybyłych,
- Kolejni petenci? - zapytała kobieta - Jestem teraz trochę zajęta, czy to coś istotnego?
- Sunfall i Goodmann - przedstawił szybko oboje skinięciem tylko wskazując kto jest kto. Nie zająknął się ani nie zamrugał nawet oczami mimo, że przechodził właśnie najdziwniejsze déj�- vu w życiu, gdy nie dość, że komendant okazała się zauważalnie młodsza niż oczekiwał, to… coś w jej urodzie kojarzyło mu się z matką, choć nawet nie wiedział co bo wciąż nie pamiętał jej twarzy - W sprawie znikających obywateli. Możemy poczekać kwadrans, albo przyjść jutro jeśli sytuacja nie nie sprzyja, ale im szybciej porozmawiamy tym szybciej to rozwiążemy. - Kaylie widziała zupełną zmianę persony Khala. Z szeregowym był gadatliwy, uśmiechnięty i życzliwy. Z komendant prezentował się rzeczowo i zdecydowanie. Roztaczał aurę pewności siebie karzącą wierzyć, że czego się podejmie to już praktycznie będzie rozwiązane.




Kobieta westchnęła i spojrzała na pozostałych zgromadzonych,
- Wiecie co macie robić, czekam na raporty do końca tygodnia. Ten kto zawiedzie, spędzi następne pół roku na patrolach z Gurkiem! - zgromadzenie opuściło pomieszczenie, a komendant straży usiadła za biurkiem, masując skronie - Goodmann? Nowy adwokat w mieście? Serg o tobie wspominał. Co diabła w ludzkiej skórze interesuje sprawa jakiś maluczkich?
Viktor poczuł sie równo połechtany po ego, że jego imię już się rozchodzi po mieście jak i sfrustrowany, że ten jeden raz mu utrudnia życie.
- Cóż, jeśli mamy kwadrans aby wejść w partikularia wielowymiarowości mojej osoby, to możemy od razu herbatę i ciasteczka zorganizować… - zaczął nieco ryzykownie, ale nie zdążył dokończyć, bo w tym momencie Kaylie trzepnęła go w tył głowy otwartą dłonią.
- Przepraszam za niego. Prawnicy i ich ego. Oraz rozgadanie.
- Później o tym porozmawiamy - zwrócił się do Kaylie po tym jak spuścił trochę pary zostawiając jej próby siły na kiedy indziej. To był do tego bardzo zły moment.
- Do czego zmierzałem to: w dużym skrócie jestem więcej niż adwokatem i zgodnie z moim planem Evercrest ma być od teraz moim podwórkiem, a ja nie lubię mieć morderców na moim podwórku i czy na tych porwaniach moglibyśmy się skupić?
- "Morderców"? - powtórzyła Blackfyre - Nie kojarzę, abym mówiła, że znaleźliśmy jakieś zwłoki. - okrutny uśmiech pojawił się na twarzy komendant - Czyżbyś wiedział więcej niż my?
- Oj, na pewno wiem więcej niż wy - przytaknął Khal odbijając uśmiech komendant swoim własnym, odpowiednim bardziej złoczyńcy w czasie “monologu”. Jednak jego rozbawienie szybko wypełzło na wierzch - na wiele różnych tematów, a wy wiecie więcej niż ja na wiele innych. Wybaczysz mi nie użycie prefixu “potencjalnego” mordercy. W moich stronach takie sprawy w dobrych siedmiu przypadkach na dziesięć oznaczały zabójstwo, w kolejnych dwóch coś związanego z niewolnictwem i tylko pozostała resztka bywała czymś oryginalnym. Czy moja ekstrapolacja jest tutaj błędna?
Mina komendant zrzedła momentalnie.
- Chciałabym, aby była. Niestety kilka ostatnich dni znajdujemy ciała. Trzymamy to w tajemnicy, aby ludzie nie popadli w panikę. Najpewniej mamy do czynienia z kultem Lamashtu. Ciała, które odnajdujemy są… zmienione.
- Brzmi paskudnie - skomentował Viktor z grymasem - Z nimi zawsze są nieprzyjemne komplikacje i tylko bardziej teraz chcę się ich usunięcia z “mojego podwórka”. Te ciała… co oznacza “zmienione”?
- Progresywnie do tego… oszpecenie na ogół oznacza odjęcie części… jak nazwać przeciwieństwo tego? - westchnęła - Pierwsze ciało, które znaleźliśmy miało drugą parę uszu, elfich. Do tego trzecią rękę, nogi jak u psa. Ostatnie… - wzdrygnęła się - Palce… wszędzie. Zamiast wszystkiego, oczy na szypułkach.
- Mutują je. - stwierdziła Kaylie - Wygląda jak wykorzystywanie do eksperymentu.
- Oby to była mutacja, bo ilość dodatków wskazywałaby na ofiary rzędów setek. - Blackfyre westchnęła - I na tym na razie stoimy. Jakiś szalony kult Lamasztu, próbuje przypodobać się swej bogini. Niestety ciała nie pomagają w znalezieniu miejsca gdzie były przetrzymywane. Najpewniej umarły od tego co im zrobiono i porzucili ciała w losowych miejscach.
- Dosyć klasyczne modus operandi kultu Matki Potworów - przytaknął Khal - Co z ciałami zrobiliście? Możemy je obejrzeć?
- Trzymamy je w lodówkach na dole. - pokręciła głową - Rozważamy co z nimi zrobić. To na pewno ofiary, których szukamy, więc powinniśmy oddać je ich rodzinie, ale… no jak?
- Podjęłaś słuszną decyzję. Jeśli wszystkie wyglądają tak strasznie to jakby to była moja decyzja bym znalazł pretekst aby je spalić nie pozwalając rodzinie się zbliżyć na mniej niż dwadzieścia metrów. Prawdopodobnie w jednym z krasnoludzkich pieców, a nie zwykłym stosie aby z kości nie zostało wiele. Abadar i Lamashtu są ze sobą w świętej wojnie. Jeśli któryś z jego kapłanów jest znany jako zaufany to można by go zaangażować, nawet jeśli tylko po to aby pomógł z kremacjami… ale jestem pewny, że to nie są nowe pomysły. Ile ciał dotąd znaleziono?
- Pięć. - przyznała komendant - Pierwsze trzy były w miarę łatwe do identyfikacji. Ostatnie dwa… możemy jedynie zgadywać. Są to ofiary, które zniknęły ponad miesiąc temu. Wtedy ich zaginięcia były przypisywane dzikim stworzeniom, bandytom, fay. Teraz wiemy lepiej, a to oznacza, że przetrzymują jeszcze dwadzieścia osób. Jeżeli palce nie są najgorszym co wymyślili, to boję się pomyśleć co przyniesie przyszłość.
- Czy istnieje jakiś powód by uważać, że kult nie chciał aby ciała zostały znalezione? Bo póki nie mówimy o setkach ciał, co brzmi jakby nie było na rzeczy, to bardzo łatwo byłoby porzucić je dość głęboko w lesie, że nikt by ich nigdy nie znalazł. Nie przed tym jak zwierzęta by się o nie zatroszczyły. To, że aż pięć z nich zostało znalezione… brzmi jakby taki mógł być plan.
- Też tak sądzę i to mnie martwi. Znaczy, że czują się na tyle silni, aby się popisywać swymi czynami. Nie ważne czy są czy nie, ważne że zrobią się odważniejsi… - westchnęła - Najpewniej kryjówkę w jakiś ruinach, czy jaskini. Gdzieś gdzie krzyki ofiar nie dochodziłyby daleko.
- Albo dość daleko od miast, miasteczek i szlaków, że się tego nie boją - skomentował Viktor, ale chyba bardziej do siebie - a najprawdopodobniej jedno i drugie. Czy jest możliwe, że operują już od pewnego czasu, a ten miesiąc temu wreszcie poczuli się dość silni by ujawnić swoją obecność, nawet jeśli nie jeszcze per se siebie samych?
- Nie mieliśmy zniknięć wcześniej. Przynajmniej nie takich, że po kilku dniach się odnaleźli. Nawet fay omijają miasto szerokim łukiem, a to w ich naturze takie zabawy. - kobieta wyjrzała przez okno - Miasto na razie jest bezpieczne, ale kulty poszukują też rekrutów. Nie siedzę w głowie wszystkich ludzi tego miasta, nie wiem czy któryś z nich nie chciałbym stać się czymś czym nie jest. - przetarła oczy - Więc, panie Goodmann? Jakieś sugestie? Pomysły? Czy tak jak wszyscy inni masz zamiar wyjść w las i mieć nadzieję?
- Trochę zbyt dużo chodzenia jak na mój gust - uśmiechnął się Viktor - Najpierw będę chciał porozmawiać ze świadkami.
- Daj znać jak jakichś znajdziesz. My od miesiąca słyszymy to samo. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Ofiary znikają w nocy, lub poza granicami miast.
- Do niektórych świadków trzeba po prostu umieć dotrzeć. Kiedy takich znajdę… możliwe jest wypożyczyć waszego najlepszego śledczego na dwadzieścia minut aby nas wspomógł w przesłuchaniu? Prawdopodobnie odpowiednie procedury śledcze by pomogły, a wy byście od razu byli włączeni w obieg informacji.
- Co masz zamiar zrobić? - kobieta wróciła do biurka i zaczęła coś pisać.
- Cóż, komendant Blackfyre… ja widzę już pięciu bezpośrednich świadków do których potrafię dotrzeć. Tylko jeśli wasze “lodówki” zmroziły ich na kość to potrzebowałbym aby przynajmniej odtajali.
Kobieta podniosła się z krzesła.
- Umiesz rozmawiać ze zmarłymi? - ekscytacja zagościła w oczach kobiety.
- Z żywymi także - puścił porozumiewawcze oczko okraszone zbójeckim półuśmiechem - ale rozumiem, że to nie jest aż tak imponujące. Tak czy siak: jutro. Dziś nie jestem gotowy niestety. Na teraz, jeśli nie jest to niewygodne, najchętniej bym obejrzał zwłoki. Jest nieignorowalna szansa, że coś jeszcze z nich wyciągnę co przynajmniej nakieruje nas na właściwsze pytania, bo z moją mocą potrafię zadać takie cztery jednemu nieboszczykowi i tylko trzech z nich będę mógł przepytać danego dnia.
- CARL! - drzwi do pokoju otworzyły się natychmiast, trochę otyły strażnik zajrzał do środka.
- Pani komendant?
- Biegnij na dół… - zatrzymała się i westchnęła - Powiedz Samowi, aby zbiegł na dół do lodówek i przygotował nasze ostatnie znaleziska. Będzie wiedział o co chodzi.
- Tak jest, pani komendant. - drzwi się zamknęły, a Filia usiadła z powrotem.
- Nie mamy tu kapłana Pharasmy. Pięć lat temu, mieliśmy tu wojnę religijną między Pharasmianami a Urgathoanami. Baron wygnał obie religie, ale żaden z oficjalnych kapłanów nie odważy się teraz sięgnąć po tego typu zaklęcie. Więc, komu mam składać modlitwę dziękczynną za ciebie?
Kaylie milczała szczęśliwa, że maska zakrywa jej reakcję. I nie chodziło o pytanie, ale o zwykłą, ludzką emocję, której okazać nie chciała.
- Wstrzymajmy się z modlitwami dziękczynnymi póki nie złapiemy tych drani, co? - zaproponował Khal z uśmiechem.
- Aż tak źle, co? - powiedziała kobieta unosząc brew - Spokojnie, najwyżej dam ci pół dnia przewagi, zanim naślę na ciebie rozwścieczony tłum. Przyjdź jutro, sama zaprowadzę cię do naszych świadków.
Chichot Viktora był serdeczny i tylko odrobinę nieszczery, ale nie brzmiała w nim żadna fałszywa nuta - Nie sądzę aby do tego doszło, ale jeśli już to definitywnie docenię przewagę, pani komendant.
- Dobrze, czy coś jeszcze potrzebujecie? - komendant wróciła do pozycji siedzącej i ponownie rozpoczęła pisanie.
- Jakby udało się zorganizować na jutro mapę lokacji gdzie ciała zostały odnalezione, najlepiej z kopiami raportów to bylibyśmy bardzo wdzięczni. I moje ostatnie pytanie: czy ktokolwiek z pozostałych ludzi co przyjęli zlecenie i poszli w las wyglądał jakby miał być gotowy robić problemy konkurencji?
- Sądzę, że poddali się gdy tylko wyściubili nos za bramę. Poza tym nie martw się, jeżeli ktoś z innych poszukiwaczy cię zabije, upewnię się, aby wszyscy wiedzieli, że jego egzekucja jest dedykowana tobie.
- Pani komendant - Khal położył rękę na piersi z rozczuleniem na twarzy, ale uśmiechem wyrywającym się spod niego - pani słowa grzeją moje serce - zadeklarował i spojrzał na Kaylie.
- Sunfall, umknęło mi coś ważnego o co warto spytać?
Kaylie odezwała się łagodnym głosem.
- Wierzę twojej jasności umysłu, Goodmann. Nie sądzę by coś umknęło.
- W takim razie, możecie już iść. - komendant wskazała na drzwi - Siedzicie u Otto, tak? Poślę po was jutro.
- Gadatliwy gadatek z Serga - zaśmiał się Khal pochylając odrobinę czoło na pożegnanie.
Kaylie również skinęła na pożegnanie i wyszła wartkim krokiem nie patrząc na Khala.


Khal nie musiał szukać towarzyszki. Stała ona oparta o ścianę przy wyjściu, wyraźnie oczekując na niego ze skrzyżowanymi rękoma na piersi.
Viktor schował dłonie w kieszeniach kubraka i powoli spuścił powietrze z płuc, dając sobie czas aby opanować iskierki gniewu, które ukrył głęboko w sobie w czasie rozmowy z Filią. Podszedł do niej swobodnym krokiem.
- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, a ty chyba kogoś do znalezienia dla córek Otto. Widzimy się wieczorem na Popielnym Dworze? - niby-zapytał, ale już zaczynał się obracać…
- Tchórz. - syknięcie Kaylie dotarło do uszu Khala.
- Skoro tak uważasz… - rzucił za siebie ledwie tylko ramionami wzruszając.




Viktor poirytowany wrócił na Popielny Dwór. Widać było, że był zmęczony, a jeszcze się ze Zmierzchowcami widział po drodze, choć udało mu się uniknąć spotkania z Gee… Nie miał ochoty teraz na przyjemniusie gadki szmatki. Osiadł na krześle przy barze i oparł łokcie na blacie, a szczękę na dłoniach.
- Otto, przyjacielu. Wiesz jak się sazeraca robi?
- Pierwszy raz nazwę słyszę, coś z twoich piekielnych krain?
- Można tak powiedzieć. Na święto Trzeciego Powstania się go pije. Umieszasz go dla mnie jak ci podyktuję? Albo jak dasz to sam sobie zrobię…
- Wara mi. Klienci tylko z tej strony lady. Jak się go robi?
- Ok. Kielon jak od whisky. Kostka cukru na dnie. Nasączamy trzema łyżeczkami czystej wody. Możesz cienkiego piwa użyć jeśli nie ma. Jasnego. Dodajemy bitter… Peychaud, angostura, lub jakiś ziołowy, lub ziołowo korzenny. Nie więcej niż ósmą część miarki. Rozbijamy cukier i dajemy mu z dziesięć sekund by się rozpuścił. Zalewamy dwoma miarkami koniaku i dodajemy sześc kropel absyntu. Wypełniamy szklankę do połowowy lodem i delikatnie mieszamy. Na koniec ozdabiamy nieco zrolowaną skórką pomarańczową tak aby trzymała się krawędzi szklanki, ale końcówką zanurzała.
- Myślę, że dam radę.
- To zrób mi prosze podwójnego.
- Baby?
- Co? Nie! - Zaprzeczył Khal i roześmiał się wesołym chichotem - Może… Nie wczuwasz się za bardzo w rolę barmana?
- Śmiertelniku, ja JESTEM barmanem! Dobra, patrz mi na ręce czy na pewno dobrze się wysłowiłeś.
- Dupek - znów zaśmiał się Khal i przysunął się bliżej części alkoholowej baru.
- A właśnie, mam zioła - zadeklarował i wyciągnął z nadwymiarowej przestrzeni za koszulą sakwę i położył na blacie - w środku posegregowane w mniejszych sakwach. To jak? Wodzu… przyjacielu… prezesie… gubernatorze… Obżartuchu… zasłużyłem na łaźnie z sauną?
- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a będziesz spał w pudełku z sianem. - karczmarz spojrzał na zioła - Otis! Dostawa! - kucharz szybko wbiegł do pomieszczenia, spojrzał dokładnie na zioła po czym je zabrał i czmychnął z powrotem - Ta, zasłużyłeś. - Otto sięgnął pod ladę i wyciągnął pojedynczy kluczyk - Obok drzwi do kuchni, znajdują się kolejne. - wskazał w odpowiednim kierunku, ten kluczyk otwiera te drzwi. Za nimi znajduje się długi hol z trzema drzwiami. Wybierz jedne.
- Victoria - wzniósł Viktor pięść do sufitu w tryumfie i już sobie wyobrażał pierwsze, od kiedy dwa miesiące temu opuścił Isger, wygotowanie się w saunie. Opuścił pięść i na jego twarzy wyrósł niezadowolony grymas.
- Metetrix… - zaklął szpetnie rozmasowując sobie skronie jedną dłonią - [i] Tak jakby z Kaylie je zbierałem. Zróbmy z łaźni i sauny dla mnie po łaźni dla mnie i niej, możemy? - zaproponował z niezadowoleniem.
- Pogadam z nią jak wróci. Ona ma swoje zadanie i tak. Możesz skorzystać z obu. - podrapał się po karku - Na lewo za wejściem znajdziesz półkę z mydłami, pachnidłami i ręcznikami. Czegoś jeszcze będziesz potrzebował? - zapytał stawiając przed nim zamówionego drinka.
- Gracias, amigo. - Podziękował z ulgą - Jeszcze tylko gdzie ubrania mógłbym wyprać?
- Zostaw je w koszu na piętrze. Dziewczyny ci je wypiorą.
- Podziękuj im ode mnie - poprosił wstając i zabrał ze sobą szklanicę.
- Praktycznie sazerak! - pochwalił już kilka kroków dalej, wcale się nie zatrzymując.


Po pierwszym podwójnym sazeracu (prawie tak dobrym jak w Cheliax) Khal wziął drugiego. W międzyczasie wyszorował się w łaźni, szybko wypocił w saunie a jeszcze wcześniej zostawił swoje ubrania do wyczyszczenia… Sam zszedł do pracy w zwiewnym szlafroczku, prawie pidżamie w której nie wypadło by chodzić przy ludziach, ale nie miało to znaczenia… i tak krył ją pod iluzją.

Rozłożył i obciążył magiczne zwoje i zabrał się do pracy. Arkanistyczne materiały układane w wykaligrafowanych magicznych pod-kręgach, zasilając główną pieczęć spalanymi magicznie składnikami, która to katalizowała węzły many tworzone, zaplatane i utrwalane przez Khala w mosiężnej obręczy. Magiczna soczewka okazjonalnie dawała wgląd w jej struktury, ale nie było to częste. Dużo czasu zajęło nauczenie się wyczuwać węzły magiczne aby splatać je na wyczucie.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29-04-2024, 16:55   #22
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację



Perypetie K&K


Drzwi do pokoju otworzyły się i stanęła w nich Kaylie wyglądająca na trochę zmęczoną. Rozejrzała się po otoczeniu, oceniła wzrokiem Khala i weszła zamykając za sobą drzwi, nie mówiąc nic. Viktor był pogrążony w pracy. Powoli wypalające się składniki odrobinę oświetlały go pod dziwnym kątem. Dłonie wzniesione na wysokości obojczyka obracały się jakby składając niewidzialną kostkę-łamigłówkę. Gdy krótki rozbłysk oświetlił go bardziej Kaylie dostrzegła, że oczy ma zamknięte i chyba coś mówi do siebie… albo recytuje ledwie szeptem? Za to obserwowały ją ślepia węża zwiniętego w kłębek na stole przed nim. Krótki rozdwojony język wychynął na moment, ale poza tym się nie poruszył.
Kaylie uśmiechnęła się pod nosem i wzięła do ręki miecz, którego ostrzem przesunęła po kamieniach na podłodze co zwróciło uwagę. Khal otworzył oczy zatrzymując spięte dłonie w bezruchu.
- Długo tu stoisz? - zapytał ze zdziwieniem.
- Wystarczająco długo, aby ktoś zdążył cię zabić. - stwierdziła.
- Nieno… wtedy ten mały zdrajca by mnie chyba ostrzegł, prawda Fisuś? - zapytał a wąż tylko syknął.
- Daj mi moment. Muszę zamknąć węzły aby mi się nie rozpadły. Utrzymanie ich w miejscu jest bardziej męczące niż aktywne zaplatanie. - Kilka gestów dłoni później oderwał prawicę i przeciągnął magiczną soczewkę przed oko by obejrzeć coś nie do końca istniejącego.
- Jeszcze trochę - poinformował i minutę zaplatania potem wreszcie oparł dłonie wierzchami na krawędzi stołu. Nie miał na nim wiele miejsca by dać im odpocząć.
- Zapieczętowane - przetarł oczy i twarz by się rozluźnić - Udało ci się z brunetem?
- Nie miałam nastroju dziś próbować. - stwierdziła wprost. Mimo tego wyglądało, że musiała czymś innym się wymęczyć - Może jutro.
Khal skrzywił się nieco, ale nie był to grymas kierowany do Kaylie.
- Przedyskutuj z Otto tę łaźnię. Wyglądał mi dziś jakby miał ci jeszcze pozwolić z niej skorzystać. Może i saunę, ale tego nie gwarantuję.
- Dam sobie radę. Nie pierwszy raz, nie ostatni. - odparła bez entuzjazmu ani też bez płaczu.
Grymas Viktora znów się pojawił i był głębszy. Nie tak miał nadzieję, że to się rozegra.
- Powiedziałem mu, że razem zbieraliśmy zioła. Tobie też się ona należy jak psu buda. Zrób z tym co uważasz, ale ja uważam, że było warto.
- Khal. - powiedziała twardo - Czy łaźnie to teraz najważniejsza sprawa, jaką mamy do rozwiązania?
- Nie, nie jest… - przytaknął jej - ale lubię odrobinę słodkiej gadki przed poważniejszymi tematami. Pozwala wyczuć nastrój współrozmówcy.
- Może zrobimy tak: opowiem ci jak ja widziałem tamtą sytuację, a potem ty mi opowiesz jak ty ją widziałaś. W obu przypadkach bez pejoratywnych określeń drugiej osoby. Mówimy o sobie i tylko o sobie. Wstrzymasz się z komentarzem mojej opowieści do momentu jak nie skończysz swojej. I bym prosił abyś poświęciła swojej wersji wydarzeń trochę więcej zdań niż masz to w zwyczaju. Chcę zobaczyć i poczuć co ci w głowie siedzi. Możemy tak zrobić?
Kaylie popatrzyła na mężczyznę i westchnęła krótko. Przysunęła sobie krzesło, na którym usiadła ciężko. Skinęła głową zgadzając się niemo na te warunki a gdy opuściła na moment spojrzenie dostrzegła, że mały turkusowy wąż powoli sunie w jej kierunku, trochę jak kot myślący, że się schowa na otwartej przestrzeni.
- Fisuuś… - westchnął Khal drapiąc się po skroni w niemocy - wybacz go. Chłopak nie zawsze potrafi się zachować. Ma to po mnie. Więc tak:
- Moja renoma jest dla mnie ważna. Ciężko pracowałem by wyrobić sobie moją personae publica. Nie łatwo było przejść z rynsztoku i szmuglowania drobnostek w tej dziurze na najwyższe salony w Cheliax. Jestem z tego dumny i to jest ważna część mojego samopostrzegania. Planuję zrobić to samo tutaj. Z drugiej, w zasadzie ważniejszej, strony mam być liderem kościoła Azazela. Jego arcykapłanem. Azazel nie będzie do siebie ściągał dobrym słowem i uprzejmością, a obietnicą brutalnej ochrony.

”It is the right of the strong to rule over the weak.
It is the place of the law to ensure that right is not abused.”

Fisuś, wciąż sunąc tym samym tempem dotarł do dłoni Kaylie. Poczuła najdelikatniejsze łaskotki gdy malutki rozdwojony język dotykał jej skóry dwoma jeszcze mniejszymi końcówkami.
Kobieta pozwoliła wężowi wsunąć się na nią do dłoni. Nie wyglądało na to, żeby przeszkadzały jej działania chowańca, którego ciało delikatnie gładziła palcami.
- Lubi cię. Nic dziwnego, w końcu to odbicie kawałka mojej duszy - przerwał na chwilę opowieść z uśmiechem oglądając pieszczoty jego chowańca - Prawdopodobnie spróbuje ci zaraz wejść w rękaw. Lubi ciepło.

- Wracając do historii. Muszę ściągać do siebie ludzi. Być, jak to Baltizar określił, posągiem ze spiżu. Symbolem. Kimś znacznie więcej niż zwykłym człowiekiem. Przynajmniej w oczach potencjalnych wyznawców. To się wiąże z postrzeganiem mojej siły społecznej. Dlatego nie mogłem się zgodzić by być na tej rozmowie z Filią podwładnym. Drobna arogancja którą zaprezentowałem tam była zamierzona. Nie budzi ona sympatii, ale przekonuje do kompetencji. Moment w którym mnie uderzyłaś poczułem się… upokorzony. Nie miałem żadnych narzędzi które mogłem wykorzystać by to załagodzić. Nie mogłem oddać. Nie mogłem warknąć. Nie mogłem nic bo wszystko tylko by pogorszyło obraz nas obojga. Tylko sugestia późniejszego wyjaśnienia na osobności… to lepsza wymówka niż żadna, ale ledwo.

Fisuś zdawał się mrużyć oczy zadowolony z dotyków, definitywnie przejawiając więcej emocji niż jego naturalne odpowiedniki kiedykolwiek były by w stanie. Chyba nawet kącik pyska mu się delikatnie unosił, ale nawet jeśli to tak mało, że równie dobrze mogło się wydawać. W pewnym momencie wyciągnął się do rękawa wokół kobiecego nadgarstka…
Kaylie uśmiechnęła się pozwalając mu wejść do rękawa. Pewnie szukał ciepła.

- Wczorajsze spoliczkowanie było gorsze, nie miej złudzeń. Ale kontekst pozwolił mi to obrócić w żart no i to było zupełnie prywatne. To dzisiejsze uderzyło prosto w moją personę przy ludziach których opinia ma w Evercrest znaczenie. Wyszło dobrze bo zostało to przyćmione przez fakt, że mam klucz do ich sprawy, ale wcale tak być nie musiało. W NAJGORSZYM przypadku mogłem dostać łatę “szmaciarza” i mogła się ona roznieść w plotkach. Sergowi powiedziałem o tym gdzie mieszkam kilka godzin wcześniej, a już informacja dotarła do niej. Takich plotek mógłbym nigdy do końca nie wyplenić… Potem cię zostawiłem bo nie chciałem z tobą rozmawiać wciąż zły i... ubodnięty w ten sposób. - Widać było pewne wymuszenie gdy Khal opowiadał o tych nieco prywatniejszych emocjach. - I definitywnie nie miałem zamiaru przeprowadzać tej dyskusji patrząc w twoją maskę. To jest moja opowieść. Czy coś było niejasne, albo czujesz, że wymaga dopowiedzenia?





Kobieta zastanawiała się nad odpowiedzią, której wyraźnie nie wydawała się pewna.
- Nie lubię oddawać innym osobom prowadzenia. - odezwała się w końcu - Jestem uczulona na bycie w tle, od dawnych lat. To nigdy nie było mi miłe, a w momencie gdy ty zacząłeś rozwlekać sytuację... postanowiłam zareagować. Żyłeś wśród prawników, nie wśród najemników i im podobnych. Tam ceni się szybkie dochodzenie do sedna, a nie chodzenie okrężnymi drogami do sedna. Straż nie oczekuje pięknych przemów, tylko faktów, więc i zatrzymanie twojego rozgadania było według mnie sensowne.

Skrzywiła się lekko.
- Brawo, ogarnąłeś sytuację, pokazałeś jak wiele możesz i uwierz mi... byłam wściekła na to. Bo widzisz... JA też mam wyrobioną opinię, a ty na nią stanąłeś. Przekierowałeś tak rozmowę, że nie miałam nawet szans zrobić kontry, jako że z umarlakami nie gadam ni wieszczę. Poczułam się w tym momencie zaatakowana i przedstawiona jako nic niewarty element. Kiedy po prostu sobie poszedłeś... dla mnie stchórzyłeś przed konfrontacją. Nauczono mnie, że tchórzowi trzeba pokazać jego miejsce w szeregu, bo zacznie zapominać, ale cóż... To nie było dobre miejsce, a na pewno w nerwach nie był dobry czas. Nie szukałam facetów dla córek Otto, bo wiedziałam, że jestem zbyt zła, aby zanieść w jednym kawałku. Cały czas spuszczałam wściekłość z siebie chodząc po mieście, za miastem póki otwarte było.

Khal świadomie powstrzymał pytania i komentarze które chciały być zadane. Za to wyłożył się nieco wygodniej na krześle, zaplótł dłonie na brzuchu i dał sobie chwilę by przeanalizować jej słowa patrząc gdzieś w sufit.
- W porządku. Zgodnie z techniką deeskalacyjną… - zawiesił na chwilę wypowiedź - Chrzanić ją. Kaylie, zanim kontynuujemy dalszą dyskusję chcę aby było jasne, że aż do momentu kiedy dostałem w potylicę nie miałem najmniejszej intencji w jakikolwiek sposób uderzyć ani w ciebie, ani w twoją renomę, a nawet potem nie chciałem ci zaszkodzić. Pomijając moje osobiste odczucia… jesteśmy w tym razem i szkodzenie tobie, szkodzi mi. A szkodzenie mi, szkodzi tobie. Choć skłamałbym gdybym twierdził, że nie miałem ochoty ci za to “dopiec”. - Ton Khala był spokojny, wyrozumiały i wyzuty z jakiegokolwiek zarzutu czy agresji. Jakby mówił o hipotetycznej sytuacji która miała się zdarzyć dawno temu, w odległej krainie a nie coś w czym sam brał udział kilka godzin wcześniej.
- Czy rozumiesz i akceptujesz to jako fakt? - Bardziej prosił niż pytał.
- A co to zmienia? - odpowiedziała - Bo nie widzę, aby to rozwiązywało cokolwiek. Ty nadal nie widzisz powodu jaki ci przedstawiłam jako istotny fakt.
- To wszystko zmienia - zaprzeczył Khal - I dochodzimy do tego. Nie od razu Imperium zbudowano i naprawdę próbuję, ale musimy to rozłożyć kawałek, po kawałku. Jak ćwiartowanie tuszki warchlaka. Jedna sekcja, po drugiej. Nie proszę cię abyś przyznała mi tu, że miałem rację. Proszę abyś uwierzyła, że moje intencje nie były ci w żaden sposób wrogie i wtedy będziemy mogli produktywnie przejść dalej.
Kaylie machnęła ręką.
- Wierzę. Co dalej?
- Najpierw rozmontujemy problem od strony co ja zrobiłem tobie, w porządku? To, że się teraz na tym skupiamy nie oznacza, że nie czuję się pokrzywdzony tym co się wydarzyło, ale chwilowo odstawimy to później - zadeklarował ale na pewno tego pokrzywdzenia nie było ani śladu w jego głosie.
Khal wziął trochę dłuższy wdech składając sobie w głowie co chciał powiedzieć.
- W którym momencie, z twojej perspektywy, zaczęło się moje wchodzenie na twoją renomę?
- Kiedy zacząłeś się przechwalać tym gadaniem ze zmarłymi i dalej kontynuowałeś jak ona się tym zafascynowała. Wiedziałeś, że nie podążę, bo nic w tym nie mogę, a ty jeszcze dalej na to naciskałeś, abym pokazała swój brak zdolności.
Khal zmarszczył brwi gdy odtwarzał w głowie tamtą dyskusję.
- W porządku… tamto “Sunfall, masz coś do dodania?” - sparodiował sam siebie auto-prześmiewczyn tonem - istotnie mogło być nieuczciwe i chyba nawet było takie moje zamierzenie. Mówiłem, że chciałem ci dopiec. Pardon... krzywe, powinienem był być lepszym. Frustracja zdobyła to jedno zwycięstwo.
- Poza tym… inaczej widziałem tę sytuację. Powiedziałem o możliwości. Kapitan się ucieszyła. Ja zażartowałem a zaraz potem musiałem jakoś wybrnąć by nie chwalić się skąd mam te możliwości… choć absolutnie rozumiem, że jeśli było to dla ciebie aż tak nieprzyjemne, to w twojej perspektywie trwało to znacznie dłużej niż w mojej. Jak, w twoim wyobrażeniu wyglądałoby doskonałe rozwiązanie tej sytuacji? Weź poprawkę, że oboje mamy swoje renomy o które chcemy zadbać.
Kaylie skrzywiła się.
- W tamtym momencie sprawa była nie do wybronienia już. Bardziej mnie widziano jako twojego przydupasa chroniącego twój zad, w najlepszym wypadku za dobrą kasę.
- Czy kiedykolwiek spotkałaś się z szanowanym najemnikiem, co zdzielił swego pracodawcę w potylicę bo nie spodobało mu się co on mówi? - zapytał Khal łagodnie - Przy ważnych świadkach, to też ważne - dodał po krótkim momencie.
- Nie, ale nie spotkałam się ze wspólnikiem, którego by drugi umniejszał.
Khal zmarszczył brwi analizując i rozważając co chce powiedzieć… bo pierwsza wersja która mu przez usta chciała przejść nie nadawała się do deeskalacji. Otworzył je dopiero gdy wiedział, że jego konsolidacyjny, wyrozumiały ton będzie bez skazy.
- Czy gdybym to ja zaczął to spotkanie od uderzenia ciebie w potylicę po tym, jak wypowiedziałaś dwa zdania i zadeklarował, że to, co mówiłaś, było niepoważne, nie poczułabyś się umniejszona?
Kaylie nie odpowiedziała od razu. Zastanawiała się nad słowami jakie wypowiedzieć do Khala.
- Poczułabym się. - przyznała z wyraźną niechęcią.
Khal milczał chwile znów składając słowa. To nie był łatwy moment. Jakakolwiek oznaka tryumfu z jego strony, wyniosłości czy pobłażliwości mogła sprawić, że wycofała by się i nigdy więcej nie chciała taką pokazać, a wszystko co osiągnęli w tej rozmowie zostałoby stracone. Ostatecznie kiwnął tylko jej głową z uznaniem i wrócił do wcześniejszego tematu. Nie potrzebował podkreślać czegoś co teraz już oboje rozumieli.
- Czy nie zgodziłabyś się takim razie ze mną… że z arogancją którą wtedy sobą prezentowałem… najęty przeze mnie, podrzędny mi najemnik, po takim uderzeniu, usłyszałby ode mnie znacznie więcej niż “porozmawiamy o tym później”?
- Możliwe. - mruknęła niezadowolona Kaylie - Ale to nie zmienia faktu, że nie powinieneś być rozgadaną papugą w takim środowisku.
- Za chwileczkę do tego przejdziemy. Rozbijamy problem na małe kawałeczki i rozwiązujemy je pojedynczo - powstrzymał Khal temat. - Ja to widzę tak:
- Z jednej strony mamy fizyczną i werbalną agresję kierowaną w moim kierunku, na którą ledwo co odpowiedziałem. Jak mały szmaciarz który pozwala sobie na takie traktowanie.
Wiele skupienia kosztowało Khala aby jego ton pozostał spokojny, ale i tak nie do końca się udało.
- Z drugiej strony - kontynuował krótki moment później - Tak się przypadkiem złożyło, że problem który przed nami wyrósł da się rozwiązać narzędziami które posiadam. Dokładnie tak samo jak mój problem przed trzema laty był nie do ruszenia przeze mnie, ale ty miałaś odpowiednie narzędzia. I przy tym byłem wygadany. Jak zawsze jestem. Plus ten krzywy tekst na samym końcu. Tutaj go nie bagatelizuję.
Viktor wzniósł dłonie jak szale wagi, falując nimi w górę i w dół.
- Które z nas, jeśli którekolwiek… w twojej opinii wyglądało na “słabsze” w tej interakcji?
- Ty. To wyglądało dla mnie jak tchórzostwo... Lub atakowanie z tyłu, zza ochrony kogoś innego. - spojrzała uważnie na Khala - Czy ciebie to złości? Czy Goodmanna nigdy wcześniej kobieta nie drażniła?
Viktor uniósł brew analizując pytanie które usłyszał.
- A wiele kobiet Goodmanna drażniło. Jeśli na prawdę mi na odcisk nadepnęły… - machnął ledwie więcej niż dłonią - historia na inny czas... ale większość z nich potem poskromiłem jeśli mi zależało. Rozwiniesz dla mnie myśl “atakowanie zza ochrony kogoś innego”? Bo nie jestem pewny czy dobrze to rozumiem.
- Khal... Nie graj ze mną. Nie jesteś głupi. Zaatakowałeś mnie werbalnie, bo wiedziałeś, że chroni cię autorytet komendant i w tej sytuacji nie oddam. Więc zaatakowałeś dzięki ochronie jaką ona ci dawała nawet o tym nie wiedząc. - wzruszyła ramionami - A później po prostu oddaliłeś się.
Khal zmarszczył brwi słuchając wyjaśnień towarzyszki.
- Nie gram z tobą, ale widzimy sytuację z różnych perspektyw. Ten atak… mówisz o tamtym jak zapytał czy masz coś do dodania? - Kaylie pokiwała głową.
- W porządku, ale za chwilę wrócimy krok w tył, bo jesteśmy na końcówce ważnego tematu który chcę dokończyć. Zrobiłem to bo byłem…- zawiesił głos na moment w połowie uznając, że innego słowa użyje. Nazbyt personalnie pierwsze brzmiało -… ubodnięty. Zrobiłem to bo byłem zły za to, że zostałem postawiony w sytuacji gdzie MUSIAŁEM pogodzić się, że wyglądam jak szmaciarz. Jak tchórz. Nie miałem narzędzi aby z tego wybrnąć. Nie mogłem oddać, bo oboje byśmy wyglądali źle. Nie mogłem odpowiedzieć ci ostro, bo oboje byśmy wyglądali źle. Nie mogłem wyjść w proteście, bo ja bym wyglądał jeszcze gorzej.
- Postaw się na moim miejscu… - poprosił - Jakbym to ja zrobił z ciebie szmatę i tchórza. Czy twój odwet byłby tak… umiarkowany? Czy byś po kilku godzinach zdążyła już przyznać, że był to błąd i przeprosić mnie za niego w wierze, że da się odnaleźć konsensus między nami? Bo ja ciebie już za niego przeprosiłem. Bo wierzę, że to tak naprawdę jest to potwornie głupie nieporozumienie i żadne z nas tak naprawdę nie chce iść na wojnę z drugim. Nie chce zredukować drugiego do bycia jego dziwką… Tylko musimy dotrzeć gdzie nasze perspektywy tak bardzo się różnią, że taka sytuacja wyszła.
Kaylie patrzyła na swoje ręce nic nie mówiąc. Próbowała przełknąć coś gorzkiego, raniącego gardło i twardego. Walczyła sama ze sobą.
- Nie byłby. - przyznała głucho i zacisnęła usta.
Uniosła wzrok na Khala i odetchnęła głęboko nim powiedziała jedno słowo:
- Przepraszam.
A Viktor aż zamrugał. Nie oczekiwał dojść do tego etapu dzisiejszego dnia. W najlepszym wypadku spodziewał się niewerbalnych przeprosin. Może karteczki wysuniętej pod drzwiami. Drobnego prezentu z narysowaną smutną buźką.
- Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie, pierwszy raz od dłuższego czasu - Ja też ciebie przepraszam. Oboje zachowaliśmy się jak gówniarze. Jednak wydaje mi się, że mieliśmy dużo szczęścia. Filia była zbyt podekscytowana, aby tak naprawdę zapamiętać te działania nas obojga. Renoma żadnego z nas raczej nie oberwała. Nie tak na prawdę. I na pewno nie twoja - zapewnił Khal patrząc jej w oczy, szukając oznak niezgody, ale nie dostrzegł ich.
- Miałbym jeszcze dwa punkty które chciałbym w tej rozmowie poruszyć i było jeszcze wcześniej coś co zostawiliśmy na później, ale nie pamiętam czy to już się po drodze nie wyjaśniło… Pierwsze. Chciałbym dojść do sedna w jaki sposób w przyszłości mam prowadzić negocjacje abym uno: wykorzystał maksimum swoich możliwości, dos: nie sprawił, że czujesz się pozostawiona w tyle. Drugie, jak już to ustalimy… byśmy sobie nawzajem obiecali, że dołożymy realnych starań aby w przyszłości unikać przynajmniej tych konkretnych “przewin”... verbatim: naruszenia mojej nietykalności, bo bardzo nie podoba mi się, że w dwa dni dwa razy oberwałem od ciebie w agresywny sposób… oraz to co ustalimy, że tak cię ubodło w mojej postawie. Oczywiście jak ty coś jeszcze uznajesz za potrzebujące omówienia to jestem otwarty. Możemy tak?
- ... - schowała oczy w dłoni - To konieczne? Nie męczy cię nigdy takie rozwlekanie sprawy?
- Męczy. Bardzo. - Przytaknął Khal. - Ale takie rozwlekanie rozwiązuje problemy. Jeżeli nie zrozumiem co cię tak ubodło nie będę w stanie tego unikać i się powtórzy. Ale możemy przełożyć to na kiedy indziej. Tylko chciałbym od ciebie usłyszeć, że rozumiesz, że NIE jestem szmaciarzem co zaakceptuje nieuzasadnioną przemoc i więcej tego nie zrobisz. To jest wzgórze, na którym gotów jestem zginąć. Żadne z nas nie jest tchórzem. Proszę, nie zmuszajmy się aby to sobie udowodnić.
Pokręcila głową z jakimś smutkiem i poddaniem się.
- Dobrze, dobrze. Będzie jak chcesz. Nie mam ochoty się przerzucać słowami z prawnikiem diabła. - stwierdziła - Życie z różnymi grupami najemniczymi kierowało się innymi zasadami. By być kimś tam musiałeś niejednokrotnie okazać siłę. Siłą wymusić posłuch i nie dać się złapać na słabości, bo grupa to wykorzysta. - patrzyła przed siebie jakby widząc inne obrazy.
Khala bódł smutek i rezygnacja na twarzy Kaylie. Nie chciał ich widzieć.
Przesiadł się na krzesło obok niej. Zamknął jej dłoń w swoich. Ostrożnie i bez pośpiechu, dając jej czas na potencjalny protest, a gdy nie nadszedł uniósł ją na moment do ust i ucałował grzbiet małego paluszka.
- Nie rozmawiałaś, Kruszyno, z cheliaxiańskim adwokatem. Nikt dorosły nigdy nie został przez niego potraktowany tak łagodnie. Rozmawiałaś z Khalem. Kompanem. Mam nadzieję, że niedługo przyjacielem. Może… - zawahał się, ale w końcu dokończył. Choć ledwie szeptem - kimś więcej.
- Nie jesteś wśród najemników - kontynuował pewniej, delikatnie i powoli bawiąc się jej dłonią, jej palcami jakby ostrożnie eksplorując każdy cal skóry, każdy smukły kłykieć i zadbany paznokieć. - Nie musisz rywalizować ze mną o miejsce na szczycie hierarchii. Nie potrzebujemy jej. Nie musisz mi okazać siły bym cię szanował. Więcej… - znów to zawahanie. Znów ledwie szept. - To, że mogę być przy tobie słaby mnie do ciebie przyciąga. To, że ty nie boisz się sama być słaba przede mną…
Kaylie otworzyła szeroko oczy w wyraźnym zaskoczeniu. Nie zabierała dłoni, ale teraz bardziej niż dotyk Khala poruszyły ją jego słowa. Nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie była pewna czy jego słowa były prawdziwe, czy to jedna z piekielnych sztuczek prawnika.
- Ja... - urwała wyraźnie nie wiedząc co dalej zrobić.
Khal w końcu podniósł spojrzenie z jej dłoni i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnął się lekko, ale serdecznie, jednak widać było napięcie w jego oczach.
- Jeżeli… - zamknął usta rezygnując ze zdania które już zaczął.
- Ja chcia… - znowu skreślił kolejne ledwie po rozpoczęciu.
- Może… uhmm… - i znowu, tym razem cień irytacji wystąpił na jego twarz.
Zamknął oczy i spuścił powoli z siebie powietrze odbudowując w ten sposób pokłady rezerw emocjonalnych.
- Jeśli za dużo sobie wyobrażam… - zaczął powoli, jakby ostrożnie - to nie przejmuj się. Wciąż chciałbym być twoim przyjacielem i na pewno nie pozwolę by mój zawód wpłynął na naszą współpracę, ale… - znów spojrzał jej w oczy. Głęboko. Tym razem z siłą i przekonaniem, pewniej ujmując jej dłoń - …nie wydaje mi się abym sobie wyobrażał.
Kaylie brała głębsze oddechy zagubiona w sytuacji. Tak naprawdę zdawała sobie sprawę, że nie wie czego i czy chce. Pamiętała w jakie bagna się ładowała z początku tej banicji, a to miało szansę być głębokie. Niemniej musiała przyznać, że Khal umiał kręcić kobietą...
- Doświadczenie ci to mówi...? - zapytała z zaciśniętym gardłem i lekko spoconymi dłońmi.
- Ty mi to mówisz… Widzę to w twoich oczach, ustach. Czułem to dziś w lesie gdy mnie całowałaś. Wczoraj wieczorem gdy czekałaś na mnie aż zasnęłaś. Powiedz mi, że się mylę. Albo zabierz rękę i wyjdź bez słowa. Zaśmiej się, że znów jakiś scenariusz sobie wymyśliłem. A od jutra jak się zobaczymy będziesz dla mnie tylko i aż przyjaciółką i nigdy więcej nie spróbuję nic między nami zacząć. Powiedzmy, że dam ci pięć sekund…
- Pięć.
Kaylie nie wiedziała co zrobić.
- Cztery.
Była w kropce.
- Trzy.
Nie zrobiła jednak niczego, co sugerował mężczyzna.
- Dwa.
- Khal... - szepnęła na koniec odliczania.
“Jeden” nigdy nie wybrzmiało. Utonęło w jej ustach, gdy ją całował jakby jutra miało nie być. Krzesła przewróciły się na ziemię, bo nie pozwalały im się dość zbliżyć. Ręka obejmowała ją w talii i przyciągała do niego. Druga wplątała się we włosy z tyłu głowy i chwyciła po równo z delikatnością i stanowczością.
Kaylie nie protestowała, a wręcz sama szybko oddała się przyjemności pocałunku, na chwilę zdając się w nim zatracić. Przylgnęła do ciała mężczyzny obejmując jego szyję.
Moment zdawał się trwać i trwać… i pierwszy raz od dekad, albo od zawsze, Khal czuł coś więcej niż satysfakcję w pocałunku kobiety. Satysfakcję wilka który upolował ofiarę. Ostatni raz czuł coś na ten kształt… w innym życiu. Na długo nim narodził się Viktor Goodmann - adwokat z kraju gdzie za każdym tronem siedział diabeł. Już wtedy nie zwierzę, ale definitywnie drapieżca. Pierwszy raz to Khal całował kobietę… nie persona którą uformował z własnego intelektu i żalu do świata. I niech piekła zamarzną… to było zupełnie co innego.
W końcu oparli czoło o czoło łapiąc oddechy.
- Pytałaś mnie rano czy zależy mi na tobie… wciąż nie wiem czego chcę, ale na pewno chcę ciebie… więc odpowiedź brzmi definitywnie: tak.
Kobieta oddychała głęboko, gdy rumieniec jawił jej się na twarzy. Drżała z emocji i rozmarzony wzrok skierowala na Khala.
- Nie wiem czy to się uda, ale... Spróbujmy.





Wchodzila na piętro ciągle drżąc od wyparowujących z niej gorących doznań. Cholerny diabeł... Dała się złapać w jego pułapkę!
Kaylie przetarła oczy i uspokajała oddech. Wiedziała, że gdyby on za nią poszedł to skończyłaby zdana na jego chęci, leżąc pod nim i będąc z tego zadowoloną. Oczywiście rano miałaby sobie wiele do zarzucenia...

Kobieta weszła do swojego pokoju i zamknęła od razu ze sobą drzwi. Była zmęczona fizycznie i psychicznie, a do tego sama tak naprawdę nie widziała na co się zgodziła i jakie to będzie miało konsekwencje. Szczerze nie widziała także jak to wszystko się potoczy, a z doświadczenia zakładała, że nie będzie to trwało bardzo długo. Z drugiej strony może warto spróbować? Przecież była przygotowana na wszelkie bolesne ewentualności. Już była zahartowana w męskich odrzuceniach, zdradach i chwilowych miłostkach. Sprawy komplikował jednak fakt, że był to pierwszy raz z Cheliaxaninem, którym on był niezależnie gdzie się urodził.
Zdrajczyni, zdrajczyni... I tak twój kark pozna ostrze gilotyny.

Kaylie odłożyła na bok miecz opierając go o bok drewnianego łóżka i zrzuciła na pościel swoje ubrania nawet nie próbując ich wcześniej rozłożyć. Leżały w plątaninie, gdy nago padła na kołdrę... I wtedy zobaczyła jak zwoje ubrania zaczęły się poruszać a spomiędzy nich powoli wypełzł turkusowy wąż sycząc tajemniczo, wyłapując raz po raz cząsteczki zapachu rozdwojonymi końcówkami języka.
- Raptus! Abductio! - wysyczał z niby-oburzeniem, ale chichotał, odrobinę szeleszcząco… bardzo zbliżenie to sposobu Khala, tylko bardziej… wężowo.
Kaylie westchnęła obserwując jak wąż wypełza leniwie.
- Zapomniałam o tobie. - odezwała się w piekielnym.
Wąż powoli, jak czający się drapieżnik, wysuwał się z koszuli i zwijał w spiralę. Dopiero potem uniósł się w górę i patrzał na Kaylie z podniesionym łbem.
- Ja o tobie nie, panienko… - rzucił dziarsko, jakby z jakimś zarzutem… również w języku diabłów. Jedynym którym potrafił się wysławiać. Nie była to naturalna mowa. Ledwie uchylał pysk a dźwięki same się wydobywały z jego gardzieli.
- Ale zacznijmy od początku. Nie jestem “Fisuś” - zaprzeczył z odrazą - Jestem Fistaszek i nie wiem kiedy wreszcie uda mi się wyperswadować “Vikusiowi” nazywanie mnie tym infantylnym zdrobnieniem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Fistaszek? - wyciągnęła dłoń i pogłaskała węża po wyciągniętej szyi tłumiąc chichot.
Oburzenie zarysowało się w szerzej otwartych czarnych ślepiach i opuszczonej szczęce węża.
- Nie! Nie godzi się! To jest… dumne… immm… mruknął zadowolony z pieszczoty, przymykając oczy w zadowoleniu i nadstawiając się dla lepszego dostępu.
- Nie! - zaprotestował w końcu i wycofał się ile dał radę… to jest jakieś pięć cali - Nie działają na mnie twoje sztuczki, wiedźmo!
- Jak tak nie chcesz to już tego nie zrobię. - wzruszyła ramionami przerzucając kawałek kołdry przez lędźwia... ale zostawiając otwartą dłoń obok Fisusia.
Gdyby spojrzenie mogło zabić… to to chowańca wciąż by tylko połaskotało, choć definitywnie nie przez brak chęci. Tych mu nie brakowało.
- Silne są twoje uroki - stwierdził w końcu i przychylił się do dłoni.
Kaylie bez słowa ponowiła pieszczotę, głaszcząc palcami szyję węża.
- Chyba nie jest takie złe?
- Oczywiście,... że nie… Sukkubskie nierządnice również nie kuszą wbijaniem szpil pod paznokcie! - skontrował i obrócił się wciskając między palce swój grzbiet.
- Coś chciałeś... - zaczęła drapać grzbiet chowańca - ...mi powiedzieć?
- T-tak… - przytaknął wysuwając się ostatecznie z jej dłoni. Spojrzenie znów miał poważne… nawet jeśli niepewne - Uff… Więc… nie wiem jak to zacząć, więc byleby z głowy… Nie wiem, co się wam gołąbeczki w główkach poprzewracało, ale nie chcesz kobieto w to wchodzić. Połowę bękartów w Isger i może trzecią część w Cheliax można podejrzewać o bycie jego dzieła. Ten człowiek nie rozumie pojęcia “monogamia”. Kobiety to dla niego zabawki do wykorzystania i wyrzucenia. Cokolwiek miałaś na myśli gdy go w ryj rypnęłaś mówiąc, że jest “Cheliaxianinem”… miałaś rację. Byłabyś tylko pierwsza w jego rotacji w Evercrest i jak wszystkie w niej… w końcu została byś wycięta kiedy by się znudził. Wiesz jak on myśli o połowie tych kobiet co się za nim uganiały? Szlaufy. To kobieciarz i kłamca. Prawda… “nie kłamie jak mu za to nie płacą” ale sam przyznaje, że to daje możliwość swobodnej interpretacji… Azazel mu już zapłacił. I zapłaci więcej za sukces. Więc czy ta cała przygoda w Evercrest nie zaliczyłaby się pod “tu mi płacą”?
- Powiedz mu, że to był błąd, że przyjaźń ci wystarczy. Zbyt mu zależy na tym… “projekcie” jaki tu macie aby robić jakiekolwiek problemy. Lepiej na tym wyjdziesz, uwierz mi. Jestem jego odbiciem i wiem co mu w głowie siedzi…
Kaylie słuchała z zaciekawieniem Fistaszka. Wszystko to było naprawdę ciekawe.
- Więc twierdzisz, że jak tylko z nim legnę w łóżku to mnie zostawi? I to jeszcze możliwie z bękartem w brzuchu?
- N-nie od razu - zawahał się na moment - Mimo wszystko… - Fistaszek wykonał gest ciałem, że Kaylie nie miała wątpliwości iż właśnie prezentował ją od stóp do głów.
- Trochę mu to zajmie, ale on uwielbia pławić się w fascynacji kobiet, a nasycenie tego głodu zajmuje więcej niż jeden wieczór. Ale to się definitywnie stanie! Zaufaj tutaj turkusowemu wężowi!
- Ani on, ani ja nie jesteśmy w stanie nawet przybliżyć ile razy ta historia się powtórzyła przez ostatnie dwadzieścia lat. To zwyrol i dewiant. Przez długi czas miał zwyczaj wykradania zaliczonym szlachciankom najlepszej pary koronkowych majtek. Przestał dopiero gdy “kolekcja” przestała być w jakikolwiek sposób poręczna!
- Naprawdę... Czemu mi w ogóle o tym mówisz? Chyba nie ostrzegałeś nigdy wcześniej żadnej kobiety jaką miał podbić. - Kaylie zapytała udając zaniepokojenie.
- Bo… wcześniej… Bo wtedy to była inna sytuacja! Teraz jak wyrzuci cię z rotacji i będziesz biedna, skrzywdzona i gniewna wciąż nie będzie mógł po prostu cię z życia wyciąć. Guzik mnie obchodzisz, wiedźmo! Ale mówimy tutaj o potencjalnym gniewie posiadacza jego duszy, a więc i, kurka wodna, MOJEJ. Więc chyba rozumiesz, że ta sytuacja jest wyjątkowa właśnie z tego powodu, a nie żadnego innego!
Kaylie chwyciła węża pod gardło i uniosła go.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz co przeżyłam i czego doświadczyłam. Zdaję sobie sprawę z tego co może wyniknąć. Rozumiem, że to może być krótkie i skończyć się nie tak jak bym chciała. Nie wiesz jednak jak jest ze mną. - puściła wierzgającego chowańca - A teraz leż tutaj, bo inaczej cię wyrzucę przez okno na zimno. Jutro przedyskutuję sytuację z Khalem, nie z tobą. - przysunęła bliżej twarz - I nazwij mnie jeszcze raz wiedźmą a oskóruje cię i zrobię torebkę z twojej skóry.
Hardy mały wąż zrobił się… jeszcze mniejszy. Nie miał już dziarskości i pewności siebie sprzed chwili.
- To ja chyba już pójdę… - syknął słabo, patrząc w kierunku szpary pod drzwiami - Jakbyś była uprzejma bym się cieszył gdybyś nie powiedziała mu, że byłem tu cię przekonywać - poprosił wyciągając się przed siebie i popełzł do wyjścia.
- Jest wystarczająco myślący, aby dwa do dwóch dodać, gdy będę z nim rozmawiać.
- Wiarygodna kwestionowalność? - ni stwierdził, ni zapytał pełznąc do wyjścia, ale zatrzymał się szepcząc coś samemu do siebie, po czym się odwrócił z niezadowolonym stęknięciem.
- Urghhh… słuchaj… wybacz tę “wiedźmę”. Nie miałem tego na myśli. Było mi ciepło i zasnęło mi się i… jak się nagle wybudziłem… trochę mnie poniosło. I już nie wiem czy dobrze zrobiłem przychodząc tutaj… o żesz w kopytko, ale piwa naważyłem… Heh… pierwotny plan był zupełnie inny…
Podpełzł z powrotem. Bardzo ostrożnie wypatrując oznak gniewu czy sygnału do ucieczki. Znów wzniósł się z kłębka w górę… ale może na połowę wcześniejszej wysokości. I poza zasięgiem jej rąk.
- To co BYŁO moim lepiej przemyślanym planem… ughhh… to przekonać cię abyś przerwała to jak wcześnie się da… CHYBA, ŻE… to rzeczywiście coś poważnego… - Fisuś unikał jej spojrzenia, woląc interesować się się ścianą, albo sufitem, lub jej mieczem, albo oknem.
Kaylie złapała węża i położyła go na łóżku obok siebie.
- Nie złoszczę się już. - odparła spokojnie - A ty o duszę się nie martw. Pamiętaj o tym, że to także moja dusza jest w posiadaniu Azazela, więc i dla mnie jest ważne wykonywanie jego rozkazów.
- Aaaa… to był tylko pretekst. Wiem, że oboje macie dość oleju w czerepach.
- A co do związku... Daj Khalowi osądzić.
- Martwię się o niego. Tylko jedna kobieta była dla niego w życiu kiedykolwiek ważna i była to jego matka… I ja widzę w jego wspomnieniach jak go to zdruzgotało. Khali był biednym, ale szczęśliwym i wdzięcznym dzieckiem. Kochał świat i życie, a dziś dla niego to jest jedna wielka szydera. Śmieje się z całego świata, booo… - zawiesił głos. Zupełnie jak Khal ma w zwyczaju - A to już jego miejsce by kiedyś ci o tym opowiedzieć jeśli będzie chciał.
- To co opowiadałem… to była bardzo konkretna perspektywa prawdy. Wybiórcza do granic możliwości, ale nigdy nie powiedział żadnej, że mu na niej zależy. Nie w ten sposób. Nie szczerze. Czułem jego euforię tam na dole. On wciąż nie zauważył, że mnie nie ma przy nim. Wciąż próbuje się zebrać do przerwanej pracy, ale nie jest w stanie. A wy oboje… macie problemy. I martwię się, że to mieszanka wybuchowa i jeśli on wejdzie w to tak bardzo jak ma nadzieję, że ty też chcesz, a potem to gruchnie… ty masz pewnie na koncie zawody miłosne. On nie.
- To dorosły facet. Diabolista. Nie zapominaj o tych faktach. - powiedziała poważnie - Wiedz, że nie chcę jego krzywdy.
- Trochę tak, trochę nie. No dobra, w ogromnej większości “tak” i tylko odrobinę “nie”, a i tak, on by sobie poradził nawet w moim najczarniejszym scenariuszu. Nawet jakby do niego doszło to nie mówię, że to byłaby twoja wina. Po prostu jeśli też ci na nim zależy… przemyśl to. Zwolnij jeśli potrzebujesz, on da ci czas, ale jeśli w to wejdziesz to bądź pewna… i pamiętaj, że on tego nie traktuje jako “kolejnego romansu”. On nie chce “dać temu szansy”, nawet jeśli bagatelizuje i mówi inaczej… on jest o dwa, trzy kroki od postawienia na ciebie vabank.
Kaylie skrzywiła się lekko. Musiała jutro z nim poważnie porozmawiać. Chowaniec mógł przesadzać, ale... Sama już nie wiedziała. Wszystko poszło tak szybko...
- Porozmawiam z nim... - mruknęła lekko zasmucona.
- Wiesz… ostatecznie… każdy człowiek przeżywa swoją pierwszą nastoletnią miłość, nie? On po prostu się z tym spóźnia ćwierć dekady - Fisuś wykonał gest który mógł być tylko wzruszeniem ramion. - I nawet gdyby stało się czego się boję… nie zobaczyłabyś w nim nic co sugerowało, że się tym przejmuje póki byś o to wprost nie zapytała. Masz rację, to dorosły facet… nie wiem co będzie, ale wiesz - zaczął powoli i ostrożnie, ale szybko nabrał tonu bezczelnego cwaniaka - jaką będzie miał minę gdy mu powiem, że tu spałem zanim on do drugiej bazy dotarł?! - zakrzyknął praktycznie spod kołdry pod którą się wślizgnął, nagle kilka razy szybszy niż Kaylie miała wcześniej okazję podziwiać.
- Nie wracam do tej piwnicy! Zimno tam! A Khal wygląda jakby był porządnie ubrany, ale to iluzja! Ma na sobie cienki pleciony szlafroczek z dekoltem do pępka!
Kobieta pokręcila głową.
- Może to i lepiej, że nigdy nie miałam chowańca. - westchnęła i sama wślizgnęła się cała pod kołdrę - Wygląda, że to większy problem niż bym chciała.
- A to dopiero początek listy naszych zalet!




Praca się słabo kleiła. Już ledwie pamiętał dalsze słowa, ale Kaylie zostawiła go jego przedsięwzięciu i ambicji. Pierwszemu pełnoprawnemu magicznemu przedmiotowi który sam, od początku do końca, miał tej nocy stworzyć. Czy on jej zasugerował, że blisko godziny po północy kończy? Chyba nie… emocje i ekscytacja wzięły górę. Był jak pierwszy raz zakochany nastolatek…
“Beksa”
… i rozsądek mu z trudem przychodził. Czy mu naprawdę zapłonęły policzki jak jakiemuś szczylowi?!
-Canis os! Damnant eam! - zaklął, po raz kolejny przerywając pracę - “Nie chcę się spieszyć” - przedrzeźnił sam siebie sprzed kilku godzin… w mocnej parafrazie bo już nie był pewny jakich słów dokładnie użył. W ogóle wypowiedział je na głos? To było niepoważne, że nie był pewny…
- Naprawdę wolałeś siedzieć tutaj w chłodzie sam niż zrobić ten jeden ruch więcej i być teraz z nią?! - warczał gniewnie.
- Co z tobą nie tak?!
Zamknął oczy i spuścił powoli powietrze uspokajając się… a w miarę jak chwilowa frustracja go opuszczała… wyłaniało się spod niej znacznie… trwalsze uczucie.
- I co się śmiejesz, jak głupi do sera? - zapytał sam siebie czując, że nie jest w stanie do końca opanować kretyńskiego uśmiechu, co mu na twarzy wykwitł - Skup się. Masz robotę.
I wrócił do roboty, póki pół godziny później znów wyobrażenia-co-być-mogło go nie odciągnęły…


Udało mu się. Cudem przed północą ukończył swe dzieło i po potwierdzeniu, że nie usmaży mu mózgu… założył mosiężny laur na swoją skroń i kilka minut rozkoszował się uczuciem gdy magiczne konstrukty katalizowały jego myśli. W pewnym momencie uśmiechnął się dziko… zrobił to. Ha!
- Fisuś, patrz! - ale chowańca nie było w pokoju - Fiiisuuś… - westchnął Khal rozmasowując skronie…


Jak poprzedniego dnia… crafting z sukcesem na teście przy użyciu zasady take10 =]
W efekcie dokańczam wczoraj rozpoczęte headband of Wisdom =]

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 30-04-2024 o 10:05.
Arvelus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-05-2024, 18:56   #23
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Baltizar
Popielny Dwór, Wieczór

Karczma tego wieczoru nie była aż tak przepełniona, chociaż ludzie powoli się schodzili. Kilka krasnoludów w ciuchach górniczych, kilku najemników oraz strażników, którzy zakończyli służbę. Nie licząc oczywiście zwykłych mieszczuchów, kupców i podróżnych.
Gnom właśnie stawał na scenie, kiedy zauważył antykwariuszkę podchodzącą do Otto. Karczmarz wskazał jej miejsce i po kilku minutach lisiogłowa dostała swój posiłek widocznie wdzięczna.
Cała sala spoglądała na gnoma, kiedy ponownie został uniesiony w górę. Wszyscy czekali jakąż to opowieścią ich uraczy dzisiejszego wieczoru.

***

Popielny Dwór, Ranek

Ponowna spokojna noc dla gnoma zakończyła się pukaniem do drzwi, kiedy na zewnątrz już było widno. Do jego pokoju wtargnęła Lilia, rudowłosa córka Otto, jak zwykle w dość odważnym odzieniu.
- Wstawaj przykurczu! - zawołała zrywając pościel z Baltizara - Masz gości, grupa jakiś najmimord przyszła i mówi, że ich wynająłeś!


W sali jadalnej na dole gnom widział swoich najemników. Przynajmniej pasowali do opisu.

[media]https://i.imgur.com/DmxZBIC.jpeg[/media]

Dwóch wysokich mężczyzn ubranych w skóry, siedziało właśnie przy jednym ze stołów racząc się śniadaniem. Baltizar zauważył Piwonie i Lily stojęce z boku chichocząc do siebie. Jor i Ori pasowali do opisu reprezentantki gildii.

[media]https://i.imgur.com/fSoXuwl.jpeg[/media]

Ciemno skóry mężczyzna rozmawiał o czymś z Jorim, pokazując mu kilka swoich notatek i przepisów. Zgadywał, że to Ofun.

[media]https://i.imgur.com/KSv8V6h.jpeg[/media]

Ostatnim był młody elf, który rozmawiał z Otto. Ubrany był w zielone szaty i nawet miał czapkę maga. To na pewno Inarion.
Karczmarz spojrzał na schody kiedy pojawił się na nich gnom.
- Ah, a oto i wasz pracodawca. Baltizar, ci panowie poinformowali mnie, że zabierasz ich na wycieczkę poza miasto. Mogę wam załatwić trochę zapasów na drogę.

Khal
Popielny Dwór, Wieczór

Karczma zaczynała powoli wypełniać się życiem. Różni ludzi z różnych zawodów schodzili się do Dworu na wieczorną strawę.
Otto właśnie nalewał drink dla Khala kiedy drzwi przekroczył dość sponiewierany elf. Karczmarz nawet nie spojrzał w kierunku nowo przybyłego kiedy westchnął ciężko.
- Dobry wieczór Fern, czego życzysz sobie dzisiaj?
- Owsiankę na wodzie jak zawsze, nie zaufam twojej kuchni. - elf usiadł obok Khala i przyglądał się uważnie karczmarzowi, zerknął na chwilę na kapłana i skinął mu głową - Fern Efeli, nadworny mag Barona Sahila.

[media]https://i.imgur.com/sIbLo5a.jpeg[/media]

Po kilku minutach Otto przyniósł szarą breję i postawił przed elfem.
- Więc, dawaj. Do jakiego odkrycia co do mnie doszedłeś tym razem?
Mag wziął ostrożnie kawałek owsianki, zaczął ją uważnie gryźć, ciągle przyglądając się karczmarzowi.
- Zwykłym śmiertelnikiem, zostałeś przeklęty przez jakąś istotę, aby zajmować się tą karczmą gdziekolwiek się pojawi. Jesteś tu więźniem. - Fern wydawał się być zadowolony z siebie, karczmarz przyglądał mu się przez chwilę po czym gwizdnął.
- Jeszcze nie dodawałeś historii co do tego kim jestem. Skończyły się podstawowe pomysły? - Otto pokręcił głową - Nie. Nie jestem zwykłym śmiertelnikiem, nie zostałem przez nikogo przeklęty i nie jestem tu więźniem. Po prostu nie mogę opuścić Dworu. - karczmarz się uśmiechnął - Próbuj dalej, kiedyś na pewno zgadniesz. - mag naburmuszył się i wrócił do swojej owsianki, zerkał jednak co chwilę na Khala.

***

Khal i Avruil
Popielny Dwór, Ranek

Avruil przebudziła się ze snu, niewiele bardziej wypoczęta. Słowa Khala ciągle siedziały jej w głowie kiedy kładła się spać i nawiedzały jej sny. Cholerny diabolista ma język równie srebrny co jego pan i przynajmniej nie zajeżdża siarką.

- Ten Viktor naprawdę namieszał ci w głowie, co? - usłyszała głos miecza kiedy przyczepiła go do pasa -Potrzebujesz opinii osoby trzeciej?

Usłyszała pukanie do swoich drzwi, ale nikt przez nie nie wszedł. Czyżby Cheliaxianin jednak chciał spróbować szczęścia?

-No dalej otwórz, nie zaszkodzi spędzić cały dzień w błogości w wygodnym łóżku. - ton miecza był wyraźnie drwiący.

Nie mogła jednak siedzieć zamknięta obawiając się tego co może być, zbierając oddech na dodanie otuchy otworzyła drzwi.

Nikogo. Kiedy wyjrzała zobaczyła Piwonię stojącą między drzwiami do jej pokoju i pokoju Khala, który właśnie też opuścił swoje lokum.

- Na dole jest ktoś do was. - poinformowała dziewczyna - Komendant Blackfyre. Musieliście nieźle przeskrobać, że sama Żelazna Dziewica po was przyszła. - uśmiechnęła się i odwróciła, aby zejść na dół - Tato ją zajmuje, ale nie kazałabym jej czekać zbyt długo. - po czym zostawiła dwójkę samym sobie w niezręcznej ciszy.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172