Statek "Gwiazda Oceanu"
Gdzieś na Atlantyku.
16:22
Pokład niżej, po przedostaniu się przez dolny poziom restauracji Vista,
Louis, Ryu, Tamara i Luther, prowadzeni przez
Marka, obserwowali jak ten… zaczął próby otwierania kajut. WTF??
Najpierw kajuta 2470. Drzwi były zamknięte. No to kolejne? A na schodach, którymi przed chwilą zeszli, słychać było jęki, pomruki, i człapanie nadchodzącego pościgu… podobnie jak w korytarzach pokładu 2, na którym się znajdowali.
Kajuta 2474 również zamknięta, kajuta 2478… w końcu otwarta! A zgraja przemienionych pasażerów była już tuż tuż, na schodach, i w długim korytarzu po ich prawej, i w krótkim korytarzu za ich plecami. I nawet wychodzili z niektórych kajut!
Fuck. Byli otoczeni! Nie było więc innej możliwości, niż wiać do kajuty.
Luther zapierał się mocno plecami o zamknięte na klucz drzwi kajuty 2478, w które waliło wiele pięści znajdujących się w korytarzu przyjemniaczków, dobijających się usilnie do kryjówki grupki, mając ochotę ich zeżreć. Póki co, drzwi trzymały, i muskularny murzyn był tam przy nich zbędny, jednak stał tam, i przytrzymywał ową kiepską zaporę najwyraźniej tak na wszelki wypadek.
- No i co teraz?? - Powiedziała siedząca na kanapie Tamara z wyjątkowo skrzywioną miną, wpatrując się w Marka, kopcąc sobie papieroska - Nieźle nas poprowadziłeś, nie ma co.
W tym czasie Ryu podrapał się po głowie, wyraźnie nad czymś dumając… i w końcu się odezwał, zaskakując wszystkich pozostałych:
- Zauważyliście, że tu nigdzie nie ma niby tego zielonego gazu? Wcześniej było zabronione schodzenie poniżej pokładu 4, a my nie natrafiliśmy na nic?
***
“Z deszczu pod rynnę”, i inne takie, łącznie z niezłą wiązanką bluzgów, przemknęły przez głowę
Samuela, gdy ten jako pierwszy zbiegł na pokład 2, gdzie ledwie w ciągu kilku sekund, właściwie to z każdej strony wypadła zgraja przemienionych pasażerów, żądna zagryzienia ich na amen. Wycelował więc karabinek…
Tuż za starszym teksańczykiem nadbiegła Jennifer, a za nią
Emma i Thomas. Owe trio również nic a nic nie było zadowolone z takiego obrotu sytuacji, szybko unosząc pistolet i rewolwer ku przeciwnikom…
A oczywiście jakby tego wszystkiego było mało, za nimi po schodach, wgramoliła się wcześniejsza kolejna grupka tych popaprańców. Fuuuck.
Seryjka z karabinku Samuela trafiła jednego z przyjemniaczków w twarz, zabijając go, a reszta kul poszła po torsach dwóch innych, przywracając ich. Niby “żyli” dalej, ale chociaż się wykopyrtnęli na podłogę. Teksańczyk zmienił magazynek broni, zostały już tylko dwa.
Emma wystrzeliła z rewolweru dwukrotnie, i gdyby sytuacja była normalna, byłyby dwa trupy. Jednak na statku niewiele było już normalności… pierwsza kula trafiła jakiegoś typka wyjątkowo paskudnie prosto w jabłko adama, nie zrobiło to jednak na nim wrażenia. Druga kula poszła prosto między cycki jakiejś starszej babki, ech.
Thomas “poczęstował” natrętów trzema pociskami… ale padł tylko jeden z nich. Głowa to w sumie mały cel,do tego i dosyć ruchomy cel, szlag by to trafił.
W korytarzach, zza rogów, wyłaniali się jednak kolejni przemienieni pasażerowie?? Pewnie ich tam było wielu, w końcu na tych najniższych pokładach była masa kabin, a więc i masa wrogów. Nie było dobrze, oj nie było, a oni nie wiedzieli gdzie jest druga grupka, i czy ktoś z tamtych jeszcze żył.
***
Komentarze za chwilę