Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2024, 09:02   #19
enzym
 
enzym's Avatar
 
Reputacja: 1 enzym nie jest za bardzo znany
Ratusz. Raisa.

- Ależ oczywiście, droga Raiso, sporządzimy taką listę i dostarczymy jeszcze dzisiaj - odpowiedział Wester. - Mam nadzieję, że odnajdziecie wszystkich całych i zdrowych. W przeciwnym razie to byłaby ogromna strata dla społeczności Phandalin.

Karczma. Aldin.

Mbatu szybko narzucił płaszcz niewidzialności, gdy ruszyłeś z powrotem do wnętrza gospody. Niedługo później, siadając do stolika, otrzymałeś przekaz od swojego chowańca. Mały Pip zaprowadził matkę na tyły karczmy, gdzie wskazał jej na spore, rosnące nieopodal kolejnego budynku drzewo. Na jednym z konarów hasały dwie wesołe wiewiórki, skacząc to na kolejne gałęzie, to na gruby pień. Dzieciak, który zapewne nigdy nie wychylił nosa poza Phandalin był zachwycony małymi stworzeniami i prosił matkę, by pozwoliła mu je od czasu do czasu dokarmiać. Jak więc się okazało, nie było to nic, czym należałoby się przejmować.

Karczma. Wszyscy.

Toblen ucieszył się ze składanego zamówienia i ochoczo odpowiadał na pytania.
- Pani krasnoludzica to Gwyn Oresong, siostra Elsy, naszej zielarki. Elsy nie ma w domu, pewnie wyszła na łąkę pozbierać rośliny do swoich maści, więc Gwyn zatrzymała się na chwilę u nas, do czasu powrotu siostry. Z tego, co mówiła, przybywa z samego Neverwinter, ale nie dopytywałem o szczegóły. W każdym razie wydaje się być miłą, bardzo kulturalną osobą.

Gdy rozsiedliście się przy stoliku, nie trzeba było długo czekać, aż na jego blacie pojawił się pięknie pachnący posiłek wraz z napitkiem, który zamówiliście. Toblen wyżyczył wam smacznego i zniknął gdzieś na zapleczu. Jedynym minusem jedzenia, które podał, była wysoka temperatura jedzenia i trzeba było czekać, aż nieco ostygnie, gdyż smak ziemniaków i królika w sosie był naprawdę wspaniały.

Porozmawialiście, zjedliście i już mieliście się zbierać, by na własną rękę poszukać studni za “Składem Barthena”, gdy drzwi otworzyły się i w środku znalazł się ten sam tyczkowaty chłopaczyna, którego widzieliście w ratuszu. Arjon się chyba nazywał. Rozmówił się chwilę z Toblenem, po czym podszedł do zajmowanego przez was stolika. Wyglądał na nieco speszonego albo zawstydzonego.

- Burmistrz Wester wysłał mnie, by pokazał wam miejsca ataków - powiedział i z niewielkiej torby na ramieniu wyjął złożoną na pół kartkę papieru. Podał ją Raisie. - Spis wszystkich zaginionych, czternaście nazwisk i jedna kapibara. Jeśli są już państwo wypoczęci i najedzeni, przejdźmy się po okolicy.


Pierwsze, co was uderzyło po wyjściu z przyjemnie chłodnej głównej sali gospody był skwar lejący się z nieba. Ciężko było na nim znaleźć choć jedną chmurę, a przebywanie na otwartej przestrzeni sprawiało, że chciało się od razu odnaleźć jakiś zacieniony kawałek, w którym można było odsapnąć. Na ulicach nie dostrzegliście żadnych mieszkańców, którzy najpewniej kryli się w domach i przed upałem i przed kolejnymi atakami goblinów.

Do “Składu Barthena” a tym bardziej na jego tyły daleko nie mieliście. Ot, minęliście dwa domy w linii prostej od gospody i skręciliście ścieżką na wschód a potem na pokryty wypaloną przez słońce trawiasty kawałek ziemi. Już z daleka widać było, że gobliny mocno uszkodziły stojącą pośrodku placu studnię.


Obok niej, drapiąc się po głowie stał jakiś niski mężczyzna wyglądający na niziołka. I nim się właśnie okazał, gdy podeszliście bliżej. Nie słyszał waszego nadejścia, dlatego podskoczył w miejscu i chwycił się za pierś, gdy tylko uchwycił waszą obecność. Miał na sobie proste spodnie, sandały i nieco za dużą, błękitną tunikę.
- To jest Ander, pracuje w składzie u Barthena. - Arjon przedstawił niziołka. - Nawet dobrze, że cię spotkaliśmy. Ci państwo zajmą się sprawą goblinów, powiedz im, czego byłeś świadkiem.

- Miło mi poznać - odparł Ander i zaczął opowieść. - No to ten… parę dni temu byłem jeszcze wieczorem w składzie, bo porządkowałem magazyn i usłyszałem dziwne, wysokie głosy za budynkiem. Takie… wiecie… bełkotliwie zrzędzące. I takie łubudu, łubudu, jakby coś się waliło. No to niewiele myśląc złapałem za widły i wyszedłem sprawdzić, co tam się dzieje. No i wychodzę, patrzę, a tam banda czterech żółtoskórych poczwar demoluje studnię. Gobliny, se myślę! Ale dziwne jakieś. Zielone łoczyska miały, tak samo łapska. Nie wiem, jak ja żem wtedy odwagi nabrał, bo zwykle to ja bojaźliwy jestem, ale ruszyłem na nie z tymi widłami. No a te się przestraszyły, że ktoś je nakrył i wskoczyły do tej studni jak stały. Jeden z nich coś mówił, ale w tym swoim języku dziwnym i żem nie zrozumiał. A teraz żem przyszedł, żeby obejrzeć zniszczenia i pomyśleć, jak odbudować studnię.

Przyjrzeliście się studni. Część ściany zawaliła się do środka. Kawałki cegieł i kamieni zaśmiecały pobliską trawę, a strop był popękany i częściowo zawalony. Wciągarka i koło pasowe studni zostały rozbite na kawałki. Aldin, Raisa i Wilga zauważyli jednak, że chociaż większość mechanizmu można było złożyć z pozostałych części, brakowało bębna wciągarki.

Virkan i Wilga natomiast usłyszeli dość cichy, niski, bulgoczący pomruk dochodzący ze studni. Elfka dość szybko doszła do wniosku, że warczenie najprawdopodobniej pochodzi od mocno zirytowanej istoty. I na pewno nie był to człowiek czy goblin.

- Te pokraki musiały w jakiś sposób zatamować ujście wody, bo ta prawie wyschła. Barthen chce przywrócić studnie do używalności, ale nie wiem, czy to dobry pomysł. Moim zdaniem woda w niej jest już przeklęta. Dzień po ataku goblinów wydobyłem to, co jeszcze można było, wypiłem a potem miałem przerażające koszmary. Śniło mi się, że rozrywam żonę żywcem na strzępy. - Ander przejechał dłonią po spoconym czole i skrzywił się nieco.
 
__________________
Prowadzę:
5e: Strzaskany Obelisk
Wkrótce:
5e: War for the Crown: Crownfall (TBA)

Ostatnio edytowane przez enzym : 01-05-2024 o 09:16.
enzym jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem