Mark się po prostu kurwa wyłączył i przeszedł na jakiś pieprzony automat. Zaciągał się trzymanym papierosem. Wdech wydech. Spokój KURWA spokój. Kiedy nieznajoma kobieta się do niego odezwała obrzucił ją pustym spojrzeniem. W końcu wyrzucił peta – i zgasił niedopałek.
Widział, że gość z tatuażami zaczął coś robić. Blokować drzwi to w sumie nie było głupie.
-Ok wy wiecie, że mam na imię Mark. Ale miło by było żebym wiedział jak wy się nazywacie, żebym kurwa wiedział jak jeden do drugiego krzyknie powiedzmy uwaga Franek to w którą stronę mam patrzeć.
Zamilkł dając im czas na autoprezentacje i starając się zapamiętać kto jest kurwa kto.
W końcu się odezwał.
-Mam jedzenie. Alkohol… Do dezynfekcji. I jedzenie w wersji mięsnej i vege. – wypakował to co zgarną z baru kiedy był tam z Liz. I chuj… Może faktycznie mógł lepiej potraktować tą dziewczynę. No ale pierdolić to.
-Po pierwsze każdy musi mieć jakąś broń. - powiedział wyjmując z plecaka to co miał do obrony czyli swój pistolet i zdobyczny karabin. Plus kije golfowe te co zostały.
Sobie zostawił jeden z kij i karabin przydzielony przez zleceniodawce.
Potem przeszedł się do okna. Wyjrzał przez nie i zobaczył balkony.
- Wyjście na balkon nie jest niemożliwe. – spojrzał w dół na rozszalałą wodę.
-Chociaż jest to ryzykowne. – skwitował przypominając sobie swój niedawny upadek.
Patrzył chwilę na drzwi.
-Można też ich wpuszczać pojedynczo i wybić… Nie są zbyt bystrzy. – przeniósł wzrok na Louisa.
-Ale jeśli da się stąd zwiać nie traciłbym kul. – powiedział zabierając się za sprawdzenie dywanów i podłogi. |