| Roli tragarza nikt nie chciał się podjąć, więc Vestee była zmuszona sama zaopiekować się książką. Po ukatrupieniu wszystkich obrzydliwości wygląd porzuconej świątyni zaczął z wolna się zmieniać. Mięsne narośle szpecące kamienne ściany traciły na masie i wiotczały. W końcu wchłonęły się całkowicie. Podobnie rzecz miała się z wędrującymi przez mętne powietrze purpurowymi zarodnikami. Ich lotność uległa zmniejszeniu, podobnie jak intensywność irytującej barwy. Grzybie kapelusze także wygasły, więdnąc jeden za drugim. Wiązało się to z chwilowym brakiem oświetlenia, ale przybytek Lathandera zaopatrzono w wiele ściennych pochodni, toteż w przeciągu kilku chwil światło rozgorzało na nowo. Patrząc na teraz na miejsce kultu, cała horrendalna eksploracja jawiła się teraz jako mara na jawie. No… prawie cała. Rozbebeszona jednooka maszkara i porąbane pozostałości sufitowego straszydła wciąż były na swoim miejscu, nie pozwalając uznać całego zajścia za zły sen. A to znaczyło, że truchła mięsożernych mebli i wypaczonego posągu zapewne także się ostały. Zmiany wystroju nie przeszkodziły Gogowi przejść do plądrowania pomieszczenia – wręcz przeciwnie. Teraz, gdy pokój dało się sklasyfikować jako kapłański alkierz, łatwiej było odnaleźć potencjalne fanty. Przerzucając zawartość szafy, szuflad i schowka pod łóżkiem szelma znalazł – prócz wielu bezużytecznych sakralnych klamotów – pięknie zdobiony napierśnik, ornamentalną buławę przyozdobioną garścią niewielkich topazów oraz dość znoszone skórzane buty, od których Raif i Vestee byli w stanie wyczuć delikatny magiczny rezonans. Kapłanka miała dość kwaśną minę w czasie działalności szabrowniczej, ale nie raczyła jej skomentować. Najwyraźniej wiedziała, że tego typu działania są u awanturników na porządku dziennym. Zaspokoiwszy swoją chętkę na łupy, poszukiwacze książki skierowali się ponownie ku górze po spiralnych schodach i ruszyli w stronę (pozostałości) drzwi. Cytat: Zdobyte przedmioty:
- Napierśnik (mistrzowski)
- Buława (mistrzowska)
- Buty (magiczne, efekt nieznany)
| W momencie, gdy znaleźli się na kamiennych schodach, Roald dostrzegł zbliżającą się w ich kierunku sylwetkę. Instynktownie ujął topór, ale biegnącą przez dziedziniec postacią okazał się młody strażnik, który pomógł grupie podczas walki z posągiem. Ciężko zziajany, prawie potykając się o ostatni stopień, wykrztusił: - Aresztować….ha….ah. Idą… idą was aresztować!
Zanim grupa zdążyła przetworzyć nieskładną wypowiedź – nie mówiąc o zareagowaniu na nią – na świątynny placyk wbiegło pięciu strażników z dobytą bronią. Za nimi, nieudolnie próbując zachować pozory godności, której potencjalnie nigdy nie miał, brnął stary, siwy grubas w szlafroku i z przewieszonym przez szyję glifem piastowanej funkcji. Obok niego, dreptając nerwowo i oglądając się na wszystkie strony, brnął młodszy mężczyzna o odziedziczonych rysach – zapewne syn lub bliski krewniak – kiedy zobaczył osobę Goga natychmiast wycelował weń palcem i wszczął raban. - To ten! Właśnie ten psi syn dobijał się do naszych drzwi i odgrażał się jakimś medalikiem od tej czarnowłosej jędzy! A teraz jeszcze obrobił świątynię, brodaty bandyta!
- Już dobrze, Atosie. Już dobrze, ja się tym zajmę. Straż! Natychmiast pojmać tych szabrowników za złamanie oficjalnego nakazu burmistrza, włamanie, kradzież i… i niszczenie mienia publicznego! – Naprędce dodał ostatni element wyliczanki, spoglądając na roztrzaskane fragmenty posągu. Jeśli dostrzegł trzecie oko i pozostałości czarnej brei sączące się z pęknięć, to nie dał tego po sobie zauważyć. Strażnicy postąpili wartko do przodu, Roald, Raif i Vestee wymienili między sobą spojrzenia, a Gog bezskutecznie starał się upchnąć napierśnik do plecaka, by było go widać jak najmniej.
__________________ You don't have to believe in me.
Just believe in the Getter.
Ostatnio edytowane przez Highlander : 10-05-2024 o 19:31.
|