Biegnąc, dysząc, klnąc co jakiś czas - dobiegł do knajpy.
Drzwi z
IMPETEM otworzyły się z wyraźnym pomrukiem niezadowolenia żelaznych zawiasów, pod ciężarem licznie podziurawionego, nieudolnie poszywanego agrafkami
KALOSZA.
Łotson rozejrzał się dzikim wzrokiem po gości zacnej tawerny, po czym spostrzegł swojego dobrego kumpla karczmarza i nim doszedł do niego zaczął wrzeszczeć wściekle
"LUDZIE, LUUUUDUUUUUUUU, TEN KOOSHITE GOVNO EE OOMEEITE BELSEPUP PODPIEPRZYŁ MI MÓJ ŚWIEŻO PĘDZONY BIMBEREK! PIZDA ZHOPA!" - tym akcentem zdarł z siebie swoją wiekową papachę i zaczął nią przebierać ze złości palcami, wdrażając kolejną już dziurę na czapce.
Barman kręcąc w niedowierzaniu głową z smutkiem nalał Łotsonowi solidną szklanicę pigwówki
".. Nu..elegancko dzisiaj.." - rzekł patrząc smutnie na szklankę która już stała opróżniona.
Rozejrzał się po knajpie, większość już znał z wcześniejszych przygód, które zaczynały się w tej karczmie, a zazwyczaj kończące się na spróchniałych deskach jego klitki. Totalus balangos w oparach świeżo pędzonego samogonu.
Lecz wsio wiedzą, że na bimberka poczciwego Łotsona ni ma chooja we wsi. A jak jest, to stary egzorcysta-bimbrownik rozprawi się nu raz dwa za pomocą kalosza bądź też linki hamulcowej.
Spostrzegł nieznajome spiczaste ciacho siedzące z jego kumplami od licznych kielichów i postanowił podejść i się przywitać z zacnie wyglądającą dupeczką-elfeczką.
Chrząknął, splunął w róg zieloną flegmą, otarł resztki śliny kurtką byłego esesmana z którym Łotson nu raz dwa się rozprawił dawno dawien temu i podszedł do wysole zapowiadającej się gromadki super-bohaterów