Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2007, 18:37   #7
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Lutek, Jan „Wania” Kozłowski

Żoliborz, 23 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 24, w parku "Kępa Potocka"
Pierwszy z całego zdarzenia ocknął się Lutek, być może dlatego, że był od miejsca zdarzenia dość daleko i nie widział całości tak dokładnie jak Wania.
-Wania chodźmy do Miecia on zawsze ma dobre rady.
Później Lutek wyjął z kieszeni wielkiego czarnego szczura i dal mu wylizać do końca butelkę mówiąc - Bierz to mały. Szczur Lutka chciwie wylizał reszki z flaszki. Oczka zrobiły mu się małe i maślane. Pisnął cichutko i powędrował do kieszeni w kurtce Lutka. Wania przez chwilę patrzył na przyjaciela jakby go całkiem nie rozumiał. Po chwili odezwał się:
– Jasne Lutek. Do Miecia, chyba tylko on wie na tyle dużo by nam cokolwiek pomóc.

Przyjaciele zebrali się z miejsca zdarzenia dość szybko. Wiedzieli z doświadczenia jak to bywa, jak się coś złego i dziwnego dzieje to nigdy nie ma ani policji, ani straży miejskiej ani świadków. Po wszystkim zawsze pojawiali się znikąd policjanci, strażnicy i świadkowie. Każda rozróba kończyła się zawsze tak samo – aresztowania, przesłuchania, odsiadka i zwolnienie z powodu „znikomej szkodliwości społecznej czynu”. W tym przypadku Lutek i Wania byli pewni, że na odsiadce paru dni by się nie skończyło.

Przyjaciele dotarli do mietkowej ławeczki dość szybko. Polti leżał grzecznie obok Celiny i merdał ogonem. Wania spojrzał z wyrzutem na psa. Ten spuścił wzrok, zaskamlał cicho. Po chwili przekrzywił głowę i wyszczerzył zęby w parodii łobuzerskiego uśmiechu. Widok ten zawsze rozbrajał zarówno Lutka jak i Wanię – nigdy nie mogli długo gniewać się na Poltiego, gdy tak patrzył łobuzersko. Wania powiedział:
- Och Polti, Polti, pożytek z Ciebie żaden, ale błazen przedni. Chodź no tu bliżej. Wania pogłaskał Poltiego. Ten zamerdał wesoło ogonem i szczeknął.

Przyjaciele myśleli, że Mietek jeszcze śpi. Tym czasem on już się obudził i patrzył ciekawym wzrokiem na Lutka i Wanię. Po chwili odezwał się:
– Lutek! Wania! Срдечно рривествую, другн мой!
Tu należy dodać, że Miecio w niektórych momentach życia miał zwyczaj wtrącać rusycyzmy w swoje zdania, czasem mówił całkowicie w języku Puszkina. Mimo wielu lat, które upłynęły odkąd Miecio się uczył tego języka, jego rosyjski można było uznać za całkiem poprawny gramatycznie i stylistycznie. W pewnym okresie swojego życia Miecio wraz z kilkoma kumplami nagrali nawet „hiciora” po kilku głębszych. Kasetę wysłali do znanej stacji radiowej. Niestety żaden z nich nie pomyślał o adresie zwrotnym (tym bardziej o telefonie). I tak oto złośliwym chichotem historii i przypadku wielka kasa przeszła Mieciowi koło nosa. Ale wróćmy z tej anegdotki do parku. Przyjaciele wyglądali cokolwiek mało ciekawie po historii w paku więc Miecio zaprzestał prób rosyjskiego – Chopaki! Co jest grane? Umarł kto czy jak? Mietek jak zwykle popisał się szóstym zmysłem. Pierwszy ocknął się Wania:
– Mietek, kumplu kochany! Potrzebna nam pomoc, stało się coś dziwnego. Ale to nie miejsce na długie rozmowy. Zaraz będzie tu pełno glin i innych…

Mietek jak zwykle stanął na wysokości zadania. Powiedział – Nie ma sprawy! Spadamy do mnie. Teraz siedzę na ogródkach działkowych niedaleko granic Żoliborza, niecałe 15 minut drogi stąd. Piątka przyjaciół (troje ludzi i dwa psy) oddaliła się pospiesznie z miejsca zdarzenia. Gdzieś daleko za nimi, w tle, słuchać było syreny policji i pogotowia. Wynieśli się z parku w samą porę.
Droga do obecnego lokum Miecia nie była niczym ciekawym. Po drodze Miecio powiedział Lutkowi i Wani, że jeżeli ich opowieść jest ciężka i straszna to potrzeba będzie „jagodzianka na kościach” żeby pomóc rozgryźć problem oraz dwa ziemniaki celem odfiltrowania fioletu. Mietek był wyznawcą rosyjskiej zasady „bez pałlitra nie rozbierjosz”, która odnosiła się zarówno do dam lekkich obyczajów, jak i do problemów natury egzystencjalnej, filozoficznej i wszelkiej innej równie problematycznej.

Lutek i Wania zakupili w pobliskim kiosku dwie butelki „jagodzianki na kościach” oraz cztery ziemniaki oraz paczkę „Mocnych”. Obaj wiedzieli, że fajurki również zaliczały się do mietkowego sprzętu pomocniczego. Gdy dotarli na miejsce w ustronną i cichą altankę Miecio zalecił otwarcie „jagodzianki” oraz filtrację. Przyjaciele już mieli rozlewać gdy Miecio dał im po łapach mówiąc:
– Widzę, że zwyczaje oraz tradycyję macie w życi i nie dbacie o porządek. Tedy słuchacie huncwoty co wam rzeknę … Przyjaciele byli lekko zszokowani. Nie wiedzieli o co Mieciowi może chodzić. Nigdy nie pili z nim i nie wiedzieli co się stało. Czekali cierpliwie. Miecio kontynuował wykład:
– Wojski natenczas zadął w róg i do uczty zasiedli wszyscy. Zgodnie z obyczajem Pan i najtęższa głowa w okolicy po jego prawej stronie, dalej pomniejsze łazęgi i hultaje… Kolejka ustalona przy otwarciu i piciu truneczków nie może być przypadkowa ! ! ! Pierwej pija ten kto najwięcej do flakona dołożył, luboż ten kto najstarszy między młodzianami honory czynić może. Tedy zważajcie kto ma zacząć…

Przyjaciele zgodnie pierw nalali Mieciowi, żeby honor gospodarza podnieść i głównym sprawcą go uczynić. Później nalano Wani i Lutkowi. Piętnaście minut później przyjaciele opowiadali mu całą sytuację z parku. Początkowo Miecio odnosił się sceptycznie do ich opowiadania, sugerował delirium tremens, pomroczność jasną … Przyjaciele zaklęli się jednak na swoje życie i ogon Poltiego, że to prawda. Miecio kazał trzy razy powtarzać, niewiele mówił. Po tym wszystkim odezwał się:
– Aleście wdepnęli! Zaiste jako śliwka w kompot lub wieprzek między rzeźników. Ale nie zwieszajcie nosa na kwintę. Strata flakona jest ciężka, ale pomyśli się i o tym. Najpierw trzba ustalić kto to był i co zrobiono temu biedakowi. Mietek zrobił niewielką pauzę w wywodzie.
– Znam dwie osoby, które mogą wam pomóc. Jedna to niejaki Magister Alojzy Chemik, wiem gdzie mieszka jakby coś. Druga to Misza Michałowich Tatianow, Rosjanin, mieszka na nieczynnych basenach Legii. Wybór należy do was.

Przyjaciele chcieli wiedzieć, kto z tej dwójki jest lepszy oraz tańszy. Ale Mietek nie bardzo umiał im odpowiedzieć, nigdy nie korzystał z ich pomocy. Mietek powiedział, że wypiją troszkę, pogadają, a rano postanowią co dalej.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline