Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2007, 23:14   #28
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Joanne Roughstorm

Wieczór, a raczej noc minęła spokojnie, w czasie swojej warty Rought zdążyła spisać drobny raport z pierwszego dnia ekspedycji i zgrać na Pipboy'a raport biologiczny przygotowany przez LaBay'a. Później po cichu rozmawiała jeszcze z Andy'm nim usnęła mu na ramieniu. Oboje mieli podobne wrażenia i spostrzeżenia dotyczące i towarzyszy wyprawy i ich nastawienia. Nie było to specjalnie pocieszające dla niedoświadczonej przywódczyni, ale nie było też sensu łudzić się, że tak łatwo stworzą "komunę". Gdy Joanne zasnęła Andy nie chciał już jej budzić, więc przejął jej wartę, a samą dziewczynę zaniósł do namiotu, rozebrał z butów i kurtki, żeby się w nocy nie przegrzała, ułożył ją w śpiworze i po upłynięciu czasu warty obudził Vay'a.

Kolejny dzień rozpoczął się bez większych niespodzianek, tak samo jak zakończył się poprzedni. Rought obudziła się we własnym śpiworze i widząc, że prawie cała reszta ekipy również już wstała powiedziała "dzień dobry" i kolejny poranek rozpoczęła od dobudzenia Andy'ego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to właśnie on ułożył ją wczoraj do snu, bo prawdopodobnie zasnęła na zewnątrz, więc należało mu się coś w zamian.. Hmn.. Na przykład pobudka siostrzanym ca.. Kopniakiem pod żebra. Na co chłopak otworzył zaspane oczy i bezmyślnie rzucił tylko pytanie:

-Czy to już rano?

Po czym w podzięce za kobiecą delikatność i niezrównaną subtelność rzucił w nią butem, który złapała w locie i stwierdzając, że to nie jej rozmiar odrzuciła z powrotem.

Piętnaście minut później byli już wszyscy gotowi do wymarszu, co ucieszyło dziewczynę, bo wskazywało na dość wysoką karność w oddziale w którym jak na razie nie zdołała jeszcze wyrobić sobie odpowiedniego autorytetu mimo, że mu przewodziła. Zanim wyruszyli w dalszą podróż Vay ocenił stan pogody na niezbyt sprzyjający marszowi, ale nie mieli większego wyjścia. Na nieszczęście jego przewidywania okazały się jak najbardziej słuszne, a lejący się z nieba żar mimo rozebrania się ze wszystkich termoizolacyjnych warstw odzieży męczył tak samo, jak trudny teren. A czego by nie powiedzieć o drodze którą wybrał ich przewodnik, do łatwych nie należała. Co potwierdzone na własnej skórze, mógł przyznać Jake, który widać po wczorajszej samotnej "imprezie zapoznawczej" z nową butelką alkoholu, dziś odczuwał nad wyraz jej uroki. Sama Rought, gdyby nie interwencje Andy'ego i jej niezła pamięć oraz lata treningów fizycznych mogłaby wieczorem zacząć wymieniać części swojego ciała na których nie byłoby siniaków, jako, że lista ta była by znacznie krótsza, niż ta która mówiłaby gdzie je ma. Jednak przypomnienie sobie zasad fizyki pozwoliło jej w kolejnych etapach zejścia ze wzgórza opracować technikę zapobiegającą upadkom skuteczna w ponad 99%. Polegała ona na tym, że wystarczyło stawiać stopy bokiem, co zwiększało tarcie i opór powierzchni, a tym samym nie pozwalało na nabranie impetu będącego głównym czynnikiem sprzyjającym bliskim spotkaniom z glebą.

Gdy po południu zatrzymali się w rozpadlinie skalnej, by przeczekać największy upał Joanne była tak zmęczona, że nawet nie próbowała nawiązywać z nikim rozmowy, a jedyny uśmiech na jaki potrafiła się zdobyć zdawał się mówić- "błagam was, zlitujcie się i dobijcie mnie". Jednak uwaga Jaka o podróżach nocną porą, trochę zburzyła jej ład samoistnieniowy będący podstawą jej planu odpoczynku, który polegał na tym, że będzie siedziała cicho w cieniu, piła powoli wodę i nie musiała patrzeć na nikogo. Zrezygnowana, zawiedziona i nieszczęśliwa spojrzała na towarzyszy, po czym rzuciła pierwszy argument jaki jej przyszedł do głowy na obalenie jego wyimaginowanej tezy o bardziej sprzyjających warunkach do podróży po zmierzchu:

-W nocy mamy znacznie ograniczoną widoczność. Jeśli użyjemy latarek będzie nas widać ze sporej odległości, co zbyt dobrze nie wróży powodzeniu naszej misji, gdyż zawsze może znaleźć się ktoś komu plątanie się obcych ludzi po własnym terenie może przeszkadzać.. A takiej ewentualności wykluczyć nie możemy... Poza tym obserwacje, które są głównym celem ekspedycji również by na tym ucierpiały, bo co można dojrzeć po za konturami dużych przedmiotów w mroku? Z resztą chyba nikt z was wczoraj nie zwrócił specjalnie uwagi na niską temperaturę panującą w nocy.. Z pewnością zbyt niską jak na marsz..

Założenie wymienienia tylko jednego argumentu i zasadniczego odrzucenia projektu niezbyt się jej powiodło, jako, że wyuczony przez wiele lat styl wypowiedzi dał o sobie znać..

Dalszy etap podróży nie był już na szczęście aż tak wymagający jak poprzednie, a i temperatura stała się bardziej przychylna dla wędrowców, co pozwoliło im dokładniej rozejrzeć się po terenie na którym się znajdowali. Rought przetarła sobie czoło chustką zawiązana na nadgarstku z resztą tą samą która dnia wczorajszego służyła jej jako "maska przeciwpylna" i przyjrzała się znów swoim towarzyszą oraz ich reakcją na widok prawdziwych, żywych roślin, a nie tylko takich które to życie symulowały: Jack zdjął okulary by móc się przyjrzeć dokładnie temu zjawisku, a było się czemu przyglądać-nareszcie znaleźli coś co prócz nich żyło, tak na prawdę żyło na tym świecie; LaBay zaczął zbierać próbki roślinności, do badań, czego można się było po nim spodziewać. A Andy..Andy jak zwykle wypatrzył coś ciekawszego niż zjawisko odrodzonej po wielkiej wojnie natury..

- O matko! Widziałaś kiedyś krowę na żywo? - Zapytał z wielkiem uśmiechem na twarzy.

- Nie? To popatrz sobie na niego. - Palcem wskazał Sammiego, który po raz kolejny zaczął żuć kępkę świeżo zerwanej trawy. Andy zaśmiał sie głośno, za co po raz kolejny dostał fizyczne upomnienie w postaci łokcia w bok.

- Po tym widać, że z jego IQ bliżej mu do krowy niż do ludzi...

Rought, bała się, że ta opinia Andy'ego zrodzi niepotrzebnie znów jakieś spory w grupie i uciszała go co słowo, tak żeby nikt poza ich dwójką nie mógł usłyszeć zbyt wiele z ich rozmowy. Jednak powstrzymać się od śmiechu nie potrafiła i tak naprawdę ucichła dopiero gdy zobaczyła, że Jim daje im znaki, żeby się zatrzymali, co też prawie, że wszyscy zrozumieli.. Prawie wszyscy, prócz Sammiego, który sam dziarskim krokiem właśnie minął ich idąc w stronę Vay'a. Na co Joanne zareagowała bezgłośnym plaśnięciem się otwartą dłonią w czoło i szybką, cichą prośbą rzuconą w stronę swojego przyjaciela:

-To teraz się mądralo zrehabilituj i zatrzymaj naszą mućkę, nie robiąc jej krzywdy.

-A jak się woła na krowy?

Zapytał półgłosem Andy...Nie czekając na odpowiedź z uśmiechem na twarzy, sprężystym krokiem doskoczył do Sammiego. Chwycił go za ramię, a gdy ten się obejrzał w jego stronę z wyszczerzonymi zębami powiedział:

- Muuuuuusisz się zatrzymać, wiesz?
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 29-09-2007 o 23:44.
rudaad jest offline