Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2007, 23:35   #15
Yen
 
Reputacja: 1 Yen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodzeYen jest na bardzo dobrej drodze
- Mają tu na stanie "czerwone pokoje", co by nie trzeba było latać do przeciwległej rudery.
- Odzywaj się przy damie – mruknęła, patrząc na niego hardo – Ile biorą?
- Tanio, spokojnie, ja zapłacę. Mam znajomości..
Stanęli przed drzwiami obitymi czerwoną tapicerką.
Śmiało pchnęła drzwi i pociągnęła go za sobą w głąb ciemnego korytarza tonącego w krwistym świetle czerwonych lampionów, wyglądających w miejscu takim jak to wyjątkowo kiczowato. Na samym końcu stał wysoki, barczysty drągal żujący na wpół wypalonego peta między wąskimi wargami. Kiedy stanęli naprzeciwko niego, bez słowa zmierzył ich wzrokiem. Louise odwzajemniła spojrzenie. Zabawnie to wyglądało – mała, biała Indianka i wielki, czarny ochroniarz. Ale w tym miejscu i w tych okolicznościach to ona miała nad nim władzę. Klient nasz pan.
Odsunął się i wpuścił ich do środka.
Pokój był niewielki. Wbrew pozorom to wystarczyło, by pomieścić wielkie łóżko, strojnie nakryte purpurą i szkarłatem, oraz mała, hebanową szafkę, zapewne po brzegi wypełnioną wszelkiego rodzaju sprzętem.
Butterfly kichała na sprzęt.
Gdy tylko „Sandy” przekroczył próg, nie czekając na ani jedno słowo, zatrzasnęła drzwi, po czym pchnęła mężczyznę na łóżko z siłą, której nie spodziewałby się po kobiecie jej postury. Nim zdążył powiedzieć choć słowa, gdyż zamknęła mu usta długim i namiętnym pocałunkiem, wgryzając się w jego wargi jak wampir.
Później poszło gładko. Zbędne warstwy ubrań wzleciały w powietrze, jej kolorowa tunika i jego czarna koszula poszybowały przez pokój jak para ptaków, by upaść gdzieś na ziemi, wzgardzone i zapomniane.
Bielizna zaszyła się pod łóżkiem.
Ona należała do tych, którzy woleli zdobywać, niż być zdobywanymi. Sprawować kontrolę, nadawać tempo. Domagała się konkretów, ostrych i zaspokajających, bez długiej i maślanej gry wstępnej. Lubiła różnorodność i pomysłowość.
To wspaniałe, jak wszystkie marzenia i zachcianki można spełnić jednym mężczyzną.

Może godzina, może kilka minut, może wieczność? Pieprzyć to.
Wyglądał bardzo słodko, kiedy spał. Ale wyraźnie widziała, że się zmęczył. Nic dziwnego. Nie było jeszcze żadnego, który nie padłby bez sił po nawet najkrótszej nocy spędzonej razem z nią.
Ona natomiast, pełna nowej energii, z radością stwierdziła, że uciszyła w sobie Głód. Skokiem zeszła z łóżka i zaczęła penetrować pokój w poszukiwaniu części garderoby rozrzuconych na cztery strony świata. Gdy udało jej się ubrać, zgasić rumieńce płonące na twarzy i przywrócić włosy do choć połowicznie dobrego stanu, cicho nacisnęła klamkę. Nie chciała budzić swojego chwilowego kochanka.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła po uchyleniu drzwi, była wielka, czarna jak smoła twarz ochroniarza.
 
__________________
Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry?
Yen jest offline