Przecierając ramię i mrucząc przekleństwa pod adresem szorstkiego typka, który ją potrącił, wyrwała kieliszek z dłoni jakiegoś frajera, jednym haustem wypiła zawartość, po czym szybko wpełzła w tłum, lawirując w pulsującym labiryncie ciał. Płuca zaskrzeczały w jej piersi, domagając się tlenu.
Na szczęście, całkiem niedaleko przed jej oczami zamajaczyło wyjście.
Torując sobie drogę łokciami i kolanami, starając się nie zważać na głośne wrzaski i delikwenta, który klepnął ją w tyłek, w końcu przedarła się do drzwi, a tłum wypluł ją na ulicę, w szare światło latarni.
Westchnęła głęboko, przeciągnęła się. Po drodze minął ją jakiś wielki gość o chłodnych jak lód, błękitnych oczach.
Dziewczynę, siedzącą na krawężniku, ujrzała dopiero po chwili.
Nie musiała radzić się duchów, kamieni ani amuletów by dostrzec, że jest załamana. Zgarbione plecy, twarzy ukryta w dłoniach… Cóż, nie wyglądało to dobrze.
Z takich ludzi można czytać jak z otwartej książki. Zwłaszcza, że na horyzoncie pobłyskiwały jeszcze reflektory samochodu, z którego zanosił się szyderczy śmiech. Jasne.
Bez słowa podeszła do nieznajomej, usiadła na krawężniku tuż obok i oparła brodę na dłoni.
- Zgubiłaś coś, nie?
Nie czekając na odpowiedź, wymacała przy pasie manierkę napełnioną po brzegi własnoręcznie przygotowanym wyciągiem z kaktusa.
- To chyba niezbyt miłe uczucie. Raz zgubiłam siebie i znalazłam w ostatnim miejscu, w którym szukałam – oznajmiła mglistym tonem – Ale z przedmiotami to nie takie trudne. W sumie, jeśli bardzo chcesz, mogę pomóc ci szukać. I znaleźć. Ja znajduję prawie zawsze. Co ty na to?
Dawno tego nie robiła… Ale równie dawno nie zarabiała pieniędzy sposobem innym, niż kradzież czy hazard. A drobna opłata to przecież nic wielkiego za odzyskanie cennej zguby, nieprawdaż?
__________________ Tyger! Tyger! burning bright
In the forests of the night
What immortal hand or eye
Could frame thy fearful symmetry? |