Gdy Kainici znaleźli się bliżej w blasku pochodni dostrzegli pochmurne twarze strażników. Wszyscy oni wyglądali zaiście srodze zarówno posturą, jak i pokiereszowanym obliczem – znakiem rozpoznawczym każdego zaprawionego w bojach wojaka. Żaden jednak nie miał dobytej w tym momencie broni, bowiem w rękach trzymali olbrzymi taran, służący zapewne do spychania nieproszonych gości w przepaść. Dodatkowo na murach, za plecami strażników, błysnęły groty strzał, kiedy piorun rozorał niebo.
Starszawy już mężczyzna o ogromnych barach i chyba najdłuższej brodzie przemówił głębokim basem, uśmiechając się przy tym pogardliwie. - Vlad Tepes nie ma przyjaciół smarkaczu! A ja jestem tym, który swojego bachora prał kijem, gdy się nieproszony odzywał.
Zimnym spojrzeniem zmierzył pozostałych wędrowców.
- Jeśli macie jakieś posłanie do pana tego zamku, przekażcie je mnie. Jestem dowódcą wojska i ochmistrzem zarazem. Hrabia jest zajęty, więc mnie kazał przyjmować gości...
- Goście! – wtem dobiegł zza pleców strażników kobiecy okrzyk. – Angorze dlaczego nie powiedziałeś, że mamy gości?
- Pani, ja...
- Tak bardzo mi się nudzi, a tu proszę wreszcie ktoś nas odwiedził. Może mnie przedstawisz?! – głos przybliżył się.
Zakłopotany strażnik usunął się nieco, dzięki czemu Kainici zobaczyli kobiecą postać.
- Oto madame Irena Elizabeth Ksiopoli. Honorowy gość hrabiego i pani, której życzenia sa dla nas rozkazami
Dowódca ukłonił się. Ciężkie westchnienie zapewne miało świadczyć o tym, co myśli na temat etykiety.
__________________ Konto zawieszone. |