Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2007, 02:15   #135
Astaroth
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Koordynacja ataków Veina i Tantaliona zaczynała przysparzać krasnoludowi coraz większych trudności. Półelf dwoił się i troił aby przechytrzyć przeciwnika. Ten jednak radził sobie z jego frontalnym atakiem i o dziwo, był w stanie powstrzymywać atakującego z tyłu łowcę. Walka wydłużała się niemiłosiernie i zaczynało pojawiać się zmęczenie. Tantalion pomału tracił czucie w nadwyrężonej ręce i jego chwyt na tarczy zelżał. Słabł z minuty na minutę, nie będąc przyzwyczajonym do tak długiego czasu intensywnej walki. Jeden rzut oka na Veinsteela powiedział mu, że z jego towarzyszem też nie było najlepiej. Odczuwał wyraźnie trudy starcia i zdawał się uginać pod ciosami wściekłego wojownika. Jego ruchy rąk stały sie wolniejsze, a stopy poczęły powolny odwrót. Tantalion nie wiedział, że to element jego taktyki i zaniepokoił się o los kompana. Robił co mógł, aby spowalniać krasnoluda dosłownie "siedząc" mu na plecach. Wiedział, że jeśli Mordinan polegnie, sam nie wygra z magicznie wspomaganym karłem. Trasa pojedynku zaprowadziła ich w miejsce, gdzie leżały zwłoki zaszlachtowanej czarodziejki. Wtedy to pięść krasnoluda dosięgła półelfa, pod którym aż ugięły się nogi. Zakonnik nie miał jednak czasu martwić się o towarzysza, gdyż sam ratował się instynktownym odskokiem przed stratą nogi. Tantalion syknął z bólu, gdy ostrze wojownika rozcięło mu skórę pod kolanem, ale za chwilę to jego adwersarz zawył donośnie. Vein wykorzystał bowiem moment nieuwagi przeciwnika i zagłębił swój sztylet w jego boku. To jakby jeszcze bardziej rozzłościło krasnoluda, który najwyraźniej zamierzał skończyć z uciążliwym półelfem. Odwrócił się plecami do zakonnika, skupiając się wyłącznie na Veinsteelu. Wściekłośc wzięła górę nad taktyką. To był jego błąd. Ostatni błąd jak się miało okazać. Tantalion widząc niepowtarzalną szansę na skończenie walki rzucił się do przodu z ostrzem uniesionym nad głową. "Teraz albo nigdy!" - zaświtała myśl w jego głowie, a już po chwili czerep krasnoluda toczył się po gościńcu. Dysząc ciężko, schował katanę do pochwy i zarzucił tarczę na plecy. Złapał się prawą ręką za odrętwiałe ramię, które zwisało bezwładnie. Otarł pot z czoła i dopiero teraz zauważył, że z nogi cieknie mu strużka krwi. Już miał sięgać do sakwy, gdy usłyszał głos Veina:
"- Demon szybkości. Jak ja z nim wytrzymałem? Natchnienie jakieś czy co? Zrób sobie jakiś opatrunek na nogi, a w kryjówce zmienisz go sobie na nowy. Mam tam bandaże i spirytus, którym można odkazić ranę. Po to go właśnie wziąłem."
- Ja je mam ze sobą. Jeśli także musisz się opatrzeć, przyjacielu, to powiedz.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi, uznając, że Vein ich po prostu nie potrzebuje. Zbyt był zajety sobą, by zobaczyć na twarzy półelfa grymasy bólu ukryte pod maską obojętności. Udarł kawałek bandaża i owinął nim sobie zranione miejsce. Tymczasem Mordinan zajął się oględzinami ekwipunku.
"- A teraz zobaczmy co on takiego na sobie ma. Rozumując logicznie, zbroja nie może być sprawką szybkości owego Karła, ponieważ temu nie sprzyja zbroja, która ewentualnie mogłaby być zaklęta na większą wytrzymałość lub odporność na coś czy obroną przed czymś. Nie wiem, ale jak już mówiłem, logicznie rzecz biorąc, magia jego szybkości musi być zawarta w czymś, co nosi na rękach i na nogach. Otóż i sprawcy naszych problemów."
Mordinan wskazał Tantalionowi na karwasze i nagolenniki.
"- Mogą się przydać. Nic nie mów. Wiem, że jesteś przeciwny czemuś takiemu, ale temu brodatemu jegomościowi już się nie przydarzą, a nas czeka misja. Najszybszemu z nas przyda się do uwolnienia... hmmm... kogoś, możemy tak przyspieszyć najwolniejszego. Są setki kombinacji, które możemy wykorzystać, zaś to możemy wykorzystać jako swego rodzaju broń."
- Nie jestem przeciwny przejmowaniu oręża pokonanych wrogów. - odpowiedział Tantalion - Kodeks zakonu nie zabrania posiadania łupów wojennych lub bitewnych. Co innego obrabianie zwłok przygodnych ofiar spotkanych po drodze. Na to bym nie pozwolił.
Widząc jak Półelf chowa zdobyczne rzeczy do swojej sakwy, dodał:
- Nie czuj się ich właścicielem Veinsteelu. Wspólnie zadecydujemy jak je wykorzystać dla dobra naszej sprawy.
Po tych słowach Tantalion poszedł za przykładem towarzysza i założył na siebie stare odzienie, w którym opuścił kryjówkę. Spojrzał na zwłoki i zastanawiał się co z nimi począć, ale Vein uprzedził go, mówiąc:
"- Pomóż mi kopać grób dla nich. Nikt nie może ich tu zastać, gdyż każdy może być szpiegiem Smoczego Pana i każdy może mu donieść o wszystkim."
- Tak, masz rację. - zakonnik skinął z aprobatą głową - Poza tym nie godzi się zostawiać tak dzielnego wojownika sępom na pożarcie.
Oboje zabrali się prężnie do pracy, choć Tantalionowi przeszkadzało odrętwiałe ramię i nie był tak pomocny jak by tego sam sobie życzył. Gdy towarzysze uporali się z niewdzięcznym zadaniem i ukryli ślady walki, skierowali się po własnych śladach w strone miasta. W okolicznym lesie zakonnik zebrał trochę pajęczyny rozwieszonej między gałązkami i zmieszał z ugniecionym chlebem, którego kawałki przeżuwał od kilku minut. Przyłożył to wszystko do miejsca, w którym ramię było najbardziej uszkodzone i owinął bandażem. Był to stary sposób robienia opatrunków, którego nauczył się w zakonie. Mniej więcej w tym czasie półelf powiedział do łowcy:
"- Opowiedz mi jak zabiłeś tą kobietę."
- Cóż, co tu dużo mówić. Rzuciłem w nią tarczą, aby wytrącić ją z koncentracji, nim skończy inkantację. Nie do końca się to jednak udało. - dodał wskazując na swoje ramię - Ale drugiego czaru już nie zdążyła rzucić. Skończyła jak krasnolud, z tą tylko różnicą, że jej głowa przytrzymała się szyi. - przerwał na chwilę, po czym podjął znowu - A jeśli już o tym mowa... Gdybym w tym czasie dysponował magicznymi nagolennikami naszego "znajomego", kobieta nie puściła by nawet pary z ust. Jako człowiek nie poruszam się tak szybko jak Ty czy Peredhil. To może przesądzić o wyniku niejednej bitwy. Pomyśl o tym Veinsteelu.
Na tym zakończył wątek uzbrojenia w czasie marszu. Droga powrotna nie nastręczała większych trudności i przyjaciele bez przeszkód znaleźli się w znajomej chacie z ciągle drzemiącym pijaczyną. Tantalion skinął głową na sugestię Veinsteela, aby zamknać drzwi tak jakby nigdy tu nie wchodzili. Pogrzebał trochę nożykiem w zamku, a gdy usłyszał znajomy dźwięk rzucił krótko:
- Zrobione.
Po kilku minutach dwójka znalazła się w kryjówce, gdzie zastała już całą drużynę. Tantaliona zdziwiła obecność Corwei'a, lecz dopiero gdy wygłosił on swoją kwestię, zauważył, że nie było z nimi Malluna. Zasmucił się bardzo na wieść o śmierci towarzysza. Pochylił głowę i wyszeptał krótką modlitwę. Nie dokończył jednak, gdyż ze skupienia wybił go niespodziewany wybuch Veinsteela:
"-Jak to nie żyje?! Jak to cholera nie żyje?! Szlag! Kto z nim był?! Opowiedz jeszcze raz co się stało. Peredhil, Aquodayro to samo. Dajcie mi pomyśleć."
Tantalion przyjrzał się uważnie półelfowi, a na jego twarzy zamalowało się zaskoczenie. Nigdy nie przypuszczał, że ten wyrachowany i do bólu pragmatyczny osobnik jest w stanie zdobyć się na taki pokaz własnych emocji. Zakonnik kątem oka zauważył jak Adrila drży ze strachu i wtula się w barda. Spojrzał na tą dwójkę i uśmiechnął się lekko, zadowolony, że potrafili w tym brutalnym świecie odnaleźć swoje szczęście. Spojrzał ponownie na Mordinana i powiedział:
- Uspokój się przyjacielu. Wszyscy bolejemy nad stratą Malluna. To był ciężki dzień dla każdego z nas, a ta młoda dama zrobiła więcej niż mogliśmy od niej oczekiwać. - spojrzał na Adrilę i mrugnął do niej okiem na otuchę. Wtedy też zauważył, że Veinsteel wyraźnie krzywi się z bólu, a mówienie sprawia mu trudność. Wkrótce półelf sam zaspokoił ciekawość łowcy. Gdy zdawał relację z ich boju na gościńcu, wygadał się, że krasnolud złamał mu żebro. Wszystko zakończył stwierdzeniem, które trochę poirytowało zakonnika:
"- Aha i niech ktokolwiek chociażby dotknie tego ekwipunku to osobiście obetnę mu łapy."
Tantalion podszedł do niego, gdy bandażował sobie bok i odrzekł:
- To być może będziesz musiał odciąć moje. Walczyliśmy ramię w ramię Veinsteelu, ale nie pozwolę byś groził komuś z nas. - po czym dodał łagodnym głosem - Co się zaś tyczy twojej rany, to chyba mogę ci pomóc. Dysponuję magią, która pozwala mi raz dziennie uleczyć poważną ranę. Zgadzasz się na to?
[jeśli tak]
Tantalion usiadł obok towarzysza i położył swoją prawą dłoń na jego głowie a lewą przyłożył do zranionego boku. Przymknął oczy i począł coś pospiesznie szeptać niewyraźnym głosem. Do waszych uszu dochodziły tylko strzępy słów:
- Wołam do was bracia... ja sługa Zakonu Duriana... na krew waszą... łaska spłynie na tego, który... - dalej już nic nie można było zrozumieć.
Gdy skończył, Tantalion otworzył oczy i zwrócił się do Veina:
- Teraz odpocznij. W ten sposób czar zwiększy swoją skuteczność. Rano powinieneś być zdrów jak ryba. - to powiedziawszy, przeniósł się na swoje łóżko, obok którego położył swój oręż. Nagle poczuł ogromne znużenie. Wyczerpanie walką i rzuconym czarem dało znać o sobie. Zapadł w głęboki sen zaraz po tym jak jego głowa zetknęła się z miękkim kocem.
 
Astaroth jest offline