lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   [D&D ed. 3.5] Miasto Pajęczej Królowej: Snucie Sieci (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/12082-d-and-d-ed-3-5-miasto-pajeczej-krolowej-snucie-sieci.html)

Ulli 04-10-2013 14:15

Gdy przerośnięty pająk spadł wreszcie na dno jaskini Rumkor odetchnął z ulgą. Musiał przyznać, że półdrow był bardzo skuteczny. Dokładnie przeciwnie niż drow z którym łączyło go pokrewieństwo, ale nie można mieć wszystkiego. W naturze musi być zachowana równowaga. Jeden niewydarzony drow musi przypadać na "wydarzonego". Skoro walka była już skończona, kapłan Moradina wygasił i opuścił młot, i zabrał się za swoje kapłańskie powinności. Pierwsze kroki skierował do Samiry. Kobieta wyraźnie osłabiona działaniem trucizny ledwo słaniała się na nogach. Na szczęście miał do dyspozycji odpowiedni czar. Dotknął symbolu Moradina i ramienia kobiety po czym magiczna energia przepłynęła z jego ręki do jej ciała neutralizując truciznę.

- Jeśli będziesz potrzebowała magicznej pomocy żeby zregenerować swoją siłę zwróć się do mnie. Poratuję pewnym zwojem. Teraz zajmę się Bodvarem.

Rumkor podszedł do krasnoludzkiego wojownika i i dotykając jedną ręką symbolu Moradina a drugą ciała Bodvara wypowiedział magiczne słowa. Magiczna energia przepłynęła i wstąpiła w ciało leczonego krasnoluda zasklepiając większość jego ran.



Pokiwał głową zadowolony z efektów swoich zaklęć. Kiedy wykonał już kapłańskie obowiązki uznał, że czas zająć się sobą i swoimi sprawami. Najpierw skierował się ku trupom i zaczął przeglądać rzeczy, które miały na sobie. W oko mu wpadły rękawiczki i tajemniczy amulet. Obie rzeczy od razu założył na siebie. Podszedł do ciała magika przedziurawionego na wylot przez Altusa. Wziął jego dziurawy płaszcz i wyszeptał słowa modlitwy. Dziura w magiczny sposób wypełniła się materiałem i nie było po niej śladu.

- Wygląda na dobry- powiedział do drużyny po czym odłożył go na miejsce. Nie chciał brać wszystkiego, żeby nie wyjść na chciwca.

Na razie postanowił dać sobie spokój z szabrowaniem i zająć się potrzebami ciała. Wyciągnął z plecaka dużą serwetkę i bukłak i położył te rzeczy na jednej ze skrzyń. Ujął w dłonie swój święty symbol i modlił się przez chwilę. W blasku światła na serwetce pojawiły się podróżne suchary a bukłak wypełnił się wodą.

- Zapomniałem na śmierć, że nic dzisiaj nie jadłem. Nic tak nie zaostrza apetytu jak walka. Jeśli któreś z was ma ochotę na przekąskę to zapraszam. Sucharów i wody starczy jeszcze na dwie osoby.

Kerm 04-10-2013 16:14

Pająk z łomotem poleciał w dół, A Dareus miał nadzieję, że zabrał ze sobą po drodze nie tylko ładny kawał pajęczyny, ale i parę drowów. Co, w pewien sposób, ułatwiłoby sprawę tym, którzy mieli zamiar penetrować podziemia. W końcu im mniej wrogów, tym lepiej.Z drugiej strony - jeśli ktoś tam, na dole, do tej pory nie wiedział, że do góry czają się kłopoty, to właśnie został w oczywisty sposób uświadomiony. Ale to i tak było lepsze, niż dać się pożreć jakiemuś pajączkowi, bez względu na jego rozmiary.

Walka, jak powiadają, jest po to, by zbrojni mężowie mogli brać łupy. Dareus zgadzał się z tym powiedzeniem, a że miał swój udział w pokonaniu przeciwników, nie miał żadnych oporów przeciwko skorzystaniu z ekwipunku, jaki pozostał po pokonanych wrogach. Jego łupem padł pierścień zdjęty z palca rycerza, interesująco wyglądający sztylet oraz płaszcz. Ten ostatni miał co prawda dziurę na plecach, ale ta niewielka usterka zniknęła dzięki uczynności Rumkora.

- Dzięki - powiedział Dareus, przyglądając się swemu nowemu nabytkowi. Na razie go nie wkładał. Wolał drobinę poczekać.


Gdy Rumkor zaczął częstować jedzeniem i piciem, Dareus nie miał zamiaru odmawiać. W końcu jeść trzeba, a szkoda by było, gdyby poczęstunek się zmarnował. Oczywiście kawał szynki i dobre wino byłyby lepsze, ale Dareus nie zamierzał wybrzydzać.

- Całkiem niezłe - powiedział, częstując się sucharem.

Highlander 07-10-2013 09:24

Ktokolwiek wysnuł tandetną frazę odnośnie tego, że góry nie upadają, najwidoczniej nigdy nie widział spadającego bezwładnie, przerośniętego pająka. A chociaż sam posłany w dół pocisk był śmiertelnie cichy (z oczywistych powodów), to przepełnione paniką krzyki z wciąż niezbadanych jeszcze części posterunku jawiły się dla ego Altusa jako odrębna nagroda. Uważał martwą bestię za swoiste powiadomienie: Jeśli pozostali strażnicy nie opuszczą tego miejsca przy pierwszej okazji, na nich karki także spadnie kosa. Ale teraz półelf musiał trochę odsapnąć. Wykrzesał z siebie bardzo wiele podczas tej potyczki. Może nawet zbyt wiele. Szczęśliwie się więc składało, że grabienie ciał poległych stanowiło jedną z jego ulubionych metod relaksacyjnych. Z resztą, chyba nie był w tym odosobniony, bo zarówno dobroduszny krasnoludzki kapłan, jak i biały rycerz prześcignęli go w tych zamiarach, dopadając zwłok jako pierwsi. Sprawne oczy szybko jednak wyłapały przydatne kąski, a ręce zajęły się ich zabezpieczaniem. Magiczne rękawice, ochronny pierścień i eliksir stały się jego własnością. Spakowawszy wszystkie fanty do podręcznego plecaka, spojrzał na pozostałych członków grupy. Dziwne, ale jakoś nie pchali się do podziału majątku. Najwidoczniej emocje ze stoczonej przed chwilą konfrontacji jeszcze ich nie opuściły. Podobnie jak rany, część była dość mocno poturbowana. Zabawnym zdawał się fakt, że były to głównie osoby, które nie tak dawno darły z nim koty.

- Może jednak istnieje sprawiedliwość? – rzucił niedbale, lustrując nową ozdobę na swoim palcu. Pewnie i tak szybko ją sprzeda, ale do tego czasu mogła uratować mu skórę.

daamian87 07-10-2013 20:30

Walka została zakończona. Brodacz dyszał dość mocno z wysiłku i z bólu, każde uderzenie topora kosztowało go bowiem nieco własnych sił. Na szczęście wrogowie mieli mniej szczęścia i brakowało w ich szeregach tak wybornego wojownika jakim był Bodvar, co poskutkowało przegraną walka.

Rudobrody usiadł na kamieniu, opierając ręce na swoim toporze. Po chwili, kiedy jego oddech się uspokoił, zaczął wycierać ostrze topora z krwi i wnętrzności powalonych przeciwników. Kiedy Rumkor podszedł aby go uleczyć, wojownik przerwał czyszczenie oręża. Czuł, jak jego rany zasklepiały się na ciele a mięśnie opuszcza zmęczenie. Podziękował swojemu współziomkowi skinieniem głowy i łykiem bimbru, który niebezpiecznie szybko kończył się w manierce Bodvara.

Przyglądał się beznamiętnie, jak krasnolud, człowiek i drow plądrowali ciała poległych. Nie miał nic przeciwko temu, błyskotki i broń martwym się nie przyda, a im jak najbardziej. Kiedy wyczyścił swoją broń wstał i podszedł do Samiry.
-Jak się czujesz, mała?- spytał, siadając obok niej. Czuł się wobec niej niczym ojciec bądź starszy brat.
-Dziękuję za to, co zrobiłaś.- dodał po chwili.

Avarall 08-10-2013 09:46

Walka szczęśliwie dobiegła końca, zaś sam Bodwyn mógł nieco odetchnąć. Poczuł się nieco bezpieczniej (o ile można w Podmroku czuć się bezpiecznie). Jego iluzyjne replikacje niebawem zniknęły, zaś jego odniesione obrażenia powoli znikały dzięki leczniczym właściwościom jego pieśni. Mariele pod postacią niematerialnej kuli na nowo zaświeciła jasnym blaskiem, dając minstrelowi lepszy wygląd w okolicę.

Podziękował Rumkorowi za propozycję i z niej nie skorzystał. Dzięki noszonemu magicznemu pierścieniowi nie musiał przejmować się jedzeniem, nawet sen trwał znacznie krócej.
- Jeśli ktoś będzie potrzebował więcej żywności, to proszę się zgłosić do mnie, dysponuję odnawialnym zapasem racji żywnościowych - poinformował, po czym zajął się poszukiwaniem pożytecznych przedmiotów. Jego uwagę przede wszystkim zwróciły dwie różdżki, które zabrał ze sobą.

Potem podszedł do kapłanki, pokrótce obejrzał jej stan zdrowia, po czym zapytał.
- Jeśli zechcesz, mogę ci pomóc w odzyskaniu pełni sił... - odparł, pokazując jej różdżkę wigoru o leczniczym działaniu, pozwalającą zregenerować się w niemal błyskawicznym tempie.

Barthirin 08-10-2013 11:36

Felethren już zaczynał tracić nadzieję, że pająk może zostać pokonany. Spuchnięte cielsko i gruba skóra wydawały się nic sobie nie robić z wysiłków drużyny z powierzchni. Ale nie. Pajęczak nie był niezniszczalny. Przyjąwszy co potężniejsze ciosy i zaklęcia, osunął się i poleciał w dół rozpadliny. Latać na szczęście nie potrafił. Czarownik miał nadzieję, że gigantyczny odwłok, lub długie odnóża zahaczą niczego niespodziewających się wartowników i przyniosą nań zgubę. To się niedługo okaże.

Tymczasem wewnątrz drużyny opadły emocje i zaczęto opatrywać co poważniejsze rany. Mnóstwo osób rzuciło się do Samiry, która przyjęła na siebie cios przeznaczony dla Bodvara. Felethren wyjął pospiesznie antytoksynę z sakiewki przy pasku i z wyciągniętą ręką pognał w stronę kapłanki. Nie miał pojęcia, czy to pomoże, ale zaszkodzić też raczej nie powinno. Zanim jednak dobiegł do celu kobietę otoczył ciasny pierścień mniej, lub bardziej zainteresowanych. Krasnoludzki kapłan zdążył już rzucić swoje zaklęcia, ktoś tam oferował leczenie.

Drow z wściekłością zamachnął się fiolką, chcąc cisnąć nią w najbliższą ścianę. Opanował się jednak i sam wypił jej zawartość. Co go nie zabije to wzmocni. Sam wątpił w działanie mikstury, w końcu czy było możliwe wyprodukowanie specyfiku, który pomagał zwalczyć każdą znaną truciznę? Efekt psychologiczny jednak zrobił swoje i już po chwili zaklinacz czuł się dobrze.

- Co tam masz dobrego? - spytał Bodwyna, sięgając po coś do jedzenia.

Jeszcze musiał porozmawiać z Altusem, ale to przy bardziej sprzyjającej okazji. Tymczasem skinął psionikowi głową w niemym geście podziękowania.

sheryane 09-10-2013 12:49

Po rzuceniu zaklęcia Samira nie dbała już o to, co będzie dalej. Miała tylko nadzieję, że reszta zabije pająka i tym razem nadzieja nie okazała się płonna. Bestia zniknęła w czeluściach rozpadliny, zapewne trafiając do płynącej dołem wody. Kapłanka nie chciałaby zobaczyć truchła takiego okropieństwa na brzegu jakiejś podziemnej rzeki... To zabawne, jakie myśli przychodzą człowiekowi do głowy wobec widma bliskiej śmierci. Nie dało się bowiem ukryć, że jad palił jej żyły, a siły nie miała chociaż na tyle, by ustać na własnych nogach.

Tymczasem Altus pysznił się zwycięstwem i swoją wspaniałością, biorąc się do przeszukiwania zwłok. Zabawne, przecież taki był jego psi obowiązek, skoro zgodził się na wyprawę. Czym więc się szczycić? Samira chyba nigdy miała nie zrozumieć dziwnej pychy drowów, a już zwłaszcza mieszańców zrodzonych z jakichś chorych związków czy gwałtów. Serię ponurych myśli przerwało jej pojawienie się Rumkora, który ulżył ciału kapłanki, neutralizując truciznę i powstrzymując jej dalszy destrukcyjny wpływ.

- Dziękuję. - szepnęła do Rumkora, w podzięcie uścisnąwszy jego przedramię. - Obawiam się, że będę potrzebowała twego zwoju, bo nie wiem, czy udźwignę choćby własną zbroję w najbliższym czasie. Zwrócę pieniądze za niego lub odkupię takowy, jeśli będzie możliwość, przy powrocie do miasta... - zobowiązała się.
Nie ulegało wątpliwości, że przyda im się powrócić na powierzchnię, odpocząć i dozbroić się.

W czasie gdy niektórzy zabrali się za zdzieranie łupów z trucheł drowów, Samira korzystała z odpoczynku - nota bene zasłużonego. Nie miała do siebie specjalnej pretensji w kwestii bycia w tej chwili kompletnie nieprzydatną. Zrobiła to, co do niej należało, chroniąc towarzyszy, którzy tego akurat potrzebowali. Gdyby miała siłę, pewnie roześmiałaby się ponuro, słysząc Altusa mamroczącego coś o sprawiedliwości. Chyba duma biednego, niekochanego półdrowa naprawdę ucierpiała na prostym przytyku Bodvara i drobnej drużynowej sprzeczce. Cóż jednak poradzić, głupszym się ustępuje, a mimo wszystko Felethren chyba lepiej czuł się w towarzystwie mieszańca, tak więc Samira mogła sobie odpuścić komentowanie dziecinnego zachowania.

Wtem skupiła swoją uwagę na siadającym obok Bodvarze. Bądź co bądź krasnolud w ciągu tego krótkiego czasu stał się jej chyba najbliższy spośród wszystkich osób w grupie.
- W porządku. Wyliżę się. Rumkor zaoferował zaklęcie ze zwoju. Pewnie jakiś rodzaj przywrócenia sił i odwrócenia działania toksyny. Będę musiała odwdzięczyć mu się za tę pomoc. To dość kosztowne zaklęcie. - gdyby mogła, pewnie wzruszyłaby lekko ramionami, ale zbroja ciążyła jej okrutnie, uniemożliwiając takie drobne gest.
- Nie dziękuj. Taka moja rola. Przynajmniej oboje żyjemy. Wszak łatwiej wyleczyć ciężką ranę niż przywrócić duszę ciału.

Podobnie jak Bodwyn Samira odmówiła posiłku. Nosiła taką samą błyskotkę, dzięki której nie musiała jeść. Za to przytaknęła na propozycję wykorzystania zaklęcia leczącego z różdżki barda.
- Dziękuję. - skinęła zarówno mężczyźnie, jak i jego małej towarzyszce, traktowała ich bowiem jako nierozłączną parę, którą chyba w istocie stanowili.
Uwadze Samiry nie umknęła także chęć pomocy Felethrena. Wszyscy inni zajęli się nią już jednak bardzo dobrze i drow pozostał gdzieś na uboczu, wracając do swojego przyjaciela. A szkoda... Dziewczyna wolała jednak mieć go po swojej stronie.

Drużynie nazbierało się trochę gratów i noszenie tego nie było zbyt poręczne. Samira potrzebowała zaś dłuższego odpoczynku, by odzyskać siły i móc znów być pożyteczną w walce. Powrót do miasta nie był takim głupim pomysłem, choć miała nadzieję, że następne wyjście na powierzchnię nie nastąpi po kolejnych dwóch dniach...

Highlander 16-10-2013 12:11

Altus stwierdził, że czas najwyższy udać się na zakupy. Szczerze mówiąc, miał w głębokim poważaniu co pomyśli o jego ofercie reszta ekipy. Zawsze mógł wyskoczyć za planszę sam i zostawić pozostałą część tego towarzystwa na pastwę całego cholerstwa, które czaiło się w Podmroku. Jednak po ponownym przedstawieniu oferty okazało się, że chętnych wcale nie brakowało. Trzech podróżnych wyraziło chęć skorzystania z usług teleportacyjnych, co elfi bękart powitał z władczym uśmiechem. A jednak przyszła koza do woza! Zapoznał zgłoszone osoby z zasadami działania psionicznego efektu, każąc im grzecznie złapać się za rączki i czekać na koordynatora grupy. Sam koordynator nie bawił się w magiczne hokus-pokus. Po prostu zmarszczył nos, zamknął oczy i wycieczkę wywaliło wprost na plac główny Hillsfar - miejsca gdzie można było kupić i sprzedać prawie wszystko jeśli tylko znalazło się odpowiedniego idiotę.
- To gdzie idziemy najpierw? Płatnerz, sklep z magicznymi świecidełkami, czy dzielnica czerwonych lamp? - zażartował, widząc, że znajduje się w typowo męskim towarzystwie i mając nadzieję, że kapłan nie poczuje się z tego powodu zbytnio zgorszony.
- Naprawiamy, sprzedajemy, kupujemy - zaproponował Dareus. - A potem zobaczymy, czy warto się jeszcze zająć czymś dodatkowym.
- Powinniśmy zrobić to wszystko jak najprędzej. Nie zapominajmy, że nasi towarzysze czekają na nas w podziemiach…
- Bodwyn ma rację - wtrącił Rumkor- Im szybciej uporamy się z zakupami tym lepiej. Dla mnie cztery porcje diamentowego pyłu i diament o wartości pięciu tysięcy sztuk złota. To wszystko co na razie potrzebuję
- Ja osobiście potrzebuję kilka rzeczy będących komponentami do zaklęć i kilka zwojów. Nie obciąży to za nadto naszego budżetu - poinformował ze spokojem bard.
- Z rzeczy które posiadam do sprzedaży idą: pierścień ochrony, karwasze pancerza, eliksir lewitacji, korbacz, i zbroja płytowa, którą dźwigam. Znajdźmy jakiegoś kupca bo ta zbroja trochę mi ciąży -odezwał się kapłan Moradina.
Bodwyn skinął głową ze zrozumieniem, po czym dodał. - Ja zamierzam spieniężyć tę oto różdżkę - wskazał na magiczny przedmiot, zawierający czar unieruchomienia osoby.
- Powinniśmy otrzymać za to niemały pieniądz. Mam jeszcze jedną, lecz wpierw muszę odnaleźć specjalistę, który ją zidentyfikuje.
- Może kupimy kilka zwojów identyfikacji w tym celu?- zasugerował krasnolud.
- Korbacz i zbroja też by wymagały identyfikacji. Dobrze wiedzieć co się ma, żeby można było wytargować lepszą cenę- dodał, po chwili namysłu.
- Co racja, to racja - poparł go Dareus - Identyfikacja aż atak dużo nie kosztuje, za to zidentyfikowany przedmiot jest dużo droższy. Ja chętnie sprawdzę ten sztylet i kolczugę. To ostatnie jest na sprzedaż, wraz z tarczą.
Altus uśmiechnął się, dochodząc do wniosku, że grupa będzie niemałym wyzwaniem dla okolicznych kupców. Oczywiście swoich planów także nie zamierzał zaznaczyć.
- Brzmi sensownie. Potrzebuję pewnego specyficznego pasa. Niemały wydatek, ale po spieniężeniu swoich dotychczasowych łupów powinienem nawet być w stanie dołożyć coś do ogólnej puli. Najpierw trzeba się jednak zająć naprawą. Na przykład tej zbroi - w tym miejscu przerwał i sięgnął do plecaka, pokazując pozostałym przestrzelony narybek.
- Jeśli trzeba, warsztaty wynajmie się za psie pieniądze. Mam rozumieć, że naszym negocjatorem cenowym będzie Bodwyn?
- Ja nie mam nic przeciwko temu - zapewnił Dareus - Gdybym sam się za coś takiego zabrał, to pewnie byśmy na tym tylko stracili. Mogę robić za ochronę, ale z pewnością nie za negocjatora. Zna ktoś z was to miasto? - spytał.
- Tylko z opowieści osób, które spotkałem na szlaku. Hillsfar. Spora populacja, wielkie zasoby finansowe, kwitnący handel magicznymi przedmiotami. Powinno sprawdzić się dla nas idealnie. Zarówno teraz, jak i później - odpowiedział półkrwi elf.
- Najważniejsze jest to, że na widok magicznego przedmiotu nie zrobią wielkich oczu - uśmiechnął się złoty rycerz. - I z pewnością będą mieli rzeczy, które są nam potrzebne.
- Skoro zostałem jednogłośnie wybrany, podejmę się roli negocjatora - odpowiedział bard z uśmiechem - Nie raz, nie dwa przyszło mi wynegocjować korzystniejsze oferty.
- Chwalipięta - mruknął Dareus.
- Fakt. Ale jeśli tylko potwierdzi się to co mówi, może się chwalić aż mi uszy zwiędną - dopowiedział Altus, licząc na możliwości kupieckie ich drużynowego grajka.
- Postaram się jak tylko mogę… - skomentował minstrel.
- No to zacznij ćwiczyć swój osławiony urok osobisty i zagadnij kogoś by się dowiedzieć, gdzie można znaleźć jakiegoś mistrza, co by nam naprawił te zbroje - zaproponował wojownik światła - Wyglądamy średnio ciekawie targając ten złom.
- Obie zbroje ja mogę naprawić - powiedział krasnolud. - Wystarczy, że kupimy dwa zwoje scalania.
- W takim razie znajdźmy jakiegoś maga - odparł Dareus. - Sprzedamy jakieś magiczne drobiazgi, mamy ich parę, kupimy te zwoje, a potem podziałamy dalej.
Zagadnięty przez Rumkora przypadkowy przechodzień wskazał sklep po drugiej stronie rynku. Tam miały się znajdować różne magiczne utynsylia.
- Chodźcie- powiedział krasnolud - Tam kupimy potrzebne zwoje i sprzedamy różdżki.

sheryane 16-10-2013 12:13

Tymczasem w Podmroku...

Duet Bodwyn-Mariele był niemalże nierozłączny. Właściwie, to dwójka ta stanowiła wspólną całość i nigdy nie powinno się traktować ich osobno. Konieczność szybkiej podróży w celu zaopatrzenia w niezbędne środki niestety zmieniła nieco tą sprawę. Posiadacz psionicznych mocy mógł teleportować tylko ograniczoną liczbę osób, zaś dla małej eladrinki nie starczyło już miejsca. I choć najchętniej bard nie rozdzielałby się ze swoją skrzydlatą kompanką, to wiedział, że mimo wszystko powinien wyruszyć w drogę. To on przecież dysponował bardzo szeroką wiedzą na temat magicznych przedmiotów, co w połączeniu z wysokimi umiejętnościami negocjacji czyniło go obowiązkowym uczestnikiem tej małej wyprawy.
Złotowłosy mężczyzna przykucnął przy filigranowej niebiance, by zrównać się z nią wzrostem. Nigdy nie traktował jej z góry. Mariele zawsze była jego towarzyszką działającą na takich samych prawach jak on.
- Rozumiesz, że będę musiał odłączyć się na jakiś czas?
- Tak, wiem… - odpowiedziała lekko posmutniałym głosikiem, zataczając kółka prawą nóżką w ziemi.
- Wrócę jak najprędzej, obiecuję. Dotrzymasz w tym czasie Samirze oraz pozostałym towarzystwa?
Eladrinka pokiwała potwierdzająco główką i nieznacznie uśmiechnęła się do Bodwyna.
- Tylko nie napsoć za bardzo. I uważaj na siebie - powiedział z czułością w głosie, po czym obdarował swoją skrzydlatą przyjaciółkę szczerym uśmiechem.

Potem bard wstał, podszedł na kilka kroków do Samiry i zwrócił się do niej.
- Czy będziesz mogła w trakcie mojej nieobecności mieć oko na Mariele? Jest wprawdzie samodzielna i zaradna, ale mimo wszystko nie chciałbym, by została sama.

Kiedy kapłanka zgodziła się na prośbę minstrela, ten w podzięce skinął głową kobiecie, a potem puścił oczko swej małej kompance. Niebianka wtedy uniosła się na swych drobnych skrzydełkach i poleciała w stronę Samiry. Zatrzepotała żywo skrzydłami, potem zrobiła w powietrzu przed nią fikołka, a na koniec posłała ciepły uśmiech w stronę białowłosej.
- Jak się czujesz? - zapytała z lekkim przejęciem, kładąc paluszek na wąskich ustach. Prawdę mówiąc kapłanka była osobą, która wśród całego zespołu zyskała sobie największe zaufanie eladrinki.
Wyznawczyni Tyra spojrzała w stronę chowańca i zdobyła się nawet na cień uśmiechu.
- Słaba. Ale tylko tyle. Rumkor zneutralizował jad. Pozostało mi tylko odzyskać siły… - odpowiedziała zatroskanej istotce. - Bodwyn szybko wróci - zapewniła towarzyszkę. - A do tego czasu ja będę przy tobie. Albo raczej ty przy mnie… Nie wiem, czy wygrałabym teraz siłowanie się z tobą - mruknęła cicho tylko do Mariele, w konspiracji, by nikt inny nie słyszał. Ot takie babskie żarciki...
- Nawet teraz jesteś bardzo silna - niebianka odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. - Jesteś też bardzo odważna i dzielna… - dodała z wyraźnym podziwem w swym głosie. Co jak co, ale Samira była bardzo silną kobietą, mogącą stanowić wzór do naśladowania dla Mariele.
Mała dama była doprawdy urocza. Bardzo poprawiała nastrój osłabionej kobiecie.
- Dziękuję. Staram się. Ale i ty mi nie ustępujesz. Nie znam się, ale chyba niewiele istot tobie podobnych zdecydowałoby się na taką wyzywającą wyprawę. - postanowiła odwdzięczyć się również miłym słowem i to takim nie bez pokrycia.
Srebrnowłosa niebianka pokiwała główką, a następnie odparła z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
- Nie słyszałam o innych, którzy zapuścili się pod ziemię. Ale jestem przecież z Bodwynem, noi z wami, więc czuję się bezpieczniej. Ale trochę zaczyna mi brakować otwartej przestrzeni, tańców przy muzyce, zabaw, nocy pod gołym niebem… - Powiedziała z lekko posmutniałym głosikiem pod koniec wypowiedzi.

Gdyby Samira miała siłę, to pewnie byłaby wniebowzięta z tej okazji, że nie musiała nikogo przekonywać, namawiać, tłumaczyć swoich decyzji… Ale nie miała siły, więc fakt, że ktoś zajął się wszystkim kompletnie nie zwracając na nią uwagi, zupełnie jej nie przeszkadzał. Nie miała przy tym wątpliwości, że przynajmniej część grupy będzie pamiętała o tym, by zainwestować w coś, co przywróci jej siły. Najwyraźniej pozostać chciał Bodvar i Felethren. O ile spodziewała się, że krasnolud zostanie, o tyle drow bardzo zaskoczył ją swoją decyzją. Myślała, że poleci za krewniakiem w ogień i nie będzie odstępował go na krok. Chyba musiała po raz kolejny zmienić zdanie na jego temat.

Kapłanka rozwinęła kolejny magiczny most ponad rozpadliną i z pomocą obu mężczyzn jakoś przedostała się na drugą stronę. Tam już jednak tylko dotarła do jamy i usiadła bez sił pod ścianą. W zasadzie pasowało jej, że będą mieli trochę odpoczynku. Przy okazji z tego miejsca da się obserwować rozwój sytuacji w jaskiniach wokół rozpadliny.
- Dlaczego zostałeś? - zapytała wprost Felethrena.
Drow spojrzał ze zdziwieniem na kapłankę.
- Jeszcze pytasz? - powiedział. - Zapomniałaś już kim jestem?
Gdyby mogła wzruszyłaby ramionami.
- Nie. Ale on też poniekąd jest. - chciała dodać coś jeszcze, ale ugryzła się w język. Nie pasowałoby to kapłanki Tyra...
- Dlaczego nie spytasz o to samo krasnoluda? Jego pobratymiec też poleciał z Altusem… - Felethren zignorował niedokończoną część wypowiedzi Samiry. Podrąży temat kiedy indziej.
- Bo o ile się orientuję, to Bodvar Rumkora nie zna i nie traktuje go w jakiś specjalny sposób. Za to widać, że ciebie i Altusa łączy coś więcej. - oparła się o ścianę i przymknęła oczy, czując jak krew pulsuje jej w głowie po ostatniej walce i osłabieniu wywołanym przez jad.
Elf parsknął, nie mogąc zdusić w sobie ataku rozbawienia.
- A co łączy mnie i Altusa? - spytał. - Aż takie to dziwne, że dwa mroczne elfy trzymają się razem w otoczeniu mało przychylnych Powierzchniowców?
- Nie wiem. Nie wnikam, co jest między wami. Ale to dziwne, że jeden mroczny idzie na powierzchnię, a drugi zostaje sam w otoczeniu dwóch ponoć mało przychylnych Powierzchniowców pośród jaskiń rojących się od innych, wrogich mu pobratymców… Pewnie gdyby coś ci się teraz stało, to Altus obwiniałby nas i zrobiłby coś głupiego. - odpowiedziała kapłanka, chyba tylko po to, żeby nie siedzieli w irytującej ciszy.
- Ta kobieta, która wyszła z nami z miasta… - Felethren zaczął powoli, oddychając miarowo, żeby przypadkiem nie wybuchnąć. - Odeszła od nas, a ty - wskazał palcem kapłankę. - Ty z nami zostałaś! Mimo, że was dwie łączyło coś silniejszego, niż zwykła “robocza” znajomość.
- Owszem. Moja siostra odeszła od nas, bo miała ważniejsze zlecenie od swoich przełożonych. - odpowiedziała spokojnie Samira. - Ja zostałam, bo to jest moje najważniejsze zlecenie. Myślisz, że Altus nie opuściłby cię, gdyby otrzymał lepszą ofertę, na której mógłby zyskać więcej?
Drow zmarszczył brwi w zamyśleniu. Co zrobiłby Altus? W sumie nie byli połączeni niewidzialnym sznurkiem, ani nie ślubowali sobie wierności w przygodach. Ważniejszym pytaniem było jednak: co zrobiłby Felethren? Czy gdyby dostał ważniejsze zlecenie, lub też bardziej godzące w którąś z Matek Opiekunek, to pognałby do Menzoberranzan, czy raczej został tutaj?
- Każdy ma własne cele i priorytety - podsumował. - Ja najwidoczniej też uważam za ważniejsze pozostać tutaj!
Chwilę trwało zanim zdał sobie sprawę z sensu swoich słów. Dlatego, by zatuszować wpadkę dodał:
- ... bo Podmrok to mój dom.
Samira uniosła leniwie powieki, spoglądając zza czarnych szkieł ku drowowi. Czy aby na pewno tak sądził? Czy to był powód?
- W pojedynkę go nie zawojujesz. A chyba niespecjalnie cię tu chcą…
- Nigdzie mnie nie chcą. Widać taka już moja uroda… A Podmrok można podbić nie tylko siłą, czy potężnym czarem… - dodał, żeby sprowadzić temat na mniej osobiste tematy. Neutralne podłoże bardziej mu odpowiadało. Mniejsza szansa, że walnie jakąś głupotę, albo coś mu się przypadkowo wypsnie.
Dziewczyna nie za bardzo wiedziała, czy bardziej rozbawiły ją słowa drowa, czy bardziej zrobiło jej się go żal. Zamknęła na powrót oczy.
- A czym? Urokiem osobistym? Zdolnościami przywódczymi?
Felethren zmrużył oczy.
- Na pewno nie dupą i cyckami… - urwał, by nie powiedzieć nic, czego mógł później żałować. Postanowił przemilczeć sprawę.
- Waszym kapłankom chyba się dzięki temu udaje?
- Udaje im się tylko dzięki wsparciu tysięcy naiwnych biedaków. Gdyby nie my, kapłanki Lolth wycierałyby odwłok swojej pani. - Drow uspokoił się wraz z przejściem na temat kapłanek. Jak na ironię, nienawidził ich całym sercem, ale gdy tylko je wspominał, czy o nich rozmawiał czuł spokój i… coś jeszcze, co utwierdzało go w przekonaniu o rychłym końcu tego chorego, matriarchalnego ustroju.
- W takim razie sami są sobie winni. - podsumowała Samira.
- Może masz rację… - zgodził się po czym wypalił zupełnie z innej beczki - Jak się czujesz?
- Jak po solidnej dawce pajęczego jadu. Słabo. Ale żyję. A Wy? - zapytała, zwracając się do obu obecnych mężczyzn i eladrinki.
Wy… Zawsze brany pod ogół, nigdy pojedynczo. Jak coś źle to”wy drowy”. Jak coś dobrze, to “wy wszyscy, niekoniecznie drowy”. Felethren spojrzał z ukosa na Bodvara.
- My - zaakcentował pierwsze słowo - czujemy się dobrze.

Ulli 17-10-2013 13:40

- No to, Bodwynie, teraz wszystko w twoich rękach - oświadczył Dareus, otwierając drzwi.

Pomieszczenie nie wyglądało zbyt imponująco. Wyróżniało je z pewnością jakieś bliżej nieokreślone wypchane stworzenie wiszące pod sufitem. Niezbyt dobrze spreparowane, nadwyrężone przez czas i robactwo było obecnie nie do rozpoznania. W powietrzu unosił się zapach kurzu i magicznych komponentów. Za szeroką ladą stał człowiek w długiej powłóczystej szacie.
- Witajcie szanowni klienci - odezwał się gdy tylko przekroczyli próg. - Niech Waukeen wam sprzyja. Z czym do mnie przychodzicie?
Altus rzucił ministrelowi mało wyszukane spojrzenie, po czym skinął głową. Sięgnął do plecaka i zaczął wykładać na sklepową ladę wszystkie fanty, które się w nim nazbierały - ostrze, skórzaną zbroję, rękawice. Na samym końcu ściągnął z palca pierścień i dołożył go do sterty magicznych gratów, których zamierzał się pozbyć. Skończywszy pokazówkę, odsunął się na bok, chcąc zrobić miejsce dla mówcy. Gdyby sam zaczął gadać, pewnie szybko zniechęciłby sprzedawcę do grupy.
Mogło być to dosyć dziwne, aczkolwiek Bodwyn przed wejściem do sklepu zatrzymał się, przykucnął i rzucił dwoma nabytymi wcześniej po drodze kostkami do gry, wypowiedziawszy przy tym po cichu krótkie zaklęcie. W ten sposób nabrał jeszcze większej pewności siebie, zaś jego umiejętność dyplomacji jeszcze bardziej wzrosła.
Wkroczył pewnym krokiem i od razu pokierował się w stronę sprzedawcy.
- Witamy szanownie - zaczął silnym głosem, skłaniając się lekko właścicielowi sklepu. - Przybyliśmy z bardzo cennymi, magicznymi przedmiotamii i mamy w zamiarze je spieniężyć, po odpowiedniej cenie rzecz jasna. Jesteśmy podczas istotnej misji, przysługującej się dla dobra ogółu, stąd też próba wyzysku na nas jest wielce niewskazana. - Mówił bardzo pewnie siebie, dodając do swych słów odpowiednią gestykulację. Wiedział, że mowa ciała przekazywała znacznie więcej, niźli mogło się to wydawać. Potem wskazał dłonią rozkładane przez jego kompanów znaleziska. [i]- Dysponujemy dość szeroką gamą zdobyczy, których wartość, jak dobrze oceniam, jest niemała. W geście dobrej woli pozwolę jednak szanownemu panu zaoferować ceny za każdy z tych przedmiotów, co oczywiście nie znaczy, że na taką kwotę się zgodzę. Uprzedzam, że nie zamierzam sprzedawać naszych zdobyczy po cenie poniżej mych oczekiwań.
- Ja handluję głównie zwojami, komponentami do czarów, różdżkami, laskami - odezwał się sprzedawca. - Ostatecznie mogę od was wziąć rzeczy, które nie są w zakresie moich zainteresowań, ale nie drożej niż połowa ich wartości.
- Dokładnie was szukaliśmy- wtrącił Rumkor wspinając się na palce by być lepiej widoczny zza lady- [i]Potrzebne nam trzy zwoje identyfikacji, trzy zwoje scalania, cztery porcje diamentowego pyłu, diament wartości pięciu tysięcy sztuk złota.
- Doskonale się składa, mam wszystkie potrzebne rzeczy.
- A zatem zacznijmy od tego - odpowiedział bard z lekkim uśmiechem na twarzy. - Ile sobie żądasz za wymienione przez mego towarzysza towary? Ponadto osobiście potrzebuję prawdziwego, smoczego oka, pazura ze skrzydła smoka, a także miniaturowego, platynowego smyczka. Jestem świadom, że wymagam dość unikalnych przedmiotów, aczkolwiek liczę, że i to się tutaj znajdzie.
-Za wszystkie te rzeczy należało by się sześć tysięcy osiemset dwadzieścia pięć złotych monet.
Ponieważ to dość duże zamówienie mogę opuścić do pięciu tysięcy ośmiuset.

- Najpierw poprosimy zwoje identyfikacji i scalania - powiedział Rumkor. po czym wyłożył na ladę trzos.
-Za trzy zwoje identyfikacji i trzy zwoje scalania wezmę siedemset sztuk złota- powiedział sprzedawca.
Rumkor sprawnie odliczył żądaną kwotę i dał pieniądze sprzedawcy. Ten zaś przekazał mu żądane zwoje. Kapłan Moradina rzucił niesioną na plecach zbroje i wziąwszy jeden ze zwojów scalania wypowiedział magiczną regułę. Wgniecenia i rozcięcia momentalnie znikły i zbroja była jak nowa. To samo zrobił z kolczugą będącą w posiadaniu Dareusa i skórznią Altusa. Gdy już wszystko było naprawione. Dał zwoje identyfikacji Bodwynowi i rzekł:
- Czyń waść swoją powinność i nie zapomnij o moim korbaczu - powiedział wyciągając broń z plecaka.
Minstrel skinął głową i odebrał zwoje od krasnoluda, po czym wykorzystał moc w nich zawartą do utkania zaklęć rozpoznających wszelkie właściwości magiczne dotąd niezidentyfikowanych przedmiotów. Potem wyjaśnił pozostałym zdobyte przed chwilą informacje na temat znalezisk.
Zachęcony przez barda, Altus uruchomił w międzyczasie mechanizm wymiany hurtowej. Wypatrzenie odpowiedniego elementu magicznego odzienia nie zajęło mu zbyt długo, biały pas z trzema czarnymi kamieniami w swojej klamrze był w końcu bardzo charakterystycznym przedmiotem. Sklepowy szybko podliczył przedłożone przez niego dobra, a chociaż oferty kupna nie były zbyt szczodre, to półkrwi drow nie tylko zmieścił się w wymaganej cenie, ale i wpadło mu do kieszeni kilkaset sztuk złota. Monety nie zagrzały tam jednak długo miejsca, bo psionik od razu rzucił woreczek bardowi. Materiał i szeleszczące w nim krążki zostały złapane bez problemu.
- To tyle jeśli chodzi o moje zakupy. Reszta dla grupy - skwitwował. Dwieście pięćdziesiąt sztuk złota może nie było ogromną sumą w życiu poszukiwacza, ale lepszy rydz niż nic.
Bard również zajął się spieniężaniem znalezionych dóbr i dzięki negocjacjom prowadzonym w odpowiedni sposób mógł zapewnić całkiem przystępne ceny sprzedaży. W szczególności zdobył sporą sumkę za jedną z magicznych różdżek, zawierającą silny czar. Zaraz sprzedaży przeszedł do kupna interesujących go przedmiotów. Nabył cztery sztuki dość kosztownego, ale bardzo przydatnego zwoju, komponującego się w jego unikalne zdolności. Jak się okazało, sprzedawca posiadał również liczne trofea, spośród których bard pozyskał oko smoka oraz smoczy pazur. Prócz tego zainwestował w dwa kamienie o magicznej aurze, usprawniających noszony ekwipunek. Ponadto dokupił kilka mało wartych rzeczy potrzebnych do rzucania zaklęć. Ich cena jednak właściwie była tak mała, że nie miała jakiegokolwiek znaczenia dla budżetu drużyny.
- Mój wkład - skomentował krótko, kładąc na ladę mały woreczek wypełniony platynowymi monetami, o łącznej wartości tysiąca trzystu pięćdziesięciu złotych monet. Potem zajął się spieniężeniem pozostałych dóbr znalezionych przez resztę zespołu. Spieniężył różdżkę, która otrzymał od drowa, a później kupił 5 pereł będących komponentami do czaru identyfikacji. Było to życzenie drowa, które bard miał zamiar oczywiście spełnić.
Dareus sprzedał niewiele rzeczy - małą tarczę i kolczugę. Oba przedmioty były umagicznione, a ze względu na materiał, z którego zrobiono kolczugę cena tej zbroi jeszcze bardziej wzrosła. W sumie było to ponad trzy tysiące monet.
Rumkor sprzedał zbroje płytową, korbacz, karwasze pancerza, pierścień ochrony i eliksir lewitacji.
- Razem należy się czternaście tysięcy sześćset dwadzieścia - powiedział krasnolud. - Może pan odliczyć koszt naszych zakupów.

Na temu podobnych targach strawili jeszcze pół godziny. Bogatsi o komponenty do czarów, zwoje i dwadzieścia dwa tysiące sztuk złota ruszyli na miasto w poszukiwaniu “pasa bitwy” dla Altusa i jakichś drobiazgów dla Bodwyna. Zagadnięty przechodzień polecił im thayską enklawę. Oni ponoć zajmowali się handlem magicznymi przedmiotami. Po zapytaniu się o drogę jeszcze kilku osób i kluczeniu wąskimi uliczkami dotarli na miejsce. Strażnik przy wejściu skierował ich do Chaumyka Vorna-khazarka thayskiej enklawy. Okazał się on starszym, władczym mężczyzną. Jak przystało na czerwonego czarodzieja miał wygoloną głowę i był ubrany w czerwone szaty. Z początku zły na przybłędów, gdy zobaczył pokaźną kupkę złota od razu się rozchmurzył i poprowadził drużynę do pomieszczenia, które okazało się magazynem. Tam Altus od razu dostał swój pas. Z Bodwynem sprawa była trochę bardziej skomplikowana. Bard nie wiedział czego tak naprawdę potrzebuje i długo przebierał i wybierał wśród magicznych przedmiotów zanim się zdecydował. Gdy w końcu wszyscy mieli to co chcieli Rumkor zgarnął resztę pieniędzy i ruszyli na poszukiwanie karczmy. Altus powiedział, że zanim wrócą musi odpocząć. Teleportowanie się jednego dnia w tę i z powrotem było zbyt dużym wysiłkiem dla półdrowa. Zapytawszy znowu kilka razy o drogę trafili w końcu do tawerny w portowej części miasta. O ile wcześniej Altus spotykał się tylko z dziwnymi spojrzeniami przechodniów to po wejściu do karczmy musiał stawić czoła otwartej wrogości. Karczmarzowi bardzo nie podobało się, że gości u siebie drowa. Dopiero wspólne wysiłki Rumkora i Bodwyna pozwoliły załagodzić sytuację. Ceną była czterokrotna stawka za nocleg i wyżywienie dla Altusa. Wydatek spory, ale za spokój warto zapłacić. Po zjedzeniu kolacji poszli spać. Następnego dnia wszystkich skoro świt zaczął budzić Rumkor. Okazało się że kapłan jest już po porannej modlitwie. Bardzo się martwił o pozostawionych towarzyszy wyprawy. Zjedli śniadanie i Altus oświadczył, że jest gotowy do drogi. Chwycili się za ręce jak poprzedniego dnia i w blasku światła przenieśli się z powrotem do Podmroku. Powitała ich wszechobecna ciemność.
-Samira, Felethren, Bodvar? Odezwijcie się- powiedział zaniepokojony krasnolud.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172