lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   [D&D ed. 3.5] Miasto Pajęczej Królowej: Snucie Sieci (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/12082-d-and-d-ed-3-5-miasto-pajeczej-krolowej-snucie-sieci.html)

Barthirin 20-10-2013 18:17

Mariele dotąd siedziała nieco wyżej, na jakimś kamieniu czy uwypukleniu w skale, machała swobodnie nóżkami w powietrzu i obserwowała swoich kompanów oraz przysłuchiwała się ich rozmowom. Kiedy padło pytanie skierowane do ogółu, zeskoczyła i zatrzepotała swymi drobnymi skrzydełkami, by zlecieć nieco niżej. Czas oczekiwania jej się niezmiernie dłużył, co obudziło jej wrodzoną chęć do płatania psikusów. Przeleciała ukradkiem tak, by dostać się za plecy zaklinacza. Potem skorzystała z wrodzonej mocy aktywującej zaklęcie - ogień faerie. Moment później wskazała na Felethrena swoją drobną rączką, drow w następnej sekundzie zaczął… świecić na zielono. Efekt nie był może bardzo mocny, bo czarnoskóry emitował teraz światło o sile zbliżonej do świeczki, lecz sam fakt świecenia się zielenią był bardzo zabawny. Przynajmniej Mariele tak sądziła. Eladrinka zaśmiała się swoimi drobnym głosikiem i rozweselona poleciała nieco ku górze tak, by być poza zasięgiem drowa.
Felethren poczuł dziwne mrowienie na całym ciele. Podniósł rękę ku górze i zauważył, że płonie! Przewrócił się jak długi na ziemię, ale zauważył niecodzienną barwę płomienia i fakt, że nie był gorący.
- Co?! Kto…?! - krzyknął zdziwiony. Spojrzał w górę i od razu rozpoznał winną. Zaczął rechotać z psikusa, który wywinęła mu eladrinka. - Zaraz cię dorwę, Mariele! Chodź tylko tu na dół to dopiero zobaczysz! Zaraz leci do ciebie kula ognia!
Udał, że rozpoczyna inkantację, jakiegoś zaklęcia. Szczerząc zęby rozejrzał się po jaskini. Spojrzał raz jeszcze na Mariele i przyłożył palec do ust.
Powoli i cichutko okrążył krasnoluda w taki sposób, by znaleźć się za jego plecami. Ostatni krok przypominał bardziej sus, a ręka wystrzeliła w kierunku potylicy Bodvara. Drow trzepnął brodacza w głowę i w chwili dotyku uwolnił energię w postaci kuli ciemności. Nieprzenikniona ciemność otoczyła czerep niczego nie spodziewającego się Bodvara.
- Oszczędzaj światło! - Felethren krzyknął mu jeszcze do ucha, po czym odbiegł kilka kroków i ukrył się za Samirą. - Schowaj mnie… - szepnął, dusząc się ze śmiechu i zapominając o wymaganej od każdego elfa godności.
Bodvar zaklął na głos, gdy jego głowę spowiła nieprzenikniona ciemność. Czuł, że ten czarny skurwiel coś kombinuje. Mimo iż nic nie widział, chwycił swoją broń w dłonie i nasłuchiwał. Nie wiedział z której strony wypierdek zaatakuje, jednak nie miał zamiaru sprzedać tanio skóry.
- Chodź tu kurwa, zobaczymy śmieciu ile jesteś wart!- krasnolud warczał z wściekłości. Nie miał zamiaru odpuścić temu czarnoskóremu idiocie tego ataku. Tym razem jeden z nich, zapewne ciemny elf, skończy z toporem w głowie.
Mariele omal nie popłakała się ze śmiechu widząc drowa tarzającego się po ziemi. On właściwie też “tarzała się” z rozbawienia, lecz w powietrzu, wyczyaniając przy tym różne akrobacje. Jej radość była jeszcze większa, gdy Felethren złapał bakcyla i również dołączył się do płatania figlów reszcie. Tym razem padło na nieszczęsnego krasnoluda, dla którego zgasło światło.
O ile figle Mariele były dla Samiry jakieś całkiem normalne i akceptowalne, to zachowanie drowa było bardzo zaskakujące. Kapłanka nie bardzo miała gdzie go schować… Ale z ciekawością spoglądała ku Bodvarowi, zastanawiając się jak szybko sięgnie po topór i kto pierwszy nim oberwie.
Kiedy ciemność ustąpiła, wzrok krasnoluda spoczął na chowającym się za Samirą drowie. Splunął na ziemię i ruszył w stronę elfa. Nie miał zamiaru się z nim patyczkować. Pierwszy cios wyprowadził prosto w twarz, jednak nie toporem a samą pięścią.
Drow raczej nie miał większych szans na uniknięcie muskularnego łapska krasnoluda. Po półtorej godziny niepewności i słuchania “kurew” Bodvara, ten przystąpił do kontrataku. Zastanawiające było to, jak bardzo małe było poczucie humoru rudobrodego, szczególnie jeżeli to on był celem żartu. Można pomyśleć, że tak małe jak… Cóż, elfki nazywają to kompleksem wielkiego topora.
Felethren zatoczył się i upadł, turlając się dobre kilka metrów po ziemi. Chwycił się za opuchniętą twarz i krzyknął:
- Ty idioto! Na żartach się nie znasz?! Nosz kurwa twoja brodata mać!
Ale oczywiście krasnoludowi było wolno. Gdyby to Felethren wyskoczył z czymś takim z miejsca zostałby spacyfikowany przez pierwszą lepszą osobę, nawet malutką Mariele, albo osłabioną Samirę. Nazwijmy to wrodzoną urodą mrocznych elfów.
- Takich to do klatki wsadzić i kijem żgać, a nie samopas puszczać. Ruda panna nietykalna się znalazła…
Przez ładne kilka minut psioczył w ten sposób na Bodvara, rozcierając twarz i sprawdzając, czy nie cieknie mu krew. Drow był w tym momencie zdecydowany zrzucić brodacza z pierwszej lepszej skarpy, przy pierwszej lepszej okazji.
Chwilowo bowiem był zajęty nieustannym mruganiem, mającym na celu powstrzymanie łez płynących do oczu.
Choć Mariele z początku była rozbawiona tym, że Felethrenowi udzielił się humor i również zaczął płatać figle swojemu kompanowi (z przymusu co prawda, ale mimo wszystko). Uśmiech z jej twarzy zniknął zaraz po tym, gdy psikusy przerodziły się w poważny konflikt, który szybko przeszedł do rękoczynów. Niedługo po tym, gdy krasnolud zadał cios czarnoskóremu, eladrinka zebrała w sobie odwagę i podleciała w stronę Bodvara i rozprostowała ręce na boki, tym sposobem torując mu drogę.
- Proszę, przestań… - powiedziała głośno swoim drobnym głosikiem. - Jesteśmy przecież zespołem.. - dodała z lekkim smutkiem, wyraźnie zatroskana obecną sytuacją. Liczyła, że przemówi krasnoludowi do rozumu i na tym skończą się ich utarczki.
Kapłanka przyglądała się bezsilnie, jak dwie osoby z tego śmiesznego zespołu, który utworzono znowu skaczą sobie do gardeł. Nie miała siły wstawać i ich rozdzielać, obłaskawiać i mediować. Tak, służyła Tyrowi, ale sprawiedliwość wymierzała orężem, nie ładnymi słówkami.
- Bodvarze. Zostaw go. Wystarczy. - odezwała się cicho, lecz stanowczo.
Jej głos, choć słaby, zabrzmiał niezwykle wyraźnie pośród ścian jaskini.
- Nie zniżaj się do poziomu Altusa, atakując tych, którzy mają wspólnie z Tobą działać. Zostawmy takie idiotyczne pomysły jemu...
Bodvar nie pobił do nieprztomności drowa tylko dlatego, że na jego drodze stanęła Samira. Każdego innego po prostu przesunąłby na bok nie zważając na niego, jednak do tej kobiety podchodził zgoła inaczej. Nie rzucał się nawet, choć miał ochotę wybić drowowi z głowy żarty w Podmroku w stosunku do kogokolwiek, szczególnie zaś co do rudobrodego.
- Jeszcze kurwa raz coś takiego odpierdolisz, a sama twoja pajęcza królowa cię kurwa nie pozna. I podziękuj Samirze za uratowanie ci życia. Za takie obelgi w stosunku do krasnoluda kończy się żywot szybko i boleśnie, szmato.- warknął na odchodne.
- A żarty, i to takie, w Podmroku kretynie pierdolony kończą się z reguły bardzo źle. Kutas pierdolony.- krasnolud był poważnie zdenerwowany. Nienawidził kawałów, nienawidził jak ktoś robił kawały z niego, w dodatku nienawidził bezmyślnych idiotów którzy nie myślą. Gdyby w czasie trwania czaru coś ich zaatakowało, nie byliby w stanie się obronić bez pomocy topora wojownika. ALe drow wyraźnie o tym nie pomyślał, bądź też przeceniał znacząco swoje umiejętności.
- Chodź Samira, bo mu coś kurwa zrobię.- poprosił kobietę, po czym odwrócił się i odszedł od krwawiącego z nosa elfa.
- Naprawdę muszę się ruszyć…? - mruknęła, wcale nie paląc się do ruszenia się z ziemi. Zbroja jej ciążyła, a ciało nie chciało do końca słuchać.
- Bodvar nienawidzi magii. Nie rób tego więcej. - powiedziała łagodnie do Felethrena. - Następnym razem, jak zbierze ci się na żarty, to lepiej niech ja będę ich celem. Może nie będę śmiać się do rozpuku, ale przynajmniej nie będę chciała cię zabić. - wyjaśniła.
- Tego zaś trzeba się pozbyć... - wskazała obitego drowa, inkantując modlitwę.
Ranę otoczyła łuna błękitnego światła, kojąc ból, łącząc tkanki i tamując krwawienie.
- ...bo jak Altus wróci, to zacznie znowu stroszyć piórka i pokazywać, jaki zdolny jest. - stwierdziła z niejakim rozbawieniem, po czym spoważniała na powrót. - Wtedy nie będę już nikogo powstrzymywać. Dla ciebie to na razie co innego. - przestrzegła drowa.
- Dziękuję, Mariele, za interwencję. - zwróciła się również do eladrinki, która wykazała się nie lada odwagą, wkraczając między mężczyzn.
Czując iskierki magii Samiry na swoim ciele drow musiał solidnie się skupić, by ogarnięte euforią ciało nie zdradziło myśli, które zalały mózg Felethrena istną lawiną… tęczy i motylków. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, ale szybko to ukrył. Gdy zaklęcie się skończyło powiedział, a raczej wybeczał, nieco za głośno:
- Dzięki! - a potem odwrócił się do eladrinki i obdarzył ją uśmiechem, mrugając zawadiacko. - Tobie też, Mariele. Koniec końców, chyba było warto…
Kiedy twarz już nie bolała, to autentycznie myślał, że było warto. A widok potężnego krasnoluda ustępującego przed filigranową wróżką i półżywą kapłanką był bezcenny. Kiedyś to wykorzysta, oj tak...

sheryane 25-10-2013 12:42

Reszta odpoczynku upłynęła we względnym spokoju. Felethren darował sobie dziwne psikusy. Bodvar chwilowo nie miał ochoty rzucać się na niego. Zaś obecność Mariele uspokajała Samirę. Nawet jeśli kapłanka zapadłaby w regenerujący sen, to miała pewność, że eladrinka w pierwszej kolejności obudzi ją, gdyby coś zaczęło się dziać. Tymczasem Szith Morcane również wydawało się całkiem spokojne. Czasem u wylotu jaskiń pojawiał się jakiś patrol. Jednak nikogo nie wysłano w poszukiwaniu powierzchniowców, nikt nie odnawiał gorączkowo utraconej sieci łączącej posterunki. Drowy gdzieś tam były, ale nie szukały sobie same problemów.

Po kolejnych kilku godzinach z zakupów w Hillsfar powróciła reszta grupy.
- Zapomniałeś o Mariele, Rumkorze. Wszyscy cali i zdrowi. - zameldowała, żadnym gestem czy tonem nie dając znać o małej bójce. - W jaskiniach względny spokój, chyba nikt nie szukał nas jakoś uparcie.
Mariele i Bodwyn znów byli razem. Rumkor przywrócił zaś siły Samirze. Poczuła się jak nowo narodzona. Pozostało ustalić, co należy robić dalej. Kapłanka powiodła spojrzeniem po Rumkorze, Altusie i Dareusie. Dołączyli w późniejszym czasie i mogli nie wiedzieć wszystkiego, o czym wiedziała pierwsza grupa uderzeniowa. Gdy Mariele wróciła ze zwiadu, Samira postanowiła podsumować to, co już wiedzieli, by mogli opracować jakiś plan i wybrać priorytety.

- Podsumujmy może to, co już wiemy. Ogółem sytuacja wygląda następująco... Ten posterunek to najprawdopodobniej Szith Morcane. Ze słów aranei, którą spotkaliśmy po drodze, wynika, że do niedawna był on w posiadaniu wyznawców Lolth. Obecnie, jak mieliśmy okazję zauważyć, został przejęty przez wyznawców Kiaransalee. - Samira poprawiła zbroję, przechadzając się po jaskini, by rozruszać kości. - Lolth milczy. Dlatego pewnie jej lud stracił na sile, jeżeli nie obdarza już kapłanek łaską. Nie wiemy, jak długo to trwa i ile potrwa. Możemy jednak przypuszczać, że drowy, które zaatakowały powierzchnię wyznawały Lolth. Zapewne widzieliście u wejścia do krypt ciała w liberiach z jej znakiem. Wyznawcy Białej Banshee, będąc w pełni sił, prawdopodobnie wykorzystali okazję, przejęli posterunek i zaskoczyli tamtych, gdy wracali.

- De facto naszym wrogiem numer jeden w tej chwili są wyznawcy Lolth. Zaś wyznawcy Kiaransalee mają na głowie raczej utrzymanie posterunku niż uganianie się za nami, o czym może świadczyć względny spokój w jaskiniach. - podsumowała. - O ile nikt nie jest w stanie uczynić nas wszystkich niewidzialnymi, to dobrze byłoby pozbyć się strażników, których widziała Mariele, jak najszybciej i jak najciszej. Raczej nie mamy szans w walce z całym posterunkiem, nie znamy jego rozkładu ani liczebności sił wroga.
Następnie zwróciła się do eladrinki:
- Czy mogę cię prosić, abyś sprawdziła jeszcze, czy faktycznie u dołu tych jaskiń płynie rzeka, czy da się tamtędy przejść i czy pośród jaskiń wokół rozpadliny jest jakaś całkiem naturalna? Niezdobiona i nieociosana? - poprosiła ją, mając nadzieję, że nie wystawia jej na zbytnie niebezpieczeństwo.

Highlander 26-10-2013 00:30

IX cierpliwie wysłuchał zwiadowczego raportu autorstwa niewielkiego stworzenia o humanoidalnych kształtach. Mariele – jeśli dobrze połączył wszystkie szczegóły, to właśnie było jej imię. Urocza, pocieszna i wiecznie rozanielona. Skrzydlata tragedia, czekająca na dogodny moment by się zamanifestować. Ta filigranowa niewiasta ryzykowała w końcu bardzo wiele dla grupy idiotów zapuszczających się w odmęty śmierci. Może i mogła stać się niewidzialna, ale jej szczęście posiadało pewne ograniczenia. Jakaś potworność w końcu przełamie zaklęcie siłą woli i zabije ją pojedynczym kłapnięciem swoich szczęk. A potem ten ich rozgadany bard będzie zanosił się płaczem jak bóbr i wypominał sobie jaki to był lekkomyślny. Ale istota posiadała jakiś zakres wolnej woli, a przez to inteligentnego postrzegania świata. Jeśli nie mogła sama dojść do podobnych konkluzji… on nie zamierzał marnować czasu, żeby o nich bębnić. Z resztą, zanim zdążył, prym ponownie objęła trupia dama ze spalonej świątyni. Jednak wysłuchawszy wokalizacji jej toku myślowego, Altus nie był w stanie jej przełknąć. Urosła mu w gardle.
- Mówisz o rzeczach, w których nie masz wielkiego rozeznania – odrzekł półdrow na wypowiedź kościanej kobiety, określającą ich priorytety – Lolth posiada pewien zakres przewidywalności. Pod jej nieobecność, wyznawcy zwyczajnie dostali małpiego rozumu. Pani Umarłych to zupełnie inna para butów. Jest kompletnie pogrążona w odmętach swojego szaleństwa. Z Kiaransalee nie da się pertraktować. Nie można jej kontrolować. Sprawowane przez nią patronaty mówią same za siebie. A jeśli zdecydowała się działać akurat teraz, znaczy to, że coś jest na rzeczy. Coś wielkiego. Znacznie ambitniejszego niż te liche najazdy na siedliska powierzchniowców, wywołane paniką. Możecie oczywiście robić to, co uznacie za stosowne, ale ja zamierzam zrównać ten posterunek z ziemią. Uśmiercając każdego sługusa nieumarłej, którego tu spotkam – takie zapewnienie dostrzegalnie poprawiło mu humor. Cienka linia ust okazywała rozmarzenie. No i jego zakres możliwości czynił tego typu stwierdzenia czymś więcej niż czczymi przechwałkami. Resztka ekspedycji mogła się zgodzić lub nie. Słuszność była po jego stronie.

Ulli 26-10-2013 14:15

Rumkor ucieszył się gdy okazało się, że reszta drużyny jest cała i zdrowa. Przywrócił utracone siły Samirze zużuwając jedną porcję diamentowego pyłu. Pozostałe cztery porcje spakował do plecaka razem z pieniędzmi, które pozostały po zakupach. Wysłana przez Bodwyna na zwiady Mariele wróciła z niezbyt ciekawymi wieściami. Kolejny mocno obsadzony posterunek i ani śladu jego siostry. Zaczął sam wątpić czy wyznawcy Kiaransalee są tymi drowami, którzy dokonali najazdu. Głos zabrała Samira. Rumkor kiwał podczas jej wywodu od czasu do czasu głową wyraźnie się z nią zgadzając. Gdy skończyła swój wywód i kapłan miał zamiar dodać swoje trzy grosze głos zabrał Altus. Przedstawił on całkowicie przeciwne stanowisko. Dowodził, że wyznawczy Kiaransalee są stokroć groźniejsi od wyznawców Lolth i należy ich z całą zaciekłością zniszczyć. Rumkor jak przystało na kapłana dobrego bóstwa miał bardziej wyważony pogląd na sprawę.
-Nie masz racji Altusie. W pojedynkę w Podmroku zginiesz, więc nie wyrywaj się do samotnego niszczenia posterunku. Naszym, a przynajmniej moim celem nie jest zabicie każdego złego drowa na naszej drodze. Mamy dać nauczkę tym drowom, które dokonały najazdu. Ja zaś muszę odnaleźć moją uprowadzoną siostrę. Jeśli to nie ci od Kiaransalee tego dokonali nie mam nic do nich. Niech sobie żyją. Na powierzchnię i tak nie wyjdą chyba, że odblokują zawał. Nie musimy na nich tracić swoich sił i czasu. Pamiętajmy wszak, że czas jest ważny. Moja siostra Gorune do tej pory mogła już zostać złożona w ofierze na ołtarzu Lolth- powiedziawszy to na chwile zamilkł, westchnął i otarł dłonią łzę.
Po krótkiej chwili podjął dalej.
- To co powinniśmy zrobić to wysłać Mariele jeszcze raz na zwiad by sprawdziła, czy da się kontynuować marsz po ominięciu Szit- Morcane. Niech sprawdzi każdą jaskinię, czy nie ma tam jeńców z powierzchni. Nawet jeśli dalej jest droga to wybicie wszystkich drowów na posterunku może być koniecznością. Ja zlecę na dół dzieki mojej magiczne zbroi. Altus, Dareus i Felethren też sobie jakoś poradzą, ale reszta będzie musiała posłużyć się linami a wtedy starcia z drowami nie unikniemy. Najpierw jednak konieczny jest zwiad.

sheryane 26-10-2013 21:50

Kapłanka wysłuchała słów mieszańca-pyszałka bez żadnego komentarza. Nie miała pojęcia po co w ogóle się tu przypałętał skoro tak potężny był i za tak wszechmocnego się miał. Dla niej był nikim. Na słowa Rumkora skinęła lekko głową. Miała identyczne podejście.
- Zgadzam się w pełni. - przyznała mu rację, po czym odezwała się do półdrowa. - Dla nas to jest priorytet. Jeśli nie w takim celu wysłał cię Morn i nie po to tu jesteś, to idź w swoją stronę. Zrównaj z ziemią to miejsce, a potem idź opromieniać swą wspaniałością innych prostaków niegodnych twej osoby... - wzruszyła lekko ramionami z nieprzyjemnym chrzęstem kościanej zbroi.
Podeszła do Felethrena, przyglądając mu się zza czarnych szkieł.
- A zaczynałam wierzyć, że nie wszyscy jesteście tacy... - powiedziała tak cicho, by słyszał to tylko on.

Highlander 26-10-2013 23:38

- Prostaków niegodnych mojej osoby? Gdzieżby znowu. Ostatnia stoczona walka udowodniła, że jesteście wystarczająco zaradni i elokwentni żeby nie dać się łatwo zabić w tych podziemiach. Heh. Ale zaprawdę dobrze wychodzi ci wkładanie własnych myśli w cudze usta, Samiro. Nawet jeśli są one takie… niepewne – kiwnął niezobowiązująco głową w jej kierunku, eksponując najbardziej pyszałkowaty uśmiech, na jaki było go stać. Niemal składał jej na ręce oficjalne gratulacje. Ta kobieta była tak łatwa do sprowokowania, że prawie nie było to warte jego wysiłku… z naciskiem na prawie. Patrzenie jak białowłosa nieudolnie próbuje zamaskować wzburzenie i zachować opanowanie, wciąż dawało mu tą złośliwą odmianę satysfakcji. Ziewnął, przywołując na swe oblicze leniwą neutralność.
- Nie chodzi mi o wasze kompetencje. Te są całkiem imponujące. Stwierdzam tylko, że z powodu powierzchniowej perspektywy, umyka wam pełna natura obecnego problemu. Priorytety powinny dostosować się do zmiany w sytuacji. Ale jak już mówiłem, zrobicie to, co uznacie za słuszne. Chęć ratowania siostry można z powodzeniem przypisać do tej kategorii – kiwnął Rumkorowi głową, zaznaczając w ten sposób, że rozumie problem, z którym ten się boryka. W końcu sam przechodził przez coś takiego kilka lat wstecz, kiedy to on i VI walczyli o uwolnienie się od machinacji ich Matrony. Fakt, że wyznawcy obydwu bogiń raczej nie słynęli z długiego trzymania więźniów przy życiu taktycznie przemilczał. Bo i po co burzyć tym resztki spokoju mężczyzny, który zasłużył na jego uznanie?

- A ja… jak to już ja. Wprowadzę w życie to, co sobie postanowię. W czasie dla mnie dogodnym. To takie proste – jeśli jednak zamierzali wysłać eldarinkę ponownie na karkołomną misję, mógł jeszcze trochę się wstrzymać. Trochę.

sheryane 27-10-2013 01:18

Przemyślenia Altusa były tak bardzo chybione... Samira pozostawała w pełni opanowana i spokojna. Co jednak wymyślał sobie półdrow? Bogowie raczą wiedzieć. Może było to tak zmyślne jak podbijanie posterunku w pojedynkę. Głupiego uśmieszku również nie miała okazji oglądać, bo nawet nie spojrzała w jego stronę.
- Zaiste... Słowność godna dro... półdrowa. - powiedziała tylko, zamykając tym samym swój udział w dyskusji.

Sierak 30-10-2013 10:45

Dzień 2., godzina 01:00 - Szith Morcane

Dyskusja trwała w najlepsze, a planu jak nie było, tak nie zapowiadało się na opracowanie jakiegokolwiek. Zgodnie z prośbami kapłanki Mariele ponownie zmieniła postać w kulę niematerialnego światła i przygaszając je stała się niemal całkowicie niewidoczna. Niebianka wróciła dopiero po kilku minutach z odrobinę głębszym rozeznaniem na temat okolicznych jaskiń. Rozpadlina kończyła się kilkadziesiąt metrów w dół na silnie rwącej rzece, zaś w zbadanej przez chowańca odległości nie było żadnych innych wyrw w ścianie oprócz tych składających się na jaskinie Szith Morcane. Po chwili namysłu Bodwyn w parze z Felethrenem wyjaśnili Samirze, że próba ominięcia posterunku może być zwyczajnie niemożliwa. Podziemne rzeki rzadko kiedy wychodzą na powierzchnię raczej łącząc rozrzucone po Podmroku jeziora i morza, tak więc ta mogła równie dobrze kierować się gdzieś do centralnej części kontynentu. Inna rzecz, że nazwa "posterunek" traciła na znaczeniu jeżeli dało się go tak zwyczajnie ominąć i wejść do głębin Podmroku. Na wszelki wypadek więc niebianka zebrała odrobinę więcej informacji bez możliwego narażania się i wskazała centralną jaskinię jako najbardziej przypominającą tereny mieszkalne - bez symboli świątynnych lub architekturze wskazującej na kolejne koszary lub więzienia. Po krótkich przygotowaniach drużyna zdecydowała się iść dalej w dół, po krótkiej rozmowie zaś Altus ustalił z pozostałymi, że sam zbada baraki i później dołączy do reszty w poziomach mieszkalnych. Było to o tyle dziwne, że szukający siostry Rumkor nie wpadł na pomysł, że ewentualne cele więzienne najpewniej znajdą się w pobliżu świątyni lub właśnie koszar.

Dzień 2., godzina 01:05 - Szith Morcane

Altus poświęcił chwilę na gimnastykę umysłu, szykując się do starcia z silnym patrolem drowów. W odróżnieniu od pozostałych wiedział mniej więcej w co się pakuje i dzięki niebiance znał pokrótce rozstawienie sił przeciwnika. Stojąc już na skraju jaskini aktywował psioniczne moce odrywając się od ziemi i można powiedzieć, zmieniając perspektywę swojego postrzegania psionicznego jestestwa. Po wszystkim nałożył jeden z pierścieni na palce i zwyczajnie zniknął, stając się niewidzialnym.

Półdrow nie musiał specjalnie zniżać swojego lotu bo jaskinia do której się wybierał nie była szczególnie nisko. Już z kilkunastu metrów widział dwójkę strażników siedzących na skraju rozpadliny, obserwujących wszystko co dzieje się na zewnątrz. Nie wydając najmniejszych odgłosów, a pilnując się żeby nie wpaść w zasięg żadnego źródła światła (których w Podmroku specjalnie wiele nie było) Altus zatrzymał się w locie. Uśmiechnął się pod nosem zdając sobie sprawę, że lewituje dosłownie kilka centymetrów za swoimi przyszłymi ofiarami świadom, że to ich ostatnie chwile życia. Bez ostrzeżenia aktywował moc wyzwalając rozchodzący się od niego pierścień ognia, a raczej rozgrzanej do czerwoności ektoplazmatycznej energii zabijając dwójkę mrocznych na miejscu. O ile uderzenie nie wytwarzało praktycznie żadnego ciśnienia, tak zaskoczenie i sam fakt ataku sprawił, że praktycznie spopieleni zlecieli w dół przepaści kończąc gdzieś w odmętach rwącej rzeki.

Altus +1500 PD

Półdrow stanął na posadzce poprawiając pierścień na palcu i ponownie znikając, płomienne halo w mgnieniu oka zdradziło jego pozycję jako że magiczna błyskotka działała tylko w pewnych, określonych warunkach. Altus rozejrzał się dookoła zauważając, że tylko wejście jest naturalną jaskinią, dalej korytarz był już starannie wyciosanym tunelem biegnącym na wschód. Widocznie strażnica była punktem szybkiego reagowania skąd dwójka wartowników mogła zaalarmować nie tylko poziom koszar, ale i właściwie całe osiedle. Psionik spojrzał tylko w dół upewniając się, że robi dobrze. Tak, mimo szczątkowej już obecności dało się dostrzec niegdyś białe liberie z czarnymi, wyszczerzonymi czaszkami.

Z głębi korytarza Altus słyszał poruszenie, zapewne błysk psionicznej manifestacji i okrzyki bólu wartowników postawiły na nogi całe towarzystwo. Nie spiesząc się przelewitował niewidoczny przez ociosany korytarz znajdując się w sporej, wykutej na kształt prostopadłościanu sali. Tutaj mroczni ewidentnie urządzili sobie linię obrony sądząc po ilości mięsa czekającego na atak. Na samym czele walki wyczekiwał quth-maren - kolejna kapłanka Lolth obdarta ze skóry i przemieniona w posłuszne Kiaransalee stworzenie. Półdrow zbył puste spojrzenie umrzyka nie pozwalając narastającemu uczuciu strachu zdominować jego umysłu. Za nieumarłym w pierścieniu zbierało się więcej drowów, po krótkiej chwili Altus naliczył aż dziesięciu plus jeszcze jeden bliżej otworu w ścianie prowadzącego wgłąb koszar. Sądząc po lepszym uzbrojeniu i fakcie, że pozostała dziesiątka zdawała się oczekiwać jego rozkazów psionik spokojnie założył, że musiał być kimś w rodzaju porucznika. Nie trzeba było mieć elfich uszu żeby usłyszeć poruszenie w korytarzach w głębi, zapewne całe towarzystwo właśnie stanęło na nogi i półdrow mógł się spodziewać szybkiego nadejścia posiłków...


Dzień 2., godzina 01:06 - Szith Morcane

Pozostała grupa odczekała chwilę po odłączeniu się Altusa i nie czekając na rozwój wydarzeń powędrowała własnymi krokami. Dostrzegli tylko pierścień ognia i dwóch spadających wartowników wraz z kolejnymi postępami półdrowa wgłąb jaskini koszar. W międzyczasie Samira koncentrowała się na modlitwie do Tyra materializując skrzącą energię w postać czarnej wstęgi prowadzącej do centralnej jaskini, tej wskazanej wcześniej przez Mariele. Pozostała szóstka czym prędzej przeprawiła się przez rozpadlinę mając na uwadze, że most nie potrzyma długo.

Wylądowali na skraju faktycznie sporej pieczary, ogromna jaskinia sprawiała wrażenie zbyt dużej na potrzeby skupiska stworzeń zebranych w jej południowo-zachodnim krańcu. W centrum zbiorowiska na pierwszy rzut oka górowały dwie obładowane skrzyniami, słusznych rozmiarów juczne jaszczurki. Obok niej trójka duergarów żywiołowo gestykulowała mówiąc coś, prawdopodobnie sprzedając towary poukładane w skrzyniach swoich wierzchowców. Ich klientelę stanowiła dwójka drowów, trzech kuo-toa i łupieżca umysłu. Wzdłuż północno-wschodniej ściany na wysokości mniej więcej trzech metrów ciągnie się półka za którą widać sześcioro osadzonych w ścianie drzwi. Sufit jaskini wznosi się na wysokości około sześciu metrów.


Nagle całe towarzystwo zamarło na dźwięk chrzęstu zbroi i ogólnego zamieszania spowodowanego pojawieniem się naziemców na skraju prowizorycznego bazaru. Duergarscy kupcy popatrzeli po sobie, któryś z nich zaklął siarczyście plując sobie pod stopy, jednak ich zachowanie w żaden sposób nie świadczyło o wrogości, w końcu pieniądz to pieniądz. Odrobinę inaczej było z drowami gdyż te w pierwszej chwili chcąc sięgnąć po broń, w drugiej myśli zaczęli się ostrożnie oddalać wgłąb jaskiń. Najbardziej podekscytowany niecodziennym spotkaniem zdawał się być łupieżca umysłu, ciekawe dlaczego...

***

Quth-maren (66): KP 14 (dotyk 11, nieprzygotowany 13), MRO Wytrw +3, Ref +4, Wola +9; cechy nieumarłych, niepodatność na kwas, odporność na elektryczność 15, odporność na ogień 15, odporność na odegnanie +2;
Oficer (67): KP 19 (dotyk 12, nieprzygotowany 17), MRO Wytrw +8, Ref +6, Wola +5; odporność na czary 20;
Wartownik (43): KP 19 (dotyk 12, nieprzygotowany 17), MRO Wytrw +6, Ref +4, Wola +2; odporność na czary 16;
Wartownik (35): KP 17 (dotyk 12, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +3, Wola +1; odporność na czary 16;
Wartownik (45): KP 19 (dotyk 12, nieprzygotowany 17), MRO Wytrw +6, Ref +4, Wola +2; odporność na czary 16;
Wartownik (42): KP 19 (dotyk 12, nieprzygotowany 17), MRO Wytrw +6, Ref +4, Wola +2; odporność na czary 16;
Wartownik (41): KP 19 (dotyk 12, nieprzygotowany 17), MRO Wytrw +6, Ref +4, Wola +2; odporność na czary 16;
Wartownik (41): KP 17 (dotyk 12, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +3, Wola +1; odporność na czary 16;
Wartownik (37): KP 17 (dotyk 12, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +3, Wola +1; odporność na czary 16;
Wartownik (33): KP 18 (dotyk 13, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +4, Wola +1; odporność na czary 16;
Wartownik (32): KP 18 (dotyk 13, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +4, Wola +1; odporność na czary 16;
Wartownik (30): KP 18 (dotyk 13, nieprzygotowany 15), MRO Wytrw +5, Ref +4, Wola +1; odporność na czary 16;


***

Rozłam (Altus; 10 rund);
Lot (Altus; 10 minut);

Highlander 30-10-2013 14:13

Altus obejrzał się do tyłu i odprowadził wzrokiem dwójkę płonących sylwetek. Z jakiegoś powodu skojarzyły mu się ze spadającymi gwiazdami, które zobaczył rezydując kiedyś na powierzchni. Widok piękny, ale zarazem dołujący. Przywodzący na myśl minione dni i stracone okazje. Co do strażników, oni również stracili szansę na dalsze życie, oddając się w służbę kościanej uzurpatorce. Psionik gdybał i mędrkował, ale za nic nie mógł pojąć dlaczego jakikolwiek drow chciałby oddawać pokłony bóstwu tak ohydnemu, a przy tym otwarcie dążącemu do zburzenia obowiązującego porządku. Czyżby ci szaleńcy naprawdę chcieli żyć w całkiem wypłowiałym i przepełniony rozkładem świecie? Jako bydło podporządkowane zastępom liczów, wampirów i podobnych im nieumarłych? A może posiadali jakieś podświadome życzenie śmierci? Skrycie liczyli, że ktoś zdoła ich powstrzymać i przerwie bezwzględny cykl, w którym i tak nie są już w stanie się odnaleźć? Kilka lat wstecz odbył dłuższą konwersację na podobny temat z pewnym powierzchniowcem o imieniu Feydarn. Jego znajomy postulował jakoby wszystkie inteligentne istoty posiadały zakamuflowane ciągoty nihilistyczne. Wywód był bardzo ciekawy, ale Altus przestał słuchać gdy mówca zaczął wykazywać powiązania między strachem, poczuciem winy i kazirodztwem. Rozważania okazały się zbyt abstrakcyjne.
~ Czy powinniśmy byli puszczać ich samych? Nie są głupi. Przeżyją aż wrócimy. A nasz młodszy brat? Wszyscy nasi bracia już dawno nie żyją. Ostatniego zabiliśmy sami. Dobrze. A Felethren? Widzieliśmy przecież jak wyglądał. Oj, tak. Oboje widzieliśmy jego poobijaną twarz. Nie zareagowaliśmy. Nie. Powinniśmy? Tak! Być może. Ale bez pośpiechu. Cierpliwość jest w końcu tak cenioną cechą…~ Podzielony na dwie części umysł Altusa konwersował sam ze sobą gdy ten lewitował przez kamienny korytarz.

Gdy dotarł do sporej komnaty, ta powitała go nader urokliwym widokiem. Składał się nań tuzin kolejnych przeciwników. Jedenastu żołdaków i obdarty ze skóry pomiot. Jeden z mrocznych elfów był chyba kimś na kształt porucznika – lepsze wyposażenie i wyczuwalne zdystansowanie względem reszty żołnierzy zdawały się potwierdzać to przypuszczenie. IX Bękart nie musiał się wysilać na plany, które przyprawiłyby o zawrót głowy taktyków ze Starych Imperiów. Zarówno układ komnaty jak i rozstawienie wojów działały na jego korzyść. Nadszedł czas by przejść do rzeczy. Altus nie czuł jakiejś większej pogardy względem zebranych. Ani tym bardziej nienawiści. Zamiast tego był zirytowany. Zirytowany ich głupim wyborem, drogą jaką obrali. Tym, że upatrzyli sobie tę kurwę Kiaransalee jako swoją przepustkę do władzy i potęgi. A istniało przecież tyle innych możliwości! Żałował, że nie posiada uzdolnień drużynowego barda. Gdyby tak było, może zdołałby ich nakłonić do zmiany nastawienia. Ale niestety, jego talentem nie były słodkie słówka. Była nim destrukcja.

Tuż nad sufitem, idealnie w centrum pomieszczenia, pojawiła się świetlista sylwetka. Jej głowa opuszczona, czarne włosy zaś wzburzone przez fale gorącego powietrza. Wnętrze klatki piersiowej uwalniało kołyszące się wstęgi w kolorze złota, naznaczone pasmami oślepiającej bieli. Niestabilna membrana naprężyła się i oplotła całe ciało, tworząc ciasno przylegający doń kokon. Tylko obdarta ze skóry kapłanka zdążyła ostrzegawczo syknąć. Potem nastąpiła kalecząca zmysły eksplozja. Kula plazmatycznych płomieni rozeszła się na całą salę, pochłaniając sobą wszystko. Jeżeli strażnicy krzyczeli, to ich krzyki zgasły równie szybko jak żywoty. Nastał bezmiar i cisza. Martwa cisza. Przerwało ją dopiero oko tego konflagracyjnego cyklonu, wypuszczając nagromadzone w płucach pozostałości powietrza. Altus oddychał ciężko. Nie z wysiłku, tylko z powodu chwilowego niedoboru tlenu. Na szczęście pomieszczenie nie było zamknięte, w innym przypadku pewnie zacząłby się teraz dusić. Dwanaście istnień. A wszystkie zgasły tak szybko, prawie jak rząd świeczek. Bo on tak zadecydował. Nie walcząc nawet z zalewającą jego zmysły megalomanią, odchylił się do tyłu i rozchyliwszy dłonie zawisnął w powietrzu. Dryfował tak beztrosko, niczym rozmarzony romantyk na powierzchni wodnej tafli.

Pokonanie Odporności na Czary
[Wybuch Energii (Ogień), Wzmocnienie, 10 PM]
Obrażenia (80)
Rzut Obronny, Grupowy (Nieudany)

Avarall 03-11-2013 22:49

Wyprawa na powierzchnię okazała się niezwykle pożyteczna, w szczególności dla minstrela. Ten bowiem nabył kilka interesujących mu przedmiotów, oraz kilka godzin wolnego czasu odpoczynku (gdyż snu wystarczyły mu tylko dwie godziny) spędził na pogłębianie swojej wiedzy, szeroko związanej z magiczną mocą muzyki. Częste używanie tej unikalnej mocy dało mu spory bagaż doświadczeń i stanowiło bazę dla rozwoju tychże umiejętności. Mógł poprawić te aspekty, w których dotąd wyraźnie mu brakowało, a także wypracować kolejne przewagi.
Z nawiązką naprawił swój błąd, który popełnił zapuszczając się po raz pierwszy w mroczne podziemia - brak możliwości widzenia w ciemnościach. Teraz, wraz z przypływem nowych sił i mocy, a także dzięki nowo nabytemu komponentowi - smoczemu oku, był w stanie za pomocą specjalnego zaklęcia nadać sobie smoczy zmysł wzroku. Jego widzenie w normalnym świetle poprawiło się czterokrotnie, zaś przy słabym dostępie światła widział teraz dwa razy lepiej niż dotychczas. Co najważniejsze - zyskał zdolność widzenia w pełnym mroku i to na takim poziomie, że przewyższał teraz większość kompanów, ustępując jedynie Felethrenowi. Nie było to jednak wszystko. Jego pozostałe zmysły również uległy wyostrzeniu i nawet nie uwzględniając wzroku był w stanie wyczuć inne istoty w odległości nawet kilkunastu metrów.
Co jak co, ale teraz śmierć przez potknięcie się o własne nogi nie wchodziła w rachubę.

Po przybyciu do podziemi skorzystał z jeszcze jednego, nowego zaklęcia, polegającej na wzmocnieniu swojej odporności zarówno fizycznej, jaki i psychicznej, a także i poprawieniu szybkości reakcji. Ochrony nigdy nie za wiele.

***

Natrafili na jaskinię, pełniącej rolę pewnego rodzaju targowiska. Oczywiście targi w podmroku były z pewnością mniej przyjazne i bezpieczne do tych, z którymi bard miał styczność na powierzchni. Mimo wszystko drużyna śmiałków nie miała na celu wytępienia wszystkich istot żywych pod ziemią, stąd też ich zamiary nie był wrogie. Przynajmniej na razie.
Bodwyn uniósł otwartą dłoń w geście pokoju. Spojrzał wtedy na pozostałych towarzyszy i rzekł do nich we wspólnym.
- Czy możecie im wyjaśnić, że nie mamy wrogich zamiarów?
Wzrok przerzucił ponownie na resztę tutejszych. Choć oni nie zamierzali przechodzić do konfrontacji, to nie oznaczało, że tamci również. Musieli więc zachować czujność. Dzięki wyostrzonemu wzrokowi bard mógł śledzić poczynania dwójki drowów, jak i łupieżcy umysłów, który w obecnej chwili był chyba największą niewiadomą, jak i największym zagrożeniem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:14.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172