lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [18+ Zew Cthulhu] WYSPA ZAPOMNIANYCH DEMONÓW (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/11137-18-zew-cthulhu-wyspa-zapomnianych-demonow.html)

Reinhard 15-06-2012 18:22

Kiedy pan Winthorpe wrócił z Arkham Sanitarium, młody Zebulon zakradł się pod jego okno, by podglądać lunatyka. Był pewien, że zrobił to bezszelestnie. Wówczas spoczął na nim wzrok, w którym ciemność lśniła najjaśniejszym płomieniem. Do dziś niekiedy widywał ją w koszmarach.

Kiedy dostarczał listy do pana Cartera, jego wzrok był inny - perłowo nieobecny i piękny, jakby odbijała się w nim toń morza albo srebrzyste pancerze rycerzy, przemierzających fantastyczne, senne krainy.

Był też skromy i cichy pisarz, pan Lovecraft, w którego oczach płonęły ogniska, piętnowane sylwetkami tancerzy, których poszarpane, fragmentaryczne cienie szczęśliwie dla obserwatora skrywały tkwiącą za nimi prawdę. Cienie, tańczące do wtóru niesłyszalnego akompaniamentu fletów jakiegoś nieziemskiego władcy...

Zebulon widywał też spojrzenia innych ludzi. Zakochanych i zrozpaczonych, młodych matek i młodych wdów, żołnierzy po wypłacie i żołnierzy po torturach. To dzięki umiejętności czytania w grze świateł i cieni ludzkiego wzroku nadal oddychał.

Teraz patrzył w oczy nadchodzącego mężczyzny. Był gotowy na powitanie sojusznika lub walkę ze swoją zgubą, cokolwiek by nie mówiły. Był gotów zareagować, zanim błysk w oczach nadchodzącego nie zmieni się w ruch jego ciała.

Eyriashka 16-06-2012 01:20

Panika znalazła ujście przez gardło Webber. Rozdzierający serca krzyk rozniósł się nad lasem. Dopiero gdy zatkała rękoma usta do jej uszu dał radę dotrzeć dźwięk silnika. Pomóc. Musiała jej pomóc! Z tym, że nie miała pojęcia jak, a sama mogła wyrządzić więcej szkody niż pożytku.
Jednak byli tu też inni.
I ci inni właśnie nadjeżdżali samochodem.
Musiała spróbować.
Ruszyła biegiem naprzeciw ciężarówce. Oni na pewno będą wiedzieli jak sobie radzić z takimi potworami.

abishai 18-06-2012 17:25

Dwa słońca, to na pewno nie był dobry omen.


Yametsu przyglądał się temu widokowi w przerażeniu. Gdzieś w umyśle cisnęły się mu dziesiątki pytań. Ale z braku jakiejkolwiek możliwości ich logicznego wytłumaczenia, nie zostały wypowiedziane. Bo i kto mógłby odpowiedzieć na pytania Harikawy?
Nieprzytomny White? Nie mniej zdumiony Postman?
Co gorsza w okolicy nie było Collinsa, a ten nie mógł odejść na tyle daleko, by tak po prostu zniknąć.
Tym bardziej, że wraz z sierżantem zniknęły ruiny, znikły trupy na zasiekach. Zresztą same zasieki też gdzieś znikły. Harikawa czuł się jak bohater książki pisanej przez pisarza pokroju H.G. Wellsa. I nie czuł się z tym dobrze, tym bardziej że fantastyki naukowej nie lubił.
Zacisnął mocniej dłonie na karabinie, czerpiąc otuchę z jego obecności i realności.
Rozejrzał się dookoła i rzekł.-Damy Collinsowi jeszcze kilka minut, a potem ruszamy... na plażę. Spróbujemy się skontaktować z... kimkolwiek.
Nie wierzył w szansę kontaktu radiowego.W obecnej sytuacji szanse na skuteczność radiostacji były bliskie zeru, ale... musieli spróbować. Ot, tak na wszelki wypadek.

SWAT 19-06-2012 02:00

Mężczyzna rozejrzał się po tym pejzarzu, na chwilę zaprzestając pracy przy broni.
- Co tu się do cholery dzieje! - ryknął realnie poddenerwowany do Harikawy i od razu sięgnął po radio - Tu Perch Two, Eagle One, czy mnie słyszysz, odbiór...

Odpowiedziały mu jedynie trzaski, zgrzytania i dziwaczne odgłosy, jakby mamrotanina bez ładu, składu i sensu.

-Damy Collinsowi jeszcze kilka minut, a potem ruszamy... Na plażę. Spróbujemy się skontaktować z... kimkolwiek - usłyszał od Harikawy, któremu Collins zostawił dowództwo.

No cóż, nie trudno było się zgodzić z tym co mówił. Zresztą, on sam był w szoku. Nawet gazy muszą mieć jakieś ograniczenie. A oba słońca grzały, raziły po oczach... To nie był omam, dał by se nogę oderżnąć.

Ale pozostawał jeden, drobny szkopuł, o którym żółty musiał chyba zapomnieć, lub specjalnie grać idiotę. Noltan oczywiście podzielił się swoimi uwagami z innoskórym kompanem.

- Jaką kurwa plażę, nawet nie wiemy gdzie jesteśmy... - mamrotał, ale równie dobrze mógł to być krzyk, którego unikał z wiadomych względów - Nawet mapownik Collinsa gówno nam tu da, rozejrzyj się! Przecież jak lądowaliśmy były jeszcze gwiazdy na niebie, tak szybko się rozjaśniło? Wynośmy się stąd teraz, póki mamy okazję... Tylko dokąd kurwa, to ja nie mam pojęcia... Cholera. Jestem doświadczonym radiooperatorem, ale nawet nie wiem gdzie jest północ.

Cała sytuacja, realnie go wkurwiała. Na tyle, że łapy zaciśnięte na broni były wręcz białe, a twarz z tej bezradności, przybrała z nerw czerwony kolor. Ale szybko się uspokoił, nie dając się wciągnąć w spiralę gniewu i jeszcze zrobieniu czegoś głupiego. Musiał się czymś zająć. Zająć skaczące ręce.
Szybko wrócił do naprawy KM'u japsów.

liliel 19-06-2012 16:19

Dźwięk samochodu. Znów. Jak zepsuta szpula projektora, która zapętliła film na jednym powtarzającym się do znudzenia kawałku. Jakby ktoś z góry napisał im scenaiusz, gdzie zatrzymują tą przeklętą ciężarówkę. Dean nadal nie miała na to ochoty chociaż tym razem bała się nieco mniej bo tuż obok był uzbrojony żołnierz. Jeśli pojazdem kierują Japończycy Boone pewnie nie będzie się z nimi cackał. I dobrze.

Sally skryła się w gęstwinie jednocześnie poinstruowała wężowatego po arabsku.
- Schowaj się, nie wychylaj.

Poczekają aż ciężarówka sobie przejedzie i ruszą dalej. Tak przynajmniej zakładała bez konsultacji z Boonem. To nie był dobry moment na długie dyskusje dlatego wyciągnęła jedynie dłoń w jego kierunku.
- Daj mi pistolet.

Nie ukrywała, że z bronią czułaby się pewniej, nawet jeśli nie była biegła w obchodzeniu się z nią. Mimo wszystko to chyba nie taka aż znów filozofia. Jeden guzik. Potrafiła obsługiwać refraktor achromatyczny. Poradzi sobie i z banalnym pistoletem.

Harard 19-06-2012 16:21

Poczwara prowadziła, Boone zaś nie spuszczając jej z oka szedł pięć kroków za nią z odbezpieczoną bronią. Szli przez zatęchłą bagienną dżunglę, zjadani żywcem przez moskity, ale Patrick nie tracił koncentracji. Musiał uważać też na okolicę. Nagle gęste zarośla urwały się i wyszli na otwartą przestrzeń z drogą. Więc to prawda. Gdzieś tutaj jest obóz, baza lub choć wysunięty punkt obserwacyjny. Szybko doszedł ich dźwięk samochodowego silnika. Gooki. Nikt inny tutaj nie mógł dysponować transportem naziemnym.

Zadziałał od razu, nie zastanawiając się. Jej pytanie zbył milczeniem, nawet przez myśl mu nie przeszło że mógłby spełnić jej prośbę. Jako żołnierz nie było opcji by oddał swoją broń cywilowi. Któremu nie ufał. Który miał napady maniakalnego szału. Przyłożył palec do ust i pokazał ręką aby Sally cofnęła się szybko w dżunglę i schowała, a sam przypadł do kępy zielska schodząc z widoku, ale tak by samemu widzieć drogę i nadjeżdżający pojazd.

Betterman 19-06-2012 19:57

Przystanął w wylocie tunelu, żeby stamtąd zlustrować bacznie salę. Jeżeli gdzieś miał znaleźć wyjście na świat, to właśnie tam. Powrotu pod ziemię w poszukiwaniu innej drogi nie brał teraz pod uwagę. Światło, choć słabe, powitał z prawdziwą ulgą i nadzieją. Znudziła mu się już zabawa w kreta.

Za to do życia ciągle miał szczególny sentyment. Dlatego zamiast beztrosko wystawiać się na niespodziewane ataki, wolał upewnić się w miarę możliwości, że żadne paskudztwo nie czyha na niego za rogiem albo gdzieś w górze.
Dopiero wtedy ruszył się ostrożnie z miejsca, żeby z bliska sprawdzić, czy rzeźbione płyty rzeczywiście stanowią tak poważną przeszkodę, jak mu się zdawało.

Japońskie truposze – ni to przestrogę, ni przynętę – obszedł szerokim łukiem, przyglądając się im jednak uważnie, gotowy zaryzykować bliższy kontakt, gdyby między szczątkami dostrzegł coś użytecznego. Kilkadziesiąt stóp liny na przykład. Bez niej wspinaczka do jaśniejącego w górze otworu wydawała się mało realna.

Co jeszcze nie znaczyło, że w ostateczności Luke i tego sposobu by nie wypróbował.

abishai 19-06-2012 21:59

-To miejsce to wyspa... Przynajmniej było nią była nią ostatnio.- warknął w irytacji Yametsu.-Nieważne w którą stronę pójdziemy, dopóki będziemy się trzymać jednego kierunku dojdziemy do jej krańca.
Jemu też udzielił się nastrój Postmana, a może po prostu był pretekstem do uzewnętrznia własnego gniewu.
-Kilka minut. Nie możemy olać sierżanta. Kilka minut i tak nas nie zbawi, bo już siedzimy w Piekle.- zadecydował Tongue. Przez chwilę spoglądał na Postmana szukając oznak buntu lub niesubordynacji.
Zastanawiał się co sam zrobi w sytuacji, gdy jego podwładny po prostu zwieje. Niby obecnie był szefem, ale... przecież nie strzeli Noltanowi w plecy.
-Kilka minut i... będziesz mógł wybrać kierunek.- Harikawa zdawał sobie, że obecnie nie są już żołnierzami US. Army, tylko dwoma zdanymi na siebie ludźmi w pochrzanionej sytuacji. W dodatku z ciężko rannym towarzyszem na karku.
Byli razem w gównie i razem musieli z niego wybrnąć.

Armiel 19-06-2012 22:38





Collins

Mężczyzna szedł powoli, jak lunatyk. Uczucie tego, że zna jego twarz narastało w Collinsie z każdym kolejnym, grzęznącym w błocie krokiem nieznajomego.

A kiedy zrozumiał, kim jest ten oblepiony błotem, zarośnięty jak dzikus wrak człowieka na chwilę opuściły go zdrowe zmysły.

Z ust Collinsa wyrwał się paniczny, zdławiony krzyk niedowierzania. Czy też raczej w zamierzeniu miał to być krzyk, bo ze ściśniętego gardła komandosa wyrwał się jedynie zduszony, żałosny, przeciągły jęk.

A potem żołnierz opadł w błoto, wypuszczając broń z ręki.

Szaleństwo, chwilowe zaćmienie zmysłów, odebrało mu zmysły.

Na jak długo? Nie miał pojęcia.

Ale kiedy je odzyskał i spojrzał w miejsce gdzie stał ostatnio nieznajomy, znów go ujrzał.

Czy też raczej ujrzał samego siebie. Dokładną chociaż bardziej zniszczoną i zaniedbaną wersję.

Wzrok Collinsa zatrzymał się na ... jego oczach. Mętnych, wyblakłych, jak oczy kogoś, kto zobaczył zbyt wiele koszmarnych rzeczy a jego umysł odszedł gdzieś, skąd nie ma powrotu.

Drugi on sam kiwał się obok, zagubiony i pusty. Jak skórzana łupina pozbawiona sternika.





Noltan, Harikawa, White


Czas płynął powoli. Naprawa KMu wroga nie była sprawą na tu i teraz, ale pozwalała zająć Noltanowi czymś ręce. Nie patrzeć w niebo. Nie myśleć nad dwoma słońcami połyskującymi na nim wbrew jakimkolwiek prawom Boga czy ludzi.

Harikawa obserwował okolicę próbując bez skutku dostrzec gdzieś Collinsa. Wiedzieli już, że minęła pora na jego powrót. Wstał ciężko patrząc wymownie na czyszczącego zdobyczny ciężki karabin maszynowy Postmana.

- Musimy iść – powiedział spokojnie, chociaż w środku czuł, że spokój dawno temu go opuścił. – Na plażę.

Nie było to jednak zadanie łatwe.

Poza swoim sprzętem, wytaszczonym z rozwalonego samolotu, mieli jeszcze zdobyczny ka-em, nosze z rannym Whitem oraz ciężką radiostację targaną przez Noltana.

Oznaczało to, że będą zmuszeni iść bez broni, dźwigając nosze z rannym kumplem. Mając zajęte ręce i objuczeni w razie niespodziewanego ataku Japsów byli bezbronni jak dzieci.

Musieli szybko zdecydować, czy zostają na miejscu, czy jednak ryzykują ciężką przeprawę w stronę plaży.

Nim podjęli tą decyzję gdzieś z dość daleka usłyszeli kolejne strzały. Dochodziły stłumione ze znacznej odległości.





Dean, Boone


Nie dał jej broni. Kazał się jej schować, a ona posłuchała.

On wskoczył za kępę jakiś zarośli mierząc w kierunku, z którego słyszał nadjeżdżający pojazd.

Czteroręki wężowaty przewodnik tylko na to czekał. Korzystając z nadarzającej się okazji nadspodziewanie szybko ... zanurkował w krzaki i zniknął w dżungli. Przynajmniej nie rzucił się na ich, bo wyglądał na jadowitego. Mieli szczęście, mimo, że nie zachowali należytej przy potworze ostrożności.

Samochód, nadal niewidoczny, ale chyba dość bliski, zaczął chyba zwalniać. Możliwe, że brał jakiś wyjątkowo zdradliwy zakręt, bo droga przecinająca dżunglę była bardziej kreta, niż obietnice polityków i na dodatek miała sporo spadków i wzniesień – nie powadziła po płaskim terenie.

Wyraźnie słyszeli, że silnik zwalnia obroty. Samochód był od nich co najwyżej o sto metrów, nadal niewidoczny, skryty przed ich oczami przez gąszcz dżungli, za ścianą krzaków, zarośli i drzew.

Czuły słuch Boona zdążył wychwycić jeszcze jeden dźwięk poprzez warkot silnika. Kobiecy, paniczny krzyk.

A potem ... strzały. Jeden, drugi, trzeci. Szybko, jeden po drugim. Z japońskiego karabinu. Tego Boone był pewien. Oddane dość wprawnie, z przerwami potrzebnymi tylko na to, by przeładować broń przed kolejnym strzałem.

Ravanesh 19-06-2012 22:39




Webber

Z wrzaskiem autentycznego przerażenia rzuciła się w stronę słyszanego pojazdu. Byle dalej od ciała wychudzonej kobiety, które poruszało się za nią, gwałtownie miotając w błocie, jak w ataku epilepsji.

Oszołomiona strachem wolała już stanąć oko w oko z japońskimi żołnierzami, niż z tym mackowatym czymś, co wyłaniało się wraz z płynami ustrojowymi z ust kobiety.

Pobiegła z krzykiem odrazy.

Samochód wytoczył się spomiędzy drzew. Ciężarówka. Chyba nawet ta sama, która minęła ją wcześniej, ale uciekinierka nie zwracała uwagi na takie szczegóły.

Samochód zwolnił, zatrzymał się, a przez otwarte drzwi wyskoczył uzbrojony w karabin japoński żołnierz.

Nim Webber zdążyła zareagować poderwał broń do strzału i nacisnął spust.

BAM!

Zamarła, jak królik schwytany w światła samochodu.

Ale Japończyk nie strzelał do niej.

Mierzył do czegoś za nią.

BAM! BAM!

Dwa kolejne strzały i lufa broni, dymiąc lekko obróciła się w stronę zdjętej nagłym strachem kobiety.

Silnik samochodu pracował. W kabinie był przynajmniej jeszcze jeden żołnierz. Pytanie, ilu ich kryło się na obciągniętej plandeką pace ciężarówki.

Japończyk drgnął i pewniej ujął kolbę karabinu. Chyba otrzymał jakiś rozkaz od kogoś w samochodzie. Ciemne oczy wrogiego żołnierza i oczy kobiety spotkały się na moment.

I wtedy pojęła, że człowiek, który mierzy do niej z broni jest ... kompletnie obłąkany i pozbawiony jakichkolwiek granic moralnych. Jakby gdzieś po drodze w służbie Cesarzowi zatracił swoje człowieczeństwo.





Summers


Szkielety były bezwartościową plątaniną kości, strzępów zeschniętej skóry, zbutwiałych mundurów i przerdzewiałego żelastwa, w którym z trudem dało rozpoznać się broń. Ale Summers nie zaryzykowałby strzału z czegoś takiego, nawet jeśli spędziłby wiele czasu nad wyczyszczeniem i doprowadzeniem broni do lepszego stanu.

Kamienne płyty okazał się być czymś w rodzaju drzwi. Troje drzwi.

Na każdych z nich wiły się wyglądające na stare znaki – prawdopodobnie jakieś pismo. Pośrodku każdych widniał wyrzeźbiony i wylany chyba srebrem znak.

Na tych po lewej stronie widział coś, co przypominało plątaninę macek.

Te pośrodku oznaczono nieco znakiem przypominającym oko na piedestale.


A te najbardziej po prawej plątaninę kresek i przecinających się linii tworzących zawiłą figurę.


Summers szybko zorientował się, że każdy ze znaków odstaje troszkę od powierzchni i jest czymś w rodzaju ... przycisku.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:27.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172