lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Sakramencka czereda (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/19194-sakramencka-czereda.html)

Arthur Fleck 28-05-2021 18:34

Von Czirn przez jakiś czas w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. Emocje po niedawnych awanturach opadły, do wąpierza powrócił dojmujący smutek i poczucie okropnej staty. Nie pozbędzie się już tej klątwy do końca swych dni. Rozdzierająca rozpacz stanie jego częścią i definiować będzie jego istnienie. Lidka i stara jęga wyświadczyły upadłym aniołom niemałą przysługę. Gabryjel nie bał się już świata, nie bał końca swej marnej egzystencji. Pierwszy w lwią paszczę głowę włoży, pierwszy rękę do gniazda żmij wsadzi. Siać będzie chaos i zniszczenie, Antychrystem zostanie. Choćby zajęło mu to parę wieków, zniszczy Kościół Święty. Każdego napotkanego klechę do złego nakłoni, do czynów podłych i ohydnych zmusi, wiarę osłabi, chciwością umysły zatruje. A jak starczy sił to się w Rzymie zadomowi i dopilnuje by każdy kolejny namiestnik stolicy Piotrowej niegorszą był kanalią od Rodrigo de Borja, tak zaszczytne i honorowe miejsce zajmującego w kolekcji grzesznych duszyczek.
- Ja do Noliboków się nie zbliżam. To, że korespondecja nie do adresata tylko w nasze łapska trafiła za nadto podejrzane się wydaje. Za oczywista to wskazówka, co ma pewnie tylko odwrócić uwagę i w kolejne tarapaty wpędzić. To już prędzej zdam się na wilcze zmysły pana Kotowskiego.

Rot 30-05-2021 12:36

Kociebor popatrzył zaskoczony na Czarniawę. Czyżby komplementu się dosłyszał w słowach jego? Podrapał się po głowię.
-Miło mi mości wąpierzu, że doceniasz moje umiejętności i masz do mnie zaufanie. – Myślał chwilę.
-Sam nie uważam, że to fortel z tym listem być może wszak Kusy i Wielgusz jeszcze w karczmie mówili, że ojciec panny naszej sprawie sprzyja i warto było by z nim też kilka słów wymienić. – chrząknął.
-Ale dobrze ustalmy teraz działania. Ja z Czerniawą śladem Urszuli ruszymy. Mości panowie.
– spojrzał na Bimbrowskiego i Lewko.
- Mogą z nami pojechać, albo ojca wyśledzić i kartę przetargową w kontaktach z niewiastą uzyskać. Tak chyba dobrze będzie. Ja mogę czary rzucić co pozwolą kontakt zachować i przez ogień gadać z sobą będziemy.

Lynx Lynx 31-05-2021 22:11

- Osobiście mogę po łojczulka pojechać z Panem Lewkiem. Weźmiemy Osmółke ze sobą może i tam zna tajne ścieżki. Co Pan na to?- wypowiedział się Otyły zwracając się do swojej pary w przypadłym duecie.

Deszatie 01-06-2021 09:54

Lewko ucieszył się, że Czarniawa, który utrapiony nastrój wprowadzał swą sylwetką i żałością z lica bijącą towarzyszyć będzie wilczemu synowi w tropieniu dziewki. W nastrój smętny Mazur nie chciał ponownie wpaść z jego przyczyny, dość już bowiem ostatnio zawirowań doświadczył. Chociaż Bimbrowski opojem był i grubianinem, w gnuśności się czasem nie zwykł miarkować aboś z czarciej rodziny się wywodził. I nawet jeśli Lewko wolał, by dalekim krewnym rzeczony kompan był, to jego towarzystwo w istocie nad resztę przedkładał. Abociem krew czarcia ich łączyła, piekielna swada i chytrość diablą skórę podszywająca, mimo różnic i temperamenta zgoła odmiennych.

Drażniła go jedynie ta słabość okazywana Osmółce, któren w żaden sposób nie był godzien takiej poufałości. Może młody czart mylił się w tej kwestii i smoluch jeszcze przydatnym mógł się okazać, więc ścierpiał jego obecność, byle tylko chwost zbytnio na oczy mu się nie rzucał.

- Zgoda. - rzekł Chorąży Łęczycki. - Z listu wynika, że ojciec panny po grzesznym żywocie w pustelni się zaszył... Z pamięcią u mnie wątło, ale tyć Ariuszu pewnie wiedzę posiadasz, co to za charakternik i czy chyrograf jego w piekielnym magisterium złożony? Łacno by poznać z kimże do czynienia mamy?


Do drogi Lewko się sposobił nadzieję żywiąc, iż niedawne wydarzenia za plecami ostaną i kurz niepamięci je pokryje.

Ribaldo 02-06-2021 01:24



Rozdział piąty, Na dróg rozstajach, czyli o tem jak to czereda się na dwoje podzieliła i o niecnym spisku Tatarów przeciw Rzeczpospolitej uknutym się zwiedziała


“Through the travail of ages,
Midst the pomp and toils of war,
Have I fought and strove and perished
Countless times upon a star.
As if through a glass, and darkly
The age-old strife I see –
Where I fought in many guises, many names –
but always me”
Gen. George S. Patton




Alea iacta est.
Kruk czorny, na podobieństwo węgla najprawdziwszego, rozpostarł skrzydła i wzbił się do lotu. Trzykrotnie dwór Duniewiczów okrążył i wejrzał po raz ostatni swym kaprawym okiem na miejsce, gdzie czorty harcowały.
Gruzdowo diobły opuściły, a za nimi jeno zgliszcza i spustoszenie się ostały. Kruk pod samo sklepienie wzniósł się, kędy jeno orły i sokoły prawo bytować mają. I szybował ów zwierz nocy, co moc przeogromną w sobie skrywa i wszędy śmierć i zniszczenie zwiastuje, na wichrach lodowatych od północy bieżących. Kaprawe ślepia jego, przyglądały się jak czereda u rozstaju dróg stoi tuż za wsi rogatkami się znajdującymi.
Wąpierz, co go Czerniawą zwali i lycantrop miano Kociebora noszący, na wschód się udali. Dwa czorty najprawdziwsze, Lewko i nazwisko szlacheckie noszący imić Bimbrowski, z kolei na zachód ruszyli.
Tako rozdzieliła się kompanyia infernalna, coby dwa różnorakie zadania wykonać, co się w jedno cel splatały.


Ci, co na wschód ruszyli
Powonienie Kociebor miał tęgie i ledwo przytknął nos swój do sukni Urszuli, to trop mu się wyraźny objawił. Dłonią kierunek wskazał i bez słowa ruszył przed siebie. Imić Czarniawa za nim podążył, o nic nie pytając, wszak wszytko mu jedno było, kędy droga prowadzić będzie. Ledwo bowiem złość swoją i pomstę na bogobojnych gruzdowianach wywarł, na powrót sercem jego żal potężny zawładnął i niemoc członki owładnęła.
Taką moc to anatema przez Lidkę rzuconą miała. Gdzie bowiem krwiopijca nie spojrzał wszędy truchła ludzkie widział i fetor śmierci i rozkładu czuł. Zapachy te bliskie tak mu był, że w pierwszej chwili na nie zbytniej uwagi nie zwrócił. Takoż pourywanymi kończynami w przydrożnych rowach się walającymi, nieszczególnie się przejął.
Zdawało mu się, że to kolejne oblicze klątwa chłopskiej dziewki mu ukazuje.

Dopiero, gdy pod dębem do cna z liści ogołoconym, dwa ścierwa końskie obaczył, co na nim stado kruków ucztowało, zmiarkował, że coś dziwnego się wokół dzieje. Całą przestrzeń, jak okiem sięgnąć pokrywały trupiszcza w różnym stanie rozkładu. Gdzie człek głowy nie zwróci, tam konie nieżywe pokotem leżą, broń różnoraka porzucona, a takoż kilka chorągwi wojskowych. Gdy tak całość pejzażu objął rozumem, wątpliwości nie miał, że tu się jakaś bitwa rozegrała.
- Acan - zwrócił się wąpierz przeklęty do swego towarzysza imić Kotowskiego, co z nosem niemalże przy ziemi, trop panienki Urszuli łapał - czy i ty te stosy trupów widzisz, czy to mnie, jakieś majaki dopadły?
Uniósł głowę Kociebor i rozejrzał się wokół. Ku swemu zdziwieniu i on wszędy wokół najprawdziwsze pobojowisko ujrzał.
- Do stu tysięcy kartaczy ognistych! - zaklął lycantrop - Panie bracie, to żadne majki. Niechybnie, jakaś bitwa miejsce tu miała.

Z większą uwagą obaj kompani się wszytkiemu przyjrzeli i w mig pojęli, że to nie była byle jaka potyczka pomiędzy sąsiadami, czy też jakiś zajazd taki brutalny i okrutny koniec miał. Na polach przez które droga prowadziła bitwa dwóch armii musiała się odbyć. Kilka ciał w kirysy husarskie obleczone były, a takoż i chorągiew wojsk kwarcianych.
Smutek i żal niewysłowiony serca obu piekielników ogarnął, gdy pojęli że bitwa tragiczne zakończenie mieć musiała i klęską wielką wojsk koronnych się zakończyła. Co najmniej dwie, jeźli nie więcej, chorągwi Rzeczpospolitej w pył zostały tutaj rozbite.

Jedno pytanie li tylko na usta się cisnęło - któż też sprawcą owej potwornej klęski był.
Czyżby to znowuż kozacy się zbuntowali? Abo może Moskwa kolejną wojnę Rzeczpospolitej wypowiedziała i z zaskoczenia wojska koronne wziąwszy, tak okrutnie polskie i litewskie chorągwie rozbiła?

Nim ktokolwiek wątpliwości owe wyartykułować zdołał, Kociebor spostrzegł, że kilkanaście metrów dalej Tatarzyn przez swego wierzchowca przygnieciony leży. Mimo nocy bezgwiezdnej i luny słabo świecącej, co za chmurami co i rusz się chowała, lycantrop dostrzegł, że Tatarzyn żyw jeszcze.
Piekielnicy spojrzeli po sobie i bez słowa, wolno ruszyli w kierunku niedobitka. Ostrożni byli i z razu po broń sięgnęli obaj, gdyż problem z Tatarami taki był, że nieraz trudno było takie poleskiego Lipka od członka ordy krymskiej odróżnić.

Gdy piekielnicy połowę drogi już pokonali, huk się rozległ potworny i ptaszyska, co na końskim truchle ucztowały wystraszył i do płochliwej ucieczki zmusił. Tatarski niedobitek z ukrycia z krócicy wypalił i imić Czarniawa, jak rażony piorunem z konia się zwalił.
Wąpierz, jak każde jedno dziecię nawet wie, życia już w sobie choćby krzty nie ma. Takoż kula tatarska szkody wielkiej mu nie narobiła, jeno w szubie i kontuszy dziurę uczyniła.

Wtedy też imić Kotowski coś jeszcze niepokojącego dostrzegł. Hen, hen na horyzoncie łuna ognista się pojawiła.
Znak to niechybny, że wrogowie Rzeczpospolitej nadal w jej granicach larum i gwałt czynią.


Ci, co na zachód ruszyli
Na rozstajach za Gruzdowem, czereda na dwoje się podzieliła. Imć Lewko i Bimbrowski w towarzystwie kosmatego Osmółki na zachód ruszyli. Droga do Naliboków długa i pewnikiem ze trzydzieści mil z Gruzdowa, to będzie. Całonocna zatem jazda przed piekielnikami się zapowiadała.
Pogoda do podróży nie zachęcała. Ulewa, co to nad dworem Duniewiczów panowała z wolna odpuszczała. Nadal jednako deszcze listopadowy, zimny i do szpiku kości przenikający z nieba siąpił.
Na domiar złego, Osmółka co na zadzie końskim przycupnął, niezwykle rozmowny się zrobił. Tako, jak się imić Lewko obawiał, czort chłopski za niezwykła nobilitację sobie poczytał, że z bracią szlachecką w przejażdżkę wyruszył i przez to zuchwałości i odwagi nabrał, które zazwyczaj obce mu były.

- Waszmościowie - rzekł z początku nieśmiało, ale z każdym słowem wigoru i swady nabierając - ja, to żem od samego początku wiedział, że to nasze spotkanie, to nijak przypadkowe być nie może. Któż to bowiem widział, żeby diobły tak znienacka na siebie wpadały. Toż to wbrew prawo wszelkim i dobrym obyczajom. Już że wtedy wiedział, że znak to musi być jakiś od tych, co to nad nami władzę mają. Musi to być, że wespół musimy dla jakoweś większyj sprawy działać. Dobrze to ja dumam, mości Bimbrowski?
- Dobrze, dobrze - przytaknął z grzeczności Otyły Pan, co nie tylko wbrew jego zwyczajom, ale i samej naturze było. Widać było, że musiał mu ten kosmaty czarcik do gustu przypaść niezwykle.
Ukontentowany Osmółka dalej snuł swoją opowieść.
- No, właśnie, właśnie. Ten rapt, co to waszmościowie mają uczynić, to już byłby uczyniony, gdyby tylko waszmościowie wprzódy się do mnie zwrócili. Ja znam te i owe sekreciki Duniewiczów i łacniej by to wszytko wam poszło. Pewnikiem żaden z was o istnieniu takiego poczciwego Osmółki wczyśniej nie wiedział i dopiero ekscelencyie piekielne musiały nasze drogi skrzyżować teraz, to już wszytko nam chybko i łacno pójdzie.
- Z pamięcią u mnie wątło - wtrącił mości Lewko, co to gadaniny Osmółki z zaciśniętymi wargami słuchał i li tylko iście żelazną siłą woli się powstrzymywał, coby z kocmołucha bydlęcego kołpaka nie zrobić - Pewnikiem tyć Ariuszu wiedzę posiadasz, co to za charakternik i czy chyrograf jego w piekielnym magisterium złożony? Łacno by poznać z kimże do czynienia mamy?
Zamiast Bimbrowskiego, jednak znowuż Osmółka przemówił.
- Ja wiem. Ja wiem, co to za ziółko z tego ojczulka Urszuli jest. Żadna to tajemnica niby, ale nie każden szczegóły zna. Mości Adam Duniewicz Dulębą się pieczętuje, takoż jak i córuchna jego. A Dulęba to przeta miesiąc biały, a na nim czarna głowa końska na polu czarnem stoi, jak każden wiedzieć powinien. - zabłysnął na początek czarcik wiedzą heraldyczną, po czym dalej w tonie iście mentorskim kontynuował - Od maleńkości do złego ciągnął. Już za dziecka kury płoszył, psom ogony obcinał i insze okrucieństwa dla własnej satysfakcji czynił. I jak rozpoczoł tak też im więcej lat miał, tym większe zło czynił. Gadają, że pierwszego człowieka ubił, jak miał ledwo dwanaście wiosen. Niby na polowaniu… niby przypadkiem, ale jak tam było to już nikt się nie dowie. Do kuścioła nie chodził, choć krzczony był. ale i z tym krztem to najprawdziwsze cuda były. Gadał mi jednak baba, że ksindza osikał i darl się tak, że go sam święty Piotr musiał słyszeć. Pop po złości brody golił i wychodkach zamykał. Jednym słowem okrutnik był z niego nielada. Nawyt bandę jakowąś miał, co to z nimi ludzi po traktach rabował i w samych portkach puszczał. Odmieniło mu się na chwile, jak matkę Urszuli spotkał. Uspokoił się, aleć tylko na trochę. Bo ledwo się o ciąży swej ukochanej dowiedział w mig ją porzucił i dalej na trakt łupić i gwałcić. Przytem pijanica z niego był straszliwy. Kto wie… może by i waszmości w piciu kroku dotrzymał - rzekł Osmółka w stronę imć Bimbrowskiego spoglądając - Nic zatem dziwnego, że taki charakternik chyrograf podpisał. Imienia diabła co mu ów dokument pod nos podtykał, to nie pomnę, ale wiem, że dusza mości Duniewicza do samego księcia Asmodeusza należy, co to panem jest lubieżności i…. inszych tytułów jego nie pomnę, wszka tyla tego, że kto by spamiętał. Jak już chyrograf podpisany był, to mości Duniewicz magyią się ponoć zainteresował i jeszcze większe bluźnierstwa na chwałę Piekieł czynił. Kuścioły podpalał, na Biblię pluwał i sabaty sprawował, gdzie z wiedźmami spółkował i czary czynił. To przez magyię ponoć wielgą siłę zyskał i posłuch u zwierząt. Gadają, że wilki i niedźwiedzie na usługach jego były i trwogę przed nim ogromną czuły. Widzicie waszmościowie zatem, jak zacny jest to charakternik i swawolnik z tego ojczulka Urszuli. Najzabawniejsze w tym jest to, że Urszula go nigdy, przenigdy na oczy nie widziała. Jeno za sprawę ciotki, co ją w opiekę po śmierci matki wzięła, tak żarliwie się o jego nawrócenie modliła. Tak się modliła, że aż sam anioł z nieba zstąpił i jej jakieś dziwne słowa godoł, ale to już wiecie waszmościowie, zatem nie bydę drugi raz tygo samego paplał. Mówią, że się imić Duniewicz nawrócił. Li to prawda to ja nie wiem, wszak jak to być może skoro chyrograf podpisany, toć się chyba nie można rozmyślić. Racyię ja mam mości Bimbrowski?

Osmółka odpowiedzi na swoje wątpliwości nie uzyskał, gdyż obaj panowie bracia z wielką trwogą i zaskoczeniem na horyzont przed nimi malujący się spoglądali. Na wzgórzu się właśnie zatrzymali i widok z niego mieli zacny, ale też przerażenie budzący.
Przed nimi, nie więcej jak pół mili, obóz wojskowy stał. Na oko rzec można było, że co najmniej cztery chorągwie ordy tatarskiej obóz na ziemi Rzeczpospolitej czyniły. To, że Tatarzy poddanymi chana byli nie budziło żadnej wątpliwości. Nad całym obozowiskiem bowiem zielone chorągwie ichniego proroka powiewały dumnie.

- Najazd? Jakże to? W listopadzie? - dziwił się mości Bimbrowski.
Fakt faktem, że atak ordy o tej porze roku raczej do rzadkości należał. Wiosna i lato bardziej do grabieży i rabunków się nadawały. Na zimę, to przeważnie Tatarzy z jasyrem i łupami na Krym wracali.

Deszatie 02-06-2021 12:38

- Nie słyszał jam o Osmółce i nie za wiele żem tracił z tego tytułu. - rzekł kąśliwie Mazur, na te diablika przechwałki. Ale kiedy o ojcu Orszuli tenże ordynus przemowę zaczął, nadstawił ciekawie ucha, uważnie notując, co wsiowy pyskacz wartościowego powie. Okazało się, że spryt chamski ten czarcik miał i do fam zbierania zdatny dar posiadał toteż szlachcic łaskawie wybaczył mu plątanie się u pańskiego ogona.

- Ciekawe wieści... - zamyślony Mazur nie zdołał dokończyć, bo inszy widok zajął diable zmysły.

Widok obcych zagonów i łopocących chorągwi wpierw konfuzję, a dalej gniew srogi szlacheckiego czarta wywołał. Obóz obcych oddziałów w ziemiach Koronnych! Nawet w bliskości Ukrainy osobliwą scenerią był i kazał spodziewać się znacznych komplikacyi. Tym bardziej, że równie mało prawdopodobny był bunt Lipków w służbie Rzeczpospolitej, co rodowitych Ordyńców i najdzikszych Nogajów z Chanatu poleskiej prowincji taką szarańczą opasanie. I to nie o czasie, w jaki zwykły to czambuły czynić, lecz porą zwiastująca spisek jakowyś poważnego tytułu, co ściągnąć klęskę i nadszarpnąć reputacyię wojsk koronnych mógł. Wytłumaczeniem zdołał być jeno podstęp abo niedopatrzenie sił granicę przepatrujących, co zapewne z listopadłem w hiberny się udały albo mniej czujniej niż zwykle służbę pełniły. Wnet jednak Lewko poczuł siłę nieczystą od tego zgromadzenia wionącą i pojął, że do czynienia z większym zjawiskiem mają niż li tatarskim łupieżczym najazdem.

- Oj, Panie Bimbrowski , szykuje się znaczny ambaras, a przeczucie zwykle mam w takowej kwestii nieomylne. - Chorąży Czarnej Nowiny cedził słowa wolno, krople deszczu syczały w zetknięciu z językiem i dechem gorejącym.

- Tatarzyn to tylko objaw tej niszczycielskiej siły, co zrodzona w pustyniach piekielnych innowierców, szpony swe wyciąga ku nam. Spowinowacona z owym duchem czarnym, z którym niedawno mieliśmy przeprawę. Zamysłów jej nie lza dociec, ale bacznie się nam przyglądać, bo to nie małostka, a skrytobójczy zamach czyniony zarówno na naszą piekielną dziedzinę i Rzeczpospolitą całą.

- Prywatę naszą z raptem powiązaną, odwlec musimy. - oczy Lewki rozbłysły, jakby o zgodę nie prosił, tylko wolę swą pozostałej dwójce narzucał. - Insze starania poczyńmy, z obozu trza porwać na spytki jakiego mirzę lub wodza znaczniejszego i siłą wymóc, aby plugawy odmieniec plany podstępne zdradził.

- Smółko! - zmierzył groźnie lichego chwosta, jakby karę chciał wymierzyć - Miast chwalipięcić i jęzorem pytlać, nadasz się, aby swymi łapskami podkop uczynić pod jurtę, którą ci wskażę.

To rzekłszy Chorąży Łęczycki wzrok wyostrzył, by najokazalszy namiot z ozdobami wypatrzeć, bądź inszej się wyróżniający, co siedzibę beja mógł znamionować

Rot 02-06-2021 21:47

Kociebor tropił. Ślad był ostry czysty i całą uwagę skupiał. Nie chciał teraz tropu zgubić. Bo cały czas żywił nadzieję, że piękną Helenkę odnajdzie.

Poszukiwanie przerwał mu dopiero wąpir i wtedy gdy się rozejrzał zrozumiał co było przyczyną tej drugiej woni co trop Urszuli niemiło zagłuszała.

I żal go ścisną wielki, że to wyglądało, że obrońcy Rzeczypospolitej leżeli bez życia.

Dostrzegł też szybko przygniecionego koniem Tatarzyna i w jego stronę kroki skierował.

Wtem rozległ się strzał i mości Czerniawa jak rażony gromem świętym spadł z wierzchowca. Prowadzona przez Kotowskiego kobyła zatańczyła nerwowo lecz likantrop konia utrzymał i zmusił do posłuchu wskakując na grzbiet jego.

Rozejrzał się dookoła próbując wychwycić zapach żywego człeka i prochu.

W końcu wierzchowca popędził by kręg wokół Czerniawy wydeptał i czarcimi kopytami wzniósł osłonę z dymu co by strzelcowi zadanie utrudnić a sam zaczął nucić.

„Złapał Kozak Tatarzyna a Tatarzyn za łeb trzyma. Tak tyś teraz głupie ćwieku sprzedał kulę nie człowieku. Więc policz teraz ze mną raźnie. Bo twe ukrycie spłonie dosadnie! Nim opadnie czarci pył, sam nie będziesz tutaj żył.”

I Kociebor począł do dziesięciu zliczać patrząc gdzie ochrona wroga zapłonie.

Arthur Fleck 04-06-2021 08:01

Czarniawa całą drogę od Gruzdowa milczał snując się za panem Kocieborem jak smętny cień. Rozmyślał o Lidce, odtwarzał w głowie ich ostatnie spotkanie, zastanawiał co mógł zrobić inaczej a im dłużej się nad tym głowił tym większy smutek i żal go dopadał. Normalnie poszukałby sobie jakiejś dziewki, zabawił z nią i najadł do syta na poprawę humoru, ale nic już mu w życiu radości nie sprawi. Trupy ledwo zauważał, uznając je za makabryczną projekcję schorowanego umysłu, efekt przerażającej klątwy rzuconej przez słowiańską wiedźmę. Nawet gdy Kotowski wyprowadził go w końcu z błędu dla von Czirna krajobraz po bitwie wydawał czymś nieistotnym. Zbyt skupiony był na sobie, nie interesowały go już sprawy Rzeczypospolitej, królów i książąt. Kiedyś by zapłakał nad losem panów braci, szablę dobył by wymierzyć katom sprawiedliwość, ale nawet z dumy szlacheckiej go młoda wiedźma okradła, zostawiła w nim tylko dojmującą rozpacz.
Żałował, że tatarska kula ze srebra nie została odlana, że nie zabolało bardziej. Pozwolił by pan Kotowski swoje czary odprawił, bezpiecznym kręgiem z dymu wąpierza otoczył. Pozostał w nim, myślami wśród pobojowiska szukając tego co odważył się na nich rękę podnieść i za spust pociągnąć. Chciał wejść mu do głowy, przyjrzeć wspomnieniom, dowiedzieć skąd Tatarzyny przyszli i dokąd zmierzają. A gdy już ujrzy całą prawdę, posili krwią niedobitka.

Lynx Lynx 04-06-2021 11:00

-Kryjmy się.- powiedział wpierw poddenerwowany Bimbrowski widząc co tam na drodze ich czeka i dopiero w gąszczu podjął rozmowę.

- Beja porywać? Toś to niebezpieczne w taką hordę się pakować, a w dodatku ja za gruby na tunele.- odpowiedział na plan swego kompana Lewka.

- Proponuje zrobić to co już robiliśmy wywołajmy pożar. Ustawimy Osmółkę, by ordyńców obserwował i dał znać co zrobią. My w tym czasie kontynuować misję będziemy, by Pana Adama odnaleźć i przekonać go by dla ojczyzny ratowania swą hulaj partię raz jeszcze zebrał, by mocą piekielną wilki i niedźwiedzie na wsparcie przyzwał i wspólnym wysiłkiem tatarów przegnali i Rzeczpospolitej bronili. Zobaczymy co bardziej ceni. Duszę czy Ojczyznę?- dał swą propozycje Otyły Pan

- Nie bój się. Jak swymi czynami kraj obronisz to sam król panujący, lecz nie rządzący cię wyniesie i nagrodzi i może nawet do stanu szlachetne Cię wyniesie poprzez proces nobi... nobu... nobilitizacji zacny czarcie. Pamiętaj musisz jednak się niepomiernie zasłużyć.- zachęcał do wysiłki Osmółkę Pan Bimbrowski, aby się nie bał i do trudu zachęcić.

- Co Pan Panie Lewko myśli? Sabotaż drobny i ruszać dalej brać szlachecką do obrony Rzeczpospolitej zbierać? Czy dalej porwanie chcesz próbować?- zwrócił się na powrót do szlachetnego kompana chcąc poznać jego zdanie.

Deszatie 04-06-2021 11:42

Lewko ważył słowa Pijanicy i znać było z oblicza, że wątpliwości ma i rozterk wyraźny. Po dłuższej chwili dopieroż przemówił:

- Ariuszu, tęgi kompanie i miły mi bracie! - zaczął jowialnie tak, by zjednać opilca. - Siąpi nieprzerwanie od kilku dni jakby kto ceber w niebiesiach obrócił, ziemia od tego deszczu rozmiękła, materie jurt nasiąknięte sprawią, iż ogień łatwo się ich imać nie będzie i nadzieje tedy nikłe, że wywołamy ognie i zamęt wielki w obozie. Wolałbym chytrzejszego sposobu spróbować, bo rozmiękłe grunta sprawiają, że nasz mały Huncwot... - Osmółka wyczuł bezbłędnie, że o nim mowa, nim jeszcze czarci pazur wycelowany weń został. -... z podkopem do namiotu z poświatą wnet się uwinie, resztę zaś biorę na siebie...

Aby trwożliwego czarcika do zadania zanęcić, słowa z estymą ku niemu powiadał:

- A tobie dziarski Osmółko jeno rzeknę, że zasługi twe wobec Rzeczpospolitej u samego Kniazia Boruty przedstawię, byś zaznał honorów godnych i na hojność Wojewody Łęczyckiego mógł liczyć.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172