lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Sakramencka czereda (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/19194-sakramencka-czereda.html)

Lynx Lynx 16-08-2021 22:33

Pan Bimbrwoski krasny na twarzy zaspokoiwszy pierwsze pragnienie spostrzegł, że kto znajomy się zbliża. Mości Lewko się pojawił, a ktoś dalej uporczywie mu szeptał sny o potędze. Problem był taki, że ten ktoś chyba tegoż demona nie rozumiał w pełni. Jak ktoś taki jak ten diaboł miał bratać się z kimś kto gorzałka gardził. No głupiś ten demon pohański, nie tak bystry jak ten z rzeczpospolitej, ale wiadomo, że gorzałka tylko tęgim głową służy.

- Ochh... Mości Pan Lewko, a no mam plan, a brzmi on weź do ręki kielich swój i wypij aż do dna. Obca magia nam nie straszna i groźna jeśli szlachetny napitek w nas płynąć będzie, a ja jeszcze to spożycie pobłogosławię, a przy okazji.- zrobił przerwę, by do zgromadzenia się teraz zwrócić.
- Znacie mnie i wiecie pewnie co wam rzeknę. Na zdrowie, a kto nie pije tego we dwa kije. Niech trunek się leje i w głowie szumi. Tosz nam pochański gin nie straszny boś go na przechył mamy!- Zakrzyknął do zgromadzenia po czym wyzerował toniaka resztki.
- No, a teraz na psiesyny kozojebce huraa za Rzepospolitą!, Salutem Diabolus!, Na psiesyny żwawo!- zachęcał do boju zgromadzenie, po czym jaki dwóch diabołów, czy ki wie kogo zatrzymał każąc sobie zacną bekę miodu, czy czego równie strawnego przytaszczyć. Sam zaś ruszył w kierunku Hetmana, bo ten coś się kompana z czeredy chyba do końca nie zrozumiał, bo stoł i się patrzył.
-Mości Panie yyyy... Gosiewski. Proszę uracz mi swej buławy, bo mi jej potrzeba, aby złego pohańca przegnać, a sam uczyń to co mój kompan wcześniej radził obojętnie co by to nie było.- zwrócił się do szlachetki diabeł. W sumie sam nie wiedząc co tamten ma zrobić oprócz tego, że buława ma mu za tłuczek posłużyć. W militaria i strategii i te różne sretie takie za bardzo się nie znał. Cóż bywa.
Czort ten wiedział tyle. Wróg idzie, wiec ktoś go zająć musi. Dwa kamyk moc ma. Trzy w obecnej formie jest niestrawny. Cztery jakby go tak pokruszyć i w miodzie, czy czym innym trunku potopić to może zły wpływ utraci, a napitek mocy zyska, a sam Bimbrowski będzie się mógł nim uraczyć.

Deszatie 17-08-2021 09:59

Więcej się Lewko spodziewał po swoim diablim kompanionie, że na jaki przedni koncept wpadnie ten szalbierz, acz Bimbrowski w amoku pijackimi ciągot swych nie krył i nie wiada było, jak traktować tego Opoja, a zamysły jego czarciej natury i nadzwyczaj pokrętnego pomyślunku pojmować.

Lecz oczywistą prawdę rzekł tęgi Birbant, iż nie zaszkodziłoby sobie animuszu dodać przed walką i choć krzynę okowity lub miodku pokosztować, później nie będzie czasu na takie specyjały. – pomyślał Chorąży, w tym znajdując lichą pociechę, sięgnąwszy po bukłak.

Bo zdawało się, że wsparcia od wojsk koronnych nijak nie otrzymają i to czarnej kompanii przypadnie w udziale impet ataku wrogich sił przyjąć. Uporczywa myśl nie dawała mu jednak spokoju, że magię przeciwnika wystarczy rozproszyć z kamienia pohańskiego bijącą, a wtedy Tatarzyn mocy pozbawion, rychło pola odda i rejetradę wnet uczyni, ku uciesze czarcich zastępów…

Ribaldo 21-08-2021 21:41



Ziemia cała drżała, niczym osika, kędy pohańskie tabuny, poleskie pola przemierzały i ku rzece Wiliji zmierzały. Tętent końskich kopyt niósł się na wiele mil, a takoż samo jak i ciężkie kroki pustynnych maszkar, dżinów, ghuli, ifrytów i qutrub.
Takiej demonicznej plejady, to na świecie dotąd nie widziano i najazd ten na wieki zapamiętany będzie.
Rzeczpospolita, jak nigdy jeszcze do tej pory w zagrożeniu wielgim była. Kraj, co przedmurzem dla całej krześcijańskiego świata był, w swej historyi odpierał już ataki Turków, Moskwiczan zajadłych, Kozaków co na Dzikich Polach zamieszkują, a także Szwedów zdradliwych. Ten kraj, co wojnami na wielu frontach umęczon był, teraz z armią co z samego pohańskiego piekła nadeszła, a w ichniej mowie Jahannamem zwanym, mierzyć się musi.
I gdybyż jeszcze obrońców licznych Rzeczpospolita miał. Defensorów i protektorów odważnych, zbrojnych w oręż święty i wiarę prawdziwą, to nadzieję można byłoby mieć, że z boju owego wyjdzie ona zwycięsko.
A któż stanął na podmokłym poleskim polu, by odpór pohańskim najeźdźcom dać?
Aż strach o tem wspominać, bo serce na sam widok tej watahy zbójeckiej się kraje.

Szelmy najgorsze, zbójcy, co po gościńcach łupią, zwykli mordercy, ale też i diabły najprawdziwsze, utopce i bezkosty i biesy zwykłe, po drugiej stronie stały. I po prawdzie trudno rzecz było, czy przybyli tutaj, by ojczyzny bronić, czy jej agonię i rychły zgon celebrować. O chorągwiach koronnych i pospolitym ruszeniu, to aż wstyd wspominać, gdyż bitwa się nawet nie zaczęła, a w obozie taki chaos i bezład zapanował, jakby to już wróg podły tysiące polskich rycerzy wytrzebił.

Hetman zaś, co buławę dzierżył i prym nad całym obozem miał, otoczon przez diabły został i do abdykacyi namawiany był. I zdało się, że znikąd pomocy oczekiwać nie może, gdyż cała jego armia dzielna w rozsypkę poszłą i nawet najwybitniejszy oficyerowie i żołnierze umysł postradali, jeno krzyk i larum wokół wznosząc.

Zaiste straszna to była noc, a Luna mroczna jeszcze nawet w zenicie nie była


“Bóg nie szlachcic pijany, co złociszem błyska”
Jacek Kaczmarski “Pana-Rejowe gadanie”


Arkadiusz Bimbrowski, a takoż Lewko
Hetman Gosiewski, jak każdy szlachcic Boga miał w sercu, ale ni krzyżem po kościołach nie leżał, ni na kolanach do Częstochowy pielgrzymek nie odbywał. Kędy jednak parę diabelską ujrzał, coś go za gardło ścisnęło i gęsia skóra na całym ciele mu wystąpiła. Nie poddał się jednak starchom i tak rzekł, kędy go pijanica sławny w całym piekle do abdykacyi namawiał.
- Zaufania opilcu za grosz nie wzbudzasz, a i język ci się plącze, choć ledwo żeś co dopiero dziób w kielichu zamoczył. Za to - tutaj pan hetman w stronę imić Lewki się zwrócił - waszmość… siarką od ciebie czuć, aleć jeśli po prawdzie z pohańskimi demonami nam się bić przyjdzie, tędy co nam innego pozostaje, jak pod komendę naszych, polskich diabłów się oddać.
I już imić Gosiewski dłoń z buławą wznosił, by mu ją oddać, gdy nie kto inny, a imić Duniewicz naprzód się wysforował i tak do hetmana rzecze.
- Na rany Pana Naszego Jezusa Chrystusa, nie czyń waść tego! Nie tylko zgubę na swą duszę sprowadzasz, ale i kraj cały w demoniczne łapy oddajesz.
- Zamilcz chamie! - ryknął imić Gosiewski - Jakim prawem, ja się pytam? Kto dał ci prawo, by mnie, hetmana litewskiego ganić i pouczać?
Imić Duniewicz na kolana padł i ręce postronkiem skrępowane do nieba wzniósł i błagalnym głosem do hetmana przemówił:
- Na świętą krew Zbawiciela, zaklinam cię waszmość, nie czyń tego. Ja wiem, żem warchoł, infamis i charakternik, co samemu diabłu duszę zaprzedał i zgubę na wielu ludzi sprowadził. Bóg jednak do mnie przemówił i serce me odmienił. Od lat wielu, jako anakoreta żywot wiodę i o przebaczenie za moje grzech, dzień i noc błagam. Jeźli zatem chcesz mości hetmanie buławy się zrzec, to równie dobrze możesz mnie ją oddać. Pożytek większy z tego będzie, bo doświadczenie w wojennym rzemiośle mam i do ludzi przemówić umiem, a co najważniejsze, nade mną mości Gosiewski władzę masz, a ja posłuch twem rozkazom zawsze dam. A on… - imić Duniewicz spojrzał na Mazura - to diabeł z piekła rodem, co prawdę i honor za nic ma.

Słysząc te słowa imić Gosiewski zawahał się i spoglądał to na mości Duniewicza, to na mości Lewkę i nijak wyboru podjąć nie umiał. Tymczasem wiatr, co to ze wschodu coraz mocniej dął, z kolejnym porywem dudnienie bębnów pohańskich przyniósł. Tatarska orda już niemal w zasięgu wzroku była.


“Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie”
z Listu do Rzymian św. Pawła


Kocibor Kotowski
W inszej części obozu, lycantrop przeklęty w twarz wysuszoną ciotuchny spoglądał i czekał, a aż ta siły zbierze, by do niego przemówić.
Kobiecina słysząc wieści, że jej siostrzenica cała i zdrowa z wielką ulgą westchnęła.
- Teraz mogę już umrzeć - rzekła ni to do Kociebora, ni to swego opiekuna, ni to do samego Boga.
Ostatnie siły w sobie starowinka zebrała i ciężkim, dyszącym głosem ku mości Kotowskiemu przemówiła.
- Ladacznicę zabij, a siebie zbawisz i kraj cały ocalisz - jej wychudzone i pomarszczone dłonie na świętej broszy się zacisnęły i ponownie w rękę Kociebora ją wcisnął. Gdy tylko dotyk ciotki Rozalii lycantrop poczuł, wnet go dreszcz potworne przeszły, jakby go kto wodą święconą skropił. - To oręż twój, nim szeregi pohań…

Dalszej części instrukcyi Kociebor już nie dosłyszał, gdyż ciotuchna w pół słowa zamilkła i ducha wyzionęła. Młody chłopak, co przy jej wezgłowiu stał, przeżegnał się i po chwili oczy Rozalii zamknął. Krzyż srebrny ściskając, co mu na szyi wisiał, w te oto słowa do lycantropa przemówił, a głos mu przytem ze strachu drżał, jakby przed samym jego królewską mością stawał:
- Jeźli okruszyna dobroci w twem bestialskim sercu tkwi, otwórz się panie na bożą miłość i z pomocą tej relikwii zabij wiedźmę.


“Zaufałem Ci, a w zamian
Przyjebałaś mi w pysk czymś bardzo ciężkim “
BFF - “Zobacz dziwko co narobiłaś”


Gabriel Czarniawa
Mości Czarniawa milczał, a wraz z nim cała infernalna gromada, co się na wzgórzu zebrała. W tej chwili wiekopomnej nikt nie ważył się głosu zabrać, by nie zburzyć jej majestatu. Każden jeden, choćby najpodlejszym zawalidrogą był, sprawę sobie zdawał, że wielkie rzeczy się przed nimi rozgrywają.
I choć wszyscy spodziewali się, że będą świadkami iście mistrzowskiego oratorskiego pojedynku, to nawet sam dźwięk ciszy, jeno wiatrem wschodnim przerywanej sprawił, że napięcie wielgie w powietrzu wisiało i niemal pioruny strzelały od krzyżujących się spojrzeń wąpierza przeklętego i Lidki, córki wójta z Gruzdowa.

I kędy mowę swą mości Czarniawa wygłosił do umysłu Lidki wnikając, ujrzał w jej oczach coś, co mu jego martwe serce w żelaznym uścisku zamknęło i ostatnie krople krwi jęło z niego wyciskać.
Na dnie jej kryształowych oczu tkwiła zagubiona jej dusza biedna, chłopska i prosta. Pośród mrok, który je wypełniał, a któren niechybnie z samego dna piekieł pochodził, ledwie iskierka maleńka tkwiła zagubiona. Ostatki, resztki prawdziwej świadomości, dziewczęcej, niewinnej i dobrej. I z dna owego mroku, ta maleńka iskierka, którą żar miłości jeno podtrzymywał, krzyczała błagalnie ku Czarniawie:
- Ratuj!

Nim jednak mości Czarniawa rzec cokolwiek, abo zrobić zdołał Lidka na Mściwoja Łaszcza spojrzała. I choć nic dziołcha z Gruzdowa nie rzekła, to infamis z konia zeskoczył. Szablę z pochwy dobył i klęknąwszy przed dziewczyną ofiarował jej. Ta dar bez słowa przyjęła, szybkim i zgrabnym ruchem w kulbace zasiadła, po czym w stronę imić Czarniawy się zwróciła.
- Obyś zdechł psie zdradziecki - krzyknęła, a następnie splunęła flegmą ohydną na niego.
W tenże sam sposób reszta piekielnej gromady na wzgórzu zebranej uczyniła.
- Zdychaj kundlu podły - powtarzano po wielokroć.

Lidka tymczasem szablę Mściwoja Łaszcza ku niebu wzniosła i gromki rozkaz wydała:
- Za mną!

Deszatie 21-08-2021 23:36

Do mnie, do mnie wichrów dzieci -
to nie jęk mój - to nie ja -
coś tam pada, coś tam świeci -
Czarna gwiazda, moja łza.

T. Miciński "Zawierucha"


- Duniewicz! A może ty koncept jaki masz na te zdradzieckie pohańskie hordy, co na kolana chcą Rzeczpospolitą rzucić i orle gniazdo zatruć po wsze czasy? Tedy i buławę hetman może ci przekazać. Decyduj szybko Waszmość, pókim jeszcze cierpliwy i w amok bitewny nie wpadłem! – diabeł ostatnie słowa niemal wysyczał, jak bestia wężowa język wystawiając.

- Czy w odruchu rozpaczy angioły wezwiesz z niebiańskiej Archaniela chorągwi? – skrzywił się młody czart z wyraźną odrazą, kiedy wyrzekał te słowa, jakby co najmniej beczkę dziegciu haustem połknął.

Równocześnie Chorąży niepokoił się, gdzie jego łęczycka kompania się podziała? Czemu zwlekają? Toć to do ich charakterów porywczych niepodobne! Gdzież to trujący kwiat biesów, co szydzili z zagrożeń i gotowi rzucić się samotnie na wrogów? Rogaliński, co szablą i zbuntowane diable zastępy zdolny w gniewie był wysiec, gdzie mocarny Trzcinka, który sosnami ciska, niczym dziecko draską? Wideradzki co jeno groźnym spojrzeniem spopiela, Rokicki jak wicher szybszy od Tatara w stepie? Pronobis czarownik i Zawisza klecha potępiony i na pamięć xięgi plugawe znający?

Popatrzył zaniepokojony i rozeźlony na wzgórze, gdzie charakternicy i infamisi nieruchomo zastygli. Dał znać chorągwi zamachem, aby do szarży się szykowali, bo wróg już niemal w pełni na widoku się okazał. Szabli magicznej Lewko dobył i ustawił się hardo naprzeciw tej złowieszczej nawały, co samym swoim widokiem łamała opór i słabe umysły w obłęd pchała.

Ukłucie bezradności wyrzucił z duszy, nie skalany strachem wpatrywał się nienawistnie w tych, co czarnej ojczyzny wolność chcieli zawłaszczyć i wszystko, co cenił i miłował odebrać… Czarci żywot sens by stracił, gdybyż w takim świecie przyszło mu ocaleć… Lepiej zginąć z szablą w ręku, niż upadek Rzeczpospolitej oglądać….

- Panie Bimbrowski! – zwrócił się do Pijanicy. - Kompan z ciebie był zacny, mimo żeś frant, szelma i opój. Nie wiada gdzie i kiedy przyjdzie nam się spotkać. Kto jednak w Szatana wierzy, ten ani chybi zysk odbierze w czarnym zamku…

Znak diabli szablą uczynił, by oddać tym samym szacunek Rogatnikowi i na śmierć w boju zaciętym się gotował…

Arthur Fleck 21-08-2021 23:45


I'll protect you from the hooded claw
Keep the vampires from your door
When the chips are down I'll be around
With my undying, death-defying love for you

Frankie Goes to Hollywood - "Power of Love"


Jak mam cię ratować ukochana, jak ci mam ja pomóc, skoro samemu sobie nie potrafię, pomyślał z rozpaczą wąpierz padając na kolana w błoto. Mroczna siła z jaką się mierzył, siła, która pożerała czystą i niewinną duszę Lidki przerastała go. Uginał się pod jej potęgą, czuł malutki i bezwolny. Gdy odjeżdżali stał i gapił się na nich jak cielę. Zamiast tętentu kopyt i gniewnych pokrzykiwań w uszach dudniło mu to jedno słowo, które zdołała wypowiedzieć nadludzkim wysiłkiem.
Ratuj
Wtedy coś się w Gabryjelu Czarniawie zaczęło zmieniać. Długie smukłe palce złożyły się gniewnie w pięść. Podniósł powoli głowę ku górze i gdyby ktoś w tym momencie go obserwował, zobaczyłby jak wampirze ślepia, do tej pory martwe, rozbłyskują dziwnymi iskrami. Zupełnie jakby nie klęczał przed nim martwy od lat krwiopijca, lecz całkiem żywy człowiek, żądny zemsty, skupiony i zdeterminowany. Na twarzy mężczyzny pojawiły głębokie bruzdy i zmarszczki rzucające na blade lico złowrogie cienie, dookoła nagle zrobiło się zimno, zupełnie jakby całe piekło skuto lodem. Von Czirn podniósł się z kolan i wyprostował a potem wyciągnął przed siebie, jedyną zdrową rękę. Skierował ją w stronę odjeżdżających jeźdźców, prowadzonych przez opętaną czarownicę ku zgubie.
Znów użył tej samej magii, jak wtedy gdy na dworze Duniewiczów zamierzał pozabijać w ślepym gniewie krześcijańskich rycerzy. Nagle przed Mściowojej Łaszczem i jego kamratami pojawiła wielka ściana ognia sięgająca czubków drzew. Na tym jednak Czarniawa nie poprzestawał. Znów postanowił opętać i przejąć kontrolę, ale nie nad żadnym z rycerzy, nie nad Lidką a koniem, na którym siedziała dziewczyna. Nawet jeśli był to rumak z piekła rodem, jego zwierzęcy umysł nie mógł się równać z mocą Azraela von Czirn. Wąpierz przywołał go do siebie, kazał popędzić galopem, tak by czarownica nie miała odwagi zeskoczyć i skręcić sobie karku.
Gdy znalazła się w końcu w zasięgu jego ramion, koń zatrzymał się a on wskoczył na jego grzbiet, znajdując za plecami Lidki. Potężnym ciosem zdzielił ją przez głowę, próbując pozbawić przytomności. Gdy obezwładnił ukochaną, pędem ruszył przed siebie, w ciemną noc. Za plecami zostawił kolejną ścianę ognia, by Mściwoj ani żaden inny infamis nie podjęli pościgu.
Wiedział, że najprościej córkę wójta byłoby zgładzić. Tak by zrobił z każdym innym wrogiem. Wyssał z niego życie do ostatniej kropelki krwi lub skręcił kark. Jej chciał oszczędzić tego losu. Mało tego. Zamierzał wyciągnąć z niej Mrok i próbować ocalić jej duszę. Swoim wyznaniem udało mu się przebić przez Ciemność, przez jeden ułamek sekundy usłyszał głos swojej ukochanej. Gdyby mieli więcej czasu, gdyby zostali sam na sam…
Gabryjel Czarniawa zanim dołączył do Sakramenckiej Czeredy wydawał się zepsutym do szpiku kości cynikiem. Posiadał niezwykłe wąpirze talenty, władał magią i ludzkimi umysłami, napawał swoją diabelską siłą. Jednak tej nocy po raz pierwszy uwierzył, że istnieje moc potężniejsza niż każdy jeden czar, klątwa czy egzorcyzm. I on tą moc posiadł na nowo, jak w poprzednim życiu, kiedy poznał Katarzynę. Żony nie udało mu się uratować, ale z Lidką wciąż miał szansę.
Próbował zyskać na czasie.
Próbował zostać z nią sam na sam.
Potęgą swojej miłości chciał uwolnić jej piękną duszę od Zguby.

Rot 22-08-2021 22:14

Kociebor cofnął się czując jak potworny dreszcz przeszywa mu ciało a w duszy ciska się obrzydzenie i kiedy przemówił w głosie pobrzmiewał mu czysty gniew.
-Nie… Nie! To być nie może! Co to za bóg co zamiast wybaczać każe zabijać. To ten sam bóg co niewinne dziecko klątwą okrutną przeklął tylko dlatego że siódme było i poczęte w niedzielę! Szatan mi więcej dobroci i zrozumienia okazał niż całe wasze krześcijańskie bóstwo. Zimne, odległe i jakże okrutne! Więc mości panie wsadź se tę broszkę w rzyć. - powiedział dając błyskotkę chłopakowi.
-A mi pokój dajcie. Ojczyzny będę bronił tak jak umiem ale nie jestem mordercą. Co by kobietę zabijać tylko dlatego że za magię się wzięła i może kilka błędów popełniła. Za wiele już widziałem takich egzekucji strasznych bym sam miał przyłożyć do tego rękę. Idźcie z tym precz ode mnie. Bom ja żem nie pies że do mnie mówić „bierz ją” i na dziewczynę jak tresowane zwierze posyłać. - powiedział kierując się do wyjścia co by ze swoimi dać opór najeźdźcy.

Lynx Lynx 24-08-2021 21:51

Pomachał diabeł ten kompanowi swemu Lewkowi na pożegnanie zapewniają, że obojętnie co się stanie to się jeszcze razem napiją. Tu na tym łez padole, lub tam gdzie już nadziei nie ma.

- Duniewicz !? To ty? Ale żeś się chłopie stoczył.- zadziwił się Bimbrowski spodziewając się czegoś więcej niż kogoś wyglądającego jak dziad kloszardny w dodatku trzeźwy co było, jest i będzie niespodziewane.

-Za długo to trwa.- rzekł z westchnięciem Otyły Pan chuchając w stronę wiecznie zastanawiającego się Hetmana. Dodał trochę swej mocy do tego, a i bez niej zapach z jego paszczy był powalający.

-A ty bądź cicho, albo to, albo cała twa rodzina w zatracenie pójdzie. Chcesz dobrego zakończenia to będziesz grzeczny i zrobisz co Ci mówię.- pogroził palcem Bimbrowski w stronę ex-charakternika.


Liczył, że Hetman nie ma opieki boskiej, która by jego mocy się oparła, oraz Duniewicz pójdzie po rozum do głowy i zrozumie dla kogo ma tu robić i co się może stać jak "grzeczny" będzie i grzeszyć nie zacznie. Liczył, że uporawszy się z dwoma upierdliwcami to teraz uda mu się jego wspaniały plan zrealizować. Co tu dużo mówić. Liczył, że szybko mu tą bekę przyniosą, oraz kamień da się pokruszyć, bo znów go suszyć zaczynało.

Ribaldo 26-08-2021 23:51


“Kiedy ludzie patrzą w ogień, ich oczy są bardzo szczere.”
Haruki Murakami -”Wszystkie boże dzieci tańczą”



To już nie był pospolity rajd, najazd hord stepowych jakich wiele już było, co li tylko po jasyr i łup obfity w ziemię polskiego królestwa wchodzą. Ci co jeszcze nadzieję mieli, że to zwykły kaprys tatarskich bejów, iż listopadową porą swe tabuny na północ gnają, wyzbyć się jej musieli, gdy tylko kolejne wioski, kościoły i dwory w ogniu stawały i rzeź krwawa się w nich dokonywała ręką dzikich pohańców czyniona. Ci zaś co jeszcze ostatki wiary mieli, że się najazd rychło wypali, abo że polskie chorągwie bunt stłumią, stracić je musieli, gdy zastępy infernalnych bestii wędrujące przez podmokłe poleskie pola ujrzeli.

Na ten widok jasnym wszem się stawało, że to wojna najprawdziwsza koronie polskiej wytoczona. Wojna niezwykła, gdyż sam sułtan otchłani bezdennych, armię ordyńców przeciw Rzeczpospolitej wysłał.
Wielka to zatem rzecz i w historyi całej nieznana, coby demony, ifryty i dżiny w jednym szeregu stały i do zguby całego kraju parły.

Kędy Lipek młody w mizmar długi i cętkowany zadął, wnet niebo czarne i bezgwiezdne grad strzał ognistych zakrył tak, że zdało się wszystkim iż to żar i gniew boży w czystej postaci na ziemię spada.

Obóz wojsk koronnych wnet ogniem się zajął, co jeszcze tylko chaos i bezhołowie panujące pogłębił. Wokół zaś nikogo, kto by komendę przejął i ludziom do rozumu przemówił.
Sroga godzina wybiła, a kostucha w białe szaty przyodziana na wzgórzu samotnym stanęła i kosę o kamień ostrzyła. Gdy kto w jej oblicze koszmarne spojrzał, żuchwę od śmiechu dygoczącą ujrzałby.


“Come come to the sabbath
Down by the ruined bridge
Witches and demons are coming
Just follow the magic call
Come come to the sabbath, down by the ruined bridge
Later on the master will join us
Called from the heart of hell”
Mercyful Fate "Come to the Sabbath"


Gabriel Czarniawa
Nie Luna, ni gwiazd blask srebrzysty mroki tej nocy rozświetlały, jeno ogień najprawdziwszy, najgorętszy, co z samego dna Tartaru pochodzi. Z jednej strony niezliczone miriady pohańskich strzał, co w niebo wzleciały, a z drugiej fronton krwistoczerwonych płomieni, co go przeklęty na wieki wąpierz siłą umysłu wzniecił.
Doprawdy iście piekielna sceneria na poleskich równinach się objawiła.

Dla obrońców polskiej koronny, zaiste potrzask to był i pewnikiem gwóźdź do trumny dla wielu z nich. Czarniawa w innym celu, jednakoż mur ten postawił. Nikt jednak jego konceptu nie znał, stąd też słusznym się zdawało wszystkim, że to pohańców robota i zmysł ich strategiczny, co wojska koronne w pierścieniu zamknąć.

Czarniawie jednak nie w głowie wojna infernalna, dobro Rzeczpospolitej, czy nawet los towarzyszy z sakramenckiej czeredy, co przeta w obozie stali. Umysł jego cały, dusza cała i pełnia jestestwa na jednym li tylko skupiona była. Duch nocy, krwiopijca straszliwy, przeklęte dziecko nocy, o niej tylko myślał. Lidkę, córkę wójta z Gruzdowa, ów rycerz mroku chciał ocalić. Niewinność jej nieskalaną ze szponów oćmy straszliwej i obleśnej chciał wyrwać.
Dla niej to wszytko robił, na żadne konsekwencyie, li implikacyie nie zważając.

Na koniu karym gnał więc wapierz przeklęty, Lidkę nietomną w ramionach tuląc, a wiatr włosy mu rozwiewał i w uszach szumiał. W szumie tym zaś szepty i głosy ukryte były, co jak węże do umysłu krwiopijcy się podkradały.

- Ratuj miły.

- Chodź, chodź ku mnie.

- Tu, tu.. wybaw mnie.


Pędził Czarniawa w szum się wsłuchując i mrok go do swej piersi tulił, tak jak on Lidkę swą ukochaną i coraz mniej szczegółów wokół widział i nim się spostrzegł, świat cały jakoby istnieć przestał. Jeno mrok i ciemność bez choćby najdrobniejszej okruszyny światła.
Rumak jego zwolnił, a po chwili zatrzymał się, drogi przed sobą nie widząc.

Jeno dudnienie końskiego serca i nierówny oddech dziołchy z Gruzdowa, namacalnym dowodem były, że świat się jeszcze nie skończył. Ni ksiąg nie musiał czytać, ni znaków dostawać, by wiedzieć co się stało.

Jak ongiś we dworze Duniewiczów, tak teraz i tu oćma go dopadła. Pohańska, obca siłą, co za całą awanturą z raptem i wojną piekielną stała. Kto zacz? Skąd on? Abo oblicze jej jakie? Tego Czarniawa nie wiedział, bo i skąd.

Jednego li tylko pewien był. Tu się sprawa rozsądzi. Tu się żywot jego nieśmiertelny dokona i abo on duszę dziewczęcą, niewinną z łap Oćmy wyrwie, abo ona ich oboje pożera, a później pewnikiem i kraj cały.

Drobne ziarenka piasku przesypywały się w boskiej klepsydrze, a im dłużej szum ich słychać było, tym więcej szczegółów wąpierz przeklęty z ciemności wydobywał. Pojął, że w labiryncie się kamiennym znajduje, a w sercu tegoż Lidka najprawdziwsza na niego czeka, a z nią wraz demon przedwieczny, co mrokiem włada.

Niewiele widział Czarniawa, jeno zarys ścian delikatny, jakoby ktoś węglem szkic jeno ich uczynił. Wzroku nie potrzebował, gdyż serce go prowadziło i więź mentalna, co ją ze swą ukochaną miał i po niej, niczym po przędzy Ariadny szedł on wolno w kierunku centrum zawiłej budowli.

Stanął w końcu Czarniawa u celu. Wokół li tylko lepka i wilgotna, niczym łapska dewianta co to chory pociąg do dzieciątek niewinnych czuje, ściana mroku olbrzymia. Oćma go otaczała, niczym sfora psów wygłodniałych. Ocierała się o niego i do wnętrza wejść próbowała. Umysł wąpierza, jednakoż twierdzą był mocarniejszą niźli Kamienic Podolski, co rubieże Rzeczpospolitej osłaniał i Miastem Niezwyciężonym był zwany.


Pulsowała oćma i dyszała ciężko, jako zwyrodnialec obleśny, co się na samotną młódkę zasadza. Na nic jednak jej próby i starania. Niewzruszon pozostał Czarniawa, bo bliskość Lidki czuł i dla niej wszelkie napory i ataki gotów był wytrzymać.

- Mocnyś - posłyszał szept plugawy tuż za swym uchem - Dobrze… Chcesz ją? - pytanie zadudniło w mroku niczym dzwon Zygmunta z wawelskiej katedry - Bierz! - ryknęła oćma, aż się cały świat zatrząsł.

Diament maleńki na ziemię upadł, ledwo pół kroku od Czarniawy się zatrzymując i choć ni jeden promień słońca na niego nie padał, to lśnił on w ciemności, jak gwiazda zaranna.

- Bierz, bacz jednak że ratunku ni dla ni dla ciebie nie ma. Bóg was nie weźmie boście duszę Złemu zaprzedali. Szatan was wyklnie, boście go zdradzili i miłością waszą on gardzi i rzyci ma wasze amory. Tędy sami na dnie Szeolu będziecie i po wsze czasy trwać tam będziecie w cierpieniu i smutku. Takiego ratunku dla niej chcesz?

Wybrzmiało pytanie Oćmy wprost w sam środek jaźni wampirzej i człowieczej wyszeptane.
I cisza zaległa niebywała, nieludzka. Bezdźwięk z nie z tego świata. Diamentowy okruszek duszy migotał u stóp Czarniawy, a Oćma krążyła wokół nich, na podobieństwo bestii wygłodniałej.


“Cóż za śmiałość w tych Polakach! “
Napoleon Bonaparte


Arkadiusz Bimbrowski, Lewko, a również Kocibor Kotowski
Róg, co jak koza zarzynana brzmiał, sygnał do ataku dał. Niebiosa zapłonęły i larum wielgie się w całym obozie koronnym rozległo, jakby kto dusze rycerzy polskich na strzępy rozrywał.
Strzały ogniste na namioty i wozy spadły, wnet pożary wzniecając. Dudniący rechot ifrytów na wiele mil słyszalny się rozległ i resztki rozumu obrońcom Rzeczpospolitej odebrał.

Zaiste straszliwszego widoku żaden kronikarz nie widział, kędy husarze, piechota i wszyscy waszmościowie, co na pospolite ruszenie się stawili, biegali wokół niczym ogłupiałe dzieci, jedni do Boga modły wznosząc, inni złorzecząc mu i grożąc. Jedni się po ziemi tarzali, a inni w ogień skakali ulgi w objęciach śmierci szukając.

Mości Lewko toast ostatni wychylił i kielichem o glebę gruchnął, że aż zadzwoniło. Po szablę sięgnął i młynka nią zakręcił do boju z siłami pohańskich demonów się szykując.

Pijanica, demon najprawdziwszy, co na weselu w Kanie winem się delektował, odorem z gęby swej hetmana powalił i po atrybut jego władzy sięgnął. Już buława w jego dłoni tkwiła, gdy mości Duniewicz na ostatni akt odwagi się w swym życiu zdobył. Z kolan się zerwał i z całym impetem w mości Bimbrowskiego wpadł. Otyły Pan zaskoczon był wielce, bo czego jak czego, aleć takiego prymitywnego ataku ze strony nawróconego charakternika, to się nie spodziewał.
I spadli obaj z wielgi hukiem do karteru, co go magiczny kamień pohański uczynił i w głębiach gęstego dymu, co się z niego wydobywał zniknęli, jakby nigdy nie istnieli.

Lycantrop przeklęty, imić Kotowskim zwany z namiotu ciotuchny Rozalii wyszedł dokładnie w momencie, gdy ten od tatarskiej strzały ogniem się zajął. Instynkt zwierzęcy się wnet obudził i uciekać kazał. Jeno siłą swojej stalowej woli odruch ten pierwotny zdołał on stłumić i nerwowo rozejrzał się wokół.
Poza bezhołowiem i chaosem wszędy panującym, spostrzegł imić Kotowski, że chorągiew z samego piekła ku nim z wielgi impetem zmierza. Na jej czele diabeł rogaty jechał w kontusz paradny przyodziany, co to złotem, czernią i karmazynem lśnił. Diabeł ó szablą młynki kręcił i krzyk donośny z gardła dobywał, tak wielgi, że zmarłych by on pobudził.
- Do mnie szaraczki! Do mnie lichoty śmiertelne! Nie Bóg was ocali jeno ja! Do mnie komu życie i ojczyzna miła! Do mnie szaraczki! Jam Rogaliński i komendę nad tą zgrają przejmuję! Hannibal ante portas! Do szabel bracia! Kto żyw, za broń niech chwyta i za mną! Pogonimy psichsynów!

Tuż obok Rogalińskiego, diabeł o twarzy posępnej i surowej, gnał co koń wyskoczy. Siwe włosy, co ramion mu sięgały na wietrze falowały, niczym tajemnicze babie lato. Szlachcic ów księgę wielgą w skórę oprawioną dzierżył i plugawe zaklęcia z niej odczytywał.

Doczekał się w końcu mości Lewko swym łęczyckich kompanów przybycia i jedno im przyznać należy, że wejście mieli doprawdy paradne. Za ich plecami cała plejada biesów, czortów i słowiańskich bestyi pędziła, gotowa na bój śmiertelny ze stojąca po drugiej stronie rzeki hordą pohańską.


“Te blizny przypomną Ci kim jesteś i skąd masz być
Ogień w sercu pali się
Nie ma lekko taki ślad blizna charakteru znak
Płynie wódka albo krew”
The Gits - “Blizny i Szramy”


Arkadiusz Bimbrowski
Bebzun tłusty może nie dodawał urody, ni też w bystrości w ruchach, aleć niezastąpion był jeźli o tak przykre okoliczności chodzi, jak upadek z wysokości znacznej. Pewnikiem, gdyby imić Bimbrowski nie był dumny posiadaczem wielkiego kałduna, co go ledwo pas słucki opleść zdołał, to by skończył jak charakternik do Boga nawrócony, pan Duniewicz.
Biedak na ostatni zryw i akt odwagi się w swym życiu zebrał i na demona piekielnego ruszył, by go buławy hetmańskiej nie dopuścić i na nic się to zdało, gdyż czerep jego teraz roztrzaskany tuż obok szafirowego kamyczka leżał. Całe wnętrze czaszki na zewnątrz się wylała i na podobieństwo ohydnej jajecznicy u stóp mości Bimbrowskiego leżała.
Zaiste przykra to śmierć i rzec, by nawet można haniebna, a na pewno szlachcica nie godna.

Wśród kłębów szarego i gęstego dymu ujrzał demoniczny pijanica, jak dusza mości Duniewicza do nieba, o dziwo ulatuje. Jak mawiają psalmy w Świętej Księdze zapisane “Łaskawy i miłosierny jest Pan, nierychły do gniewu i pełen łaski” Doprawdy wielkie zdziwienie na licu pana Bimbrowskiego się ukazało, gdy to spostrzegł. Oczy jednak jeszcze większe mu się zrobiły, gdy ujrzał jak dusza pana Duniewicza, niczym sokół myśliwski na powrót ku ziemi pikuje.
- Czyżby jednak Szatan się o twą duszę upomniał, mości panie? - mruknął pod nosem pijanica.
Anime imić Adama, jednak nie do piekła spadła, a w sam środek kamienia pohańskiego, co to szafirowym blaskiem wciąż się jarzył.

Kędy jaźń szlachecka w klejnot uderzyła, wielgim blaskiem on rozbłysnął. jasność była tak potężna, że imić Bimbrowski musiał oczy przesłonić, żeby całkowicie wzroku nie stracić.
Przez jedno uderzenie serca spostrzegł tylko, jak uwolniony od ciała imić Duniewicz z kimś się wewnątrz kamienia mocuje i za łby bierze, jakby to jaka bijatyka w karczmie była.

Arthur Fleck 27-08-2021 10:16

Wąpierz w ciągu ostatnich nocy wiele razy w siebie zwątpił. Stał bezwolną marionetką w rękach sił, których się obawiał i nie mógł sprostać ich potędze. Doprowadzony został do rozpaczy i na skraj szaleństwa. Do tej pory krwiopijcy przyświecał mu tylko jeden cel, przetrwać za wszelką cenę i bez wględu na wszystko. To dlatego wkupił w łaski piekielników, to dlatego tak skrupulatnie polował na duszyczki, bo w mroku, pod skrzydłami upadłych aniołów trudniej jest wąpierza zgładzić. A wielu przecież próbowało. Prześladująca go Ciemność sprawiła, że ból stał się nie do wytrzymania i w końcu sam zapragnął końca swojej egzystencji, wręcz prosząc wilczego towarzysza by okazał mu łaskę szybkiej śmierci. Wiele przeszedł krwiopijca, lecz wszystko się zmieniło gdy ponownie ujrzał Lidkę, gdy zrozumiał w jakim położeniu znalazła się jego ukochana. W wystygłym na wieki sercu roziskrzyła się na nowo nadzieja. Dawała mu siłę i determinację, by w końcu zmierzyć z Istotą, która go prześladowała i zwodziła na manowce.
Gdy stał a Oćma swoimi mrocznymi mackami próbowała opleść jego umysł, zrozumiał skąd się wzięło całe to jego cierpienie. Gabryjel był za silny by zostać zniewolonym a jego Wróg za słaby by odebrać mu wolną wolę. Mroczny Byt uknuł więc perfidny spisek, żeby go złamać.
Wąpierz wciąż opierając się mocy spoglądał na błyszczący klejnot lecz go nie podniósł.
- Nie potrzebuję Boga, nie potrzebuję zginać przed nim kolan i recytować modlitw, ponieważ ja już jestem nieśmiertelny i nie lękam o swoją duszę. A jeśli Szatan wymaga od mnie posłuszeństwa jak ten, z którym walczy od zarania dziejów to jest hipokrytą, chcąc czynić ze mnie bezwolnego sługę. Bo ja nie służę nikomu, tylko samemu sobie. Bo jedyne czego pragnę to być szczęśliwym. Tyle i aż tyle. Wasze wojny i spory mnie nie interesują. Nie będę ci w niczym wadził ani pomagał. Ona też, zostaw nas w spokoju, odjedź i szukaj sojuszników dla swej sprawy gdzie indziej.
Natchnieni poeci powiadali, że miłość przezwycięży nawet śmierć. Było to kłamstwo, bo śmierć jest końcem wszystkiego, gnijący, pożerany przez robactwo trup nie jest w stanie wykrzesać z siebie żadnych uczuć. Ale nie w przypadku wąpierza, nie w przypadku Gabryjela Czarniawy, którego ciało od lat było martwe, lecz nie uległo rozkładowi, nie starzało się, zachowało dawny wigor, urodę i zdrowie. Trzydzieści trzy lata temu, gdy umarł i narodził ponownie jako dziecko nocy popełnił błąd. Nie z własnej winy. Nie miał świadomości kim się stał, więc kiedy zatopił zęby w szyi swojej żony, gdy przegryzał jej tętnicę i pił krew, nie wiedział, że wciąż ją może uratować. Zabierał życie, ale mógł je także tworzyć, chociaż nie jak zdrowy mężczyzna. Jego dar był jednak cenniejszy od ejakulatu.

Wąpierz choć wciąż znajdował się w przeklętym labiryncie częścią swojej świadomości, próbował pokierować zimnym ciałem. Ułożyć wciąż bezwładną, nieprzytomną ukochaną na swoich kolanach a potem zatopić kły w jej smukłej szyi. Pić z niej do chwili, gdy serce przestanie bić i stanie się martwa. A potem rozciąć swój nadgarstek, uchylić jej zimne usta i wypełnić je życiodajnym vitae.
Dusza Lidki może i była przeklęta, ale dziewczyna nie potrzebowała jej żeby trwać. Istnieć dalej.
Jako Wampir.
Córka Nocy.

Deszatie 27-08-2021 13:34

„Leci strzała za strzałami
Krew się leje promieniami
A ci co w mogiłach leżą
Do pewnego kresu bieżą”

Piękne jest koło rycerskie, autor nieznany (1584)



Kiedy już łyknął gorzałki dla animuszu i smak rozlał się ogniem po gardle, gotów był na ostatni akt tej piekielnej sztuki. Wolał umrzeć w siodle, w bitwie z Tatarzynem niż niewolnikiem ichnich demonów się stać. To uwłaczałoby jego czarciej dumie i przeczyło naturze diablego szlachcica, co rodowód swój z ziemi rawskiej wieki temu wywiódł.

Widział jak nieopodal Bimbrowski łapska swe czarne i pazurzaste wyciągał po atrybut władzy hetmańskiej. Nie dane Opojowi jednak było delektować się tym honorem i pyszną żądzę zaspokoić, bo człecze poświęcenie nagle zniweczyło jego pragnienie. Czart pijanica i charakternik nawrócony runęli obaj w przepaść przy akompaniamencie infernalnych ryków i Lewko stracił ich z oczu.

Inszy widok uwagę jego odciągnął od wylotu krateru i serce jego czarne uradował, bardziej nawet, niż kolejne zdobyczne duszyczki w piekielnym regestrze. Otóż bowiem wreszcie pierwsi piekielnicy nadciągnęli, co najlepszą czarcią kompanią się mienili. I choć sakramencka czereda też nie lada potępieńców zebrała, to jednak żadną miarą przyrównać jej do łęczyckiej kompanii Boruty nie można było.

Wiarę, siłę i fantazję Chorąży Czarnej Nowiny wnet odzyskał. Nawet mógł postronnym wydać się wyższy, niż w rzeczywistości, bo jakaś moc tajemna na łopocący sztandar, a stamtąd na całe corporis spłynęła. W ręku niebywałą krzepę poczuł, zmysły wyostrzyły się na potęgę, że przysiągłby, iż dostrzec potrafi kraniec nieprzeliczonych sił wroga. Niechybnie było to skutkiem jakiegoś zaklęcia, a kiedy Pronobisa ujrzał, potwierdziło to przypuszczenia, że ów czarownik wlał siły w diable zastępy.

Chorąży prędko doskoczył do Rogalińskiego, a jego wierzchowiec zarżał, poznając piekielnego rumaka z łęczyckiej stadniny:

- Czołem, Panie Rogaliński! – przekrzyczał tumult i zawieruchę. – Noc ta do nas należy! Z juchy pohańskich demonów i ich sług dziś nowy dopływ do Niemna utworzym, gdzie wezbrana ta fala spłynie…

Usłyszał tąpnięcia, które ziemię poruszały, jak gdyby to kolubryna szwedzka obok się toczyła. To zaś tylko czart Trzcinka do bitki się sposobił jak zawalidroga do karczemnej zwady. Zamiast jednak ławy sękatej, olbrzym w rękach dzierżył gruby pień olchy, niczym zbójecką maczugę i pogwizdywał sobie, jakby na zwykłą przechadzkę szedł.

Chorągiew młody czart wzniósł i pieśń zaintonował, która po chwili z wielu diablich gardzieli się dobyła echem:

Czarci Hetman kołem toczy!
Pohańcowi plujem w oczy!
Bić! Bić! Siec! Gonić!
I nieprzyjaciela gromić!


Milszy szlacheckiej duszy Lewki był bój z wrogiem, niż zgoła co innego, w tym domowa czy karczemna strzecha. Konia na wiatr wypuścił i rzucił się tam gdzie niebezpieczno, to lżej mu na sercu od razu było, kiedy rąbać na prawo i lewo mógł szablą swą i żywoty kosić, tych co śmiali w stronę Rzeczpospolitej swoje szpony pożądliwie wyciągać. Za przykładem Rogalińskiego podążył, któremu zaiste dotrzymać kroku w wojennym rzemiośle i krwi rozlewie niemożliwym się wydawało każdemu z rezunów czarciej kompanii…


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:31.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172