[center:2e238b2d51] [/center:2e238b2d51] Jeremy przebiegl dystans dzielacy sadzawke i oranzerie w kilkanascie sekund. W trakcie biegu mial dziwne przeczucie, ze za chwile moze dogonic go kamien, rzucony z tylu przez Marike, ale nic takiego sie nie wydarzylo. Z lekka zadyszka zatrzymal sie przed wejsciem do oranzerii. Wewnatrz zauwazyl mnostwo bujnych roslin i wielkich, egzotycznych kwiatow. Nie wygladalo jednak na to, aby ostatnio ktokolwiek dogladal roslin, wnetrze szklarni przypominalo raczej dzika dzungle, niz zadbany ogrod. S [center:2e238b2d51] [/center:2e238b2d51] Chris w koncu przeczytal wrozbe. "W domu jest ktos jeszcze." - tekst przepowiedni wydal mu sie co najmniej dziwny. Kate wzdrygnela sie na dzwiek slow. "Glupia maszyna" pomyslala. |
- No i widzisz, kochanie, takie są przepowiednie generowane z takich zabawek. Ma robić odpowiednie wrażenie na małych dzieciach i pijaków na festynach...- mówił Chris, acz odrobinę za szybko, by brzmiało to naturalnie. Szybkim, zdecydowanym ruchem wyjął kartkę z rąk dziewczyny, zmiął i schował gdzieś do kieszeni. Nie czekając na jakąkolwiek reakcje dziewczyny objął ją czule i, niczym małe dziecko, pocałował w czoło. W jego ramionach nic jej się nie stanie... Tylko ukradkiem zerknął za drzwi i nasłuchiwał jakichkolwiek dźwięków... |
Z uśmiechem ruszyła za Jeremym. Ten wyjazd zaczął podobać się jej jeszcze bardziej. Zdołała dogonić chłopaka tuż przed wejściem. Z uśmiechem spojrzała mu w oczy. -Wejdźmy tam razem, co ty na to? Czuła szum krwi w uszach, szybsze bicie swego serca, znała te objawy, wcześniej zawsze radziła sobie z zwalczeniem tego typu uczuć, lecz tym razem zupełnie nie miała ochoty, ni zamiaru z nimi walczyć.... |
[center:6b4b0af735][/center:6b4b0af735] Marika lekko pchnęła drzwi i po chwili oboje znaleźli się w ciepłym, parnym, dusznym wnętrzu oranżerii. Rosnące wkoło egzotyczne rośliny i kwiaty, sprawiały wrażenie, jakby znaleźli się nagle w rajskim ogrodzie. Przemknęli wąską ścieżką pomiędzy rozłożystymi liściami jakiejś rośliny i zatrzymali się pośród zarośli. Ogromne tropikalne kwiaty wydzielały upojny, egzotyczny zapach. Marice przypominało to scenę z ulubionej sztuki Williama Shakespear'a, w której to po balu młodzi Romeo i Julia wyznają sobie miłość w ogrodzie pomimo, że pochodzą z dwóch zwaśnionych rodów. Jeremy posłał jej lekki uśmiech gdy jego wzrok padł na jej smukłe ciało, które pod wpływem tych wszystkich barw przybrało teraz w jego oczach postać jakiejś tajemniczej bogini. |
Oksana zamknęła szybko lodówkę, była wkurzona i przerażona. Podniosła też szybko toster leżący na podłodze w dokładne miejsce, w którym leżał aby dopiero wtedy zająć się Kao. - TY durniu! Jesteś lekkomyślny jak sybirski kawalerzysta idący w nocy do wychodka! - wykrzyczała ciągnąc go za rękę i wychodząc z kuchni - Jak się czujesz? Już lepiej? Pokaż oczy - powiedziała sadzając go na jednym z krzeseł od stołu i oglądając jego białka ze spokojem - Usz ty! Mogłeś się czymś zatruć, a co gorsza zatruć i mnie. Gdybyś miał jakieś halucynacje, to mnie łaskawie uprzedź. Oksana dała na sam koniec, prztyczka w nos chłopaka i odeszła od niego na bezpieczną odległość. Zamknęła drzwi od kuchni. - Chodźmy znaleźć resztę, dziwnie się czuję sama z tobą! - skierowała się do wyjścia z jadalni. |
W pierwszym momencie, gdy się zatrzymali, nie wiedziała na czym zatrzymać wzrok. Tyle roślin przesycających nagrzane, parne powietrze intensywnym, zielonym zapachem. Wonie kwiatów, storczyków, orchidei, tygrysich lilii łączyły się w oszałamiającą, niezwykłą mieszankę. Takie kwiaty dotąd zdarzało jej się czasem zobaczyć w jakiejś ekskluzywnej kwiaciarni w Bostonie, czy też w ogrodzie botanicznym, ale w szklarni... Coś niesamowitego. Już wyciągnągnęła dłoń w stronę przepięknej, szkarłatno- białej orchidei która wydawała się być usiana srebrzystymi punkcikami, gdy przypomniała sobie, że niektóre odmiany tych pięknych kwiatów są trujące. Cofnęła palce, lecz z żalem. |
- Dziwne, śmieszna ta przepowiednia. Ale nie przejmuj się tym kochanie, to tylko głupia maszyna. - Kate pocaowała Chrisa i pociągnęła go za sobą. - Teraz idziemy zobaczyć poddasze. Jakaś głupia maszyna nie popsuje im dnia. Pewnie że w domu jest ktoś jeszcze - czterech nastolatków. |
- Nie bój się - powiedział zza jej pleców Jeremy. - Te chyba nie są niebezpieczne. Tak przynajmniej mówili nam na zajęciach. Chłopak sięgnął ponad jej ramieniem i zerwał kwiat z łodygi. Potem wpiął go w kasztanowe włosy Mariki. Uśmiechnął się: - Teraz masz odpowiednie przybranie na dzisiejszy dzień. By uczynić cię jeszcze ładniejszą. Jeremy nie odwracał wzroku od dziewczyny. Musiał przyznać - teraz wyglądała bosko. Chyba przeznaczenie zesłało tutaj te kwiaty i tą szklarnię. Choć sypiąca się, to jest to chyba najprzytulniejsze miejsce na tej wyspie. |
Poprawiła kwiat lekko za lewym uchem i uśmiechnęła się do Jeremyego. -Dziękuję ci za komplement. Dała krok w jego stronę i lekko musnęła ustami jego wargi. To wszystko co ich otaczało, było tak baśniowe, tak niezwykłe.... |
Jeremy poczuł lekką woń kwiatów oraz ciepło warg Mariki. Ukłonił się w pas, zamiótł ręką przed sobą, jak na jakimś dworze i podniósł oczy w górę. - Do usług moja królowo - powiedział i zaśmiał się serdecznie. - A teraz może zobaczymy co jeszcze jest w szklarni i wyjdziemy dalej zwiedzać ten niesamowity ogród. Bo nie wiadomo, co sobie inni pomyślą.... Akurat w tym momencie Jeremy najmniej przejmował się innymi. Liczyło się tylko tu i teraz, a mając w perspektywie cały tydzień tutaj, czuł się jak w niebie. Wyciągnął w szarmanckim geście rękę w stronę dziewczyny, licząc że będzie chciała wparcia w dalszej podróży przez ten tajemniczy ogród. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:38. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0