Co się odwlecze... - Proponuję abyśmy spotkali się ponownie na rogu South LaSalle i West Adams. Naprzeciw Banku LaSalle. Jest tam coś, co uważam, że powinniście państwo zobaczyć. Anito, zaproszenie jest też dla Ciebie. Proponuję spotkać się tam za pół godziny. To rzekłszy, Rogers spisał adres motelu podany przez Anitę i pożegnawszy się z wszystkimi - wyjąwszy nigdy mu nie przedstawionego Damiana - ruszył w stronę beczki, o którą się opierał gdy po raz pierwszy można go było ujrzeć. Założył kurtkę, zmierzwił włosy, schował słuchawki i ruszył zdecydowanym, energicznym krokiem w stronę wyjścia. |
Sarnus, dla którego, spotkanie wydawało się być już skończone, zresztą wyciągnął z niego tyle samo, co z ostatniego. Dzięki pomocy kilku dociekliwych osób, jego szeroka wiedza, na temat planu działania i tego, co działo się na obu zebraniach ograniczyła się do „Witajcie...” Wypowiedzianego to przez Anitę, czy teraz Kuglarza. Podszedł pod jedną z większych dziur w dachu i spoglądając przez nią w niebo rozłożył ręce na boki. Po kilku sekundach zamknął oczy i zaczął delektować się każdą kropelką deszczu, która uderzała w jego ciało... |
- South LaSalle i West Adams. Świetnie. W takim razie niedługo znowu się zobaczymy. Visconti raz jeszcze rzucił okiem na notatkę z nazwą motelu, który miał służyć jako skrzynka kontaktowa. Szybko przeniósł wzrok na jedną z wampirzyc. - Eriko? Jeżeli nie zmieniła pani decyzji, to zapraszam. Zanim wyszedł, zbliżył się do Anity i szepnął: - Anito, nie chowaj do mnie urazy. Nie jestem tutaj po to, żeby ci zaszkodzić, lecz po to, żeby pomóc. Po to poprosiłaś mnie o pomoc, prawda? Zapewniam cię, że pomogę. Alessandro uśmiechnął się ciepło i zanim wyszedł spojrzał jeszcze na Sarnusa, który właśnie zaczął delektować się deszczem. "Oby nie wpadł w taki stan w bardziej stresowej sytuacji"... |
Erica ruszyla w strone Alessandra mowiac: -Nie nie zmienilam zdanie chetnie z Toba pojade. Usmiechnela sie do mezczyzny i podazyla za nim. Ukratkiem jescze spojzala na Anite. Miala bardzo mieszane uczucia co do pobytu nawet przez chwile z Alessandrem sam na sam no ale... Wyraznie bylo widac po niej ze mu nie ufa, ale descz i powiew swiezosci ktory pojawila sie wraz z nim pozwolil jej na chwile sie odprezyc[/i] |
Rogers przy wyjściu stanął, obrócił się i krzyknął do pozostałych: - Zróbmy z tego za godzinę! Coś mi się jeszcze przypomniało, więc, nie za pół, ale za godzinę! Upewniwszy się, że wszyscy słyszeli, wyszedł. Deszcz nasilał się szybko, więc niewiele myśląc, ruszył biegiem przed siebie. Wpadł do kolejnej hali, znacznie bardziej zagraconej. Przyspieszył. Mijając jeden z taśmociągów wskoczył nań, przebiegłszy po nim kawałek przeskoczył na niedalekie schody, po których błyskawicznie wbiegł na pierwsze piętro, gdzie wpadł do zdemolowanego kantorka. Nie zatrzymując się przeskoczył stojące tam nader blisko, bo może 20 cm od drzwi biurko, po czym wyskoczył na klatkę przeciwpożarową za oknem. Przez szum deszczu przebił się zgrzyt metalu o metal, kiedy Jonathan wraz z drabiną jechał w dół. Impet szarpnięcia, kiedy drabina rozłożyła się w pełni wykorzystał by skoczyć, a wylądowawszy przetoczył się przez ramię i wstając runął biegiem wzdłuż hali. Chlupot wody i rytmiczny tupot butów ucichł w chwilę później, kiedy mężczyzna wpadł pod na wpół dziurawy dach szopy. Złożywszy ręce na kolanach, ciężko dyszał oparty o okryty jakąś kapą kształt. Dyszenie chwilę później ustało, przy wtórze cichego: - A, no przecież. Odruch chyba. - westchnąwszy, mężczyzna dodał - Dobrze, czas się zbierać. Zrzucił kapę, złożył ją i schował do nieopodal stojącej platikowej skrzynki, którą zamonotował w miejscu na bagażnik. Nałożył kask. Chwilę później wyprowadził motor drugą stroną szopy, niedaleko wyjścia z fabryki. Tam czekał, pod jakimś daszkiem, aż samochód Ventra wyjedzie, by pojechać za nimi. * Motocykl wygląda bardzo podobnie. |
Gdy tylko usłyszał krople deszczu uderzające o dach i poczuł specyficzną woń myślał.. -Kurde i znowu będę zapieprzał w deszczu-tak to właśnie w takich chwilach bardzo mocno żałuje on faktu, iż posiada motor bez dachu, który mógł by go ochronić w takiej sytuacji. SłowaRogers'a utwierdziły go w przekonaniu, że zabranie, na które przybył jako ostatni właśnie dobiegło końca. W drodze prowadzącej ku wyjściu z budynku szybko zerknął na kartce z adresem, który napisała Anita. Cały czas powtarzał sobie "South LaSalle i West Adams. Nie zapomnij do jasnej cholery". Gdy stanął w futrynie podniósł jedynie rękę na wysokość swego ranienia, i powiedział.. -To do zobaczenia za godzinę....Drużyno- Po czym wyszedł. Na dworze padał obficie deszcz tworzyło to kurtynę, przez która Sharim dostrzegł jedynie swój motor. Wsiadł na niego pewnie, mało obchodził go fakt iż siodło jest przemoczone prawie, że do suchej nitki. Nałożył okulary.. ..oraz nacisnął przycisk startu....Cisza...ponowił próbę odpalenia maszyny ale bezskutecznie. Zaklną w duchu.. -Nie rób mi tego teraz maleńka- Z zrezygnowania pouścił głowę. W tym momencie zwrócił uwagę na stacyjkę. Brakowało tam tak istotnej i oczywistej rzeczy, że po prostu o tym zapomniał. Mianowicie kluczyków. Obszukał wszystkie kieszenie, po czym znalazł je w wewnętrznej kieszeni. Lekko podirytowany, włożył kluczyki do stacyjki, przekręcił po czym nacisnął guzik startu. Do jego uszu dobiegł miły warkot silnika, co od razu poprawiło mu humor. Z lekkim uśmieszkiem ruszył przed siebie. *** Dojechawszy do Chicago,co zabrało mu jakieś 10 min, nie miał większego planu co powinien teraz zrobić. Postanowił więc, że po prostu pojedzie na miejsce spotkania, nie spiesząc się zbytnio, by być przed czasem. |
Wszyscy powoli lub nieco szybciej się już rozchodzili wszyscy poza Anitą i Damianem. Ta dwójka najwyraźniej nie zamierzała się wynosić z tego miejsca zbyt szybko. Czekali spokojnie. - Teraz wszystko zależy od tego czy sobie poradzą. - dało się jeszcze słyszeć gdy zostali sami. Miejsce kontaktowe został ustalone. Domek numer 15 niewielkiego podrzędnego moteliku. Moteliku jakich setki jest przy drogach miasta Chicago. Bezimienny i całkowicie bezosobowy. Idealnie się nadawał do tego celu. Plany miasta i samego muzeum wraz z teatrem już powinny się tam znajdować. Teraz trzeba czekać. Właściciel to zaufany człowiek. Zorganizuje potrzebny transport i jakieś drobne, niezbędne przedmioty jakich będą potrzebować. Czas pokaże po czyjej stronie jest racja. Zamyślona Anita wsłuchiwała się w oddalające się odgłosy jakie towarzyszyły zebranym tu przed momentem jej starym znajomym. [center:2bfabcc750][/center:2bfabcc750] Niewielki motelik przy drodze. Można tam sobie porządnie poruchać i przy okazji jak ktoś jednak nie ma czasu na to lub ochoty zwyczajnie wynająć domek na noc czy dwie. Ceny są wysokie więc nie ma zbyt wielu chętnych na domki. Klientów w barze jednak nie brakuje. Gdzieś dalej widać ciągnący się gigantyczny skład taboru kolejowego. Od strony jeziora rozciąga się wspaniała linia wieżowców która jest wizytówką tego wielkiego miasta. Niedaleko tez jest drugi motelik z wielkim parkingiem na którym stoi całkiem sporo ciężarówek. Dotarcie bezpośrednio na miejsce zajmie jakieś 30 minut jeśli nie trafi się na niemiłe korki. 10 minut też jest możliwe ale to szaleństwo. |
Podążał za samochodem Ventrue niemal do samego miasta. Nie do końca był pewien, co kierowało Eriką, kiedy przyjęła ofertę Alessandra, zwłaszcza że zdecydowała się ewidentnie po tym, jak słowa Ventrue rozżarzyły gniew Anity do czerwoności. Tak szybko traci nad sobą kontrolę... Bestia w niej chyba mieszka zaraz pod powierzchnią. Wieczór. Deszcz. Smutne raczej spotkanie. Zmęczenie napięciem oraz echem gniewu, który wychwycił w przyjaciółce. Miał ochotę na bluesa, samotną posiadówę oraz jakiś dobry film. Nie ma mowy. Masz robotę. Ważną. Zaczął budować w sobie żar. Przypomniał sobie postanowienie jakie podjął, tam wtedy, w tej opuszczonej, wpół zapadłej hali. Zaczął się przygotowywać. Powtarzać sobie co i jak. Depnął na gaz. Tuż przed miastem wyprzedził samochód Alessandra. Śmigając do przodu skoncentrował się na drodze. W mieście zatrzymał się tylko raz. By kupić plan miasta w przydrożnym sklepiku, znaleźć miejsce, które znał jedynie z opowieści i dowiedzieć się, jak tam dojechać. Czego Jonathan nie przekazał reszcie, bo sam nie wiedział, to fakt, że bank LaSalle, czyli budynek, jaki chciał im pokazać, mieścił się na rogu TRZECH ulic. South LaSalle, West Adams oraz South Clark. Sam budynek oczywiście z daleka już był widoczny, a róg dwu ulic dość dobrze wyznaczał miejsce spotkania, natomiast dla kogoś, kto nigdy nie był w Chicago informacja o trzeciej ulicy na pewno byłaby przydatna, zwłaszcza, że poza samym Jonathanem nikt raczej nie wiedział, co dokładnie spowodowało ten wybór miejsca spotkania. Nikt, może z wyjątkiem samej Anity, która kiedyś o tym miejscu mu opowiadała. Samo wejście do banku było jasno oświetlone i doskonale widoczne. Podjeżdżając od frontu, można było podziwiać szeroką, choć maksymalnie skromną fasadę budynku. Gdyby nie zmierzch, oczom zdążających na spotkanie ukazałby się mniej więcej taki widok: Podjeżdżając wprost z miejsca poprzedniego spotkania, mijało się niewielki ogródek, niemal na rogu. Widząc, go, Jonathan zaparkował swój wehikuł, zarezerwował stolik i spoglądnął, na widoczną niedaleko sylwetkę budynku. Czekał. Każdego, kto przychodził, a był jednym z oczekiwanych, witał powstając, podając rękę. Spokojny. Opanowany. Zdecydowane ruchy. Oszczędny w słowach i gestach. Ten sam, standardowy zestaw pytań. Czy coś Ci zamówić. Nie było problemu z trafieniem? Czekamy jeszcze na... jak przybędą, wyjaśnię. Ale! Usiądź. Karta? Proszę. Stolik był podłużny, prostokątny. Przewidziany na sześć osób. Blondyn siedział u szczytu stołu. Alessandro dostał miejsce po jego prawej, Erika po lewej, tak, że siedzieli naprzeciwko siebie. Koło Alessandra posadzony został Sarnus. Naprzeciw niego zaś, Sharim. Przeciwległy szczyt stołu pozostawał pusty. |
Erica baedzo powaznie zastanawiala sie na dty czy dobrze postepuje pozwalajac sobie na przebywanie sam na sam z Alessandrm,jednak mysl o Anicie utwierdzala ja w przekonaniu ze to jednak bylo dobre posuniecie. Narazie zachowanie mezczyzny nie wrozylo nic zlego ale jednak caly czas Ericka nie tracila czujnosci. Kiedy wsiedli do samochodu i Venture wydal polecenie kierowcy zdumilo ja podobienstwo glosu ale szybko jej uwage przykuly slowa Alessandra. Zadrzala kiedy uja jej dlon ale ni wyrwala jej. Bylo to dla niej nowe i interesujace odczucie dlatego chciala wiedziec co bedzie dalej. Kiedy mezczyzna ulozyl jej reke na podlokietku usmiechnela sie do niego i powiedziala: - Masz racje milczenie do niczego nie prowadzi. Tez zaluje ze nie poznalismy sie w bardziej sprzyjajacych okolicznosciach no ale coz. Powinnismy blizej sie poznac i chyba masz tez racje co do tego ze zapowiada sie blizsza wspolpraca. Mam nadzieje ze nie odebrales tego zle ze zdecydowalam sie jehcec z Toba w takich okolicznosciach jakie wystaply, ale uznalam ze tak bedzie lepiej dla wszystkich Zamyslila sie nachwile. Zastanawiala sie jak dalej pokierowac ta rozmowa. Wkoncu jednak zacietosc jej twazy znikla oczy staly sie bardziej jasne i przyjazne. -Chcesz wiedziec co ja o tym wszystkim mysle? Otoz uwazam ze robimy dobrze Lodin powinien jak najszybciej zniknac. Tylko nadal zastanawiem sie po co nam ludzie ale skoro Anita zadecydowala ze sa potrzebni to niech tak bedzie. Urwala na chwile spojzala przez okno samochodu na mijane przez nich budynki i ciagnela dalej: -Mam propozycje to znaczy chcialabym abysmy razem jutro poszli do tego teatru. Co o tym sadzisz?? Zamilkla i zamyslila sie:Zastanawiam sie czy jakbys wiedzial kim jestem to nadal bulbys taki skory do wspolpracy. W zamysleniu chwycila reke Alessandra i lekko uscisnela, nie poscla jej, patrzac przed siebie lekko sie usmiechnela |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:32. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0