lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Zagubiony Książe (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/2551-zagubiony-ksiaze.html)

Atanael 12-02-2007 22:39

Sarnus, cały czas w dziwnym skupieni jak na niego, właściwie nikt nie widział go tak skupionego, od kiedy go poznali. Wracając jednak, wstał i chwycił kieliszek, jakiego kolwiek trunku, który był na stole, podszedł do drzwi, w których właśnie Anita wpadła na pana de Fou ostrożnie chwycił ją za ramię. W normalnej sytuacji rozkoszowałby się tym momentem, jednak ta sytuacja nie była normalna, wręcz była nienormalna, zatem gdy lekko chwycił ją za ramie wypowiedział, delikatnie i ostrożnie.
-Spokojnie Anito, spokojnie...
Po jego twarzy widać było, że był świadom, co powiedział i do kogo...

Maczek 12-02-2007 23:56

W pomieszczeniu zrobiło się zamieszanie. Anita razem z Francoise dla niektórych zniknę li za drzwiami. Trzeba było podejść parę kroków aby ich zobaczyć. Wampirzyca nie przebierała w środkach. Błyskawicznie w szale złapała przeciwnika. Jej stalowy uścisk nie dał mu żadnych szans. Niemal w tym samym momencie potwornie wbiła mu się zębami w bark praktycznie urywając ramię. Krew trysnęła dookoła. Jednak nie było jej wiele. Sekundę później już bez ręki wampir uderzył o starą ścianę z dużych czerwonych cegieł. Spowodowało to głuchy dziwię niosący cię pewnie po najbliższych pomieszczeniach. Trochę tynku i cegieł posypało się na ziemię. Razem z bezwładnym ciałem Francoisa.

To wszystko zdążyło się zanim Sarnus zdążył podejść do Anity. Gdy jednak zbliżał się na drodze stanął mu wyraźnie wkurzony młody chłopak. Pokazał palcem na Malkawianina.
- Ty! Cofnij się!
Malkawianin zdziwiony zrobił kilka kroków do tyłu.

- A teraz skoro się gadki się skończyły, to my się wynosimy a wy martwcie się o własne tyłki.

Widać chciał powiedzieć coś jeszcze jednak przerwała mu Anita która weszła ponownie do pomieszczenia i stanęła za chłopakiem. Przewyższała go prawie o głowę. Całą twarz miała umazaną we krwi. Była nadal wściekła. Jednak czerwień oczy była już mniej wyrazista i zęby nie przeszkadzały w mówieniu. W jej głosie wręcz bił autorytet i siła. Można było się z nią jedynie zgodzić lub polec.
- Nie mam czasu na bezsensowne dyskusję! Albo, Zrobicie to dla mnie, albo wynoście się z miasta! Miałam rację nie ufając wam do końca!

Nastąpiła chwila ciszy. Dziwna chwila bo jakby muzyka dobiegająca z oddali również ucichła. Element który wydawał się być wręcz wystrojem tego lokalu. Dudnienie basów odbijające się od ścian gdzieś zniknęło.

Doerner 13-02-2007 13:13

Alessandro sekundę przyglądał się zmaltretrowanemu ciału de Fou, po czym chłodno spojrzał na Anitę. Taaak, chyba faktycznie dyskusja dobiegła końca. Zapiął kurtkę i spokojnie odpowiedział:

Anito, już się zdecydowałem, nie zwykłem zmieniać zdania...

Ponownie zerknął na nieprzytomnego Francois ...choć być może życie zmusi mnie do rewizji tej zasady - niewypowiedziana myśl przemknęła Visciontiemu, już głośno kontynuował

... Jeden z Twoich przyjaciół ma mój numer telefonu. Czekam na kontakakt.


Choć było to ryzykowne, spojrzał Anicie prosto w wypełnione wściekłością oczy

- Teraz widzę, że sprawa jest naprawdę ważna. Wiesz Anito, że nie lubię być tak zaskakiwany, być może potraktowałem cię zbyt surowo. Wiesz również, że nie lubię przyznawać się do błędu. Tym bardziej - Alessandro spojrzał na Malkavianina, człowieka i konesera fajki - przy obcych. Możesz na mnie liczyć. Mam nadzieję uzyskać informację o które prosiłem…

Alessandro miał nadzieję, że szal opuszczał dziewczynę na dobre…inaczej również ta przemowa może wydać jej się zbyt pompatyczna…

Junior 13-02-2007 13:52

Didier nie potrafił określić co się stało. Przyglądał się wampirom siedzącym przy stole. Coś wisiało w powietrzu. Może to zaciśnięte knykcie Anity? Zwężone oczy? Wyczuwał dziwne napięcie. Przymknął oczy w chwili skupienia. Ręce odruchowo zaczęły drgać w rytm znajomego taktu, gdy jego zmysły opuszczały znajomą czasoprzestrzeń. Zmusił swój umysł do nagłego wysiłku.

Cisza. Wszystko się rozpłynęło. Świat odpłynął w jasności.

Trwało to kilka sekund, poczym znów wszystko wróciło. Czucie krzesła, zapach w powietrzu, wampiry. Teraz jednak znajomy wszystkim świat jakby odpłynął na drugi plan. A Didier z ciekawością przyglądał się odbiciu znajomego świata. Jego zmysły były pochłaniane poprzez nierzeczywiste obrazy. Niczym przez mgłę w narkotycznej wizji widział to co działo się w „rzeczywistości”. I nie będąc całkiem świadom co się działo. Zauważył czyś ruch. Głos znikał gdzieś w dali. Później Anita – to musiała być ona – ruszyła wzbudzając tumany energii. Wbiła się w inny kształt, na chwilę zlewając się w jedność. Mnóstwo obrazów, wizji, zdarzeń. Nowe wrażenia atakowały umysł maga.

Nie do końca był pewien co się stało. Ktoś musiał go chwycić? Podnieść? Co się działo? Niczym przez zasłonę obserwował wampira, który niebezpiecznie się do niego zbliżył. Adrenalina jedynie wzmocniła jego ruch. Ułamek sekundy dla zdyscyplinowanego umysłu pozwolił odgarnąć wizję i powrócić do zwyczajnej percepcji. Teraz dopiero spostrzegł że jeden z wampirów trzyma go za rękę i coś mówi.
- ... proponuje swoje towarzystwo...
Ddier odruchowo odepchnął jego rękę. Momentalnie zlustrował otoczenie, nie będąc pewien zagrożenia. Zdawało się że zapadła dziwna cisza. Anita była cała we krwi. Ale to nie było zaskoczeniem. Do Foe? Zniknął? Nie możliwe. Rozpoznawał rezonans i zmanierowane ciało musiało należeć do niego.
– Chyba sobie poradzę. Dziękuję – jego głos nie był tak stanowczy. Didier zdawał się zafascynowany obrazem chwili, choć mylnie było szukać na jego obliczu wstrętu lub strachu.
– Chyba wszysko jest jasne. Proponuje jakies kontakty. Jak mniemam wytuacja się mocno wyklarofała. Potwierdzem swój udział. Mogę prosić o jakiś kontakt do Panów? – potoczył wzrokiem po pozostałych wampirach.
– Ach. To chyba pańskie. Oui? – wyciągnął w stronę właściciela cylindryczny przedmiot. Człowiek zdawał się jeszcze przed chwilą oszołomiony niczym w narkotycznym widzie. Ale nie przeszkadzało mu to pochwycić upadający przedmiot – Barso interesująca szecz. Barso.

Atanael 13-02-2007 21:10

Sarnus z dość niewyraźnym uśmiechem stał, przez chwile jak zamurowany, zastanawiał się, czemu wszyscy podają Anicie swoje numery telefonów, przecież fakt, że tu są zawdzięczają temu, że w jakiś sposób mogła się z nimi skontaktować, nie mniej dla pewności zapytał grzecznie Anity, która stała zapewne dalej cała okrwawiona.
-Znasz mój numer prawda, jak sama powiedziałaś...
Wyciągnął rękę, popukał się po nadgarstku, nie miał tam zegarka, jednak wszyscy dookoła tak robili, więc uznał, że to jakiś sposób komunikacji.
-...Czas nas goni, zatem ja już przednim uciekam, nie mogę już się doczekać kolejnego spotkania. Żegnaj moja droga, pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć.
Sarnus ukłonił się nisko Anicie, po czym szybkim ruchem dopił zawartość kieliszka, który wcześniej zabrał z stołu i powoli opuścił pomieszczenie...

Ratkin 13-02-2007 22:13

Jurgen wstał i zrobił krok w kierunku Didiera - Dziękuję, może rozbicie mu nie groziło ale to cenny dla mnie przedmiot. Mogę poprosić jakiś kontakt do pana? Oto moja wizytówka, tak wiem zwłaszcza dla europejczyka moje nazwisko może brzmieć hm hehe, nie mile...

Anito, masz do mnie telefon, dzwoń śmiało. Życzę udanego wieczoru i tuszowania zajścia, do zobaczenia w muzeum. Dobranoc moja droga, dobranoc panowie.
- Jurgen zebrał swoje przedmioty ze stołu, uścisnął dłonie tych którzy byli w zasięgu, Anicie i pozostałym pośpiesznie się ukłonił poczym ruszył w kierunku wyjścia.

Kilka minut później był już na parkingu. Odpalił swój samochód, średniej klasy mercedes szybko dowiózł go do celu - jego nowego schronienia. Mieszkał tu od dwóch nocy. Znał jednak to miejsce ze swojego śmiertelnego życia. Jego pierwsza praca - dorywczo w małej księgarence, początek kariery niczym u Rockefelera jak lubił żartować. Teraz, kiedy losy miały znów sprowadzić go do tego miasta bez wahania wykupił lokal i na nowo zaczął go urządzać.

Kilka dni temu ta wiadomość od Anity, jeszcze jeden powód do powrotu do Chicago. Przyjechał o wiele wcześniej niż planował więc nie wszystko było gotowe. Przez kilka lat w lokalu tym był sklep warzywny ale na szczęście remont był już skończony. Jurgen zamknął za sobą drzwi wejściowe i zszedł do piwnicy. Zaświecił lampkę i zamknął żaro odporne drzwi. Pomieszczenie było niewielkie, jakieś 5 na 5 metrów, w większości zajęte przez materac oraz kilka toreb podróżnych wypełnionych rzeczami wampira. Bardziej interesowało go bezpieczne urządzenie jego sługi niż własne - on sobie poradzi samemu bez łamania Maskarady...

Jurgen przez chwilę wpatrywał się w przedmiot który oddał mu wcześniej Dieder. Uśmiechnął się jakby podziwiał pokrywające go symbole poczym schował go do metalowej skrzynki leżącej wśród jego bagaży.

Dobrze - powiedział do siebie szeptem -Czas najwyższy na tą rozmowę...

[user=3744] Odprawiam Rytuał Prezentacji. Wysyłam do Regenta informację:
-przedstawiam się kim jestem
-informuje że przybyłem w sprawie prywatnej na kilka nocy
-pytam o obecną sytuację w mieście (wyraźnie pytam o relacje z Księciem) i ewentualne instrukcje co do postępowania
[/user]

Junior 14-02-2007 00:41

[I tu objawia się słabość tej formy rozgrywki. Musze jednak wpłynąć na wydarzenia opisane przez innego gracza i chyba jednak zmodyfikuje to co zostało już napisane. Taka karma...]

Jurgen wstał i zrobił krok w kierunku Didiera
- Dziękuję, może rozbicie mu nie groziło ale to cenny dla mnie przedmiot. Mogę poprosić jakiś kontakt do pana? Oto moja wizytówka, tak wiem zwłaszcza dla europejczyka moje nazwisko może brzmieć hm hehe, nie mile...

Didier, choć wyraźnie ostatnie wydarzenia mocno się na nim odbiły, uśmiechał się lekko w stronę Jurgena. Wyciągał rękę z cylindrycznym przedmiotem w jego stronę. Lecz... kiedy ten chciał już odebrać swoją własność, człowiek szybko cofnął rękę, a na jego obliczu pojawił się grymas rozczarowania i zaskoczenia.
– Na pewno? To będzie konieczne? Myślałem że to panu wystarczy. – spojrzał na przedmiot który trzymał w ręku – ... jako kontakt. To nie było eleganckie monsieur. Kraść czyjąś vitae? Nawet gchoszej, bo to nie była tylko kradzisz. Oj nie ładnie monsieur. Naprafde nie wiedział Pan sze niektórzy mogą być źli z takiego powodu? Mogą nafet myśleć o kasze, monsieur...
Zadziwiające było patrzeć, jak ten wystraszony człowiek z każdym słowem przechodzi metamorfozę. Strach gdzieś odpływał, a cała jego sylwetka wyrażała już nic innego jak pewność siebie i złość. W pełni pohamowaną, pełną zawodu złość.

Rhamona 14-02-2007 14:29

Anita nie krępowała się, stojąc przed wami z twarzą upaćkaną we krwi. Jej tunika cała była w wsiąkających w materiał kroplach krwi. Najwyraźniej nie przejęła się tym bardziej niż całym zajściem w tym pokoju.

- Telefony są na podsłuchu, więc ten kontakt odradzam - powiedziała z lekkim uśmieszkiem patrząc na Alessandro - Spotkamy się jutro w centrum Gary pod Ratuszem. Tam będzie czekał na was Danov, wskaże wam drogę na Pustkowia Gary. Tam spotkamy się znowu i dopiero wtedy uzyskacie odpowiedzi na wasze pytania. To teren Modiusa, ale on jest po naszej stronie. Bądźcie tam cztery godziny po zmroku, starczy wam czasu na dojazd. Być może spotkamy się tam w szerszym gronie - rzuciła spojrzenie na ciało Francoisa.
- Spadamy - porozumiewawczo kiwnęła do młodego murzynka, którzy jeszcze rzucił wam poglądowe spojrzenie, odwrócił się i zaczął prowadzić Anitę.

W klubie zapanowała cisza, dudniące wiecznie głośniki zamilkły. Oznaczać to może tylko jedno - koniec imprezy.
W Barze nie ma już nikogo, ani starszej pani, ani tego młodego człowieka, który czytał jej poemat. Niema też wszystkich osób, którzy energicznie rozmawiali przy stoliku ze srebrnym rewolwerem.

Jeśli ktoś z was wygląda przez wyjście z bocznego baru zauważa, że cały klub jest właśnie otaczany. Przyjechało kilka czarnych furgonetek, z których wysiada spora ekipa ubrana jak S.W.A.T. ale bez oznak.
Cały parking jest obstawiony, wyjechanie swoimi pojazdami jest niemożliwe. Nie pozostało wam nic innego, jak wyjście tą sama drogą, którą ten młodziutki czarnulek wyprowadza Anitę.
Przechodzicie przez wąski korytarz z pomieszczeniami magazynowymi, pachnie rozlanym alkoholem. Korytarze są, kręte i jest tam masa różnego rodzaju drzwi. Część nieoświetlona, część zastawiona kartonami, wypełnionymi owocami słoikami z wisienkami koktajlowymi i innymi akcesoriami dostępnymi w takich klubach.
W końcu dochodzicie do pomieszczenia, w którym znajduje się rozpoznawalna studzienka kanalizacyjna, dość szeroka. Nie ma wyjścia, schodzicie na dół. Początkowo jest dość ciasno ale sucho. Jednak już po około 6metrach wchodzicie do większego ujścia, gdzie wody jest po łydki. Idziecie tak dość długo, wciąż nasłuchując dźwięków. Jesteście prawdopodobnie tuż pod ulicą, a może pod parkingiem. Po przejściu ponad100metrów, skręcacie w węższy kanał, z którego wylatuje ciurkiem woda. Wspinacie się po metalowej drabince wyżej i dalej praktycznie na kolanach dochodzicie do studzienki, znajdującej się w mniejszej uliczce na osiedlu, tuż przy klubie.
Anita wraz ze swoim towarzyszem bez słowa oddalili się do zaparkowanego samochodu i po chwili odjechali. Stoi tu wiele innych samochodów, zapewne należących do właścicieli mieszkań.
Po chwili przed klub zajechało pięć tuningowanych bryk. Każda inny kolor, spojlery i inne bajery. Zrobili tu dużo hałasu. Zaparkowali tuż przy czarnych furgonetkach i dało się zauważyć, że wysiadają z nich czarnoskórzy gangsterzy, obwieszeni łańcuchami.
Jesteście bezpieczni, oddaleni o ponad 100m od parkingu klubu.

Atanael 14-02-2007 20:00

Sarnus miał ważny problem, wiedział, że nie może pójść po swój samochód, bo nie będzie dało się wyjechać, prze te czarne furgony, a zresztą miał tyle odłożonych papierków, które ludzie uważają za wartościowe, że stać go na nowy samochód, jednak lubił stare Audi, choć Audi e8 brzmi bardzo ciekawie, tylko gdzie on znajdzie salon całodobowy, może znajdzie coś następnego wieczora. Rozejrzał się po wszystkich...
-Podrzuci mnie ktoś do... Miejsca gdzie mógłby dzieniować...

Maczek 17-02-2007 00:16

Minęła pierwsza noc spotkania. Ostatecznie wszyscy się rozstali aby udać się na spoczynek. Niemal każdy znalazł odpowiednie i bezpieczne miejsce. W ostatnich wydarzeniach dało się jeszcze zauważyć rodzący się konflikt między Didierem a Jurgenem. Wampir wyrwał Magowi pojemniczek i starał sie bezskutecznie go zdominować. Sytuację zaczęła się nagle robić bardzo niebezpieczna. Jednak pozostanie zbyt długo w tym miejscu było o wiele bardziej niekorzystne. Krótko po wyjściu szybami wentylacyjnymi i ściekami z klubu wampir gdzieś się ulotnił. W trakcie ucieczki zdążył jeszcze zapewnić że stawi się na spotkaniu.

W każdym razie, prędzej czy później docieracie do Gary. Jest to miasto, którego lata świetności dawno minęły. Niemal cały ciężki przemysł przeniósł się tam gdzie siła robocza jest co najmniej 10 razy tańsza. Do Chin. Z każdą kolejną zamkniętą fabryką miasto coraz bardziej przypominało miasto duchów. Niewiele ludzie zostawało. Kolejne osiedla pustoszały. Jedynie dzięki wielkiemu portowi lotniczemu w pobliżu i morskiemu oraz wielkiej stacji przeładunku kolei miasto nadal funkcjonuje. Pomimo tego że Gary leży już w innym stanie niż Chicago dla wielu ludzi to tak jakby to było jedno miasto. Problem w tym że to samo tyczy się Księcia Chicago, Lodina, który robi wszystko aby traktować miasteczko jako jego domenę pod chwilową opieką Modiusa. Obecnie wojna między dwoma władcami nabrała mocno nostalgiczny charakter. Miasto mocno straciło na znaczeniu i przestało być już smakowitym kąskiem.

Tak więc Gary, to opuszczone dzielnice przemysłowych domków mieszkalnych z czerwonej cegły, brudne osiedla domków jednorodzinnych, w których co trzeci zabity jest deskami i z przekrzywioną tabliczką wbitą na trawniku z napisem "Na sprzedaż", wielkie stacje towarowe, które jakby żyją własnym życiem, oraz niezliczona ilość torów kolejowych w całym mieście prowadząca niewiadomo gdzie. Ciągnące się kilometrami, wzdłuż głównej drogi dojazdowej magazyny należące do stoczni oraz dziesiątki, oraz dziesiątko a może nawet setki hektarów opuszczonych fabryk.
Te właśnie fabryki stały się miejscem spotkań wampirów które nie lubią towarzystwa. Ciężko tu cokolwiek znaleźć. Jest tu niezliczona ilość zakamarków w których można ie. bez problemu schować. Na dodatek mało kto się tu kręci. To miejsce nazywane jest Pustkowia i tu właśnie odbędzie się spotkanie.

Miejsce spotkania to wielka hala fabryczna. Zastawiona jest różnymi maszynami. Większość z nich to wielkie linie produkcyjne a raczej pozostałości po tym czym kiedyś były. Teraz to praktycznie konstrukcje stalowe, masa transporterów, dziwnie poustawiane elementy których przeznaczenia można się jedynie domyślać. Przy tych wielkich kolosach są jeszcze inne mniejsze maszyn złożone z poukładanych jeden na drugim walców. Przy ścianach w jednej części hali stoi kilka sięgających sufitu piecy dookoła których na różnych wysokościach umieszczone są podesty. Dodatkowo w podłodze, przeważnie pod maszynami jest mnóstwo kanałów w których biegną jakieś rury. Jest tu zimno i wilgotno. Niewielki lufciki w suficie są w większości powybijane co powoduje masę przeciągów. Co chwila z oddali daje sie słyszeć jakiś rumor jakby jedna z tych malutkich maszyn właśnie się zawaliła. Jest to dość niebezpieczne miejsce dla człowieka.

Tam gdzie rozstawienie maszyn utworzyło pewien placyk czekają już na was Anita, Damian oraz ktoś nowy, kogo nie widzieliście wcześnie. Pozostali najwyraźniej traktują go jako kogoś ważnego. Być może to ich Przywódca lub Lider. Jest on niewiele niższy od Anity. Jest dość chudy, nawet jak na wampira, ma ciemno - blond włosy sięgające mu do ramion, są rozpuszczone i trochę posklejane.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172