lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Mroczne Wieki] Noc Kupały (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/2722-mroczne-wieki-noc-kupaly.html)

Wernachien 25-04-2007 13:38

Milla
 
W pomieszczeniu zrobiło się dziwnie cicho gdy Karczmarz wybiegł na zewnątrz. Milla spokojnym wzrokiem rozejrzała się wypatrując odpowiedniego, nieco osłoniętego od reszty miejsca. W kominku strzelały płomienie trawiące drewno, ogień cicho huczał, przywodził wspomnienia pachnące dymem i gorącym posiłkiem przygotowanym przez Matkę.

Chciała podejść bliżej, ale strach nie pozwalał jej usiąść i zanurzyć się w cieple płomieni. "Jakie to smutne, że po przemienieniu, jedyne ciepło z jakiego potrafimy czerpać przyjemność to gorąca, ludzka krew, z orgiastyczną przyjemnością wysysana ze śmiertelnych ciał." Niepewnie wyciągnęła dłoń w stronę kominka, jakby starając się odnaleźć dawną przyjemność w miękkim świetle płomieni.

Strach okazał się silniejszy.

***

Z zaplecza dobiegł śpiew jednej ze służących - melodyjny, łagodny, szczery...

Otul mnie cicho i łagodnie
w tę noc samotną bez wytchnienia
w tej ciszy która dławi w gardle
w tych łzach i w zatraceniach

Otul mnie słońcem, ciepłem, barwą
ukołysz i przywróć do życia
bez słowa w otwartą namiętność
niech myśli me wyjdą z ukrycia.


Milla wtuliła twarz w płaszcz Leonarda i odpłynęła myślami do Francji. Wiedziała, że kainici potrafią kochać, ale nie ma to nic wspólnego z ludzką miłością. Wampirza miłość jest chłodna i dystyngowana, obdarowuje się nią tylko tych, którzy na nią zasłużyli. Ojciec wpoił jej jedno - mimo, że przed nimi wieczność, nie warto marnować ani chwili na bezowocne działania.

Mira 25-04-2007 14:35

Leonard, Marcel

Gangrel skryty za drzewem obserwował z rosnącym zdziwieniem zachowanie wielkiego wojownika, którego zasługi tak bardzo eksponowała i zachwalała księżna Lucretia. Wysoki Kainita nie wziął jednak pod uwagę, że sam może być teraz obserwowany... wiedziony wyćwiczonym przez lata instynktem, odwrócił głowę od Koniecpolskiego, by ujrzeć wpatrujące się w siebie ślepia wilka... Ogromne jak na swój gatunek zwierze przyglądało mu się ciekawie, prawdopodobnie starając się wybadać jego naturę. Było to naprawdę wielkie „bydle” - już sama masa oraz rozwartość szczęk budziły strach i podziw... lecz najbardziej przerażały oczy... pełne inteligencji i zrozumienia, jakie żadne zwierze nie mogło w sobie mieć. Więcej Marcel nie zauważył, gdyż wilk wstał i ruszył w przeciwnym kierunku... Zaraz za nim zerwały się jeszcze dwa stworzenia tego rodzaju – niemal tak samo wielkie - jedno z lewej strony, drugie z prawej – blisko Koniecpolskiego. Teraz również zauważył je Leonard, gdy niespiesznie oddalały się w ciemny las...


Renauld


- Dziecię jak ty dziwnie mówisz? Jakoby panicz jakiś...
– dziwiła się kobieta, wciąż przyciskając do siebie Renaulda. Nie zdążyła jednak rozwinąć tej myśli czy głębiej się nad nią zastanowić, gdyż wojak imieniem Jose przemówił zdecydowanie, zwracając na siebie uwage wszystkich.
Rycerze z obstawy zaczęli krzątać się przy powozie i koniach, prowadząc je do pobliskiej, wskazanej przez jakiegoś wieśniaka, stajni. Widać spieszyło im się, by wreszcie zasiąść w karczmie i zjeść coś ciepłego. Czy można się temu dziwić?
Tymczasem jakiś wieśniak zwrócił się do Jose. Był to sędziwy starzec, a wszyscy inni zamilkli z czcią dla jego mądrości. Nawet „matka” Renaulda przestała łkać.

- Ano było to tak... –
rzekł stary wieśniak, przysiadając pod dachem jednej z chat, gdyż z nieba znów zaczął padać deszcz – W wiosennej kwarcie miesiąca znikła nam Jadźka... sześć ino wiosen miała. Myśmy myśleli, że się utopiła bidacka w stawie, ale potem zagubiła się kolejna dziouszka – Rustka ze Kocich Łbów – to wies niedaleko stąd na północ... Wicko, co to był u kaznodziei w Łogrodzieńcu, padoł nam, że tam tysz im dziecka poznikały. No i tera ze dwa tydnie minęły, jak nam Mysse zaginął. Myśmy myśleli, że go może wilcy rozszarpali, bo wielkie się tu bestie ostatnimi czasy kręcą, ale tera to widzę, że je jakaś nadzieja dla nas...

Starzec nie dokończył, bo z pomiędzy chat biegło ku nim kilku mężczyzn. Jeden z nich w zabrudzonym od błota odzieniu – chudy blondyn w nieokreślonym wieku – krzyknął:

- Mysse synku! Jakośmy się martwili z matulą...

Porwał chłopca na ręce i przytulił swój szorstki, brudny policzek do gładkiej i czystej buzi Renaulda.


Milla


Karczmarz pospiesznie wydał kilka poleceń swej żonie i wraz z chłopcem, który wbiegł do karczmy przynieść nowinę, że oto odnalazł się Mysse, wyszedł z budynku. Tymczasem stara karczmarka znikła w jednym z pomieszczeń. Po chwili jakaś młoda, niezbyt ładna służka wraz z krępym i chyba głupawym parobkiem, który pożerał wzrokiem sylwetkę Milli, przynieśli wielka misę z dworu i zanieśli do pomieszczenia obok. Zaczęła się bieganina z kociołkami wrzątku. Po kilkunastu minutach stara karczmarka z zadowoleniem oznajmiła wampirzycy, że kąpiel jest już gotowa. Akurat w tym momencie w drzwiach stanął Jane oraz wąsaty dowódca, który ukłoniwszy się Milli, zwrócił się zmęczonym głosem do starej kobiety:

- Strawy dla mych ludzi i rozgrzewającego napitku - szybko! Potrzebujemy co najmniej trzech izb: dla Jaśnie Panienki i... jej towarzysza –
skłonił się raz jeszcze – Dla szlachetnych panów oraz czterech lub pięciu wojaków.

Karczmarka potulnie odkłoniła się, zerkając z coraz większym podziwem na Millą. Czyżby przyszło jej na stare lata przyjmować u siebie królową, że aż tyle luda zagościło w ich skromne progi? Starała się mówić bardzo poprawnie...

- Panie mamy ino cztyry izby. Z jednej przegonimy dzieciaki i służące coby w stajni spali, to zostaną dla Was czy... tssszy no! Jedna to je alkierz w sam raz dla wielkiej pani – ona też się ukłoniła, zwracając do wampirzycy. – My tam tera kąpiel przygotowali dla niej, bo chciała. Dwie izby pozostałe całkiem duże, ze sześciu chopa do każdej wejdzie...


Zadowolony widać rycerz skwitował te słowa kiwnięciem głowy i wyszedł dalej doglądać rozładunku, zaś gruba kobieta popędziła do kuchni wydać polecenia.

Wernachien 25-04-2007 15:44

Milla
 
Skinieniem głowy przywołana do siebie Jane, który bez wahania zbliżył się, przyklęknął i ucałował wyciągniętą dłoń Milli.

-Jesteś głodny? - w głosie wampirzycy można było usłyszeć cień szczerej troski. Chłopak jednak pokręcił głową.- Zmęczony? - ponowne zaprzeczenie - Dobrze.

Dopiero gdy skończyła mówić i sama usiadła na ławie, chłopak podniósł się z kolan. Relacje były jasno ustalone - on jest wiernym sługą nagradzanym czerwonymi kroplami z esencją Kaina, ona jest wielkoduszną panią, pozwalającą mu żyć u swego boku i oczekującą w zamian jedynie jego bezwartościowej krwi.

- Niech gospodyni wskaże ci drogę do mojej izby. Zanieś tam bagaże i przygotuj mi kąpiel z wonnościami. Przyjdź po mnie gdy skończysz.

Jane skłonił się głęboko i odszedł na zaplecze pomówić z gospodynią.


Wiatr szumiał i rozpraszał ogień w kominku. Drobne fragmenty tlącego się jeszcze drewna wyfruwały do izby i tanecznym ruchem opadały na ziemię gasnąc. Milla zamknęła oczy chłonąc zapachy izby, w które natrętnie mieszał się zapach użyczonego jej płaszcza.

"Spokojnie..."

Francois de Fou 25-04-2007 18:42

Renauld

Reanuld spłonął w rumieńcu. Jak mógł popełnić tak głupi błąd? Mówić normalnym językiem wśród tego plebsu? Musiał się poprawić... tylko czy da radę? Nigdy nie starał się naśladować wieśniaków, nie znał ich gwar, ani zawołań. Wtem zaczął mówić starzec. Chłopiec uważnie wsłuchiwał się w jego słowa, starając się odnotować każdy szczegół. Albo Tepes jest dziwniejszy niż mu się wydawało po rozmowie z księżną, albo grasują tu zmiennokształtni. Nic innego nie wchodziło w rachubę. Gdy przyszedł blondyn i zaczął ściskać "synka", Renauld z wyraźnym obrzydzeniem, a przynajmniej dezaprobatą, starał się oswobodzić z uścisków "rodziciela". Starał się to jednak zrobić jak najdelikatniej, nie chcąc zdradzić swojej natury w tak głupi sposób, jak nadmierne użycie siły...


Jose tymczasem odsunął się na bok, próbując wymyślić jakiśdyskretny sposób, na porozmawianie ze swoim panem.

denis 25-04-2007 21:44

Rycerz spostrzegł idące spokojnie , wieklie niczym krowy futraste bestie .
Z poczatku , w pierwszym odruchu postanowił czmychnac gdzies w poblize domostw i póki bestia nie porwie innego kaska ze wsi , poczekac w ukryciu . W swoim zyciu niezbyt cenił głupote heroicza – zwana przez niektórych odwaga ... może i waćpan Koniecpolski rzucił by się z okrzykiem na nieludzkiej wielkosci wilki ... ale on umarł .
Ale , ale ... one odchodzą – zauwazył z satysfakcja ... wyprostował się i poprawił klczuge i wyjawszy miecz ( uwazajac by żadna z bestii nie zauwazyła wojowniczego gestu) ruszył w kierunku wsi ...

Gdy napiecie zwiazana z chwilowym niebezpieczenstwem mineło zwolnił kroku ... Na powrót zrezygnowany wsunał miecz do pochwy
Wróciła pamiec tego jak beszensownie się zachował ... Usmiechnał się do siebie ...
„Wargi kobiety obcej miodem ociekają, a jej usta — świecą się jak olej. Lecz w końcu stają się bardziej gorzkie niż piołun i tną jak miecz o podwójnym ostrzu. Jej stopy prowadzą do krainy umarłych ... „ czy zasłyszany kiedys kawałek Biblii był dla niego proroczy ?
Być może zle ulokował swe nadzieje ... być może kobieta tak wysoko urodzona , wychowana w zimnym , wyrachowanym swiecie jest niczym ten sztylet wycelowany w serce ...

Nie potrafił odpowiedziec na te pytania .. Zatrzymał się na skraju lasu ... spuscił głowe , jakby czekajac na jakas wskazówke ... jaki znak . Ale czy jako potwór mogł oczekiwac czegokolwiek ... ?

" Niewazne " - pomyslał ... wapierz czy nie trzba trzymac fason ... w koncu nie miał w swoim zyciu nic do stracenia ... a byc moze zdoła uratowac w sobie to ... co uwazał za najcenniesze ...

Wernachien 26-04-2007 10:32

Milla
 
W izbie zrobił się hałas. Mężczyźni zaczęli znosić bagaże, ktoś się potykał, ktoś się śmiał, ktoś w kuchni rozbił misę a gospodyni wybuchła wściekłością.

Kakofonia.

Milla wyszła na zewnątrz. Stojąc pod okapem dachu patrzyła jak sytuacje nabrały dziwnego biegu - de Piccard właśnie udawał wieśniaka w dworskich ciuchach wspaniałej jakości, jego wielki opiekun stał bezradny niczym dziecko, nie widząc jak zareagować. Krzątanina wokół wozu, lecz nigdzie nie widać ani Marcela ani Leonarda.

-Gdzież oni się u licha podziali?
- mruknęła do siebie cicho - cóż za nieodpowiedzialność zostawiać damę sama z bandą hołoty i przygłupów.

Usiadła na rozchwianej ławie widząc, że zamieszanie przenosi się stopniowo do izby. Powoli znikały pachołki z pochodniami. Noc stawała się głębsza, jakby bardziej aksamitna, na niebie rozbłyskiwały kolejne gwiazdy, zbyt drobne, by dostrzec ich blask przy blasku ognia.

Niezrozumiane przez nią pragnienie usiłowało zmusić ją do krzyku, do tęsknej pogoni za ciepłem i ludzką miłością. Nie potrafiła wyzbyć się dawnych namiętności. Pragnęła czułości. Na wyłączność.

Bortasz 26-04-2007 19:18

Wilki spokojnym i powolnym krokiem zaczęły się oddalać... Szczęk wyciąganej broni... cichszy niż oddech dziecka... Wilczyca warknęła cicho... Wilk, który patrzył Marcelowi w oczy zatrzymał się... Gdy drugi mężczyzna – ten z mieczem zaczął się oddalać... Wilk przykucnął na tylnych łapach, które natychmiast zaczęły zyskiwać na masie. Pysk jakby wyciskał się „przechodząc” w twarz. Przednie łapy zamieniły się w ręce.. Transformacja trwała przez chwilkę, w której Marcel nie ważył się poruszyć... Wilczyca w międzyczasie w kilku susach odgrodziła drogę Koniecpolskiemu od wioski...
Gdy „wilk” stał się człowiekiem, wyprostował się i spojrzał Marcelowi w oczy... błękitno zielone oczy patrzyły tak przenikliwie, jakby chciały wejrzeć w duszę ... Szukając czegoś... Mężczyzna przeniósł spojrzenie na widocznego zza drzew miecznika. Wilczyca odgradzała mu drogę do wioski tak, iż nie można było przejść inaczej jak tylko obok mocarnych szczęk zaopatrzonych w błyszczące bielą kły... Drugi wilk siedział spokojny patrząc za człowiekiem, który próbował się oddalić... Nie szczerzył zębów ani nie warczał. Zerkał jeno co chwile na swego ludzkiego towarzysza jakby zachęcając do powrotu.
Ze zwierzęcia przemieniony człowiek był szczupły, mierzył około sześciu stóp wzrostu. Długie za ramiona czarne włosy opadały mu na plecy zwijając się w loki. Na twarzy sumiasty wąs nadawały obliczu srogi wyraz. Sięgający ziemi, szary płaszcz okalał szerokie plecy, nie zasłaniając przy tym dobrze utrzymanej skórzanej zbroi w ciemnobrązowym kolorze. Mężczyzna zdjął rękawiczki i zepchnął je za ćwiekowany pas. Wzrok wnet powędrował do czarnej pochwy miecza. Prosta długa rękojeści i znacznie dłuższe ostrze niż w typowym mieczu jednoręcznym - Bastard. Wełniane nogawice w ciemnozielonym lekko wyblakłym kolorze swobodnie osłaniały nogi. „Zmiennokształtny” uważnie przenosił wzrok z jednego mężczyzny do drugiego.

- Mam na imię Thomas. A teraz chciałbym się dowiedzieć co potomków Kaina sprowadza w te okolice. I bardzo proszę bez łgarstw...

denis 27-04-2007 08:25

Cytat:

Napisał denis (Post 60298)
Ale , ale ... one odchodzą – zauwazył z satysfakcja ... wyprostował się i poprawił klczuge i wyjawszy miecz ( uwazajac by żadna z bestii nie zauwazyła wojowniczego gestu) ruszył w kierunku wsi ...

Gdy napiecie zwiazana z chwilowym niebezpieczenstwem mineło zwolnił kroku ... Na powrót zrezygnowany wsunał miecz do pochwy
Wróciła pamiec tego jak beszensownie się zachował ... Usmiechnał się do siebie ...
...

Ale , ale ... szelest lisci pod stopami potęznej bestii spowodował ze odwórcił sie gwałtownie ...
" ...Jej stopy prowadzą do krainy umarłych ... ".
Czyzby owe , niewiadomo gdzie zasłyszane proroctwo sie spełniło szybiciej i bardziej dosłownie niz przypuszczał ?
Bestia zbiliżała sie do niego w ogromnych susach ... rozejrzał sie na boki ...dwa pozostałe wliki stały dobry kawałek od niego... ale czy ta odległos dawała mu jakas szanse ? Czarne i lepikie , niczym smoła rozpuszczajaca sie na słoncu , uczucie owałdneło jego umysłem ... miał cos jeszcze do zrobienia ... nim jego białe kosci ... Białe? Czy wampiry maja białe kosci ... niemiał czasu nad tym sie zastanawiac ... Ilez to razy wychodził z opresji sprytem lub dzięki usmiechowi fortuny teraz sytuacja wydawała sie beznadziejna ...
Wilk był tuz tuz ... rycerz drżącą dłonia wyciagnał miecz ... Nigdy nie miał kontaktu z czyms wiekszym od zamkowego kundla ...
Ostatni rzut oka w kierunku karczmy ... miał po co istniec . Wilk zatrzymał sie tuz przed nim ... Koniecpolski spojrzał mu w oczy .
Oczami , ktore patrzyły zza zasłony zwierzecego starchu , zobaczył w nich mord ...

W chwili gdy błyszczące ostrze rycerskiego miecza zmierzało w strone wilka przez głowe barda przemknał strzepek wiersza

" Opadam na szkrzydła anioła
Pod płaszczem cimności
On mieczem mnie zabija
Rozmawiam z boiginią miłości
Pod maską z kolców zbudowaną
Chowam uczucia i myśli " ...

Tuz przed chwila gdy ostrze miało sie spotkać sie z wilczym gardłem zamknał oczy
Przez chwile wydawało mu sie ze od strony pozostałych dwóch bestii dobiegł go ludzki głos ... " Wariuje " - pomyslał ...

Ratkin 27-04-2007 23:05

Na łgarstwa nie było czasu, w zasadzie nie było go na cokolwiek innego poza instynktowne działania. Marcel wykorzystał swoją krew która powoli zaczynała wrzeć w jego nieumarłym, zimnym ciele by nadać sobie wigoru i wyciągnąć szpony kiedy "miennokształtny" zbliżył się, nastepnie użył kolejnej dyscypliny krwi by nadac sobie nadludzką szybkość. Pierwszy atak wyprowadził kiedy Tomas jeszcze miał otwarte usta gdy skończył swoją krótką wypowiedź. Pierwszy cios szponów wyprowadzony był lewą łapą rozczapierzoną w kształt litery V tak by trafić w oczy, kolejny tym razem prawą ręką miał trafić w gardło... kolejne ciosy były już wpełni instynktowne, tak by zadać jak największe obrażenia niezależnie od reakcji i ewentualnych uników przeciwnika...

Mira 28-04-2007 00:45

Drzwi karczmy otworzyły się na oścież. Do pomieszczenia wraz z zimnym powietrzem i kroplami deszczu weszli mężczyźni kolejno niosąc skrzynie. Byli to zarówno rycerze, jak i chłopi, którzy przyłączyli się do pomocy. Szło im całkiem sprawnie. Milla obserwowała ich pracę, czekając aż jej osobisty służący zawoła ją do alkierza. Nagle przed karczmą ktoś krzyknął. Jakaś walizka ciężko upadła na ziemię.

- Patrzcie tam na górze!

- Wilcy wyszli z lasu!

Mężczyźni, którzy weszli do gospody i już mieli zdejmować przemoczone opończe, wypadli na zewnątrz. Rycerze dobyli mieczy i popędzili na wzgórze, gdzie jakiś wilk szykował się do ataku na szlachetnego męża nazwiskiem Koniecpolski. Wieśniacy również zerwali się i hardo ruszyli w stronę lasu. Teraz, kiedy czuli dług wdzięczności wobec „wielkich państwa”, którzy ocalili małego Mysse, traktowali ich jak swoich. Ktoś wykrzyknął w stronę zbiorowiska, gdzie Renuald właśnie ściskany był przez „ojca”, a cała gawiedź przyglądała się temu z rozrzewnieniem:

- Wilki naszych atakują!

Kilku wieśniaków i parę podrostków pobiegło za wołającym. Nawet „ojciec” Renaulda odstawił chłopca i z zacięta miną ruszył biegiem. Jose zaś popatrzył pytająco na swego pana, do którego już zdążyła przylgnąć „matka”. Kobieta trzęsąc się schwyciła blondynka za rękę i chyba chciała zaprowadzić go do chaty.


Tymczasem na skraju lasu rycerz Koniecpolski zaatakował wielgaśne zwierze, które szczerząc kły odskoczyło na bezpieczną odległość i jeżąc grzbiet prawdopodobnie czekało na reakcje swego pana. Ten jednak miał inne problemy, bowiem potężny Brujah imieniem Marcel zaatakował go niemal w mgnieniu oka(akceleracja). Potężne szpony (transformacja) sięgnęły twarzy obcego zanim ten zdążył się dostatecznie cofnąć. Potężne ciosy, które mógłby człowiekowi rozłupać czaszkę, zostawiły na obliczu „zmiennokształtnego” tylko krwawiące rany (odporność). Wtem potężny wilk, który dotąd siedział bezczynnie, niemal zwalił z nóg Marcela. Ten, by nie upaść, musiał się podeprzeć. To jednak wystarczyło, żeby obcy odskoczył i wciągnął miecz. Potężny wilk stanął u jego boku. Nagle powietrze rozdarły krzyki zbliżających się ludzi.
Obcy mężczyzna gwizdnął tylko, na co zwierzęta zastrzegały uszami. Pędem ruszył do lasu. Oba wilki dołączyły do niego, nawet się nie oglądając.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172