lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [Spotkanie, część 2] Dzieci Inkwizycji (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/2911-spotkanie-czesc-2-dzieci-inkwizycji.html)

Tammo 12-04-2007 00:24

Janusz, sala rozpraw
 
- Idziemy. Odpowiedź na pozostałe pytanie dostaniecie gdzie indziej. Złamaliście zasady, tak à propos. Jedyną konsekwencją tego będzie nasz brak odpowiedzi na Wasze pytania poza-regułowe.

Nie dostaniemy odpowiedzi? Jakże wygodne...

Janusz bardzo przykro odczuł zimne zbycie jego apelu. Konfundujące słowa kobiety nie dawały nic. Twarz chłopaka wyraźnie odzwierciedlała jego rozczarowanie, ulatującą nadzieję oraz znikającą w każdej chwili otwartość.

MY złamaliśmy zasady? Gdzie? Kiedy? Trzy proste pytania? Czemu my, historia organizacji, co z zakołkowanym. Zatem? Co jest? Każdy z nas miał jedno pytanie. No, znaczy, ja scedowałem. I? Gdzie tu złamanie zasad?

Chłopak dał spokój myślom. Nie widział. Najpewniej więc nie było. Tak czy inaczej, nie było o czym rozmawiać, o co pytać. Przetrwać i do domu. Chwilę stał tak, krótką chwilę stał i patrzył na kobietę. Kiedy z jego twarzy coś odpływało, kiedy jego mysli szukały sensu, patrzył.

Potem Janusz zaczerpnął powietrza, skłonił głowę, złożył dłonie razem i zastygł w bezruchu, z zamkniętymi oczyma. Próbował się modlić, ale plątały się mu słowa. Rozczarowanie, odczute w dwójnasób po proszącym tonie, bolało. Poczuł gniew. Przez moment hołubił jego nikły płomień, lecz wreszcie pozwolił mu odpłynąć. I to nie miało sensu.

Spoglądnął na orła (który to już dzisiaj?), potem na cienie (to nasze? Jasne, cokolwiek masz na myśli). Potem spojrzał na roszady odstawiane przez pozostałych (O raju, jeszcze co? jakiś rytuał? Mało wam?). Wreszcie tunel.

Zmęczenie i rezygnacja kobiety obok odbijały jego własne niczym lustro.

- Witaj w klubie - mruknął cicho.

Powłócząc nogami, ze zwieszoną głową, ruszył do przodu. Współczucie? Od nich? Zdawało mu się chyba... Zdecydowanym ruchem założył czapkę. Przekrzywił ją na bakier. Z ponurą miną włożył ręce do kieszeni. Kiedy nie namacał tam zapalniczki, skrzywił usta w mimowolnym grymasie.

Nie mają prawa. Nowa, głośna myśl echem rozeszła się w jego głowie. Próbował rozpoznać nowe uczucie. Nie szło mu. Ale, choć posępne, dawało jakąś siłę. Chwycił się go kurczowo, tak jak wcześniej gniewu. Z tym, że gniew zgasł szybko. A to rosło. Zgarbiło mu plecy, spowodowało, że pochylił głowę, a spoglądał zimnymi oczyma. Wbiło mu ręce głębiej w kieszeni, zaś dłonie zacisnęło w pięści. I smakowało goryczą na języku. Nie mają prawa! powtórzyło.

I miało rację, co chłopak skonstatował ze zdumieniem.

No nie mają. Dajemy im je sami, idąc za nimi. Wolna wola. Jestem zmęczony, więc łatwiej iść za nimi, niż próbować uzyskać to, czego mnie pozbawiają? Kim są? Nie wiem. Czego chcą? Nie wiem. Nie dali mi nawet cholernego kubka wody!

Janusz stanął w pół kroku, uderzony tą myślą.

- Przepraszam. - rzucił na wpół pytanie, na wpół stwierdzenie. - Przepraszam! - powtórzył głośniej dwie sekundy później. I czekał na reakcję.

Wernachien 12-04-2007 06:48

Joanna
 
Obróciła się gwałtownie słysząc głos Janusza.

- Przepraszam...? Przepraszam!

Zmarszczyła nieco brwi nic nie rozumiejąc, a potem uśmiechnęła się. Ma chłopak charakter. I tupet, żeby do dumnego pochodu Ornitologów dorzucać swoje trzy grosze. Wiedziała, że się dogadają - był młody, buntowniczy, ale nie narwany. A może to nie kwestia buntowniczości a zwykłej siły psychicznej? Joanna poczuła jeszcze większe zrezygnowanie - ostatnie co pamiętała to wampiry, kołku, lufę pistoletu przy jej skroni, szalone oczy, strach...

Odegnała z głowy powracające obrazy. Czekała co nastąpi dalej.

Solfelin 12-04-2007 22:16

Każdy dzień jest darem, jest nową niespodzianką.

Wernachien, Tammo, Szusaku

Odwróciła się do nich, na jedną małą chwilę.

- Zasady były takie, że dyskutujemy tylko o informacjach otrzymanych przez Was. Bez Waszych jakichkolwiek pytań.

W taki sposób ucięła im buntownicze skrzydła, bo odkryła ich brak racji.

- Zaś co do zmęczenia - dobrze, mogę Cię nawet teraz „wyrzucić” do domu. - napięła szczególnie głos na „wyrzucić”, jakby to słowo miało zupełnie inne znaczenie w rzeczywistości.

- Bądź jednak świadoma, że są przyjaciele, którzy klepią Cię po pupce i pozostawiają Cię, byś wpadła do kanału, którego przez swoją wesołość przestałaś zauważać - bo dałaś własną uwagę komuś innemu, bardziej prawdopodobne, że wiatrowi.

Szczególnie to kierowała do Joanny. Były jakby wzburzona jej zachowaniem, choć cały czas zachowywała dystans i miała przewagę całkowitego, zimnego opanowania, co doprowadzało Jo do ciężkiego szoku, bo ona zamiast tego sama mało wytrzymywała tę tyrenadę.

Ale jej także mocno ucięła skrzydełka, mówiąc:

- I są przyjaciele, którzy wycisną z Ciebie maksimum, dadzą Ci się zmęczyć, tak, że będziesz myśleć, że są Twoimi wrogami lub kamieniami u nogi - ale to tak Cię nauczy, że każdy otwór kanalizacyjny będziesz doskonale omijać z powodu swojej świadomości.

Jakby na potwierdzenie furknęła świszcząco w powietrzu, dopowiadając zaraz:

- Zatem, decyzja należy do Ciebie. Możesz być śpiącą królewną, albo obudzoną. Myślisz, że znajdziesz księcia? Dobrze, masz rację - ale licz się z tym, że śpiąca, a później dopiero obudzona królewna jest bezbronna.

- Tak-jak-teraz-Ty - jakby zrymowała, taktując, uśmiechając się dobitnie.

Popatrzyła tylko głupio na Janusza, uśmiechając się szeroko, dając mu do zrozumienia „Co Ty wiesz”, „Wiedz lepiej co mówisz”, co go niemal przebiło do szpiku kości, bo przesłanie tego uśmiechu wniknęło w niego samego.

Za to puściła przyjazny, bez krzty krytycyzmu, jakby dodający odwagi, uśmiech Adamowi.


Weszli do jakiegoś przedsionku. Kruczowłosa stanęła bliżej niego, na wprost, na odległość jakiegoś metra, prostując się i czekając. Zdawało im się, jakby we śnie, że drzwi rozbłysły się. Podczas gdy naprawdę, widzieli, jak się po prostu same otwierają.

To i tamto było równie mało prawdopodobne, ale bardziej naturalny jest już wygląd samo-otwierających, może i automatyczny, drzwi, niż ich dziwne, jasne rozbłyski.


Blondynki zawiesiły pochodnie.

Pierwsza weszła Kruczowłosa. Teraz kolej była na trójkę.

Wernachien 13-04-2007 08:43

Joanna
 
Przez dłuższą chwilę nie mogła się otrząsnąć. Szła jakby w szoku pchana instynktem stadnym. Blask otwieranych drzwi oślepił ją a potem przywrócił jasność myślenia.

-Zaczekaj. - powiedziała spokojnie do Czarnowłosej przechodzącej przez drzwi - Zawsze wydawało mi się, że podstawą porozumienia między ludźmi jest wzajemny szacunek. Jesteś piękną i niezwykłą kobietą, ale nas masz za nic. Nie potrafisz docenić naszego wysiłku i ty chcesz... współpracować? Chcesz, żebyśmy oddawali życie za Twoje cele?

Po chwili dodała, wciąż nie zmieniając tonu głosu, jakby mówiła w transie wylewając z siebie swój żal.

-Chłopak prosił o szklankę wody, której nawet bandytom w więzieniach się nie odmawia. Co za zimną suką trzeba być, żeby tak traktować innych? - w tonie Joanny pojawiło się oburzenie - Ja jestem królewną? Oh, z pewnością bym nią była, gdybym została przy rodzicach, ale to nie ja rozsiadam się na tronie i nie próbuję z innych zrobić swoich pieseczków, które tak jak ty polubią dziwaczne i niejasne gry.[/i]

Mówiąc o 'pieseczkach' rzucała znaczące spojrzenie Adamowi, który od początku zachowywał się jak wierny sługus Czarnej Krowy.

-Wyrzuć mnie do domu. W tej zabawie nie wezmę udziału, bo wciąż zapominasz, że ja się o zaproszenie tu nie prosiłam, a wybierając mnie powinnaś była wiedzieć, że w ten sposób niczego nie osiągniesz. Nie lubię jak na dzień dobry robi ze mnie niewolnika.

Kiwnęła ładnie głowa i uśmiechnęła się jakby na zakończenie dziecinnego wystąpienia na akademii szkolnej. Było w tym geście wiele wdzięku, ale i bezgranicznej ironii. Ukłon w stronę publiki i całego grona pedagogicznego, nauczycieli, którzy wiedzą więcej a zapominają o prostocie myślenia i często o podstawowych prawach człowieka.Mogę mieć przyjaciół, którzy wciągną mnie w kanał z gównami, ale przynajmniej w tym gównie będziemy brodzić razem.

Popatrzyła z wyrzutem na Federalnego. Niby tak dobrze dla niej chciał a wystawił ją na takie poniżenie. Odżył żal za całe to przedstawienie na komisariacie, nie wierzyła już bowiem, że człowiek w tym wszystkim jest dla nich ważniejszy niż cel i sposoby.

Czekała w napięciu.

Tammo 13-04-2007 14:01

Janusz, tunel
 
Klask. Klask. Klask. Klask. Klask.

Cichym, powolnym biciem brawa Janusz skwitował wypowiedź Joanny.

- Dziękuję. Zaczynałem wierzyć, że pewne poglądy są tu osamotnione. Proszę pani - zwrócił się do prowadzącej ich kobiety, z gniewem na twarzy - Ostatni, który próbował poklepać mnie po pupce dostał w zęby. Ale on nie próbował się nazwać przyjacielem. Zabrakło mu pani tupetu, tak sobie myślę. Mnie porwano, proszę pani. Nie wręczono mi zaproszenia, ja sobie szedłem sobie ulicą, nagle bach! i 'ciemność! widzę ciemność!' - parodia Stuhra wyszła nawet nieźle - a potem następny obraz jaki pamiętam, to ja związany i zakneblowany obserwowany przez pana Kameleona zadowolonego z siebie i siedzącego na kanapie. Zatem soooryy - przeciągnięte, osiedlowe słówko nasączone było przekąsem - że nie rzuciłem się Wam na szyję wołając wybawcy. W moim rozumieniu nie ma potrzeby WIĄZAĆ przyjaciół do siebie tak dosłownie.

Rzucajac sarkastyczną uwagę chłopak skrzywił się, grymas twarzy podkreślił wymowę słów.

Oczywiście, może być, że on tam przylazł i mi poluzował więzy. A potem siedział sobie na kanapie i czekał, zadowolony że mnie znalazł w porę. Jeśli tak, to tylko mogę powiedzieć dzięki wielkie. Tyle, że zająknięcie się o tym fakcie jest elementarne, zwrócenie mi klamotów, zwłaszcza zapalniczki, też. Że nie wspomnę o "spokojnie, to ja poluzowałem Ci więzy, bo to i tamto". A on się po prostu pysznie bawił. No i to jego kumple mnie śledzili. To jego kumple o mnie pytali. To biały orzeł był na dachu pomieszczenia, w którym się ocknąłem, związany. Nieciekawie dla Was, orzełki.

W chwilę później, już nie napastliwie dodał:

- Sugeruje pani że jest pani naszym fąflem z podwórka? Fajnie. Fąfel z podwórka który zabiera moje klamoty to żaden fąfel. To, co pani robi na to wygląda na jakiś dryl wojskowy a nie przyjaźń. Chce pani być sierżantem? Plus dla pani. Ja się natomiast do pani wojska JESZCZE nie zapisałem. Niech mnie pani przekona do akceptacji zasad, a nie każe mi ślepo je akceptować. Ja naprawdę cenię moją wolną wolę. Wywalczyłem ją sobie. Jak pani myśli, że pokazanie mi, że pani potrafi, spowoduje że ją tak ot, zawieszę na kołku, to soo-ryy. Wprost pani przyznaje, że wybrała nas ze względu na to, że jak wypaplamy, to nie będzie problemu. Czyli, przeszliśmy jakiś test. Jak wy nam nie ufacie z miejsca, czemu my mamy z miejsca i na ślepo ufać Wam? A zasady były proste jak drut. Trzy pytania, swobodna gadka między sobą, pytania proste, bo inaczej lakoniczna odpowiedź. Zaznaczone było tylko to: nie zadajemy pytań dotyczących otrzymanych odpowiedzi. Gdzie te zasady żeśmy złamali to nie jarzę. Jak ktoś mnie oświeci, będę dźwięczny.

Chłopak podszedł do Joanny. Stanął obok niej.

- Jeśli wyrzuca pani Joannę, ja idę z nią. Wg mnie, przyjaźń nie jest słowem, którym można sobie tak szafować. Pani dotychczasowi przyjaciele to muszą być niezłe mimozy, że się tak dają deptać. Ja moich przyjaciół szanuję, bo to są kurna, wspaniali ludzie. Jak chcą pomocy to lecę im pomóc. Jak potrzebują pomocy to na uszach staję. Pani ziomy chyba prędzej sobie coś odgryzą niż poproszą panią o cokolwiek. A jeśli chodzi o bezbronność śpiących królewien, to niewiele takich kojarzę kołkujących diabły z zimną krwią. Przy tej okazji dodam, nie musi pani dziękować za krzesło. Nawet przy tym, że pani nie lubię, następnym razem też je zrzucę, żeby jakaś maniaczka z siekierą nie rozłupała pani czaszki. Podsumowując: Joanna jest znacznie fajniejszą babką niż pani. O niej przynajmniej wiem, że mi wody nie poskąpi. Jak ona jest rozpieszczoną królewną, to na panią skali brakuje! Co do pani... Normalnie ma się ochotę panią potrząsnąć, coby się pani wreszcie poukładało pod sufitem! Zmęczenie jest złe? Jak ktoś jest zmęczony, to kopa mu, bo uczyni go to silniejszym? Fajnie ma pani w domu!

Ostatnie słowa chłopak wprost wykrzyczał, ręce miał zaciśnięte w pięści, sztywno przy boku. Skończywszy, stanął z założonymi rękami na piersi, mierząc wzrokiem kobietę. Oczy pałały mu słusznym gniewem. Niezasłużony protekcjonalizm kobiety i jej zimne, lekceważące podejście zbierały plony.

Szusaku 13-04-2007 14:47

Adam
 
Zaczynal sie denerwowac, zmecznie w takiej chwili? Jakies pretensje wobec w miare jasno postawionych regul?

- Szanowny panie Januszu, szanowna pani Joanno. Z jednej strony rozumiem panstwa zniecierpliwienie, chcialbym jednak zasugerowac pewna doze cierpliwosci. Byc moze sie myle co do panstwa motywacji, ale z krotkich opowiesci, jakie byliscie panstwo laskawi przedstawic, wnioskuje ze zabijanie wampirow jest dla panstwa czyms bardzo istotnym. Wlasnie spotkalimy ... hmmm ... istoty ... ktorych przerazajaca niemal skutecznosc w tej dziedzinie mieliscie, panstwo okazje zobaczyc na wlasne oczy. - jego spokojny poczatkowo glos nabieral barwy fascynacji - Czy nie chcielibyscie sami zdobyc takich mozliwosci? Stac sie jeszcze bardziej efektywni w tym co robicie? - Przerwal aby nabrac oddechu po czym kontynuowal.
- Jezeli byli bysmy strona mocniejsza, byc moze moglibysmy dyktowac warunki. Jednak nie jestesmy, wiec to my mozemy stracic. Niewatpliwie, stanowimy jakas wartosc dla Orlow, jednak kiedy warunki jakie stawiamy, przekrocza nasze zalety - blef zostaniesprawdzony. Zostaniemy bez niczgo.

Jak zmeczenie moze stac na drodze do wiedzy? N I E R O Z U M I E M, krzyczaly jego mysli. Po chwili jednak bardzo cicho dodal.

- Nasi gospodarze sa bylymi wampirami. Jednak kto wie czy byle wampiry sa wolne od wampirzego szalu? - ostatnie slowa byly ledwie slyszalne, jakby mowil je do siebie, zamyslajac sie.

Solfelin 13-04-2007 15:34

Tam, gdzie dowiadujemy się najważniejszych rzeczy, jest dopiero początkiem doświadczeń testujących zapamiętanie wiadomości.

Wernachien, Tammo, Szusaku

Stali tak przez chwilę, po czym, najbardziej zaskakująco dla samej Joanny, odezwał się Federalny, podczas gdy Kruczowłosa była w środku.

- Trzymamy się razem - popatrzył na Joannę - złączeni jednym celem. Spuścił głowę, jakby ukazując potulność. Oczywiście, miał na myśli całą resztę, która naraz również spuściła głowę.

- Joanno, jesteś bystra - ponownie odezwał się Federalny, patrząc na nią spod spuszczonej głowy - mogłaś przecież łatwo wywnioskować, że ona jest naszą przewodniczką. Przewodniczka to ktoś inny, niż przywódca.

- I, że ona jest kierowana przez jeszcze KOGOŚ innego. Tak samo jak my - i dlatego jesteśmy złączeni jednym celem.

Nastała dla „buntowników” niezręczna cisza, którą szczęśliwie przerwał Federalny:

- Z własnej woli się na to zgodziliśmy. Różnica pomiędzy Wami a nami polega na tym, że... - znowu przerwał bez dopowiedzenia, ale po chwili dodał - zaraz się dowiecie, jeśli pójdziecie dalej.

Popatrzył na nich. Bliźniaczki uśmiechały się, tak, jak reszta. Jedynie były wampiry były jakieś nieprzytomne, jakby się czegoś naćpały i szły jakby we śnie.

Odezwały się Bliźniaczki.

- Ona jest starsza od nas, ma ponad 2000 lat. Jako jedyna została powołana bezpośrednio przez Naszego Pana. My zostaliśmy powołani za jej pośrednictwem, ze stanu bycia wampirami.

Dla całej trójki to było prawdziwym wstrząsem. Najbardziej jednak dla Adama, który nagle sobie uświadomił, jak wielką wiedzą i doświadczeniem dysponuje Szachistka.

Odezwał się Federalny.

- Z innego powodu, niż myślicie, ona uśmiechnęła się do Adama. - powiedział, po chwili dodając z małym uśmiechem - tak naprawdę, to my słyszymy wszystkie Wasze myśli, jakbyście je mówili. - jego spojrzenie na chwilę spoczęło na Joannie, która odebrała go jako kulę zimna wycelowaną prosto pomiędzy jej żebra, dziwne zimno, najlepiej by je opisała porównując je do właśnie do śmiechu, tak jej się zdawało. Zimno zaraz przemieniło się w ciepło, przypominające te ciepło emitowane przez promienie słońca.

- Adam, pomimo trudności, które mu specjalnie wysłaliśmy, zwyciężył własne ego.

- Jego serce i dusza zwyciężyła nad potrzebami ega.

- Dlatego został tak sowicie nagrodzony uśmiechem.

Popatrzył na Joannę, tak jakby powstrzymywał się przed smutkiem.

- Reszta z Was poddała się emocjom, zmęczeniu oraz próbie ucieczki.
Zwyciężyło w Was ego, które jest naszym wrogiem i którego już dawno - my - pozbyliśmy się.

- Można powiedzieć, że niczym się różnicie od ludzi przesiadujących kilka godzin dziennie własnego życia przed telewizorem. Oni też przegrali.

- W Adamie zwyciężyła pierwotna ciekawość dziecka. To skarb dla naukowca, który czyni z niego najcenniejszego człowieka w otoczeniu. Ona potrafi zwyciężyć zmęczenie i żmud pracy i prowadzi bezpośrednio do odkryć, które - w rzeczywistości - są inspirowane przez Wyższe Istoty, widzące wysiłek naukowca i jego zwycięstwo nad własnym egiem i marnotrawstwem.

- Ale ci ludzie są skazani z innego powodu - są skazani przez kogoś. Przez kogoś, tak. - powtórzył, jakby próbując wbić im do głów, że KTOŚ ZA NICH DECYDUJE.

- Są po prostu oszukani. Oddają własną wolę, nawet bez wiedzy o tym - tak samo jak Wy, myśląc, choćby, że zmęczenie jest ludzkie.

- Ale to kłamstwo. Czego dowodem jest Adam, w którym zwyciężyła lepsza strona - i JEDYNA - jego duszy.

- A nie? - popatrzył otwarcie na Joannę, od dawna miał bardziej podwyższoną głowę, ale wciąż w lekkim uniżeniu. - Ciekawe, gdzie jest ta cierpliwość, próba wytrwania dla kogoś. - jakby dla wytrącenia Joanny - dla ko-go-kol-wiek.

- I to, co macie się dowiedzieć, w tej komnacie, to właśnie to, KTO Was więzi naprawdę.

I słysząc ich wcześniejsze oskarżenia, a raczej jego, Janusza, zripostował:

- W tych kanałach każdy płynie sam. Ten wygodny, zaślepiony przez - „tego kogoś o kim macie się dowiedzieć” - przyjaciel po prostu przeszedł dalej, nawet bez zauważenia, że gdzieś przepadłeś.

- Prawda jest taka, że najprawdopodobniej Joanna oraz Janusz przepadną, gdy wrócą do normalnej rzeczywistości. Dlatego, że zajmie ich tam własne ego.

- A wygranie przez ego to brak wolnej woli.

- Właśnie - i tylko dlatego - jesteście - mówił to patrząc na Joannę, Janusza - teraz bez możliwości wyboru.

Teraz naprawdę zapadła cisza, którą Federalny miał zamiar kontynuować, jedynie czekając na ich odpowiedź.

Szusaku 13-04-2007 16:28

Adam
 
Nie uwazal zeby zasluzyl na jakas szczeglna pochwale. Zrobil to co uwazal za logiczne. Zreszta pochwaly do konca nawet do niego nie dotarly. W momencie kiedy uslyszal o wieku Kruczowlosej Szachistki, wszystko inne stalo sie jakby malo wazne. Ile ona musi wiedziec! ILE ONA MIALA OKAZJE WIDZIEC. Jego mysli wprost zawirowaly, na samo wyobrazenie tej nieogarnionej wiedzy. Popatrzyl na nia w zupelnie innym swietle. Ile dalby za mozliwosc uslyszenia jej wspomnien. Choc czul ze to nierealne.

Do wypowiedzi mezczyzny przywrocila jego uwage dopiero zawarte pomiedzy wierszami aluzje do tak cennych informacji. Nie mogl ich uronic. To byly kolejne elementy olbrzymiej ukladanki, co prawda bez reszty nie wiele warte, jednak byc moze choc czesciowo odslonia ten wielki obraz trzeciego dna.

Nagle przez jego mysli przeplynela krotka, niechciana mysl. Jezeli ta sytuacja wprowadzi podzial w ich trojce na Adam i reszta, on straci na tym. Cokolwiek beda musieli robic, wiedzial ze bez zdolnosci Joanny do walki i nieznanych jeszcze, ale pewnie rownie istotnych umiejtnosci, Janusza bedzie zgubiony. Wybrali ich trojke. Poczul obawe tego podzialu, straty wzajemnego zaufania, bez tego beda w niebezpieczenstwie. Chcial cos powiedziec aby zalagodzic to wszystko, zreszta z tego samego powodu uzyl liczby mnogiej w poprzedniej wypowiedzi. Jednak nic madrego nie przychodzilo mu teraz do glowy. Nic co powie, nie zmieni sytuacji. Milczal wiec wazac implikacje wypowiedzi mezczyzny.

Wernachien 13-04-2007 20:21

Joanna
 
Milczała przez moment, po czym dodała cicho:

- Żyjecie tak długo a jeszcze nie zauważyliście, że jedynym co człowieka odróżnia od zwierząt są właśnie uczucia. A to o czym mówisz... - zawiesiła głos nie mając pojęcia w jaki sposób zwrócić się do Federalnego - ...to o czym mówisz, to nie jakieś chore ego a zwykła ludzka godność. Pamiętasz czym jest?

Dyskretnie otarła łzę, która mimowolnie spłynęła po jej policzku, na wspomnienie jego dotyku, który momentalnie zamienił na gniew i pogardę, tam na komisariacie. Czuła się pozbawiona możliwości przeżywania uczuć, które w niej, kobiecie, tak mocno pulsowały.

Słyszą myśli. Oni wszyscy.


I nagle poczuła ulgę, że ich jest garstka, a zwykłych ludzi dziesiątki tysięcy. Spojrzała na Janusza i nieco smutnym uśmiechem podziękowała mu za wsparcie. Wiele dla niej znaczyło.

- Dziękuję za zrozumienie. - powiedziała, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego - Zobaczmy więc co kryje się za niezwykłymi drzwiami i kim jest Ten Którego Imienia Nie Wolno Wam Wymawiać.

Wiedziała, że poniosły ją emocje, ale dobry gest z Ich strony pozwalał na wysiłek, by cokolwiek jeszcze zmienić, by rozwiązać zagadkę i zaspokoić ciekawość, która ustąpiła miejsca złości.

- Zobaczmy, a potem zapraszam Cię do mnie na herbatę. - zwróciła się bezpośrednio do Janusza, którego uścisnęła za ramię i obdarzyła uśmiechem. Może ten gest nie był w oczach ex-wampirów tak cudowny jak na ustach Czarnej Krowy, ale na nic więcej nie mogła sobie pozwolić.

- Pamiętajcie, że jesteśmy TYLKO ludźmi.
Mówiąc te słowa spojrzała na Nich uśmiechając się dwuznacznie, jakby 'tylko' nawiązywało nie do ułomności tego gatunku, a do godności jaka wypływa z niezmienności bycia człowiekiem, z 'czystości' życiorysu, w którym nigdy nie pojawiła się krew na ustach.

Tammo 14-04-2007 05:24

Janusz, tunel
 
Kiedy Adam wyłożył swoje racje Janusz przyłapał się na tym, że parokrotnie kiwnął głową. Cholerna logika była ciężka do zbicia, choć buntownicza natura chłopaka kazała upierać się przy swoim. Poczucie krzywdy, niesprawiedliwości i zwykłe, ludzkie rozczarowanie skłębiły się na moment, chmurząc twarz Janusza, lecz słuchał słów towarzysza do końca, by potem spokojnie je przemyśleć przez chwilę. Ze spokojną twarzą spojrzał na dorosłego, były dwie kwestie, które chciał poruszyć. Dla niego nie było tu mocniejszej czy słabszej strony, dla niego nie było blefu. Nie o to szło. Ale, nie zdążył odpowiedzieć.

Odezwał się kto inny. Mężczyzna. Ten, nieco lepiej ubrany. Ten, który na ulicy zwrócił uwagę Janusza swoją pewnością siebie, urodą i pewną klasą. Ten, który na ulicy, wzbudził też w chłopaku przejściową, niemądrą zawiść.

Mówił głównie do Joanny. Mimo to, chłopak chciwie chłonął każde jego słowo. W przeciwieństwie bowiem do kobiety, ten tłumaczył, nie zaś rozkazywał. Mówił, a nie drwił. Przekonywał, a nie bawił się. Inna intonacja, inna barwa głosu, inne zachowanie... inne efekty.

Chłopak spoglądnął ze smutkiem na kobietę, nazwaną Przewodniczką. Tak wiele, wiele jej brakowało... Słysząc, że jest kierowana przez kogoś innego, oraz, że tu obecni są wciągnięci przez nią, nie mógł powstrzymać pierwszego skojarzenia z piramidką Amwaya, przed którą niedawno ostrzegał go kumpel w szkole.

Pamiętaj! Cokolwiek by nie gadali, nie daj się wrobić! Ty będziesz wciągnięty przez X-a, X przez Y-a i tak to idzie w górę, podobnie jak pieniądze! Niby nic nie płacisz i wszystko jest darmowe, ale to jeden wielki kit! Tak naprawdę, to Ci na dole wszystko utrzymują!

Z piramidy nic nie wyszło i tak, ale na twarzy chłopaka i tak wykwitł na poły nostalgiczny, na poły wesoły uśmiech. Który starły rewelacje Bliźniaczek. 2000 lat. Bezpośrednio przez Naszego Pana. Powołani za jej pośrednictwem ze stanu bycia wampirami.

To BYŁO prawdziwym wstrząsem. Implikacje były... porażające. Nawet stwierdzenie, które normalnie by chłopaka sparaliżowało, o czytaniu myśli, teraz przeszło bez echa. Dłuższą chwilę rozważał w duszy co to naprawdę oznaczało, ważył możliwości, scenariusze. Rearanżował sytuację i własną ocenę sytuacji. Słuchał z mniejszą uwagą, lecz nadal nie puszczał słów mimo uszu, co stało się jasne po chwili.

- Reszta z Was poddała się emocjom, zmęczeniu oraz próbie ucieczki.
Zwyciężyło w Was ego, które jest naszym wrogiem i którego już dawno - my - pozbyliśmy się.


- Przepraszam, nie zgodzę się z panem tutaj. - wypalił chłopak nie myśląc, wchodząc w słowo starszemu mężczyźnie. Znać było w tym zaangażowanie raczej, niż złośliwość czy celowy manewr, sam zaś Janusz kontynuował, dopiero pod koniec reflektując się - Poddalibyśmy się, gdybyśmy ulegli zmęczeniu i poszli jak owce na rzeź, nie zadając żadnych pytań, nie kwestionując niczego. Przecież najłatwiej byłoby po prostu kiwać głowami i robić cokolwiek powiecie, prawda? Rany, przepraszam, nie chciałem tak wjechać panu w słowo.

Gestami chłopak pokazał zamykanie buzi na kłódkę, skupił wzrok na mówiącym, słuchał. Dopiero, kiedy ten skończył, chciał się odezwać, ale Joanna go ubiegła. Słysząc jej słowa, znowu poczuł, że mu zaimponowała. Miał też ochotę w jakiś sposób dodać jej otuchy. Kiedy go uścisnęła zareagował naturalnie, uśmiechem, który poszerzył się, w momencie zaproszenia na herbatę.

- Bajer, przyjmuję! - rzucił wesoło, rad, że jednak spotkają się potem. Przekrzywiwszy głowę, spoglądnął na kobietę i uśmiechnął się, po części by dodać jej otuchy, po części by podzielić się z nią odczuwaną radością. Specyficzny był to uśmiech, pokazany tak, że nie tracił ciepła, ale zarazem tak, że daszek przekrzywionej mocno na bakier czapki krył jedno oko chłopaka, oraz większą część prawej strony jego twarzy. Przy tym gest wyszedł tak naturalnie, że nie ulegało wątpliwości, że chłopak nawet się nad nim nie zastanowił.

Przez chwilę trwał w tej pozie, potem spojrzał na Adama i na gościa, który mówił niedawno. Widząc, że obaj milczą, rzucił spokojnie, poważnym tonem, lecz ze śladem niedawnego ciepła, które zabarwiło jego głos od momentu zaproszenia na herbatę.

- Panowie bardzo fajnie mówią. Tak, można to ująć, że nie mamy wyboru, bo mamy wybór albo czegoś fajnego, albo niefajnego, więc wiadomo, że weźmiemy to fajne. Jasne, że chcemy wiedzieć, być lepsi. Ale co do tego zmęczenia i ego oraz bycia samemu. Zmęczenie jest ludzkie. Strach też. Inaczej Jezus nie prosiłby o to, by kto inny poniósł krzyż, prawda? Nie padałby pod jego ciężarem, prawda? - chłopak przekonując o tym, podkreślał gestami dłoni końcowe słowa. - Z tym zmęczeniem, to też nie jest tak, że ja Wam tu padnę czy coś. Natomiast ta szklanka wody byłaby miłym gestem dla odświeżenia się trochę, orzeźwienia, czy coś. Byłoby mi z nią lepiej, fakt, ale nie prosiłem o nią dlatego, że bez niej kaput.

Spojrzawszy na pozostałe Orły, chłopak poważnie zakończył:

- No i odkąd pamiętam, niezależnie w jakim kanale nie byłem, sam nie byłem. I jak czytacie w myślach, to wiecie i to, więc... Chodźmy zatem, już nie przedłużam.

Ruszając, chłopak raz jeszcze uśmiechnął się do Joanny, tym specyficznym, jednookim uśmiechem przekrzywionej głowy. Jego dłoń, sięgnąwszy ku niej, oddała uścisk, delikatnie, ostrożnie, zostawiając kobiecie mnóstwo czasu na wycofanie ręki.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:06.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172