lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [FR 3,5ed] Od zera do... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/15784-fr-3-5ed-od-zera-do.html)

Nefarius 19-01-2016 14:39

Grigor, Janella, Markus

Trójka poszukiwaczy, z których tak po prawdzie tylko Grigor znał się na poszukiwaniach w profesjonalnym stopniu kręciła się za murami Marsember po wysokich trawach. Choć rozglądała się każda persona tej skromnej drużyny, tylko Genasi wiedział czego konkretnie szukać. Na szczęście Janella i Markus nie zawadzali i łowca mógł spokojnie działać. Niestety ponad godzina błąkania się nie przyniosła żadnych pozytywnych i efektywnych rezultatów. Kompani byli zmuszeni porzucić ten kierunek poszukiwań i powrócić do miejsca, gdzie trawa nie była tak wysoka i gęsta a ślady zdawały się bardziej widoczne. Tak też poczynili. Słońce powoli zbliżało się do zenitu. Ciepły i przyjemny wiatr od południa poruszał delikatnie bujnymi koronami drzew.
-Mmmm...- Sapnięcie Grigora zwróciło uwagę kompanów. Genasi przyjrzał się dokładnie śladom.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami grupka udała się w przeciwnym kierunku, wszak przeszukiwanie wysokich traw nic im nie dało. Grigor prowadził, zaś Markus i Janella nie odstępowali go na krok, chcąc być w pogotowiu w razie gdyby zaszła takowa potrzeba. Ślady raz były wyraźniejsze, raz niemal znikały, lecz po dwóch godzinach marszu wgłąb lasu, który Grigor już jakiś czas temu dość dobrze poznał natrafili na niewielką jaskinię. Genasi bez problemu poznał, że była to kryjówka wilków, lecz to było kiedyś, albowiem wyraźnych śladów zwierząt tutaj nie było, po za smrodem mokrego piżma i poobgryzanymi kośćmi na około wejścia do jamy. Kompani ostrożnie weszli do środka. Jama była dość płytka i mała, dzięki czemu nie musieli długo szukać.
-Trup...- burknął Markus. Półnagi mężczyzna leżał tutaj od kilkunastu dni, przynajmniej według oględzin Markusa. Kapłan musiał znać się na takich rzeczach, nawet jeśli jego wiara nie miała nic wspólnego z domeną śmierci i tym podobnych. Na szczęście dziewczynki tutaj nie było.

Posiadłość Courtezów

Gardin poburkał coś pod nosem, gdy Shen wręczył mu adresy gnoma i półelfa. Koniec końców brodacz przeczytał raz jeszcze zapiski wykidajły i zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.
-Łeb na karku masz, przynajmniej wiesz od czego zacząć.- dodał po chwili by lekko załagodzić napięcie pomiędzy nim a Shenem. Krasnolud odpowiedział na wszystkie pytania gościa, po czym zaprowadził go do matki zaginionej dziewczynki. Kobieta była roztrzęsiona, choć wciąż starała się zachowywać zimną krew i nie dawać po sobie poznać jak bardzo jest przerażona zaginięciem córki.
Jej wersja zgadzała się z odpowiedziami krasnoluda. Choć nie była pewna kto widział małą ostatni raz. Ponoć rankiem błąkała się po willi, a przed południem bawiła się w ogrodzie z swoją przyjaciółką, która również zaginęła. Była to jedyna osoba z poza willi, z którą dziewczynka spędzała czas. Courtezowa opowiedziała o kilku sytuacjach, w których dziewczynka znikała z domu, lecz zawsze wracała na kolację i złość Vincenta rozchodziła się po kościach, jednak mała nigdy nie opuszczała miasta, a przynajmniej jej przysięgi i zaklinanie się musiało wystarczyć rodzicom.

Kobieta zaprowadziła Shena i Kazraka do izby Marie. Według jej słów nic nie zginęło z pokoju, jej córka nie zabrała ze sobą niczego co mogłoby dać do myślenia o planach dłuższej wyprawy. Po krótkich oględzinach pokoju, mężczyźni i pani domu powrócili do salonu, gdzie kobieta opowiedziała trochę o mężu. Nic co mogłoby Shena zdziwić. Dobry człowiek, szczodre serce, pogodny, niekonfliktowy i wszystko co zbijało z tropu zemsty wrogów, choć Shen i tak swoje mógł podejrzewać. Na koniec kobieta opowiedziała o ojcowskiej miłości Vincenta i kloszu pod jakim trzymali dziecko. Marie nie opuszczała willi i nie miała żadnych ulubionych miejsc, do których mogłaby się udać. A to oznaczało, że kompani wciąż nie mieli żadnego punktu zaczepiania, do czasu aż kundel Speke'a nie ruszy w poszukiwania. Mieli tyle szczęścia, że Courtez nie miał zamiaru szczędzić na poszukiwaniach dziecka, przez co targowanie z półelfem miało nie stanowić większego problemu.
-Gardinie!- Courtezowa zawołała do salonu dowódce ochrony posiadłości. Brodacz po chwili zjawił się niczym lokaj.
-[i]Zadbaj by niczego im nie brakowało do poszukiwań.

Krasnolud skinął głową i zza pasa wyciągnął mieszek ze złotem.
-Dwadzieścia złociszy chyba starczy co? Pogadaj z tym twoim półwąskodupcem o najęciu psa. Ja pójdę do gnoma jak kazałeś.- rzekł po czym rzucił Shenowi złoto -Jeszcze coś?- spytał by się upewnić.

Trójnogi pies

Tajga rozsiadła się wygodnie w gospodzie, której klimat bardzo sprzyjał relaksacyjnemu zamienianiu złota w piwo czy wino a zalotników chcących ufundować kobiecie odrobinę alkoholu a w dalszym planie pewnikiem wziąć na sianie lub karczemnym pokoju nie brakowało. Tajga zamówiła posiłek i cierpliwie na niego poczekała, a kiedy córka gospodarza przyniosła do stolika zamówienie, kobieta od razu zajęła się konsumpcją. Niedługo później, zanim jeszcze dokończyła jeść do Psa wszedł dobrze jej znany młodzik, który miał rozpytać tu i tam. Chłopak szybko podbiegł do stolika i posłał Tajdze uśmiech satysfakcji, jaki nie raz widywała na twarzach swoich adoratorów, którym wydawało się, że "tak" na propozycję wina oznaczało bramę do raju nieba.
-Nic chłopaki nie słyszeli o żadnych dziewuchach, ale Kurt, pamiętasz Kurta?- spytał by się upewnić.

Tajga miała przed oczami dorosłego już mężczyznę, który był swego rodzaju mentorem dla tych szczyli. Kiedyś ponoć przepił swój majątek a żona zostawiła go zabierając dwójkę dzieci, to też załamany chłopina zaczął otaczać się dziećmi z misją nauczenia ich czegoś mądrego o życiu. Tajga przytaknęła młodzikowi.
-No! To pytałem też Kurta. Mówił, że nie ma jak pomóc, ale ponoć w mieście od jakiegoś czasu nocuje grajek z zachodu, a ci ludzie ponoć mają świetny słuch nie tylko do muzyki, ale też i do plotek oraz wieści. Kurt mówi, że może on będzie w stanie jakoś pomóc.- był zadowolony, że mógł się na coś przydać, choć nie znał wartości owych informacji, ale fakt, że Tajga dostrzeże jego starania już dawały mu powody do dumy.
-To potomek elfa i człeka. Kurt nie znał jego imienia, ale w południe grywa na lutni na rynku, w górnym mieście.- dodał na koniec.

Nidrim, Thazar, Athea

Trójka poszukiwaczy zaginionej dziewczynki ruszyła zgodnie z ustaleniami w wschodnim kierunku. Kompani najpierw opuścili wyspy i wrócili do górnego miasta, następnie udali się do doków, by skierować kroki w kierunku wschodniej bramy, owianej raczej kiepską sławą z powodu zaniedbań strażników miejskich i podejrzeń o przymykanie oczu na niektóre awantury w mieście. Athea wzięła głęboki wdech, gdy ujrzała dowódcę warty, który to zawsze posyłał jej pełne zalotu uśmiechy. Nie był jedyny w Marsember, lecz jedyny, który mógł zagrozić pozostałym osobnikom starającym się o wdzięki Athei. Natrętny i pozbawiony jakiegokolwiek uroku osobistego człek już z daleka wypatrzył białogłową, a uśmiech na jego gębie pojawił się tak szybko jak grzyby po deszczu. Człek czym prędzej się wyprostował i wyszedł poszukiwaczom na przeciw.
-Kogo widzą moje piękne oczy?- spytał po czym dworsko się pokłonił -Panienka z obstawą gdzie się wybiera, jeśli oczywiście wolno spytać?- zagaił.

Eliasz 19-01-2016 15:59

Markus starał się bacznie obserwować teren, próbując zapamiętać możliwie wiele szczegółów. Nie tylko ćwiczył pamięć, ale i przygotowywał się solidnie pod przyszłe powroty w różne miejsca z pomocą bóstwa, wszak domena podróży była jednym z wielu aspektów Oghmy która Markus był żywotnie zainteresowany. Wiedział, że do tego typu podróży przydatna jest dokładna znajomość miejsca w które zamierzałby się udać, dlatego tez ćwiczył pamięć i starał się zapamiętać zwłaszcza co bardziej charakterystyczne miejsca. Zwłaszcza polanki, które zmniejszały szansę utkwienia w kawałku ściany czy też konarze drzewa...

W zasadzie kiedy tylko opuścili rejon wysokich traw, kapłan momentalnie dobył łuk, miecz przypasał przy boku, zaś tarczę zarzucił na plecy. Chwilkę zajęło mu przygotowanie cięciwy i w dalszą drogę ruszył gotowy bardziej do strzelania niż walki w pierwszym rzędzie. W zasadzie nieco zamyślony szedł za tropicielem w duchu zanosząc modlitwy o pomyślne poszukiwania dziewczynki. Zdawał sobie sprawę, że nie znają praktycznie żadnych szczegółów dotyczących jej zniknięcia, jednak póki szli za zorientowanym tropicielem nie miało to większego znaczenia.

Znaczenie miał jednak trup, a właściwie wiedza która się za jego śmiercią skrywała. Kto lub co go zabiło? Dlaczego? Jak? Przynajmniej na część z tych pytań zamierzał znaleźć odpowiedź dokładnie badając ciało denata, szukając przyczyn zgonu, zadanych ran, próbując nieco dokładniej określić kim był ów nieboszczyk i co tutaj robił.

Smród gnijących zwłok nie był dla Markusa czymś nowym, ale i nie był też czymś przyjemnym, dlatego zwilżył chustę winem nim owiązał nią sobie usta i nos. Założył też rękawiczki. - Spróbuje ustalić jaka była przyczyna zgonu, a ty Grigori jeśli byłbyś łaskaw to spróbuj odczytać coś więcej z okolicznych śladów. Uciekał przed kimś? Obozował tu?

Po chwili namysłu, niejako tłumacząc swe dociekania dodał - Głupio byłoby wracać z pustymi rękami, a śmierć tego osobnika może mieć pośredni związek z sprawą dziewczynki. Jeśli nie wróciła do domu bo ktoś jej to uniemożliwił, ktoś grasujący poza murami miasta, to być może mamy do czynienia z tym samym ktosiem który zabił tego nieszczęśnika... O ile to był ktoś... Wiem że to dość odległy strzał, ale skoro już tu dotarliśmy to warto go sprawdzić. Mężczyzna wszak mógł umrzeć z całkiem naturalnych powodów, bez czyjejkolwiek pomocy. Między innymi i to zamierzał kapłan ustalić.

Pozostawała tez kwestia dokładnego przeszukania miejsca i być może rzeczy jeśli jakieś pozostały przy denacie. Markus nie omieszkał sprawdzić każdą kieszeń w ubraniu zmarłego, a także przyjrzeć się ewentualnej biżuterii jeśli takową posiadał. Czasami na obrączkach grawerowano imiona, czasami sama biżuteria była na tyle charakterystyczna że umożliwiała we właściwych miejscach identyfikację posiadacza. Sam też brak biżuterii czy pieniędzy był ważną informacją która potwierdzała bądź wykluczała napad rabunkowy.

Markus w tym momencie już wiedział, że będzie miał czym dzielić się bóstwem podczas wieczornego rytuału Ugody. Na koniec oględzin, przed wyruszeniem w drogę powrotną, zamierzał też odprawić krótkie, kilku-kilkunastominutowe pożegnanie zmarłego, nad którym zapewne nikt nie pochylił się z modlitwą. Z samym pogrzebem należało się pewnie jeszcze wstrzymać, jeśli był to miejscowy, to rodzina pewnie sama chciałaby zadbać o pochówek, byłaby to już sprawa straży miejskiej którą o owym znalezisku należało poinformować. Jednak krótka modlitwa była być może czymś na co dusza zmarłego czekała. Markus miał tylko nadzieje że jego towarzysze będą na tyle cierpliwi i wyrozumiali by poświęcić te dodatkowe parę chwil. Przymuszać ich wszak nie zamierzał. Szczególna dbałość o pochówki, sprawy śmierci i pogrzebów , modlitwy pożegnalne, nie były czymś co leżało w zainteresowaniach kapłanów Oghmy, no chyba że miało to przynieść jakąś dodatkową wiedzę...

ObywatelGranit 19-01-2016 18:27

Minęło zaledwie parę godzin od podjęcia pracy dla Courteza, a cień już pojawił się na jej drodze. Z milczeniem przyglądała się zwłokom mężczyzny. Odór kilkunastodniowego, rozkładającego się trupa był bardziej niż drażniący, jednak Janella potrafiła zachować równowagę. Pozwoliła działać towarzyszącym jej mężczyznom, wiedząc, że jej zdolności na wiele się tu nie przydadzą. Przez całą dotychczasową drogę uważnie przyglądała się Grigorowi, lecz teraz to Markus miał okazję wykazać się cenną wiedzą. Przykucnęła obok kapłana Oghmy, uważnie spoglądając mu ręce. Nie było to pierwsze ciało na jakie się natknęła, ale obserwowanie śmierci z tak niewielkiej odległości zawsze pozostawia na człowieku piętno.

Przez dłuższy czas pozostawała w ciszy, nie chcąc zdekoncentrować Markusa.
- Nie wiem czy to istotne, ale zwróćcie uwagę, że ten mężczyzna jest półnagi. Przed śmiercią rozebrał się sam, albo ktoś uczynił to za niego. Jeżeli przyjmiemy pierwszy wariant, możemy uznać, że umarł podczas odpoczynku. Nic jednak na to nie wskazuje - nie widać śladów obozowiska, resztek jedzenia, ubrań, popiołów po ognisku. Jeżeli przyjmiemy drugi z wariantów, mógł paść ofiarą rabunku. Napastnicy - bądź napastnik, zdarli z niego wszystko, łącznie z przysłowiową ostatnią koszulą. Nie ma tu jednak śladów walki, krwi, widocznych ran. Podejrzewam, że mógł skonać gdzie indziej, a sprawca jedynie podrzucił ciało do jaskini.

Kobieta dokładnie przyjrzała się twarzy mężczyzny, starając się odnotować w pamięci najważniejsze szczegóły.
- Nie powinniśmy zignorować tego znaleziska. Z jednej strony może ono mieć jakiś związek z dziewczynką, której poszukujemy, a z drugiej, tego człowieka może ktoś poszukiwać.

Wyprostowała się, strzepując pył z kolan:
- Kiedy skończymy przeszukiwać to miejsce, powinniśmy wrócić do miasta i poinformować straż. Może przy okazji uda nam się czegoś dowiedzieć o innych zaginięciach.

Blackvampire 20-01-2016 14:26

Niestety nie udało mu się znaleźć żadnego obiecującego tropu wśród wysokich traw. Na szczęście spodziewał się tego i nie zwlekając długo ruszył po śladach stóp w stronę ich źródła. Podczas drogi genasi co jakiś czas przyklękiwał nad tropami, aby przyjrzeć im się z bliska. Grupa przebyła spory kawałek drogi nim natrafili na jaskinię, z której wychodził trop. Kiedyś zamieszkiwały ją wilki, ale te zostały już dawno wybite z rozkazu władz miasta. Po starych rezydentach tego miejsca pozostały tylko znikome ślady w postaci smrodu piżma i porozrzucanych resztek kości, czy zaschniętych odchodów.

Genasi spojrzał przelotnie na swoich nowych kompanów, po czym wszedł do jaskini z mieczem cały czas opartym o ramię. Na szczęście w środku nie było nikogo, nie licząc oczywiście niepodważalnie martwego człowieka. Na oko leżał tu już jakiś czas, sądząc po robactwie, które się nim zainteresowało. Przypuszczenia tropiciela potwierdził Markus, który wydawał się wiedzieć co nieco na temat trupów.

Po słowach kapłana Grigor kiwnął zdawkowo łbem i zabrał się za poszukiwanie kolejnych tropów. Podczas oględzin jaskini odezwał się do reszty nie odrywając wzroku od podłoża. - Jedno jest pewne. Ślady, po których szliśmy....nie są jego. Prawdopodobnie zostawił je morderca. - Szorstki, nieco dudniący głos rozszedł się lekkim echem po małej jaskini nadając całej sytuacji jeszcze bardziej grobowego nastroju.

Grigor kontynuował swoje poszukiwania zdeterminowany znaleźć cokolwiek co pozwoli im podjąć dalszy trop. Sprawa mogła równie dobrze nie mieć nic wspólnego z zaginięciem dziewczyn, ale w tej chwili nie mieli niczego lepszego. Po za tym trafili na prawdopodobne morderstwo, w dodatku tak blisko domostwa Courtezów. Grigor nie mógł tego po prostu zignorować, szczególnie, że ślady stóp mordercy zmierzały mniej więcej w okolice posiadłości.

sheryane 24-01-2016 11:18

U wschodniej bramy...
 
Athei niespecjalnie spieszyło się do wybierania tego jedynego spośród grona adoratorów, o których wiedziała. Starała się nie dawać im nadziei i nie wysyłać niejednoznacznych sygnałów; niestety niektórzy nawet tych jasno mówiących “nic z tego nie będzie” nie rozumieli. Miała swój typ, ale to Pani Losu miała zdecydować, jak tamta znajomość się potoczy. W każdym razie napotkany człowiek z pewnością tym typem nie był. Białowłosa nie przepadała za nieokrzesanymi i szorstkimi w obejściu mężczyznami. Jego oczy, jej zdaniem, też pozostawiały co nieco do życzenia, to była już jednak tylko kwestia gustu.
- Niestety nie na zwykły spacer, choć z przyjemnością odbyłabym taki w tym towarzystwie - odpowiedziała z powagą i spokojem.
To nie był wszak czas na zabawy w kotka i myszkę.
- Słyszałeś już, panie, o Marie? Córka Vincenta Courteza zaginęła - oznajmiła mu wprost. - Podobnie jak Laura Benitez zresztą.
Nie było sensu robić z tego wielkiej tajemnicy, wkrótce i tak całe miasto będzie huczało na ten temat. Nawet jeśli jej rozmówca nie kojarzył Marie, to na pewno nazwisko Vincenta nie było mu obce.
- Nikt nie ma pojęcia, gdzie jej szukać, więc rozesłaliśmy już kilka grup poszukiwawczych - nakreśliła mu pobieżnie sytuację. - Nasz trop prowadzi na wschodnie wybrzeże.
~ Psy. Powinniśmy zorganizować psy gończe ~ przeszło jej w tym czasie przez myśl.
Fiołkowe oczy lustrowały uważnie twarz rozmówcy.
- To jedenastoletnia dziewczynka, sama, niewiadomo gdzie... Może widzieliście coś? Kogoś? - zapytała zatroskanym tonem. - Za pomoc przewidziano nagrodę - dodała pospiesznie.
Wizja złotych monet często rozwiązywała ludziom języki.
Thazar nie dorzucił nic do wypowiedzi Athei. Miał niejasne wrażenie, że dziewczyna zdoła zdobyć więcej informacji, niż on. Z ewentualnym wtrąceniem się do dialogu wolał poczekać na reakcję strażnika.
- Córka Vinca zaginęła? No no no! Chłopaki słyszeliśta? - powtórzył, po czym odwrócił się do trójki mężczyzn w mundurach narzuconych niechlujnie na kolczugi. Tamci pokręcili głowami przecząco. Sam rozmówca Athei wziął głęboki wdech i uśmiechnął się ukazując szereg zaniedbanych zębów. - Twój urok młoda damo jest dla mnie największą motywacją jaka mogłaby na mnie zadziałać. - Znów się pokłonił lekko. - Zbierajta rynsztunek i jazda wybrzeżem na wschód! - Znów zwrócił się do podkomendnych po czym wejrzał na Atheę. - Jeśli faktycznie tam skierowała swe malutkie kroczki to ją znajdziem. Możecie spokojnie pójść coś zjeść, a ja pójdę na górę wieży strażniczej i przejrzę raporty, być może zostało odnotowane wyjście dwójki młodych dam przez nasz posterunek! - zadeklarował.
Nidrim w międzyczasie przyglądał się całej sytuacji. Widać Athea dość dobrze znała tego człowieka, tak więc nie zamierzał się wtrącać. Miał wrażenie, że tylko by jej przeszkadzał. Sam zresztą najpewniej nie za dobrze dogadałby się z tym jegomościem. Potrafił bez problemu zmusić do gadania goblina, czy kobolda, lecz gładkie słówka i jadowity język nie są tym, co lubi, ani za bardzo potrafi.
- Za sprawdzenie raportów, tudzież udział w poszukiwaniach, pan Courtez wdzięczny będzie - odparł Thazar. - Jednak na nas ów obowiązek również złożył. Nie może być tak, żeby ci, co chleb jego jedzą, od starań się wykręcali, na barki innych robotę składając.
Athea uśmiechnęła się do dowódcy na poły z ulgą, na poły z wdzięcznością. Nie spodziewała się, że wykaże aż taką chęć pomocy. Może jednak nie był aż tak nieprzyjemny, jak początkowo sądziła.
- Dziękujemy. Przekażę komu trzeba słowo na temat wartościowej pomocy straży ze wschodniej bramy - powiedziała. - Jednak, jak wspomniał Thazar, nie wypada nam teraz siedzieć i czekać. Myślę, że teren jest dość rozległy, by każdy znalazł dla siebie kawałek do sprawdzenia. Naprawdę doceniam waszą pomoc i oby Tymora nam wszystkim sprzyjała - dotknęła ramienia dowódcy i spojrzała mu prosto w oczy. - Poinformuj nas, proszę, jak tylko będziesz coś wiedział, panie - poprosiła.
Nie czuła się zbyt dobrze, lawirując pomiędzy różnymi gierkami w podrywy i uwodzenie, ale naturalny urok czasem bywał lepszy niż wyuczone, wyrachowane zachowanie.

malahaj 24-01-2016 22:35

Shen był mniej więcej zadowolony z wizyty u Cortezów. Zabrał ze sobą kila ubrań należących do Mari, dla potrzeb złapani tropu przez psa i przed wyjściem dokładniej przyjrzał się portretowi, który krasnolud miał zabrać do gnomiego fałszerza. Teraz przynajmniej pozna dziewczynę, jak ja spotka.

Na początek postanowił odwiedzić Speke'a. Pytanie tylko sam, czy w towarzystwie.

- Idę do psiarczyka, bo tu czas się liczy, aby trop nie wywietrzał, czy co tam. Potem do rodziców drugiej dziewczynki. Idziesz ze mną, czy masz swoje plany? -

Pytanie skierowane było do Kazraka, ale bez względu na jego odpowiedz, swoich planów nie zamiaru zmienić. Po chwili potrzebne na odpowiedz krasnoludowi, wyszedł dziarsko przed rezydencje i ruszył do domu myśliwego.

*****


Rozpadająca się chałupa, stała niedaleko portu. Obok była stajnia, jakieś magazyny i inne takie. Generalnie uroczo, swojsko i tak jak lubił. Shen pierwsze korki skierował do stajni a w zasadzie przed nią, do stojącego tam żłobu.

- Mogę je pożyczyć na chwilę. Oddam, obiecuje. -

Pytanie skierowane było do jakiegoś starego dziadygi, który akurat wyrzucał gnój z boksów, prosto na ulice a dotyczyło dwóch wiader, które Shen już miał w łapskach. Staruch popatrzył tylko na zakazaną gębę zbrojnego i uznał, że nie warto rzucać żadnej ciętej riposty. Pokiwał tylko głową i szybko skrył się w środku. Shen zaś, napełnił obydwa wiadra lodowatą wodą ze żłoba i ruszył do chaty.

Drzwi otworzył kopniakiem. Nie za mocnym, bo obawiał, się ze bucior przejdzie na wylot. Na szczecie były jeszcze solidne. W środku było ciemno, duszno, w powietrzu czuło się wilgoć i śmierdziało mokrymi psami i gównem. Od razu przywitało go też ujadanie z głębi domu, lub może zza niego. Tam musiała być psiarnia. Shen postawił jedno z wiader na rozklekotanym stole i ruszył przez chałupę w poszukiwaniu gospodarza. Znalazł go w kącie. Brudny, śmierdzący alkoholem i odchodami, leżał na stercie łachmanów, która robiła tu za łózko. Shen uśmiechnął się do siebie. ~~ Dokładnie taki jak go pamiętam. Idealny do tej roboty ~~. Męczyna uśmiechnął się do swoich myśli po czym wylał całą zawartość wiadra na śpiącego człowieka.

- Co do chuja!!! -
Reakcja była mniej więcej taka, jak się spodziewał.
- Zajebie skurwysynu! Słyszysz, zajebie jak psa! -

Shen roześmiał się tylko i cofnął nieco w głąb pomieszczenia, siadając na jedynym ocalałym krześle. Z tego miejsca obserwował jak Speke niezdarnie próbuje się uwolnić z kłębowiska podartych przez psy szmat i łachmanów. W końcu, po serii przekleństw, upadków i po rozdzieraniu co oporniejszych kawałków, udało mu się. Psiarz rozejrzał się po pomieszczeniu i w końcu udało mu się dostrzec Shen siedzącego przy stole. Od razu też na niego ruszył z pianą na ustach, postukując przy tym drewnianą nogą po podłodze. Fearsheld tylko uśmiechnął się pod nosem i kopnął pod nogi szarżującego jakiś zydel. Efekt znów był przekomiczny, po Speke wywinął malowniczego kozła, lądując ryjem w psim gównie, którego pełno było na podłodze. Zanim się z niego wydostał, zapał mu wyraźnie minął i rzucił tylko złowrogie spojrzenie w stronę siedzącego.

- Witej John. To ja Shen. Z Tańczącej Elfki. Bywałeś tam, jak jeszcze było cie stać. Na kurwy i na łaźnie. -
Speke przyjrzał mu się nieco uważniej, na tyle, na ile to było możliwe w tej ciemnicy.
- Shen... Pamiętam Cie. Wyjebałeś mnie kiedyś gołego na ulice! Musiałem tak do chałupy wracać skurwysynu! -
- Taka praca, ale rodziny w to nie mieszajmy. Z resztą w mieście niektórzy byli ciekawi co masz dłuższe, chuja czy drewnianą nogą. -
- A żebyś zdechł! Czego chcesz?! -
- Robotę mam dla Ciebie. Dobrze płatną. Może znów będzie cie stać na kurwy. Kto wie, może nawet na łaźnie. -
- Robotę? Jaką robotę? -

Skoro już skupił na sobie uwagę myśliwego, Shen wyłuszczył mu szybko o co chodzi i czego się od niego oczekuje. Dał mu ubranie małej i zlecił stawić się z odpowiednim do tropienia psem u Cortezów. Poszukiwanie miał zacząć od razu, nawet jakby Shena tam jeszcze nie było. Fearsheld nie sądził, aby tak się stało ale nawet jeśli, to znalezienie kuternogi z psem na smyczy nie powinno przysporzyć mu problemu w razie czego.

- Wszystko jasne? -
- Jak, kurwa słońce odbite w jajcach bulteriera. Może jakaś zaliczka? -
- Żebyś się z miejsca znowu schlał? Nie ma mowy. Masz pół godziny aby stawić się u Cortezów i zacząć szukać. Spodziewają się Ciebie. Będę tam czekał, albo szybko dołączę. -
- Oby Cie pchły oblazły i po jajach pogryzły! -
- Też się cieszę na tą współpracę. A i jeszcze jedno... -
Shen wstał, chwycił drugie wiadro i wylał całą zawartość na mężczyznę.
- Czego do kurwy nędzy?! Już nie śpię! -
- To na zapach. I oddaj wiadra dziadydze w stajni. Obiecałem. -

*****

Po wizycie u Speke'a Shen udał się do domu Benitezów szukając informacji o drugiej dziewczynce. Chciał tam zadać podobne pytanie, co u Cortezów. W końcu ktoś coś musiał wiedzieć. Dać jakiś punkt zaczepienia w poszukiwaniach.

Shen podszedł do bramy i zadzwonił zawieszonym tam dzwonkiem. Po chwili pojawiał się służący. Zlustrował przybyłego wzrokiem i na podstawie tych oględzin dopasował odpowiednie powitanie.
- Czego tu? -
- Nazywam się Shen. Na zlecenia Pana Corteza prowadzę poszukiwania jego córki Mari. Zaginęła razem z Laurą Benitez. Chce porozmawiać z jej rodziną w tej sprawie. -

Molkar 25-01-2016 00:11

Kazrak z ciekawością przyglądał się robocie Shena, trzeba przyznać, że mało kto potrafił jego drucha wyprowadzić z równowagi a temu człowiekowi przychodziło to nad wyraz lekko.
Sam miał również kilka pytań które skrupulatnie układał w głowie podczas drogi do posiadłości ale słuchając ilości pytań które wylewały się z ust człowieka dał sobie spokój ze swoimi, nie dość, że ten zadał te które on sam chciał zadać to do tego dorzucił sporo innych. Co jak co ale trzeba przyznać, że człowiek wiedział co robi i nie raz już się za takie coś zabierał.
Kazrak postanowił poczekać aż w końcu będzie dane wykazać mu się w tym co w sumie umiał najlepiej, czyli walce.

Po zwiedzeniu posiadłości Cortezów i odpytaniu każdego, zdecydowanie dobrym pomysłem było zaciągnąć informacji u rodziny drugiej zaginionej dziewczyny, po wszystkim zaskoczyło go pytanie człowieka czy idzie z nim.

- Oczywiście, że idę - Krasnolud był ciekaw czym go jeszcze człowiek zaskoczy.

Ruszył żwawym krokiem za człowiekiem starając się dotrzymać mu kroku. Po dotarciu na miejsce przyjrzał się chacie i stwierdził, że jeśli ktoś w niej mieszka to zdecydowanie się mu nie powodzi.
Już miał pytać po co człowiekowi dwa wiadra wody ale zanim zdążył ten zasadził z buta w drzwi domu po czym wszedł do środka.

- No no, zaczyna się robić ciekawe - pomyślał krasnolud

Spokojnie oparł się przy wejściu do chaty i postanowił pilnować wejścia i w razie czego dołączyć do człowieka gdyby zaczęło się robić nieciekawie.

Po dość krótkiej lecz stanowczej rozmowie Shen pojawił się w drzwiach. Pozostało udać się do posiadłości Benitezów dopytać o dziewczynę i zacząć poszukiwania.
Nie da się ukryć, że na miejscu zostali dość "ciepło" przywitani, ale w sumie dość logiczne przywitanie patrząc na to, że u bram stały dwie uzbrojone osoby.

Sayane 27-01-2016 07:56

Tajga wysłuchała słów chłopaka i wręczyła mu sztukę złota. Niech się dzieciak cieszy - i pracuje dalej. Spokojnie dokończyła posiłek i niechętnie wstała. Nie lubiła konkurencji - a konkurencja nie lubiła jej. Grajek był przyjezdny, istniała więc szansa, że nie zdążyła mu się jeszcze narazić. Tego jednak nie mogła być pewna; pozostawionym za sobą ludziom i nieludziom nie poświęcała ni uwagi, ni miejsca w pamięci.
- Ech, bogowie, westchnęła swoim zwyczajem i udała się do pokoju na piętrze, w którym od jakiegoś czasu mieszkała. Przemyła się, przebrała się w porządne ubranie, elegancko uczesała i zrobiła makijaż. Skoro ma iść do miasta i rozmawiać z “zagranicznym” nie może wyglądać jak byle dziewka z portu. Chwilę deliberowała czy brać instrument czy nie, ale w końcu wrzuciła go do torby i z kolejnym westchnieniem ruszyła do miasta szukać półelfa. Nie lubiła się przemęczać; miała jednak nadzieję, że nagroda za znalezienie gówniary zrekompensuje trudy przesadnie intensywnego poranka.

Odnalezienie mężczyzny nie było zbyt trudne. Niewielki rynek z bazarem był zatłoczonym miejscem w porze południowej, lecz dźwięki grającego dla skromnego zarobku półelfa poprowadziły Tajgę “za rączkę”, a do tego musiała przyznać, że całkiem dobrze mu szło. Był niewysoki i szczupły. Miał na sobie gustowną, żeglarską koszulę oraz szare spodnie. Blada cera, oraz jasne włosy no i rzecz jasna nieludzkie uszy były wystarczającymi dowodami by stwierdzić, że to elfi mieszaniec. Grał skrupulatnie skupiając się na jakości tworzonych dźwięków nie zaś na skromnie wypełnionym monetami kapeluszu. Lekko zgarbiony siedział oparty przy niedziałającej fontannie, nawet nie zwrócił uwagi na osobę Tajgi w pośród tłuszczy mieszczan, kręcących się za swoimi sprawami.

Tajga przyjrzała się grajkowi. Z łóżka by nie wygoniła i rzępolił też całkiem przyzwoicie. Można było połączyć przyjemne z pożytecznym… albo i nie. W sumie nie ma co się obija, bo ktoś inny zgarnie nagrodę. A z tłumku, z jakim opuścił ją Thazar można było wnioskować, że chętnych było całkiem sporo. Podeszła, wrzuciła mu sztukę złota do kapelusza i usiadła obok.
- Słyszałam, że na informacjach można zarobić więcej, niż na graniu - zaczęła bez zbędnych wstępów.
-Tak?- spytał nie odwracając wzroku od instrumentu -Jesteś zwycięzcą jeśli zarabiasz na tym w czym jesteś dobry i co lubisz. A jaka informacja cię interesuje?-
- O zaginięciach; porwaniach. Zniknęły dwie dziewczyny - tu scharakteryzowała obie bogate gówniary. - Słyszałeś o podobnych zdarzeniach? - Na twarzy mężczyzny pojawił się lekki, ledwie zauważalny uśmiech. Być może bił sobie brawo z powodu posiadania poszukiwanej przez nieznajomą wiedzy. A może rozbawiła go ostra bezpośredniość kobiety, choć w sumie tego właśnie oczekiwał. Spojrzał na nią kątem oka. Tajga dobrze się na muzyce znała i mogłaby przysiąc, że melodia, którą grał półelf na ułamek sekundy straciła odpowiedni rytm, jakby zafałszował. Niebieskoooki prędko skupił się znów na grze i lekko pokiwał głową -Słyszałem różne plotki. Od rana niesie się wieść o zaginięciu córki właściciela cechu kamieniarzy i jubilerów. No cóż, to może teraz mi powiesz ile ta wiedza jest dla ciebie warta?
- O tym to trąbią z najwyższej wieży - prychnęła Tajga, dyskretnie obserwując wysyłane przez półelfa niewerbalne sygnały. Co jak co, ale na tym się znała. - A informacje… warte tym więcej im bardziej przydatne się okażą. To była… powiedzmy zaliczka - wskazała błyszczące w kapeluszu złoto.

Mężczyzna znów się uśmiechnął -Nie wiele słyszałem o dziewczynkach, tylko tyle że zaginęły. Za to oczy lepiej się spisały. Czasem grywam w innych częściach miasta. W tym przy bazarku na południe od bramy do doków. Widziałem tam kogoś, kto wzbudził moje podejrzenia. Wczoraj już tej osoby nie widziałem. Ciekaw jestem jak sytą dzisiaj zjem kolację…- rzekł zerkając czy jego kapelusz przez przypadek się nie wypełnia bardziej złotem.
- W dokach to nic niezwykłego - wzruszyła ramionami Tajga, obracając w palcach drugą monetę. - Wyróżnił się czymś, co mogłoby go połączyć z dzieciakami?
-[i]To potomek żywiołaków, konkretnie wody. Codziennie przychodził z dostawą ryb do starej Berty na bazarze, lecz miasto opuszczał dopiero wieczorną porą. Parę razy zauważyłem, jak przygląda się domom na północy. Czy to nie tam znajduje się dom Courteza? Zdawał mi się dziwny, to też go spamiętałem, ale niewiele konkretnych informacji na jego temat mogę ci podać. Co dziwne dzisiaj u Courtezów rankiem widziałem innego żywiołaka. Duży i brzydki, w towarzystwie jasnowłosego mężczyzny i ciemnoskórej kobiety. Być może mają jakiś związek.
- Taaa, dom Courteza i z tuzin innych. Każdy by chciał tam zamieszkać, to i się gapi. Palcem to na wodzie pisane - mruknęła Tajga. Zamyśliła się. Courtez miał wielu pracowników, współpracowników, informatorów… Może gówniary wyszły z kimś znajomym i zamiast szukać na zewnątrz trzeba szukać w środku? Co prawda szef dobrze płacił, lecz niewiele było osób, które nie chciałyby zarobić więcej. Niemniej jednak żądania okupu nie było… więc wracała do punktu wyjścia. Czyli nie miała nic, a czas uciekał. - Gdyby wpadło ci w oko czy ucho coś bardziej przydatnego… - wrzuciła złoto do kapelusza. - Gdzie cię szukać?

Po uzyskaniu potrzebnej informacji ruszyła w stronę portowej bramy. Trop z żywiołakiem był gówniany, ale wypadało symulować robotę. A może po prostu te podejrzane typu, o których tyle dziś słyszała go wykończyły? Nie każdy lubił mieszańców. I ryby.
Kilkadziesiąt kroków dalej zawróciła nagle w stronę rynku. Coś jej się nie podobało w tym grajku. Postanowiła poobserwować go przez jakiś czas; rybna Berta przecież nie uciecze, może iść do niej później. Przeczucie jej mówiło, że jest podejrzany.

Poza tym Tajga na prawdę nie lubiła konkurencji.

Nefarius 27-01-2016 10:55

Grigor, Janella, Markus

Poszukiwania śladów nie przyniosły żadnych efektów. Zabójca nie zostawił po sobie nic co mogłoby wpaść Grigorowi w oczy. Być może gdyby natrafili na zwłoki jakiś czas temu, łowca potrafiłby odnaleźć coś więcej po za znikomymi śladami butów w grząskiej ziemi przed wejściem do jamy. Koniec końców trójka poszukiwaczy małej dziewczynki opuściła miejsce zbrodni i skierowała się na zachód, nadal mając mury Marsember po lewej stronie. Trup nigdzie im nie ucieknie a ślady dziewczynki były znacznie ważniejsze. Grigor kroczył ostrożnie i zapobiegawczo, dokładnie się rozglądając i wodząc wzrokiem za czymkolwiek co mogłoby nie pasować do okolicznej przyrody jak choćby pozostawiona w popłochu zabawka, czy zgubiony but. Niestety kolejne dwie godziny poszukiwań poszły na marne, albowiem kompani dotarli do zachodniej bramy, jedynej w miarę bezpiecznej drogi do Suzail. Gdy troje poszukiwaczy tylko się zbliżyło, na przeciw wyszła im dwójka uzbrojonych w odbezpieczone kusze strażników miejskich.

-Kim jesteście i po cóż kręcicie się pod murami?- spytał bez pardonu jeden z nich, wysoki i postawny niemal jak Grigor szeregowy strażnik.
-Uspokój się młody.- burknął towarzyszący mu człek, znacznie niższy i zdecydowanie bardziej herlawy -Ten tutaj ma symbol Oghmy.- dostrzegł rozpoznając w mężczyźnie "dobry charakter".
-Daruj panie.- skruszył się błyskawicznie wysoki strażnik -Ciężkie to czasy dla straży. Jedni pracują za dwóch a inni...- machnął tylko ręką -Niestety musicie odpowiedzieć na moje pytania. To tylko rutynowa kontrola, ale takie mamy rozkazy.- wyjaśnił osobnik.

Posiadłość Benitezów

Shen wraz z Kazrakiem udali się do domostwa Benitezów, które znajdowało się niedaleko posiadłości Courtez. Była to znacznie mniejsza posesja, nie tak piękna i nie tak zadbana. Być może dlatego iż o tutejszy ogród nie miał kto tak dbać jak o ogród Courtezów. Ricko Benitez był starym znajomym Vincenta, lecz ich zawodowe wpływy znacznie się różniły. Ricko był niegdyś wspaniałym kuśnierzem, lecz po śmierci syna wpadł w szpony walających się po podłodze salonu flaszek wina, brandy czy grogu. Od coraz mniej wypłacalnego człeka zaczęli odchodzić łowcy zwierzyny a futro samo przecie nie przyjdzie do warsztatu. Tak też interes Beniteza podupadał, z resztą podobnie jak i jego właściciel. Gdy u drzwi mężczyzny pojawił się krasnoludzki wojownik i człeczy wykidajło, do środka wpuściła ich żona Beniteza. Gruba i wielka baba, która mogłaby próbować swych sił na pięści z Shenem. Rosa, bo tak ponoć się zwała, według wiedzy Kazraka była kobietą z wyższych sfer za sprawą majątku ojca, które po jego śmierci odziedziczyła i... przehulała.

Gdy Kazrak wyjaśnił powody ich wizyty, kobieta zaprowadziła dwójkę gości do gabinetu jej męża by pokazać, pijaną i nieprzytomną szmatę z dwutygodniowym zarostem śpiącą w swoich wymiocinach na biurku. Być może Benitez nawet nie był świadomy zniknięcia drugiego dziecka. Rosa jednak przeżywała to mocno. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie. Prędko podała dokładny rysopis dziecka, lecz żadna z tych informacji nie mogła pomóc w wypatrzeniu dziewczynki w tłumie, ot zwykłe i przeciętne dziecko w zwykłym ubraniu. Często wychodziła do Courtezów, często zostawała tam na noc, lecz zawsze pytała o zgodę. Mimo problemów w domu sama problematyczna nie była. Shen skrupulatnie zanotował wszystkie podane przez Benitezową informacje po czym wraz z Kazrakiem opuścili posiadłość by wrócić do domu Courtezów. Wciąż nie mieli nic, lecz odnalezienie dziecka w wielkim mieście nie było prostą rzeczą, a Shen głęboko wierzył, że to sprawa, która nie może go przerosnąć, wszak znajdywał tak ukryte menty, że dziecko nie powinno być dla problemem.

John czekał już na miejscu. Był uczesany a z szafy wyciągnął najlepszą koszulę i spodnie. Choć wciąż śmierdział psim gównem i rynsztokiem, miał zamiar zrobić dobre wrażenie. Jego towarzyszem był mały sięgający do połowy ludzkiego piszczela pies o białym futrze z czarną łatką na pyszczku. Bynajmniej nie był to słodki kundelek, który prosiłby się o drapanie za uchem. To był mały skurwiel, który błyskawicznie puścił się w stronę Kazraka próbując ugryźć go w kostkę.
-Ej! Zostaw! Chodź tu jełopie!- krzyczał kuternoga, lecz pies kompletnie nie dbał o rozkazy swego pana i w zaparte atakował krasnoluda.
-Jestem jak chciałeś.- burknął do Shena -Dawaj ubranie i ruszajmy!-


Nidrim, Thazar, Athea

Trójka kompanów przekroczyła wschodnią bramę, odprowadzona gniewnym wzrokiem dowódcy zmiany, któremu ewidentnie coś się nie podobało. Athea czuła ten gniew, Thazar z resztą również doskonale wyczuł dziwne zachowanie strażnika. Towarzysze maszerowali szybko, nie tracąc ani chwili. Pogoda im sprzyjała a wiatr tego dnia był wyjątkowo spokojny. Skupieni na rozglądaniu się zbytnio nie rozmawiali.
Droga traktem dłużyła się, lecz w zaparte maszerowali dalej. Po dwóch godzinach drogi Nidrim zaczął mieć wątpliwości, czy dziewczynki mogły się zapuścić tak daleko od miasta. Trakt prowadził wiele mil za wschód a w grupie nie było nikogo kto mógłby się znać lepiej niż przeciętny człowiek na podejmowaniu tropów. Athea wciąż miała w głowie pomysł najęcia psów do poszukiwań i myśl ta coraz głośniej dobijała się w jej głowie do zdrowego rozsądku.

Blackvampire 27-01-2016 14:26

Genasi zawiesił ciężki wzrok na strażniku przez dłuższą chwilę zanim odpowiedział.
- Robimy dla Courteza. Wracamy z poszukiwań. Znaleźliśmy trupa. - Poprawił ułożenie miecza na swym ramieniu wpatrując się dalej w strażnika.
-O! Spokojnie, przyjacielu, powoli.- krzyknął starszy z strażników -Jakich poszukiwań? Jakiego trupa? Gdzie? Kiedy?- dodał po chwili. -Może porozmawiajmy na spokojnie w wieży?- zaproponował młodszy, drągal.

Grigor skinął powoli łbem, po czym spojrzał na swoich towarzyszy, czy aby nie mają obiekcji, nie żeby miał zamiar brać je jakoś szczególnie pod uwagę. Strażnicy spojrzeli na siebie po czym w tej samej chwili odwrócili się na pięcie i poprowadzili Grigora w stronę bramy. Było tutaj znacznie przyjemniej niż na wschodniej stronie miasta. Mundurowi spisywali każdego, kto miał zamiar przejść przez bramy, lecz byli przy tym grzeczni. Wyższy ze strażników stanął pod niewielką, piętrową wieżą, zaś starszy wprowadził grupkę do środka. Pomieszczenie było urządzone po wojskowemu, wszystko na miejscu, skromnie i użytecznie. Człek usiadł przy niewielkim stoliku, na którym znajdowała się sterta papierów, dokumentów i glejtów.
-Po kolei panie?...-
- Grigor… - Odpowiedział genasi, po czym po dłuższej chwili zaczął kontynuować. - Poszukujemy córki pana Courteza, zaginęła. Podczas poszukiwań znaleźliśmy trop, odciski butów. Trop niknął w wysokich trawach. Udało nam się natomiast znaleźć miejsce, z którego ślady wychodziły. Stara jaskinia za miastem, kiedyś były tam wilki. W jaskini był trup. Na oko leży tam parę dni. Żadnych śladów walki. Żadnego innego tropu. Martwy był półnagi. - Przeniósł wzrok z jednego strażnika na drugiego. - Postanowiliśmy to zgłosić. Trop, którym szliśmy prawdopodobnie był tropem mordercy. -

Strażnik wydął lekko usta -Konkretny jesteś. Dostaliśmy zgłoszenie od Courtezów o jego córze. Nawet tuż po wschodzie popędził na zachód w stronę Suzail. Wiem, że pewnie czas was nagli w poszukiwaniach, ale moglibyście nas zaprowadzić do tej jaskini?- spytał.
Znowu powoli pokiwał łbem. - Jak chcecie. - Odparł powoli.
-Zatem nie ma co tracić czasu. Brad! Brad!- zawołał drągala, który pozostał przed wejściem do wieży. Mężczyzna wszedł wartko do środka oczekując poleceń.
-Grigor, zaprowadzi cię do tej jaskini, gdzie znaleźli trupa. Pójdź z nimi, spisz raport.- polecił.
-Tak!-

Genasi obrócił się powoli w stronę wyjścia i ruszył bez słowa w drogę ku jaskini. Ktoś mógłby pomyśleć, że tracą w ten sposób czas, ale nie udało im się znaleźć niczego innego, a grasujący na wolności morderca zwiększał wielokrotnie zagrożenie dla zabłąkanych dziewczynek. Kiedy straż zrobi swoje będą po prostu kontynuowali poszukiwania dalej, aż do skutku.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:45.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172