lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Spelljammer - Kosmiczny wir przygód (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/16628-spelljammer-kosmiczny-wir-przygod.html)

brody 25-11-2016 02:18


Nie mając innego wyjścia, czy może raczej planu, cała grupa bezwarunkowo posłuchała głosu Rixdalla. Nikt o nic nie pytał, nie wątpił. Wykonali rozkaz istoty zaklętej w kamiennym posągu bez choćby jednej myśli refleksji, czy też zastanowienia się nad konsekwencjami.


Pierwszy do shivaków ruszył Valand. I choć stwór podszedł do niego bez żadnego oporu, to niziołkowi nie udało się wniknąć w umysł stwora. O wiele lepiej poszło pozostałym. Kolejno Kalem, Uli i Sentine przejmowali kontrolę nad shivakami.


Syn stolarza stał, jak osłupiały, gdy ujrzał, jak szary stwór przypominający konia bez głowy, podchodzi do klatki i za pomoc dłoni uformowanej na kształt klucza otwiera drzwi. Spokojnym i powolnym ruchem shivak otworzył klatkę i przepuścił swego dużo większego, dwunożnego kuzyna. Wielki stwór podszedł mechanicznego smoka i ku zaskoczeniu i zarazem przerażeniu pozostałych mieszkańców Svengardu, uniósł go i umieścił na swoim pozbawionym głowy karku.


- Hey, ho! Do boju! - rozbrzmiał w głowach wszystkich krzyk Rixdalla.


Konstrukt przez kilka chwil, stał na grzbiecie shivaka całkowicie sparaliżowany. Ciało stwora oblepiło jego złote stopy, niczym lepka glina. Uli doznał dziwnego uczucia. Jakby ktoś otworzył drzwi do ukrytego w jego umyśle pomieszczenia i wpuścił tam trochę światła. Światła, które przyniosło wiedzę i wspomnienia.


Uli przez ułamek sekundy ujrzał bezkresną gwiezdną przestrzeń, migoczące gwiazdy, wielobarwne, tęczowe rzeki i wielkie planety krążące od wieków po stałych orbitach. NIe tylko ujrzał taniec kosmicznych ciał, ale także doskonale potrafił nazwać każdą gwiazdę, planetę i rwący nurt w oceanie Flogistonu. To było niesamowite uczucie.


Uli ujrzał także okręt. Magiczny czarostatek, któy sunął przez migoczącą, kosmiczną pustkę. “Złota Macka” - okręt typu Octopus. W umyśle smoka pojawiła się tabelka z dokładnymi danymi na temat statku.


Świadomość wiedzy i wspomnień, że już kiedyś był na takim okręcie była dla smoczego konstruktu czymś zupełnie nowym. Wiedział, że w przeszłości był kimś ważnym na tym lub na podobnym statku. Nie było czasu, aby bardziej zagłębiać się w wspomnienia i próbować usystematyzować nową wiedzę. Trzeba będzie to jednak zrobić, gdy sytuacja się uspokoi.




W tym momencie drzwi pomieszczenia otworzyły i do środka wszedł znany im już giff o szaro-niebieskiej skórze, imieniem Humphrey. Spojrzał zaskoczony na uwolnionych więźniów i niemal natychmiast sięgnął po bandolet wiszący mu u pasa.
Zdążył tylko odciągnąć kurek spustowy, gdy potężny shivak podszedł do niego i waląc macką na odlew pozbawił giffa przytomności. Wielkie cielsko korsarza walnęło na ziemię z głuchym hukiem.
- Co się tam dzieje Humphrey? - spytał Joun.
- Nie zaczynaj zabawy bez nas, stary draniu! - dodał Toun.
Ich głosy dobiegały z korytarza i były oddalone o kilka metrów.


- Na co czekacie! - ponaglił ich w myśl Rixdall - Jesteście wolni, a teraz trzeba odzyskać władzę nad “Złotą Macką” W korytarzu po prawej stronie znajduje się zbrojownia. Shivaki pomogą wam ją otworzyć. Przepędźcie te przeklęte pokurcze, gdzie pieprz rośnie.


Valand, Kalem, Sentine i spoczywający na barkach potężnego shivaka Uli wyszli na korytarz. Był on wąski i stosunkowo ciasny. Jego podłoga wyłożona była wysokiej jakości, połyskującym drewnem, co nie uszło uwadze syna stolarza. Ściany były gładkie niczym obrobiony marmur, ale wydawały się miękkie i ciepłe. Co kilka kroków tkwiły w nich niewielkie kandelabry na których ustawiono lampy oliwne. W ich migoczącym blasku czwórka mieszkańców Svengardu ujrzała Joun i Toun stojących przy otwartych drzwiach do zbrojowni. Towarzyszyło im dwóch giffów. Nie byli tak potężni, jak pozbawiony przed chwilą Humphrey, ale i tak wzrostem i budową ciała przewyższali zarówno Kalema, jak i Sentine’a.
- Oż w mordę! - krzyknął zaskoczony Toun.
- Co…? - chciał zapytać jego brat, ale gdy się odwrócił to odebrało mu mowę i nie dokończył.
- Brać ich! - krzyknął Toun do giffów, a sam z bliźniakiem zaczął uciekać w prawą stronę.

Googolplex 25-11-2016 14:46

"No jasne, małego nigdy nikt nie słucha!" żalił się w duchu Valand, ale on im pokaże, jak tylko zdobędzie księgę zwiąże te paskudy potężną magią i będą mu służyły!

Miłe choć krótkie rozważania przerwało Valandowi pojawienie się wielgachnego... czegoś. A szczególna uwagę niziołka zwrócił przedmiot w jego rekach, przedmiot nieco przypominający kuszę "czyli zdatny do użytku".
Podbiegł ile sił w nogach do powalonego giffa i chwycił w swe chętne ręce przedmiot który wzbudził jego pożądanie. Choć pierwszy raz się spotkał z taką bronią (co do tego faktu nie miał wątpliwości), niemal czuł w dłoniach jej potęgę.
- No zobaczmy co potrafisz - wyszeptał czule do broni. Niedługo później gdy ruszył na korytarz znalazł też idealny cel do wypróbowania swego nowego nabytku. Wycelował w jednego z zielonoskórych, choć nie było to łatwe zważywszy na rozmiar broni, i pociągnął za cyngiel.

Gettor 25-11-2016 16:50

Dla Kalema to wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Jako początkujący stolarz był przyzwyczajony do spokojnego i precyzyjnego działania bez pośpiechu. Tutaj nic nie było ani spokojne, ani precyzyjne.
Po prawej…”, powtórzył sobie w myślach Kalem. Spodobała mu się wizja dosiadania tak wielkiej bestii - z pewnością będzie czuł się bezpieczniej. Wdrapał się więc na shivaka i raz jeszcze wydał mu rozkaz:
Chroń nas i prowadź do zbrojowni.
Krytycznie spojrzał na Valanda, który chwycił za cudaczną broń giffa.
- Ty w ogóle wiesz jak się tego używa? - Rzucił na szybko do niziołka, jednak nie było w tamtym momencie czasu na dyskusje. Skoro wiedzieli gdzie jest zbrojownia, trzeba było się tam jak najszybciej udać, chociaż Kalem (biorąc pod uwagę co tutaj dotąd zobaczył) aż bał się, co w tej “zbrojowni” zastanie.

Chłopak nie chciał bezmyślnie iść w stronę przeciwników, więc chwycił najbliższą lampę oliwną i cisnął nią w stronę giffów.

TomBurgle 27-11-2016 01:03

- EEeeeeEEeeeIIIIIII! - modulowany pisk szarżującego Ulliego był...co najmniej niezgodny z jego oczekiwaniami. Ale w tej chwili nic nie było.
Miał nowe życie. Czyli były jakieś inne wcześniej. Cokolwiek się z nimi stało.
I na pewno tego teraz nie odda tak łatwo.

Olbrzymi shivak zamachnął się ciągniętym po ziemi Humphreiem i cisnął giffem w jego krewniaków w drzwiach.

Egzio 27-11-2016 13:32

Kiedy Sentine zorientował się, ze udało mu się przejąć kontrolę nad shivakiem, wybuchnął głośnym, radosnym śmiechem, dając tym samym upust swoim emocjom.
- Ludziska, mam go! - krzyknął.
Kiedy Shivak kontrolowany przez syna stolarza otworzył drzwi, Sentine ruszył wraz ze swoim shivakiem, w kierunku wyjścia.
Po kilku pierwszych krokach, w drodze ku wolności, do pomieszczenia wkroczył giff.
- Jasna chole... - nim jednak dokończył, jeden z Shivaków powalił stwora, a w jego głowie po raz kolejny rozległ się głos Rixdalla.

Ponownie wysłuchując instrukcji postaci zaklętej w posągu, Sentine wyszedł wraz z pozostałymi na korytarz, prowadząc swojego shivaka. Poklepał go po cielsku.
- Chyba wezmę cię do domu... - podrapał się po podbródku - Ciekawe co wy jecie... - przerwał, ujrzawszy zbrojownię. Przed drzwiami stały dwie niewielkie istoty, w towarzystwie dwóch ogromnych giffów.
- No i co teraz?! - krzyknął Sentine - Zabrakło wam języka w gębie, sukinsyny?!
Już chciał pobiec wraz ze swoim shivakiem w kierunku przeciwników, kiedy to Kalem cisnął lampą oliwną, rozniecając pożar. Sentine zatrzymał się, i również zdecydował się zachować dystans, postąpił więc podobnie, chwycił kolejną lampę i rzucił nią w kierunku przeciwników.
- Niech wam ziemia lekką będzie! - krzyknął

brody 28-11-2016 00:03





Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Jeszcze wczoraj niemal niewinni, łagodni, spokojni i nic nie wiedzący o świecie. porwania mieszkańcy Svengardu, w ciągu kilku chwil przeobrazili się w wojów gotowych stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu. Nie tylko stawić, ale i zniszczyć i przezwyciężyć.


Nie podłamany pierwszym niepowodzeniem, niziołek ruszył do boju jako pierwszy. Pewnie chwycił tajemniczą broń Humphreya i spróbował jej użyć. Nigdy nie miał niczego podobnego w dłoniach. Ba! Nawet nie słyszał o niczym takim. Mimo tego wrodzona inteligencja i spryt sprawiły, że w lot pojął jak użyć broni. Niewątpliwą pomocą były ruchy do jakich przymierzał się potężny giff. Naśladując go Valand wyciągnął przed siebie bandolet i instynktownie nacisnął spust.
Sprężyna przeskoczyła. Koło wykonało obrót i wprawiło w ruch kurek, która uderzył w panewkę. Wielki huk wypełnił wąski korytarz. Z lufy buchnął jęzor ognia, a wraz z nim w kierunku uciekających bliźniaków poleciał grad żelaznych siekańców.


Kalem także nie próżnował, choć przywykł do spokojnej, precyzyjnej i wolnej pracy, to w tej chwili próby, potrafił improwizować, działać szybko i zmyślnie.
Dosiadając grzbietu shivaka ruszył w stronę najbliższej lampy. Złapał ją i niewiele myśląc, cisnął nią w stronę zbliżających się giffów.
Lampa roztrzaskała się w drobny mak. Ogień buchnął we wszystkich kierunkach. Jego jęzory osmoliły nie tylko ściany i sufit, ale także popaliły skórę najemników. Przeraźliwy jęk wydobył się z ich gardeł. Obaj przedstawiciele hipopotamiej rasy zwalili się na ziemię.


Jakby tego było mało, shivak kierowany przez mechanicznego smoka użył nieprzytomnego cielska Humphreya, jako broni. Zwaliste ciało okazało się niezwykle skutecznym narzędziem do walki. Wielki najemnik przygniótł całym swym ciałem pozostałych dwóch giffów.


Dzieła zniszczenia dopełnił Sentine ciskając w stertę powalonych hipopotamich ciał, kolejną lampę. Ogień znowu buchnął z wielką siłą i mocą. Płomienie strzeliły pod sufit i wypełniły korytarz ścianą ognia, której nie sposób było pokonać.


Na szczęście na miejscu były shivaki, które niemal natychmiast rzuciły się do gaszenia rozszerzającego się pożaru. Siedzący na grzebiecie shivaków Uli i Kalem z bliska mogli podziwiać całą akcję. Stwory pluły to w lewo, to w prawa, aby zdusić wystrzeliwujące pod sufit, co i rusz to nowe płomienie. Swymi, zdawałoby się, niezgrabnymi kończynami tłukły w płomienie odcinając im życiodajny tlen.


Dzięki sprawnej akcji gaśniczej, “Złota Macka” nadal wolno sunęła przez bezkresną, gwiezdną przestrzeń. Nieświadomi, zarówno tego faktu, jak i wielkiego ryzyka eksplozji, jakie nad nimi wisiało, mieszkańcy Svengardu, mogli w spokoju obejrzeć pobojowisko.
A widok był doprawdy piorunujący. Smoliste ślady na ścianach i suficie, przypominały bazgroły małych dzieci. Budziły jednak zamiast sympatii i radosnego uśmiechu, grozę i prawdziwe przerażenie.
Dopiero teraz widząc, skutki swych działań cała czwórka zdała sobie sprawę ze swej nieodpowiedzialności. Byli o krok od śmierci i dopiero teraz to do nich dotarło.


Po środku leżały poparzone, a w wielu miejscach mocno nadpalone ciała giffów. Cała trójka wyglądała na martwych.


Kilka metrów dalej leżało ciało jednego z braci bliźniaków, tego z oklapniętym uchem. Jouna o ile ich pamięć, nie myliła.
Po drugim bracie, nie było śladu. I to budziło spory niepokój całej czwórki.


- Brawo, brawo i jeszcze raz brawo - odezwał się po przerwie Rixdall - Gdybym miał tylko dłonie, to bym wam zaklaskał. Tego doprawdy się nie spodziewałem.Szacunek. Żeby jednak wam palma z tego szczęścia nie odbiła, to spieszę donieść, że wedle mojej wiedzy na pokładzie jest jeszcze co najmniej sześć giffów. Na szczęście pewnie drzemią w swoich kajutach. Jak to mądrze rozegracie, to może uda się wam ich zwerbować. Giffy to użyteczna, choć niezbyt inteligentna rasa. I to działa na naszą korzyść. Hierarchia jest dla nich wszystkim. A skoro ich przywódca nie żyje, to potrzebują nowego. Mniejsza jednak o giffy. Ważniejszy jest ten drugi pokurcz. Przeszukajcie statek, bo może gdzieś się tutaj jeszcze ukrywa i planuje kontratak. Przypuszczam jednak, że równie dobrze mógł zwiać. To by do niego idealnie pasowało. Zostawić brata i całą załogę na pastwę losu wobec niepowodzenia. Albo się gdzieś teleportował, albo zwiał z p….


W tym momencie głos Rixdalla wybrzmiewający w głowach czwórki ze Svengardu, niespodziewanie ucichły. Przez kilka chwil wszyscy stali kompletnie zdezorientowani. Byli niczym dzieci porzucone przez kogoś dorosłego w całkowicie obcym terenie. Nagle stali się sierotami i mogli liczyć tylko na siebie.

Egzio 28-11-2016 16:39

Kiedy Sentine rzucił lampą oliwną, w efekcie czego rozpętał się pożar, stał sztywno przez chwilę z rozdziawioną gębą, przyglądając się płomieniom w milczeniu. Szybko zorientował się, ze pozbywając się w ten sposób przeciwników, ani trochę nie ułatwili sobie życia. Stres związany z sytuacją w jakiej znalazł się Sentine, sprawiał ze wszystkie jego działania były impulsywne, logiczne myślenie odstawił na bok.
- Jesteśmy idiotami. - rzucił w kierunku Kalema. Po chwili ponownie spojrzał na pożar, Shivaki właśnie zaczynały go ugaszać. Odetchnął z ulgą.

Sentine nie miał żadnych wyrzutów sumienia przyglądając się ciałom, widział te stworzenia pierwszy raz na oczy, dla młodego mężczyzny przypominały one insekty, które za wszelką cenę trzeba zlikwidować, aby wydostać się z tego przeklętego statku.

Rixdall ponownie odezwał się, udzielając pochwał, i kolejnych instrukcji, kiedy głos się urwał, Sentine spojrzał na pozostałych.
- Ten mały pokurcz... - rzucił - Trzeba sprawdzić, czy nie ma z tym nic wspólnego...
Zrobił kilka kroków w tył, próbując rzucić okiem na pomieszczenie z którego wyszli, chciał upewnić się, ze posąg w którym zaklęto Rixdalla nadal znajduje się tam w stanie nienaruszonym.

Gettor 28-11-2016 17:08

Dla Kalema poczucie zwycięstwa było niesamowite. Z jednej strony czuł się przerażony faktem, że przed chwilą rzucił żywym ogniem (zapaloną lampką oliwną) w żywą istotę, jednak z drugiej strony… był niepokonany. Przynajmniej jak dotąd.

Jak się okazało, Rixdall miał rację co do shivaków - jak tylko zwietrzyły niebezpieczeństwo dla statku (w postaci ognia), natychmiast zabrały się za jego gaszenie. Syn stolarza jeszcze przez kilka chwil siedział osłupiały, rozważając wszystko co się właśnie stało. W końcu jednak urwany głos Rixdalla i wyrzut Sentine wyrwały go z zamyślenia.
- Tak myślisz? - Odparł nieco nieprzytomnie. Faktycznie rozniecanie pożaru nie wydawało się najrozsądniejszym pomysłem, jednak mogli to przedyskutować później. Z jakiegoś powodu przemknęła mu przez głowę myśl do jakiego bóstwa mogły się modlić te giffy. Jaki bóg byłby przychylny porywaczom, zbrodniarzom i dręczycielom? Znowu przypomniał sobie stół z okowami w poprzednim pomieszczeniu i zadrżał.

Syn stolarza nie chciał rozstawać się ze swoim shivakiem dopóki nie będzie się znów czuł bezpiecznie, czyli dopóki nie przejmą kontroli nad statkiem. Zsiadł ze stwora, przykazał mu czekać tutaj i nie przyjmować rozkazów od nikogo innego. Zastanawiał się, czy ta druga komenda by zadziałała przy wystawieniu jej “na próbę”.

Rozejrzał się na szybko po zbrojowni. Z książek, które czytał tak chętnie wynikało, że uzbrojeni mieli często przewagę nad nieuzbrojonymi. Na korzyść tych drugich mógł często przemawiać spryt, jednak ich przeciwnicy już się wykazali jego brakiem, więc Kalem zaczął czuć rosnącą pewność siebie w ich obecnej sytuacji.
- I jak ten pokurcz? - Rzucił do Sentine uzbrajając się w stalową maczugę z kolcami. Za pas zatknął sobie długi sztylet i po chwili namysłu chwycił też metalową tarczę. Tę musiał po chwili wyjątkowo niezgrabnie odwrócić, bo chwycił ją nie tą stroną, co należy. Przez myśl przeszło mu też założyć jakąś zbroję, ale… czas naglił.

Uzbrojony Kalem podszedł do pomieszczenia z posążkiem i zbadał ją krytycznie wzrokiem.
- Może osłabł. - Wysnuł teorię. - A może ten drugi z zielonych ludzików go dorwał? Co się tak gapisz, ja też wiem że to głupie. Wszystko tu jest dziwne, więc czemu by nie stwierdzić, że Rixdall tak naprawdę jest gdzie indziej? Bierzcie shivaki, musimy znaleźć tego zielonego stworka. I resztę giffów. Potem będziemy dumać nad tym co się stało z Rixdallem.

Wtem synowi stolarza przyszedł do głowy pomysł tak mroczny, że aż sam się zdziwił. Nie, to to miejsce na niego tak działa - jak tylko wrócą do domu, wszystko będzie po staremu…


- Wiecie co… - Powiedział słabo. - Ten Rixdall mówił, że hierarhia dla giffów jest wszystkim, prawda? I że może uda się ich zwerbować i że zabiliśmy ich przywódce. Może… - Kalemowi następna część ewitendnie nie chciała przejść przez gardło. - Może jak byśmy mu odrąbali głowę i sprezentowali giffom to by uznały nas za nowych przywódców? No wiecie, jak w starych legendach o bohaterach, co przynoszą głowy orków…

TomBurgle 28-11-2016 21:31

Ogień.
Przez chwilę konstrukt pławił się w cieple wspomnień smoczego ognia. Chwilę później zza kurtyny wynurzyło się to, co zwykle zostawało po nim.
Zatrzasnął te drzwi w pamięci jeszcze szybciej niż je otworzył.

Idea broni była...nadzwyczaj dobrze zakorzeniona. Więc jakby na złość tej naturze, Uli poprowadził swojego nosiciela pomiędzy całym tym orężem. Nie chciał broni. Nie chciał pancerza. Z przekory. Ale tej kłującej chęci zaglądania w każde zabronione miejsce się nie wyrzekał i złapał potężnymi kończynami shivaka kłódkę. Szarpanie nie pomogło - więc przyszedł czas na narzędzia. A ciężkiego metalowego ustrojstwa tutaj nie brakowało

Smok - i shivak - jednocześnie pokręcili głowami kiedy Kalem zboczył myślami w niepożądaną stronę. Znaleźć tak, ale...- Kapitana. Mostek. Ster - a więc to tak się mówiło. Uli był zaskoczony brzmieniem swojego głosu. Dźwięczniejszym niż się spodziewał. Chociaż skrzypiącym i pozbawionym rytmu właściwego oddychającym istotom.

Googolplex 30-11-2016 15:16

- Niesamowite! - wyrwało się niziołkowi kiedy podziwiał dzieło swej różdżki. A zaprawdę potężna to była różdżka i jaka łatwa w obsłudze. Takiej chyba nawet jego mistrz nie miał. A to oznaczało...

Nim ktokolwiek zauważył niziołka już nie było. Ruszył korytarzem przed siebie mając tylko jeden cel, księgi. To oczywiste, że tym wszystkim musiał kierować jakiś mag, głosy w głowie, dziwne stwory, potężne różdżki... Pewnie jakiś rywal jego mistrza albo coś w tym guście, zresztą nie było to ważne, liczyło się znaleźć księgi a wtedy zyska potęgę by wszystkim zawładnąć!
Biegł więc przed siebie, z bandoletem na plecach, byle wyżej. Znał bowiem niezwykłe upodobanie magów do miejsc wysokich jak wieże.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172