|
Zdążył na czas żeby przyłączyć się do walki i zabić ostatniego z przeciwników w tej części wioski. Prawie na czas, gdyż za chwilę mogło być za późno. Postawny łysy wojownik był to kawał chłopa, ale dwie strzały pod rząd potrafią powalić i najsilniejszego byka. Swoją drogą to zielonoskóre paskudztwo celnie strzelało. Draugdin postanowił sobie dorwać go później i wepchnąć mu ten jego łuk do gardła albo do d.... Zależy co będzie bardziej bolało. Tu i teraz jednak były ważniejsze rzeczy do zrobienia. W końcu mógł zapracować na zaufanie i szacunek towarzyszy. Nic tak nie jednoczy i spaja przyjaźnie jak wspólna walka ramię w ramię. On zaś do tego wszystkiego był jeszcze dodatkowo paladynem i w końcu miał okazję pomóc i w tym. Wbił miecz w ziemię obok siebie, podszedł do poranionego i osłabionego Kargara i użył swoich umiejętności paladyna. |
|
Okolice Palisady na północy Smokowiec zbliżył się do Kargara i położył swoje czerwone, pokryte łuskami dłonie na plecach najemnika. W jednej chwili ręce paladyna rozświetliły się niczym zapalająca się pochodnia, a lecznicza magia zasklepiła rany po strzałach. Tymczasem półork założył buzdygan na plecach i wyciągnął niewielkie ostrze schowane przy pasie. Podrzucił broń dwa razy i rzucił w stronę goblina na dachu. Sztylet wbił się prosto w głowę zielonoskórego, który osunął się z dachu i spadł obok Oghara. Wojak wyciągnął sztylet i powoli wytarł z niej krew po czym schował do pochwy, a następnie odwrócił się z triumfalnym uśmiechem na twarzy w stronę Kargara. Walka została zakończona. Na ziemi, w wielkiej szkarłatnej kałuży leżało kilkanaście ciał orków. ludzi i goblinów,a przy palisadzie zwisały dwie liny uwiązane do drągów zapartych przez najeźdźców. Inny, trzeci sznur był zaczepiony o dach, najbliższego z budynków. Mechanika |
|
Wpatrywał się w wystający z jego trzewi oszczep. Chyba miał szczęście. Ostrze ominęło najważniejsze z jego narządów, tylko dlatego jeszcze był w stanie stać. Nie, on klęczał. Z oddala słyszał czyjeś nawoływania. Przed sobą widział paskudnie uśmiechniętą orczą paszczę ale sam przeciwnik był jeszcze daleko. Nagle poczuł przypływ furii. Powietrze zapachniało ozonem, a ukryty głęboko w jego wnętrzu głosik jęknął w ekstazie przeczuwając zbliżający się impuls. Drżącymi palcami chwycił za drzewiec i wyszarpnął go z siebie razem ze sporą ilością płynącej posoki. Jedna dłoń momentalnie przycisnęła się do rany, a szata dookoła niej zaczęła przybierać szkarłatną barwę. Druga w tym czasie uniosła się do góry. Zaledwie cal od niej zaczęła się formować błyszcząca i iskrząca się kula, niewielkiej średnicy. Słowa same wydobywały się z jego ust, jakby samowolnie, ale teraz po raz pierwszy od dawna nie opierał się temu a wręcz poddał się chwili. Popłynął razem z tymi słowami, gdy kula poleciała w kierunku rannego już orka, elektryzując wszystko po drodze. Mechanika |
Okolice karczmy. Pył, który pojawił się po wyjściu z rumowiska w rzeczywistości był raczej parą wodną, która unosiła się z wolna ku górze znikając w mroku nocy.We wnętrzu dostrzec można było kolejne postacie, gdy magiczna sfera, pełna kłębiących się iskier trafiła w oszczepnika. Ciało pokryła plątanina dziesiątek jasnoniebieskich błyskawic. Ivor biegnący w tym kierunku natrafił jedynie na zwęglone szczątki orka leżącego na ziemi. Najemnik skierował się więc w stronę brodatego starca. Adryk walczący przy karczmie dźgnął jednego z orków w bok, gdy reszta z chłopów na słowa byłego żołnierza z wolna przybliżała się do karczmy i wystrzeliła z łuków. Cztery strzały wbiły się w jednego z orków. Jedna w jakiś sposób trafiła w ramię krasnoluda. Orkowie rozjuszeni ranami zamachnęli się niemal jednocześnie w stronę właściciela gospody. Ciosy trafił w ciało krasnoluda, który tylko jakimś cudem stał jeszcze na nogach. Wtedy przy jego boku pojawił się najemnik uzbrojony w parę ręcznych toporów. W tym czasie, z tunelu wyłoniła się kolejna trójka wrogów. Gobliny. Ivor i Liandon doskonale rozpoznali jednego z nich. był to obwieszony dziesiątkami bransolet i łańcuchów zielonoskóry zwany Jazzikiem “Małorękim”. Wróg trzymał w zdrowej ręce pokręconą laskę. Wrzasnął i wskazał na walczących orków powoli zbliżając się do wejścia do karczmy. Okolice palisady na północy. Lin takich jak ta, mają pełno. Trzeba zniszczyć tą cholerną drabinę. - Odrzekł Jaśen i sam zaczął wspinać się razem z Kargarem, u którego każde podciągniecie wywołało potworny ból w plecach. Po dłuższej chwili, gdy znaleźli się na górze najemnik spojrzał na okolicę. O pale oparte zostały trzy długie drągi związane z ustawionymi w poziomie kołkami pełniącymi rolę szczebli. Konstrukcja była tak szeroka, że bez problemu mogłyby trzy postacie po niej wchodzić lub schodzić. Dalej, za murami było ciemno i Kargar nie mógł nic dostrzec, ale z odgłosów które do niego dobiegały mógł stwierdzić, że jakaś grupa atakujących zmierza na zachód. Drwal jednym zamachem toporem przeciął linę, która łączyła się z budynkiem i krzyknął do wojaka. - Jak to zniszczyć. Ja toporem nie dosięgnę. - Mechanika |
Paladyn zadowolony, że jego umiejętności leczące się przydały poza zdolnościami bojowymi. Nie było jednak czasu do stracenia. Wioska stała się regularnym polem bitwy, a stało się to co mogło najgorsze. Wrogowie wtargnęli z kilku różnych stron jednocześnie. Chwycił ponownie swój miecz i donośnym głosem krzyknął do towarzyszy: -Tu mamy pozamiatane. Przegrupujmy się jak najbliżej pozostałych. Jedyne co nam pozostaje teraz to zebrać się w miarę możliwości razem. Najwyżej będzie to nasz ostatni posterunek. Ruszajmy się, bo mam jakieś złe przeczucia. - Po czym ruszył w kierunku gdzie powinna być reszta drużyny. |
Widząc Jazzika serce zabiło mu mocniej, jednak teraz musiał pomóc Adrykowi atakując swymi toporami orków. |
PIERWSZY POLEGŁY. PIERWSZA OFIARA NA DRODZE KU WIELKOŚCI. TAAAK. POCZUJ ZNOWU POTĘGĘ. POKAŻ WSZYSTKIM CZYM KOŃCZY ZADZIERANIE Z… - Ah zamknij się. – powiedział głośno Liadon obficie kaszląc krwią. Głos miał jednak rację, pierwszy z orków leżał teraz martwy przypominając bardziej przypalonego nad ogniem zając niż straszną bestię. Nie złagodziło to jednak bólu promieniującego w jego boku. Nie wiedział jeszcze jak długo pociągnie w tym stanie. Ukryć się również nie mógł by jeżeli zawiodą, to cała wioska zamieni się w pogorzelisko i nic go wtedy nie uratuje. Trzeba będzie to po prostu zakończyć szybko. Wtedy dojrzał dziwnie wykrzywionego goblina wysuwającego się z rumowiska. Tego samego, którego ujrzeli na skraju lasu. To mogła być jego szansa. Pokuśtykał odrobinę w jego stronę, krzywiąc się z każdym krokiem. Wysunął dłoń przed siebie, a ta zajarzyła się najprawdziwszym ogniem. TAAAAK. CZUJE TO! Tym razem nie uciszał już głosu. W żołądku zbierały się refluksy, mięśnie drżały niebezpiecznie, a krew uciekała z rany, z każdym uderzeniem serca coraz bardziej. Mimo to zdołał skupić się na tyle na swojej mocy by posłać w kalekę ognisty pocisk. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:41. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0