lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   Świecidełko IV: Dom (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/17774-swiecidelko-iv-dom.html)

Sekal 26-03-2018 09:19

Efekt tyrady Elvina był jeden: oczy Mezry zwęziły się, świdrując rycerza na wylot, niezależnie od jego zbroi, postawy i słów. Dla sprawnego oka Yetara, który widział to z pewnej odległości, było jasne - Blacktower właśnie zrobił sobie wroga. Wroga, który wytrzymał spokojnie spojrzenie i chwilę później odwrócił się bokiem, nie zamierzając niczego potwierdzać ani przysięgać. Jeśli Elvin chciał swoje słowa potwierdzić to musiałby rzeczywiście po ten buzdygan sięgnąć. Z drugiej strony żadnego "ale" również nie usłyszał.

W międzyczasie pozostali rozmawiali, rysowali i piekli mięso na skonstruowanym przez Girlaen rożnie. Tropicielka w takich miejscach i sytuacjach, kiedy na podorędziu był las i mnóstwo zasobów, radziła sobie wyraźnie bardzo dobrze, niczym ryba w wodzie. Co więcej, skupiając się i powoli mówiąc do Walaji, dowiedziała się przydatnej rzeczy. Pantera znała tylko bieg, bo biegła prawie ciągle. Znała też noc i te nastały dwie zanim nie dotarła w to miejsce. Były kolce, ranna, nie mogła przejść. Półelfka rzeczywiście odkryła u zwierzęcia ukryte pod sierścią rany od pnączy. Głodna i zmęczona, polować, spać. Kiedy wstać, kolców już nie było. Wtedy wejść i czekać aż jasna kula wysoko na górze.

Zapadł już zmrok, kiedy ciepła strawa została przygotowana, brzuchy napełnione, warty wyznaczone. Niewiele się w okolicy zmieniło, jedynie odgłosy. Z ptaków dziennych na nocne. Coś ciągle szeleściło niedaleko, w oddali rozległy się wilcze wycia, zbyt daleko, aby uznać je za bezpośrednie zagrożenie. Dochodzili do siebie, mieli już prostą mapę na której narysowano dwie ścieżki - okrężną do karawany i prostą przez góry do Chmurnej Twierdzy.

- Ten, który powołuje sobie sługi do zarządzania światami - odpowiedział Mezra na zadane przez Yetara niespodziewane pytanie. - Ci, których wyznajecie, to ludzie i nieludzie powołani do tego zadania.




Elvin intimidate: 1


Eleanor 27-03-2018 22:17

- Jeśli dobrze rozumiem przekaz Walaji dla niej minęły trzy noce do tego momentu. - Tropicielka zastanawiała się nad drogą którą przebyli jednocześnie delikatnie przemywając rany zwierzęcia roztworem z ziół. - Po przeniesieniu z twierdzy do wioski niziołków spędziliśmy tam jedną noc. Kolejną nocowaliśmy w zaklętym lesie, a potem była noc, kiedy przemieszczaliśmy się w czasie. Czyli czasowo niewiele straciliśmy. Ogólnie mieliśmy tydzień by wrócić zanim karawana wyruszy dalej. Jeden dzień szliśmy do podziemnego grobu i tam spędziliśmy pierwszą noc podróży. Potem była noc u podnóża Chmurnej Twierdzy. Czyli w sumie dwie dodatkowe noce. Razem mamy pięć dni podróży, więc jeśli przez dwa dni zdołamy wrócić do wioski z której wyruszyliśmy mamy szansę dogonić karawanę. Proponuję wstać wcześnie i wyruszyć na jej spotkanie. Jak słusznie zauważyła Luna, musimy jeszcze odzyskać berło.

Sayane 28-03-2018 19:57

- Znów wartowanie... - zamarudziła Luna, zmęczona ontologicznymi dysputami, czarowaniem, przygodami... i w ogóle. Jednak noclegi pod dachem były najlepsze. Długi, nieprzerwany sen, to jest to!

- Karawana, karawana - wymamrotała moszcząc sobie posłanie pod murem by nie wiało, ale nadal blisko ognia. Tam to przynajmniej wartowanie rozkładało się na kilkanaście osób. Błyszczyki pewnie piją w jakiejś (jedynej zapewne) gospodzie... Ziewnęła i owinęła się nowym płaszczem. Najpierw poczuła się rozczarowana dziwacznym zaklęciem nałożonym na ubiór, ale potem wrócił jej dobry humor. W końcu nikt, ale to NIKT nie spodziewał się w boju ataku zębatej niziołki. Będzie lepsza niż Walaja! Drapieżna niziołka, ot co!

- Ale wiecie co... - ziewnęła znów, po czym zaczęła dyskretnie dłubać w buzi. Myśl o kłach uświadomiła jej nieprzyjemne resztki posiłku między zębami. A potem zrzuciła bombę. - My chyba nadal nie mamy wystarczającej ilości złota na wykupienie tego berła, co nie?



Plomiennoluski 28-03-2018 19:59

Fetchling przemyślał koncepcję podsuwaną mu przez nieznajomego. Nie była aż tak nieprawdopodobna, ale zawierała w sobie ziarno upadku. Przecież taki byt, mógł być tylko boskim rachmistrzem i odpowiadać przed kimś jeszcze wyżej. Nie skomentował więc sugestii.

- Byłoby dobrze, gdyby się udało. Nawet jeśli oznacza to forsowny marsz. Wioska brzmi całkiem sensownie jako pierwsze miejsce do odwiedzenia. - Rzucił Yetar w odpowiedzi na słowa półelfki. - Mamy Luna, zdaje się, że udało mi się tyle wyskrobać. - Odparł wyroczni, nie wspominał tylko, że to złoto z grobowca.

Sekal 03-04-2018 23:30

Noc minęła tak samo spokojnie jak wieczór. Mieli wrażenie, że są zupełnie sami w otaczającej ich dziczy, miejscu, w którym najlepiej czuły się Girlaen i jej zwierzęca towarzyszka. Wstali skoro świt, witani przymrozkiem rozpraszanym wyłącznie przez niewielkie, utrzymane w nocy ognisko. Luna tym razem doceniła płaszcz, który całkiem przyjemnie chronił przed chłodem. Wyruszyli zaraz po skonsumowaniu śniadania składającego się tak jak kolacja z sarniny.

Przez pierwszą połowę dnia maszerowali niemalże wyłącznie przez las. Inny całkowicie od tego niesamowitego miejsca z powykręcanymi drzewami, które odwiedzili wcześniej. Iglaki przeważały w mieszance roślinności, a rozrzedzone powietrze nie tylko tropicielce przypominało, że znajdują się dość wysoko w górach. Mniej więcej kiedy minęło południe, przekonali się o tym naocznie wszyscy, bowiem skończyła się roślinność i ta niezwykła dolina. Od razu uderzył w nich wiatr, a oni weszli na coś, co od biedy można było nazwać przełęczą, choć pozbawioną wygodnej do podróżowania drogi, jaka łączyła między innymi Smocze Wodospady z Midd. To zdecydowanie było zupełnie inne miejsce. Inaczej zapamiętała je także Margery, która posmutniała na ten widok.
- Kiedyś mieliśmy tu brukowaną drogę. Nie widzę nawet jednego śladu po niej - westchnęła.

Jak na razie radziła sobie dobrze. Poruszała się w prostym, szaro-burym, choć dobrze skrojonym do jej szczupłego ciała ubraniu. To były jej pierwsze zdania wypowiedziane tego dnia, lecz już nie płakała, starając się najwyraźniej nie odbiegać myślami do tego co pozostawiła za sobą. Zdjęła swój pancerz na noc i rano przywdziała jedynie sam napierśnik, resztę próbując powpychać do i tak ciężkiego plecaka - zanim Elvin nie zaoferował, że poniesie to za nią. W końcu rycerz nie mógł odmówić, prawda? Szczególnie, że choć nieduży, komplet pełnej płytowej zbroi był zarówno solidny jak i sporo warty. Mezra radził sobie gorzej. Wszystko co mógł zdziałać, to zacisnąć zęby i za wszelką cenę nie zostać zbyt daleko za resztą grupy. Pomoc Girlaen, przespana noc i jego własna zawziętość pozwalały mu trzymać się tego planu, nawet kiedy przedzierali się przez nierówną, pokrytą głazami, wąskimi przejściami i zmuszającą niekiedy do wspinaczki przełęcz.

Przynajmniej nie mogli zboczyć z trasy i się zgubić, nawet wtedy, kiedy Margery zdawała się całkiem nie wiedzieć, gdzie się znajdują i jak daleko do końca. Prędkość ich marszu nie należała do imponujących i wkrótce słońce zaczęło znikać za szczytami, zwiastując rychły wieczór i noc.
- Za moich czasów były tu rozmieszczone specjalne punkty, gdzie podróżni mogli bezpiecznie przenocować. Nie wierzę, aby jakieś pozostały. Pamiętam, że część została wykuta w skale i takie mogły pozostać do teraz - ostatnia z rodu Ak'kka odezwała się niepewnie. - To wszystko wygląda zupełnie inaczej. Nie wiem jak daleko do najbliższego. Może dzwon, może więcej. Poruszamy się znacznie wolniej niż zwyczajny pieszy podróżnik po drodze.

Oni tym bardziej nie wiedzieli, jak daleko od krańca przełęczy się znajdują, nie mówiąc już o jakichś stacjach. Od jakiegoś czasu trasa prowadziła niemal ciągle łagodnie w dół, ale poza tym niewiele było znaków rozpoznawczych. Obecnie pomiędzy pnącymi się w górę ścianami po bokach można było zrobić dziesięć długich kroków, lecz były miejsca, gdzie musieli iść gęsiego. Przełęcz ciągle się wiła, nie widzieli więc zbyt wiele tego co znajduje się przed nimi, a podłoże było nierówne, zwykle stanowiły je większe bądź mniejsze kamienie, głazy i fragmenty skał. Pogoda oprócz chłodu i wiatru była ładna, ale gdyby mieli obozować w tym miejscu, nad głowami mieliby niebo bez możliwości schronienia się gdziekolwiek.

Nagle nad ich głowami pojawił się podrywający się gwałtownie do lotu drapieżny ptak, wielki i majestatyczny niczym olbrzymi orzeł. Wydał z siebie ostry dźwięk, aż włosy zjeżyły się im na karkach, a Walaja zawarczała. Bystre oczy Girlaen wychwyciły inny ruch w miejscu, skąd wystartował ptak, lecz nie była w stanie stwierdzić co widziała. Yetar zauważył, że po skalnej ścianie spadło nieco luźnych kamyków. Ktoś wreszcie zauważył ich małą grupkę, a oni mogli jedynie iść do przodu, w tył - gdzie pół dzwonu wcześniej mijali szersze, lepiej przystosowane do obrony i nocy miejsce albo zatrzymać się w miejscu i tu spróbować spędzić noc. Albo sprowokować nieznajomych do ujawnienia się. Luna była pewna, że zdążyłaby dolecieć na tyle wysoko, aby zerknąć co spłoszyło orła.


Plomiennoluski 05-04-2018 00:57

Ruszenie w kierunku karawany, miało sporo sensu, problem był tylko jeden. Oznaczało to, że nie zajrzą po drodze do wioski niziołków, gdzie być może, czekałaby na niego opończa z futra kota. Jej brak doskwierał najbardziej, gdy dął przenikliwy górski wiatr. Może i był z natury odporny na zimno, ale i tak pierwsze o czym myślał, po powrocie do jakiejś wioski, były ciepłe ubrania. Chwała i ratowanie wymarłego rodu, mogły chwilę poczekać. Tym bardziej, że komentarze królewny odnośnie świetności traktu za jej czasów, wcale nie pomagały w marszu.


Przy tempie marszu, jakie utrzymywali, nie był pewien, czy zdążą dotrzeć do miejsca, skąd miała wyruszyć karawana. To jednak była sprawa na przyszłość, obecnie nie wiedział nawet gdzie dokładnie są, więc i kwestia umiejscowienia berła w tym momencie, była nieco umowna. Podobała mu się za to wizja noclegu w osłoniętym od wiatru i całej reszty przyrody miejscu. Do takiego miejsca mieli jednak dopiero dotrzeć, lub do niego wrócić, kiedy spostrzegł osypujące się kamyki. Jego oczy podążyły do góry i dłonią wskazał kierunek, gdzie zdawało mu się że ktoś mógł się kryć, obserwując ich. No, niekoniecznie ich, raczej drogę. To, czy to był jakiś patrol, czy raczej górscy zbóje, czy może coś gorszego, pozostawało kwestią otwartą.

Eleanor 06-04-2018 21:38

- Ktoś nas obserwuje. - Powiedziała tropicielka wskazując miejsce gdzie zauważyła poruszenie. - Wiem, że wszyscy są zmęczeni, ale powinniśmy jak najszybciej znaleźć jakieś w miarę bezpieczne miejsce na schronienie. Proponuję jak najszybciej ruszyć dalej.

Sayane 10-04-2018 09:16

- Idziemy, idziemy, idziemy i idziemy... - mruczała Luna, gdy w końcu zmęczyła się odbieganiem, podbieganiem, przeskakiwaniem, zostawaniem z tyłu i rozglądaniem się na boki. Zresztą była już cała podrapana i potłuczona przez podstępne gałęzie i kamienie, które co i rusz kładły jej się pod nogi.

Na początku była podekscytowana wędrówką. Margery znała przecież okolicę, dawne stanice, może mieli tam jakieś tajne schowki, albo kryjówki, podziemia, baszty, o trakcie też coś mówiła. Jednak im dalej szli, im bardziej markotniała mina królowej tym lepiej Luna rozumiała, że nic z tego. Dopiero teraz dotarło do niej, że minęło NA PRAWDĘ dużo czasu między "wtedy", a "teraz". Marnie to wyglądało i niziołka nawet trochę współczuła zagubionej władczyni bez ziemi. Dobrze, że zostawili już kości jej brata w grobowcu, bo głupio by było nadal nosić je w plecaku, niezręcznie jakoś. Choć kto wie, może dzięki ich niewielkiej interwencji historia potoczyła się nieco inaczej? Cóż, okaże się gdy wreszcie dotrą do cywilizacji. Jakiejkolwiek cywilizacji.

Oby tylko berło było nadal tam, gdzie je zostawili...

Nagłe poderwanie się do lotu ukrytego w skałach orła mocno ją przestraszyło. A co mogło przestraszyć tak dużego przecież ptaka?? Trzeba się było dowiedzieć. Luna rozwinęła półprzeźroczyste skrzydełka ciesząc się, że nie uległa pokusie wykorzystania ich wcześniej do ułatwienia sobie marszu i wzleciała do góry. Oby szczęście jej dopisało!


Sekal 10-04-2018 11:33

Spójne, jednoznaczne, szybkie decyzje. Ile już razy odkryli, że to nie dla nich? O wiele przyjemniejsze wydawały się żywioł i samodzielność. Teraz mieli Margery do ochrony, ale przecież ani ludzie, ani nieludzie nie zmieniają się tak szybko. O ile zmieniają się w ogóle.
Dobrze, że mieli Lunę i jej niezwykłe, magiczne skrzydełka. Wyrocznia uniosła się w powietrze machając nimi zawzięcie. Pozwalała odłożyć decyzję o dalszym działaniu przynajmniej o kilka chwil.

Musiała wzlecieć wysoko, a im wyżej się znajdowała, tym mocniej szarpał nią wiatr. Zdawała sobie sprawę, że to latanie mogło wyczerpać od razu całe zapasy na ten dzień, lecz teraz już nie było odwrotu. Wreszcie jej oczom ukazało się wielkie orle gniazdo, obecnie puste. Zbudowane zostało na skalnej półce, która łączyła się z biegnącą tu równolegle do przełęczy granią, zaledwie kilka metrów wyżej. Zobacza wszędzie tu pokrywały ostre skały, a niewiele dalej szczyty wyrastały już o wiele wyżej. W pierwszym momencie Luna myślała już, że oprócz legowiska ptaka nic tu nie ma, lecz wtedy zadziałało wypowiedziane zaklęcie. Jedna ze skał zaraz za gniazdem, trochę większa niż niziołka, zajaśniała magią. Dziewczyna mogłaby podlecieć dalej i wylądować na półce, żeby zbadać to dziwactwo i liczyć na to, że zejście na dół będzie o wiele szybsze i w razie czego nie zleci na łeb kiedy skrzydełka się skończą.

Pozostali mogli jedynie obserwować otoczenie, uziemieni na dawnym trakcie. Elvin gapił się w jedno miejsce, lecz zarówno Girlaen i Yetar okazali się uważniejsi. Po drugiej stronie przełęczy niż gniazdo, na jednej z wystających skał, przycupnęła o wiele mniej naturalna niż orzeł istota.


Wielkości i pozornie z wyglądu przypominała zasuszoną ludzką staruszkę z wielkimi błoniastymi skrzydłami i pazurami, wyraźnie widocznymi na skale, której się trzymała. Skierowała spojrzenie na nich i wydała z siebie głośny, przeciągły skrzek.


Sayane 10-04-2018 11:54

- Ej, tu jest coś magicznego, jakaś skała, może tajne przejście?! - krzyknęła uradowana znaleziskiem Luna i pokierowała lot w stronę lśniącej skały. Wreszcie coś ciekawego, a nie tylko skały i drzewa! Gdy nie będzie już musiała uważać na podmuchy będzie mogła skupić się na zaklęciu i zbadać rodzaj magicznej emanacji. Już nie mogła się doczekać!

Niestety szybko okazało się, że nie tylko przed nią jest coś ciekawego. Chrapliwy skrzek zza pleców sprawił, że niziołce zrzedła mina. Szybko wylądował i przycupnęła przy gnieździe, co nie miało wiele sensu, bo przecież harpia i tak ją już widziała. Ale Luna wcale nie czuła się bezbronna na gołej skale. W końcu skrzydlate babsko zapewne latało jak i ona, a to oznaczało, że może wykorzystać moc wiatru i zrzucić potwora z nieba; a przynajmniej mocno utrudnić mu lot. Zgraja przyzwanych kruków również mogła odegrać w walce niebagatelną role.

Alter winds [enhance or diminish the effects of natural winds], jeśli harpia będzie lecieć, potem summon monster. Jeśli zaatakuje niziołkę, ta rzuci na siebie Air Barrier +4 KP.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172