|
|
|
Po krótkiej jeździe drużyna przekracza most nad rzeką Luna i trafia na skrzyżowanie. Na środku stoi drewniany drogowskaz. Wskazuje "Krezk" oraz "Przejście Tsolenka" na południowy-zachód, "Jezioro Baratok" na północny-zachód, "Vallaki" oraz "Ravenloft" na północny-wschód, i "Berez" na południowy-wschód. - Co mówi mapa? - spytał Cahnyr. Zanim Agust zdołał odpowiedzieć, zauważył wraz z Hassanem, pięć postaci wychodzących z lasu. Każda z innej strony. Każda w stronę drużyny. Trzymały w rękach kamienne topory, a ich ciała i ubrania były ubłocone. Obecnie znajdowały się po dwadzieścia stóp od drużyny. Zachodziły ją z każdej strony. Na ich twarzach malowała się obłędna radość. - Patrzcie, akurat po jednym dla każdego - odezwała się tubalnym głosem jedyna kobieta pośród nich. Z wyglądu wykazywała podobne do Miry cechy. Również była pół-orczycą. Agust rozejrzał się po polu bitwy i zareagował pierwszy - byli otoczeni, ale nie koniecznie nie dało się tego zaraz zmienić. Ale najpierw trzeba było uformować linię obrony. Agust pomknął na koniu za atakujacym który był najbardziej przed nim i krzyknął - Za mną! Formujemy szyk! - Po czym zeskoczył z konia i wyczekał na Mirę żeby zaatakować równocześnie potężnym ciosem w brodatego barbarzyńcę. Mira najpierw uciekła koniem nieco za pole bitwy, a potem szybko wróciła do Agusta, aby go wesprzeć. Znowu pozwoliła się ponieść emocjom i wpadła w szał. Agust wykorzystał sytuację i porządnie przygrzmocił brodaczowi swoim młotem. Krew rozbryzła się dookoła. Zanim dzikus doszedł do siebie, Agust ponowił atak, niemal zwalając wroga z nóg. Uśmiech dzikusa przemienił się w paskudny grymas. Agust dobrze czuł, że ten atak wyszedł mu wyśmienicie, i że jeszcze nikomu nigdy tak mocno nie przywalił. Aż dziw, że dzikus trzymał się jeszcze na nogach. Mira, widząc pokaz walki Agusta, przyłączyła się do jatki, grzmocąc brodacza z całym impetem toporem. Uderzenie dosłownie rozpłatało wroga na pół, pokrywając półorczycę i Agusta krwią brodacza. - Zabiję was wszystkich! - Mira wrzasnęła w kierunku wrogów. - Tylko tu podejdź! - odkrzyknęła druga pół-orczyca. Jej oczy płonęły ze wściekłości. - Masz to jak w banku! - rzuciła Mira, podchodząc nieco bliżej do niej. Hassan wyciągnął zza pasa toporek i rzucił nim w dzikusa z kitą, licząc, że siła rzuconego pocisku obali barbarzyńcę, po czym ruszył konno za Agustem, zajmując pozycję za Mirą, przygotowując jednocześnie swoją glewię, zamierzając uderzyć każdego dzikusa, który wyszedł by przed pół-orczycę. Ten rzut nie mógł jednak przejść do historii najlepszych rzutów Hassana, bowiem oporek wbił się w ziemię w połowie drogi między rzucajacym a dzikusem z kitą. Cely podążyła za Hassanem, a gdy znalazła się wśród przyjaciół, użyła swej magii przeciwko krasnoludowi. Krasnolud widząc lecącą w jego stronę zieloną maź, skoczył w bok i ledwo, ledwo, ale uniknął spotkania z nią. Cahnyr nie zamierzał pozostawać sam na placu boju, bo wtedy nie pomogłaby mu ani magia, ani wszyscy bogowie. Przejechał kawałek, po czym, gdy znalazł się w bezpiecznym ,przynajmniej na pozór miejscu posłał w stronę krasnoluda odrobinę magicznego ognia Ognisty pocisk uderzył krasnoluda. Ten zacisnął mocno zęby, aby nie wydać z siebie okrzyku bólu. Dzikus z wielką kitą podbiegł do Agusta i nadział się na glewię Hassana. Hassan w atak włożył więcej siły niż zwykle i powalił wroga na ziemię..Dzikus zamachnął się swoim wielkim toporem, ale nie trafił Agusta. Jego atak odsłonił jego słabe punkty, ułatwiając drużynie kontratak. Dzikus krasnolud podbiegł z drugiej strony, do Miry i również ją zaatakował swoim toporem. Trafił ją, lecz Mira nie odczuła pełnej siły, jaką dzikus włożył w atak. Była w szale. Bardzo niski Dzikus oraz Dzikuska pół-orczyca włożyli cały wysiłek, aby podbiec do drużyny i stanąć ramię w ramię ze swoimi towarzyszami, więc nie zdążyli teraz zaatakować. Agust postanowił działać zgodnie z planem. Najrozsądniej było teraz wykorzystać przewagę zasięgu. Odskoczył szybkim manewrem od przeciwników i pobiegł wskoczyć na swojego konia, po czym odjechał za dzikusów. Teraz ich przewaga mobilności była miażdżąca. Mogli zajechać niefortunnych barbarzyńców nieustającymi najazdami. Kwestią czasu było tylko kiedy wrogowie się wykrwawią albo zaczną błagać o litość. Mira wskoczyła na konia Cely, łapiąc dziewczynę w pasie. - Zaraz jedziemy tylko przypalę dzikusom dupy - Wojownik zaczął młócić swoją glewią niczym wioślarz w niewielkiej łódce, kreśląc szerokie łuki ostrzem i końcem trzonka. Tym razem jego celem stał się nie barbarzyńca z kitą, a krępy krasnolud atakujący Mirę. Wprawnie powodując koniem wyjechał z kłębiących się przed Mirą wrogów i pomknął za rycerzem. Hassan trafił dwa razy, krew tryskała dokoła, kiedy ostrze opadało raz po raz. Cely rozłożyła palce swoich dłoni, wypuszczając z nich pożogę ognia. Nikt nie zdołał choćby odrobinę uniknąć płomieni Cely. Cahnyr pakował zaś magiczne pociski w krasnoluda, który czuł się już wyczerpany walką i ciężko dyszał. - To nie ma sensu - mruknął, zaciskając mocno zęby. - Uhm - odparła pół-orczyca - nie dogonimy ich. I skończymy jak tamten - wskazała na martwego, byłego towarzysza. Odwrót! - wrzasnęła i cała ekipa pobiegła co sił w nogach w południową część lasu. Zniknęli w zaroślach. Agust popędził konia w kierunku lasu, nie zamierzał lecieć z nim do ataku, jednak chciał się po prostu zbliżyć do uciekających na tyle by mieć ich w zasięgu. - Tam są!- Zakrzyknął paladyn i wycelował bełt z kuszy w uciekającego krasnoluda, wyczekując by mieć czystą linię strzału. Gdy już był pewny, wystrzelił bełt i trafił krasnoluda Hassan skierował konia w ślad za paladynem, powoli rozsuwając gałęzie drzew swoją glewią. Wjeżdżał w las, wypatrując wroga zamierzając spopielić pierwszego zauważonego płomieniem z kuźni dżinnów. - Uwaga, strzelają! - wrzasnął jeden z dzikusów. Cel Hassana uniknął ognia. - Musimy coś zrobić, albo nas wykończą! - Poddajcie się! - ryknął Hassan na całe gardło. Cely rzuciła ognistym pociskiem w kolejnego dzikusa, opalając go. Mira zeskoczyła z konia i pobiegła pędem za drugą pół-ogrzycą, usiłując powalić ją na ziemię toporem. Dzika pół-orczyca padła na glebę. Cahnyr również nie zamierzał pozwolić, by bandyci uciekli cało i zdrowo. No, może nie do końca zdrowo... Ruszył w ślad za kompanami i gdy ujrzał uciekających, posłał za dzikusem z kitą magiczne pociski. - Może go żywcem weźmiemy? - zaproponował. - Wydusimy z niego garść informacji. Poddajcie się, albo was wybijemy do ostatniego! - krzyknął za uciekającymi. Dzikus z kitą zignorował leżącą na ziemi pół-orczycę i pobiegł dalej w las, aż ponownie zniknął drużynie z oczu za drzewami i krzewami. Bardzo niski dzikus po prostu zaczął wrzeszczeć tak głośno, jak tylko potrafił i pobiegł w lewą stronę, pędząc co tchu. Również wyszedł z pola widzenia. Pół-orczyca obróciła się i wbiła wściekłe spojrzenie w Mirę. Nie podnosząc się, podjęła próbę ataku, lecz z tej pozycji było jej bardzo trudno walczyć i Mira z łatwością uniknęła topora wroga. Kobieta spróbowała przeczołgać się w prawą stronę jak najdalej tylko mogła, ale w tych warunkach, oraz w tej pozycji, nie zaszła za daleko. Mira wykorzystała okazję i zraniła kobietę toporem Krasnolud również uciekł gdzieś do przodu. Agust popędził za dzikusem, ale… nie mógł go nigdzie dostrzec. - Poddaj się to darujemy wam życie. Opieraj się to cię znajdę i zabiję.- I zaczął szukać swojego przeciwnika który musiał się gdzieś kryć. Agust wytężył swoje zmysły i zaczął nasłuchiwać, i się rozglądać. Tam złamana gałązka, tu jakiś ślad. Czuł, że był blisko, ale nadal nie mógł znaleźć wroga. - Zostań gdzie jesteś, a okażemy ci łaskę! - rzekła Mira, usiłując pochwycić krewniaczkę. Mira bez trudu chwyciła leżącą kobietę. - Dobra, dobra, zabijaj mnie jak chcesz! To już i tak mój koniec! - jęknęła pół-orczyca, czując ogromne poniżenie. Hassan jechał w ślad za uciekającym dzikusem, planując jak tylko go zobaczy, zajechać od tyłu i obalić glewią na ziemię. Potem pozostawałby już tylko szybki zeskok z konia i przyduszenie go drzewcem glewii. Hassan trafia niskiego dzikusa, ale on zdołał wytrzymać i przeciwstawić się sile uderzenia. Więc nadal twardo stał na nogach. Hassan poprawił drzewcem celując pod kolano przeciwnika i tym razem dzikus padł jak ścięte zboże. Hassan zszedł z konia i podszedł do leżącego na wyciągnięcie ręki - walcz jak mężczyzna, nie uciekasz jak pies! Stawaj!- Niski dzikus, słysząc, jak pozostali towarzysze konają, bądź się poddają, sam skulił się i krzyknął: - Proszę, oszczędź mnie! Hassan uśmiechnął się szyderczo, i złapał dzikusa za rękę, zawijając ją dokoła drzewca glewi, ostrze kładąc mu na kark. W ten sposób jeniec musiałby wpierw poderżnąć sobie gardło, zanim mógłby się oswobodzić. Wojownik wykorzystał ten chwyt, aby związać jeńcowi ręce, a następnie przytroczył dzikusa do kulbaki i ruszył w stronę miejsca, w którym słyszał jeszcze hałasy świadczące o walce - Nie uciekniesz, dzikusie… - powiedziała Cely jakby do siebie, po czym dając sygnał wierzchowcowi ruszyła w kierunku w którym uciekał krasnolud. Próbujący się ukryć w podziemnej jamie krasnolud zobaczył ciskającą w niego ogniem Cely. Szybko rzucił się na ziemię i pocisk trafił w krzak obok niego. Krzak zaczął powoli płonąć koło twarzy krasnoluda, który teraz próbował wyjść, ale jego noga ugrzęzła w jamie. - Co to, czyżby twoja krótka, gruba nóżka utknęła? - spytała z udawaną troską w głosie. - O jak mi przykro. - Zaśmiała się. - Sami zastawiacie pułapki, a teraz ty utknąłeś… trafiła kosa na kamień… - dodała z niekrytą satysfakcją w głosie. Cahnyr nie mógł sobie wybaczyć, że dał krasnoludowi szansę na poddanie. Gdyby nie ta odrobina litości, to nie musiałby teraz ganiać po lesie za jakimś bandytą. Dlatego też pojechał wraz z Cely, by dokończyć zaczętego wcześniej dzieła. Poza tym uważał, że powinni się trzymać razem i wspierać się. Nie to co tamte osiłki, które w każdej sytuacji mogły sobie dać radę. Dla uwięzionego krasnoluda nie miał litości. Wiedział, co by się stało, gdyby z Cely wpadli w ręce bandytów. Gdy tylko dziewczyna skończyła mówić, uniósł rękę, by rzucić czar, kończący bandycką karierę krasnoluda. Krasnolud nie zdążył krzyknąć, kiedy pociski Cahnyra powaliły go martwego na ziemię. Canyr zeskoczył z konia i sprawdził, czy krasnolud nie żyje, a potem ugasił płonące liście. Pożar lasu zdecydowanie nie był tym, co im było potrzebne do szczęścia. - Chodźmy zobaczyć, co robią pozostali - zaproponował Cahnyr. - A nuż któryś biedaczek zabłądził w lesie - dodał, przypomniawszy sobie, jak Agust bronił się przed wędrówką na skróty, przez las. Pozostałe dzikusy nie ponawiały już prób walki, czy ucieczki. Prócz jednego - tego, za którym pojechał paladyn. Agust nadal nie mógł znaleźć wroga. Kiedy już miał się wściec, usłyszał w oddali, na północy, głośny dźwięk łamanej gałązki. Paladyn podbiegł ostrożnie w tamtym kierunku tak by nie wpaść w pułapkę, gotów do ataku. Agust dostrzega w końcu dzikusa w krzakach. Dzieli go od niego dziesięć stóp. - Poddaj się, a zachowasz życie. - powiedział ruszając w jego kierunku. Cely i Cahnyr dostrzegli (i usłyszeli) w oddali Agusta. - Poczekaj! Nie podchodź! Jak darujecie nam życie, to zaprowadzimy was do jamy z naszymi skarbami! - Rzuć topór i daj się związać to pogadamy.- Paladyn podszedł tylko nieco bliżej i czekał aż dzikus zareaguje na jego polecenie - Chodź, pomożemy Agustowi w... negocjacjach - zaproponował Cahnyr, po czym wraz z Cely ruszyli w stronę, gdzie znajdował się paladyn. - I jak tam? - zawołał. - Dasz sobie radę, czy ci pomóc? - spytał. - Zobaczymy, mam linę, teraz tylko musi się poddać i dać zaprowadzić do reszty. - odpowiedział zaklinaczowi Sunita. Dzikus zastanawiał się chwilę. Spojrzał na troję przeciwników, spojrzał za siebie, a potem znów na nich. - Dobra, tylko nie wiąż zbyt mocno… - mruknął od niechcenia. Agust podszedł i zaczął wiązać mu ręce za plecami. Więzy miały być mocne ale nie przesadnie ocierające. Po wszystkim poprowadził więźnia i podszedł do Cely i Cahnyra, żeby razem z resztą dołączyć do drużyny. |
- Powiedział coś ciekawego? - spytał Cahnyr, gdy paladyn wraz z jeńcem znaleźli się obok nich. - Tak, obiecał jakąś jaskinię, gdzie chowają skarby w zamian za darowanie życia. Mógłbyś iść pierwszy i zapytać tych którzy są bardziej z przodu o to. Dowiemy się czy nie ściemnia i to nie kolejna pułapka.- Doradził paladyn. - Od dawna zasadzacie się na podróżnych? - spytał zaklinacz. - Od jakiegoś miesiąca - wzruszył ramionami zbir. - No co w tym złego? Trzeba z czegoś żyć! "Oj, to niewielkie będą te łupy", pomyślał Cahnyr. - A to żyć uczciwie to za trudno? - spytała z oburzeniem Cely. - Czy to za waszą sprawą skończyły się dostawy wina z winnicy do Vallaki? - Cahnyr nie czekał, aż jeniec odpowie na pytanie Cely. Niski bandyta spojrzał się to na Cely, to na Cahnyra i ponownie wzruszył ramionami. - Nie wiem o jakim winie mówicie. Nawet nigdy nie byliśmy w Vallaki. Nie chcieli nas wpuścić. Cahnyr spojrzał na kompanów. - Porozmawiamy z pozostałymi i zobaczymy, jakie skarby zgromadzili? - zaproponował. Winnica mogła poczekać. No i problemy, które musiały gdzieś tam po drodze jeszcze czekać. - Myślę, że to dobry pomysł - powiedziała Cely. Zwolniła nieco, po czym dodała szeptem, odwracając się od ich jeńca, tak by bandyta nie usłyszał. - ...ale co potem? Nie wierzę, że nie przestaną napadać podróżnych jeśli ich puścimy… - Może Agust potrzebuje giermka - zażartował Cahnyr. Uśmiechnął się gdy wyobraził sobie, jak paladyn Sune urabia bandytę na swój obraz i podobieństwo. - Nie wiem czy brałabym na giermka kogoś, kto parę minut temu na nas napadł… - odparła po cichu. Hassan dołączył do towarzyszy, wlokąc swojego jeńca na sznurze, przywiązanym do kulbaki - Mam go - uśmiechnął się i szarpnął linę, powalając jeńca na kolana przed resztą awanturników. - Co z nimi robimy? - Właśnie usiłujemy coś ustalić. - Zaklinaczka odparła wzruszając ramionami. - Nie sądzę, by można ich przyjąć na służbę - powiedział Cahnyr. - Prowadziliby wtedy uczciwe, ale niebezpieczne życie. Ale najpierw mamy jeszcze coś do załatwienia, bowiem jeniec Agusta coś obiecał w zamian za swe życie. - Moje i pozostałych - mruknął dzikus, po czym oblizał krwawiącą wargę. - Co obiecał? - zapytał jeniec Hassana, mrużąc oczy i wpatrując się w swojego towarzysza. - No dalej, mów.- Szturchnął go lekko paladyn. - Nie mamy dużo czasu na gierki i zabawy. - No… ten… obiecałem im dostęp do naszej jamy skarbów… - Kretynie! - wrzasnął jeniec Hassana - Tyle starań pójdzie na marne?! - Chcesz skończyć jak pozostali? Bo ja nie - odparł dzikus z kitą i przewrócił oczami. - O skarby i pieniądze troszczą się żywi… - rzuciła Cely chcąc uświadomić jeńcowi przyprowadzonemu przez Hassana ich sytuacji. - Dotrzymajcie obietnicy, albo bardzo szybko nie będziecie musieli się już martwić o to czy macie pieniądze czy nie… - To chodźcie! A wypuścicie nas po wszystkim? - zapytał dzikus i spojrzał na Agusta naglącym wzrokiem. - Tak, i nawet nie obedrę was z wszystkiego. Od teraz zajmijcie się polowaniami, bo będziemy tędy często podróżować. - Uśmiechnął się paladyn. - Więc jak się dowiemy że dalej napadacie na podróżnych, będziecie mieć kłopoty. Możecie też zająć się eskortowaniem podróżnych. - Polowanie na wilki jest bardzo dochodowym zajęciem - dodał Cahnyr. - Jak się zjawicie w Vallaki z takim towarem, na pewno was wpuszczą do środka. I dobrze zapłacą, na przykład w gospodzie. Dzikus spojrzał podejrzliwym wzrokiem na paladyna i zaklinacza. - A wy co… zbawiciele świata? To jest Barovia. Tu nie ma dla nikogo nadziei. Wracaliśmy z wojny i nie wiem jakim cudem, wpadliśmy w tę cholerną mgłę. I nie ma jak stąd wyleźć. No, ale… polowanie na wilki to może być dobry pomysł. Ewentualnie… - Innej opcji nie macie. - powiedziała Cely, widocznie już poirytowana rozmową z bandytami. - Ja bym z chęcią przyjął was na służbę. O ile potraficie walczyć, nie uciekać… i się jakoś ogarniecie, bo wyglądacie nie jak ludzie, a jak jakieś cholerne zwierzęta - mruknął wojownik widząc inną opcję. - Nikomu nie służymy. Jesteśmy wolnymi ludźmi! - odparł dumnie niski dzikus. - Mów za siebie. Mi tam nie do końca pasuje wieczna tułaczka po lasach i ciągła walka o przetrwanie, jak jakieś zwierze - westchnął dzikus z kitą. - Ty to jesteś urodzonym zdrajcą, co nie? Masz to we krwi! - Niski dzikus nie przejawiał chęci ustąpienia. - Na pewno ma więcej oleju w głowie niż ty - prychnęła pół-elfka - ale z jednym się zgodzę. Jeśli jest w stanie wydać w ciężkiej sytuacji “tajemnicę” swojej grupy, to gdy zmusi go sytuacja wyda i nas. Niech polują na wilki, ale we współpracę z nimi bym się nie bawiła. - Ratował nie tylko swoje życie - stwierdził Cahnyr. - To pewna różnica. - Pieniądze to jeszcze nie życie ludzi. Lepiej stracić majątek niż życie. Mimo, że wielu by się nie zgodziło. - Agust popatrzył na nich. - Służyć ale za pieniądze, normalna praca jako najemnik. Czasem mogłoby nam się przydać parę dodatkowych rąk, wtedy byśmy wam nawet zapłacili. - Skoro lubią być wolni, niech będą. Mają wybór - wzruszył ramionami wojownik, który i tak nie planowałby dla jeńców lepszego losu niż stryczek, ewentualnie ostrze jego glewii, jeśli nie zgodziliby się służyć. Zbrojny niewolnik nie był czymś, co nie mieściło się w głowie Hassana, który sam będąc mamelukiem rozumiał taki typ służby. Jednak być może jego towarzysze mieli rację. Z tchórza i kłamcy byłby strasznie niedobry niewolnik. Dzikus z kitą spojrzał na Agusta i Hassana. - Czekaj, czekaj! A jaka dokładnie byłaby to zapłata? Jego niski kolega jedynie westchnął głęboko i pokręcił głową z niedowierzaniem. Dzikusy, z trudem podnosząc się na nogi, powiedziały, że jama znajduje się około dziesięć minut drogi na wschód. - No to prowadźcie - powiedział Cahnyr. - Wy byście pomogli nieco - rzuciła Mira, prowadząc siłą swoją oponentkę. - Sama jej nie zwiążę. Hassan podjechał do konia Miry, zdjął linę z jej plecaka i podał pół-orczycy - Dzięki - odparła Mira, odbierając linę, a następnie zaczęła taszczyć krewniaczkę w stronę najbliższego, solidnego drzewa. - Na co czekacie, przywiążmy ich gdzieś i niech czekają tu na ratunek. Może to ich nauczy?* Hassan zachichotał pod wąsem. Pomysł zaczynał mu się coraz bardziej podobać. - Tylko wtedy wilki przyjdą po nich w nocy, i właściwie można by im od razu odrąbać te głupie łby… Nie chciałbym ginąć tak parszywie będąc na ich miejscu, z rąk kudłatych psubratów. - Wojownik popatrzył na tego hardego jeńca - może jednak lepiej będzie, jak zaprowadzą nas po te... skarby i zapracują na swoją wolność? Choć pomysł Miro, doskonały. - Rozmarzył się wojownik, kiwając pół-orczycy głową z aprobatą i szacunkiem. Pomyślał, że byłaby dobrym materiałem na mameluka. - To może kiedy indziej, Miro? - zaproponował Cahnyr. - Pewnie jeszcze będzie niejedna okazja. - Ekem. - Dał o sobie znać paladyn. - Nie będziemy się znęcać nad jeńcami. Poddali się to się poddali. Zapracują sobie na wolność, oduczą się napadać na ludzi. - Potem Agust spojrzał na pokonanych z surową miną. - I żebyśmy się dobrze zrozumieli, drugi raz litości prawdopodobnie nie będzie. Jeszcze raz napadniecie na kogoś i przyjdziemy po was. - Skarby? A jakie to oni mogli zgromadzić skarby? - spytała pół-orczyca, spoglądając podejrzliwie na szajkę. - Spore. Lub żadne, ale warto sprawdzić. - Hassan nie był zdziwiony tym, że udało im się coś nakraść. Był zdziwiony, że pan tych włości nic z nimi nie robił. Aż tak dobrzy w swoim fachu raczej nie byli. Z drugiej zaś strony, Strahd był jeden, a oni mogli unikać miejscowych i Vistanich, dybiąc jedynie na obcych podróżnych. - A jak kłamią… - Hassan spojrzał znacząco na tego hardego, niskiego - ...lepiej, aby nie kłamali.- Po czym ruszył koniem i podjechał kawałek szybciej, aby zbić niskiego z nóg i powlec go kilkanaście jardów po ziemii* - Hassan! Nie męcz go. - Krzyknął Agust. - Jeńców się oszczędza. Nie będziemy ich torturować, męczyć, ani poniżać. Czy to jest jasne? Tak długo jak oni nic nie kombinują, tak my im nic nie robimy. Hassan kiwnął głową, bardziej z tego, że nie chciał się kłócić z rycerzem, niż z posłuchu. Pochylił się do wstającego dzikusa. - Prowadź. - A tam zaraz torturować jeńców. Po prostu karać bandytów… - mruknęła cicho niezadowolona Mira, pakując jednak posłusznie związaną krewniaczkę na konia. - Oni na twoim miejscu nie byliby dla ciebie pewnie zbyt myli, więc nie ma co z tą łaską i dobrocią przesadzać. - No, chyba jesteśmy od nich trochę lepsi, prawda? - Z cieniem ironii w głosie odezwał się Cahnyr. Agust spojrzał na Mirę przez chwilę, a potem poprawił osprzęt na koniu. - Pamiętasz o czym rozmawialiśmy przy ognisku? No właśnie. - Popatrzył je raz jeszcze w oczy, a potem również na resztę towarzyszy. - No chyba, że komuś sprawia przyjemność męczenie ludzi. Bo to by było męczenie. Jeśli tak, to chciałbym powiedzieć że jesteście po złej stronie tego konfliktu. Ten drugi przyjemniaczek to lubi, męczyć, zabierać nadzieję, upijać się swoją władza nad słabszymi. Pokonaliśmy ich, nie mogą nam nic zrobić. To nie jest zabicie wroga w boju. -Szlachta jest od wymierzania sprawiedliwości. Dziwne obyczaje macie u siebie, jeśli szlachta nie broni bezpieczeństwa kupców, i nie karze złoczyńców za zbrodnie. Ci bandyci najpewniej zabijali, bo nie wyglądają mi na takich, co to tylko głaszczą. W moim kraju wisieliby. - Wojownik wiedział swoje. - To trzeba było go zabić od ręki - odparł zaklinacz. - Torturami powinien się zajmować kat. - Akurat w tej chwili zgadzam się bardziej z Hassanem. Jeszcze chwilę temu mieli zamiar nas zabić i ograbić. Mieli tego pecha, że trafili na nas, ale jakby napadli na zwykłych kupców, to na pewno zabiliby z zimną krwią. To przestępcy… - Cely spojrzała z obrzydzeniem po jeńcach. - Niech prowadzi. W końcu zadecydowaliście, że puścicie ich wolno. Moje zdanie znacie. Nie podoba mi się to, ale to uszanuję. Ale jak nas okłamie i zaprowadzi w pułapkę, będę koniem włóczył póki nie zostanie z niego ochłap dla sępów - wzruszył ramionami wojownik. - Wtedy nie powiem ani słowa - odpowiedział zaklinacz. Dzikusy spojrzały po sobie i bez słowa zaczęły prowadzić drużynę. Po dziesięciu minutach zatrzymali się i jeden z nich nogą odsłonił długą trawę i gałęzie, ujawniając małą, podziemną jamę. - W środku jest nasz dobytek… - powiedział z wyraźnym żalem w głosie. - Pokaż, proszę, co tam macie. - Cahnyr zwrócił się do najmniejszego z dzikusów. - To musicie mnie rozwiązać - burknął w odpowiedzi. Co prawda nie był to jeniec Cahnyra, ale zaklinacz spełnił 'życzenie' dzikusa. Dzikus podszedł naburmuszony do dziury i niechętnie sięgnął do środka ręką. Najpierw wyciągnął brzęczący, ciężki wór i rzucił go w stronę drużyny, a potem wyciągnął jakąś laskę z wyrzeźbionymi na całej długości czaszkami. - To wszystko - powiedział. - w worku jest pięćset pierdolonych monet. Gratuluję wam. Możemy już iść?* Hassan odwiązał linę od kulbaki, po czym rozwiązał każdego z dzikusów. - Idźcie precz. Zajmijcie się wilkami. Będziemy wiedzieć, czy w okolicy pojawili się nowi łowcy. Jeśli nie, wrócimy i zapolujemy, a wtedy nie oczekuj, że ten rycerz się za tobą wstawi - ostrzegł Hassan najniższego dzikusa. Wyraźna ulga malowała się na twarzach trojga dzikusów. Ze wstrzymanym oddechem zaczęli oddalać się powoli, w ciszy. Agust zostawił ze swojego przydziału 30 złotych monet, i kiedy wszyscy towarzysze już się podzielili, rzucił worek na odchodne dzikusom. - Łap. Tak jak obiecałem nie obdarłem ze wszystkiego. Ale pamiętajcie, dowiem się że znowu napadacie, to po was przyjdę. Dzikusy spojrzały na worek nie wierząc własnym oczom. - Czemu? - zapytał ten z kitą i podniósł worek z ziemi. - Bo jestem paladynem, walczę żeby ten świat był lepszy. Ale największe walki nie są młotem i mieczem, ale przekonaniem ludzi żeby nie szli na łatwiznę i oddawali się złu. - Popatrzył na niego i się uśmiechnął. - Macie swoją szansę, nie chcę żebyście byli dziś głodni, chcę żebyście mieli lepsze życie. I wszyscy w tej dolinie. Może ci być trudno to zrozumieć, tak jak innym w Barovi, ale tak po prostu jest. A teraz dobrze tą szansę wykorzystajcie. - Oferta służby dalej aktualna, ale wpierw zabijcie kilka wilków i przynieście ich łby pod bramy Vallaki. Wtedy pytajcie o Agusta Frehunta albo Hassana al Saif. Zawiadomimy strażników - wojownik pozostawił kwestię zatrudnienia otwartą, choć nie był do końca przekonany o wartości takich zbójów. - Zapamiętam - odpowiedział ten z kitą. - Nie ociągaj się. Spadajmy już - warknęła pół-orczyca. Troje dzikusów oddaliło się w kierunku sobie tylko znanego miejsca. Gdy tylko trójka dzikusów zniknęła, Cahnyr sprawdził, czy faktycznie z jamy wyciągnięto wszystko. Na dnie jamy było tylko kilka zeschniętych liści. - Odpocznijmy - zaproponował Agust. - Można by od razu sprawdzić, co takiego kryje w sobie ta laska. Tylko w jakimś lepszym miejscu niż to. Drużyna oddaliła się w bezpieczne miejsce, odrobinę bliżej drogi i wszyscy postanowili odpocząć. Mira i Agust wzięli się za poszukiwania ziół, potrzebnych pół-orczycy do pewnego rytuału. Mira dokładnie opisała wygląd roślin i zabrali się za poszukiwania. W tym czasie Cahnyr postanowił się przyjrzeć dokładniej tajemniczej lasce, którą odebrali dzikusom. Mira przy okazji zaszła trochę dalej, do rzeki Luna, aby obmyć się z krwi pokonanych wrogów. Po godzinie poszukiwań, poirytowana Mira stwierdziła, że chyba w okolicy nie ma potrzebnych ziół. Niemałe było jej zdziwienie, kiedy Agust, całkiem zadowolony z siebie, przyszedł do niej z całym ich tuzinem. - Prosze, oto i kwiaty dla ciebie - powiedział paladyn z uśmiechem wręczając bukiet półorczycy. - Dziękuję… - odparła Mira, biorąc kwiaty. - [i]Na pewno się przydadzą. Co do tamtej sytuacji po walce z wampirami… Przepraszam, nie powinnam wtedy tak na ciebie przy wszystkich naskakiwać. - Nie szkodzi. Właśnie za ten temperament cię lubię - odpowiedział Agust i puścił do niej oko. W tym samym mniej więcej czasie Cahnyr skończył badanie laski, która kiedyś padła łupem bandytów, a teraz znalazła się w posiadaniu pogromców zbirów. Skrzywił się odrobinę. Cely zaglądała przez ramię badającego laskę Cahnyra. - I co, coś ciekawego wydedukowałeś? - spytała. - Cenny przedmiot - powiedział, spoglądając na Cely - ale nie dla nas- dodał. - Nie ten rodzaj magii, chyba że zawarłaś pakt z jakimiś mrocznymi siłami. - Nie przypominam sobie, no chyba, że nie na trzeźwo - zaśmiała się. Agust powrócił wreszcie z wyprawy po zioła. - I jak? Idziemy? Chyba już wszyscy gotowi. - Tak. - Cahnyr podniósł się i podał rękę Cely. - Możemy jechać. Drużyna wróciła na drogę i ruszyła dalej. W pewnym momencie minęła ścieżkę odchodzącą na południowy-zachód, prowadzącą do Argynvostholtu. Jednak ich celem była Winiarnia Maga i nie zatrzymywali się. Drużyna trafia na rozgałęzienie drogi w trzy strony. Znak wskazujący na północ ma napis "Krezk" i w tamtym kierunku między drzewami można dostrzec kamienny most wiszący nad rzeką. Znak wskazujący wschód ma napis "Vallaki". Ostatni znak wskazujący południowy-zachód ma napis "Winiarnia Maga". Droga w tamtym kierunku łagodnie opada w dół. Nagle drużyna zauważyła, że niektóre krzewy zaczynają się poruszać i wychodzą z nich kolczaste istoty. Jedna z nich była odrobinę większa i wyglądała na silniejszą. Cztery pozostałe były ciut mniejsze i miały cieńsze ciała. Kolce w ich ciałach poruszyły się a istoty zaczęły złowrogo warczeć. Największa z nich pobłyskiwała. Jakby jej ciało było pokryte jakąś srebrzystą powłoczką. Cely nie trafiła wielkiej rośliny ognistym pociskiem, który z sykiem odbił się od jego grubej skóry, nawet jej nie osmalając. Mira cisnęła jedną ze swych włóczni w największego chwasta, ale włócznia z głośnym, metalicznym dźwiękiem zwyczajnie się od niego odbiła. Wielki chwast spojrzał spokojnie na Mirę. Mira następnie odsunęła nieco konia, aby ułatwić przejazd Cahnyrowi. - Chowaj się, szybko!* Hassan nie namyślając się długo pomodlił się do swoich bogów i wskazał kolejny cel dla świętego ognia - jedną z mniejszych roślinek. Nastepnie odgalopował koniem na bok.Zamierzał powtórzyć tę samą taktykę co przy starciu z dzikusami, jednak tym razem miał wrażenie, że rośliny będą znacznie głupsze* Święty płomień Hassana dosięgnął jedną z roślin. Po uderzeniu roślina wyglądała znacznie gorzej i zaczęła się lekko garbić. Mięśnie ciała wielkiego chwasta skurczyły się na sekundę, aby po chwili wystrzelić kolce w stronę Cahnyra. Większość kolców minęła zaklinacza, a jeden, który by go trafił, gdyby nie to, że mag osłonił się laską, w którą wbił sie jeden z kolców. Kolec po chwili zwiędł i odpadł. Widząc to, wielki chwast podszedł do Cahnyra i spróbował zaatakować go pazurami. Jednak i to mu się nie udało. Pozostałe rośliny powoli się przemieszczały. Pierwsza wystrzeliła kolce w Agusta. Wszystkie trafiły w jego zbroję, bądź zupełnie go minęły. Agust nie odniósł żadnych obrażeń. Kolejna roślina wycelowała w Cely. Kolce poraniły skórę zaklinaczki, a jeden wbił się głębiej. Pozostałe dwa okrążyły Mirę, zachowując jednak pewien dystans i wystrzeliły w nią kolcami. Mira błyskawicznie uskoczyła, nie odnosząc żadnych obrażeń. Cahnyrowi nie spodobało się towarzystwo roślin. Lubił las, owszem, ale nie wtedy, gdy jakieś kolczaste, zmutowane chwasty chciały sobie zrobić z niego poduszkę na szpilki. - Cely, znikamy stąd - powiedział. - Kupię ci ładniejsze kwiatki - dodał, po czym odsunął się od najbliższej rosliny i ruszył tak, by nie znaleźć się w zasięgu żadnej z pozostałych. A potem poczęstował przywódcę chwastów ognistym pociskiem. Wielki chwast uskoczył. Był naprawdę przerażająco zręczny jak na roślinę. Znacznie bardziej zręczny niż jego małe wersje. Agust nie zamierzał czekać, wiedział że znów mają przewagę tyle że tym razem muszą być ostrożniejsi bo ci przeciwnicy mogli by dopaść ich konie także z dystansu. Postanowił jednak zaryzykować i dobić jednego przeciwnika. Spiął konia w kierunku zranionej rośliny i wyczekał, by uderzyć go młotem a potem skierował się w stronę towarzyszy. Agust walnął młotem roślinę tak, że ta wyleciała kilka metrów w tył i wpadła na drzewo. Zostały z niej jedynie połamane gałęzie. Cely, która po tym jak jej poprzedni ognisty pocisk chybił stała jak wryta ocnkęła się. Podjęła kolejną próbę zaatakowania jednej z roślin ogniem. Chwast próbował uniknąć ognia, ale nie udało mu się. Pocisk go musnął. Dziewczyna ściągnęła w rękach wodze i pognała konia w kierunku, w którym przed chwilą pojechał Cahnyr. Pół-orczyca ruszyła ku kompanom, uprzednio atakując jedną z wymijanych istot. Włócznia odrąbała jedną gałązkę chwastowi. Chwast zasyczał głośno z bólu. Hassan ponownie przyzwał święte płomienie, które ogarnęły kolejną roślinę.. Wielki chwast pobiegł w stronę oddalonej drużyny i wycelował swoje kolce w Cahnyra. Tym razem kolców było wyjątkowo dużo i wydawały się większe. Zanim Cahnyr zdołał zareagować, kolce przeszyły jego ciało. Krew Cahnyra zabarwiła tułów jego konia. Cahnyr padł nieprzytomny na ziemię. Potwór spróbował ponownie wystrzelić w niego kolcami, lecz tym razem nie trafił. Potwór triumfalnie zasyczał i uniósł łapy do góry. Pozostałe chwasty również się zbliżyły. Patrzyły wściekle na nieprzytomnego Cahnyra i jego zdezorientowanego konia. Jeden chwast wystrzelił w stronę leżącego Cahnyra kolce. Wbiły się w ciało zaklinacza, powodując nowe rany. Kolejny chwast wycelował w nieszczęsnego pół-elfa i trafił go niezwykle mocno.Jego rany zostały tak rozdarte, że ostatecznie wykrwawił się na śmierć. Trzeci chwast wystrzelił kolce w stronę kolejnego najbliższego celu, czyli konia Cahnyra. Kolce wbiły się w zad zwierzęcia i koń w panice uciekł za resztę drużyny. Agust odwrócił się by zobaczyć jak ciało przyjaciela spada z konia, i kolejne kolce rozszarpują jego ciało. Wiedział że tamten nie miał szans tego przeżyć, że jego magia nie uleczy tych ran dość szybko by utrzymać jego duszę w ciele. Ale nie było czasu myśleć. Spiął konia, ruszył w kierunku potworów. Była jeszcze szansa, ale potrzebowali jego ciała. Zeskoczył z konia obok Cely i ruszył na największą z potwornych roślin. Agust był wściekły na wroga, który przed chwilą zabił jego towarzysza. Włożył całą siłę w uderzenie i z boską łaską Sune trafił wroga. Niestety, wydawało się, że wielki chwast nawet tego nie poczuł. Agust poprosił Sune o łaskę i napełnił przy uderzeniu swoją broń boską mocą. To odrobinę zabolało wroga. Wydawało się, że wróg w ogóle nie jest podatny na zwykłą broń, ale boska moc go raniła. Lecz Agust na tym nie poprzestał. Zaatakował ponownie i znów przyłożył ostro potworowi, dodając do tego ponownie boską moc. - CAHNYR! - wrzasnęła Cely z głosem pełnym rozpaczy, gdy kolce chwastów wyrwały życie z jej ukochanego. Pełna wściekłości przemieszanej z bólem wyciągnęła ręce przed siebie i posłała w kierunku wielkiego chwasta zielony promień. - Zapłacisz mi za to pieprzony chwaście! Zielona maź wytworzona przez magię Cely urosła dwa razy większa niż zwykle. Przez chwilę wirowała wokół jej rąk, aż w końcu pognała w stronę potwora, po czym pokryła go całego. Minęła chwila, a maź spłynęła po nim, nie wyrządzając mu żadnych szkód. Potwór patrzył na Cely pustymi oczami. Rozległ się ryk dzikiego zwierzęcia, lecz to nie żaden potwór. Ten ryk wydobył się gardła połorczycy gy ogarnął ją szał na widok tego co stało się z jej przyjacielem, spieła konia i ruszył ana jedną z mniejszych roślin. Mniejszy chwast ominął topór Miry. Hassan zawrócił wierzchowca, widząc spadającego z konia Cahnyra, i szybko podjechał do ogromnej rośliny, jednym susem zsiadając z konia - Zabierz Cahnyra - rzucił wojownik do Cely po czym runął z uniesioną glewią prosto na największą roślinę. Pierwszym uderzeniem posłał ją na ziemię, o którą uderzyła szeleszcząc swoimi drewnianymi kończynami. Hassan napierał do przodu, kręcąc młyńce drzewcem glewii, ale drewniany drzewiec nie był w stanie poradzić sobie z grubą skórą, czy też może korą potwornej rośliny. Zacisnął zęby i obrócił ostrze do dołu, trzymając rękojeść oburącz nad głową, po czym opuścił je w dół, prosto na obalone drzewo. Wielki chwast tym razem, zamiast strzelać kolcami, zamachnął się łapą i zranił Hassana. Ponowił próbę, lecz tym razem Hassan osłonił się glewią i odskoczył od potwora, unikając ciosu. Potwór był wyraźnie słabszy, niż na początku. Wyglądał na zmęczonego. Jego ruchy zdawały się wolniejsze. Mały chwast po lewej strzelił kolcami w Hassana. Wojownik poczuł ból w kilku miejsach na ciele. Drugi chwast wymierzył kolce w Agusta i również go poranił. Niektóre jednak trafiły w jego zbroję i nic mu nie zrobiły. Oba chwasty nieznaczni zbliżyły się do swoich celów. Ostatni mały chwast zaatakował Mirę swoimi pazurami, lecz jej nie trafił. Mira ogarnięta szałem była niezwykle zręczna. Agust nie mógł zrobić obecnie zbyt wiele. Jego ciosy były nieskuteczne, musiał więc sięgnąć po moc światłości i wypełnić nią broń kiedy mijały cenne sekundy. - Pozbądźcie się małych.- Krzyknął. Cely zdezorientowana z łzami napływającymi do oczu, spoglądała to raz na Hassana, raz na martwe ciało Cahnyra. Jednak głos Agusta przywołał ją do rozsądku. Cahnyrowi już nie pomoże… ale Hassanowi może. Wyciągnęła ręce i posłała w kierunku atakującego go potwora ognisty pocisk. Napływające do oczu łzy zamazały Cely obraz i przez to spudłowała. Mira będąc ogarniętą szałem, nawet nie zauważyła że ją zaatakowano. Zamiast tego skupiła się na dalszym atakowaniu celu i odcięła mu kawałek ciała. Potwór padł martwy na ziemię. Następnie Mira pobiegła do kolejnego pobliskiego wroga, którym jeszcze nikt się nie zajmował. Hassan wstrząsnął głową, po ciosie dużego drzewa. Przez chwilę zobaczył gwiazdki, jak podczas pewnego zakładu w jednej z niezliczonych lokali w Huzuz, kiedy trykał się głowami z pewnym krasnoludem. Drugiego ciosu nawet nie poczuł, niesiony adrenaliną. Wypluł krew napływającą mu do ust, wziął kilka głębokich oddechów, po czym znów uniósł swoją glewię oburącz, zamierzając odrąbać jeszcze jeden kawałek tego drewnianego cholerstwa.. Hassanowi udało się odrąbać kolejny skrawek ciała iglastego potwora. Potwór zasyczał głośno i zaczął się wić z bólu. - Zdechnij w końcu… - wojownik rzucił przez zaciśnięte zęby, czując się jak drwal. Potwór spróbował kontratakować, machając łapą i próbując zranić Hassana, ale na nic się mu to zdało. Mały chwast po lewej znów wystrzelił w stronę Hassana swoimi kolcami, lecz tym razem Hassan miał oczy dookoła głowy i zdołał ominąć kolce. Chwast walczący z Mirą również odniósł porażkę. Nie potrafił jej trafić swoimi pazurami. Agust mógł już zranic stwora, ale postanowił nie ryzykować, stawiając na cios pewny, mimo iż mniej druzgoczący. Natchniona świętą łaską broń Agusta dosięgnęła wroga i zmiażdżyła go, ostatecznie kończąc jego żywot. Potem podbiegł do ostaniego nie zajętego nikim chwasta i jego również zaatakował, tym razem używając całej siły. Po tym wrogu również została tylko miazga. Cely widząc, że wrogowie zaczynają ginąć ruszyła w kierunku Cahnyra. Spojrzała na niego z rozdartym sercem po czym zsiadła z konia i próbowała wsadzić jego bezwładne ciało na grzbiet wierzchowca. Kiedy w końcu jej się to udało, sama wsiadła na konia i podjechała do miejsca w którym stała wcześniej. - GIŃ! - wrzasnęła Mira, traktując roślinkę kolejnym piorunującym razem.* Roślina podparła się swoją długą ręką o ziemię. Już nie mogła bez tego się utrzymać na nogach.* Hassan podszedł szybko do ostatniej rośliny i uderzył glewią. Pierwszym atakiem Hassan nie trafił, lecz szybko poprawił drzewcem i zabił iglastego chwasta. Widział już teraz przed sobą jedynie dyszącą Mirę, która powoli uspokajała się po szale bitewnym. Agust rozejrzał się po tym pobojowisku. Ziemię ozdabiała teraz mieszanina gałęzi, patyków i krwi Cahnyra. - Zmieniamy cel wędrówki. Bierzemy jego ciało do Krezk. Jeżeli gdzieś coś poradzą to tam. Cely nawet nie słyszała słów paladyna, patrzyła zapłakanymi oczyma w przestrzeń z niedowierzaniem. Nie mogła patrzeć na jego pozbawione życia ciało. Całe jej życie od najmłodszych lat usiane było bólem i cierpieniem, a gdy znalazła szczęście w postaci osoby zaklinacza, los okrutnie jej je odebrał. Mira też płakała po stracie towarzysza, chociaż wolała, aby nikt tego nie poznał. Czuła, że to nie powinno się tak skończyć. Ona powinna przecież osłaniać czaromiotów… Aby kupić sobie chwilę samotności, ruszyła za spłoszonym koniem pół-elfa chcąc go złapać i dopilnować, aby im nie uciekł. Hassan kiwnął głową do Agusta, zgadzając się na zmianę planu. Dosiadł swojego konia i popatrzył smutnymi oczami na ciało zaklinacza. “Czemu tam zostałeś?” zapytał go w duchu wojownik, wiedząc, że półelf postanowił bardzo nierozsądnie walczyć w pobliżu tych przeklętych roślin, ale to nie mogło już niczego cofnąć. Agust zaś zaczął oglądać niedawno pokonanego przeciwnika. Co było w nim niezwykłego że mógł odeprzeć ich ataki. Wolał zająć się teraz tym, i dać Cely odrobinę spokoju. Za chwilę odpoczną, i wybiorą się w drogę do Krezk, ale teraz kobieta musiała z siebie to wyrzucić. Agust zauważył, że “drewno”, które budowało ciało tego większego chwasta, było o wiele twardsze i miało inną powierzchnię. Połyskującą na srebrno. Podczas gdy pozostałe chwasty były w porównaniu z tamtym miękkie, a ich drewno wyglądało jak zwyczajne drewno pochodzące z otaczających ich drzew. Hassan dopiero teraz poczuł kłucie na plecach i barku. Sięgnął ręką, wyjmując zakrwawiony, drewniany kolec. Zaklął, i zaczął wyjmować kolejne. Cely dalej siedziała bez słowa. Nie zwracała nawet uwagi na ból jaki czuła z kilku ran odniesionych w tej walce. W tej chwili jej dusza była bardziej ranną niż ciało. Emocje które się w niej kotłowały rozrywały ją od środka. W pewnym momencie bez żadnego ostrzeżenia cisnęła ognisty pocisk w jedno z trucheł mniejszych chwastów, by po chwili znów zaszlochać i zakryć twarz w dłoniach. Hassan widząc reakcję dziewczyny podjechał koniem do Cely i po prostu...ją przytulił* - Dlaczego… - schowała głowę w pierś wojownika. - dlaczego życie jest takie okrutne i niesprawiedliwe? - spytała przez łzy.* Hassan nie umiał znaleźć żadnego słowa otuchy. Każde brzmiałoby pusto i mogłoby rozniecić dodatkowy żal. Po prostu cierpliwie czekał, aż dziewczyna spokojnie się wypłacze. Po kilku minutach dziewczyna uspokoiła się, albo po prostu wylała już wszystkie łzy i odsunęła się od wojownika. - To co robimy teraz? - spytała dalej drżącym głosem. W tym czasie Mirze udało się wrócić do kompanów z uspokojonym już zwierzęciem. - Pewnie już to ustaliliście, ale ten szary elf mówił coś o świątyni i potężnych kapłanach. Nawet jeśli nie dadzą rady nam pomóc, przynajmniej urządzimy mu należyty pogrzeb. Nie wiem co wy tam elfy praktykujecie w takich przypadkach.* - Jedziemy do Krezk. Tam mieli być ci potężni kapłani i uzdrowiciele. I tak już jesteśmy w połowie drogi do tego miasta.- Odpowiedział Agust. - Ale najpierw musimy opatrzyć nasze rany. Wciąż musimy dotrzeć tam w jednym kawałku, a po drodze może być więcej takich niespodzianek. A teraz znajdźmy jakieś bezpieczne miejsce. - Do Krezk - cicho odparł Hassan - ale potem trzeba mi wracać do świątyni w Vallaki - mruknął - nie zostawię Ireene samej w obcym mieście. Nie musicie jechać ze mną, jeśli nie będziecie chcieli - Hassan podjechał do drewnianego stwora którego badał Agust - Jeśli jest w nim coś, co da się wykorzystać, można wykroić na szybko kilka szczap - Hassan sięgnął po swój toporek - Pomogę wam - rzuciła cicho Mira, podchodząc do wojów.* - Ano jest, całkiem dobre drewno… ale obawiam się że będzie potrzeba ostrza twojej glewii żeby wyciąć dobre kawałki. - Po czym Agust razem z resztą zabrał się do pracy.* Cely siedziała przy koniach i obserwowała towarzyszy nieobecnym wzrokiem. Była zbyt słaba by im pomóc, zresztą korzystała z okazji, że przez chwilę może zostać sama. |
Agust, Mira i Hassan zebrali magicznego drewna ile się tylko dało a potem wszyscy odpoczęli godzinę. Ten widok, delikatnie mówiąc, zaszokował Agusta. Dwie postacie nie tylko nie były ludźmi, nie dało się też ich generalnie sklasyfikować jako coś więcej niż humanoidzi. Poskręcane chimery, o dziwnym wyglądzie. Jednak wiedział że nie należy oceniać książki po okładce. |
Cely również chwyciła z krawędzie swojej sukni i dygnęła w odpowiedzi. |
|
Hassan dojechał do świątyni. Zeskoczył z konia i pozwolił jakiemuś mężczyźnie zająć się zwierzęciem, a sam pospiesznie wszedł do budynku. Ireene, w prostym ubraniu zwykłej miejskiej dziewczyny i chustą zawiązaną na głowie. podawała właśnie ciepłą zupę jakieś starowince, całej owiniętej w kocach i siedzącej na podłodze. - Witajcie, drodzy przybysze - powiedział lekko ochrypłym głosem - jestem Vargas Vallakovich, burmistrz tego miasta, potomek założycieli Vallaki, a to moja piękna żona, Lydia Petrovna-Vallakovich. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:55. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0