Nowy rozdział życia, mówili.
Przygody, niebezpieczeństwo, skarby, mówili.
Zapomnisz co to nuda, mówili.
No cóż, już pod koniec pierwszego dnia Maxim zabrał się z grupą od zbierania zapasów i pomógł ze zdobyciem drewna, aby zabić wszechobecną nudę. Udało mu się odłupać kilka klocków drewna dla siebie, które wykorzystał do rzeźbienia. O ile nie stworzył żadnej pięknej figurki, udało mu się zrobić nowy kolbę dla Evelyn, którą szybko zamontował drugiego dnia. Wyglądała nieco lepiej od starej, ale pistolecikowi dużo brakowało do tych pięknych, ozdobnych broni o jakich się słyszy w legendach.
Właśnie kończył przykręcać ostatnią śróbę, kiedy podeszła do niego Anabell.
***
Rudowłosa bardka zauważyła, że młody cieśla poświęca dużo uwagi swojej broni i w końcu jej ciekawość zwyciężyła.
-
Maxim, widzę, że dużo siedzisz nad Evelyn. Muszę przyznać, że to jest bardzo interesujące widzieć kogoś tak oddanego swojej broni. Opowiedziałbyś mi nieco o niej?
Maxim z uśmiechem położył swój pistolet przed Anabell.
-
Evelyn jest…. no dobrze, może nie wygląda jak te super ozdobne pukawy, które mają przy sobie super bogaci, ale jest równie dobra. - obrócił broń i wręczył ją bardce -
Sam ją złożyłem, nie miałem wszystkich "oficjalnych" części, więc musiałem wykorzystać co miałem pod ręką.
-
Czyli znasz się na mechanizmach - kobieta trzymała broń jakby bała się że coś zepsuje. W jej delikatnych i zgrabnych dłoniach toporna pukawka wydawała się nie na miejscu. Mimo to bardka żywo przyglądała się Evelyn.
-
Skąd pomysł na takie imię? Ktoś bliski? A może dziewczyna, która ci się podobała.. albo wciąż podoba?
Mina Maxima trochę zrzedła.
-
Mama mówiła, że tak nazwała by córkę… gdyby ją kiedyś miała. - młodzian pokręcił głową przeganiając myśli -
Wybacz, ciągle mi trochę ciężko o tym mówić.
Rudowłosa podniosła spojrzenie na chłopaka i jakby się spłoszyła. Czyżby ZNOWU trafiła akurat w czuły punkt? Łypnęła czy gdzieś w pobliżu nie ma półelfki, ale na szczęście byli względnie sami.
-
Mhm… to może opowiedz mi skąd zamiłowanie do majsterkowania?
Maxim westchnął.
-
Nie wygrasz zadając mi pytania o mojej osobistej przeszłości. W skrócie: Mój ojciec to palant, który wykorzystał matkę, aby dostać się wysoko w marynarce. Praktycznie wydoił z niej cały majątek. Kiedy zaczęło brakować nam służby musiałem przejąć coraz więcej obowiązków. Naprawa domu głównie. Z tego powodu musiałem nauczyć się posługiwaniem narzędziami, a majsterkowanie… zajmowało myśli.
Anabell otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale potem je zamknęła. Westchnęła i oddała broń chłopakowi.
Maxim się uśmiechnął.
-
Opowiadasz historie, prawda? Chcesz posłuchać jednej?
-
Bardziej o nich śpiewam. Nie jestem mówcą… ale myślę, że to nie ma tutaj większego znaczenia. Z chęcią wysłucham.
Maxim kiwnął głową.
-
Killbridge to imię szlacheckie, o dość nieszlachetnych początkach. Mój przodek… chyba z osiem pokoleń wstecz, więcej? Tak czy inaczej facet nazywał się Val. Był zwykłym oprychem. Jednym z tych typowych rozbójników co łapią karawany, zabijają wszystkich, kradną co się da i tak żyją. No cóż Val, nie był taki "zwykły", był bardziej szalony niż kogut w okresie rozpłodu. Stwierdził, że nia ma ochoty czekać, aż trafi mu się szczęście i przyjedzie karawana, o nie. - młodzieniec delikatnie zachichotał znając tą historię, ale i tak zawsze go bawiła -
Razem ze swoją bandą zbudowali most i to duży. Na tyle, aby dwa wozy się zmieściły jeżdżąc jeden obok drugiego i jeszcze było miejsce. Znaleźli odpowiednią lokację, zbudowali most, do dziś nikt nie wie, który z nich miał na tyle mózgu, aby zbudować coś co się od razu nie rozsypie, do tego jeszcze zrobili drogi doprowadzające do tegoż mostu. Wyobrażasz sobie takie zawzięcie? "Aby ułatwić sobie życie jako rozbójnik, poświęcę kilka lat na budowanie mostu". Ale to nie był zwykły most, nie to nie było w stylu Vala. Miał skrytki, aby z nich wyskoczyć, zapadnie, aby pozbyć się koni, gniazda aby wystrzelać ochronę. Most mordowania, Killbridge. - Maxim zaśmiał się -
Potem było dość prosto. Most był relatywnie nieznany władzom, przecież oni go nie zbudowali, a Val w końcu na tyle się obłowił, aby się ustatkować. Postawił karczmę niedaleko mostu, z czasem ludzie zaczęli się wokół niego osiedlać. Vals Trap było w pełni funkcjonalną mieściną za czasów wnuka Vala. - Maxim spojrzał na Anabell -
Tytuł szlachecki został nam nadany, bo moja rodzina rządziła miastem i była obrzydliwie bogata. - Killbridge pokręcił głową -
A teraz jestem ja, Evelyn i pusty dom.
Anabell słuchała uważnie. Historia rodziny Killbridge może była mało szlachetna, ale wszak ludzie byli tylko ludźmi. Ostatnie zdanie jednak ją poruszyło. Chłopak był sam. Nie mogąc się powstrzymać, kobieta podeszła i przytuliła go mocno.
Maxim delikatnie zesztywniał, najwyraźniej nie przywykł do takiego typu kontaktu z innymi. Odwzajemnił uścisk i starał się ukryć rumieniec. Delikatnie odchrząknął.
-
Teraz chyba twoja kolej na zwierzenia.
Bardka zaśmiała się.
-
Sprytnie! Czemu nie, ale radzę ci następnym razem ustalić takie rzeczy przez zwierzeniem się, bo niegodziwcy zostawią cię bez swoich części umowy - powiedziała opierając się o beczkę.
-
No dobrze… jestem córką zwykłego człowieka, ze zwykłej nadmorskiej mieściny. Oczekiwano ode mnie, że wyjdę za mąż i będę przykładną żoną ale… moje serce skradło morze i marynarze przypływający do portu.
-
W tej kolejności?
-
Haha! Pewna być nie mogę, ale jest możliwość, że na odwrót. Nie słuchając swoich rodziców ani kuzynostwa zostawiłam swoje rodzinne miasto i popłynęłam. A teraz… teraz mój drogi mam wrażenie, że to nie ja jestem na przedzie. Ot proza życia mnie dopadła. - Anabell pozwoliła sobie na tę chwilę szczerości. Akurat nie uważała się za osobę, której motywy i pragnienia mogą zostać użyte przeciwko niej samej.
-
Zazdroszczę. - Maxim się uśmiechnął -
Tak jak teraz patrzę na co się zgodziłem… dobrzy bogowie, ale ze mnie gówniarz. Chciałem po prostu dopiec ojcu, chciałem zabłysnąć, w ten negatywny sposób. Być plamą na honorze… nawet nie wiem jaki on ma status. Kapitan? Admirał? Przynajmniej towarzystwo jest przyjemne.
-
Aaach, czyli taka mała zemsta? To jest coś co może pchać do przodu. Ważne aby nie pochłonęło. Nie przejmuj się, piraci może i bywają okrutni, ale nie wszyscy. Jak coś zawsze możesz do mnie uderzyć z problemami. Nie mam specjalnie żadnych innych ambicji związanych z tym skarbem. Ot… taka ostatnia przygoda.
Maim spojrzał na Anabell.
-
Ostatnia?
-
Anom. Jakoś tak, choć morze mi zabrało serce, widząc moje najlepsze przyjaciółki w objęciach ich wybranków zaczęło mi dawać do myślenia. Dlatego powiedziałam, że dopadła mnie proza życia. Po prostu powoli moje hulaszcze życie traci dla mnie urok - powiedziała bez pełnego przekonania.
Maxim zachichotał.
-
Uważaj, słyszałem, że "zwykłe życie" nudzi ludzi takich jak my. Ustatkujesz się, znajdziesz męża i przy drugim dziecku stwierdzisz, że masz dość pieluch i niańczenia i masz ochotę zabić smoka, zabrać jego skarb i kupić za skarb pół jakiegoś imperium.
Anabell zawtórowała śmiechem.
-
Kto wie, może jakiś młodzieniec mi pomoże złapać nowy wiatr w żagle - zażartowała czochrając Maxima po jego włosach.
-
Z wielką chęcią. Jeżeli wynagrodzisz mi to prozą obrażającą mojego ojca.
-
Mmm ok, ale raczej nie wyjdzie spod mojego pióra. Paszkwile to nie moja specjalność. Nie martw się jednak jestem w stanie odezwać się do kilku znajomych. Taki tekst na pewno powstanie - Anabell zapewniła chłopaka. Rozmowa była przyjemna i Maxima cieszyło, że udaje mu się zapoznać bardziej z drużyną. Takie rzeczy pewnie zajmują dużo czasu.
***
Trzeciego dnia Maxim pomagał przy konserwacji drewna poszycia statku. Kilka razy przesunął się w okolicach figury kruka, która sprowadzili, aby przyjrzeć się mu dokładniej. Zastanawiało go czy kapitan nie ukryła pierwszego klucza
wewnątrz statuy.
Wieczorem już się zaczął zastanawiać czy nie spróbować czegoś złowić, kiedy usłyszał wołanie starszej kobiety zza burty. Niecodzienna sytuacja, przynajmniej według młodzieńca: „Wybczacie, zgubiłam się na swej łódce, możecie mnie pokierować do tego miasta?”
„Jasne proszę udać się w lewo za czerwoną rafą koralową i minąć dwa wiry wodne”
Spokojnie sięgnął do Evelyn przy pasie, ale jeszcze nic nie zrobił. Może babcia nie miała wrogich intencji.