lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [Pathfinder] Pod piracką banderą (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/18459-pathfinder-pod-piracka-bandera.html)

Seachmall 10-08-2019 21:22

Nowy rozdział życia, mówili.
Przygody, niebezpieczeństwo, skarby, mówili.
Zapomnisz co to nuda, mówili.
No cóż, już pod koniec pierwszego dnia Maxim zabrał się z grupą od zbierania zapasów i pomógł ze zdobyciem drewna, aby zabić wszechobecną nudę. Udało mu się odłupać kilka klocków drewna dla siebie, które wykorzystał do rzeźbienia. O ile nie stworzył żadnej pięknej figurki, udało mu się zrobić nowy kolbę dla Evelyn, którą szybko zamontował drugiego dnia. Wyglądała nieco lepiej od starej, ale pistolecikowi dużo brakowało do tych pięknych, ozdobnych broni o jakich się słyszy w legendach.
Właśnie kończył przykręcać ostatnią śróbę, kiedy podeszła do niego Anabell.

***

Rudowłosa bardka zauważyła, że młody cieśla poświęca dużo uwagi swojej broni i w końcu jej ciekawość zwyciężyła.
- Maxim, widzę, że dużo siedzisz nad Evelyn. Muszę przyznać, że to jest bardzo interesujące widzieć kogoś tak oddanego swojej broni. Opowiedziałbyś mi nieco o niej?
Maxim z uśmiechem położył swój pistolet przed Anabell.
- Evelyn jest…. no dobrze, może nie wygląda jak te super ozdobne pukawy, które mają przy sobie super bogaci, ale jest równie dobra. - obrócił broń i wręczył ją bardce - Sam ją złożyłem, nie miałem wszystkich "oficjalnych" części, więc musiałem wykorzystać co miałem pod ręką.
- Czyli znasz się na mechanizmach - kobieta trzymała broń jakby bała się że coś zepsuje. W jej delikatnych i zgrabnych dłoniach toporna pukawka wydawała się nie na miejscu. Mimo to bardka żywo przyglądała się Evelyn.
- Skąd pomysł na takie imię? Ktoś bliski? A może dziewczyna, która ci się podobała.. albo wciąż podoba?
Mina Maxima trochę zrzedła.
- Mama mówiła, że tak nazwała by córkę… gdyby ją kiedyś miała. - młodzian pokręcił głową przeganiając myśli - Wybacz, ciągle mi trochę ciężko o tym mówić.
Rudowłosa podniosła spojrzenie na chłopaka i jakby się spłoszyła. Czyżby ZNOWU trafiła akurat w czuły punkt? Łypnęła czy gdzieś w pobliżu nie ma półelfki, ale na szczęście byli względnie sami.
- Mhm… to może opowiedz mi skąd zamiłowanie do majsterkowania?
Maxim westchnął.
- Nie wygrasz zadając mi pytania o mojej osobistej przeszłości. W skrócie: Mój ojciec to palant, który wykorzystał matkę, aby dostać się wysoko w marynarce. Praktycznie wydoił z niej cały majątek. Kiedy zaczęło brakować nam służby musiałem przejąć coraz więcej obowiązków. Naprawa domu głównie. Z tego powodu musiałem nauczyć się posługiwaniem narzędziami, a majsterkowanie… zajmowało myśli.
Anabell otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale potem je zamknęła. Westchnęła i oddała broń chłopakowi.
Maxim się uśmiechnął.
- Opowiadasz historie, prawda? Chcesz posłuchać jednej?
- Bardziej o nich śpiewam. Nie jestem mówcą… ale myślę, że to nie ma tutaj większego znaczenia. Z chęcią wysłucham.

Maxim kiwnął głową.
- Killbridge to imię szlacheckie, o dość nieszlachetnych początkach. Mój przodek… chyba z osiem pokoleń wstecz, więcej? Tak czy inaczej facet nazywał się Val. Był zwykłym oprychem. Jednym z tych typowych rozbójników co łapią karawany, zabijają wszystkich, kradną co się da i tak żyją. No cóż Val, nie był taki "zwykły", był bardziej szalony niż kogut w okresie rozpłodu. Stwierdził, że nia ma ochoty czekać, aż trafi mu się szczęście i przyjedzie karawana, o nie. - młodzieniec delikatnie zachichotał znając tą historię, ale i tak zawsze go bawiła - Razem ze swoją bandą zbudowali most i to duży. Na tyle, aby dwa wozy się zmieściły jeżdżąc jeden obok drugiego i jeszcze było miejsce. Znaleźli odpowiednią lokację, zbudowali most, do dziś nikt nie wie, który z nich miał na tyle mózgu, aby zbudować coś co się od razu nie rozsypie, do tego jeszcze zrobili drogi doprowadzające do tegoż mostu. Wyobrażasz sobie takie zawzięcie? "Aby ułatwić sobie życie jako rozbójnik, poświęcę kilka lat na budowanie mostu". Ale to nie był zwykły most, nie to nie było w stylu Vala. Miał skrytki, aby z nich wyskoczyć, zapadnie, aby pozbyć się koni, gniazda aby wystrzelać ochronę. Most mordowania, Killbridge. - Maxim zaśmiał się - Potem było dość prosto. Most był relatywnie nieznany władzom, przecież oni go nie zbudowali, a Val w końcu na tyle się obłowił, aby się ustatkować. Postawił karczmę niedaleko mostu, z czasem ludzie zaczęli się wokół niego osiedlać. Vals Trap było w pełni funkcjonalną mieściną za czasów wnuka Vala. - Maxim spojrzał na Anabell - Tytuł szlachecki został nam nadany, bo moja rodzina rządziła miastem i była obrzydliwie bogata. - Killbridge pokręcił głową - A teraz jestem ja, Evelyn i pusty dom.
Anabell słuchała uważnie. Historia rodziny Killbridge może była mało szlachetna, ale wszak ludzie byli tylko ludźmi. Ostatnie zdanie jednak ją poruszyło. Chłopak był sam. Nie mogąc się powstrzymać, kobieta podeszła i przytuliła go mocno.

Maxim delikatnie zesztywniał, najwyraźniej nie przywykł do takiego typu kontaktu z innymi. Odwzajemnił uścisk i starał się ukryć rumieniec. Delikatnie odchrząknął.
- Teraz chyba twoja kolej na zwierzenia.
Bardka zaśmiała się.
- Sprytnie! Czemu nie, ale radzę ci następnym razem ustalić takie rzeczy przez zwierzeniem się, bo niegodziwcy zostawią cię bez swoich części umowy - powiedziała opierając się o beczkę.
- No dobrze… jestem córką zwykłego człowieka, ze zwykłej nadmorskiej mieściny. Oczekiwano ode mnie, że wyjdę za mąż i będę przykładną żoną ale… moje serce skradło morze i marynarze przypływający do portu.
- W tej kolejności?
- Haha! Pewna być nie mogę, ale jest możliwość, że na odwrót. Nie słuchając swoich rodziców ani kuzynostwa zostawiłam swoje rodzinne miasto i popłynęłam. A teraz… teraz mój drogi mam wrażenie, że to nie ja jestem na przedzie. Ot proza życia mnie dopadła. - Anabell pozwoliła sobie na tę chwilę szczerości. Akurat nie uważała się za osobę, której motywy i pragnienia mogą zostać użyte przeciwko niej samej.
- Zazdroszczę. - Maxim się uśmiechnął - Tak jak teraz patrzę na co się zgodziłem… dobrzy bogowie, ale ze mnie gówniarz. Chciałem po prostu dopiec ojcu, chciałem zabłysnąć, w ten negatywny sposób. Być plamą na honorze… nawet nie wiem jaki on ma status. Kapitan? Admirał? Przynajmniej towarzystwo jest przyjemne.
- Aaach, czyli taka mała zemsta? To jest coś co może pchać do przodu. Ważne aby nie pochłonęło. Nie przejmuj się, piraci może i bywają okrutni, ale nie wszyscy. Jak coś zawsze możesz do mnie uderzyć z problemami. Nie mam specjalnie żadnych innych ambicji związanych z tym skarbem. Ot… taka ostatnia przygoda.
Maim spojrzał na Anabell.
- Ostatnia?
- Anom. Jakoś tak, choć morze mi zabrało serce, widząc moje najlepsze przyjaciółki w objęciach ich wybranków zaczęło mi dawać do myślenia. Dlatego powiedziałam, że dopadła mnie proza życia. Po prostu powoli moje hulaszcze życie traci dla mnie urok - powiedziała bez pełnego przekonania.
Maxim zachichotał.
- Uważaj, słyszałem, że "zwykłe życie" nudzi ludzi takich jak my. Ustatkujesz się, znajdziesz męża i przy drugim dziecku stwierdzisz, że masz dość pieluch i niańczenia i masz ochotę zabić smoka, zabrać jego skarb i kupić za skarb pół jakiegoś imperium.
Anabell zawtórowała śmiechem.
- Kto wie, może jakiś młodzieniec mi pomoże złapać nowy wiatr w żagle - zażartowała czochrając Maxima po jego włosach.
- Z wielką chęcią. Jeżeli wynagrodzisz mi to prozą obrażającą mojego ojca.
- Mmm ok, ale raczej nie wyjdzie spod mojego pióra. Paszkwile to nie moja specjalność. Nie martw się jednak jestem w stanie odezwać się do kilku znajomych. Taki tekst na pewno powstanie - Anabell zapewniła chłopaka. Rozmowa była przyjemna i Maxima cieszyło, że udaje mu się zapoznać bardziej z drużyną. Takie rzeczy pewnie zajmują dużo czasu.

***

Trzeciego dnia Maxim pomagał przy konserwacji drewna poszycia statku. Kilka razy przesunął się w okolicach figury kruka, która sprowadzili, aby przyjrzeć się mu dokładniej. Zastanawiało go czy kapitan nie ukryła pierwszego klucza wewnątrz statuy.
Wieczorem już się zaczął zastanawiać czy nie spróbować czegoś złowić, kiedy usłyszał wołanie starszej kobiety zza burty. Niecodzienna sytuacja, przynajmniej według młodzieńca: „Wybczacie, zgubiłam się na swej łódce, możecie mnie pokierować do tego miasta?”
„Jasne proszę udać się w lewo za czerwoną rafą koralową i minąć dwa wiry wodne”
Spokojnie sięgnął do Evelyn przy pasie, ale jeszcze nic nie zrobił. Może babcia nie miała wrogich intencji.

Mroku 11-08-2019 12:33

Darvan i Aza skupili się, starając wykryć jakąkolwiek magię płynącą od babuni i udało im się to. Wokół staruszki unosiła się dość mocna, magiczna aura, jednak ciężko im było sprecyzować jej naturę. Odpowiedzieliście na jej pytanie, a Anabell odwróciła się, by zerknąć, co dzieje się po przeciwnej stronie pokładu, akurat w momencie, gdy nie wiadomo skąd pojawiło się na nim trzech mężczyzn uzbrojonych w kusze. Teraz bardka wiedziała już, że pojawienie się babci było dywersją! Co więcej, rudowłosa rozpoznała wśród nich tych dwóch, którzy starali się wmówić jej i Jamashowi, że Snowweather zaciągnął się na statek płynący do Kła Dahaka! Zdążyła jedynie ostrzec pozostałych, gdy nieznajomi odziani w marynarskie stroje nacisnęli spusty kusz.

Bełty przecięły powietrze w mgnieniu oka. Pierwszy z nich trafił Jamasha w prawą nogę powyżej kolana. Undine warknął i syknął z bólu, łapiąc się odruchowo za krwawiącą ranę. Kolejny z pocisków ugrzązł w lewym ramieniu Manei, wywołując okrzyk bólu. Trzeci na szczęście pomknął wysoko nad głową Darvana. Mężczyźni nie czekając, odrzucili kusze i po chwili zrzucili również swą ludzką powierzchowność, transformując się w humanoidalne krokodyle. Przemiana trwała dosłownie ułamek sekundy, po której z ponurymi warknięciami ruszyli w waszą stronę.


To jednak nie był koniec waszych problemów. W obliczu ataku z zaskoczenia likantropów, każde z was skupiło się na nich, na chwilę zapominając, że na łódce nieopodal została staruszka. Wasze podejrzenia co do jej zamiarów szybko okazały się trafne, gdy z dłoni kobiety wystrzelił zygzak elektrycznej energii, uderzając w plecy Maxima. Mężczyzna zwalił się na podłogę, a jego ciałem targnęły paskudne konwulsje. Dopiero po dłuższej chwili doszedł do siebie, jednak wciąż był przymroczony atakiem staruszki. Jakby tego było mało, na schodach wiodących pod pokład pojawił się Jasper, zataczając się ciężko. "Buźka" trzymał się za bełt wystający z barku, a połowę twarzy umazaną miał krwią.
- Ellara... Elodin... Hyrix... na dole... - Po tych słowach padł nieprzytomny u stóp schodów.
Wyglądało na to, że wasze kłopoty dopiero się zaczęły...


Jamash: - 6 HP
Manea: - 4 HP
Maxim: - 10 HP


Ranghar 11-08-2019 18:02

Aza usłyszała ostrzeżenie Anabell i upadła na ziemię. Bełty przecięły powietrze trafiając jej towarzyszy. Krzyk Manei zmroził krew w żyłach niziołki. Szybko zerwała się na nogi i podbiegła w jej kierunku.
- Mańciaaaa!! Żyjesz?! jeteś cała?- Głos dziewczyny łamał się od targających nią emocji. Spojrzała zaniepokojona na bełt siedzący w ciele kobiety.
- Chłopaki? - Głos stał się płaczliwy. Spojrzała na rannych od bełtów i zaklęcia.
Aza stanęła przed Manei w obronnym geście wpatrując się w nadbiegające bestie, jej szaty drżały od wzburzenia targającego całym ciałem, łzy spadały spod kaptura na pokład.
- Wy... wy... wy skurwiałe z krokodylem tchórzofredki! - Aza wysunęła palec w kierunku biegnących na nią przeciwników, jej głos był zlepkiem bełkotliwych i płaczliwych słów.

Nagle dziewczyna przestała drżeć i płakać, jej postawa zmieniła się na pewniejszą siebie.
- Dziś wasz szczęśliwy dzień! Norgorber zdradzi wam jedną ze swych boskich tajemnic. To, jak szybko umrzecie! - Głos niziołki był radosny i upiorny, przyprawiał o ciarki na plecach.
Aza przygryzła sobie wargę, zmieszała krew ze śliną i splunęła przed siebie.

Gdy kropla dotknęła pokładu przed Azą wybuchł kłęb dymu i ognia, a powietrze wypełnił zapach siarki. Z dymu wyłoniła się piekielna sylwetka.


- Piekielny ogarze Norgorbera pokaż im piekło i zabierz ich ze sobą! - rozkazała niziołka z nutą groźby i satysfakcji w głosie.

Ogar zawył w odpowiedzi piekielnym skowytem zionąc ogniem w trzech przecinków na raz.

Aza zastrasza przeciwnika by odebrać mu ochotę do walki oraz przywołuje hell hounda na 4 minuty (40 rounds), który wykonuje:
Special Attack: breath weapon (10-ft. cone, once every 2d4 rounds, 2d6 fire damage, Reflex DC 14 for half)

W następnych rundach Aza wali z kuszy do najbardziej rannego przeciwnika, a ogar gryzie za
+5 (1d8+1 plus 1d6 fire)




Tabasa 12-08-2019 08:31

Zdążyła się jedynie odwrócić na okrzyk Anabell, gdy poczuła paskudny, przeszywający ból w lewym ramieniu. Krzyknęła, widząc wystający z ręki drzewiec bełtu i momentalnie jej ciało oblała fala gorąca. Zacisnęła zęby, próbując odepchnąć od siebie ból, ale z każdym poruszeniem ręką ten stawał się jeszcze mocniejszy. Chwyciła za pistolet, gdy obok pojawiła się Aza.
- Żyję, nie martw się - odparła, marszcząc brwi. - A teraz pokażmy tym gnojkom, na co nas stać. - Uśmiechnęła się przez ból do towarzyszki.

Przeklinała w myślach, że tak łatwo dali się zaskoczyć. Wystarczyła staruszka na łódce, żeby skupić ich całą uwagę a gdyby nie Anabell... cóż, pewnie teraz leżałaby z bełtem między łopatkami. Jamash też oberwał z kuszy, a Maxim padł od porażenia prądem. Niedobrze. Byli w kleszczach - z jednej strony likantropy, z drugiej starucha parająca się magią. Najpierw jednak trzeba było się zająć realnym zagrożeniem, które właśnie na nich szarżowało; na babcię przyjdzie jeszcze czas. Szybko jeszcze zerknęła, czy z Darvanem wszystko dobrze i poczuła w sercu dziwną ulgę, gdy okazało się, że jest cały i zdrowy.

To, co po chwili pokazała Aza, zrobiło na Manei ogromne wrażenie i mocno zaskoczyło. Nie sądziła, że niziołka potrafi przywołać taką bestię, a pojawienie się jej na pokładzie musiało też wpłynąć na zachowanie likantropów, którzy czegoś takiego na pewno się nie spodziewali. Manea czuła wzbierającą w niej adrenalinę, przez co ból ramienia zszedł na dalszy plan. Zrobiła dwa kroki w bok, by mieć zbliżającego się przeciwnika idealnie na linii strzału, po czym, gdy ten był już wystarczając blisko, celując w głowę, nacisnęła spust.

Od razu po strzale wrzuciła pistolet w olstro przy pasie i dobyła pirackiego kordelasa. Tak samo jak wtedy, podczas ataku likantropów w Lilywhite, zamierzała flankować przeciwników i uderzać z doskoku, jednocześnie skupiając się na unikach. Pokład, na którym walczyli, był otwartą przestrzenią, co działało tylko na korzyść zwinnej swashbucklerki. Musieli rozprawić się z przeciwnikami szybko, żeby ruszyć za tengu i jego pomocnikami pod pokład. Jeszcze tego by brakowało, by Snowweather odnalazł pierwszą część klucza, choć Manea miała nadzieję, że Lanteri zabrała go jednak ze sobą do Bogsbridge.


Taktyka w walce:
1 runda: pistolet
2 runda i kolejne: kordelas - Thrust (+1d6 dodatkowego DMG) bo Manea flankuje przeciwników walczących z innymi, a w razie problemów Evade (+2 do jej AC)


Sindarin 12-08-2019 09:30

Oczywiście, ta babinka nie mogła być zwykłą, może nie do końca normalną staruszką zagubioną na łódce. Jamash obiecał sobie, że następnym razem każe w pierwszej kolejności zatopić łajbę, a potem zadawać pytania, jeśli jeszcze będzie komu. Ale teraz mieli inne zmartwienia – trójka likantropów, babcia-mag, i jeszcze Hyrix z kumplami pod pokładem!
Undine zaklął głośno, zarówno z bólu, jak i wściekłości – bełt w łydce promieniował bólem, a troje innych załogantów zostało rannych. Musiał działać, nie miał zamiaru pozwolić zginąć nikomu z załogi, nawet temu wkurwiającemu podrywaczowi. Ruszył w stronę Jaspera, wyciągając posrebrzane noże i wzywając moc Besmary. Tatuaż na jego ramieniu rozbłysnął olśniewająco, a po pokładzie przelała się fala pozytywnej energii, lecząc rannych.
- Odsuńcie się od burty, zejdźcie prukwie z oczu! A ty Buźka rusz dupę! – wrzasnął - Pale ʻia o kaʻiʻo… Co, na Oko?! – kolejną inkantację zakończył okrzyk zdziwienia, gdy Aza, powołując się na Norgorbera, boga zabójców i tajemnic, przyzwała zionącego ogniem ogara. Cóż, to zdecydowanie nie pasowało do obrazu zabawnej maskotki, który prezentowała dotychczas mała, ale czemu niby miała odkrywać wszystkie swoje atuty praktycznie obcym osobom? Jamash był pewien, że przywołaniec będzie świetną pomocą w walce, ale mógł przynieść tyle strat, co korzyści. Zionący. Ogniem. Pies. Na. Drewnianym. Statku.
- Tylko nie podpal pieprzonego pokładu! – krzyknął nie wiadomo, czy do niziołki, czy do psa.

Czuł że Besmara obdarzy go co najwyżej kilkoma podobnymi błogosławieństwami, ale nie miał zamiaru ich oszczędzać. Jego noże tylko czekały, żeby zatopić się w ciałach tych, którzy próbowali go oszukać, a teraz atakowi jego okręt i ludzi. Dołączył do Manei, zwinnie unikając ciosów likantropów i odpłacając się szybkimi cięciami w słabe punkty.

Tura 1:
Swift: Fervor i rzucenie Shield of Faith (+2 AC)
Move: Ruch stronę Jaspera i ognistego ogara, wyciągając dwa srebrne sztylety. Chcę się ustawić tak, żeby babcia nie miała do mnie line of sight, a ja miał wszystkich rannych w zasięgu channel energy. Ustawienie się tak, żeby krokodylołaki nie miały możliwości bezpiecznego zaszarżowania, będzie bonusem 😉
Standard: Channel positive energy, żeby wyleczyć 1d6 obrażeń sobie, Manei, Maximowi i Jasperowi. Zakładam, że Buźka powinien odzyskać przytomność po tym.

Tura 2:
Swift: Fervor i rzucenie Divine Favor (+2 luck bonus do ataków obrażeń)
Move: Jeśli mam krokodylołaka w zasięgu, używam Trickery Blessing, żeby stworzyć swój iluzoryczny duplikat. Jeśli nie, to podchodzę do najbliższego
Standard: Atak w krokodylołaka, bez TWF

W następnych turach będę starał się używać jak najwięcej full attacków i flank (flanki mniej ważne, więc co najwyżej 5-foot stepy robię). Jeśli będę miał problemy z trafianiem, to będę używał Sacred Weapon, żeby dać sztyletowi w „głównej” ręce umagicznienie +1.

Kiedy krokodylołaki będą załatwione, biegnę pod pokład rozprawić się z Hyrixem. Jeśli tam nie będzie żadnych likantropów, puszczę srebrne sztylety i wyciągnę (swift action za spring-loaded wrist sheath) mistrzowski i zwykły. Przed zbiegnięciem odpalę jeszcze blessingi: Trickery (jeśli poprzednie się już zużyło), i Weather (+1d4 obrażeń elektrycznych na mistrzowski sztylet).

Jeśli zdarzy mi się spaść poniżej 10 hp, użyję ostatniego Fervora, żeby rzucić na siebie spontanicznie Cure Light Wounds (z drugiego Divine Favor).


Kerm 12-08-2019 11:27

No i stało się to, czego (nie tylko podświadomie) spodziewał się Darvan. Nastąpił atak, i to atak podstępny - najwyraźniej Snowweather nie miał ani zbyt wielu pomagierów, ani statku do dyspozycji.
Albo też miał do całej sprawy takie podejście, jak Darvan - wykorzystać słabość przeciwnika i osiągnąć cel jak najniższym kosztem.
Na szczęście nikt z towarzyszy nie ucierpiał tak mocno, by trzeba było się zamartwić na śmierć, a pomaganie im można było zostawić na później.
Zmartwił się przede wszystkim Maneą, ale nie zamierzał jej o tym mówić - przynajmniej nie w tej chwili.

To, co zademonstrowała Aza, sugerowało, że pozostali dadzą sobie radę z desantem likantropów, a że Hyrix przebywał jeszcze pod pokładem, zapewne usiłując otworzyć sejf, Darvan postanowił urozmaicić nieco życie babci.

- Wera mura! - powiedział Darvan, wskazując w kierunku łódki i niecnej staruszki, w stronę której poleciała płonąca wiązka ognia.

Nie sprawdzając, czy (i jak) został przyjęty jego gorący 'prezent' Darvan odsunął się od burty, by nie oberwać, gdyby babulinka chciała się zrewanżować.
Teraz najważniejsze były likantropy, które zamierzał potraktować magicznymi pociskami. Potem, gdy stworów już nie będzie, miał zamiar zejść pod pokład i pozbyć się pozostałych intruzów.

1 runda - scorcing ray w staruszkę
2 runda - magiczny pocisk w jakiegoś rannego likantropa


Asderuki 12-08-2019 15:06

Anabell uśmiechnęła się, miała rację! To była dywersja! Tylko co po tej racji jak za późno się zorientowała? Brzydale zdążyli zaatakować. Rudowłosa ściągnęła brwi, poznawała tych typków. Mało kto był tak wierny swojemu dowództwu, aby nie być choć trochę podatny na jej uroki. A tu proszę! Cała trójka jej próbowała wmówić, że ich szef jest gdzie indziej. Widać likantropy miały inne gusta. Bywa. W takim razie umrą na deskach tego statku.

Nie było jednak czasu na dłuższe zastanawianie się. Bardka wyśpiewała magiczne słowa i jak na zawołanie do uszu pozostałych dopłynęła nieziemska muzyka. Podniosłe fanfary zaanonsowały głos śpiewaczki. Prosta pieśń zabrzmiała pozostałym w uszach, a w jej rytmie było coś zagrzewającego do walki, pełnego energii i woli przetrwania.

Sama Anabell wolała się na razie nie wychylać. Zamiast dążyć do starcia wycofała się na schody, aby “kibicować” pozostałym. Mimo wszystko jej zdolności raczej polegały na tym, żeby wspomóc innych aniżeli samemu brać udział w bezpośrednim starciu. Niełatwo jest zachować urodę w pierwszej linii.

Prawdą było jednak też to, że kobieta zwyczajnie chciała zobaczyć co się dzieje pod pokładem. Jasper był w poważnym stanie, Aza przyzwała ognistego ogara, a pozostali rzucili się do boju. Wyglądało, że bez niej mogli sobie poradzić... no ale nie wypada tak zostawiać pozostałych bez pomocy. Chociaż niewielkiej.

tura 1: Songbird + inspire courage nie liczy się do dziennych rund bardic performance, move na pierwsze schodki obok Anabell.
tura 2: podtrzymanie bardic performance oraz dobycie kuszy i strzał w jednego z krokodyli nie zwartych walką (jak wszyscy są zajęci to pośle familiara z czarem leczącym do najbardziej potrzebującego)


Seachmall 12-08-2019 20:06

Więc staruszki pytające o drogę na morzu nie są normą. Maxim upewnił się, że to zapamięta, kiedy na pokład wyskoczyły Likantropy. Zastanawiał się czy jest wśród nich, któryś z ich ostatnich napastników.

Jego przemyślenia przerwał gorący ból, kiedy magiczna błyskawica przeszyła jego ciało. Killbrigde leżał przez dłuższa chwilę na ziemi w bolesnych konwulsjach. Kiedy minęły podniósł się zatrzymując się w pozycji przysiadu, dobywając Evelyn. Lufa pistoletu była trochę rozgrzana i młodzieniec cieszył się, że proch nie wybuchł pod wpływem iskry błyskawicy. Nie był w stanie się skupić jeszcze na przeciwnikach. W głowie mu dzwoniło i czuł dziwny smak żelaza i zapach ozonu.

Wypluł odrobinę krwi, konwulsje sprawiły, że ugryzł się w policzek.
Dopiero teraz zauważył ognistego psa przyzwanego przez Azę, a jego uszy wypełniła muzyka Anabell. Udało mu się zauważyć "Buźkę". Likantropy mogą zechcieć się na niego rzucić i wziąć na zakładnika lub po prostu rozszarpać.
Pośpiesznie ruszył do kamrata w nadziei osłonięcia go, celując w Likantropy.


Runda 1 - Otrząśnięcie się z błyskawicy i ruch do "Buźki"
Runda 2 - Strzał w centralnego Likantropa, przeładowanie


Mroku 13-08-2019 10:31

O ile słowa Azy dosyć średnio podziałały na szarżujących likantropów, tak pojawienie się eidolona zupełnie wybiło ich z rytmu. Widząc przywołaną bestię, która skoczyła przed niziołkę i pozostałych, całkiem stracili chęć do walki, jednak na wycofanie się było już za późno. Ogar zionął ogniem, obejmując nim pierwszego krokodyloczłeka z lewej, który nie zdołał nawet podjąć próby uniku. W moment stanął w ogniu, wydał z siebie przeraźliwy charkot cierpienia i dopadł do burty, wyskakując przez nią do wody. I tyle go widzieliście.

W tym samym czasie waszych uszu dobiegła nieziemska, podnosząca na duchu i zagrzewająca do walki muzyka, którą przywołała Anabell. Nagle również każda, nawet najmniejsza nuta strachu w waszych umysłach i duszach odpłynęła gdzieś w nicość, zastąpiona odwagą i wiarą we własne możliwości. Manea wycelowała w zbliżającego się przeciwnika i nacisnęła spust. Po okolicy rozniósł się ogłuszający huk wystrzału, gdy spory kawałek szerokiej szyi likantropa oddzielił się od reszty jego ciała z paskudnym mlaśnięciem. Rana sikała krwią, jak fontanna wodą, jednak pomimo tak poważnej rany przeciwnik nie poddał się, przyciskając prawą rękę do dziury w szyi, próbując w ten sposób zatamować upływ krwi. I parł do przodu, choć już ledwo co trzymał się na nogach.

Jamash w tym czasie zszedł babinie na łódce z pola widzenia i przy okazji z linii szarży likantropów. Uwolnił falę leczącej energii, kierując moc swojej wiary w stronę Jaspera, Manei, Maxima i siebie samego. Besmara była w tym przypadku całkiem szczodra. Undine i półefka w mig poczuli, jak niewidzialna siła dosłownie bezboleśnie wyłuskuje bełty z ich ran i o ile na ramieniu Manei nie pozostał nawet ślad po pocisku, tak rana Jamasha - choć nie krwawiła już - wciąż wymagała dalszej interwencji - czasu, lub magii. Plusem było zdecydowanie to, że kapłan mógł się znów swobodnie poruszać. Maxim natomiast poczuł, że konwulsje wywołane porażeniem prądem w końcu ustąpiły, ale wciąż nie był sobą i doskonale wiedział, że chwilę mu zajmie, nim znów będzie w formie. Jasper wyglądał najgorzej - choć bełt został usunięty magiczną interwencją, a rana cięta na głowie minimalnie zasklepiona i mężczyzna odzyskał przytomność, nadal nie był zdolny do tego, by wstać, a pomoc w walce nawet nie wchodziła w grę. Wyglądało jednak na to, że jego życie nie było już zagrożone. Jamash mógł być zadowolony.

Tymczasem Darvan obrał sobie staruszkę w łódce za cel. Wymamrotał słowa zaklęcia i po chwili z jego dłoni wystrzelił słup ognia, który trafił nie spodziewającą się takiego ataku babinę. Kobieta zajęła się ogniem, wrzeszcząc wniebogłosy i jedyne, co Darvan słyszał, odchodząc od burty, był plusk wody, co mogło oznaczać, że starowina postanowiła ugasić się w jedyny dostępny (i najszybszy) sposób. Jego to już jednak nie interesowało, gdyż na pokładzie wciąż było sporo do roboty. Maxim widząc, że Jamash poradził sobie z ocuceniem Jaspera, nie wahał się i wypalił w nadbiegającego w kierunku Manei rannego w szyję likantropa. Trafił go prosto w szkaradny łeb, gasząc w ten sposób jego życie. Ostatni z ocalałych likantropów rzucił się z wściekłością w stronę Darvana, jednak zamachnął się pazurzastą łapą zbyt wolno i zaklinacz po prostu uchylił się przed jego atakiem. Po chwili wróg padł pod nawałnicą ciosów eidolona, Azy, Manei, Darvana i Jamasha.

Pokład został oczyszczony z wrogów, jednak pod nim wciąż czekali kolejni. Upewniając się, że oba likantropy nie żyją, zbiegliście pod pokład, gdzie w korytarzu prowadzącym do kajut załogi stał... Balgrim, dzierżąc w obu dłoniach finezyjnie wykonany topór bojowy. Uniósł tylko brew widząc eidolona Azy.
- Słyszałem, żeśta mieli tam niezły bajzel na górze, to żem ruszył, żeby pomóc. Dawno żem Kruszyny nie używał, to se pomyślałem, że czas to zmienić. - Wyszczerzył się, gładząc wielką jak bochen chleba dłonią rękojeść topora. - Ale i mi się tu problemy nadarzył. Ellara i Elodin... Jebaniutkie ładnie Jaspera przetyrały, dobiegłem w ostatniej chwili, żeby mu pomóc i kazałem was zawiadomić. Kruszyna ładnie sobie powycierała podłogę tymi niziołczymi ścierwami. Pardon, mała. - Spojrzał na Azę i wskazał głową zakrwawioną podłogę za swoimi plecami. - Zranił żem oboje dotkliwie i spierdoliły oknem w pokoju Gardaxa... Ten gównojad Hyrix też mi zwiał, ale widziałem, jak się wspinał po burcie w stronę kajuty pani kapitan. Sejfu mu się nie udało ruszyć, pewno pomyślał, że u Lanteri znajdzie to, czego szuka. Nie ma czasu, ruszajmy zady na górę!

Nie było powodu, żeby nie wierzyć kukowi, który oprócz serwowania wyśmienitego jedzenia okazywał się mieć także inne talenty. Wbiegliście schodami z powrotem na pokład, a Balgrim widząc leżącego Jaspera pokręcił głową.
- Ale cię bidoku załatwiły te nizioły... chodź, zaniosę cię do Imogen, niech cię poskłada do kupy. - Krasnolud zarzucił sobie Jaspera jak worek ziemniaków na plecy. Odchodząc, odwrócił się do was. - Zajmijcie się Snowweatherem. Raz a dobrze.
Nie zamierzaliście czekać. Wbiegliście uzbrojeni do kajuty pani kapitan, gdzie istotnie zastaliście tengu. Zdążył zrobić niezły rozgardiasz w kwaterze Lanteri - butelki ze statkami były porozrzucane po podłodze, tak samo jak kolekcja kapeluszy. Szuflada biurka leżała na blacie, a wszelkie dokumenty walały się tu i tam. Snowweather nie wyglądał jednak na zaskoczonego waszym pojawieniem się.


Uniósł rapier, a jego dłoń poczęła emanować delikatną, błękitną poświatą.
- Nie weźmiecie mnie żywcem. Nie z takimi jak wy sobie radziłem. - Zaskrzeczał. - Lanteri musi za wszystko zapłacić. I zapłaci, prędzej, czy później. A teraz gotujcie się!
Wyrzucił lewą rękę przed siebie, z której wystrzeliła kula błękitnej energii. Darvan i Jamash stojący na jej drodze odskoczyli jednak w porę, a magiczny pocisk wybił sporą dziurę w ścianie nieopodal drzwi. Chociaż mieliście przewagę liczebną i tengu musiał zdawać sobie sprawę, że w tej potyczce nie ma najmniejszych szans, najwyraźniej nic sobie z tego nie robił i zamierzał walczyć na śmierć i życie. Z drugiej strony, zauważyliście, że okno za jego plecami wciąż pozostawało otwarte, więc być może jednak planował uciec, gdyby walka nie szła po jego myśli?



Ranni odzyskali 4HP, zatem stan obecny wygląda następująco:
Jamash: - 2HP
Maxim: - 6HP
Manea: zdrowa


Tabasa 13-08-2019 13:35

Przyzwana przez Azę bestia zrobiła na półelfce jeszcze większe wrażenie, gdy zionęła ogniem i jeden z krokodylołaków zajął się, niczym pochodnia. Nie podejrzewała, że niepozorna niziołka była zdolna aż do takich rzeczy, ale teraz przynajmniej wiedziała, że Aza ma oddanego obrońcę, który wspomoże ją, gdyby ktoś chciał zrobić jej krzywdę. Muzyka Anabell docierająca do jej uszu była czymś wspaniałym i sprawiała, że Manea z jeszcze większą zaciętością i pewnością siebie ruszyła do boju. Uśmiechnęła się tylko półgębkiem, gdy jej strzał rozerwał szyję nadbiegającego likantropa, a chwilę później reszty dopełnił Maxim.

Zdziwiła się, widząc, że bełt wystający z ramienia samoczynnie opuszcza jej ranę, ale wystarczyło tylko spojrzeć w stronę Jamasha i już wiedziała, że to jego robota. Magia potrafiła czynić cuda i po raz kolejny to udowadniała, gdy rana swashbucklerki całkowicie się zasklepiła i zniknęła. To sprawiło, że z jeszcze większą zaciętością dopadła do ostatniego z przeciwników i wraz z pozostałymi nie dała mu nawet szans na obronę, tnąc z boku swoim kordelasem. Omiotła tylko wzrokiem pokład, upewniając się, że żaden z wrogów nie próbuje jeszcze wstać i ruszyła z pozostałymi pod pokład.
- Dzięki za pomoc z tym bełtem - rzuciła do Jamasha, zrównawszy się z nim na schodach.

Na dole, ku zaskoczeniu Manei, przywitał ich kuk Balgrim, który pokazał się z bardziej wojowniczej strony, odpierając atak niziołczego rodzeństwa. Gdy opowiadał im o wszystkim, Manea wykorzystała ten czas na załadowanie pistoletu, gdyż podejrzewała, że gdy przyjdzie im zetrzeć się ze Snowweatherem, bardziej przyda się jej broń dystansowa. Niedługo później ruszyli do kwatery Lanteri, gdzie tengu miał się znajdować.

Pierwsze, co Manea pomyślała, widząc, jaki bałagan po sobie zostawił w kajucie Hyrix, to że Lanteri pewnie wpadłaby w furię, gdyby widziała, co tengu zrobił z jej kapeluszami, czy kolekcją stateczków w butelkach. Na szczęście do jej powrotu załoga zdąży to posprzątać. Pewnie nawet naprawić dziurę w ścianie, którą zrobił Snowweather, próbując zaatakować magią Darvana i Jamasha. Manea wycelowała w niego pistolet i krzyknęła.
- Poddaj się, mamy przewagę i nie wyjdziesz z tego cało! Masz ostatnią szansę! Potem nie będzie przebacz!

Jeśli zignorował jej słowa, kobieta nacisnęła spust, a potem, tradycyjnie już, dobyła kordelasa, by doskakiwać do przeciwnika z flanki i wspomagać towarzyszy. Gdy rozgorzeje walka, starała się ustawić tak, by odciąć Hyrixa od próby ucieczki oknem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172