Wcześniej
Wizyta przy sadzawce pod osadą nie przyniosła Hannskjaldowi zbyt wielu informacji. Zaklęcie wieszczące użyte z symbolem Desny nie zadziałało w ogóle, zaś po skupieniu się na opisie Voldana, zapamiętanym z opisu jego siostry, druid już zaczynał dostrzegać jakieś kontury, lecz te szybko zniknęły, a wizja rozwiała się, zanim zauważył cokolwiek sensownego. Cóż, pechowy górnik najpewniej jeszcze żył, ale gdzie i w jakim stanie się znajdował, tego nie dało się określić.
W kopalni
Stuk, stuk, stuk.
Kolejne trzy miarowe stuknięcia rozbrzmiały tuż przed tym, jak druidzka magia rozgarnęła część ziemi i kamieni przygniatających ciała dwóch hobgoblinów i morloka. Nie było to łatwe zadanie, gdyż jeden błąd przy ustalaniu obszaru mógł wywołać kolejny zawał, ściągając pół wzgórza na głowy bohaterów, ale udało się. Zmiażdżone zwłoki, co nie było wcale zaskakujące, były w okropnym stanie, podobnie jak ich ekwipunek – większość nie nadawała się do niczego, porwana i połamana. Z większych rzeczy uchował się jedynie dobrze wykonany długi miecz, którego właściciel nieświadomie osłonił własnym ciałem. Poza tym w gruzach dało się znaleźć solidne metalowe kajdany, montey i drobne złote samorodki wysypane z rozerwanych sakiewek, a także ściskany w martwej dłoni morloka symbol ze srebra, przedstawiający węża otaczającego nieobrobiony szmaragd. Nikomu nie przychodziło do głowy, co mógł przedstawiać.
Wnętrze składzika było wyraźnie wcześniej splądrowane, ale Kły najwyraźniej nie interesowały się nim zbytnio. Na biurku znajdowały się sterty różnych dokumentów, przede wszystkim opisów dziennych urobków oraz harmonogramy pracy górników, a poza tym kilka prostych schematycznych map kopalni, absolutnie niezrozumiałych dla kogoś spoza tego fachu. Skrzynka na wypłaty została oczywiście opróżniona, ale Hannskjaldowi udało się znaleźć zignorowaną zupełnie apteczkę, a w niej kilka magicznych mikstur i bandaży, oraz emanujący aurą transmutacji długi na stopę
dzwonek wietrzny z mithrilu.
Zaklęty przez Jace’a kamień oświetlał kolejne metry szerszego tunelu, który zapewne kiedyś był głównym korytarzem kopalni. Zawały pokryły jego podłogę warstwą gruzu, ale wyglądało na to, że przejście nim będzie co najwyżej niewygodne. Na prawo i lewo odchodziło od niego kilka odnóg, a zanim światło dotarło do granicy zasięgu telekinezy, Jace dojrzał koniec korytarza – kompletnie zasypany i nie do przejścia. Jeśli mieli wejść głębiej tamtędy, musieli skorzystać z bocznych tuneli.
Wysłany przez Laurę Gacek wleciał w niewielką szczelinę w zawalisku, z którego dochodziły stukoty, by po kilku chwilach wrócić w akompaniamencie głośnego popiskiwania. Usiadł na ramieniu wiedźmy, która jako jedyna go rozumiała, i prawie schował w jej włosach.
- JAM JEST NOCĄ! I nie godzę się na wysyłanie mnie w takie ciasne, ciemne brudne tunele! To poniżej godności NOCY! Szczególnie że nic tam ciekawego nie ma! Wózki pełne kamulców, dwa trupy i jeden dwunóg taki jak ten tu – czubkiem skrzydła wskazał na Hannskjalda
- chyba bardziej żywy, bo się rusza i stuka. Czy mam zniszczyć go mocą NOCY? – zapytał, ale Laura czuła, że boi się sam lecieć tam z powrotem.