-A więc nadszedł wasz czas! Regeth zaczął przywoływać zastępy pszczół na swych oponentów. |
*Chłopczyk z łukiem ma racje ,niestety* Sarjeszcze bardziej się zdenerwował jak łucznik mu groził ,w końcu żadko kiedy ludzie to robili dla niego. Ale miał racje ,chowaniec także z własnej woli odleciał za okno bo wszystko stawało się za bardzo zagmatwane. Nekro cofnął się od druida akurat kiedy ten zaczął przywoływać pszczoły , mógł go powstrzymać jednym zaklęciem ale wtedy znowu ten łucznik by się nie opanował *Strasznie porywczy ,ciekawe jak radzi sobie z strzelaniem na uzbrojonego przeciwnika z odległości większej niż dwa-trzy metry*.Tak czy siak Sarwacs nie miał ochoty rzucać ,,Krwawych Więzów" które powstrzymały by druida od dalszej walki ,ale może gdy leśniczy zobaczy ,ze nekromanta się odsunął on też się opamięta. -Leśny ludku ,skończ swoje nędzne popisy i spróbuj się uspokoić.Głos Shinepila właściwie brzmiał w głowie ale jakby nie docierał tam przez uszy ,wydawało się jakby odbijał się echem. |
Atmosfera w pomieszczeniu coraz bardziej się zagęszczała i robiło się bardzo nieprzyjemnie. Umieszczanie wasz w jednym pomieszczeniu było chyba największym błędem jakiego dopuścił się mag i jak już zobaczy to co wyczyniacie, to albo jakoś na to zareaguje, albo już nigdy nie pozwoli spać wam bez opieki. Wszystko toczyło się bardzo szybko, słowa wychodzące z waszych ust były bardzo nieprzemyślane, a do tego bardzo was poróżniły. Dowodem na to jest fakt waszej chęci do dokonania masowego mordu na sobie. Kiedy już wszyscy z was mieli dość rozmów to oczywiście ktoś musiał przejść do rękoczynów. Dorrian, który zamachnął się swym pięknym mieczem prawie odciął druidowi rękę. Skończyłoby się to tragicznie, a taki czyn napewno spowodowałby krwawą rzeź, ale ten który wydawałby się w waszej grupie najbardziej nieokrzesanym jako jedyny zachował zimną krew i powstrzymał Darrian'a od dokonania straszliwego czynu. Bądź co bądź los skrzyżował wasze ścieżki i miał wobec was duże plany. Po pokoju rozległ się hałas tłuczonej stali, która zmieszana z waszymi krzykami pobudziła już na pewno pół karczmy. Nikt wam jednak nie przeszkadzał, najwidoczniej karczma była pusta bądź wszyscy bali się narażać tak licznej grupie tajemniczych podróżników. Nagle w echu, które przeszło po pokoju po uderzeniu o siebie dwóch mieczy wszyscy usłyszeliście świst przelatującej strzały, która jednak w myśl swego właściciela nikogo nie ugodziła, a tylko narobiła trochę zamieszania i wbiła się w pobliskie łóżko, na którym jeszcze przez chwilę spał Baris. W tym samym jednak momencie drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a cały wasz oręż wypadł wam z dłoni, a przywołane przed chwilą pszczoły znikły. W tym samym momencie jednak Baris wyskoczył przez okno na zewnątrz i najwidoczniej starzec się spóźnił. - Co wy wyrabiacie. Macie być przyszłymi obrońcami świata, a wy walczycie między sobą. Miałem nadzieję że ta noc was zbliży, a tak naprawdę was poróżniła. Wytłumaczycie mi wszystko później, a teraz będziecie mieli inną możliwość, aby się wyszaleć. Będziemy mieli gości, ale nie chcę się narazie ujawniać. Naszym priorytetem jest dotarcie do mojej wioski, a walkę możecie teraz uważać za ostateczną konieczność. Mag nie czekając na waszą reakcję machnął ręką, a wasza broń znów znalazła się na swoim miejscu. Potem zrobił o wiele bardziej skomplikowany gest, a do tego wyszeptał kilka słów pod nosem, i nagle wszyscy znaleźliście się w tajemniczych bańkach w których poszybowaliście przez okno na zewnątrz. - Pewnie jesteście tym wszystkim skołowani, że wasz do tego zmuszam, ale proszę uwierzcie mi i zostańcie ze mną. Pójdźcie wraz ze mną do mojej pani, a potem zdecydujecie co zrobicie dalej. Błagam was... Znów głos przemówił w waszych głowach, bowiem i tak nie usłyszelibyście nic innego przez bańki w których się znaleźliście. Pod sobą zauważyliście Baris'a zmierzającego do pobliskiej stodoły. Starzec do dostrzegł i wylądował obok niego. Teraz byliście już swobodni, bowiem bańki pękły, a wasze nogi dotknęły podłoża. - A teraz za mną! Krzyknął mag, gdy byliście już w komplecie i pobiegł w stronę lasu, który rozpościerał się za murami miasta, a kiedy byliście już ukryci w gęstwinie drzew stanął zdyszany i przemówił. - Teraz możecie mnie już pytać o wszystko czego tylko chcecie, ale ja chciałbym wiedzieć co zaszło, gdy was opuściłem. Wyjaśni mi to ktoś? |
*Hah..Bańka, zaprawdę oryginalne, ale co to za goście?* Wszystko stało się tak szybko.W cieniu drzew stałem się praktycznie niewidoczny, moja nauka obejmowała tak bardzo ukrywanie się, że stało się to moja drugą naturą(zlewałem się z otoczeniem). Gdy tylko nasz przewodnik zapytał co zaszło spokojnie wytłumaczyłem całą sytuację: -Wszystko zaczęło się od tego, że druid zauważył nekromantę, następnie rzucił kilka pochopnych słów i od słowa do słowa wszystko przeszło do rękoczynu. A teraz prosiłbym o moją strzałę i rzeczy z kufra. - to mówiąc wskazałem w stronę karczmy. -A co to za goście o których wspomniałeś? - Mój głos nie wyrażał już żadnych emocji, był całkowicie pusty. *A więc nekromanta nazywa się Sarwacs Shinepil* |
-Tak ,wszystko tak jak powiedział łucznik ,a teraz pozwolicie ,że tak jak on udam się do karczmy i wezmę mój sztylet z kufra ,dobrze?Chyba rozumiecie dlaczego. Wtedy jednak pod wpływem sowy nekromanta nagle sobie przypomniał. -Tak przy okazji nazywam się Sarwacs Shinepil miło mi (co do niektórych).A skoro wspomniałeś o pytaniach ,Nosferatu ,o ile dobrze kojarzę byli...hm nekromantami? Czy się mylę? Chciałbym dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Za pozwoleniem oczywiście. |
Habok zdawał się całkowicie ignorować sprzeczkę wynikłą w karczmie. Siedział cicho przy swoim stoliku i uważnie badał tajemniczy trunek zaproponowany im przez magusa. Jego długie, lekko zgrabiałe palce sunęły po krawędzi cynowego kielicha. Chybotliwe światło świecy migotało w ciemnym płynie. Jego woń była zdradliwa, ukrywała prawdziwą tożsamość napoju. Wiedział o tym, ale mimo to nie potrafił obejść tej prostej ochrony. Stary czarodziej pokazał klasę... * * * Do gospody wparował z impetem starzec w długiej szacie. Zrugawszy uczestników burdy, nakazał całej zgrai przyszłych bohaterów wymaszerować z tawerny i udać się wraz z nim na spotkanie tajemniczej pani z ich snów. - Dziadzio nieco zanadto się rządzi, nie uważasz? - mruknął ironicznie czarownik. - Czarodziej - odparł krótko kruk, wskoczywszy przy tym na ramię zbierającego się do wyjścia Haboka. - Pieprzony czarodziej - przytaknął posępnie mężczyzna. * * * Staruszek, wbrew powszechnemu przekonaniu o ludziach jego wieku, mknął w stronę lasu niczym pies gończy spuszczony z uwięzi. Hnar podrygiwał za nim z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy. Nie zwykł biegać do lasu na komendę praktycznie nieznajomego czarodzieja. W ogóle nie zwykł biegać. I w ogóle nie zwykł słuchać rozkazów arogantów i snobów, jakimi w jego oczach byli starzy magowie. Nie zwykł słuchać niczyich rozkazów. - Jeżeli można, to ja mam jedno pytanie! - zakrzyknął do ich przewodnika. - Dlaczego wybraliście akurat nas? Ton jego głosu nie był zbyt przyjemny. Można w nim było dosłyszeć wręcz nutkę pretensji. |
-Ja znam nosferatu, trochę. To nekromanci, demonolodzy i inne pokraki. Ich celem jest przywołać jakiegoś demona, ale nie znam jego imienia. Wiem to, bo walczyłem z nimi. Prawdopodobnie chcą zniszczyć świat!-wtrącił się do rozmowy. -Oni mają mnóstwo szpiegów, jeżeli dowiedzą się o nas, to zginiemy marnie! Musimy być bardzo ostrożni, nie możemy poruszać się drogami, ani gościńcami, jeżeli chcemy przeżyć! Ale jest chyba jakaś nadzieja, musimy udać się do drzewca Żelaznokorego, on jest jedną z najstarszych istot na świecie, a zarazem jedną z najmądrzejszych, może on będzie wiedział co robić. W dawnych czasach powstrzymał jakiegoś potężnego demona przed zagładą świata, więc może to uczynić po raz drugi!-kontynuował -A tak po za tym to zwą mnie Regeth, nie ujawnie wam mego imienia, bo w pewnych kręgach chcą się mnie pozbyć |
- Mnie tez to ciekawi starcze, dlaczego lezie z nami ten kaptur na kiju – powiedział Baris wskazując na Haboka. - Tchórz, tfu! - szepnął pod nosem. – Chociaż w przeciwieństwie do nie których – przerzucił teraz spojerzenie Regetha – przynajmniej nie próbował zabawiać nas swą magią. - powiedział i po dłuższej pauzie jakby szukając słów, odchrząknął i dodał – Zwę się Baris. Jestem synem srogiej zimy i wojny damarskich ziem, wybrańcem Korda. Na jego obliczu rysował się wyraz dumy a oczy w bladych promieniach słońca świeciły buńczucznie. Twarz miał ogorzała i pomarszczoną od wiatru o grubej jak kora skórze. Ręce pełne blizn i zadrapań a ramiona potężne jak głazy. Na szczycie dębowej szyi osadzona wyciosana jakby toporem głowa, o surowych rysach, ale za to okraszona beztroskim uśmiechem. |
Darrian fioletowy elf nie był zadowolony obrotem sprawy ale nie jest głupi i nie ma zamiaru prowadzić dalej sprzeczki która nie zmierzała w dobrą stronę. Kiedy bańka pękła i wszyscy zasypali starca pytaniami oraz innych jakimiś oskarżeniami. Młodzieniec stał sobie z boku i dopiero po wypowiedzi barbarzyńcy postanowił przedstawić się: - Zwą mnie Sinnodel przekładając na wspólny "fiołkowy pól-księżyc" - po czym zrobił pauzę i czekał na dalszy rozwój wypadków. |
Starzec, jak zwykliście na niego mówić miał lekko zakłopotaną minę. Widać nie spodziewał się takiego obrotu spraw i nie myślał, że aż tak go zaatakujecie pytaniami. No ale sam o to prosił, więc teraz nie miał na co narzekać. - Na wszystkie pytania postaram się odpowiedzieć na tyle, na ile pozwoli moja wiedza. Najlepiej usiądźcie się wygodnie, bo może to chwilę potrwać... Po tej krótkiej wypowiedzi czarodziej klasnął w dłonie i zniknął w oparach dymu, jednakże minęło zaledwie kilka minut, a starzec znów się pojawił trzymając w rękach wasz dobytek. - To o tym mówiliście? Bierzcie co wasze. Mam tu wszystko co znajdowało się w waszych kufrach. Uśmiechnął się ochoczo, mając nadzieję że choć trochę, przekona to was do jego osoby. - Jak już mówiłem jesteście wybrańcami losu, a jego nie da się zmienić. Możecie z nim walczyć, ale prawda jest taka, że waszym przeznaczeniem jest spotkać się z moją panią. Wspominałem już, że miała ona wizję w której ratowaliście świat, jednakże to od was zależy czy się spełni. Jeszcze nigdy jej jasnowidzenie nas nie zawiodło, dlatego zaufajcie jej jak i mi... Jeżeli chodzi o Nosferatu, to tak, są to w głównej mierze nekromanci, jednakże mają swoich popleczników w innych sferach, choć trudno jest ich wykryć. Bardzo dobrze się maskują i działają z ukrycia. To właśnie oni wtargnęli do karczmy... nie ma co tego ukrywać... musicie się tego dowiedzieć... również oni wiedzą, że jesteście wybrańcami. Nawet jeśli odejdziecie w samotności, oni i tak nie spoczną puki was nie odnajdą i nie zgładzą. Jak już mówiłem, przeznaczenia nie można zmienić... Nagle w oddali słychać było krzyki i szelesty, a do tego dochodził was smród spalenizny. W pewnej chwili coś wyłoniło się zza drzew, jednakże nie był to wróg. Był to koń należący do Drakan'a... - Najwidoczniej twój podopieczny jest bardzo mądry. Myślę, że nie ma co wracać, wojownicy których wysłało Nosferatu, aby was zgładzili, zbierają już swoje żniwo i najprawdopodobniej spalili miejską stodołę. Dlatego właśnie czuć spaleniznę... Nie wiem co uczynicie... Wybierajcie czy chcecie iść ze mną, czy wystawić się na niechybną śmierć. Prędzej czy później i tak na nich traficie, ale moim zdaniem lepiej później, gdy będziecie już na to gotowi i co najważniejsze... będziecie razem stanowili jedność, bo jak narazie w prosty sposób popadacie w konflikty i zamiast współpracować, walczylibyście między sobą. I tak w ogóle moja pani na pewno godnie was ugości... Wypowiadając ostatnie słowa czarodziej spojrzał każdemu z was prosto w oczy, aby wybadać wasze prawdziwe uczucia. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:35. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0