lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [DnD 3.5 FR] (18+) Żar krwawej nocy. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/9015-dnd-3-5-fr-18-zar-krwawej-nocy.html)

Kerm 23-01-2011 21:43

Na widok wilkołaków Bared przesunął się tak, by znaleźć się między Elorą i wilkołakami. To, że znalazł się w pierwszym szeregu, bo inni się gwałtownie cofnęli... tego już nie było w planach.
W prawej dłoni trzymał rapier, w lewej - niespodziankę dla wilkołaków - garść srebrnych monet.
- Ani kroku do przodu - powiedział. - Niech przyjdą do nas.
Miał zamiar czekać, aż przeciwnik znajdzie się o krok i dopiero wtedy zaatakować.
David powoli wycofał się, chwytając Clairseach. Nie zdałby się na wiele w walce z wilkołakami, ale mógł dopomóc swym towarzyszom. Zaczął grać żwawszy kawałek, idealnie nadający się do bitki:
- No dalej, dacie radę!
Aranon nie zamierzał czekać, aż wilkołaki się do nich zbliżą. Uśmiechnął się lekko, a cienie wokół jego postaci zafalowały mocniej. Szybko odsunął się nieco w prawo, po czym zaczął wypowiadać tajemne słowa. Nie trzeba było długo czekać na efekt. Wkrótce w jego dłoni zaczęła formować się kula fioletowej energii, która miała trafić najbliższego wilkołaka - tego, który zbliżał się z prawej strony.
Dant momencik się zawahał, nie będąc pewien, czy jego czary cokolwiek dadzą i to pozwoliło jego towarzyszom wykonać akcję pierwszym. Po chwili namysłu Dant zrobił krok do tyłu, wiedząc, że nie będzie zbyt przydatny na pierwszej linii, jednocześnie wyczarowując magiczny pocisk w stronę wilkołaka, którego również próbował uszkodzić Aranon.
Wszystko jest takie proste, kiedy nie stoi się w pierwszej lini... Z całej drużyny właściwie tylko Bared nie mógł sobie pozwolić na taki luksus.
Gdy tylko muzyka Davida rozbrzmiała w powietrzu, zagrzewając towarzyszy do boju, Kaldor wypuścił pod rząd dwie strzały w wilkołaka, którego ujrzeli jako pierwszego - oba ciosy były celne, jednak żaden nie skłonił przeciwnika do zaniechania ataku.
Zaraz za tropicielem Aranon uwolnił swoją wiązkę fioletowej energii, od której powietrze dookoła wręcz wibrowało wywołując dreszcze na skórze całej drużyny. Atak był celny, jednak wilkołak tylko się zeń otrząsnął i atakował nadal.
W tym samym czasie inny z napastników, ten najbliżej Cristin, natarł na rudowłosą przebijając kłami jej lewe ramię. Rudowłosa krzyknęła z bólu, jednak stała twardo na nogach.
Następna zareagowała kapłanka, wyjmując zza pasa podłużny, metalowy przedmiot - berło swojego rodzaju. Skierowała je na wilkołaka atakującego Cristin i wypowiedziała słowo-wyzwalacz. Efekt był z pewnością inny od zamierzonego - napastnik jedynie zmienił kolor futra z czarnego na zielony...
Na szczęście Baredowi poszło nieco lepiej - łotrzyk widząc, że jego towarzyszka ma kłopoty, rzucił w bestię swoje srebrniaki. Wilkołak z całą pewnością się tego nie spodziewał - zawył żałośnie i zaczął pocierać raz po raz łapą swój pysk.
W tym czasie Dant wyczarował trzy świetliste kule energii, które powędrowały w inną z bestii - wszystkie nieomylnie trafiły i... powaliły wilkołaka na ziemię! To był dla drużyny nieoczekiwanie szybki sukces, jednak nikt nie miał zamiaru narzekać, czy tryumfować - mieli jeszcze czwórkę przeciwników, którzy czekali na podobny los.
Amaretta poszła w ślady Kaldora i wystrzeliła strzałę z łuku, za swój cel wybierając jednak bestię znajdującą się obok Cristin - strzał był celny, lecz nie rozstrzygający.
Również sama rudowłosa próbowała dźgnąć agresora, jednak jej ruchy nie były wystarczająco płynne, by cios był celny.
Na koniec trójka wilkołaków z przeciwnej strony ulicy natarła na nich - jeden z nich zatopił zęby w nodze tropiciela wywołując stłumiony krzyk bólu. Drugi natarł na Cristin próbując pomóc swojemu pobratymcowi, jednak jego ruchy wydawały się wyjątkowo niemrawe i nie był nawet blisko ugodzenia rudowłosej.
Ostatnia z bestii natomiast skoczyła na Bareda - i to celnie. Ręka, która jeszcze chwilę temu trzymała srebrne monety była teraz trzymana. Łotrzykowi udało się ją uwolnić, jednak krwawo za to zapłacił.

Kovix 26-01-2011 22:42

Bared odruchowo wyszarpnął rękę, co zaowocowało szeregiem krwawych szram. Był jednak wolny i natychmiast w rewanżu zaatakował tegoż wilkołaka ostrzem rapiera.

David zaprzestal grania, polała się krew i teraz jego magia przyda się bardziej niż muzyka. Prędko podbiegł do rannego Kaldora i wyszeptał słowo wyzwalacz aktywujące czary różdżki. Lecznicza energia spłynęła na rany tropiciela.

Aranon ponownie zaczął wypowiadać słowa zaklęcia. Nie można było powiedzieć, że repertuar elfa należał do największych, gdyż wkrótce w jego ręku zaczęła formować się kula energii identyczna do poprzedniej. Promień energii miał pomknąć w kierunku najbliższego osobnika.

Dant przede wszystkim zdziwił się. Magiczny pocisk nie był potężnym czarem - może stwór udawał?! Nie było jednak czasu na takie rozmyślania - trzeba było atakować dalej. Skoro pociski okazały się skuteczne, Dant postanowił ich używać do skutku - tym razem czarując trzy w stronę osobnika stojącego przy Cristin.

Różdżka, której użył David rozbłysła błękitnym światłem zasklepiając większość ran tropiciela, który musiał w tym czasie zaryzykować dodatkowy cios przez wyciągnięcie broni. Wilkołak rzucił się na odsłonięte ramię, lecz nie trafił - za to uzbrojony już tropiciel trafił bezbłędnie - srebrna klinga przecięła krwawo kark bestii, która trzymała się już ostatkiem sił.

Aranon próbował ją wykończyć, jednak strzelanie do osób walczących wręcz było piekielnie trudne - zwłaszcza, gdy ten z nich w którego chciało się nie trafić stał na drodze. Fioletowa struga pomknęła więc nieco za wysoko, lądując ostatecznie na ścianie pobliskiego budynku.

Elora w tym czasie uderzyła kilka razy trzymane przez siebie berło, jakby próbowała w ten sposób sprawić, by działało poprawnie. Wymierzyła je raz jeszcze w wilkołaka zagrażającego Cristin i... tym razem efekt był o niebo lepszy - zielona bestia zastygła w bezruchu, kompletnie bezradna.

Bared w tym czasie próbował zrewanżować się innej bestii za gryzienie go w rękę, jednak bezskutecznie - wilkołak zręcznie uniknął jego ostrza.

Dant z kolei postanowił powtórzyć swój tryumf, tym razem na w pełni zdrowym osobniku - trzy magiczne pociski powędrowały, wszystkie trafiły, jednak żaden nie spowodował by wilkołak runął na ziemię.

Amaretta zaś spróbowała dokończyć dzieło zaklinacza, posyłając strzałę w zranioną już bestię - niestety miała ten sam problem do Aranon: przeszkoda na lini strzału spowodowała, że atak był chybiony.

Następnie rudowłosa zajęła się wilkołakiem unieruchomionym przez kapłankę - zadanie nie było trudne, gdyż przeciwnik był zupełnie bezradny. Później jednak przyszedł na nich kontratak - Kaldor i Bared znów dali się trafić otrzymując świeżą porcję ran na nogach. Cristin miała więcej szczęścia unikając aż dwóch ciosów od wilkołaka ranionego przez Danta.

Na koniec wydarzyło się coś niezwykłego...
- Ktoś tam jest! - krzyknęła nagle rudowłosa wskazując uliczkę z której przybiegły trzy bestie. Istotnie, ktoś tam stał... musiał tam być od dobrych kilku chwil, być może przygotowując się do starcia, tylko czy był przyjazny...

Rzucone przezeń zaklęcie powiedziało im, że nie jest - wskutek magicznych słów nieznajomego Kaldor zamarł nagle w bezruchu zdając się na łaskę wilkołaka z którym aktualnie walczył.

Zaczynało, mimo chłodnej pory, robić się naprawdę gorąco...

ObywatelGranit 28-01-2011 12:44

David nie zwlekał z rzuceniem kolejnego zaklęcia. Zanucił cichą mantrę mającą na celu unieruchomienie nieznajomego.
Bared nie miał zbyt wiele możliwości do wyboru. Ponownie zaatakował ‘swojego’ wilkołaka.
Aranon ponownie rozpoczął recytację inkantacji mając nadzieję, że tym razem atak dosięgnie celu.
Dant znowu zmienił cel - posłał magiczny pocisk w stronę przeciwnika atakującego unieruchomionego Kaldora.
Na najnowsze zagrożenie najszybciej zareagował David wysyłając w kierunku czarodzieja wiązkę magicznych słów, które skutecznie go unieruchomiły sprawiając, że na tle mroku stał się niemal niewidoczny.
Aranon próbował niemalże rozpaczliwie pomóc unieruchomionemu tropicielowi - gdyby jego przeciwnik wykonał teraz atak, mogłoby się to skończyć bardzo, bardzo źle dla Kaldora.
Jednak elf chybił - jego pozycja była bardzo niekorzystna do wszelkiego rodzaju strzałów.
Na szczęście tam gdzie zawiodła plugawa magia czarnoksięstwa, zatriumfowały boskie zaklęcia - Elora posłała w wilkołaka świetlisty promień, który promieniował ciepłem na odległość - a co dopiero czuć musiała ofiara czaru!
Nic przyjemnego, to na pewno - bestia zajęczała i zwinęła się niemal wpół... powracając do ludzkiej postaci! A niech to, jedna dodatkowa nagroda już im przepadła.
Starając się nie zwracać na to uwagi, Bared dźgnął celnie swojego przeciwnika - był to cios wyjątkowo celny, jeden z lepszych jakie łotrzykowi kiedykolwiek się udały. Jednak wilkołacza natura kpiła sobie z niego, gdyż rapier Bareda nie był srebrny - cios wciąż był bolesny, ale nie aż tak jak być powinien.
Dant, widząc że Kaldorowi nic już nie zagraża, wspomógł łotrzyka w walce posyłając kolejne trzy świetliste kule w bestię. Skowyt, który się po nich rozległ powiedział wszystkim, że było to bardzo bolesne doświadczenie, lecz nie zabójcze.
Amaretta wystrzeliła kolejną strzałę, mając tym razem wystarczająco dużo szczęścia by trafić przedostatniego wilkołaka - szkoda, że tylko powierzchownie...
To samo tyczyło się Rudowłosej - zraniła przeciwnika, lecz nieznacznie.
Ten z kolei zaryczał w furii rzucając się na Cristin w wyjątkowo agresywnym ataku - skutki były opłakane, zwłaszcza dla Rudowłosej. Z brzucha i boku zaczyła jej się sączyć obficie krew, a z jej twarzy wynikało, że długo już nie wytrzyma w starciu z wilkołakiem.
Z drugiej strony Bared miał teraz więcej szczęścia - udało mu się uniknąć najnowszego ugryzienia swojego przeciwnika.

Gettor 30-01-2011 12:45

Zaklęcie zadziałało. Większość magów oparłaby się mocy Davida, ale tym razem miał trochę cholernego farta. Widząc rannego Bareda, wyrecytował słowo wyzwalacz, a niebieskawa energia spłynęła na rany walczącego w pierwszej linii.
Aranon nie miał już zamiaru kontynuować ataków z ograniczoną widocznością. Zamiast tego ruszył w kierunku powalonego wilkołaka, aby wyciągniętym mieczem odrąbać mu głowę.
Bared zdawał sobie sprawę z tego, że w tym momencie ktoś powinien rozprawić się przede wszystkim z chwilowo unieruchomionym czarodziejem, ale sam miał na karku wilkołaka, który uparcie nie chciał dać się zabić. Zadał potworowi kolejny cios, mając nadzieję, że wreszcie się uda powalić wroga.

Teraz Dant postanowił zająć się nieprzyjaznym im magiem. Posłał w jego stronę Magiczny pocisk, robiąc jednocześnie krok w stronę walczących, by mieć pewność, że czar sięgnie celu. Miał przynajmniej dobry powód, żeby nie pomagać rannej Cristin...
David czym prędzej pospieszył Baredowi na pomoc przy pomocy swojej różdżki. W rezultacie łotrzyk przestał krwawić z większości swoich ran, choć do pełni zdrowia było mu jeszcze daleko.

Aranon ruszył w kierunku jednego z martwych już przeciwników, po czym z wielką gracją... ściął mu głowę. Reszta ciała stwora wróciła do swojej ludzkiej, a wręcz kobiecej, formy.
W międzyczasie Elora użyła swojej magii, by uleczyć ciężko ranną Cristin - dzięki tej pomocy rudowłosa stanęła pewniej na nogach, lecz (podobnie jak Bared) wciąż była ranna.
Tymczasem Bared postanowił raz jeszcze wymierzyć niezwykle celny cios swojemu przeciwnikowi - nawet śmiertelniejszy niż poprzedni. Wyglądało na to, że łotrzykowi mimo wszystkie nie przeszkadzał brak srebrnej broni, bo wilkołak krwawił niezwykle ciężko i mógł paść lada chwila.

Dant z kolei zaczął myśleć dalekosiężnie - dokładniej na jakieś kilka metrów rzucając w tajemniczego czarodzieja kolejną serię magicznych pocisków. Był tylko pewien problem...
Tarcza. Bardzo użyteczny czar, który w pełni zniwelował zaklęcie Danta.
Na szczęście Amareccie szło o wiele lepiej - kolejna strzała posłana w przeciwnika Cristin powaliła go na cztery łapy.
Na sam koniec bestia zraniona śmiertelnie przez Bareda udowodniła, że nie zamierza tanio sprzedać swojej skóry - rzucił się cały na łotrzyka rozrywając mu tors szponami. Wyglądało to źle... przez chwilę, bowiem bestia przestała się ruszać i osunęła się na ziemię.
Zwyciężyli! Wszystkie bestie były powalone i o ile by się pospieszyli, mogli uzyskać cztery bardzo cenne głowy.
Zostawał tylko czarodziej...

Po chwili wszyscy zaczęli zwracać się w tamtą stronę, by rozmówić się z wrogim magikiem - jedni wolniej, drudzy szybciej... Aranon zdecydowanie najszybciej.
Elfi czarnoksiężnik wystartował ku czarodziejowi, by zdzielić go po twarzy za to, że ten śmiał stanąć przeciw nim.
Wciąż unieruchomiony przeciwnik nie miał się jak bronić - jego oczy tylko z przerażeniem obserwowały lecącą ku niemu pięść elfa, kiedy ten wymierzał mu sprawiedliwość... po czym mężczyzna upadł na ziemię, nie zmieniając swojej pozycji ani trochę. Jak nieruchomy posąg, którym w tamtej chwili był...

- Witaj Aranonie. - odezwał się znajomy głos zza magika. Dopiero wtedy ferwor walki opadł z umysłów wszystkich zgromadzonych na tyle, że dostrzegli faktyczną sylwetkę zarówno czarodzieja, jak i osoby za nim.


Wyglądał bardzo młodo, z aroganckim wyrazem twarzy, zaś "szaty" miał jakby z cyrku się urwał - jaskrawe, "modne" i dość niepraktyczne na polu walki. Z tego członkowie drużyny mogli śmiało wywnioskować, że ta osoba była raczej zaklinaczem, jak Dant, aniżeli czarodziejem.

Druga osoba zaś była nader dobrze zbudowana, miała szare włosy, szramę na policzku, nieobecny wyraz twarzy. Ubrana była w koszulkę kolczą, w ręce zaś dzierżyła bękarci miecz...


Kane! Ten sam, którego Balor uprowadził jeszcze w lesie tłumacząc, że ma dla niego inne zadanie.
- Pozdrowienia od naszych pracodawców. - uśmiechnął się krzywo. - Kultyści od Cyrica stwierdzili, że potrzebny wam wojak, więc oto jestem. Nazywam się Kane, widzę że mamy kilku nowych towarzyszy tutaj. A skoro wilkołaki już leżą, będziemy mogli jutro wyruszyć dalej. I to jak najszybciej, widziałem na mieście listy gończe za wami. Hmm... kto to? - spytał wskazując mieczem na Elorę.

A kapłanka stała z otwartymi ustami patrząc się na wojownika.
- Cyrica? Poszukiwani? - spytała pusto Bareda. - OKŁAMAŁEŚ MNIE! Muszę... ja... - nie dokończywszy zdania, kapłanka zaczęła zwyczajnie uciekać.
Dobrze, że na drodze stanął jej Kaldor, który akurat odcinał głowy upolowanym bestiom.
- NIE! PUŚĆ MNIE! RATU... - zaczęła wrzeszczeć i szarpać się, kiedy tropiciel ją złapał i zakrył usta dłonią.
- Świetnie. Cnotliwa osóbka z wielką moralnością. - skomentował Kaldor starając się ją utrzymać w miejscu, co nie było łatwe. Elora szarpała się, wierzgała, skakała... nawet gryzła!
- Zróbcie coś, do cholery! - dodał tropiciel.

Pocieszeniem było to, że schwytany magik nigdzie się nie wybierał - co prawda unieruchomienie od Davida już puściło, ale Kane bacznie go pilnował.

Kovix 04-02-2011 00:20

- Zostaw ją - powiedział Bared, podchodząc do Kaldora. - Puść ją! - powtórzył.
- Żeby pobiegła prosto do zakonników i na nas doniosła? - odparł tropiciel wciąż trzymając szarpiącą się kapłankę. - Potrzeba nam innego rozwiązania.

- To nie jej wina, Kaldorze, została zmylona. Głupstwem było sądzić, że prawda nie wyjdzie na jaw - tutaj Dant popatrzył na Bareda. - Ale jeżeli damy jej wolną rękę, to na pewno za pół godziny będziemy siedzieć w lochach, przy założeniu oczywiście, że coś takiego jak sprawiedliwy sąd tutaj w ogóle istnieje. Ona musi zostać z nami. Musi poznać prawdę o naszym... zniewoleniu.

- Wszystko fajnie, ale trzeba się stąd zabierać, bo długo jej tak nie utrzymam...
- Nie chce, to nie zostanie z nami - powiedział Bared. - W przeciwieństwie do nas ma wolną wolę. I nikt nie będzie jej zmuszać do dalszej podróży z nami.
- Słyszysz ty co się do ciebie mówi? Nie możemy jej tak po prostu puścić! Pobiegnie prosto do straży, czy czegotam i, jak słusznie mówi Dant, będziemy jeszcze dziś się kisić w lochach.

- Słyszę, co się do mnie mówi. Masz zamiar ją zabić, żeby nie powiedziała nikomu ani słowa? - spytał. - Mnie przy okazji też? Bo ja ci nie pozwolę.
- Ona musi pójść dalej z nami. Inaczej nasze życie jest zagrożone. I jej pewnie też, bo też ją zamkną za samo podróżowanie z nami...

Elora przestała się na chwilę szamotać, spojrzała na Danta.
- Jak to za samo podróżowanie?! - wykrzyczała oswobodziwszy się z uścisku Kaldora. O dziwo nie próbowała już uciekać, choć tropiciel wciąż trzymał ją za ramię. - I jakie zniewolenie?

- No- zaczął Dant - jeżeli sami Cię nie zamkną za kontaktowanie się z elementami takimi jak my, to my im w tym pomożemy, tłumacząc, że również z nami wspołpracowałaś. Oczywiście tylko w przypadku, gdybyś nas zdradziła...
- A co do zniewolenia... - myślisz że robotę dla kapłanów złego boga wykonujemy z własnej i nieprzymuszonej woli?

- Ty gnido! - krzyknęła kapłanka wymierzając zaklinakowi bardzo bolesny policzek przy pomocy wolnej dłoni. - Donosić będziesz na mnie?! Ooo, jestem *pewna* że działacie tu z własnej woli!

- Niech jej ktoś pokaże... Baredzie, Ty to zaplątałeś, to może postaraj się teraz rozplątać - Dant ze stoickim spokojem zignorował cios.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale pokazywanie nie działa - przypomniał mu Bared. - Tamten paladyn też nic nie widział.

- Dowiem się wreszcie o czym wy mówicie? - dociekała kapłanka.
- No to jej powiedz - wzruszył ramionami Dant - nie chce jej zabijać bez powodu, ale jeżeli będzie chciała nas wydać, to zacznę działać... w samoobronie.

- Jesteśmy zmuszeni do zdobycia pewnego artefaktu - powiedział Bared. - To pewna szansa dla nas, na uwolnienie się od swoistej klątwy.
- Jakiej klątwy? Jakiego artefaktu? Strasznie mało konkretów w tym twoim tłumaczeniu! - odparła Elora.

- Klątwa to wizja śmierci, w dodatku niezbyt szybka i przyjemna - odparł. - Zaś artefakt to pewien miecz. Ale w tym momencie nie chciałbym zbyt wiele mówić o szczegółach. Nie mówiąc już o tym, że sam nie znam zbyt ich wiele.
- I niby czemu mam ci *teraz* wierzyć? - kapłanka przewierciła Bareda wzrokiem. - Pewnie znowu po prostu kłamiesz, jak wtedy kiedy potrzebowałeś mnie do swojej “drużyny”!

- Nikt Cię tu nie potrzebował - mruknął znudzony Dant - bo jak widzisz, radzimy sobie całkiem nieźle... Ja osobiście radziłbym Ci się nie stawiać, bo to Twoje życie jest na razie na szali, zależne od nas...

- Nikt to znaczy ty? - zadrwiła z Danta. - Gdyby nikt mnie tu nie potrzebował to by mnie tu nie było. I nie groź mi tu śmiercią, bo dopiero co słyszałam, że sami nie macie za wesoło!
- Jak tylko wyjedziemy z miasta, możesz ruszyć, dokąd chcesz - powiedział Bared. - Dostaniesz swoją część łupu i będziesz wolna. Ale na razie wolałbym, żebyś nie rozpowiadała nikomu o nas.

David przysłuchiwał się całej scence pozostając na uboczu. Zdziwił się, że pierwotna grupka przygarnęła w swoje szeregi kogoś niewtajemniczonego:
- Jak dla mnie, że tak pozwolę sobie wtrącić, powinniśmy zabrać ją do naszych zleceniodawców. Rzucą na nią klątwę i nie będzie miała już żadnego wyboru. - uśmiechnął się złowieszczo do Elory.

- Chyba klątwa wypaliła ci część rozumu - powiedział Bared. - Wybij sobie z głowy tego typu zachowania.
- Dziwni z was kultyści... - powiedziała kapłanka bardziej do siebie. - A już najdziwniejszy z ciebie, Baredzie. Hmm... powiedzmy, że wam wierzę z tą klątwą. I może chciałabym wam pomóc się z niej wyplątać. Macie jakieś pomysły jak to można zrobić?

- Wyjechać z miasta, dotrzeć do celu, zdobyć artefakt - odparł Bared. - A potem się zobaczy.
- Kiepski plan... - Elora pokręciła głową. - Ale na razie chyba jedyny. Potem trzeba będzie pomyśleć...
- O! - uśmiechnął się Dant do Davida - wreszcie ktoś, kto tutaj mówi z sensem. Nas nie stać na nadmierną litość. Z drugiej strony, nie stać nas też na to, by zabijać tak po prostu naszych potencjalnych... sojuszników. Będziesz współpracować albo zrobimy to o czym mówi David - zakończył zaklinacz.

Kerm 04-02-2011 00:30

- Chyba obaj nie potraficie myśleć - powiedział Bared. - Albo pojedzie z nami z własnej woli, albo wcale. Mam nadzieję że nie uważacie, że jest nas zbyt wielu do wykonania tego zadania.
- Wie za dużo, żeby puścić ją wolno. - David odparł Baredowi - Słuchaj, masz dwie opcje. Możesz spróbować szczęścia i stanąć przeciw nam, albo do nas dołączyć. Jeżeli będziesz się opierać i uda ci się wygrać, uciec, czy sprowadzić jakiś sojuszników, którzy zrobią to za ciebie, to i tak dorwą cię nasi ‘szefowie’. - zwrócił się do kobiety.
- Stuknij się w łeb i zacznij myśleć - odparł Bared. - Po pierwsze ona nie zna żadnych szczegółów. Po drugie - nie strasz jej, bowiem nasi, jak to powiadasz, szefowie, nic o niej nie wiedzą. I to jest jej zaleta i nasz atut. Dopóki nie polecisz do nich i nie zaczniesz się zwierzać, to się nie dowiedzą.
- Na bogów... Jak możesz być tak naiwny? Sądzisz, że ci którzy są w stanie użyć życzenia nie śledzą naszych kroków od początku? - bard wywrócił oczyma
- Sądzę, że dopóki idziemy w tym kierunku, co trzeba, to się nie wtrącają w nic - odparł Bared.
- Dobra, kto tu jest szefem, załatwmy tą sprawę szybciej.
Bared spojrzał na Davida jak na idiotę. Którym ten z pewnością był.
- Z pewnością nie ty. Poza tym w takiej grupce jak ta funkcja ‘szefa’ nie ma racji bytu.
David uśmiechnął się: - Po co te nerwy? Nie sądzisz, że po prostu bezpieczniej byłoby oddać ją w rączki rogatych?
- Że... co?! - kapłanka ożywiła się nagle czerwieniąc się na twarzy i wymierzając kolejny policzek, tym razem bardowi. - Jak... ŚMIESZ?! Ja tu próbuję wam pomóc, a wy chcecie mnie wydać w ich ręce?! Baredzie, obawiam się że z takiej współpracy nic nie wyjdzie - skoro masz "takich" znajomych to nic tu po mnie! - wykrzyczała, po czym odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić. Jednak Kaldor złapał ją za ramię po pierwszym kroku.
- Jaką mamy pewność, że nas nie wydasz? - spojrzał Elorze prosto w oczy.
- W ręce Tormistów? Nie rozśmieszaj mnie, jestem kapłanką Ilmatera! Niech te durnie biegają za własnymi ogonami próbując was złapać, chętnie na to popatrzę. - wyrwała się z uścisku. - I zabieram swoją część łupu! - krzyknęła na odchodnym biorąc jedną z wilkołaczych głów.
- Bywaj, Eloro... - powiedział Bared. - Masz rację - dodał ciszej.
- Ty kretynie - zwrócił się do Davida. - Mieliśmy sojuszniczkę, a teraz co? Umiesz tyle, co ona? To proszę, pokaż. Chciałbym zobaczyć, jak nas uleczysz.
Bard spojrzał na Bareda. Typek zaczynał go irytować: - Żal mi na ciebie magii... - po czym krzyknął w stronę kapłanki - Wiesz... jak oni się postarają to cię znajdą. Zastanów się przez chwilę. - zachichotał. Zaczynało być zabawnie, może poleje się jeszcze trochę krwi?
- Szkoda ci magii? - spytał Bared. - Czyli użyłbyś jej przeciwko mnie? Komuś z drużyny? W takim razie, jak prawdziwy mężczyzna, sięgnij po broń. Bez sztuczek, cwaniaczku. Jeśli masz odwagę zrobić coś więcej, niż straszyć kobiety.
Nie czekając na reakcję barda sięgnął po broń.

ObywatelGranit 04-02-2011 11:18

David spojrzał na resztę grupy: - Zamierzacie coś zrobić, czy pozwolicie temu pajacowi wymachiwać scyzorykiem? - ponownie spojrzał Bareda - A-a - pokiwał palcem - to nie jest dobry pomysł. Może się to dla nas źle skończyć.
- Dla ciebie, mój drogi - powiedział Bared. - Tylko dla ciebie. Podaj mi lepiej jakiś rozsądny powód, dla którego miałbym nie zabijać kogoś, kto mówi o użyciu magii przeciwko mnie. I zaufać komuś takiemu.
- Po pierwsze ten ktoś, mógłby magii w końcu użyć. Po drugie, nie musimy sobie ufać. Wszyscy tkwimy w tym samym szambie i wystarczy, że nie będziemy utrudniać sobie życia jeszcze bardziej. Po trzecie: wiem, jesteś bardzo twardy i bardzo zły. Rozumiem to i naprawdę to szanuje - David uśmiechnął się - ale musisz przestać myśleć zwyczajnym trybem i do cholery przypomnieć sobie co masz na plecach. - uśmiech spełzł z jego twarzy.
- Owszem, pamiętam. I to mi wystarczy. Niepotrzebny mi na dodatek ktoś, kto, jak słyszałem z twoich ust, mógłby tej magii użyć - Bared zacytował słowa Davida. - A mówiliśmy o stosowaniu magii między innymi przeciwko mnie. Gratuluję szczerości. Chyba się nie dziwisz, że swoje bezpieczeństwo wysoko sobie cenię.

David wskazał na wyciągnięty rapier i po prostu nic nie powiedział.
- Chcesz powiedzieć, że nie masz broni? - zapytał Bared uprzejmie. - Masz w takim razie pecha...
- Chce powiedzieć, że jesteś hipokrytą z jednej strony mówiąc o bezpieczeństwie, a z drugiej mierząc sztychem w nieuzbrojonego kompana.
- Masz zdaje się jakieś żelazo przy pasie. - Bared uśmiechnął się drwiąco. - Nikt ci nie broni po nie sięgnąć. A kompan z ciebie żaden, skoro chciałbyś magią mnie traktować.
David machnął ręką na Bareda. Ta dyskusja nie zmierzała do niczego: - Kaldorze puszczamy ją tak wolno? Olewamy tą sprawę i idziemy po złoto?
Tchórz, mocny w pysku, pomyślał Bared, cofając się o krok i chowając broń. I żałując odrobinę, że nie zabił barda ledwo ten wspomniał o magii.
- Dzisiaj po złoto już nie pójdziemy. - odparł tropiciel. - Zdecydowanie za późna pora, żeby zastać jakiegoś urzędnika. A kapłanka... niech idzie, co nam do tego?
- Jak chcecie, bylebyśmy tego nie żałowali - skwitował szlachcic.

Gettor 07-02-2011 22:43

Po zakończonym przepytywaniu więźnia i postanowieniu co z nim dalej zrobić, drużyna zebrała cztery ciężko wypracowane wilkołacze głowy i wróciła do gospody. Kane zakwaterował się w tej samego gospodzie co pozostali, a reszta nocy minęła spokojnie – tylko raz Aranona rozbudził dziwny hałas, który jednak prędko ucichł.

25. Kythorn, 1369 RD, Rok Rękawicy – 6. dzień wyprawy


Kaldor udał się z samego rana do zakonników i wrócił ze sporą sumą pieniędzy – trzydzieści sześć tysięcy sztuk złota do podziału między osiem osób.
- Dodatkowy tysiąc zabieram – oznajmiła z miejsca Cristin. – Żeby kupić nam wóz i dodatkowe dwa wierzchowce do niego. Poza tym… akcja ratowania mnie w obozie wojskowym uszczupliła nasze fundusze.
Chwilę potem wzięła wspomniane pieniądze i wyszła na miasto załatwić transport. Czyli zostało im trzydzieści pięć tysięcy na osiem osób, co nieco komplikowało podział. Trzeba było tylko się zebrać, żeby każdy dostał swoją działkę.

Problemem okazała się być Amaretta, która nie wychodziła z pokoju – nie odpowiadała też na Davidowe pukanie do drzwi. W końcu postanowiono włamać się do zamkniętego na klucz pokoju. W tej kwestii pomocnym okazał się Bared, dla którego prosty zamek w drzwiach nie stanowił większego problemu. Jednak to co tam ujrzeli…

Amaretta była martwa. Nie było ku temu najmniejszych wątpliwości – jej zakrwawione ciało leżało bezwładnie na ziemi obok łóżka. Elfka miała zupełnie zmasakrowaną szczękę – wyglądało to tak, jakby ktoś wziął nóż i zaczął ciąć jej wargi wraz z językiem w kierunku szyi. Widok był tak straszny, że część członków drużyny w odruchach wymiotnych chwyciła się za usta i wyszła z pokoju.

Elora jednak została w pokoju. Wyglądała na zdecydowanie zbyt przerażoną, by cokolwiek zrobić i kurczowo trzymała się ramienia Bareda nie mogąc oderwać wzroku od martwej Amaretty. Była blada i trzęsła się… aż dziw że nie zemdlała. Pozostali, którzy zostali, postanowili przeszukać dokładniej pokój. Po chwili znaleźli narzędzie zbrodni – metalową żyłkę z kulkami na obu końcach.


Garota, no tak… ktokolwiek to zrobił chciał udusić Amarettę w miarę szybko i… bez rozlewu krwi. Jednak bardzo, *bardzo* temu komuś się nie udało i użył garoty jak noża. A ponieważ taka żyłka nie była zbytnio znana z ostrości, elfka musiała umierać w strasznych mękach – krzyczeć nie mogła, gdyż krew z ust płynęła jej do gardła i powodowała krztuszenie się.

Ponadto, tropicielka miała wepchnięty zwinięty w rulon kawałek pergaminu. Kane wziął go w ręce, rozwinął i przeczytał po cichu. Wytrzeszczył oczy, po czym bez słowa przekazał pismo kolejnej osobie.


Wiadomość… nie została napisana atramentem. To była krew. Krew Amaretty.
- Trzeba pozbyć się ciała. – powiedział sucho Kaldor, czemu wyraźnie sprzeciwiła się kapłanka, jednak tropiciel uciszył ją gestem. – Nie możemy pozwolić zakonnikom jej znaleźć. Będą mieli pytania, podejrzenia, oskarżenia i cholera wie co jeszcze. Zatrzymają nas w mieście, a wtedy pięknie porównają sobie ich wszystkich z listem gończym! – zakończył krzykiem wskazując na drzwi, gdzie stał akurat Dant.
- Nie trzeba ich od razu oddawać w ręce zakonników, imbecylu! – oburzyła się kapłanka puszczając ramię łotrzyka. – Moglibyśmy wywieźć ją z miasta… po cichu. I wyprawić jej godny pochówek. Do tego czasu będę z wami… ale… – wskazała palcem martwą tropicielkę. Rękawem drugiej ręki wycierała akurat nos. W oczach miała łzy. – Mam dość takich widoków. I tej bezsilności.

Zapadła niezwykle niezręczna cisza – do reszty członków drużyny należała decyzja co zrobić z ciałem elfki.
Pocieszające było, że… łatwiej było teraz podzielić pieniądze. Trzydzieści pięć tysięcy na siedem osób…

Kerm 10-02-2011 17:50

Ktoś widocznie uważał, że niepotrzebnie tracą czas w mieście. I okazał to w nader oczywisty i jednoznaczny sposób. Co prawda Baredowi wystarczyłaby zwykła kartka z ponagleniem, a dodatkowy argument w postaci zimnego trupa uznał za zdecydowaną przesadę, ale z nikim nie mógł na ten temat podyskutować.
Przeszukanie pokoju zaowocowało znalezieniem narzędzia zbrodni - profesjonalnie wykonanej garoty. Czy jej właściciel zostawił ją specjalnie? Jako dodatkowe ostrzeżenie?
Czy sposób, w jaki zabito Amarettę, świadczył o braku fachowości? A może była to informacja, co spotka pozostałych członków drużyny, jeśli stale będą się ociągać?

Kolejny kłopot stanowiła informacja, przekazana mimochodem przez Kaldora.
- List gończy? - spytał Bared. - Ktoś szuka Danta?
- Nie Danta
- odparł Kaldor. - A raczej - nie tylko jego. To wy jesteście poszukiwani. Cała wasza piątka. W dodatku dość wysoko was cenią.
- Jak wysoko?
- zaciekawił się Bared.
- Jesteście warci więcej, niż wilkołaki. Za wasze głowy dają po dziesięć tysięcy.
- Całkiem nieźle
- Bared skinął z uznaniem głową. - Ale ciekawi mnie, kto o nas... doniósł.
Na to jednak pytanie nie było odpowiedzi.

Gdyby nie Elora, z usunięciem zwłok Amaretty nie byłoby żadnych problemów. Kufer, jakaś piwnica... Zanim by ją znaleziono, drużyna byłaby już daleko. Ale, mimo wszystko, Bared potrafił zrozumieć kapłankę i spróbować spełnić jej żądanie.
- Skoro mamy wóz, to może jakoś ją przemycimy - powiedział. - Zaklęcie niewidzialności... W każdym razie w żadnym wypadku nie powinniśmy jechać razem. Skoro szukają większej grupy osób, to w mniejszej liczbie możemy mieć większe szanse na przemknięcie się.

Aegon 13-02-2011 01:57

-Stój, Eloro. - Aranon uniósł głowę znad przeszukanego zaklinacza. Cienie ponownie zafalowały. - Obawiam się, że nie mogę pozwolić ci odejść. Na pewno nie, zanim nie odbierzemy wynagrodzenia i nie opuścimy miasta. Potem możesz robić cokolwiek zechcesz.
- To odbierajcie sobie wynagrodzenie, nic mi do tego. - pomachała elfowi “swoją” głową wilkołaka przed nosem. - Ja swoją działkę już wzięłam.
-Obawiam się, że mogłabyś narazić albo siebie, albo nas na zbędne kłopoty, gdybyś poszła po nagrodę sama.
- Nie sądzę. - odparła kapłanka. - Znalazłam po prostu jednego, samotnego wilkołaka wracając z wieczornych modlitw, a wy całą drużyną znaleźliście pozostałe cztery. Poza tym z tego, co ten tam mówił. - wskazała na Kane’a. - To wy też nie pójdziecie wszyscy po pieniądze, bo jesteście poszukiwani.
-A jak wytłumaczysz fakt, że wilkołaki zwykle nie polują samotnie? Ponadto, spacerowałem po tym mieście i nie widziałem tutaj żadnej kaplicy Ilmatera. - Roześmiał się lekko elf. - Skąd w takim razie mogłabyś wracać?
- A któż im powie, że jestem kapłanką Ilmatera? - uśmiechnęła się chytrze. - Zresztą... to strata czasu. Jeśli tak bardzo się boicie tych zakonników to zostanę z wami do jutra. Byle bym dostała swoją działkę. - westchnęła i rzuciła Aranonowi głowę wilkołaka.
-O to możesz się nie bać. Co się zaś tyczy twego bóstwa, na pewno nie wyglądasz na Tormistkę, a inni bogowie nie są tu chyba zbyt mile widziani. - Cienie wokół elfa nieco się uspokoiły. - Ponadto jest coś, co mogłabyś zrobić jak się pożegnamy. Ale o tym później.
Elora pokiwała głową i podeszła bliżej, by przyjrzeć się przesłuchiwaniom schwytanego magika.

***

Aranon czym prędzej przystąpił do przeszukiwania więźnia. Ten z kolei nie stawiał zbyt dużego oporu, lecz jego twarz wyrażała zażenowanie zaistniałą sytuacją.
Po kilku chwilach czarnoksiężnik miał już w dłoniach dwie kule: jedna czerwono-pomarańczowa, zaś druga zielononiebieska. Miały w sobie niezwykłą i ewidentnie magiczną głębię, lecz elf nie mógł odgadnąć ich zastosowania.
Z innych interesujących rzeczy czarownik miał przy sobie jeszcze magiczne karwasze, oraz trzy mikstury leczące średnie rany.
Po przekonaniu Elory do pozostania, Aranon powrócił do schwytanego zaklinacza. Przedmioty znalazły już wcześniej bezpieczne schronienie w kieszeniach płaszcza. Elf odłożył ich identyfikację na później. Na chwilę obecną chciał dowiedzieć się jak najwięcej od więźnia. Potrząsnął nim lekko, będąc gotowym do działania w każdej chwili, gdyby ten zamierzał uciekać lub rzucać czar.
- Ej no, co ty wyprawiasz?! - oburzył się magik. - Czy ja wyglądam jak jakaś zabawka do szturchania? Poddałem się, nie?
-W takim razie może zacząłbyś opowiadać, kim jesteś i co tutaj robisz?
- Zapłacili mi... - wyjąkał po chwili wahania. - Jacyś ludzie z karczmy. Chyba druidzka sekta, czy inna pierdoła świrnięta na punkcie natury. Kazali mi się udać w tą część miasta i pilnować, żeby wilkom nic się nie stało. Na odchodnym obsypali mnie jakimś proszkiem, twierdząc że dzięki temu te bestie nie rozszarpią *mnie*.
-Możesz ich opisać? Masz wyznaczone miejsce spotkania z nimi?
- Opisać... ciemne płaszcze, chyba zielone. Jakieś dziwne, druidzkie symbole z tyłu. A spotkania z nimi żadnego nie będzie, bo jak kto głupi zapłacili mi z góry. Przyszedłem tu w sumie z ciekawości tylko. A potem ciekawość przerodziła się w chęć zobaczenia, jak was rozszarpują te zwierzaki. - uśmiechnął się złowieszczo.
-Ci... ludzie są już martwi. Co teraz zamierzasz?
- Nie twoja sprawa. - odparł nonszalancko magik poprawiając rękawy.
-Zdecydowanie moja... bo możesz już nie mieć przyszłości.
Twarz zaklinacza wykręciła się w nieprzyjemnym grymasie.
- Wyjeżdżam z miasta. - oznajmił wzdychając. - Raczej nie mam ochoty spotkać się z tymi... ludźmi. Wy raczej też nie powinniście.
- Gdzie ich spotkałeś? - zapytał David.
- W Heraldycznej Piątce. Zatrzymałem się tam. Podeszli do mojego stolika i... zwerbowali mnie.
- Śledziłeś ich po opuszczeniu lokalu? - dopytywał się bard.
- Po co? Zapłacili mi, wskazali cel... przyszedłem od razu tutaj.
- A po co polazłeś za wilkołakami? Z ciekawości tak? - minstrel skinął na niego głową - Idąc za tropem sądziłem, że chciałeś zobaczyć dokąd uda się ktoś, tak lekkomyślnie szastający gotówką. - David wykonał krótką przerwę na oddech. - Następne pytanie: czy widziałeś by ci tajemniczy druidzi rozmówili się z kimś jeszcze?
- Hmm... chyba chcieli, ale po rozmowie ze mną zainteresowali się nimi inni goście, należący do zakonu Torma, więc wyszli pospiesznie, nie mam pojęcia dokąd poszli.
- Gdzie spotkałeś wilkołaki? Znałeś je? - David kontynuował przesłuchanie.
- Znałem? Co za niedorzeczność! - mężczyzna wyglądał na urażonego. - Kręciłem się po okolicy i usłyszałem waszą “walkę”. To nie było zbyt trudne.
Bard poskubał się po brodzie: - A ten proszek, którym cię posypali? Domyślasz się co to mogło być?
- Coś... co odciąga wilkołaki? - magik wyraźnie nie miał pojęcia czym to faktycznie może być.
- Z mojej strony to wszystko. Może reszta ma do ciebie jakieś pytania - David zakończył przepytanie.

***

Noc minęła w miarę spokojnie, elf jak zwykle zbudził się wcześnie. Nie potrzebował tyle odpoczynku, ile ludzie. Wkrótce spotkali się przy śniadaniu. Choć elfowi nie podobało się kupowanie wozu, nie rzekł ani słowa.

Pewnym zdziwieniem za to okazała się śmierć Amaretty. Cóż, nie można z tym było za dużo zrobić. Według elfa ciało powinno było zostać w karczmie. Przemycenie go przez bramy miasta mogło okazać się zbyt niebezpieczne. Podobnie noszenie go gdziekolwiek w środku dnia. Elf ścisnął zwój, który ktoś podał mu w międzyczasie i wyrzekł tajemne słowo, które miało sprawić, że przedmiot rozsypie się w drobny pył.

Wieści na temat nagrody za głowy drużyny okazały się natomiast dość niepokojące. Należało działać. Być może zrobić jeszcze zakupy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:41.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172