Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2010, 01:16   #1
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
[DnD 3.5 FR] (18+) Żar krwawej nocy.

Karczma na końcu świata…

Było jeszcze zbyt wcześnie, by ludzie schodzili się do gospody na wieczorne hulaki i zabawy. Jednak taka wieczorna pora była w sam raz na coś innego…
- Chodźcie dzieci! – zawołał lokalny bajarz siadając na stołku i otwierając księgę. – Opowiem wam dzisiaj… o Rozciągniętym Lesie.

Staruszek zaczekał, aż wszyscy usiądą dookoła niego na podłodze i zaczął powoli przewracać stronice swojego, niemal legendarnego w tych okolicach, woluminu z opowieściami.


Odczekał chwilę, chrząknął i zaczął mówić:
- Rozciągnięty Las, moi drodzy, znajduje się na Zachodnich Ziemiach Centralnych. Zamieszkują go różnorakie dziwne stworzenia – w większości baśniowe satyry, mężne centaury, podstępne gobliny, oraz gnolle. – przewrócił stronę. – Jest to również miejsce jednego z nielicznych w tamtych okolicach Gaju Druidów. Jednak ci, którzy się nim opiekują, nie są spokojnymi staruszkami, którzy jedynie dbają o zagajnik. O nie. Tamtejsi strażnicy natury są bardzo wojowniczy, ponieważ las wiele wycierpiał z rąk goblinów i kłusowników.

Staruszek zakasłał i znów przewrócił stronę.
- Jednak ta opowieść nie będzie o druidach, moje dzieci. Pragnę przedstawić wam historię szóstki podróżników, których los zetknął ze sobą w niewielkiej wsi na skraju lasu… w Stalowych Dybach. Ich imiona brzmiały: Aranon, Turion, Bared, Cerre, Dant i Takshor. Ich zadanie polegało na odnalezieniu pięciu ludzi, którzy zaginęli w tamtym regionie. Mężni bohaterzy z miejsca podzielili się na dwie drużyny. Jedna poszła do samego lasu, zaś druga na wschód, ku polom.

- Druga z grup napotkała dziwnego ducha kobiety, który wyjawił im niezrozumiałą wizję. Nie mieli jednak oni czasu, by się nad nią rozwodzić, gdyż miejscowi mieszkańcy, polne skrzaty, wypędziły ich stamtąd. W drodze powrotnej łotrzyk Bared został postrzelony w ramię. Strzała, która tkwiła w jego ramieniu zawierała informację, by cała drużyna zaprzestała starań. Oczywiście szantaż został zignorowali i pierwsza z dwóch grup powróciła do wioski.

- W międzyczasie ci, którzy poszli do lasu natknęli się na nieprzyjaznego druida z którym wdali się w bójkę. Przegrali. Satyr, bo tym był druid, zażądał by część tej grupy powróciła do wioski i sprowadziła pozostałych, bowiem dowiedział się, że wśród naszych bohaterów również jest strażnik natury. Druid zaś wziął jednego z ich towarzyszy jako zakładnika.

- Poszli więc. Nim jednak dotarli na miejsce, jeden z tych, którzy byli już w Dybach, postanowił wybrać się na samotną wędrówkę do lasu. Rozgniewał się mocno na ich zleceniodawcę, bowiem sądził że wcześniejszy szantaż pochodzi od niego. Kiedy drużyna się zjednoczyła w składzie czterech osób, ruszyli z powrotem do lasu, by odzyskać „zakładnika”. Spotkali po drodze jednak tropiciela imieniem Kaldor, który zarzekał się, że w okolicy jest półork i że musi go zgładzić. Towarzysze, podejrzewając że chodzi mu o ich druha, Takshora, zwiedli łowcę fałszywymi informacjami i ruszyli w swoją drogę.

- Gdy dotarli na miejsce, gdzie satyr więził Cerre, zamiast druida spotkali rudowłosą kobietę, która zaopiekowała się więźniem lecząc jej rany. Chwilę później stało się jednak straszne nieszczęście: oto z lasu wypadł ork, który chciał zaatakować rudowłosą Cristin. Kiedy ta się obroniła zabijając bestię, okazało się, że to była iluzja i że tak naprawdę zabiła jednego z poszukiwanych przez bohaterów ludzi. Postanowiła dołączyć do towarzyszy, którzy dostrzegli w krzakach nieopodal… szpiega! Szybko go obezwładnili i ruszyli z nim z powrotem do wioski.

- W międzyczasie półork Takshor zdążył już wrócić do wioski, by odkryć straszną rzecz: oto ktoś zastawił pułapkę na… kolejną zaginioną osobę! Zasadzka zadziałała i niewinny człowiek zginął, zaś bohater postanowił wyruszyć na poszukiwanie pozostałych towarzyszy, by podzielić się z nimi tymi wieśćmy. Kiedy wszedł do lasu, ujrzał rzecz jeszcze straszniejszą: całą polanę usłaną w ciałach martwych goblinów, wśród których dostrzegł zwłoki swojego brata. Nieopodal też leżał ciężko ranny człowiek, który twierdził że jest odpowiedzialny za tą rzeź.

- Jednak Takshor go nie zabił, by pomścić swego brata – stwierdził, że nie widzi w tym sensu, gdyż nie przywróci w ten sposób nikomu życia. Opatrzył nawet rany mężczyzny i odesłał go do wioski. Człowiek poprzysiągł mu zemstę przy następnym spotkaniu… Półork tymczasem urządził swemu zmarłemu bratu godny pochówek. W sam czas, by dołączyli do niego pozostali towarzysze i wszyscy razem udali się do wioski.

- Na miejscu okazało się, że ich zleceniodawca spotkał białowłosego mężczyznę, który wchodził w skład poprzedniej drużyny wykonującej ich zadanie. Człowiek, a imię jego brzmiało Kane, jako jedyny przeżył zasadzkę goblinów. Co więcej, znalazł małą dziewczynkę, która była jedną z zaginionych osób w wiosce. Zdążył nawet walczyć w jej obronie przed bandytą w czarnym płaszczu...
 

Ostatnio edytowane przez Gettor : 24-08-2010 o 13:14.
Gettor jest offline  
Stary 24-08-2010, 18:59   #2
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Grupie udało się dotrzeć do wioski dość szybko by usłyszeć jeszcze kawałek rozmowy kapitana i białowłosego nieznajomego. Nieznajomy. Już na pierwszy rzut oka widać było że to doświadczony wojownik. Niezbyt przyjemna twarz z wielką blizną tylko to potwierdzała. Wyglądał by na zwykłego podróżnikia, znoszone buty, znoszony płaszcz, gdyby nie te dziwaczne białe włosy. Nikt tego jednak nie skomentował.

- Wygląda na to, że tak... - słowa kapitana potwierdził Kane nieprzejęty specjalnie przybyciem awanturników. - Niestety, moi... - odchrząknął - kompani polegli, jedynie mi udało się przeżyć walkę z goblinami.
- Goblinami? - Greive zamyślił się na chwilę. - Ach... no cóż, wypadki się zdarzają.
Po tych słowach kapitan zwrócił się do wszystkich, także nowoprzybyłych.
- A oto “nowa” grupa poszukiwawcza. - wyjaśnił, po czym zerknął na Cristin. - Jak widzę wciąż cała i zdrowa. A nawet powiększa swoje rozmiary... Myślę, że powinniście się poznać, o ile chcesz nadal wykonać zlecenie... w całości.
- A tymczasem zechciejcie mi wyjaśnić, kim jest ten osobnik? - tu kapitan wskazał na związanego mężczyznę w czarnym kapturze.
-Kapitanie - zaczął druid. - Ten oto człowiek - Tu wskazał mężczyznę, którego pojmali. - Śledził nas. Nie wiem czy od dłuższego czasu, ale gdy napotkaliśmy oto tą kobietę. - Popatrzył się na rudowłosą. - Ten czaił się w pobliskich krzakach. Ale żem go wypatrzył... no a reszty można się już domyślić. - uśmiechnął się lekko.
Kapitan uniósł prawą brew.
- Czyli uratowaliście damę z opresji, czy tak? - spytał. - Chwalebne, naprawdę... ale po co go tu ściągaliście?
-Nie jestem nimi, ale mogę się domyślać panie kapitanie że chodziło im o przesłuchanie.- Półork nie mógł sobie odpuścić tej okazji, by jeszcze raz się ponabijać z kapitana, choć widać było że nie robi tego tak raźnie jak zazwyczaj.
- Przesłuchanie? W sprawie podglądania kobiety? Nie muszę go o nic pytać, by się domyślić dlaczego mógł coś takiego... robić.
- Tak, masz rację - odrzekł do półorka. - Chodzi o przesłuchanie. - Przerwał na chwilę. - A co do tej kobiety - Cristin, myślę że sama by sobie poradziła. Ale raczej nie oto chodziło temu oprychowi. Chciał raczej pozyskać jakiekolwiek informacje o naszej drużynie. Ten to nie pierwszy, który nas śledził... a może to ten sam. - zamyślił się Turion.
- Ach... tak. - kapitan przetarł czoło ręką. - No tak, to zmienia postać rzeczy. Oczywiście, że zostanie przesłuchany, jednak nie mogę się tym w tej chwili zająć. Muszę tą dziewczynkę zaprowadzić w odpowiednie miejsce i zapewnić jej opiekę... i ochronę.
- Zostawcie tego człowieka z moimi ludźmi. - tu machnął ręką w stronę gruzowiska, przy którym krzątali się zbrojni. - I jeśli to wszystko, to obawiam się że mam obowiązki, którymi muszę się zająć.
-Jeszcze jedno kapitanie. Czy dotarł tu człowiek któremu wskazałem drogę do wioski?
- Co? Nie wiem o kim mówisz... - kapitan zamyślił się na chwilę. - Kto taki?
-Pewien tropiciel. Był ranny. Nie przedstawił się jednak, a ja za bardzo nie miałem ochoty go o to wypytywać. No nic, myślę że i tak go jeszcze spotkam.
- Jeżeli mogę się wtrącić... - rzekł Kane. - Kim jest ta dziewczynka? - zwrócił się do kapitana.
Nim kapitan zdążył odpowiedzieć wojownikowi, Cristin wyrwała się naprzód i chwyciła półorka za kołnierz.
- Tropiciel? Ranny? Jak... Jak wyglądał? - wyglądała na bardzo przejętą i nieco zdenerwowaną.
- Wysoki, ciemne włosy, Nieźle pocharatany. To wszystko co pamiętam, nie przyglądałem mu się gdy go opatrywałem.
- Kapitanie ale to nie wszystko, na tym nie kończy się akcja. - powiedział z lekkim uśmiechem druid. - Gdy my rozmawialiśmy z Cristin, napadł na nas, a raczej na nią - Ork.. a raczej człowiek w orka przemieniony.
Kane, widocznie podirytowany wtrącił się ponownie.
- Moge uzyskać odpowiedź na me pytanie? - Spytał łaskawie kapitana.
Kapitan był lekko zdezorientowany, jednak po chwili odzyskał rezon.
- Panie Kane, ta dziewczynka jest jedną z zaginionych osób, których poszukiwaliście. Nazywa się Argata. Jest córką... drwala, raczej nic niezwykłego nie ma w niej samej.
Następnie zwrócił się do Turiona, tym razem ze złowieszczym uśmiechem.
- Iluzja powiadasz? I to pewnie jeden z tych zaginionych... och tak, porozmawiam sobie z tym człowiekiem.
Cristin zaś była w lekkim szoku - puściła orka i wyszeptała:
- Ranny... - po czym rzuciła się biegiem w stronę lasu.
-Eh, to ja chyba pobiegnę za nią, bo chyba nie ciągnęliście jej tu bez powodu.- I półork pognał za nią, w biegu już krzycząc. - Poczekaj na mnie to wskażę ci drogę.

Przez kilka chwil kobieta wciąż biegła, nie zważając na próby dogonienia i oferowanej pomocy. W końcu jednak zwolniła i zatrzymała się zmęczona samym biegiem. Po chwili tropiciel dotarł do niej i powtórzył swoja ofertę.

-Nie wiem... Nie sądzę... - odparła dysząc. - Nie sądzę, byś chciał mi pomóc... widzisz, Kaldor... niespecjalnie przepada za takimi jak ty...
-Dobrze o tym wiem, zabił mojego brata. Ale ty możesz być nam potrzebna, a ja jestem potrzebny tobie żeby go znaleźć najszybciej jak potrafisz.

Oczy kobiety rozszerzyły się na chwilę.
- Twojego brata? Ja... tak mi przykro... to znaczy... ja... nie wiem... nie wiem co powiedzieć. Rozumiem go i jego... dążenia. Teraz to wszystko inaczej wygląda... nigdy nie myślałam o tym w ten sposób...
Po chwili zorientowała się, że mówi sama do siebie.
- Wybacz, naprawdę mi przykro...
- Trup to trup. Każdy kto się tu wychował jest gotowy na smierć. Nadal czuję ból, ale nic na to nie poradzisz. No może wybijesz mu z głowy walkę ze mną. Ale raczej w to wątpię. Widziałem jego oczy, nie ustąpi.
- Masz rację, nie ustąpi.
- odparła. - On... dużo przeszedł. Bardzo dużo nawet... i jak na złość to wszystko z rąk orków. Obawiam się, że nawet jako mieszaniec jesteś dla niego tylko potworem, istotą pozbawioną uczuć, skrupułów, która jest w stanie tylko zabijać, niszczyć, grabić i... tym podobne.
-Zauważyłem, ale nie bardzo mnie to obchodzi. Nie zrozum mnie źle. Tutaj każdy musiał dużo znieść, i musi być przygotowany na więcej. A teraz w tę stronę, spróbuję go tropić od polany na której widziałem go poraz ostatni.
- Dobrze, chodźmy więc.


Udało im się dotrzeć do polany. Ziemia jeszcze przez jakiś czas będzie czerwona od krwi którą wypiła tego dnia. Ciała lezły tak jak przedtem, zastygłe w pozie ostatnich chwil życia. Nawet bezimienna mogiła zaczynała wtapiać się w krajobraz. Deszcz ubił już ziemię dookoła i zmył brud z kamieni. Niedługo będzie wyglądać tak jakby była tu od wieków. Półork popatrzył w stronę drzew za którymi poraz ostatni widział cień mężczyzny.

-Tędy, spróbujmy go znaleźć.
 
Jendker jest offline  
Stary 24-08-2010, 19:04   #3
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Czy to jeden z zagubionych to nie wiem - odpowiedział kapitanowi Turion. - Ale z tego co pamiętam zakneblowane usta miał, więc możliwe, ze to jeden z tych zaginionych. I jeszcze coś - dodał po chwili. - Miał przy sobie małą kartkę, na której widniał tajemniczy tekst. Staraliśmy się go odszyfrować, ale chyba się nam nie udało.
- Czy mógłbym ją zobaczyć? - zapytał wojownik. - Znam kilka języków, być może tekst jest napisany jednym z nich.
-Źle zrozumiałeś naszego druida. - Przerwał milczenie elf. - Nie chodzi o to, że tekst jest napisany niezrozumiale. Jego znaczenie może natomiast nieco umykać... naszym umysłom.
- W takim razie, panowie. - powiedział kapitan, po czym zwrócił się do Cerre. - I panie... widzę, że macie osobiste sprawy do załatwienia. Nie będę wam zatem zabierał więcej czasu...
- Chodź Argato. Zabiorę cię do twoich rodziców. - Na te słowa dziewczynka aż podskoczyła z radości i wraz z kapitanem odeszli.
- To co robimy z tym? - wskazał na pojmanego. - Nie znam się na przesłuchaniach, dlatego oddaje go w wasze ręce. - zaśmiał się lekko, po czym pogłaskał swego orła po grzbiecie.
- Ja za kolei chciałbym was poznać. Wygląda na to, że po porażce mojej grupy zostałem bez drużyny. Godzicie się bym teraz wyruszył z wami? - Kane zapytał grupkę poszukiwaczy przygód stojących przed nim.
- Bared - przedstawił się. - Nie mam nic przeciwko temu, żebyś się przyłączył. Im nas więcej, tym zabawniej.
Aranon zmierzył człowieka wzrokiem.
-Możesz iść. - Powiedział i odwrócił się w stronę pojmanego osobnika.
Dant zmierzył wzrokiem nowego członka drużyny. Wyglądał na twardego wojownika. Przyda się grupce, która dostała baty od satyra...
- Zatem - powiedział po chwili namysłu - proponuję, byśmy przesłuchali go we własnym zakresie, najpierw łagodnie, potem... naciskając tu i ówdzie. A potem udajmy się za naszą nową żeńską zdobyczą, goniącą swego narzeczonego fanatyka, którą goni nasz półorczy kolega.
- Przesłuchamy go bardzo kulturalnie - Bared uśmiechnął się w sposób, który pewnie nie spodobałby się Cristine. Na szczęście dziewczyna tego nie widziała. - Jestem pewien, że zrozumie, iż warto się z nami podzielić wiedzą. Sądzę, że będzie wolał rozmowę z nami, niż z mieszkańcami wioski. Rozrywanie na strzępy nie jest zbyt przyjemną formą umierania, a ‘tubylcy’ z pewnością z przyjemnością wyślą go na drugi świat.
- Potem, mam nadzieję, zobaczymy również, co kryje się w miejscu owego iksa na mapie - dodał.
Cerre przysłuchała się rozmowie kompanii, taksowała spojrzeniem znalazcę małej dziewczynki. Tym razem diablę nie odezwało się ani słowem, swoje przemyślenia wolało pozostawić dla siebie. Nie była też taka pewna co do pojmanego właściciela podejrzanego medalionu. Do kręgu podejrzanych dołączyli się też wyznawcy Cyrica. Tych było coraz więcej, poszlak jednak tak prędko nie przybywało, niestety.
Rogata jedynie skinęła głową w kierunku nowicjusza na znak, że może dołączyć do grupy. Co do grupy... wygląda na to, że ubyło z niej z dwie osoby: półork podszedł towarzyszyć Cristine w poszukiwaniach jej narzeczonego.
- Skoro się niektórzy uparli na tego iksa... - mruknęła, nie podzielając przedwcześnie radości odnośnie mapy i krzyżyka. - To nie wydaje mi się, żeby to wszystko wyglądało tak ładnie i prosto, może będą tam pułapki? I zastanawia mnie jeszcze ten amulet tego gościa...
- Tych ‘niektórych’ jest tak mało - powiedział Bared - że można sprawę mapy odłożyć na czas późniejszy. Przesłuchamy naszego gościa, schowamy gdzieś... Jeśli nas okłamie, to wybierze bardzo skomplikowany i męczący dla zainteresowanego sposób samobójstwa, bo nikt nie przyjdzie, by go uwolnić. Jeśli powie prawdę, to w nagrodę zdobędzie życie.
- Mnie również zastanawia ten amulet. - Bared zwrócił się do Cerre. - Może nasz znajomy kapłan będzie potrafił coś powiedzieć. Wygląda na kogoś, kto wiele wie.
- Wy tu sobie pogadajcie i podzielcie się informacjami, a ja odwiedzę Trasiga - dodał i ruszył w stronę kapliczki.

Drzwi do kapliczki były otwarte.
Zjawisko o tyle dziwne, że pogoda nie należała do najlepszych. Nikt nie lubił, gdy krople deszczu, miast zostać za progiem, wkraczały do domu, a wilgoć wkraczała do wnętrza.
Co prawda kapłan mógł mieć gościa, który nie zamknął za sobą drzwi, albo też podmuch wiatru otworzył niestarannie zamknięte drzwi, ale... lepiej było przygotować się na wszelkie niespodzianki. Szczególnie te niemiłe, jako że ostatnimi czasy o przyjemne w tej okolicy było trudno. A nawet jeśli zdarzały się takie, jak Cristin, to znikały szybciej, niż się pojawiły.
Z zachowaniem wszelkich środków ostrożności Bared wślizgnął się do środka.

Wszędzie była krew. Na podłodze, na ołtarzu, na ścianach. Nawet na suficie można było dostrzec krwawą plamę.
Cała ta krew, jak można było sądzić, pochodziła z jednego źródła. Na podłodze leżał kapłan. Ten sam, który wcześniej pomógł Baredowi. Tym razem pomoc przydałaby się Trasigowi, jednak Bared nie sądził, by ktokolwiek w tej okolicy potrafił wskrzeszać martwych.
Prócz nietypowej kolorystyki w oczy rzucał się jeszcze jeden element wystroju wnętrza - na ołtarzu, zamiast symbolu Pelora, wisiał taki sam symbol, który był na znalezionym przez Bareda medalionie. Znak Cyrica…

Ruch, dostrzeżony kątem oka, o mały włos uszedłby uwadze Bareda. Nic dziwnego w takiej scenerii, gdy uwaga zajęta była czymś innym.
Po prawej stronie, przy samej ścianie...
Ten, kto usiłował ukryć się w cieniu, robił to całkiem nieźle. Gdyby się nie poruszył...
Bared odwrócił się, z rapierem w dłoni.

Pod odległą o trzy metry ścianą ktoś stał.
Odziana na czarno sylwetka z plamą zamiast twarzy niemal stapiała się z tłem... Sądząc z wzrostu i kształtu był to człowiek, ale równie dobrze mógłby to być każdy inny humanoid. Uzbrojony, prawdopodobnie, w sztylet. Prawdopodobnie...

- Dobra, gratuluję – powiedziała ciemna sylwetka. Mężczyzna, sądząc z głosu. – Dostrzegłeś mnie, godne podziwu.
Postać zrobiła krok w stronę Bereda. Teraz miał pewność, że ma w ręce sztylet i to cały czerwony we krwi. Jednak jego twarzy nadal nie można było zobaczyć.
- Możemy to rozwiązać na dwa sposoby. – powiedział mężczyzna. – Pierwsze, pójdziesz w kierunku ołtarza, policzysz do dziesięciu i więcej mnie nie zobaczysz. Albo drugie… dołączysz do tego starca.

Wybór był prosty.
Cofnąć się o kilka kroków i pozwolić tamtemu odejść. A potem próbować go złapać. Cóż prostszego.
- Chodźcie tu! - krzyknął Bared, równocześnie zadając cios.
Chybił. Haniebnie chybił.
Przeciwnik miał więcej szczęścia, trafiając Bareda w ramię.
Ręka łotrzyka prawie natychmiast stała się drętwa, a po krótkiej chwili to samo stało się z całym jego ciałem.
- Nie mam czasu się z tobą bawić - powiedział mężczyzna i odszedł, zostawiając sparaliżowanego Bareda samemu sobie.

Cholerne uczucie. Wszystko się słyszy, wszystko się widzi, a nawet człowiek nie może upaść, tylko stoi.
Dureń.
Cóż, powinien się cieszyć, że przeciwnik okazał się głupcem, skoro zostawił go przy życiu.
Tylko dlaczego?
 
Kerm jest offline  
Stary 24-08-2010, 22:23   #4
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
-Trasig? - spytała druida Cerre, gdy tylko łotrzyk się oddalił - Wygląda na to, że chyba nie jestem do końca z tym wszystkim zaznajomiona...
Kane słuchał uważnie słów nowych towarzyszy i nie mógł sobie wszystkiego poukładać.

- Widzę, że zdobyliście więcej poszlak... Mógłby mi ktoś opowiedzieć nieco o przebiegu waszej misji? Takie wdrożenie bardzo by mi pomogło, szczególnie, że potrafię nie tylko machać mieczem - uśmiechnął się.

- Trasig - odpowiedział. - to kapłan, który bodajże uleczył Bareda, kiedy tego dosięgła i skaleczyła strzała naszego prześladowcy. - uśmiechnął się. - Było to kiedy ty byłaś w lesie, a my wracaliśmy z łąk do wioski. - Następnie z już mniejszym uśmiechem odpowiedział nowo przybyłemu. - A co do skrótu naszych dotychczasowych działań - powiedział druid i zamyślił się na chwilę. - Na początku nasza drużyna podzieliła się dwie grupy. Pierwsi - czyli ja, Bared i półork, poszliśmy na łąki, gdzie ponoć dokonano jednego z porwań. Spotkaliśmy tam skrzaty, które z resztą chciał się nas pozbyć. Ale nie to było głównym wydarzeniem tamtego czasu. Ukazała się nam ogromnych rozmiarów zjawa kobiety, odzianej w biel. Przemówiła do nas w języku leśnych istot... ale już nie pamiętam zbyt dobrze co takiego rzekła. - Zastopował na chwilę żeby odsapnąć. Kontynuował opowieść. - Następnie wyruszyliśmy do wioski, i to właśnie wtedy zaatakował nas pierwszy ze śledzących nas. On także przekazał wiadomość, ażeby to przestaliśmy pomagać kapitanowi. Mój orzeł - zerknął na orła. - starał wyśledzić gdzie ten polazł, ale zgubił jego trop w gęstym lesie. Następnie spotkaliśmy swych towarzyszy, czyli tą drugą grupę, która zdecydowała się pójść do druidów, sądząc iż to oni mają coś wspólnego z zniknięcami - zaśmiał się lekko. - No i w sumie to tyle, dalsze wydarzenia już znasz. - uśmiechnął się tylko nieznacznie. - Jeżeli Cerre chciała by coś dodać to proszę.

- Odnośnie waszej grupy, Turionie, nie mam nic do dodania - wtenczas głos zabrała rogata. - Ja, Dant i Aranon udaliśmy się do lasu, gdzie zaczepił nas satyr z paroma wilkami - większość szczegółów wolała pominąć z pewnych względów. - Reszty nie pamiętam, otoczyli mnie i przebili. W każdym bądź razie - satyr, z którym później udało mi się cudem nawiązać kontakt narzucał mi, że niby ja pierwsza zaatakowałam... - prychnęła. - Wspomniał też, że o tych zaginięciach nic nie wie, ale ja coś mu dowierzać nie mogę. Twierdził jeszcze, że częściej niż orki spotyka tam - wymieniła. - Ogry, gobliny, gnolle. A odnośnie samego satyra...

- Zwał się Irahhax i ponoć przynależy do Synów Dębu czy jak oni tam siebie zwą - zwróciła się ponownie do Turiona, kiedy skończyła pobieżnie opoiwadać Kane’owi. - Tak, mam jeszcze coś do dodania. Wspomniałeś coś o strzale, Turionie?

-Tak - odpowiedział druid. - Gdy wracaliśmy z łąk do wioski, zaatakował nas, a raczej chciał przekazać wiadomość, jakiś osobnik odziany w szary płaszcz, przesłał nam wiadomość zaczepioną o strzałę. Ta jednak ugodziła Bareda, który z raną poszedł do wspomnianego już kapłana. I jak już tez wspomniałem, wiadomość informowała nas, że mamy zakończyć pomagać kapitanowi. - odetchnął na chwilę po czym kontunował. - I chyba to nie koniec tej wiadomości, ale nie potrafię sobie przypomnieć co było dalej na kartce papieru. Być może sobie przypomnę, ale w tej chwili to wszystko co pamiętam. - uśmiechnął się tylko i zaczął znowu rozmyślać.

- Wygląda na to, że ktoś tu nie lubi Graive’a - Cerre spojrzała w kierunku budynku, do którego udał się Bared. - I komuś zależy, żeby tych zaginionych ktoś nie odnalazł... A tak właściwie, gdzie udał się Graive?

- Kapitan poszedł odprowadzić tą małą dziewczynkę do jej rodziców - odrzekł Turion. - I zgadzam się z twoimi przypuszczeniami co do kapitana Graive. I według mnie to i nas już ten ktoś nie lubi - zaśmiał się lekko.
- Może ktoś ten szykuje się na Graive’a. Właściwie, gdybym go nienawidziła, zamierzałabym się jakoś go pozbyć. Póki co dogłębnie nie znam pana kapitana.

-Tu także się z tobą zgodzę. Ktoś chce aby te wszystkie zniknięcia nie wyszły na jaw. Na nas też już polują, więc musimy stać na baczności.

- Wiecie co- odezwał się nagle Dant - sprawdziłbym, czy ta dziewczynka naprawdę dotarła do rodziców. Tak gwoli ostrożności - szkoda, żeby wysiłek Kane’a - tutaj skinął głową z uznaniem w stronę nowego - się zmarnował...

- Nie sądzę, żeby kapitan miał problem z odprowadzeniem dziewczynki - opowiedział do Danta. - Ale jeżeli tak bardzo chcesz to możemy iść sprawdzić czy została doprowadzona na miejsce. - zakończywszy odpowiedź uśmiechnął się nieznacznie.

- To ja tutaj zostanę i będę mieć oko na tego złapanego - zdecydowała się Cerre. - Tak na wypadek można byłoby mieć też kapitana na oku.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 24-08-2010, 22:29   #5
 
Olian's Avatar
 
Reputacja: 1 Olian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skałOlian jest jak klejnot wśród skał
Dant, Aranon, Turion i Kane postanowili pójść za kapitanem, by się przekonać jak Greive sobie radzi z dziewczynką.
Kiedy zbliżyli się do rogu budynku, za którym zniknął mężczyzna, usłyszeli głos:
- ...powiesiła się, a jej ojciec się zwyczajnie zapił. - stwierdził jakiś niski, męski głos.

- Jasna cholera - powiedział głos należący do kapitana. - Czyli że... ona jest sierotą?

- Nie inaczej, sir.

Po chwili niemal wpadliście na siebie - kapitan wyszedł zza rogu. Jego twarz wyraziła wielkie zdziwienie waszym widokiem.
- A cóż to, szpiegujecie mnie? A może podejrzewacie, że chcę tą biedną dziewczynę wykorzystać? - powiedział lodowatym tonem, zaś jego oczy przewiercały po kolei każdego z was.

-Proszę mi wybaczyć, ale nie rozumiem, kapitanie. Jak chciałby pan wykorzystać tą małą dziewczynkę? - Odezwał się elf z wyrazem zakłopotania na twarzy.

- Wy mi powiedźcie. Przecież to wy mnie śledzicie, tak? - odpowiedział Greive niewzruszony.

-Cóż, myślałem, że skoro kapitan nas posądza o szpiegowanie i podejrzewanie o wykorzystywanie, to przynajmniej ma jakieś konkretne propozycje dotyczące tych czynów. Skoro jednak nie ma takich, to może przejdziemy do tego, co było celem naszej rozmowy z panem kapitanem?

Twarz kapitana ze zdziwienia przeszła do znużenia i tego rodzaju rezygnacji, który wyrażał mniej więcej "Znowu ci idioci... za jakie grzechy?"
- Mówcie więc. - westchnął

-W związku z pojednaniem dziewczynki z rodzicami, które miało nastąpić, pomyślałem, iż rozsądnym wydawałoby się ustalenie, czy możliwe jest przeprowadzenie wywiadu mającego na celu ustalenie potencjalnego przebiegu wydarzeń oraz zdobycie informacji o sprawcach ekstrakcji języka z ciała.

- JAK ŚMIESZ?! - krzyknął kapitan. - Masz pojęcie, przez co to dziecko przeszło przez ostatnie tygodnie? Spojrzałeś jej chociaż raz w oczy? Nie... gdybyś to zrobił, nawet nie pomyślałbyś o czymś takim.
Po chwili, kiedy się nieco uspokoił, dodał:
- Tam macie więźnia, z nim przeprowadzajcie sobie wywiady.

- Kapitanie - Aranon popatrzył człowiekowi w oczy. - Widziałem rzeczy o wiele gorsze. Takie, których pan nie byłby sobie w stanie wyobrazić... Nigdy jednak nie powstrzymało mnie to przed szukaniem odpowiedzi na pytania. Jeśli przestaje się szukać wskazówek, to znaczy, że nie zależy nam na ukaraniu winnych zbrodni. Zgadzam się, że to dziecko cierpi, ale wiem również, że może posiadać ważne informacje. Wybór zaś nie należy tylko do pana, ale też do opiekunów dziewczynki i jej samej.

- Właśnie się dowiedziałem, że dziewczynka jest sierotą. - wycedził kapitan przez zęby. - Więc aktualnie znajduje się pod moją opieką. I nie pozwolę wam wykorzystywać jej w tym śledztwie. Jest ofiarą i należy jej się święty spokój po tak traumatycznych przeżyciach.

- Posłuchaj, kapitanie - wtrącił Dant - wiem, że leży ci na sercu dobro tych ludzi, wszystkich i każdego z nich osobno. Wiem też, że nie chcesz większej ilości ofiar i przewlekania tej sprawy. Obawiam się jednak, że jeżeli nie przesłuchamy i dziewczynki i więźnia, może nam umknąć kilka elementów układanki. Jeżeli nie będziemy dysponowali jak największą wiedzą, śledztwo się wydłuży, a ci, którzy za tym stoją, raczej spróbują dokończyć krwawego dzieła, czemukolwiek ono służy, niż je skończyć. Przy tym obiecuję, że będziemy do tej dziewczynki podchodzić delikatnie jak do jedwabiu z Calimshanu.

Kapitan patrzył to na jednego, to na drugiego z was, aż w końcu…
- Zgoda. – powiedział. – Ale pierw ona musi zjeść coś ciepłego, przebrać się i odpocząć. I ja sam będę przy tym „przesłuchaniu”.

-Dziękuję kapitanie, nie zawiedziemy cię.
 
Olian jest offline  
Stary 24-08-2010, 22:58   #6
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Nagle usłyszęliście głośny krzyk “Chodźcie tu!”. Każdy z was znał ten głos, a należał on do Bareda. Czyżby łotrzyk miał jakieś problemy z kapłanem?
- Idźcie to sprawdzić. - polecił wam kapitan. - Ja zajmę się dziewczyną. Jutro rano będziecie mogli się z nią spotkać.
Dant, Turion, Aranon i Kane poszli w stronę kapliczki. Po drodze dostrzegli pewien... kształt. Ciemny, bardzo szybko poruszający się kształt. Po chwili dziwny obiekt wybiegł z wioski wschodnim wyjściem i... tyle z niego było.
Kiedy zaś weszli do kapliczki, ujrzeli Bareda stojącego w bezruchu przy samym wejściu. Z niewiadomych powodów zastygł jakby w pozycji obronnej. Jednak to nie była jedyna niespodzianka - pomieszczenie było całe we krwi, zaś na podłodze było jej źródło: martwy kapłan Pelora.
Jakby tego było mało, na ołtarzu znajdującym się po drugiej stronie komnaty, zamiast symbolu boga słońca, był symbol Cyrica - czaszka bez szczęki na tle czarnego słońca.
- Dancie - głos elfa był spokojny i opanowany - biegnij, proszę, po kapitana Greive’a. Kane, wyprowadź stąd Bareda i nikogo nie wpuszczaj. Turionie, masz jakieś pomysły na pozbycie się obecności Cyrica w tym przybytku? - Z ostatnimi słowami elf zaczął wymawiać krótką modlitwę do Corellona Larethiana, którą pamiętał jeszcze z dawnych czasów.
- Raczej ‘wynieś’ - odezwał się Bared. - Nie zrobię ani kroku. Ale chyba w tym miejscu nikomu nie zawadzam. Poza tym tu jest sucho, a na zewnątrz pada.
Dant natychmiast pobiegł wypełnić prośbę elfa, bez oglądania się do tyłu.
- Kapitanie - zawołał zdyszany, gdy już dotarł na miejsce - w świątyni zaszły wypadki, o których... na pewno chcesz wiedzieć. Chodź, proszę, szybko za mną.
Chwilę po zakończeniu modlitwy Aranon zaczął wypowiadać o wiele bardziej tajemnicze słowa, które niewielu potrafiłoby zrozumieć. Efekt był dość prosty: promień fioletowej energii wystrzelił z palców elfa prosto w symbol Cyrica, na którym natychmiast pojawiło się duże pęknięcie.
Słysząc trzask pękającego symbolu Bared odruchowo chciał odwrócić głowę. I zaskoczony stwierdził, że może się poruszyć.
- Minęło...
Poruszył rękami by się przekonać, czy nie ulega złudzeniu.
- Niech to szlag... Ale miłe uczucie...
-Co się stało?
- Niech to szlag... - powiedział Bared innym tonem. Nie wdawał się w tłumaczenia. - Zaraz tu będzie kapitan. Muszę coś znaleźć...
Jeszcze w czasie gdy mówił podszedł do ciała kapłana. Niestety, ten nic przy sobie nie miał, prócz nieprzydatnego dla Bareda symbolu Pelora. Był z pozłacanego brązu, ale nawet gdyby był z czystego złota to i tak zabieranie go, choć kapłanowi był jeszcze mniej potrzebny, byłoby przesadą.
- Gdzie on to... - wymruczał pod nosem Bared. Skierował się w stronę najbardziej prawdopodobnego miejsca ukrycia wartościowych przedmiotów - do ołtarza.
Dla wprawnego oka znalezienie skrytki nie było zbyt trudne, podobnie jak dla wprawnych palców jej otwarcie. Nim do kaplicy dotarł zasapany nieco kapitan, w plecaku Bareda znalazły się cztery flakoniki pełne tajemniczych mikstur, dwa bukłaki z cieczą, zapewne wodą święconą, niepozorny, srebrny pierścionek i wydająca miły dla ucha dźwięk i obdarzona miłą wagą sakiewka.
Kane tymczasem polecił duszę zmarłego kapłana Kelemvorowi. Bared nie potrzebował już pomocy w opuszczeniu świątyni, co było widać po jego determinacji w przeszukiwaniu dóbr kościelnych.
- Smutna sprawa... Wygląda na to, że ktoś zawsze nas ubiega o krok. Ciekaw jestem, czy idąc przesłuchać więźnia nie spotkają nas jeszcze większe niespodzianki - mówił spokojnie, jak gdyby niewzruszony brutalną scenerią świątyni.
Po chwili do kaplicy wpadł Dant z kapitanem Greive. Kiedy tylko ten drugi zobaczył pomieszczenie, zakrył usta dłonią i z trudem powstrzymał odruch wymiotny.
Kiedy tylko zorientował się dokładniej w sytuacji, wezwał swoich żołnierzy żeby zabrali ciało kapłana i posprzątali w kaplicy.
- A wy. - zwrócił się do was. - Powinniście przesłuchać tego z którym przyszliście. Jestem pewien, że poznamy kilka interesujących odpowiedzi na... to wszystko.
- Zabierzmy go do stajni - zaproponował Bared. - Tam nikomu jego obecność nie będzie przeszkadzać. I, mam nadzieję, nikt nie wściubi zbyt długiego nochala w nasze sprawy.
- Ciekaw jestem także, jak mała wiejska społeczność zareaguje na śmierć kapłana... - wtrącił wojownik. - Wprawdzie mi to niewiele przeszkadza, jednak ludzie przerażeni morderstwami to niezbyt pozytywny aspekt naszego śledztwa.
- Moja w tym głowa, żeby ludzie to... zrozumieli. - odparł kapitan, po czym wyszliście.
 
Aegon jest offline  
Stary 25-08-2010, 09:46   #7
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Diablę podążało z tym orszakiem ku wiosce, nie do końca zadowolone z propozycji drużyny. Nie była pewna, czy odstawienie podejrzanego osobnika zaprocentuje czymś dobrym (znowu to słowo) na przyszłość, ale póki co inne rzeczy przetoczyły się na głowę. Z tego co dowiedziała się o amulecie znalezionym przy obcym wywnioskowała, że na razie lepiej go nawet nie dotykać. Więc jaką sposobnością można było przebadać jego naturę, nie używając do tego celu zmysłu dotyku, a jednocześnie mieć kontakt z ową rzeczą?

Drużyna pokrótce dotarła do wioski. Dostawa łachudry zakończyła się sukcesem. Niebawem też okazało się, że dołącza do nich nowy kompan, zwący się Kane.
Pewne wydarzenia pokrzyżowały na razie ostateczne zjednoczenie załogi - półork z Cristine udał się w stronę łąk (lasu?), Bared skierował się do kaplicy, zaś czwórka jaśnie państwa odeszła obserwować "na wszelki wypadek" kapitana.
Cerre dostało się prawdopodobnie jedno z gorszych zadań, jakie mogło się jej tutaj ostać. Pilnowanie skrępowanego osobnika nie okazywała może jako szczególnie trudne. Niemniej jednak dla miedzianowłosej była to kłopotliwa sprawa. Mniszka zarzucała każdemu domostwu argument, który dyskwalifikował go do bycia posterunkiem. Największy problem pojawił się z ludźmi, bo rogata kobieta wzbudzała jednak niepożądaną ciekawość, więc kiedy grupa się rozbiła, jejmość założyła kaptur na głowę, by zbytnio się w oczy swoją aparycją nie rzucać.

I problem kolejny doszedł, kiedy panicz z nieprzytomności się otrząsł i odkrył, iż jest skrępowany. Dobrze, że Bared odebrał medalion podejrzanemu, zanim ten się ocknął. Cerre wyczuliła zmysły, uruchomiła szczególną ostrożność - tej nadmiar nigdy nie szkodził. Budzący się fanatyk mógł nie zwiastować nic dobrego (sic).
- Szpiegowałeś nas?

Mężczyzna jedynie spojrzał na chwilę obojętnie na mniszkę, po czym odwrócił wzrok.
- Pytam się czegoś, śmieciu, więc odpowiadaj: szpiegowałeś nas?
W odpowiedzi mężczyzna splunął mniszce w twarz, po czym się roześmiał.
- Pytaj się ile chcesz, nic mi nie możesz zrobić.
Łaskawa pani starła brud z twarzy, jegomość dostał pięścią w twarz silniej niż się spodziewał. Chyba wybiła mu parę zębów, ale Cerre to tyle obchodziło, co wczorajsza pogoda.
- Tak sądzisz? - uśmiechnęła się pogardliwie i z wyższością spojrzała na więźnia. Kopnęła go w goleń na tyle silnie, że prawie złamała mu kość. - No to uważaj, żebyś się nie zdziwił.

Człowiek splunął krwią na bok i wrzasnął z bólu, kiedy kobieta go kopnęła. Jednak, już po chwili... znów się zaśmiał.
- Kontynuuj. Zabij mnie, proszę bardzo. To nic nie zmieni.
- I co ja z tego będę mieć, że cię zabiję? - prychnęła pogardliwie.
- Dziką satysfakcję? W końcu jesteś kochanką diabła. - człowiek znów się roześmiał.
- Niestety, ja widzę, że jesteś głupcem i niepotrzebnie się narażasz... hmm, jak zwałeś - kochance diabła. Uroczo - zerknęła z rozbawieniem na człeka. - Jesteś śmieszny i tak żałosny, że chętnie bym cię zabiła z tej chwili. Nie kuś lepiej losu.
Z wyrazu jego twarzy Cerre wywnioskowała, że stoi przed nią człowiek... chory psychicznie. Determinacja, jaka drzemała w jego oczach podpowiadała jej, że on faktycznie nie boi się śmierci.
No, przemyślę eutanazję w takim przypadku.

- I po co za nami polazłeś?
- Zbierałem grzybki w okolicy, a za wami rosły najbardziej urodziwe.
Ta, pewnie.
- Ta, już wierzę - mruknęła. - I widzę, że te komuś tu zaszkodziły. Nie było w innym miejscu lepszych okazów?
Mężczyzna tylko prychnął i znów odwrócił wzrok.
- Wygląda na to, że kłamanie nie jest pańską mocną stroną.
- I co z tego? - prychnął.
- To, że argument odnośnie zbieractwa mnie nie przekonał - wygarnęła mu mądrzejszym tonem.
- Och, naprawdę? Czekaj, miałem tu gdzieś kilka prawdziwków. Gdybym miał tylko wolne ręce... - powiedział z rozbawieniem w oczach.
- Nie chcę, nie wyciągaj. I tak ci nie uwierzę - zachęcała mężczyznę raczej do anulowania swojej decyzji. W razie czego - zawsze można było mu przysadzić w twarz jeszcze jednym ciosem.
Jednak szaleniec chyba tego nie dosłyszał. Cerre musiała mu jakoś wybić te awangardy z głowy.
- Ciekawe po kiego grzyba naprawdę za nami lazłeś? Czy do tego celu potrzebnych było ci... parę pewnych rzeczy?
Mężczyzna wciąż patrzył się w bok, wyraźnie niezainteresowany odpowiadaniem na pytania mniszki.
Rozległ się krzyk ze strony kaplicy. Chwilę później zapanował tam niezły chaos. W tym czasie Cerre nie wymieniła z jeńcem ani słowa, jednak gdy ujrzała na horyzoncie czwórkę druhów, z twarzy kobiety zniknęło już rozluźnienie, a zawitała arogancja.
- Koniec przerwy - zarządziła to zimniejszym głosem. Kopnęła solidnie więźnia w ramię - tak, że ten się przewrócił na bok. - Wiem dobrze, że po nic takiego nie polazłeś. Może nowych ofiar sobie szukałeś?

Jeniec, tak jak poprzednio, zaśmiał się w odpowiedzi.
- Źle to robisz. Powinnaś pierw zagrozić mi jakąś kaźnią, albo wymordowaniem mojej rodziny. Albo złamać mi jakąś kończynę... zanim zadajesz pytania.
- Oj, czcze groźby to nie dla mnie - uśmiechnęła się wrednie, ukazując pokaźne ostre kły. - Ja stawiam na czyn, a kończynę chyba i tak masz już popękaną - ponownie go mocno kopnęła w nogę. - To co, łamiemy nogę ostatecznie czy będziesz gadał, po coś miał przy sobie medalion Cyrica, hmm?
Na wspomnienie o Cyricu oczy mężczyzny się rozszerzyły... na chwilę. Potem usiadł na ziemi i powiedział:
- Rób co chcesz.

Jejmość diablę domyśliło się, że istotnie facet ma coś wspólnego z tym Cyricem.
- No to poczekam na dogodną chwilę - odparło z triumfalnym tonem. - Nie będę przecież sobie przedwcześnie kończyć zabawy dlatego, bo jakiś głupiec się prosi o saunę w smole.

Przed bramą wciąż stała Cerre wraz z więźniem i wciąż czekali na piątkę mężczyzn. Tamci podeszli więc do nich, gdy nagle... zorientowali się, że przestało padać!
Wreszcie..., pomyśleli i w nieco lepszych humorach piątka osób zabrała jeńca do stajni, która mieściła się obok karczmy.

Pomieszczenie nie było duże - obliczane na najwyżej tuzin wierzchowców, co wnioskowaliście z ilości zagród, które były w środku. Aktualnie tylko połowa zagród była zajęta, w tym jeden z wierzchowców należał do Danta. Drużyna znalazła stołek, usadziła na nim więźnia i zabrała się do działania...
- Myślę, że chyba znajdziesz dogodniejszego rozmówcę. Ja ciebie tylko pilnowałam, żeby ten twój zasrany ryj stał tam, gdzie na razie powinien - zasyczało diablę do więźnia.
- Kolega zbuntował się i stwierdził, że woli zdychać w spazmach bólu. Ja tą prośbę mu wcześniej czy później spełnię - oznajmiała to jak fakt, że dwa plus dwa to cztery. - a póki co możecie z niego wyduszać, ile chcecie i jak chcecie.

Do działania jako pierwszy przystąpił Bared. Łotrzyk jednak, zamiast w tradycyjny sposób zadawać pytania, albo obić więźniowi twarz, postanowił... powiesić go do góry nogami.
Po kilku minutach człowiek zawisł głową w dół, którą od ziemi dzieliło zaledwie kilka stóp. Jego twarz wyrażała co najmniej głęboką troskę, jednak również i determinację - prawdopodobnie by nic tym ludziom nie powiedzieć...

Druid przyglądał się temu wszystkiemu w ciszy. Nie znał się na pozyskiwaniu informacji w taki czy inny sposób. Mógłby w sumie przypalić szpiega magicznym płomieniem czy nasłać na niego swego orła aby ten dziobał go boleśnie, gdy tylko nie będzie chciał mówić, lecz nie było by to zbytnio humanitarne. Ale czy w takiej chwili, przy takim zadaniu należy mówić cokolwiek o humanitaryźmie? Turion miał jednak nadzieję, że nie będzie zmuszony korzystać ze swej mocy... chociaż zapewne przesłuchiwany za dużo im nie powie.

- Mam nadzieję, że nie podpalimy stajni, gdy rozpalimy pod nim malutkie ognisko... - na głos zaczął się zastanawiać Bared. - Słyszałem co prawda, że tortura wodna jest bardzo skuteczna, ale dość długo trwa. - Potarł brodę. - A co byście powiedzieli na mrówki? Turionie, chyba by im nie zaszkodził wyznawca Cyrica na obiad? Z pewnością jest tu gdzieś w okolicy duże mrowisko...
- Jemu wszystko jedno, na co pójdzie - rzekła na głos Cerre z wyraźnym tumiwisizmem. - Baty, żelazne łóżeczko, łamanie kołem, gorące buciki, rwanie przez cztery woły, kąpiel w smole...
- A może mniej wyrafinowane metody? - Rzekł Aranon rozpalając fioletową kulę energii wokół swej dłoni. - Magiczne obrażenia bywają przydatne...
Więzień, słysząc słowa swoich oprawców, otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnował z tego zamiaru.
- Róbcie co chcecie! - po chwili przełamał się. - I tak nie zdołacie zranić mojego ducha, a On przyjmie mnie z otwartymi ramionami, kiedy się dowie że zginąłem w obronie jego tajemnic!

- Jeszcze nie widziałem bóstwa zdrady, które, mile przyjęłoby swego wyznawcę. Pamiętaj jeszcze, że zanim będziesz się mógł z nim spotkać... czeka cię wizyta w Mieście Sądu. Jego władca raczej nie będzie dla ciebie miły. Chyba wiesz, o kim mówię?
Mężczyzna spojrzał... czy raczej próbował spojrzeć na Aranona.
- Mieście Sądu? O czym ty niby mówisz?!

- Nie można tego słuchać w ten sposób - rzekł Aranon ściągając więźnia i sadzając go z powrotem na stołku. Elf oparł się o słup i zaczął mówić. - Pierwszy Plan Materialny, na którym jesteśmy, nie jest jedyną płaszczyzną egzystencji. Obok niego rozpościerają się inne, dla większości z nas niedostępne. Jest zatem Płaszczyzna Astralna, na której istnieje Plan Letargu. Każdy musi kiedyś umrzeć. Po śmierci nie stajemy jednak przed obiektem naszej wiary. Ty możesz myśleć, że staniesz przed Cyriciem, chłopi przed Chaunteą, a elfy przed Corellonem. Nie jest to prawdą. Dusze nasze udają się bowiem na Plan Letargu, gdzie czeka je sąd. Jest tam wielkie miasto, zwane Miastem Sądu, a otaczają je szare mury zbudowane z dusz tych, którzy nie wierzyli w żadnego boga lub nie wierzyli prawdziwie. Są oni powoli przyswajani przez ścianę i już nikt nie jest w stanie im pomóc...

I kontynuował dalej:
- Miastem zarządza Sędzia i wedle jego pozwolenia, przybywające dusze zmarłych mogą być nękane przez wiele dni przez diabły i demony. Tym sędzią jest Kelemvor, Pan Umarłych i ten, który został zamordowany przez Cyrica by następnie go pokonać i stać się bogiem. Nie patrzy on przychylnie na Cyrica i jego wyznawców. Resztę możesz wyobrazić sobie sam... Ja już nie mogę powiedzieć nic więcej.

Diablę przysłuchiwało się Aranonowi i nie wtrącało wtenczas swoich trzech groszy. Zastanawiała się nad pewną rzeczą - jeśli założyłaby, że słowa jegomościa są prawdą, to miała dwie drogi do wyboru: albo będzie męczyć więźnia, albo...
Zaiste, jednak po co czekać na chwilę śmierci? Przecież teraz może go mordować. Los zesłał jej przecież taki unikatowy worek treningowy. Może by tu na przykład spróbować kop z ćwierć obrotu?
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 25-08-2010 o 09:50.
Ryo jest offline  
Stary 25-08-2010, 14:39   #8
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Człowiek słuchał Aranona z mieszanką zdziwienia i niedowierzania na twarzy. W większości tego drugiego.

- Kłamiesz! - krzyknął. - Nie muszę ciebie słuchać, ty i tak nic o nim nie wiesz! Co mnie obchodzi jakiś Kelemvor? Nic! Ja...
Urwał nagle, jakby coś sobie przypomniał - spojrzał wtedy na Bareda, który znów zaczął "głośno myśleć".

- Dobra! Dobra! - powiedział po chwili. - Szpiegowałem was, niech będzie. Miałem dopilnować, byście zabili tego orka! Zadowoleni?!
- Więc po takiegoś grzyba poszedł - zaszydziła z niego Cerre. - Ale mam wrażenie, że nie tylko po to... - dodała ciszej, bardziej to siebie. Nadal miała na głowie kaptur, mimo iż w izbie przecież nie padało.

-To twoja decyzja. Nie musisz wierzyć w me słowa, chociaż są prawdą. Widzę, że mało wiesz o tym, co znajduje się poza tym planem. Nie wiesz nic o bogach. Nawet o Cyricu. Nie na darmo został on bogiem kłamstw i zdrady.

Mężczyzna wyglądał na zdecydowanie przerażonego - pot perlił mu się na czole w niesamowitym tempie, nerwowo wodził oczami po każdym z was po kolei, jakby nie wiedział co go czeka... w najbliższej przyszłości. Przełknął głośno ślinę.

- Nic nie możecie już zrobić! - powiedział nagle. - Wszystko już zrobiliśmy! Rytuał już się dopełnił! Możecie teraz tylko usiąść i płakać nad swoim losem, bo moi towarzysze wkrótce przyzwą potężnego sługę samego Cyrica! Potężnego demona, który najpierw zniszczy was, a potem opanuje całą tą krainę w imieniu swojego Mistrza!

Po tych słowach człowiek zaczął się śmiać jak opętany. Było to tak irytujące, że ktoś go uderzył w twarz, żeby przestał. Jednak mimo to chichotał pod nosem, zaś jego twarz zdradzała, że był co najmniej... upośledzony.
Okazało się, że to Cerre uderzyła go w twarz, jednak tym razem bardzo silnie.
- Wystarczy nam tych pierdół. Możemy go w końcu ładnie i grzecznie zabić? Wkurwia mnie.

- Lepiej nie - przerwał wojownik. - Każdego da się złamać, a on może nam wyjawić informacje o swoich towarzyszach i ich rytuale - zniżył głos - co jak co, ale myślę, że to czas by zacząć się poważnie martwić. Powiadomcie mnie, jeżeli będziecie chcieli zacząć obcinać mu palce - Kane rzekł to już dość głośniej. - Bardzo chętnie popatrze, sam jednak nie mam do niego pytań.

- W porządku... - [b]Cerre[b] uśmiechnęła się wrednie. - Ja mogę mu nawet kończyny wyrywać, jeśli mogło by mu pomóc się dowiedzieć prawdy o tamtej stronie życia.

- Może przerobimy go na dziewczynkę? - spytał spokojnym tonem Bared. - Zawsze chciałem coś takiego na kimś wypróbować, a tu proszę... Okazja sama wlazła mi w ręce.

-On już nam za wiele nie powie. Był prawdopodobnie najniższy stopniem, a do tego jego wiara w Cyrica nie jest czysta... Myślę, że możemy go posłać na tamten świat. Kolejna dusza wtopi się w materię Ściany Niewiernych.

- Zgadzam się. Najwyższa pora - odezwała się kobieta. Wtenczas spadł kaptur z głowy Cerre, zaś pojmany i skazany na śmierć mężczyzna ujrzał twarz Cerre w jej całej krasie. - Zgadnij, kotku, kto po ciebie przyszedł? - diablę uśmiechnęło się szelmowsko i zanim ewentualnie jeniec zaprotestował kobieta pociągnęła jego związane ręce i silnie kopnęła go w kręgosłup.

- Nie! NIE! - krzyknął jeniec w reakcji na słowa Kane'a, lecz chwilę później upadł na ziemię dzięki Cerre. Przez chwilę leżał na brzuchu, po czym podniósł głowę i próbował się podnieść.

- Powiem... wszystko... co chcecie wiedzieć... litości!
- Zatem gadaj wszystko albo będziesz zdychał! - poprzez nieprzyjemny i warczący głos Cerre pokazała swoje drugie oblicze. Jedna noga była gotowa do ostatecznego ciosu.

- Ale... co chcecie wiedzieć?! Smok przed domem jest iluzją! Już wkrótce zaczną, może nawet jutro! Ja nic więcej nie wiem! - mężczyzna był bliski płaczu.
- Kto zacznie i gdzie? - Cerre spytała zimnym głosem. - Jaki smok i przed jakim domem? Gdzie zabiliście albo zamierzacie zabić tych ludzi?

- Za...zabiliśmy już wszystkich... których trzeba było. - mężczyzna zaczął szybko oddychać, wręcz dyszeć. Prawdopodobnie ze strachu. - Przed domem stoi smok... nieduży... czerwony... To tylko iluzja, nie dajcie się nabrać! Ta mapa, którą mi zabraliście... tam jest zaznaczony ten dom!

- Więc postanowiliście zabijać niewinnych wieśniaków, żeby przyzwać na nasz plan potężnego demona? - Dantowi chciało się śmiać - Gdyby to było takie proste, każdy durny czarodziej czy kapłan masowo zabijałby wieśniaków i mielibyśmy w Faerunie wojnę demonów... Głupia ta wasza sekta... Ale niebezpieczna. - dodał po chwili.

- Niechaj zatem przyjmie cię Ściana Niewiernych i pochłonie - Cerre otworzyła bramy śmierci niebezpiecznemu wariatowi. - Idź w cholerę, amen - chwyciła jeńca za głowę i przekręciła mu ją błyskawicznie.
 
Elthian jest offline  
Stary 25-08-2010, 19:51   #9
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Takshor

Kiedy tropiciel, wraz z Cristin, dotarł do polany martwych goblinów, pogoda już się polepszyła – przestało padać. Wtedy dopiero półork dostrzegł, że jest już niemal wieczór. Wcześniej nic na to nie wskazywało, bowiem Takshor nawet w półmroku widział równie dobrze jak w środku dnia.

Teraz jednak było ewidentnie ciemniej. Mimo to postanowili wraz z Cristin poszukać jej niedoszłego narzeczonego – kierunek w którym udał się mężczyzna prowadził tak czy siak w stronę wioski.
Rozpoczęli tropienie… Dokładniej to Takshor rozpoczął, bo kobieta tylko próbowała za nim nadążyć – będąc człowiekiem miała z tym pewne problemy, gdyż nie widziała po ciemku tak dobrze jak półork.

- Takshor! – krzyknęła za tropicielem potykając się o kolejny wystający korzeń. – Cholera, zaczekaj!
Półork, słysząc jej wołanie, nie zatrzymał się od razu. Zrobił jeszcze kilka kroków, by potwierdzić swoje przypuszczenia co do kierunku w którym poszedł mężczyzna, dopiero wtedy się zatrzymał.

- Tutaj, Cristin! – krzyknął, naprowadzając kobietę. Spojrzał na dalszą ścieżkę.

Dziwne, ślady się kończyły niedaleko nich… wyglądało to jakby mężczyzna zapadł się pod…
*Łup, trzask*
Półork nagle zaczął spadać w dół… pod ziemię! Najzwyczajniej w świecie stracił grunt pod nogami i wpadł go jakiegoś dołu…

Skończyło się równie szybko, co się zaczęło. Takshor zderzył się z dnem i upadł na ziemię. Zły los chciał, by przy okazji głowa półorka zderzyła się z wystającym kamieniem. Ogarnęła go ciemność… stracił przytomność…

Aranon, Dant, Cerre, Bared, Turion, Kane

Po zakończonym przesłuchaniu udaliście się do jedynej w Stalowych Dybach karczmy, by spędzić tam noc.
Był już późny wieczór, a zatem pora odpowiednia na sen.

Kapitan Greive był na tyle uprzejmy, że zafundował każdemu z was osobny pokój. Nic niezwykłego – łóżko, mała skrzynia, szafa i toaletka z miską pełną wody.

Po pewnym czasie, który każdy z was spędził inaczej, ułożyliście się na łóżkach i zasnęliście…
Nie spaliście dobrze tej nocy, mimo iż posłania były w miarę wygodne. Nie w tym tkwił problem. Dręczyły was… sny.

Aranon

Śniło ci się, że umierasz.
Pierw twoje ciało, potem zaś i dusza były rozszczepiane na części – kawałek po kawałku, czemu towarzyszył niewyobrażalny ból.

Widziałeś swoich oprawców – demoniczne, mroczne kształty, które rozrywały twoje ciało na strzępy i chichotały radośnie ilekroć wydałeś z siebie krzyk agonii.
Jakby w oddali widziałeś większą, ciemną sylwetkę ze świecącymi oczami. Te oczy… uśmiechały się, ciesząc się wraz z małymi demonami, które cię zabijały.
Niedaleko leżał też klejnot… wydawał się znajomy.

Dant

Byłeś w posiadłości wielkiego maga…
Patrzyliście się na siebie nawzajem, kiedy on nagle przemienił się w wielkiego, rogatego demona ze skórzastymi skrzydłami.

Potwór zaryczał i zaczął cię rozszarpywać swymi wielkimi szponami. Czułeś straszny ból, kiedy po kolei traciłeś fragmenty ciała – ramiona, nogi, organy wewnętrzne…
Wszędzie lała się krew, zaś demon ryczał ze śmiechu wniebogłosy, jakby sam fakt, że może cię zabić wprawiał go w euforię…

Bared

Stałeś na plaży i ogólnie byłeś zadowolony, że… żyłeś.
Przeglądałeś właśnie zawartość jednej beczki za drugą, kiedy gdzieś z prawej strony dostrzegłeś… ruch.

Odwróciłeś się w tamtą stronę, by zobaczyć kobietę… Ale to przecież niemożliwe, wszyscy zginęli!
No… ty przeżyłeś… to ona w sumie też mogła.
Jednak twoje zdziwienie dopiero miało sięgnąć zenitu, kiedy kobieta przeistoczyła się w wielkiego, czarnego demona. Potwór rzucił się na ciebie – jedyne co zdążyłeś zrobić to zasłonić się rękami i krzyknąć.

Po chwili nie miałeś już tych rąk – tylko krwawe ochłapy wyrastające z twojego ciała. I ból, którego znieść się zwyczajnie nie dało. Wrzasnąłeś. Demon się zaśmiał.

I zabił cię.

Turion

Ogień… był wszędzie. W całym lesie.
Biegłeś przed siebie. Nie wiedziałeś w jaki sposób rozpoczął się pożar – ani gdzie, ani kto. Wiedziałeś tylko, że otaczał cię ze wszystkich stron, nie miałeś dokąd uciec.

Jednak prawdziwe przerażenie ogarnęło cię dopiero, kiedy z owych płomieni wyłoniła się mroczna i potężna postać. Wielki demon, który przybył… po ciebie? Ale… czemu?

Nie wiedziałeś jak się bronić. Twój dom… twój świat stał w ogniu. Mogłeś tylko otworzyć usta, by coś powiedzieć – jednak gardło miałeś tak ściśnięte ze strachu, że wydobył się zeń jedynie jęk.

Bólu nie poczułeś. Zobaczyłeś za to krew – mnóstwo krwi… twojej krwi…
Oraz serce. Również twoje… Wciąż bijące, wciąż gorące, wciąż pełne miłości do natury.
Szkoda, że nie znajdowało się już w twojej piersi.

Cerre

Byłaś w piekle. Dosłownie.
Wszędzie biegały mniejsze lub większe diabły i demony w bliżej nieokreślonych kierunkach. Po prostu… chaotycznie.
Wszystko dookoła ciebie płonęło, lub przynajmniej się żarzyło. Co jakiś czas widziałaś też umęczonych śmiertelników, którzy wrzeszczeli z bólu i agonii. Wydawali się znajomi… tak jakby… ale nie bardzo wiedziałaś gdzie mogłaś ich spotkać.

Dziwne było to, że podobało ci się to wszystko. Krzyki torturowanych. Ogień dookoła. Małe, uniżone stworki będące pomniejszymi diabłami. Po prostu… pasowałaś tutaj. Od zawsze to był twój dom.

Kane

Walczyłeś z nienawiścią i determinacją w oczach. Byłeś w świątyni K, upiór skutecznie unikał twoich ciosów.
W końcu go trafiłeś! Wygrałeś! Chociaż…
On nie upadł – w jego ciele tkwił wielki miecz, który praktycznie przeciął go na pół, a on dalej stał na nogach!

Co więcej, właśnie zaczął się przemieniać… w demona. Stała teraz przed tobą wielka, mroczna postać ze szponami jak sztylety. Zamachnął się raz, drugi…
Trysnęła krew. Wrzasnąłeś z bólu. Po chwili upadłeś na kolana – posadzka była już cała czerwona od twojej posoki.

Ostatnie co zobaczyłeś, to śmiejący się demon, który szykuje się do następnego, już ostatniego, zamachu.

Aranon, Dant, Cerre, Bared, Turion, Kane

Obudziliście się rano z wielkim bólem pleców – jakby ktoś was przez całą noc bił batem, albo innym podobnym narzędziem.
Poranek był wielce… nijaki – szary i mglisty. Czuliście się jednak nietypowo nawet mimo to… w powietrzu unosił się zapach tak jakby… cynamonu? Nie byłoby to dziwne, bo przecież jesteście w karczmie, ale jeszcze poprzedniego dnia nic takiego nie czuliście.

Po wykonaniu porannych czynności, na które składało się między innymi śniadanie zaserwowane przez gospodarza przybytku, spotkaliście się z kapitanem Greive w sali biesiadnej. Zupełnie tak samo, jak dokładnie dwadzieścia cztery godziny wcześniej…

- Dziewczyna jest na górze. – zaczął kapitan, widząc wasze pytające spojrzenia. – Nim jednak was do niej zaprowadzę, muszę wypłacić wam pierwsze wynagrodzenie. Wykonaliście już część zadania i postanowiłem was zmotywować do dalszego działania płacąc wam teraz trzecią część obiecanej nagrody.

Wtedy mężczyzna postawił na stole siedem sakiewek z pieniędzmi – ich waga i rozmiary nie sugerowały, że zawierają w sobie obiecaną ilość…
Kiedy jednak każdy z was otworzył swój woreczek, zobaczył, że w środku faktycznie jest tysiąc sztuk złota. Tyle że w postaci stu sztuk platyny.

Kiedy każdy wziął swoją „należność”, na stole pozostała jedna sakiewka która powinna trafić do Takshora. Jednak nie było go wśród was… kapitan zabrał ją i oznajmił wam, że mu ją przekaże, gdy półork się do niego zgłosi.

- Teraz zaś, przejdźmy na górę, gdzie czeka na was Argata… - zakończył, po czym poprowadził was schodami na piętro karczmy, oraz do pokoju na samym końcu korytarza.
W środku faktycznie była dziewczynka – siedziała przy stole i bawiła się z… Cristin!

Momentalnie ruszyła z waszej strony fala pytań, tyle że skierowanych do rudowłosej, a nie do dziewczynki.
- Zgubiłam go wczoraj w tym lesie… - przyznała ze wstydem kobieta, mówiąc o półorku. – Było ciemno, a on… po prostu gdzieś zniknął! Stwierdziłam, że dzisiaj poszukam ich obu… półorka i swojego narzeczonego. Miałam też nadzieję, że mi w tym pomożecie… Oczywiście, kiedy tylko dowiecie się czegoś od tej małej.

Dziewczynka z kolei była uśmiechnięta… to znaczy do czasu, kiedy weszliście. Nie wiedzieliście, czy to cała wasza grupa ją „zasmuciła”, czy ktoś konkretny.
- Tak więc, zaczynajcie. – powiedział kapitan Greive stając w kącie, pod ścianą.

Takshor

Obudziłeś się. Jedyne co wiedziałeś, to że strasznie boli cię głowa i że jesteś cały mokry.
Na szczęście po chwili twój zasób informacji zwiększył się drastycznie, gdy tylko otworzyłeś oczy.

Byłeś w jaskini. Strop był dość wysoko, więc wstałeś bez problemu. Dokładne miejsce, w którym byłeś, wyglądało na jakiegoś rodzaju… osobne pomieszczenie. Zdecydowanie ktoś tu był, albo i mieszkał… Świadczyły o tym liczne niezidentyfikowane przedmioty, które leżały… wszędzie.

Po chwili zorientowałeś się, że to śmieci – poinformował cię o tym twój własny nos wyczuwając niewyobrażalny smród podobny do mieszanki zgniłych jaj, bardzo starego sera i najzwyklejszego w świecie gówna.
Szukając po omacku na ziemi znalazłeś swój topór… niestety tylko jeden. Nie wiedziałeś, gdzie mógł podziać się drugi z nich.

Po następnej chwili usłyszałeś głosy… i ujrzałeś ich źródło.
Gobliny! Dwa paskudne, zielonoskóre stwory wlazły właśnie do „pomieszczenia” w którym się znajdowałeś. Niestety były uzbrojone – każdy z nich miał w łapskach coś na kształt morgensterna i małej, drewnianej tarczy.
Od razu i bez trudu cię zauważyły. Zaczęły coś krzyczeć i ruszyły w twoją stronę.

____________________
Takshor: pozostało 13 PW
Aranon: +1000sz
Dant: +1000sz
Bared: +1000sz
Cerre: +1000sz
Turion: +1000sz
Kane: +1000sz
 
Gettor jest offline  
Stary 01-09-2010, 00:49   #10
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Pierwszą rzeczą, jaką zaklinacz poczuł po obudzeniu się, był chłód. Przenikliwy chłód do szpiku kości z otwartego okna. Chwila analizy sytuacji, przypomnienie momentu pójścia spać z zeszłego wieczora i… liścik, który bezczelnie leżał na jego szafce nocnej. List i otwarte okno na pewno miały ze sobą więcej niż trochę wspólnego.

"Drogi Dancie

Klerg sypnął. Nie miał innego wyjścia, bo inaczej by zawisł. Sondują magicznie okolicę, prawdopodobnie niedługo cię znajdą.
Ucieczka raczej na niewiele się zda, musisz wymyślić coś innego.
Mam nadzieję, że ta wiadomość zastanie cię... żywym.

Twoja na zawsze
Shalaro."

O kurwa…

W jednej chwili Dant zrzucił ciężki, stary koc, wyskoczył z łóżka i podbiegł do okna.

Szaro, nieco mgliście - po niebie krążyły podejrzane chmury, które wróżyły podobną ulewę jak ta wczorajsza...
Przyjrzawszy się sytuacji w mieście stwierdził, że ze strażnikami przy obu bramach rozmawia kilku mężczyzn w płaszczach. Kilku kolejnych stało opartych o ścianę budynku naprzeciw karczmy. Byli zbyt znudzeni, lub za mało czujni, by dostrzec Danta. Lekka mgła uniemożliwiała dostrzeżenie chociażby koloru płaszczów.

Pierwsze co, to się zabezpieczyć… Koń! Do karczmarza!

Zaklinacz zbiegł po schodach, narzuciwszy wcześniej płaszcz na koszulę nocną.
Karczmarz – Jozar - wyglądał na nieco zdziwionego jego miną, która wyrażała ogromne zdenerwowanie.
- Eee... czym mogę słóżyć, panie? - spytał mężczyzna.
- Masz tu 20 sztuk złota – rzekł Dant sięgając nerwowo po monety - Ten koń – wskazał na swoją szkapę - niech będzie wprowadzony do stajni, tak, żeby nikt go nie widział. Jak ktoś się jednak będzie pytał czyj, to należy do Manilli Everan - magiczki-szlachcianki ze Scornubel. Jeżeli nikt nic z niego nie ruszy, dostaniesz kolejne 10.

Karczmarz zmarszczył czoło, jakby nie był pewien czy się zgodzić. Spojrzał za Danta, jakby znajdowało się tam dla niego wyjście z tego dylematu. Zaklinacz również się odwrócił; ujrzał kapitana Greive, który właśnie wchodził do karczmy.
- Jakiś problem, panie Shivan? - spytał pogodnie, podchodząc do mężczyzny. - Wygląda pan na zdenerwowanego.

No, to teraz jakieś błyskawiczne kłamstwo, bo nie żyję – pomyślał Dant.

- Ach, pan kapitan, dzień dobry! – zaczął niewinnie – Zapewne wie już pan o gościach przed bramą.
- Goście pod bramą? - spytał kapitan udając zdziwienie. - No coś takiego. Pytają o pewnego jegomościa imieniem... Dant. Nie wie pan przypadkiem kto to może być? - Greive puścił oko do zaklinacza.
- No właśnie kapitanie, no właśnie. Można wiedzieć... za kogo TYM RAZEM się podają?
- Nie jestem pewien. - odparł obojętnie. - Ten z którym rozmawiałem mówił coś o specjalnych, tajnych służbach Wrót Baldura. Biedaczek zemdlał chwilę później niefortunnie gubiąc kilka zębów.

- Zdaje sobie pan sprawę, z kim pan zadarł? – Dant udawał przerażonego – Ilu ich tam jest?
- Ujmę to tak, panie Shivan. - kontynuował kapitan. - Jeśli pana znajdą, nie będę mógł za bardzo kiwnąć palcem w pańskiej obronie. Okazuje się, że jest pan poszukiwany za jakieś rozboje, czy morderstwa. Osobiście, jak dla mnie, to stek bzdur. Ale oni mają papiery... niestety dowiedziałem się o tym dopiero po przyłożeniu tamtemu w twarz.
- Ilu ich jest? Tuzin? Może kilku więcej.

- Oczywiście, ze to stek bzdur – kontynuował swoją bajkę Shivan - Jeżeli przyjrzy się Pan ich pieczęciom, podpisom czy co tam sobie przywlekli, dokładnie Pan zobaczy, że są sfałszowane, choć sfałszowane dobrze, elegancko. Może Pan zresztą spytać Bareda. Więc kim oni są? - ściszam głos - to Zhentarimowie, i to dobrze wyszkoleni. Zalazłem kiedyś za skórę paru i teraz mnie szukają. Opowiem Panu, jak działają, bo już dwa razy to przerabiałem, z czego raz w wiosce podobnej do tej. Najpierw pokazują papiery, żeby zostać wpuszczonymi, kiedy ich już wpuścicie, próbują mnie odnaleźć. Jak mnie nie znajdą, to się zdenerwują i puszczą wioskę z dymem. Jak mnie znajdą to też, a dodatkowo mnie zabiją. Zresztą, skoro dostali od Pana w zęby, może Pan się spodziewać burdy. Najlepiej byłoby posłać po posiłki. Jeżeli do niemożliwe, warto zebrać drużynę, całą straż i rozsiekać ich ZANIM dostaną się do wioski.

- Mocne słowa, panie Shivan. - odparł kapitan Greive poważniejąc nieco. - Ale jakoś mi się nie widzi, byśmy mówili o tych samych "gościach". Ci, którzy są w mieście mogą w każdej chwili dostać wpierdol od moich chłopaków. I to taki soczysty, że z krzykiem pobiegną do mamusi. Jeśli uda się panu jakoś udowodnić, że te ich dokumenty są faktycznie sfałszowane to z chęcią się tym zajmę. Ot, za tą gadkę której musiałem słuchać to uderzeniu jednego z nich.

- A wziął pan te dokumenty?
- Jakby mi dali to bym je wziął. Pomachali mi nimi tylko przed nosem i powiedzieli, że są tajnymi agentami. Takich chroni co najmniej tuzin immunitetów, przy których ten dyplomatyczny to pikuś. Z wrodzonej ostrożności więc nie drążyłem tematu.

- Tajnymi agentami - prycham - mogli coś lepszego wymyślić... Więc, co oni teraz zamierzają? Chcą wejść?
- Mniej więcej. - skwitował kapitan. - Póki co przesłuchują moich chłopców, potem zapewne wypytają ludzi... między innymi w tej karczmie.
- Więc co Pan proponuje zrobić kapitanie? Mam zdobyć dla Pana te dokumenty, czy po prostu zabijemy tych zbirów?- Dant wydawał się być nieco zdezorientowany.
- Oczywiście, że to pierwsze. Z domieszką jakiegoś dowodu na ich fałszywość. Dopiero wtedy będę mógł się nimi zająć.

- Teraz to się wkopałem – pomyślał Dant. I nie była to do końca nieprawda.
- Jedynym sposobem, w jaki mogę zdobyć te dokumenty, jest ich wykradzenie. Do tego będę jednak potrzebował pomocy Bareda, najlepiej z nałożoną niewidzialnością. Ta jednak trwa tylko kilka minut… No trudno, jakoś będzie musiał sobie poradzić… Skusi się go złotem. A w razie, gdyby jednak sobie nie poradził, to trzeba będzie ich pozabijać i modlić się, żeby straż i sam kapitan stanął po naszej stronie. W tej sytuacji, trzeba olać tego konia i skłonić Bareda do współpracy.

Zaklinacz skierował kroki do pokoju łotrzyka. Zapukał i słysząc krótkie – Proszę – wszedł.
Bared był już na nogach. Zaklinacz ze zdenerwowania, którego bynajmniej nie ukrywał, zapomniał nawet powiedzieć „Dzień dobry”.

- Widzisz, Baredzie – zaczął zaklinacz -, zastała mnie właśnie dość nieprzyjemna sytuacja. Grupa ludzi... pomińmy ich pochodzenie... przywlokła się za mną aż tutaj i chce ni mniej ni więcej, tylko mojej głowy. Udało mi się przekonać kapitana, że to są Zhentarimowie, ale będę potrzebował mu to udowodnić, żeby mógł się z nimi rozprawić. Muszę więc mieć ich dokumenty, które następnie trzeba będzie sfałszować, żeby kapitan zaufał mojej bajce. Problem w tym, że nie wiem, gdzie są te dokumenty. Jednak, z tego co pamiętam, to przejawiasz pewne skłonności do... podbierania nie swoich rzeczy. Chciałbym, żebyś ich poszukał, z moim zaklęciem Niewidzialności na sobie. Oczywiście, będziesz mógł liczyć na moją wdzięczność, wyrażoną w złocie.

- Bared spojrzał na Danta z odrobiną zaciekawienia. Nie okazując równocześnie, że poczuł się nieco dotknięty takim określeniem jego fachu. W końcu jak na razie nic nikomu nie ukradł...
- Ilu ich jest? - spytał. - Może zamiast fatygować kapitana załatwimy tę sprawę we własnym zakresie? - zaproponował. - Poza tym nie wiem, czy potrafisz fałszować dokumenty...

- Jest ich dwunastu - rzekł Dant takim głosem, jakby chodziło o najwyżej dwóch kulawych pijaków - I oczywiście, że nie umiem. To następne Twoje zadanie - zaklinacz uśmiechnął się.
- Możemy spróbować odciągnąć część.
- Boję się, że mnie przeceniasz. - Bared pokręcił głową. - Podrabianie podpisów i inne tego typu zajęcia zostawiam innym. Mogę więc spróbować zabrać im te dokumenty, ale ciąg dalszy będzie nieco wątpliwy... Ten z fałszowaniem - dodał.
- Cóż, musi to chyba wystarczyć. Poinformujmy całą grupę o tym, w razie gdyby Cię wykryli i trzeba by było walczyć.

- Chyba w takim razie mam trochę czasu, zanim zaczną węszyć po karczmie – pomyślał zaklinacz – W takim razie, pora coś zjeść, a potem udamy się na przesłuchanie dziewczynki. Oby tylko nie trwało zbyt długo.

***

- Proponuję, żeby ktoś z was tą małą przepytał - pierwsza odezwała się Cerre, która miała kaptur na głowie. - Nie będę wam przeszkadzać. Tylko zastanawiam się nad tym, w jaki sposób się z nią porozumiecie.

- Porozumiewać się przecież można, zadając pytania - stwierdził Bared. - Problem w tym, że najlepiej by to zrobiła kobieta. Argata z pewnością większe zaufanie będzie mieć do przedstawicielki tej właśnie płci. Może zatem będziemy zadawać pytania za pośrednictwem Cristin? Wygląda na to, że dobrze się ze sobą czują.

- No, jakbym nie wiedziała - Cerre wyraźnie sobie zakpiła z Bareda. - Ale chodzi mi o to, jak ta młoda się wygada... - rzekła to szeptem do tego samego osobnika. - Odnośnie Cristine, to jednak całkiem... dobry pomysł. Wypytajcie odnośnie okoliczności i tym podobne, ja się nie wtrącam.

- Bardzo możliwe - powiedział Bared - że ona źle reaguje na kolor czarny. Cristine, możesz ją podpytać o ludzi w tym kolorze? Możliwe, że niektórzy z nas powinni opuścić tę salę...
Cerre opuściła pomieszczenie bez słowa. Możliwe, że nawet wcześniej niż Bared zdołał dokończyć drugie zdanie.

Wyjście mniszki z sali zdawało się niczego nie zmieniać w nastawieniu dziewczynki - nadal siedziała ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w podłogę. W dodatku lekko się trzęsła.
- Może tak, Cristin, dowiedziałabyś się od Argaty - mówł dalej Bared - kto z nas jej się nie spodobał.
Idąc w ślady Cerre ruszył ku drzwiom.

Kobieta skinęła głową na Bareda i zaczęła uspokajać dziewczynkę. Ta jednak twardo stała przy swoim postanowieniu nie patrzenia na was dopóki “ta” straszna osoba, lub osoby, nie zniknie z pomieszczenia.
Za Baredem zamknęły się drzwi.

Kane był pewien, że strach w oczach dziecka jest wywołany jego osobą. Nic nie mówiąc i kręcąc przy tym przecząco głową opuścił pokój.
Druid zastanawiał się nad tym, o co posądzali druidów. Może mała boi się jego - strażnika natury? Pomału Turion zaczął wątpić w to co mówił wcześniej, że druidzi nie mają z tym nic wspólnego. Ale jak to możliwe... posunąć się do takich czynów, aby pozyskać przychylność bóstwa? Z tymi myślami w umyśle chciał wyjść, pozostał jednak na miejscu - nie potrafił sobie wmówić, że za tym wszystkim stoją jego... bracia.

Gdy tylko Kane wyszedł z pomieszczenia, dziewczynka powoli podniosła główkę, spojrzała na was i... westchnęła z ulgą.
- To chyba tamten. - powiedziała Cristin mówiąc o wojowniku. - W sumie też bym się bała kogoś z taką... twarzą. Swoją drogą... może faktycznie lepiej będzie, jeśli wszyscy wyjdziecie na korytarz a pytania będziecie zadawać poprzez mnie?

Kobieta szepnęła coś do dziewczynki, a ta nieśmiało przytaknęła.
- Ona też by tak wolała. - dodała Cristin, po czym wstała by “odprowadzić” was wszystkich do drzwi. Z kapitanem Greive włącznie. Ten ostatni dodatkowo stwierdził, że nic tu po nim i zostawił was samych. Kiedy wszyscy już znaleźliście się na korytarzu, rudowłosa kobieta chwyciła klamkę i zapytała się was cicho:
- Pamiętajcie, że ona na chwilę obecną może odpowiadać tylko “tak” lub “nie” więc... o co mam ją spytać?

- Ilu ich było? Czy widziała twarze? Może mieli maski? - Bared zapoczątkował listę pytań. - Jak wyglądali? Wysocy, niscy, kolor włosów, oczu, ubiór, broń, kobiety, mężczyźni? Mówili coś? To byli ludzie, elfy, krasnoludy, orki?
Na twarzy kobiety widać było napięcie, kiedy słuchała pytań Bareda - z całych sił próbowała spamiętać je wszystkie. Kiedy tylko łotrzyk skończył, przytaknęła i zamknęła drzwi.
Przez jakiś czas z pokoju dochodziły tylko ciche głosy... jeden głos dokładniej. Potem drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich Cristin z kartką w ręce.

- A więc po kolei... - zaczęła czytać. - Było ich więcej niż tuzin. Wybaczcie, nie znam większych liczb. Nie widziała ich twarzy, ale nie mieli masek... choć nie wiem co dla małej oznacza maska. Wszyscy byli ludźmi, większość mężczyzn ale były też kobiety. Na pozostałe pytania dziewczynka nie umie odpowiedzieć...

Dant przyglądał się temu całemu przedstawieniu ze zniecierpliwieniem. Więzień i tak powiedział im dużo, a najważniejszym teraz problemem byli tajniacy z Wrót. Oby plan, który przedstawił Baredowi, wypalił...
- Baredzie? - zawołał łotrzyka - Czy nadal jesteś chętny mi pomóc? Obiecuję, że ci się to opłaci - dodał poważnym głosem.
- Jak na razie nie zaszło jeszcze nic - odparł Bared - co by mnie zniechęciło do współpracy z tobą.
- Pójdź więc poszukać tych dokumentów z zaklęciem niewidzialności na sobie. Jeżeli tylko coś pójdzie źle, biegnij do nas. A wy - Dant zwrócił się do reszty - nigdzie na razie nie odchodźcie i bądźcie gotowi do walki.

- Gdzie oni są w tej chwili? - spytał Bared. Nie chciał biegać po całej wiosce w poszukiwaniu
grupki ludzi.
- Część z nich jest przy bramie, rozmawia ze strażnikami, a część podpiera ścianę budynku przy drugiej stronie.
Gdy Dant skończył wyjaśniać łotrzykowi drogę, wymamrotał zaklęcie, od którego tamten po prostu... zniknął.
- Kim są ci ludzie? - spytała Cerre zaklinacza. Chodziło jej, rzecz jasna, o intruzów.

Cristin chrząknęła.
- To bardzo ciekawe, ale ta dziewczynka czeka. - powiedziała. - I wolałabym, żeby nie musiała czekać w nieskończoność. Więc jak nie macie więcej pytań, to pójdę do niej, pobawić się z nią.
- Ciekawe, czy spotkała gobliny? Orki? Ogry? - zaczęła powoli, jakby trochę od niechcenia Cerre. - Hmmm... satyry? A może wyznawców Cyrica?
Urwała na chwilę, ażeby się nad czymś spokojniej zamyśleć.
- Albo tych, co mogli po nas przyjść?

Dant spojrzał na mniszkę i uśmiechnął się lekko.
-To nieważne kim oni są. Nie lubią mnie i z pewnością będą chcieli mnie pojmać, może nawet zabić. Wy też możecie mieć nieprzyjemności. Ważne, żeby kapitan uwierzył, że to wysłannicy Zhentarimów. Taką też wersję mu przedstawiłem i tego się trzymajmy.
Cristin spojrzała z lekkim politowaniem na mniszkę.

- Nawet nie muszę się jej pytać... wiesz, gdyby spotkała goblina, czy ogra, to nie byłoby jej tu teraz z nami. Jestem tego tak jakby pewna. - po tych słowach zwróciła się do Danta. - Zhentarimowie? A to nie jest przypadkiem organizacja kupiecka?
- Ta organizacja zajmuje się dosłownie wszystkim, co daje jej władzę, więc zapewne można nazwać ją też kupiecką. Najchętniej kupczą ludzkim życiem - dodał po chwili zaklinacz.
- Tak się tylko na głos zastanawiałam – skwitowała Cerre z wyraźnym tumiwisizmem.

- Jeżeli nie uda ci się na czas odnaleźć dokumentów, dźgaj pierwszego i wołaj nas - Dant ostatni raz zwrócił się do Bareda. Mimo, że go już nie widział.
- Taak... - skomentowała Cristin. - To ja idę do małej, a wy się zajmijcie swoimi sprawami. Jak się trochę przejaśni na zewnątrz to... przejdziemy się do lasu.
Po tych słowach kobieta zamknęła drzwi.
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...

Ostatnio edytowane przez Kovix : 01-09-2010 o 04:10.
Kovix jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172