- Panie to źli i bardzo niebezpieczni ludzi i lepiej nie wchodzić im w drogę - rzekł cicho gospodarz. Guun chciał wypytywać go dalej, gdy na podłodze zauważył osobliwy rysunek przedstawiający podwójny okrąg z wpisanymi weń symbolami i ośmiokątem. Krąg teleportacyjny Quriusa – Guun rozpoznał symbole. Widział takie rysunki w księgach Biblioteki Numantyjskiej, w tej jej części do której dostępu nie mieli zwykli śmiertelnicy. W części dostępnej tylko inkwizytorom Kultów, łowcom czarownic i wysoko postawionym kapłanom. Wejście tam kosztowało go, z tego co pamiętał czterysta denarów łapówki, ale się opłaciło. - Nie znam właściwego rytuału przejścia – pomyślał Guun. Podszedł do rysunku na podłodze i rozmazał go butem. – W ten sposób zapobiegnę ich powrotowi w to miejsce... - Nie chcę twojego zatęchłego piwa! – krzyknął na karczmarza. – Natychmiast gadaj kim byli ci mężczyźni, a raczej jak się tobie przedstawili. Bo ja doskonale wiem kim byli. Skąd się tu wzięli i czego chcieli? I skąd na podłodze wziął się ten znak? Tylko nie mów mi, że nie wiesz. Znam się na takich rzeczach więc nie zbędziesz mnie odpowiedzią, że się właśnie pojawiło! Narysowanie Kręgu Teleportacji Quriusa zajmuje nieco czasu i wymaga skupienia, więc musieli przygotować go wcześniej. I to pewnie za twoim przyzwoleniem, prawda? No już, gadaj! Nie gap się tak na mnie, jak cielę na malowane wrota! Co? Niewyraźnie mówię czy jak? |
Tiny był wściekły. To oni, znowu. Niszczą, mordują, palą wrzeszczą. Diabły zwiastujące chaos i śmierć. Ludzie. Nie szanujący niczego mięczacy. Z żalem schował elfkę do swojego zawiniątka podróżnego i czym prędzej, łupiąc ogromnymi stopami o runo leśne, biegł w kierunku dźwięków. Był przepełniony wściekłością i nienawiścią do obrzydliwego gatunku ludzkiego. Zacisnął pięści i przyspieszył |
Podziemna konstrukcja miała się, ku zadowoleniu krasnoluda, nadzwyczaj dobrze. Potężne podpory i solidny strop, gwarantowały bezpieczną wędrówkę. - Widać, że moi tu byli - mruknął pod nosem. Na ścianach co kilkanaście metrów widać było uchwyty na pochodnię. Ściskając w dłoniach stalowy topór, podążał mozolnie naprzód. W podziemiach panowała grobowa cisza. Wiedział, że nie wróży to nic dobrego. Zatrzymał się na chwilę i nasłuchiwał. Ruszył po chwili dalej naprzód, gotowy w każdej chwili do ataku.Korytarz zaczął się poszerzać. Po kilku krokach doszedł do pomieszczenia zbudowanego na planie koła. Thorn wydumał, że miejsce to jest prawdopodobnie węzłem komunikacyjnym, albo nawet samym sercem labiryntu. W ścianach było, wliczając te którymi wszedł, dwanaścioro drzwi. Były one umieszczone w regularnych odstępach od siebie. Na środku sali stał dziwny ołtarz. Był to jakiegoś rodzaju stół ofiarny. Krasnolud podchodził powoli, jakby bojąc się nagłego ataku demona zza ołtarza. Zamiast tego, usłyszał dochodzącą rozmowę w jednym z korytarzy. Szybko przebył drogę powrotną i schował się w korytarzu, którym tutaj przyszedł. Ukrywszy się najlepiej jak umiał, z zaciekawieniem spoglądał na dalszy rozwój sytuacji. Kroki i odgłosy rozmowy stawały się coraz wyraźniejsze. Dało się już rozróżnić niektóre słowa. |
Tiny głośno wrzasnął. Mimo wiadomości, którą usłyszał w głowie, zdecydował się zaszarżować na przeciwników. Pędził co sił w nogach, rozstawił ogromne ramiona i ryknął- Pomogę wam, a potem stąd uciekniemy na wschód!! Nie obchodziła go ilość wrogów. Był wściekły i silny. Czuł, że poradzi sobie z grupką mięczaków bez problemu. Już zbliżał się do pierwszego jeźdźca, zamachnął się ogromną dłonią celując w brzuch napastnika. -Ulif, Huf, pomogę!! |
Bezpośrednia droga do Korony Władzy wiedzie przez rozległe podziemia zbudowane przez jakieś istoty zwane gnomami. Ciekawe co to są te gnomy? Nigdy nie słyszałem o tych istotach. Nieważne... Kowal wie coś o tych przeklętych podziemiach, a więc czas odwiedzić kowala. Może się skusi na odrobinę złota. Złoto każdemu rozwiąże język. Tak, pora pójść do kowala. - No dobra. Ten rysunek nie powinien Ci więcej przeszkadzać. Po prostu teraz dokładnie zmyj wodą podłogę a potem wyszoruj mieszaniną soli i węgla drzewnego. A jak chcesz być pewny, że cała magia wyparowała z tego miejsca to poproś jakiegoś kapłana, niech odprawi rytuał oczyszczenia. Powinien się na tym znać. Pewnie macie tu w wiosce jakąś świątynię, nie? – Guun uśmiechnął się do karczmarza. – A teraz w zamian za pomoc w rozwiązaniu problemu z tym rysunkiem, Ty zrobisz coś dla mnie. Po pierwsze dasz mi miskę gorącej strawy i szklankę wina. Oczywiście na koszt firmy. A po drugie, powiesz mi gdzie znajdę tego kowala, o którym wspomniałeś. |
Ledwo Thorius zdążył ukryć się w jakimś zakamarku za skałą,dwie ludzkie postacie wyłoniły się z któregoś korytarza. Mężczyźni byli ubrani w długie szafirowe szaty. Słaba poświata nie pozwoliła mu ujżeć ich rysów twarzy, jednak zauważył, że obydwaj mają na policzkach wytatuowany znak – okrąg z wpisanym w niego półksiężycem. Przypuszczał, że to jakaś sekta czy bractwo. Prawdopodobnie byli kapłanami. Wyższy z nich podpierał się na długiej lasce zakończonej świetlistym kryształem, a niższy, który szedł obok niego dźwigał ciężką, zdobioną w metalowe okucia księgę. Obaj podeszli do ołtarza. Właściwie to podchodzili, bowiem jak na znak zatrzymali się w miejscu. Krasnolud wcisnął się głębiej w ścianę, przekonany, że odkryli jego obecność. Splunął pod nogi, zacisnął dłonie na toporze. - No to pięknie - mruknął niedosłyszalnie dla obcych kapłanów - Już po mnie. Jak ja nienawidzę magów i tych ich hokus-pokus. Prawie zdecydowany, wychylał już się zza skały. Ku jego zdziwieniu, to nie on był powodem ich postoju. Oni zaś zaczęli prowadzić między sobą rozmowę. Coś o mocy i teleportacji. Wspomnieli coś o "jednym z naszych" co potwierdziło obawy krasnoluda, że może ich być więcej. Ten wyższy, potężnym zamachem uderzył kompana czubkiem laski prosto w skroń. Uderzony mężczyzna zachwiał się po czym upadł na ziemię. Próbował jeszcze wstać, ale tamten przebił jego serce, ukrytym w lasce ostrzem. - Już mi nie jesteś potrzebny - wysyczał dobijając go. Schylił się i zrobił coś odrażającego - wyciął tamtemu serce. Jeszcze bijące! Następnie wstał i z bijącym sercem w dłoni podszedł do ołtarza. Rozpoczął jakąś dziwną śpiewkę czy inkantację. Thorius nie rozumiał ani słowa, a w ucho co troche wpadało słówko "Nagash" powtarzane wielokrotnie. Jego głos wznosił się coraz wyżej i donioślej, gdy nagle tuż nad ołtarzem pojawił się obłok szarego dymu. Głos kapłana przeszedł w krzyk i rozbrzmiewał echem po podziemnych korytarzach. - Nagash, nagashi, Nagash!!! - wykrzyczał do niebios. Chmura powoli blednąc, przyprawiła zarówno tego maga jak i cichego obserwatora w szczery zachwyt. Wewnątrz szarego obłoku widać było kamienny podest a nim leżała Ona, ta jedna jedyna, upragniona... Korona Władzy. Krasnolud podszedł do tego nieufnie. Nie miał pewności, że jest prawdziwa. A wolał nie wystawiać się na potyczkę z - sądząc bo stroju - wysokiej rangi magiem. Lubił swoje ciałko i nie chciał zginać jako szczur. Albo co gorsza, jako pół szczura. Knykcie zbielały mu od zaciskania topora. Pozostało mu dalej czekać, i zaatakować nieprzyjaciela niepostrzeżenie. Najciszej, jak się tylko da. I natychmiast uciec. Wyczekiwał więc okazji, by podwędzić Koronę... |
Tiny - AAAArrrrrrgghhhhhhhh! - wrzasnął Tiny. Jego głos odbił się dudniącym w uszach echem. Niezważając na ostrzeżenie jakie przekazał mu Ulif, gigant pędził w dół zbocza. Jego serce nie znało strachu, a jedynie ogromną nienawiść do wszystkich "mięczaków" Nie dość im było szkód jakie wyrządzili atakując jego wioskę, nie dość krzywd jakie wyrządzają sobie nawzajem, teraz jeszcze zmuszali jego współbraci do niewolniczej pracy. Gigant pędził po stoku, wrzasnął jeszcze raz na całę gardło i rozłożył szeroko ręce, gotując się na bój z mięczakami. - Sam, Loth, Peet! Przygotujcie siatkę! - donośny głose mężczyna wydawał szybkie polecenia. Musiał prędko rozdysponować ludzi i przygotować się do niespodziewanego ataku rozszalałego giganta. Nie raz już walczył z tymi kamiennymi potworami i wiedział, że mimo dużych rozmiarów, ogromnej siły ich serca są miękkie jak wosk. Dokładnie wiedział jak podejść kamiennego olbrzyma, by ten stał się potulny jak baranek. Jeśli tylko uda mu się zatrzymać jego szarżę to reszta pójdzie łatwo. A nawet jeśli nie zawsze pozostawało ostateczne wyjście i choć wolał nie posuwać się do użycia Talizmanu to był na to gotowy. - Ulif, Huf, pomogę!! - krzyczał w niebogłosy. - NIE! Uciekaj póki możesz! - usłyszał w odpowiedzi znajomy głos w głowie. Jednym potężnym zamachem powalił na ziemię zbliżających się dwóch jeźdzców. Potoczyli się oni po skalnym podłożu niczym dwie kulki. Tiny zadowolony z siebie pędził dalej w dół, by uwolnić współbraci. - Diter widziałeś to! Pierwszy raz widzę tak rozszalałego olbrzyma! - Spokojnie Robby damy sobie z nim radę. Bądźcie gotowi na mój znak. - Tak jest szefie - odparł tamten i wrócił na swoje miejsce. Tiny gnał co sił i ku swemu zaskoczeniu zauważył, że nikt nie próbuje go już atakować. Większość "mięczaków" zgromadziła się przy najdalszej ścianie urobiska, dokładnie tam gdzie stały uwięzione giganty i gdzie pędził Tiny. Będąc w połowie drogi spostrzegł, że naprzeciwko niego wyszedł wysoki brodaty "mięczak" W jego postawie, ruchach i spojrzeniu, Tiny nie dostrzegł odrobiny strachu. Mężczyzna był nadwyraz spokojny. Stanął w rozkroku na drodze pędzącego olbrzyma. Gigant wziął potężny zamach i już zamierzał uderzyć "mięczaka", gdy usłyszał jego słowa: - Teraz! Po tej komendzie wyrobisko wypełniło się przeraźliwym, jazgotem i wrzaskiem. Dwaj uwięzieni skalni giganci wprost wili się z bólu. Obaj upadli na kolana i łapali się za głowę. Tiny nie mógł zrozumieć co się dzieje. Wiedział jedno to sprawka tego brodatego "mięczaka" - Widzisz jaką mam nad nimi władzę - powiedział spokojnie mężczyzna - Tylko ode mnie zależy ich życie i zdrowie. - NIEEEEEE!! - wrzasnął Tiny. - Tak golemie i radzę ci byś stąd odszedł, zanim naprawdę mnie zdenerwujesz. Tiny kątem oka zauważył, że skradają się w jego stronę dwie grupki "mięczaków" Próbowali go otoczyć. - Nie uda wam się podłe glizdy. Jestem Tiny najdzielniejszy kamienny olbrzym na świecie - Za późno Tiny - usłyszał głos Ulifa - Za późno! Mówiłem ci uciekaj! Guun Guun na spokojne chciał przeanalizować fakty. - Karczmarzu co stąd strawą? Ile mam jeszcze czekać? - ponaglał gospodarza. - Już idę panie - odparł właściciel, niosąc gorący półmisek mięsnej potrawki. Badacz skosztował gulaszu. Nie był to co prawda stek z Deroxa, ale smakowało całkiem nieźle. - Jeszcze kufel zimnego piwa, panie. Wszystko na koszt firmy, tak jak mówiłem. - I to rozumiem - odparł zadowolony badacz. Mimo, że gospodarz stal się nagle nadwyraz grzeczny i miły, to Guun wyraźnie widział jak się boi i czeka tylko momentu gdy nie miły gość opuści jego lokal. - Powiedz mi tylko jeszcze karczmarzu, gdzie znajdę kowala o którym mówiłeś. - Odnajdziesz go łatwo panie. Ma kuźnię na końcu wioski. Guun skończył posiłek, grzecznie podziękował za obsługę i ruszył w drogę. Zgodnie ze słowami karczmarza warsztat kowal znajdował się na samym skraju wioski. - Witaj! - rzekł wchodząc do warsztatu. - Witaj panie! - odparł niski brodaty, jegomość z wielkim perkatym nosem - Czym mogę służyć? - Szczerze mówiąc nie bardzo interesują mnie twoje kowalskie wyroby... - Pozwól niech zgadnę? - przerwał kowal. Odłożył młot i oparł go o ścianę. Wytarł ręce w szmatę i podszedł bliżej przybysza. - Pewnie interesują cię opowieści o Koronie Władzy? - Skąd wiesz? - spytał lekko zbity z tropu Guun. - Jakiś czas temu było tu takich dwóch i wypytywali o legendy. Może mnie oko myli, ale wyglądasz jak ich rodak. Te same rysy twarzy, ta sam ciemna karnacja skóry i te błysk wokół, ale to akurat mają wszyscy ci którzy pożądaja Korony. - Widzę, że bystry z ciebie obserwator. Bacz jednak by nie było to powodem twojej zguby kowalu - rzekł wzburzony badacz. - Spokojnie panie. Nie moja to rzecz co czego szuka i nie mnie to oceniać. Chciałem tylko... - Nie ważne co chciałeś - wtrącił Guun - Ważniejsze jest to czego ja potrzebuje, nie mam czasu na czcze pogaduszki. Wskaż mi tylko drogę do wejścia do podziemi a już mnie więcej nie zobaczysz. - Panie gdybym to ja wiedział... - Nie próbuj mnie oszukać - ostrzegł Guun - Dobrze wiem, że wskazałeś drogę tamtym dwóm. - Nic bardziej mylnego panie. Ja im tylko opowiedziałem legendę o podziemiach a oni zaczęli szukać. Czy coś znaleźli? Niewiem. - Co im dokładnie powiedziałeś? - Guun był coraz bardziej poddenerwowany gderliwością kowala i jego nie potrzebnymi wywodami. - Legendę o gnomach, które na rozkaz czarnoksiężnika zbudowały wielkie podziemia pod Trzema Krainami. - I to wszystko? - niedowierzał badacz. - I oczywiście o skarbu. I o sekretnym przejściu, które ponoć prowadzi do samej Korony Władzy. - I tylko to sprawiło, że nagle udali się na bagna. Lepiej mów po dobroci, bo zaczynam tracić nerwy - ostrzegł po raz kolejny badacz. - Panie ja im tylko jeszcze dodałem, że kilka lat temu przechodził tędy pewien filozof. On też poszukiwał Korony Władzy. Ugościłem go jak należy, a w czasie posiłku opowiedział mi on o swoich przypuszczeniach. Myślałem, że będą to jakieś egzystencjonalne wywody, ale nie. Powiedział mi on, że według jego obliczeń jedno z wejść do podziemi czarnoksiężnika znajduje się właśnie na pobliskich bagnach. Oczywiście mu nie uwierzyłem, ale staruszek następnego dnia ruszył na bagna, dokładnie jak tamci dwaj. I tak samo jak jak po nim, po nich też słuch zaginął. Thorius Krasnolud czekał już tylko na właściwy moment do ataku. Był już tak blisko upragnionego celu. Nigdy nie podejrzewał, że jego poszukiwania zakończą się tak szybko. Bez mrugnięcia okiem wpatrywał się w błyszczącą Koronę. Kapłan ani na moment nie przerwał swojej inkantacji. Jego głos ciągle krążył echem po podziemnych korytarzach. Thorius, który nie odrywał wzroku od Korony zauważył z niechęcią, że tak szybko jak się pojawiła, teraz rozpływała się w chmurze szarego dymu. - Przeklęte iluzje - mruknął pod nosem - Nigdy człowiek nie wie co jest złudą z co namacalną rzeczywistością. Mimo, że Korona zniknęła to chmura szary obłok ciągle unosił się przed kapłanem. Zamiast niej wewnątrz dymengo kłębowiska ukazywać zaczęła się rozległa mapa podziemnych korytarzy. - Ożesz w mordę - szepnął zafascynowany Thorius. Widział już nie jedne podziemia i nie jedne zdarzyło mu się plądrować..., yyy to znaczy badać, ale to co miał przed oczyma było fascynujące. Korytarze wiły się niczym kłębowisko węży, krzyżowały się, przecinały i łączyły. Ktoś kto zaprojektował ten podziemny labirynt, był w oczach krasnoluda poprostu geniuszem. Natomiast ktoś kto go zbudował, był kimś wielkim, niesamowitym architektem, wspaniałym budowniczym. Musiał poprostu być krasnoludem. Thorius był dumny że należy do tak wspaniałego rodu. Gdy już cały plan był wyraźnie widoczny od jednej z komnat wzdłuż korytarza zaczął ciągnąć się jasny promień. Krasnolud w mig zrozumiał czemu miały służyć modły i czary tajemniczego kapłana. Z pomocą magii wytyczył bezpieczną drogę przez podziemia, prowadzącą prosto do samej Korony Władzy. - Szczęście mnie nie opuszczał - szepnął brodacz. Jakby na przekór tym słowom zauważył on że w jednym z przeciwległych korytarzy błyszczą dziwne światła. Potrzebował tylko chwilę by uzmysłowić sobie, że dziwne światła są poprostu ślepiami błyszczącymi w ciemnościach. - No to się będzie działo - pomyślał krasnolud. |
Szał Tiny'ego był wypierany przez wspołczucie i strach. Ten człowiek jest potężny, giganci wyraźnie mówią mi, żebym uciekał a sam starszy wioski cały czas powtarzał, że liczy się moje życie i powodzenie misji. Postanowił, że wycofa się powoli i po spełnieniu swojej misji natychmiast wyśle na ludzi ogromną armię gigantów, którzy wyzwolą braci. A on sam osobiście zmiażdży czaszkę brodatego mięczaka, który nie czuł żadnych skrupułów torturując jego towarzyszy. Jego serce rozdzierała bolesna bezsilność. Przerażony spojrzał na napastników otaczających go. - Odejdźcie- powiedział. Powoli wycofywał się do tyłu gotowy w każdej chwili do obrony. |
Wszystko to nader ciekawe – pomyślał Guun, pałaszując gulasz, który karczmarz postawił przed nim na stole. Zaraz też obok miski pojawił się garniec zimnego, przyniesionego wprost z piwniczki piwa. Nie było to co prawda wino, którego sobie zażyczył ale i tak smakowało wybornie. I co ważniejsze, gasiło pragnienie. Gdyby jeszcze ktoś mógł ugasić pragnienie wiedzy, które obecnie paliło wnętrze Guuna. Wiedzy o Koronie Władzy... - Kowal ma warsztat na końcu wioski – karczmarz podał położenie kuźni. Guun zaraz po skończonym posiłku udał się z wizytą do rzemieślnika. W zakamarkach szaty wymacał te kilka złotych i srebrnych monet, które posiadał i przełożył je do wewnętrznej kieszeni, tak aby mieć je pod ręką. Kuźnia rzeczywiście znajdowała się na końcu wioski. Był to ostatni budynek, za którym płynęła wartko rzeczka, a potem były już tylko wzgórza, na których mieszkańcy wypasali bydło i owce oraz gęste iglaste lasy, porastające wierzchołki wzniesień. W dużym, murowanym budynku wrzała praca. Z wnętrza dobiegał miarowy stukot młota o kowadło i sapanie kowalskiego miecha, służącego do podtrzymywania żaru w palenisku. Guun zaglądnął do środka. Poza niskim, brodatym jegomościem rozebranym do pasa, było tam jeszcze dwóch młodych, również półnagich pomocników kowalskich. Z wnętrza bił niesamowity żar. - Witaj – powiedział Guun wchodząc do środka. Wolałby pozostać na zewnątrz, w przyjemnym chłodzie popołudnia, ale poświęcił dobre samopoczucie dla wyższej sprawy. - Witaj panie! - odparł kowal. - Czym mogę służyć? - Szczerze mówiąc nie bardzo interesują mnie twoje kowalskie wyroby... - Pozwól niech zgadnę? - przerwał kowal. Odłożył młot i oparł go o ścianę. Wytarł ręce w szmatę i podszedł bliżej przybysza. Guun cofnął się, tak że teraz obaj stali w progu. Tutaj temperatura była znośna. - Pewnie interesują cię opowieści o Koronie Władzy? Z rozmowy z kowalem wynikało, że wszyscy którzy poszukują Korony Władzy swoje kroki kierują na pobliskie moczary. Bagna. Tam muszę szukać podziemi, które zaprowadzą mnie do Korony. A swoją drogą ciekawe czy jest jakaś inna droga, może dłuższa, ale bezpieczniejsza. I chyba o czymś zapomniałem – Guun szybko starał się przypomnieć sobie wszystkie informacje, jakie zdobył o artefakcie. – Tak! Przecież bez talizmanu nie da się zdobyć Korony Władzy. Najpierw potrzebny jest klucz, którym jest jeden z Talizmanów. To jego muszę teraz szukać, a nie wejścia do podziemi na bagnach. To zupełnie zmienia postać rzeczy. Cała ta sprawa z bagnami to podpucha. Wysyła tam ludzi, a jego wspólnicy pewnie ich rabują i zabijają. O nie, nie ze mną te numery. - Dziękuje Ci dobry człowieku za te informacje. Wydaje mi się jednak, że są one dla mnie nieprzydatne – podsumował Guun, podejrzliwie przyglądając się kowalowi. – Ale możesz mi pomóc w nieco inny sposób. Czy nie wiesz gdzie, lub w jaki sposób można zdobyć przedmiot zwany Talizmanem? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:58. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0