Thorius, który nie odrywał wzroku od Korony zauważył z niechęcią, że tak szybko jak się pojawiła, teraz rozpływała się w chmurze szarego dymu. - Przeklęte iluzje - mruknął pod nosem - Nigdy człowiek nie wie co jest złudą z co namacalną rzeczywistością. Korona zniknęła, rozmywając się w kłębach dymu. Na jej miejsce pojawiła się sieć korytarzy. Właściwie nie dało się tego przyrównać do sieci. Ani nawet do labiryntu. Był to po prostu jeden kłębek korytarzy, ciasnych i rozległych pomieszczeń, łączących się ze sobą w wielu miejscach i przecinających w różnych kątach. - Ożesz w mordę - szepnął zafascynowany Thorius. Nic więcej nie udało mu się powiedzieć. Był zafascynowany podziemnym światem skrzyżowanych i połączonych ze sobą dróg i pomieszczeń. Ktoś kto zaprojektował ten podziemny labirynt, był w oczach krasnoluda po prostu geniuszem. Budowniczy natomiast musiał po prostu być krasnoludem. Nikt nie potrafiłby wykonać takiej roboty. Był tego pewien... Mężczyzna przy ołtarzu, dalej odśpiewując swoje litanie, zaintonował jeszcze głośniej - co w uszach krasnoluda odzwierciedlało dodatkowy powód do migreny i było raczej nie możliwe - słowa pieśni. Magiczny promień światła "wpłynął" do jednego z korytarzy. Prawdopodobnie było to coś w rodzaju magicznego namierzania. Na końcu świetlistej nitki musiała być upragniona Korona Władzy. Zauważył dziwne światła w przeciwległym korytarzu. Zbliżały się. Krasnolud uzmysłowił sobie szybko, że są to ślepia. Potworne ślepia. W dość dużej ilości. W ciasnocie korytarzy miałby jakieś szanse z nimi. Gdyby było ich tylko pięcioro. Widocznie fortuna jednak mu nie sprzyjała. Z każdą parą ślepi prawdopodobieństwo wygranej malało. Krasnolud zaczął powoli cofać się. Schował się trochę dalej wgłąb korytarza. Przewaga liczebna zaskoczyła go, ale zaraz pomyślał o proporcjonalnej do ryzyka nagrodzie. Nadzieja odżyła. Thorius dalej oczekiwał na rozwój wydarzeń... |
Tiny Cierpienie jakiego doświadczyli współplemieńcy, było dla Tiniego ogromnym szokiem. Zatrzymał się i spojrzał niepewnie w stronę brodatego mężczyzny. - To musi być potężny, sam mogę nie dać mu rady- pomyśla, a po chwili przypomniał sobie słowa Starszego wioski. - Pamiętaj Tiny niezależnie od tego co się będzie działo, najważniejsze jest powodzenie twojej misji. Olbrzym stanął w rozkroku i powiedział: - Odejdźcie - po czym zaczął się powoli wycofywać. - A widzisz! - rzekł dowódca mięczaków - Można spokojnie. Czyż nie o wiele przyjemniej? Pozwól teraz, że podejdę do ciebie - powiedział "mięczak" bardzo łagodnym głosem. Tiny spojrzał na niego uważnie, gdy nagle usłyszał znajomy głos w głowie. Uciekaj! To pułapka! Pędź na wschód i nie oglądaj się za siebie! Gigant spojrzał w stronę uwięzionych braci. Obaj nadal klęczeli, a spojrzenie Ulifa pełne było strachu i niepewności. Tiny dostrzegł też teraz że skradający się po bokach ludzie niosą dwie duże siatki i zbliżają się do niego. - Spokojnie olbrzymie - nadal przymilnym tonem przemawiał do niego brodaty "mięczak" - Nikt nie zrobi ci krzywdy! Spokojnie! Tiny nie zamierzał dłużej czekać. Obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Nagle jasny błysk wybuchnął mu tuż przed oczami, oślepiając na chwilę. Patrz KOMENTARZE Guun Badacz szybko zdał sobie sprawę że całe to zamieszanie o legendarne podziemia, nie jest warte funta kłaków. -Cała ta sprawa z bagnami to podpucha. Wysyła tam ludzi, a jego wspólnicy pewnie ich rabują i zabijają. O nie, nie ze mną te numery. - pomyślał. Rychło w czas przypomniał sobie o Talizmanie, bez którego cała wyprawa po Koronę nie miała sensu. - Dziękuje Ci dobry człowieku za te informacje. Wydaje mi się jednak, że są one dla mnie nieprzydatne – podsumował Guun, podejrzliwie przyglądając się kowalowi. – Ale możesz mi pomóc w nieco inny sposób. Czy nie wiesz gdzie, lub w jaki sposób można zdobyć przedmiot zwany Talizmanem? - Drogi panie myślę, że dobrze trafiłeś i szczęście cię dzisiaj nie opuszcza. Powiem nie skromnie, że jestem jednym z lepszych rzemieślników zajmujących się produkcją amuletów, talizmanów i naszyjników ochronnych. Po mojej mamusi, panie świeć nad jej duszą, mam maleńki talent do magii i mogę ci zagwarantować, że moje wytwory to nie tylko pięknie wyglądające przedmioty, ale i naprawdę użyteczne amulety. Pozwól, że ci zaprezentuje. Guun nie zdążył zaprotestować, a kowal już zniknął w sieni domu, stojącego obok kuźni. Mężczyzna wrócił szybko niosąc na rękach sporych rozmiarów szkatułkę. - Spójrz panie! Oto moja duma! - po tych słowach kowal otworzył pudełko. Oczom badacz ukazył się trzy rzędy najróżnieszych amuletów i talizmanów. Małe i duże, wykonanne zarówno ze stali jak i te z bardziej szalchetnych materiałów jak srebro czy złoto. Rzucił na nie pobieżnie okiem i już miał zrugać kowal, że dobrze wie o co pyta i nie interesują go te wisiorki dla plebsu, kiedy ujrzał go. Leżał w samym rogu schowany i taki szary i niepozorny. Guun przypomniał sobie wyszystkie opisy i ryciny Talizmanu, które widział w różnych księgach i nie spodziawał się że jest on taki nie pozorny. Poeci opisywali go jak niebywały skarb i kunsztowne dzieło sztuki a ten tutaj wyglądał raczej mało okazale. - Może to falsyfikat - pomyślał - Kowal to zdolny rzemieślnik pewnie zrobił kopie wedle jakiegoś opisu - Widzę panie, że zwróciłeś uwagę na to cacko - kowal chwycił Talizman w swoje potężne dłonie - Widzę, że wiesz czego szukasz. Guun milczał i czekał na kolejne słowa mężczyzny. - Widzę panie, żeś jesteś bardzo inteligentnym i obytym człowiekiem. Muszę cię więc uczciwie ostrzec, że to tylko doskonała kopia. Muszę się jednak pochwalić, że wykonałem ją z jednego z oryginałów. Oczy Guun zapłysnęły niepochamowaną rządzą posiadania. - Oryginału, powiadasz? Mówięc ile za niego chcesz? Za oryginał oczywiście. - Przykro mi panie, ten prawdziwy Talizman niegdy nie należał do mnie. - To skąd go wziąłeś? - spytał poddenerwowany badacz. - Odwiedził mnie pewnego razu jeden elf, on też poszukiwał Korony Władzy. Zatrzymał się u mnie na noc i wtedy to napatrzyłem się na oryginał. Miał on go cały czas na szyji. Zdążyłem zapamiętać wszystkie szczegóły i na tej podstawie wykonałem to cacko. - Dziwne - pomyślał Guun - Cóż za zbieg okoliczności? Kolejny poszukiwacz, który odwiedza tego wiejskiego kowala. Co jeszcze wie ten człowiek? I ile w jego słowach jest prawdy? Thorius Krasnolud rozważał swoje szanse w walce z ukrytym przeciwnikiem. Nie wiedział co czai się w mroku, ale już sama liczba wystarczył by wycofał się w głąb korytarza. Przykucnął i schował się za duży głaz stojący u wylotu tunelu. Głos kapłana ucichł nagle. Zmęczony mężczyna wsparł się na ołtarzu, otarł dłonią pot z czoła. Nawet stąd Thorius słyszał jego ciężki oddech. Rytuał musiał go bardzo wycieńczyć. Odpoczynek jego nie trwał jednak długo. Już po chwili zakmknął księgę i schował ją do skórzanej torby przewieszonej prze ramię. Spojrzał jeszcze na martwe ciało swojego towarzysz, uśmiechnął się złośliwie i ruszył w stronę jednego z korytarzy, dokładnie tego który wskazywała świetlista poświata. Ledwo postać kapłana zniknęła w mrokach korytarza, do komnaty wślizgnęły się dziwne stwory, których ślepia zauważył krasnolud. Pokraczne istoty, były stosunkowo niskie, nawet jak na gust Thoriusa. Wszystkie bardzo podobne do siebie, krasnolud nie zauważył żadnych cech odróżniających poszczególnych osobników. Te same kaprawe oczka, to samo niski czoło i ostre sterczące uszy. Każdy ze stworów miał błony pomiędzy łapami, a mimo to poruszał się w dziwnym przykurczy. Ich skóra ślniła w ostatnich odblaskach pochodni kapłana. Do komnaty weszło ich około dziesięciu i mimo, że nie różnili się niczym od siebie wyraźnie było widać że jeden z nich przewodzi pozostałym. On jako pierwszy obchął truchło i gestem ręki nakazał zabranie go. Trzy osobniki uniosły w górę zwłoki i ruszyły z powrotem do korytarza z którego wyszły. Reszta za przywódcą ruszyła za kapłanem. Thorius oodczekał chwilę i już chciał ruszyć, gdy dostrzegł jasny błysk który rozświetlił korytarz. Po chwili dało się słyszeć donośne krzyki i odgłosy walki. Kapłan został zaatakowany. |
Przyjąwszy wiadro i pędzel Erilx'wrah wyglądał jakby chciał jeszcze zawołać za odchodzącą aktorką, ale ugryzł się w język. Ona wiedziała już o nim zbyt wiele i za nic nie przyznałby się że to miejsce napawa go strachem. Było tu więcej istot niż spotkał przez całe życie (zazwyczaj były to spotkania krótkie i krwawe) a labirynt uliczek przyprawiał o zawrót głowy. Zacisnął jednak zęby i ruszył wykonywać swe niegodne zajęcie. Postanowił naklejać plakaty tam gdzie widział już inne, starsze i w miejscach gdzie nie było zbyt wielu ciekawskich. Cały czas usiłował zachować czujność, ale kłębiły mu się w głowie myśli o talizmanie. Być może udałoby mu się wślizgnąć do garderoby Laury, lecz nie był pewny czy dziewczyna nie ma go przy sobie także w czasie występów... W każdym bądź razie będzie musiał być ostrożny, nie mógł się narazić aktorom dopóki nie wskażą mu drogi do czarownika, to był jego jedyny trop. |
W głowie olbrzyma coś wybuchło. Kątem oka dostrzegł skoncentrowanego na nim czarodzieja. Gdyby Tiny miał żyły napiąłby je mocno na czole. Skupił całą swoją uwagę na odzyskanie świadomości i wyswobodzenie się z zaklęcia maga. Ryknął i przełamał czar. Nie miał pojęcia co ten brodaty mięczak chce zrobić, ale był pewien, że skutkiem jego działań będzie uwięzienie giganta i podzielenie losu Hufa i Ulifa. Jakimś cudem barbarzyńca wlazł w jego głowe i chciał go opętać lecz Tiny odparł psychiczny atak brodacza. -Zostaw, zostaw mnie!- krzyczał aż poczuł, że zaklęcie czarodzieja słabnie- Co robisz z moją głową?!- ryknął wściekły. Rzucił się w paniczną ucieczkę na wschód wymijając siatki zarzucone przez przeciwników. Ściągnie pomoc. Pomoże im. Najpierw zdobędzie koronę. Z jej pomocą odmieni los wszystkich gigantów mordowanych przez paskudnych mięczaków. Gnał ile sił w kamiennych nogach. Skupił się jedynie na ucieczce. Jak przez mgłę słyszał krzyki i tupot ludzi zarzucających ze świstem siatki. Z oddali dochodził warkot maga wyraźnie zaskoczonego oporem giganta. |
Niech mnie, cóż za szczęście – pomyślał Guun, gdy kowal obwieścił mu, że jest również rzemieślnikiem, twórcą biżuterii, a na dodatek po matce ma smykałkę do magii. Kowal zniknął we wnętrzu domu, przyległego do kuźni i po chwili wrócił niosąc szkatułę. Zaprezentował jej zawartość zdumionemu badaczowi, opisując, co by nie mówić misternie i z dbałością o szczegół wykonane przedmioty. Pośród zupełnie nieprzydatnego do jego celów szmelcu wypatrzył go. Szary i niepozorny, upchnięty w kąt szkatuły Talizman. - To – wskazał drżącym palcem na przedmiot. – To jest to czego szukam... - Może to falsyfikat – pomyślał po chwili. - Kowal to zdolny rzemieślnik pewnie zrobił kopie wedle jakiegoś opisu... Jego obawy potwierdziły się. Nie był to prawdziwy Talizman, a doskonała i wykonana z wielkim kunsztem kopia. Ktoś inny mógłby się nabrać, ale nie on... Rzemieślnik powiedział, że wykonał go z oryginału. A więc go ma. Ma oryginalny Talizman, prowadzący do Korony... Muszę go mieć... Ciekawe czy mi go sprzeda i za ile? Potrzeba mi lokalnej monety. Dużo złota... Albo nie, przyjdę w nocy i go ukradnę. Tak zrobię, tylko muszę się dowiedzieć gdzie go trzyma. - A czy mógłbyś mi pokazać ten oryginalny Talizman? – zapytał łagodnie, jednak jego oczy pałały żądzą posiadania magicznego przedmiotu. - Nie ma go. Nie ma Talizmanu. Niechaj go spali oddech Zurry! – przeklął wioskowego kowala w duchu, gdy ten oświadczył, że nie ma oryginału. - To skąd go wziąłeś? – spytał ostro. W odpowiedzi, kowal opowiedział mu o jakimś elfie, który go odwiedził i wówczas skopiował błyskotkę . Ciekawe co to za stworzenie ten elf i skąd miało talizman? – zastanowił się Guun. – Ciekawe, wielce ciekawe. Wielu ludzi nawiedza tego człowieka. Na mój gust chyba za dużo. Przesadza z tymi swoimi opowieśćmi i konfabuluje... - Rozumiem – zwrócił się do kowala. – W takim razie dziękuję Ci bardzo za ten przedmiot. Ale ja potrzebuję oryginału, rozumiesz? Zadowala mnie tylko o-ry-gi-nał... Może wskażesz mi drogę do kogoś, kto mógłby mi pomóc? - A jeśli nie to pójdę na te bagna – zakończył z rezygnacją w głosie, patrząc przenikliwie na rzemieślnika i starając się wyczytać z jego twarzy, o czym ten akurat myśli. |
Kapłan skończył inkantację. Nawet ze swojej kryjówki Thorius słyszał jego nieregularny oddech. Musiało być to nie lada trudne zaklęcie. Ów osobnik, po spakowaniu dziwnego i opasłego tomu, który przyniósł jego nieżywy kompan, ruszył w korytarz wskazany wcześniej przez świetlistą wstęgę. Ledwo kapłan zniknął w mroku, Thorius wychylił się z zamiarem podążania za kapłanem, zapomniawszy zwyczajnie o ślepiach. Zaraz jednak schował się z powrotem. Na szczęście pozostał niezauważony. Pokraczne bestie, które wychynęły, nie przypominały niczego, z czym by miał dotychczas do czynienia. Były stosunkowo niskie, nawet jak na jego gust, a także bardzo podobne do siebie, wręcz jakby były swoimi lustrzanymi odbiciami. Nie było żadnych odróżniających ich cech. Te same kaprawe oczka, to samo niski czoło i ostre sterczące uszy. Każdy ze stworów miał błony pomiędzy łapami, a mimo to poruszał się w dziwnym przykurczy. Ich skóra lśniła w ostatnich odblaskach pochodni kapłana. Na tyle, co zdążył zobaczyć, miał przed sobą około dziesiątki tychże pokracznych stworów. Jeden, widocznie przywódca,pierwszy obwąchał truchło i gestem ręki nakazał zabranie go. Trójka jego towarzyszy zabrała go do korytarza, z którego przyszły, reszta natomiast ruszyła za przywódcą. Niestety, szli oni w stronę korytarza, w którym zniknął kapłan. Thorius odczekał chwilę i już chciał ruszyć, gdy dostrzegł jasny błysk który rozświetlił korytarz. Po chwili dało się słyszeć donośne krzyki i odgłosy walki. Kapłan został zaatakowany przez dziwne stwory. Krasnolud rozważyć musiał wszelkie możliwości. Kapłan był osłabiony, a potworki przeważały liczebnie. Nie znał także siły tych, jak zaczął ich w myślach nazywać, Gargulców. Nie mógł w tej sytuacji podjąć zbyt radykalnych działań. Wizja dotarcia do Korony stanęła mu przed oczami. "Może pomóc kapłanowi? Albo poczekać aż i jego wyniosą? Tylko czy wtedy sam nie wpadnę w tarapaty?" - myśli kołatały się w głowie krasnoluda. - "Może powinienem poszukać kogoś do pomocy? Tylko co wtedy zrobimy z Koroną?". Myśl o - jak mu się zdawało - bliskości niezmierzonego skarbu przesądziła jednak sprawę. Thorius obficie splunął flegmą na ziemię i poprawił tobół na plecach. Wyszedł z ukrycia i małymi kroczkami, lekko pochylony, zaczął zmierzać do korytarza, w którym zniknął wpierw kapłan, a później i Gargulce. Uważając, by nic na niego nie "wyskoczyło", penetrował wzrokiem ciemne korytarze wokoło. Na tyle, na ile udało mu się dostrzec coś w tych ciemnościach. Poruszał się szybko, ale najciszej jak tylko mógł... |
Felix obejrzał sobie dom z zewnątrz. Tak zamożna osoba musi mieć strażników, więc nie był zbyt skłonny, aby wejść tam o tej godzinie. Było jeszcze zbyt jasno. Nie wydaje mi się, że to będzie proste zadanie. - pomyślał sobie. Miał nadzieję, że nie zwraca na siebie zbyt dużej uwagi tak po prostu gapiąc się na dom. Po chwili obrócił się na pięcie i spacerem poszedł spowrotem do karczmy. Dobrze by było jeszcze trochę odpocząć. Jednak nie może wyjść z karczmy zbyt późno, bo będzie to wyglądało podejrzanie. Zamyślony dalej szedł przez miasto w stronę karczmy. |
Wiedźma Wicca, co ma sześćset lat – pomyślał Guun. – Bzdury! Wierutne bzdury! Teraz na pewno kłamie, nikt nie jest w stanie żyć sześciuset lat. A skoro to jest kłamstwo, to pewnie wszystko inne też. Te opowieści o bagnach, podziemiach, elfach i Talizmanie na pewno wyssał z palca. Ale cóż, takie życie. Muszę zaczerpnąć informacji gdzie indziej. Od strony drogi biegnącej przez wioskę do kuźni zbliżało się trzech jeźdźców. Kowal odwrócił się od Guuna i podszedł do jednego z nich. Tego z burzą rudych włosów na głowie, najwidoczniej przywódcy. Przez chwilę rozmawiali, po czym obaj weszli do domu. Na zewnątrz czekali pozostali dwaj jeźdźcy, pachołkowie rudego. Podprowadzili niespokojne konie do kuźni, a parobkowie kowalscy zajęli się usuwaniem starych podków, które z brzękiem lądowały na stosie złomu stojącym w rogu i mocowaniem nowych. Guun przez chwilę przyglądał się pracy w kuźni, zastanawiając się nad kolejnym krokiem, jaki musi przedsięwziąć w celu zdobycia artefaktu. Wszystko się trochę pokomplikowało. Łudziłem się, że będzie łatwo. Ot, kupię talizman i jak po sznurku zawędruję do Korony Władzy. Ale cóż, teraz jedyną moją nadzieją jest wiedźma, żyjąca na szczycie wzgórza. Dobre i to. Ale najpierw zasięgnę więcej informacji. Zostawił za sobą kuźnię i wolnym krokiem ruszył przez wioskę. Po drodze zasięgnął informacji, gdzie może znaleźć lokalną świątynię. Trafił tam bez trudu, w końcu wioska nie była duża. Niewielka, otynkowana na biało świątynia nieznanych bogów wznosiła się w środku zielonego i wonnego zagajnika. Budynek otoczony był niskim, drewnianym płotkiem, a pod ścianami rosły wielokolorowe kwiaty. Uroczo... – pomyślał Guun i wszedł do ciemnego, wonnego kadzidłami wnętrza w poszukiwaniu kapłana. - Witaj wielebny – odezwał się, gdy już go znalazł. – Jestem tu nowy i chciałbym porady. A wiem, że wy, kapłani chętnie takowych udzielacie. Mianowicie, chodzi mi o dwie rzeczy. Po pierwsze, interesuje mnie coś co się zowie Koroną Władzy... A druga sprawa związana jest z niejaką Wiccą, ponoć sześćsetletnią czarownicą, która gdzieś tutaj mieszka. Wiesz coś o niej? |
Instynktowny cios toporem wypadł nadzwyczaj dobrze. Już po lekkim cięciu potworek upadł, zginając się w pozycji embrionalnej. Z ciętej rany sączyła się niebieska krew. Przez chwilę wił się jeszcze i dogorywał, po czym padł zemdlony. Thorius uśmiechnął się sam do siebie. - Tego mi było trzeba - westchnął cicho i odważniej wychylił się za róg. Jego oczom ukazało się pobojowisko. Liczył jednakże na bardziej korzystny obrót sprawy. Kapłan nadal pozostał żywy. Co więcej, pomimo wyczerpania, radził sobie nadzwyczaj dobrze. Zostały mu tylko 3 Gargulce. Jeden z nich uwiesił się jego pleców i, sądząc po wyrazie twarzy kapłana, było to w miarę bolesne przeżycie. Wokoło latały jeszcze dwa Gargulce. Odpędzając je nogami, próbował zrzucić tego na plecach. Jeden niewłaściwy ruch i szybko walka mogłaby się skończyć. Krasnolud rozważał sytuację. Nie wierzył w to, że człowiek ten byłby skłonny podzielić się z nim Koroną. W końcu z zimną krwią zabił swojego towarzysza. Ponadto, nadal nie znał jego prawdziwej siły. Obawiał się, że kapłan po prostu oszczędza siły na jakąś "większą zwierzynę". Zaczynało go to nudzić. Zero walki, tylko skradanie się. Nie mógł jednakże nic poradzić. Czuł wyjątkową awersję do magów. Do tych, którzy nie są przychylnie nastawieni do niego. A ten wyglądał na właśnie takiego. Thorius nie miał wyjścia. Musiał poczekać na dalszy rozwój wydarzeń... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:12. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0