Może mag nigdzie nie ucieknie, ale potrzebna mi jego pomoc, a obrażanie go to nie najlepsza do tego droga... z drugiej strony nie zdołam zabrać Laurze talizmanu bez zwracania niepotrzebnej uwagi, a jeśli teraz ją wystawię to marne na to szanse... Myślał gorączkowo Elrix kiedy jego spojrzenie wróciło do niecierpliwiącego się młokosa. - Chodź - powiedział łapiąc chłopaka za kołnierz kubraka - muszę się z kimś najpierw rozmówić. Bezceremonialnie ciągnąc za sobą posłańca przemaszerował przez pełne gorączkowych przygotowań 'kulisy'. Ignorował ciekawskie spojrzenia i pytania zmierzając wprost do części zajmowanej przez Laurę. - Słuchaj - zaczął gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko - obiecałem że wam pomogę i mam zamiar dotrzymać słowa, ale musisz mi w końcu powiedzieć co mam zrobić i ile to zajmie. Nie naciskałbym, ale otrzymałem zaproszenie którego nie mogę tak po prostu odrzucić i muszę wiedzieć co przekazać eee - zawahał się myśląc o tym co powiedział chłopiec o stosunku tutejszych do czarowników - pewnej ważnej osobie. - dokończył słabo. Czuł że musi coś jeszcze powiedzieć na swoje usprawiedliwienie - On może pomóc mi w osiągnięciu celu mojej wyprawy - dodał syczącym szeptem nachylając się do aktorki. |
Guun - Witaj wielebny – odezwał się badacz, gdy już znalazł się wewnątrz świątyni. – Jestem tu nowy i chciałbym porady. A wiem, że wy, kapłani chętnie takowych udzielacie. Mianowicie, chodzi mi o dwie rzeczy. Po pierwsze, interesuje mnie coś co się zowie Koroną Władzy... A druga sprawa związana jest z niejaką Wiccą, ponoć sześćsetletnią czarownicą, która gdzieś tutaj mieszka. Wiesz coś o niej? Kapłan, ubrany w białe długie szaty młody mężczyzna, odwrócił się od ołtarza i podszedł w stronę Guun. - Witaj panie - rzekł bacznie oglądając przybysza od stóp do głów - Wyjdźmy stąd do ogrodu, tam odpowiem na twe pytania. Obaj mężczyźni opuścili niewielki budynek świątynny i skierowali się na jego tyły. Tam za niewielkim płotkiem rozciągał się przyjemny dla oka zadbany ogród. Równo przycięta krzaki i różnokolorowe kwiaty skomponowane były w idealnym porządku. - Usiądź panie - rzekł kapłan wskazując małą kamienną ławeczkę - Odpowiedzi na oba pytania najlepiej i najpełniej udzieliłby ci główny kapłan, ale niestety nie ma go teraz tu. Wyruszył do lasu, by nazbierać odpowiednich ziół do wiosennego rytuały przejścia i szczerze mówiąc niewiem kiedy wróci. - A czy ty nie możesz mi pomóc? - rzekł przymilnym tonem Guun, wyczuwając że młody kapłan coś wie ale obawia się otworzyć ust. - Właściwie to sam niewiem... Bo niby nie powinienem, ale... Jakby to powiedzieć... - jąkał się młody kapłan. - Może najprostsze słowa będą najlepsze - odrzekł badacz. - Mówisz panie jak mędrzec. Zbyłbym cię panie i wygonił z świątyni bo wymieniłeś przeklęte imię Wicca, ale zapytałeś również o Koronę Władzy. A musisz wiedzieć, że brat mój Istar kilka lat temu wyruszył w poszukiwaniu tego przeklętego artefaktu i od tamtej pory go nie widziałem. Sam wiele przewędrowałem, ale bynajmniej nie w poszukiwaniu Korony, tylko samego siebie. Spokój i harmonię odnalazłem tutaj, w tej światyni, u boku doświadczonego mędrca, który wiele mnie nauczył. Wracając jednak do głównego wątku, bo widzę że się panie niecierpliwisz... - Mów, ja poprostu się śpieszę, stąd moje nerwy. - Rozumiem panie. Wracając do meritum. Wiedźma Wicca jest przeklęta. To zła i okrutna kobieta parająca się czarną magią. Jest postrachem całej tutejszej okolicy, wszycy się jej boją i nikt nie ma odwagi, by ją stąd wygonić. Tutejsi chłopi obwiniają ją o wszystko co złego ich spotka. Od burzy, chorobę bydła, po złamaną nogę. Mówią, że to magia Wicci. Co z tego jest prawdą niewiadomo, ale jedno jest pewne. Przeor mówił mi, że na własne oczy widział, jak wiedźma Wicca spotyka się z gnomami i rzuca na nich jakiś czary. Po tym jak wypowiedziała formułę wzystkie gnomy stały się niewidzialne. Potem ponoć gnomy kradły kury tutejszym gospodarzom. Co jeszcze jest jej sprawką, niewiadomo. - Ponoć żyje ona sześćset lat, czy to prawda? - Raczej nie, ale najstarszy mieszkaniec pamięta, że jak był jeszcze dzieckiem to ona już żyła na wzgórzu i już wtedy był okropnie stara. Ile jest w tym prawdy, tego panie nie zgadniesz. Prosty tu mieszka lud i zabobonny. Lepiej jednak unikać Wiccy i szerokim łukiem omijać wzgórze na którym mieszka. Nic dobrego z tego wyniknąć nie może. - Opowiedz mi zatem o Koronie Władzy, bo widzę że masz mi chyba o niej więcej do powiedzenia. - A tak... właśnie. Wspomniałem o moim bracie i o tym, że szukał on Korony. Pogodziłem się już ze stratą brata, ale to co znalazłem kilka miesięcy temu w bibliotece przoera, wprawiło mnie w zdumienie i dało cień nadziei. - Cóż to za księga? - spytał zaintrygowany Guun. - "Lex magica" - taki ma tytuł czyli "Prawa magii" Zdziwiło mnie, że taką pozycją ma w swoich zbiorach przeor. Potępia on każdą magią, zarówno tą złą, jak i tą leczniczą naprzykład. Mówi, że to wszystko od jednego złego ducha pochodzi. A tu taka książka. Pełna jest ona różnych zaklęć i magicznych przepisów, ale to co mnie zainteresowało to opowieść o kamiennym moście. Wiesz panie, że Krainę Zewnętrzną od Środkowej oddziela Wielka Rzeka. Niewielu jest śmiałków co się przez nią przeprawili, a legendy mówią o niezmierzonych bogactwach ukrytych w Środkowej Krainie. Ja natomiast w tej księdze znalazłem fragment, gdzie opisane jest jak znaleźć kamienny most wybudowany przez Kamiennych Tytanów wieki temu. Oczy Guun zapłonęły ciekawością i rządzą zdobycia tej księgi. Ten młodzieniec wydaje się być bardzo łatwowiernym, więc pewnie zdobycie księgi nie będzie zbyt trudne. - A czy mógłbyś mi ją pokazać? - spytał lekkim tonem badacz. - Myślę, że tak panie, ale mam jeden warunek... - Tak...? - spytał niepewnie Guun. - Domyślam się, że i ty poszukujesz Korony Władzy, więc mam do ciebie prośbę. Ja pokażę ci księgę, a ty zabierzesz mnie ze sobą. Nie obawiaj się nie interesuje mnie Korona. Chcę tylko odnaleźć brata. Razem przejdziemy Kamienny Most, a potem każdy pójdzie w swoją stronę. Umowa stoi? Thorius Krasnolud nadal czekał. Nie zamierzał nadstawiać karku za tego dziwnego kapłana, który bez skrupułów zabił swego kompana. Mężczyzna dalej szamotał się i walczył z gargulcem, który uwiesił mu się na szyi. Krew lała się już mu po karku, a mimo to nadal opierał się atakowi potworków. W pewnym momencie potknął się niefortunnie o jeden z wystających głazów. Szczęście jednak nie opuściło go i tym razem. Upadł tak, że stwór który do tej pory siedział mu na karku, nabił się na jeden ze stalagmitów rosnących na ścieżce korytarza. Gargulec zawył potwornie z bólu, odgłos jego jęku wzmocnione przez echo odbił się od ścian i wrócił ze zdwojoną siłą. Coś jednak w tym wzmocnionym odgłosie było niepokojącego. Krasnolud wyraźnie słyszał oprócz jęku stwora jeszcze jeden odległy, ale bardzo potężny ryk. Jego uszy go nie myliły. Potwierdzała to reakcja dwóch pozostałych przy życiu stworów. Oba nie patrząc na nic zaczęły panicznie uciekać w stronę krasnoluda. Ten tylko schował się bardziej za skałę i patrzył za biegnącymi pokracznymi stworami. Po chwili echo ucichło i tylko głośne sapanie kapłana świadczyło, że przed momentem rozegrała się tu walka. Kapłan podniósł się niepewnie i z radością stwierdził, że wokół nie ma już żadnego żywego stwora. Otrzepał szaty i wyjął z torby bandaże. Nasączył je jakimś żółtym płynem i przyłożył sobie do ran. Za każdym razem gdy dotykał jakiegoś zadrapanie lub śladu po ugryzieniu, aż syczał z bólu. Nagle całe korytarze aż się zatrzęsły od potężnego, donośnego ryku. - Wrrrrrrraaaaaaaaaa - odbiło się od ścian podziemi. Kapłan rozjerzał się niepewnie wokół. Z trudem podniósł się pomagając sobie laską. Pochylił głowę i cicho powiedział kilka niezrozumiałych słów. Po czym na oczach Thoriusa poprostu zaczął rozpływać się w powietrzu jak mgła. Korytarz ponownie wypełniła cicha. Jedynie dogasająca pochodnia leżąca przy ścianie dawała nikłe światło. Zimny dreszcz przeszedł po plecach brodatego wojownika. Rozejrzał się on wokół siebie, ale korytarz był pusty. Gargulce uciekły, a kapłan rozpłynął się w powietrzu. W wilgotnym podziemnym korytarzu został tylko krasnolud Thorius i coraz bliższy ryk: - Wrrrrrrrraaaaaaaa!!! Elirx Smokowiec w krótkich słowach wyjaśnił Laurze swoje wątpliwości. - On może pomóc mi w osiągnięciu celu mojej wyprawy - dodał syczącym szeptem nachylając się do aktorki. Dziewczyna spojrzała na młokosa, a potem na Elrixa. - Mogę cię prosić na stronę - rzekła w końcu. Gdy oboje odeszli kilka kroków dalej, Laura rzekł: - Występ zaczyna się za kilka minut i potrwa nie dłużej niż pół godziny, a ty pojawisz się tylko w finałowym numerze. Sprawa jest prosta i nie będzie wymagała od ciebie żadnego wysiłku. Chodzi o prostą sztuczkę ze znikaniem. Wejdziesz do skrzyni z podwójnym dnem, która potem zostanie wniesiona na scenę. Klaus jako czarodziej, zamknie mnie w skrzyni. Gdy wieko zapadnie, zamienimy się miejscami. Gdy Klaus ponownie otworzy skrzynię, ty ukażesz się publiczności. Wybuchną oklaski i następnie Klaus zamknię skrzynię i sprawi, że w magiczny sposób wrócę. Proste prawda. - Niby tak. - odparł niepewnie smokowic - I robiliście tą sztuczkę wielokrotnie? - Setki razy Elrixie, nie ma się czego obawiać. Mimo wątpliwości jakie miał smokowiec, postanowił dotrzymać słowa. - Dobrze zatem zaczynajmy. Półgodziny i muszę biec na spotkanie. - Nic się nie martw - zapewniła ponownie Laura - Występ nie potrwa ani chwili dłużej. Ucieszona dziewczyna pobiegła się przebrać, a smokowiec wrócił do chłopca i w wyjaśnił mu że muszą poczekać półgodziny zanim udadzą się do jego pana. - Mój pan będzie nie pocieszony - rzekł smutno chłopak. - Nie martw się ja mu wszystko wyjaśnię. Smokowiec udał się za kulisy prowizorycznej sceny, a tam Klaus wtajemniczył go w szczegóły sztuczki ze zniknięciem. Elirx z nieskrywaną niechęcią dał się zamknąć w dusznym i ciasnym wnętrzu. Leżał ściśnięty na dnie skrzyni, a po chwili już czuł jak dwaj aktorzy wynoszą rekwizyt na scenę. - Szanowne panie i szanowni panowie - usłyszał Elrix - za chwilę mistrz Klaus, sprawi, że ta oto niewiasta za chwilę zniknie. Ludzi starszych i o słabych nerwach ostrżegam, że ta sztuczka może zmrozić wam krew w żyłach. Zaczynaj mistrzu! - wrzasnął na koniec zapowiadacz. Smokowiec usłyszał rytmiczne uderzenia w werbel. Po chwili poczuł, że do skrzyni weszła Laura. - A zatem drodzy państwo - krzyczał Klaus - Za chwilę sprawię, że ta piękna kobieta zniknie na waszych oczach. Lauro pozwól, że zamknę skrzynię. Smokowiec poczuł jak wieko opada, a za moment w ciemościach wyczuł obecność Laury tuż obok siebie. - Już jestem - szepnęła - Teraz musimy chwilę poczekać, aż pokaże publice pustą skrzynię, a potem ty wyjdziesz. - Hmm... - mruknął tylko smokowiec. Nie podobała mu się ta sztuczka. To duszne i ciasne wnętrze przyprawiało go o ból głowy. Nagle oboje poczuli silny wstrząs. Coś jakby podniosło skrzynię, a potem upuściło ją z powrotem na ziemię. - Co jest? - syknęł Laura. Smokowiec nie widział w ciemnościach jej twarzy, ale wyczuł że jest strasznie zdenerwowana. Nie zdążył o nic zapytać, gdy wieko skrzyni się otworzyło. - Wychodźcie! - usłyszeli. Gdy wstali ich oczom ukazała się mała komnata, zastawiona różnego rodzaju sprzętami i urządzeniami alchemicznymi. Tuż obok skrzyni stał wysoki mężczyzna, a zanim znany już smokowcowi młodzieniec. - Witaj Elirxie - rzekł mężczyna. Mężczyna miał twarz dobrotliwe starca, długa siwa broda i takież same rzadkie włosy, które dopełniały tylko tego obrazu. Ubrany był w brązową długą tunikę. - Nie obawiaj się, nic wami nie grozi. Skoro jednak nie chciałeś mnie odwiedzić Elrixie musiałem przyspieszyć twoje tutaj przybycie. - To ty mnie szukałeś - ni to zapytał, ni to zgadł smokowiec. - Tak to ja - odrzekł mężczyzna - Nie mamy wiele czasu, więc muszę wam szybko wszystko wyjaśnić. - Wam? Jakim wam? - oburzyła się Laura - Ja nie mam nic wspólnego z nim - wskazał głowa na Elrixa. - Spokojnie moja droga za chwilę wszystko ci wyjaśnie. Usiądźcie - rzekł mężczyzna wskazując krzesła koło stołu. Gdy wszyscy zajęli miejsca wokół stołu, starzec rzekł ponownie: - Nazywam się Teutus, od lat zajmuję się alchemią, magią i sztukami pokrewnymi. Kilka lat temu miałem wizję. Dotyczył ona Korony Władzy, a dokładnie tego który ją zdobędzie. Wtedy nie wiedziałem, że będzie to miało takie znaczenie, ale teraz już wiem że od tego czy się wam powiedzie wiele zależy. W ostatnim czasie wielu poszukuje Korony, w wielu złych istototach obudziło się pragnienie jej zdobycia. W wizji ujrzałem dwie wersje przyszłości. Jedna dotyczyła ciebie Elrixie. Mówiła, że potomek smoczycy i człowieka sięgnie po Koronę i będzie przez wieki władał Trzem Krainami i choć będzie on popełniał błędy, to ludzie będą zadowoleni z jego władzy. Druga natomiast mówiła o okropnej przyszłości, gdy po Koronę sięgnie przybysz z gwiazd w którego sercu mieszka wielkie zło. To jak będzie wyglądał świat Trzech Krain pod jego rządami, poraziło mnie i wstrząsnęło mną. Postanowiłem ci pomóc Elrixie, dla dobra nas wszystkich. I choć przychodzi mi to z ciężkim sercem, bo sam kiedyś poszukiwałem Korony, to muszę powiedzieć, że tylko ty możesz ją zdobyć. Jak już wspomniałem wielu poszukiwaczy wyruszyło ostatnimi czasy po Koronę, musicie się ich strzec i unikać. Nikt nie może wiedzieć o waszej misji... - Chwileczkę... - przerwała Laura - ...ale nadal nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego. - Ty moja droga masz coś bez czego misja Elrixa nie może się powieść... - Talizman - wskazał smokowiec palcem, na amulet wiszący na szyi dziewczyny. - Właśnie tak Elrixie. Bez Talizmanu nikt żywy nie przejdzie przez Dolinę Ognia. Wiem co powiesz Lauro, że to pamiątka po ojcu i że nie oddasz jej nikomu. Musisz jednak wiedzieć, że i ty jeśli chcesz odnaleźć ojca musisz wyruszyć z Elrixem. Przebywa on obecnie w Otchłani w Wewnętrznej Krainie. Jest tam więziony przez okrutnego demona. - Elrixie - dziewczyna spojrzała na smokowca, a jej oczy były pełne łez - pomożesz mi prawda? Elrix już chciał odpowiedzieć, ale Teutus rzekł: - Oczywiście, że ci pomoże. Muszę wam jeszcze powiedzieć dokąd macie teraz iść. Musicie odnaleźć Kamienny Most, tylko tak przedostaniecie się przez Wielką Rzekę. - Kamienny Most to legenda - rzekła Laura - On nie istnieje. - Korona Władzy to też legenda, moja droga i mogę cię zapewnić, że zarówno Most jak i Korona istnieją. - W takim razie, gdzie go szukać - zapytał smokowiec. - Według moich obliczeń i wskazań gwiazd musicie się udać na zachód i iść tak długo, aż miniecie Stare Cmentarzystko... - Wiem, gdzie to jest... - przerwała Laura - wychowałam się niedalko. Nagle za drzwiami dało się słyszeć kroki kilku zbrojnych ludzi. - To po was. Wasi wrogowie są szybsi niż przypuszczałem... Musicie uciekać. - Przenieś nas z powrotem na rynek - rzekł Elrix. - Nie ma na to czasu. Nie zdąże. Przez okno szybko. Elrix pierwszy stanął przy oknie i spojrzał w dół. Znajdowali się na trzecim piętrze wysokiej kamienicy. Pod nimi był co prawda balkon, ale nie mieli nic co ułatwiłoby im zejście tam. - Co robimy? - spytała Laura. |
A więc to tak. Bardzo wielu poszukuje Korony Władzy. Konkurencja, he he... – Guun przysłuchiwał się słowom młodego kapłana. – Stara wiedźma ma ponoć Talizman, ale lepiej jej unikać. I chyba na ten temat więcej się nie dowiem. Trudno. Zawsze można zapytać gdzie indziej albo sprawdzić samemu... - Wspomniałem o moim bracie i o tym, że szukał on Korony. Pogodziłem się już ze stratą brata, ale to co znalazłem kilka miesięcy temu w bibliotece przoera, wprawiło mnie w zdumienie i dało cień nadziei – Tym wyznaniem kapłan przerwał rozmyślania Guuna, który teraz skupił się na wyciągnięciu większej ilości szczegółów od swojego rozmówcy. Lex Magica, księga traktująca o magii, a wspominająca też o drodze ku Koronie Władzy leżała gdzieś tutaj, w zasięgu ręki. Muszę ją mieć – pomyślał Guun i zaczął przekonywać kapłana, aby ten mu ją pokazał. - Dobrze – odparł bez zastanowienia, gdy mężczyzna zaproponował mu układ: towarzystwo w podróży do Kamiennego Mostu w zamian za księgę. To naprawdę niska cena za bezcenne wskazówki jakie może zawierać ten wolumin. Szczególnie dla mnie, gdyż nie każdy umie czytać między wierszami. A temu naiwnemu kapłanowi zawsze może zdarzyć się jakiś wypadek albo coś w tym rodzaju. Przecież nie uwierzę, że mając w ręku wskazówki kierujące w stronę Korony Władzy ten kapłan będzie poszukiwał swojego dawno zaginionego brata. Żałosne... - Dobrze – powtórzył Guun podając rękę kapłanowi w geście zawarcia umowy. – Umowa stoi. Podróżujemy razem do Kamiennego Mostu, potem nasze drogi rozejdą się. A teraz pokaż mi księgę! |
Tiny'emu przeszły ciarki na myśl oddania jego nowej towarzyszki. Nie ufał smokowi, lecz przekazanie elfki smokowi było o wiele lepsze, niż pochwycenie stworzenia przez ludzi. Czyż przed chwilą nie był krok od tego? - Czy ona jest Twoją przyjaciółką? Czy to Tobie ludzie ją zabrali? Nie skrzywdzisz jej? A przede wszystkim, skąd wiesz, że ją mam?- burknął podejrzliwie zbliżając się do smoka i spoglądając mu prosto w szmaragdowe ślepia. Z drugiej strony oferta smoka były bardzo kusząca. Kamienny most był przecież legendą wśród mieszkańców wioski. Skoro smok wiedział o problemach wioski i leciał za Tiny'm to wydaje się, że intencje bestii są dobre. Wyciągnął z zawiniątka klatkę, wlepił ślepia w elfkę i zapytał się jej cicho - Chcesz z nim iść? |
Thorius coraz bardziej wtulał się w ścianę. Po wydawanych nieludzkich jękach domyślił się, że któryś z Gargulców został pokonany. Niepokoił go jednak słyszany w tle skrzeczącego jęku, będącego w agonii pokracznego stworka wysoki i przerażający ryk. "Znaczenie" tego ryku pojął w chwilę potem... Z szybkością małej wyścigówki dwójka pozostałych przy życiu stworków uciekła. Przebiegając obok niego nawet nie zwróciły na niego uwagi. Widać nawet one były tym przerażone. Ciągle kierowany przez możliwość zdobycia Korony, tłamsząc w sobie ten ognik strachu, Thorius wychylił się ponownie za róg. Tylko głośne sapanie kapłana i trochę ulanej krwi świadczyły o niedawno rozegranej tutaj walce. Kapłan otrzepał szaty i wyjął z torby bandaże. Z radością wymalowaną na twarzy, widocznie po wygranej walce, nasączył je jakimś żółtym płynem i przyłożył sobie do ran. Przy każdym dotknięciu ran, syczał z bólu. Nagle całe korytarze aż się zatrzęsły od potężnego, donośnego ryku. - Wrrrrrrraaaaaaaaaa - odbiło się od ścian podziemi. Kapłan, podniósł się, pomagając sobie laską. Widać było niepewność wymalowaną na jego twarzy. Pochylił głowę i cicho powiedział kilka niezrozumiałych słów. A potem... Zniknął, w oparach szarawego dymu. "Ki czort? Jakaś teleportacja czy cuś?", przemknęło przez myśl krasnoludowi. Korytarz ponownie wypełniła cisza. Dogasająca pochodnia leżąca przy ścianie dawała nikłe światło. Korytarz był pusty, a Thorius rozejrzał się niepewnie po nim. Tak dla pewności. Niestety, a może i na szczęście, był w nim sam. Coraz bliższy ryk: - Wrrrrrrraaaaaaaaaa - uświadomił mu niebezpieczeństwo. Nie czuł się pewnie w walce z nieznanym monstrum. Sądząc bo odgłosach, czymś wielkim. Czymś o ostrych pazurach i zębiskach. Co może zjeść go jak konserwę z puszki. Albo wyssać ze zbroi jak małże z muszli. Opancerzenie uniemożliwiało szybki bieg. Z resztą z natury krasnolud ten był raczej powolny. Chyba że chodziło o walkę. Albo o alkohol, wtedy leciał pierwszy. Świadomy niebezpieczeństwa Thorius zaczął jak najszybciej wycofywać się z korytarza. Idąc tyłem, żeby móc w razie czego obronić się przed niechcianym atakiem. Śmierć w tej chwili byłaby chyba złym krokiem w stronę zdobycia Korony... |
No cóż, pomyślał, mag nie należał jak widać do osób specjalnie cierpliwych. Nie przeszkadzało mu to jednak, gdyż ani siedzenie w skrzyni, ani prospekt wyskakiwania jak pajacyk z pudełka nie specjalnie mu się podobały. Przynajmniej gawiedź miała swoje czary, a i aktorzy pewnie są zaskoczeni, zaśmiał się złośliwie w myślach. Opowiastki maga słuchał jednym uchem. Nie zaskoczyło go że będzie miał konkurencję w walce o koronę, ani tego że ludzie będą zadowoleni z jego władzy - hehe spróbowali by nie być, a inni poszukiwacze? Niech oni lepiej uważają i unikają mnie. - pomyślał. Krótka wymiana zdań jaka się wywiązała po przemowie maga też ułożyła się całkiem pomyślnie, skoro Laura z własnej woli pójdzie za nim to nie będzie musiał jej odbierać talizmanu. Również odnalezienie jej ojca miało sens - skoro dotarł tak daleko będzie mógł pomóc Elrixowi dotrzeć do korony... Swoją drogą to musiał być naprawdę godny zaufania towarzysz, który zabrał talizman aby dostarczyć go córce poszukiwacza, ale jego samego zostawił na pastwę demonów - smokowiec nieomalże zaśmiał się na głos. Miał właśnie wypytać Laurę o Stare Cmentarzysko, ale przerwał mu szczęk broni, wdrapujących się po schodach zbrojnych. Rzucił się do okna - jedynego wyjścia poza frontowymi drzwiami - i spojrzał w dół. Nigdy nie miał lęku wysokości, ale skok mógł być ryzykowny. No, może nie tak ryzykowny jak spotkanie z całą grupą zbrojnych na wąskich schodach, zwłaszcza jeżeli byli uzbrojeni w halabardy. Jednym szarpnięciem zerwał ciężką zasłonę i przywiązał ją do nogi stołu który przesunął pod okno. Odwrócił się do aktorki - Schodzę pierwszy, ty zaraz po mnie i nie bój się, złapię cię jeśli będzie trzeba. A ty młody - zwrócił się do chłopca - bacz aby węzeł nie puścił. Spróbujemy się przemknąć na dół przechodząc z tego balkonu poniżej przez mieszkanie na klatkę schodową. Przy odrobinie szczęścia zdołamy uciec z budynku zanim w ogóle wedrą się tutaj. - Już z jedną nogą za oknem zwrócił się do maga - Myślisz że ściga nas cała straż tego miejsca, czy to jakaś inna grupa? Bo jeżeli to straż to nie ma co wracać do obozu aktorów... |
Serce waliło mu jak oszalałe. Wycofywał się znacznie wolniej niż by tego chciał. W podziemnych korytarzach rozległ się kolejny ryk. - Wrrrrrahhhh!!!- głośniejszy od poprzedniego. Znaczy, że to "coś" jest coraz bliżej! Zaraz potem jednak Thorius usłyszał coś, co wprawiło go w osłupienie. - Cicho bądź! - dało się słyszeć w odpowiedzi. Dwa magiczne słowa, wypowiedziane w języku jego przodków. magiczne w tej chwili, bowiem nawet na takim zadupiu nie sądził, że znajdzie tu pobratymca. Thorius najpierw pobladł, a po chwili wybuchnął głośnym śmiechem. Ja głupi! - pomyślał - Przecież to krasnoludzka mowa. To musi być jakiś mój rodak. - Kto tam jest? - Thorius usłyszał delikatny strach w głosie współplemieńca. Nie dziwił mu się. On sam przed chwilą powstrzymując się siłą wolni, prawie narobił w portki. - Spokojnie bracie - odparł. "Zgodnie z tradycją należy z szacunkiem się przedstawić" przemknęło mu przez myśl. - Nazywam się Thorius Stonefist. - Jesteś krasnoludem - spytał zbliżający się głos niepewnie. - Oczywiście, że tak. Skąd inaczej znałbym krasnoludzką mowę. - No tak, ale się wygłupiłem. - Wrrrhhhhhaaa - rozległo się ponownie. - Cicho będziesz - krzyknął krasnolud - Co to za bestia z tobą idzie? - spytał Thorius. - Nic się nie bój to mój ogar. Pomaga mi w poszukiwaniach. Poczekaj! Stój tam gdzie jesteś, zaraz do ciebie przyjdę. Thorius Zgodnie z zaleceniem wyczekiwał momentu spotkania krasnoluda w tych podziemiach. Zbliżająca się łuna pochodni dodawała mu coraz większej nadziei. Pomimo, iż rzadko kto, prócz jego rodaków, posługuje się w potocznym języku krasnoludzkimi zwrotami, to zawsze trzeba zostawić odrobinę czujności na wypadek, gdyby okazał się jakiś "wyjątek". Na przykład ohydny półork czy wszechwiedzący i ogromny smok. Chociaż w obliczu tak niskich korytarzy żaden z nich by się tu chyba nie zmieścił. Czekał z niecierpliwością na pojawienie się pobratymca. Po chwili dwaj krasnoludzi stali obok siebie. Dorównywali sobie wzrostem, chociaż trudno było to ocenić poprzez wielkie hełmy na ich głowach. - Witaj bracie! Nazywam się Grumil Harthnec, a to jest Puszek. Thorius spojrzał na swojego brodatego rodaka. Po sprzęcie jaki miał na sobie i ze sobą można było wywnioskować, że trudnią się tym samym fachem. Obusieczny topór, kolczuga i okrągła tarcza na plecach świadczyły, że Grumil raczej nie żyje z wypasu owiec. Następnie Thorius spojrzał na bestię, którą Grumil miał przy swym boku. I gdy nie była ona na łańcuchu, pewnie wolałby nie stać w jej pobliżu. Brązowa sierść była najeżona. Potworek szczerzył niebezpiecznie zęby i warczał nieprzyjacielsko. Na domiar złego wzrostem dorównywał krasnoludom, więc z łatwością mógłby go rozwalić. - Nie bój się. Puszek swoich nie rusza - uśmiechnął się Grumil i podrapał bestię za uchem. Ogar tylko za mruczał przyjacielsko. - Skoro tak mówisz, to w porządku. Opowiedz lepiej co tu porabiasz? - sam podszedł i, wpierw niepewnie, wysunął rękę. Bezpiecznie dotarła ona do celu. Znaczy że nie oszukiwał. Podrapał bestię za drugim uchem, a ta wywaliła jęzor i zamruczała przyjacielsko. "Noż ty! Zupełnie jak udomowiony psiak!" - No cóż - pociągnął nosem krasnolud - Przeczesuje te cholerne podziemia w poszukiwaniu pewnego przedmiotu, zwą go Amuletem Życzeń. Thorius zdziwił się, bo myślał już że Grumil podobnie jak on szuka Korony. Tymczasem Amulet? Thorn zamyślił się. "Grumil jest właśnie tym, kogo szukałem. Kimś, kto może pomóc mi zdobyć Koronę. Kimś, z kim będę siedział, popijał piwko i prowadził uczone dysputy. O alkoholu, runach i urodziwych dziewkach, rzecz jasna. Pomimo że go nie znam, to wiem jedno. Rodak rodaka nie oszuka. Przynajmniej nie w krasnoludzkiej braci. Powiem mu wszystko co wiem. Może i pomoże, a może to ja udzielę mu swojego topora." - Może byśmy tak przysiedli sobie na chwilkę? - Długo już nie robiliśmy z Puszkiem przerw. Chętnie się przysiądziemy. Obaj krasnoludzi usiedli przy ścianie i zaczęli przeglądać plecaki. Thorius, jako że miał mało rzeczy, szybko znalazł prowiant. Z grzeczności poczekał aż i jego towarzysz znajdzie sobie coś do żarcia. Wyciągnął także coś dla bestii. Coś, co wydawało się w tym nikłym świetle... mięsem. Dość rozległy kawał mięcha. Chyba żywcem odkrojony z jakiegoś bydła. Wszyscy zaczęli jeść w spokoju. Thorius poczęstował swego pobratymca Piwem noszonym w bukłaku. Jedli szybko, jakby coś ich goniło, rozmawiając tylko przerywnikami zdań. Po posiłku jednakże, zaplanowali krótki odpoczynek, aby jedzenie i browar należycie się umieściło w żołądku. Pierwszy rozmowę zaczął Grumil. - Wiesz już, że ja szukam Amuletu Życzeń. Mam więc pytanie, czy... - Przykro mi to stwierdzić ,bracie, ale jam nic o tym Amulecie nie słyszał. - wpadł mu w słowo Thorius. - Szkoda mi to słyszeć. Pocóż więc wędrujesz po tych podziemiach? - Interesuje mnie artefakt zwany Koroną Władzy. - Ah, słyszałem o nim. Magiczna korona, zapewniająca absolutną władzę i podobno nieśmiertelność. - A no podobno. Ja zaś nie szukam tej "absolutnej władzy". Postanowiłem sobie za zadanie odszukać tą Koronę. By żyć w dostatku bez żadnych problemów. Żadne dyktatorskie zapędy mną nie kierują, zapewniam cię. - Boś ty krasnolud! - rozległ się dość tubalny, bo wzmocnione echem, gromki rechot krasnoluda. Przyjacielsko klepnął Thoriusa w plecy. Zaraz jednak zamilkł, bojąc się o odczytanie ich pozycji przez nieprzyjaciół. A wszystko, co nie było w tych podziemiach krasnoludem, było wrogiem. - Przepraszam, poniosło mnie. - Nie szkodzi. Więc, jak mówi legenda... - Znam te bardowskie bajania. Toć się nie jednego z nich nasłuchałem. Kamienny most prowadzący do Krainy Wewnętrznej. Długi jak pierun! Nie rozumiem więc, dlaczegoż zwiedzasz te lochy? Czyżby kolejny artefakt był tu schowany? i on pomoże ci dostać się do tej Korony? - Nadmiernie to interpretujesz, Grumilu - odparł Thorius. - Przebywałem ohydne moczary w drodze do owego mostu. Jednakże, po ujrzeniu dziwnej sceny z udziałem czegoś, co przypominało konia z rogiem... - To coś to jednorożec. - poprawił towarzysz. - Ok jednorożca... A więc, po ujrzeniu walki krakena z jednorożcem ukazało mi się wejście do podziemi. Zaciekawiony, postanowiłem wejść. A nuż znajdzie się i jakiś dodatkowy skarb. - No i co żeś znalazł? - Ano nic. Po dotarciu do dużej, owalnej komnaty, ujrzałem dwóch mężczyzn. Po chwili jeden z nich, uprzednio zabiwszy tego drugiego, zaczął odprawiać jakieś rytualne pierdoły. Nim się spostrzegłem, pojawiła się, jak się później okazało, iluzja Korony. Zamieniła się w obłok szarego dymu, a ten w mapę podziemi. Po kolejnych kilku chwilach świetlista droga z tego owalnego pomieszczenia poprowadziła prawdopodobnie do Korony Władzy. - Bzdury gadasz! - Pluje sobie w brodę, że to prawda! Najświętsza prawda! - Widziałem to światło wychodzące z jednego z korytarzy. Zastanawiając się poszedłem wzdłuż niego. No i tak trafiliśmy na siebie. Gdzie zatem ten kapłan? - Po walce, której skutki możesz zobaczyć tam za rogiem - wskazał na ledwo widoczne ślady krwi i wystające ciało jednego Gargulca, trafionego jego ciosem. - Rozpłynął się w obłoczku dymu. - Widać z niego był mag potężny. Nawet iluzjoniści w karczmach potrafią znikać w dymie! Ale żeby jakieś automatyczne namierzanie celu? I ta mapa? - No właśnie. Też mnie to zdziwiło. Powiedz mi jednak coś więcej o tym Amulecie Życzeń. - Dobrze, posłuchaj więc... Grumil zrobił wdech, i miał zamiar zacząć opowieść. W tym momencie jednak do ich uszu doszły jakieś dziwne dźwięki. Puszek zastrzygł uszami i wyszczerzył zęby, warcząc nieprzyjacielsko. Wsłuchując się w pusty korytarz prowadzący do owego owalnego pomieszczenia Thorius usłyszał znajome mu dźwięki. - To ten kapłan. Rozpoznaje po tym ciągłym "Nagash - sragasz". Wtedy też odprawiał coś takiego. - Może pójdziemy to sprawdzić? - Dobra. Tylko uspokój to bydle, bo nas wyda. Grumil założył puszkowi coś, co w budowie przypominało...linę. Obwiązał mu nią pysk, kończąc trudnym do rozerwania, ale łatwym do rozwiązania supełkiem. W razie czego mógł szybko go oswobodzić, aby im pomógł. Puszek posłusznie zamilkł. Cała trójka powędrowała w stronę owalnej komnaty... |
Monumentalność mostu wstrząsła Tiny'm. Nigdy nie widział nic tak wspaniałego i pięknego jak kolumna. Ruszył dziarsko przed siebie, czując się jak prawdziwy bohater stąpając po budowli nad rwącą rzeką. Nagle usłyszał głos - A ty dokąd? Za plecami kamiennego giganta stał wysoki mężczyzna. Sam fakt, że istota dorównywała Tiny'emu wzrostem zdumił kolosa. W błyszczącej zbroi i hełmie skrywającym jego twarz, stał parę kroków za Tinym. W jego ręku lśnił ogromny obusieczny topór. Kim on mógł być? Nie przypominał wroga, nie był jednym z tych małych, nędznych, krzykliwych mięczaków. Wyglądał raczej na szlachetnego palladyna. Gigant musiał przyznać, że mężczyzna wzbudzał w nim podziw. - Pytam ponownie: Dokąd idziesz? - zagrzmiał jego donośny basowy głos. Tiny postanowił powiedzieć prawdę. -Zmierzam tym mostem aby znaleźć Koronę Władzy i ocalić moją wioskę. Nalegałbym abyś mi nie przeszkadzał, ponieważ mam już dość ludzi krzyżujących moje plany- spojrzał mężczyźnie twardo w oczy ukryte za ogromnym hełmem. Zacisnął pięści, wypiął pierś starając się brzmieć dumnie i dostojnie. Rycerz zarzucił głową w bok. -Zejdź z mostu. Nie przepuszczę cię... -Ale od tego zależy życie moich towa...- rycerz wysunął dłoń na znak ciszy. Leniwie wydobył broń z pasa, ujął ją w obie ręce. Rozstawił szeroko nogi, stanął w pozycji bojowej -Powiedziałem zejdź z mostu pokrako, albo strzaskam Ci ten zakuty, kamienny łeb... Człowiek.Typowy arogancki, zakochany w walce i przemocy mięczak. Widać spotkam na swojej drodze kolejną przeszkodę. Stali tak w ciszy przez pewien czas. Dwóch wojowników nad rwącą, szumiącą rzeką. Tiny patrzył w ogromny hełm zwrócony w jego stronę. Światło odbijało się od błyszczącej zbroi wojownika. Stał jak ogromna kolumna. Obelisk mający na celu selekcje podróżnych, któremu nie sposób się sprzeciwić. Tiny już dawno nauczył się, że to główny atut ludzi. Wzbudzanie lęku. Chowanie swojego brudnego, splamionego nieprawością serca za skorupą niezłomnych mężów. -Ostatni raz...- zaczynał rycerz, gdy Tiny ryknął, rozstawił szeroko ręce i rzucił się na niego, widząc, że nie ma innego sposobu na przekroczenie mostu. Gigant zakręcił ogromnymi łapami jak wiatrakiem mając nadzieje na zrzucenie wojownika z mostu. Ostatnią rzeczą o jakiej pomyślał to co zrobi wojownik. Czy ogromne łapy kolosa skruszą lśniącą zbroję człowieka? |
Zeszli do katakumb, a potem ukrytym w podłodze przejściem jeszcze głębiej, do loszku skrywającego tajną bibliotekę. Na kły Zurry! – pomyślał Guun, gdy owiał go podmuch magicznej energii. – To miejsce emanuje mocą, a więc przeor tej świątyni jest oszustem, a to mi może pomóc na wypadek kłopotów. Doskonale. A co my tu mamy? Przyjrzał się stojącej na podwyższeniu, w magicznym kręgu przeźroczystej kuli. Kapłan określił ją jako relikwię po czym zajął się poszukiwaniami księgi. Guun zrobił jeden krok w kierunku kuli. Jego umysł przeszył nagły błysk. Zatrzymał się i intensywnie wpatrywał w kulę. To co zobaczył zahipnotyzowało go. W kuli pojawił się rozmazany obraz, ale im bardziej Guun się przyglądał, tym wizja stawała się wyraźniejsza. Kapłan Nasgasha, na pewno jeden z tych, których widział w wiosce, w jakiś podziemiach walczył z hordą pokracznych kreatur. Był ranny, jednak wynik starcia nie był przesądzony. Obyś zdechł – pomyślał Guun i uśmiechnął się. Znowu błysk. Tym razem w kuli pojawił się obraz Kamiennego Mostu, na którym stało dwóch gigantów. Jeden w lśniącej zbroi i z toporem w ręce, drugi cały z kamienia, z potężnymi niczym kamienie młyńskie pięściami. Najwyraźniej szykowali się do walki, gdyż na oczach Guuna przybrali bojowe pozy i ruszyli przeciw sobie. Kolejny błysk. I oto przed oczami Guuna pojawiła się ona, Korona Władzy. Kusząca swoją bliskością, wzywająca, trzeba tylko wyciągnąć rękę i już będzie się ją mieć... -Panie, oto księga. Wszystko w porządku? – odezwał się młody kapłan. Wizja zniknęła. Guun otrząsnął się i przetarł oczy dłonią. - Tak, zamyśliłem się. Pokaż księgę – Guun wziął okutą książkę i po chwili czytał rozdział poświęcony Kamiennemu Mostowi i sposobowi jego przebycia. To takie proste – pomyślał. Trzy pytania i trzy odpowiedzi. Ale bez tej wskazówki nigdy bym nie odpowiedział poprawnie. To co widziałem w kuli, ten most, to było starcie ze strażnikiem. Tylko, który z gigantów nim był? Ten w zbroi czy ten z kamienia? Już niedługo się dowiem. Czas w drogę! - Peter! Jesteś na dole? – ze schodów dobiegał głos przeora, który najwyraźniej wrócił ze swoich poszukiwań. - Mówiłem ci, żebyś pod moją nieobecność nie buszował po bibliotece. - A niech to.... – szepnął młody kapłan - To przeor wrócił. Co teraz panie? - Nie martw się ja to załatwię - odparł Guun. Po chwili stary, pomarszczony przeor zszedł po drabinie do loszku. Zaczęło się w nim robić tłoczno. Nie zwrócił w ogóle uwagi na Guuna, za to groźnie spojrzał w twarz Peterowi. - Chłopcze, jak mogłeś? Jakim prawem wszedłeś tutaj, do zakazanego pomieszczenia? – krzyknął. Jego głos miał wielką siłę, ale tylko dzięki wielkości pomieszczenia. W rzeczywistości głos starca byłby wątły i łamiący się. – Zakazywałem ci tego, czyż nie? - Tak, ale... – Peter spuścił wzrok i starał się tłumaczyć. - Żadne ale, zostaniesz ukarany, gówniarzu – wybuchnął starzec. – Dwa tygodnie o samej wodzie i chlebie. I codziennie cztery godziny leżenia przed ołtarzem. Dodatkowo będziesz się biczował. Sto razy. A! I posprzątasz obórkę! A teraz wynoś się na górę! Twarz Petera, w miarę jak przeor wymieniał kary stawała się coraz bledsza, a przy obórce z oczu polały się łzy. Gdy stary kapłan skończył, Peter ze spuszczoną głową ruszył po drabinie na górę, do krypty. Żałosne i śmiechu warte – pomyślał Guun wpatrując się w kapłana, który jakby dopiero teraz go zauważył. Guun miał plan, uśmiechnął się brzydko. - Niech bogowie chwalą i mają Cię w opiece – pozdrowił tradycyjnym zwrotem starego kapłana. – Bo pomoc bogów potrzebna Ci będzie... - Kim jesteś? I co tu robisz? – podejrzliwie zapytał przeor. – Jakim prawem tu wszedłeś? I jak mogłeś sprowadzić Petera na złą drogę? - Jakim prawem, pytasz? Ano prawem świętego edyktu. Jestem Baltazar Vanhelme, inkwizytor – ostatnie słowo wypowiedział powoli i dobitnie, tak aby zrobić większe wrażenie na kapłanie. - Nie rozumiem – odparł starzec. - Zaraz zrozumiesz. Masz kłopoty, przeorze. Może tu, na tą zapyziałą prowincję nie dotarły jeszcze edykty świętego ojca naszej wiary zakazujące magii i czarnoksięstwa, co? – jego ton stawał się agresywny i oskarżycielski. – Pewnie nie, ale istnieją, a ja jestem od tego aby ich przestrzegano, jasne? Tak więc, Peter zrobił dobry uczynek odkrywając przede mną, pokornym sługą bożym, twoje bezeceństwa i herezje. Nie godzi się ojcze, oj nie... - A... Ale ja, nie... Jakie herezje? Nic nie zrobiłem. Skąd takie przypuszczenia? To wszystko tutaj to pozostało po... po poprzedniku moim, ojcu Pedro. Tak, po nim. A ta kula, o tutaj, to tylko świecidełko takie, bez żadnej mocy... – zaczął tłumaczyć się przeor. - Cóż, Twój przypadek ojcze zbada święte oficjum, a ja na dowód Twoich przewin pozwolę sobie zabrać tą księgę – popukał palcem w obite żelazem okładki. – Niech ona stanowi podstawę oskarżenia przeciw Tobie. Żegnam! Tymi słowy zakończył rozmowę i skierował się ku górze, pozostawiając biadolącego i tłumaczącego się starca w loszku. Wyszedł z biblioteki i przeszedł przez świątynię, ku stojącemu w drzwiach Peterowi. - No to chodźmy – zwrócił się do niego, przechodząc przez próg. – Do Kamiennego Mostu. Na wschód! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:02. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0