lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   Drogocenna przesyłka (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/8546-drogocenna-przesylka.html)

Karmazyn 30-08-2010 09:54

Jedną z nielicznych zalet, jaką Sevrin dostrzegł w podróżowaniu w kompanii było jedzenie, którego nie musiał sobie sam przygotowywać. I jeszcze w nocy mógł, choć na chwilę się przespać nie obawiając się nieproszonymi gośćmi.
Za to podróżując samemu miało się większy luz. Lecz pracy też było więcej.
Sevrin nie bał się pracować, a w jego duszy zdecydowaną przewagę miał człowiek samotny. Natomiast człowiek lubiący towarzystwo schowany był głęboko w ciemnych zakamarkach i tak niezbyt jasnej duszy młodzieńca.
Jednak pewna obietnica i pewien dług wdzięczności zmusiły Sevrina do podróży w drużynie i zmiany kilku z jego nawyków.
Danego słowa należało jednak dotrzymać.

Sevrin leżał na brzuchu z głową wtuloną w ramiona. Nie była to jego ulubiona pozycja, lecz wolał tak leżeć niż pozwolić kropką deszczu kapać na jego twarz. Przez swoją pozycję nie mógł usnąć. Leżał już dłuższy czas, lecz sen nie miał najmniejszego zamiaru do niego dotrzeć. Zamiast tego docierały różne dźwięki z okolicy. Młodzieniec mógł przysiąść, że słyszy ruchy jakiegoś robaka z drugiego końca obozu. Widać zmysły Sevrina robiły wszystko by uniemożliwić mu sen.

Kopnięcie gwałtownie wyrwało go ze snu. Sevrin usiadł na posłaniu sięgając po miecz, który znajdował się obok niego. Dopiero, gdy położył dłoń na rękojeści miecza doszło do niego, że nie ma żadnego ataku, a tylko Ruth w „delikatny” sposób budzi go na wartę.
- Nie ma sprawy. – odpowiedział na słowa kobiety. – Budź mnie jak chcesz. Tylko uważaj, bo mogę zrobić Ci niechcący krzywdę.
Podniósł się z posłania, ubrał na siebie przemoczony płaszcz, przymocował miecz. Był gotowy do pełnienia warty.
Deszcz na szczęście już tylko kropił, mimo to wszędzie było mokro. Sevrin chwilę pospacerował po obozie. Podszedł do Narwańca, który wyraźnie miał go w dużym poważaniu. Z resztą jak wszystko wkoło.
Mężczyzna uśmiechnął się. Widać nawet jego przyjaciel nie był skory do „rozmów”.

Sevrin skierował się w stronę ogniska. Usiadł nieopodal niego. Nie przejmował się błotem. I tak miał już brudne i mokre ubranie.
Siedział chwilę nasłuchując odgłosów lasu. Było jednak cicho i spokojnie. Żadnych nieproszonych gości. Młodzieniec czół jednak na sobie czyjeś badawcze spojrzenie. Rozejrzał się w koło. Niczego nie zauważył.
Pewnie mój mózg zaczyna płatać mi figle. Nie ma się czym przejmować.”
Dorzucił drewna do ogniska. Ogień na chwilę przygasł, po czym buchnął w górę nabierając nowych sił. W krzakach przed sobą ujrzał dwa świecące punkty. Zamknął na chwilę oczy, by sprawdzić czy mu się nie przewidziało. Gdy je otworzył niczego już tam nie było.
Wierzchowce zaczęły kręcić się niespokojnie. Sevrin rozejrzał się dokładnie po otaczających obóz krzakach. Znów dojrzał w nich te same ogniki, co przed chwilą.
Szybko poderwał się z miejsca. Rękę położył na rękojeści miecza. Zaczął zbliżać się w stronę, gdzie ostatni raz widział ogniki.

Z krzaków wyłonił się dorosły wilk. Nie przejmując się niczym zbliżył się trochę do Sevrina. W pewnym momencie usiadł sobie dość mądrym spojrzeniem patrząc się na młodzieńca. Nie to jednak było najdziwniejsze. Przez moment mężczyźnie wydało się, że w jednym ze śladów zwierzęcia wyrosła nagle stokrotka. Było to zbyt niemożliwe by było prawdziwe.
Widać za krótko spałem i mózg znowu robi mi figle.”
Sevrin stał chwilę z dłonią na rękojeści swojego półtoraka. Bacznie przyglądał się wilkowi. Nie wiedział jak zareagować. Czy zaatakować pierwszemu, czy czekać na atak.


- No grzeczny wilczek. A teraz szybko zmiataj stąd. Chyba nie chcesz bym zrobił sobie z twojej skóry buty na zimę. – powiedział nagle.
Może pomysł rozmowy z wilkiem nie był zbyt inteligentny, lecz był jedynym, jaki przyszedł mu do głowy.
Wilk jednak nie zareagował na słowa mężczyzny. Stał w tym samym miejscu, w którym się zatrzymał.
- No już zmiataj stąd. - Sevrin machnął kilka razy ręką próbując go odgonić. - Nie ma tu nic dla ciebie.
I tym razem wilk nie zareagował.
Młodzieniec powoli podszedł do drzewa, na którym wisiały jego rzeczy. Starał się nie cały czas patrzeć na wilka, który również śledził jego ruchy. Gdy mężczyzna znalazł się przy drzewie z juków wyjął kawał suszonego mięsa. Nie śpiesząc się powrócił na wcześniej zajmowane miejsce i rzucił mięso pod łapy zwierzęcia.
Wilk ostrożnie obwąchał mięso, po czym je zjadł. Cały czas bacznie obserwował człowieka.
- Chcesz jeszcze? A z resztą, po co się pytam. Przecież i tak mi nie odpowiesz.
Najemnik kucnął, w dalszym ciągu trzymając dłoń na rękojeści miecza.
Człowiek i zwierzę przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Mężczyzna dla pewności położył wolną rękę na rękojeści noża wetkniętego za pas. W takiej pozycji nie miałby szans na dobycie miecza.

- No już zmiataj stąd. Ode mnie już więcej nie dostaniesz.
Wilk przechylił głowę, jakby patrzył na młodzieńca z politowaniem. A może tylko tak się Sevrinowi wydawało. Wilk podszedł krok do przodu, a potem znów przystanął.
Mężczyzna zamrugał oczami. Znów mu się coś chyba przewidziało.
- Powiedz mi wilczku... - no tak, wilki nie mówią. Ale skoro rozmawiał z Narwańcem to z wilkiem też może. - Powiedz mi czy coś z tobą jest nie tak, czy tylko ze mną?
Wilk znów przechylił głowę, ale się nie poruszył.
- Zaczynasz być denerwujący. A ja nie lubię jak ktoś mnie denerwuje. – Najemnik podniósł się i podszedł do juków. Z kolejną porcją mięsa wrócił do wilka. - Masz, ale to już ostatnia porcja. Więcej nie dostaniesz. Też coś muszę jeść.
Wilk zjadł spokojnie mięso. Zwierzę nie poruszyło się ani o krok.
- No, więc czego chcesz? Zachowujesz się tak jakbyś mnie rozumiał, ale miał moje słowa w głębokim poważaniu. Teraz albo sobie stąd pójdziesz, albo dasz mi w jakiś sposób znać, co chcesz, albo jutro pewien tropiciel będzie miał trochę roboty, ze zdejmowaniem z ciebie skóry.

Wilk jeszcze raz spojrzał na Sevrina, po czym ruszył powoli w kierunku namiotów. Przeszedł kilka kroków i przystanął.
Mężczyzna ruszył za nim. Starając się nie robić zbyt wiele hałasu dobył nóż.
- Więc, o co ci się rozchodzi wilczku?
Wilk cofnął się i zjeżył sierść. Nie podobał mu się widocznie widok obnażonego noża.
- No już, już spokojnie. To tak na wszelki wypadek. Spokojnie. Świadomie nikogo nie krzywdzę bez powodu.
Wilk uspokoił się i znów podszedł kilka kroków do namiotów. W jego oczach Sevrin dostrzegł coś niepokojącego. Jakiś taki dziwny błysk.
Sevrin zbliżył się ostrożnie do wilka. Lewą rękę w dalszym ciągu trzymał na rękojeści miecza. Wilk wydawał mu się jakiś dziwny. Szczególnie, dlatego, że jeszcze go nie zaatakował.
Zwierzę jakby czytało w myślach mężczyzny. Ponownie zjeżyło sierść, wyszczerzyło kły i ruszyło w jego stronę.
Młodzieniec zaczął się cofać. Oddalił rękę od noża, lecz nie za daleko, tak by w razie, czego szybko go dobyć.
- Spokojnie. Nie chcesz chyba, bym miał zimowe buty z wilczej skóry. Prawda?
Wilk jednak szarżował już na najemnika.
Sevrin przestał się cofać. Bacznie obserwując zbliżające się zwierzę dobył nóż. Nie odrywając wzroku od drapieżnika postarał się dobyć miecz. Nie udało mu się to. Wilk skoczył na niego, całym impetem wywracając go na ziemię. Najemnik jęknął odruchowo zasłaniając prawą ręką twarz. Wilk jednak nie atakował. Szczerzył kły, lecz nie zamierzał gryźć.

Mężczyzna leżał pod zwierzęciem starając się nie ruszać. W głowie poszukiwał miejsca na ciele zwierzęcia, które mógłby zaatakować by szybko go uśmiercić bez niepotrzebnej walki. Wilk jednak znów zachował się dziwnie. Jednym susem zeskoczył, ze swej ofiary i pobiegł w stronę juków Sevrina. Młodzieniec nie czekając ani chwili dłużej szybko zebrał się z ziemi i pobiegł za zwierzęciem. Nie miał szans go dogonić. Wilk był już na miejscu w momencie, w którym Sevrin przebiegł dopiero połowę dystansu. Konie były coraz bardziej niespokojne. Zaczęły bić kopytami ziemię. Niektóre stawały dęba. Sevrin nie mając wyjścia – chcąc zwrócić na siebie uwagę wilka – rzucił w jego stronę nożem. Nóż jednak nie doleciał do celu. Ba, nawet nie wbił się ostrzem w ziemię. Po prostu upadł jak rzucony kamień.
Zwierzę przez chwilę patrzyło na mężczyznę, jednak nie aż tak długo, by ten zdołał do niego dobiec. Wilk skoczył do juków, w których Sevrin schowane miał jedzenie. Chwycił w zęby skórzaną torbę i zaczął uciekać.
Młodzieniec zaczął kląć na swoją głupotę. I pomyśleć, że dał się tak załatwić zwykłemu wilkowi.
Nawet nie było sensu gonić zwierzęcia. Bronią też, nie było sensu rzucać. Prawie tygodniowy zapas pożywienia niknął w lesie.

Sevrin jeszcze przez chwilę stał osłupiały. Gdy w końcu pierwszy szok minął podszedł do miejsca, w którym upadł nóż. Podniósł go z ziemi i wsadził na powrót za pas. Później skierował się w stronę resztek swojego ekwipunku. Do ręki wziął łuk wzrokiem szukając strzał. Nie znalazł ich.
- Do licha. Jeszcze tego brakowało. Widać gdzieś je zgubiłem. Trudno. Łuk bez strzał nie jest mi teraz potrzebny.
Łuk wrócił na swoje a Sevrin z powrotem podszedł do ogniska i usiadł sobie przy nim.

Reszta warty minęła spokojnie. Żadnych nieproszonych gości już nie było. Raz na jakiś czas mężczyzna wstawałby wyprostować nogi i trochę pomachać mieczem dla rozgrzewki. Czasami podchodził do Narwańca głaskając go. Było spokojnie i nudno.
Na szczęście czas jego warty w końcu się skończył. Sevrin podszedł pod wóz by obudzić Samuela. Kurier jednak już nie spał.
- O jak miło, że nie śpisz. Teraz twoja kolej. – najemnik przekazał „pałeczkę” Samuelowi a sam poszedł się położyć. Po chwili pogrążył się we śnie.

Otworzył oczy. Pierwszą rzeczą, jaka dotarła do jego umysłu był brak jakichkolwiek opadów. Później dopiero zaczęły docierać odgłosy zbierania obozowiska, zapach przygotowywanej przez pomocników kupca cieczy. Sevrin podniósł się leniwie z posłania. Zabrał się za pakowanie manatków. Nie zostało mu tego za wiele. Pusta sakwa, broń, ubranie, w którym był, śpiwór, torba z aktualnie mało przydatnymi drobiazgami…, i absolutny brak czegokolwiek nadającego się do jedzenia.
Mężczyzna jednak się tym nie przejął. W dzieciństwie bywało gorzej. Wtedy nawet z ubraniem były kłopoty.
Jedzenie zawsze można było zdobyć w mniej lub bardziej legalny sposób. Młodzieniec nie zamierzał prosić innych by odstąpili mu porcję ze swoich zapasów. Sam dał się wystrychnąć na dudka, sam poniesie tego konsekwencje.
Ktoś musi głodować, by ktoś inny mógł jeść. W tym wypadku tym, co nie jadł był Sevrin. Z resztą nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz.

Napój, jakim poczęstował go Osgar rzeczywiście ożywiał ciało i umysł. Już po chwili z Sevrina uciekło wszelkie zmęczenie i resztki senności. Był gotowy do kolejnego dnia podróży. Był też głodny. Starając się o tym nie myśleć dokończył przymocowywanie swego ekwipunku do siodła Narwańca.
Gdy skończył pakowanie dosiadł Narwańca. Razem zrobili kilka kółek wokół polany czekając aż wszyscy będą gotowi do drogi. Pomimo wyraźnej chęci do podróży, Sevrin lekko spowolnił konia by wlekli się na samym końcu kompanii. Młodzieniec miał nadzieję, że dzięki temu inni nie zobaczą wyraźnego braku jednej z sakw.

abishai 30-08-2010 13:02

Znowu koszmar... Po przebudzeniu się i sprawdzeniu, że jednak żadnych ran nie odniósł, Samuel odetchnął głęboko. Ów sen napędził mu niezłego stracha. Tak dużego, że omal nie pisnął, gdy odwrócił się przypadkiem w stronę Ruth.
„Opanuj się Samuelu, jesteś dużym chłopcem. Wampiry są tylko w bajkach, a ukąszenia Ruth dotąd sprawiały ci tylko przyjemność.”- powtarzał sobie w myślach.
Pocierając spocone czoło dłonią Lestre zdawał sobie sprawę z niedorzeczności sytuacji. W końcu to był tylko koszmar. Możliwe że coś oznacza, ale nie powinno się snów interpretować samemu. Od tego są kapłani Melii.
A Samuel... na razie musiał się upewnić. Powoli i ostrożnie dotknął jej policzka. Ostrożnie, by jej nie zbudzić. Był ciepły i miękki jak zwykle. To ostatecznie potwierdzało nierealność koszmaru, ale Lestre chciał całkiem upewnić. A przynajmniej tak sobie wmawiał przesunął pieszczotliwie palcami po wargach dziewczyny, delikatnie i powoli. Ostrożnie. Tak, by jej nie zbudzić...
Uśmiechnął się przez chwilę. Ruth chyba nie była tym demonicznym odbiciem z koszmaru sennego. Przynajmniej nie wydawała się taka, pod jego dotykiem.
Ale gdy zamknął oczy widział inną Ruth. Świeży koszmar nie pozwalał tak szybko wyprzeć się z pamięci. Nigdy dotąd nie miał takich problemów z dziewczyną. W ogóle cała ta sprawa szybko się skomplikowała. Może zbyt wiele jej obiecał i zbyt szybko?
Nie można się diametralnie zmienić w przeciągu kilku dni.
Te rozmyślania, na moment przerwał Servin, Przyszedł czas na wartę Samuela. Zmiana się bez rozmów. Blondyn jak dotąd okazał się mrukiem, a i Samuel nie był w nastroju do pogaduszek.


Wpatrzony w ognisko Samuel cieszył się ze spokoju, jaki go otaczał. Miał trochę do przemyślenia na głowie. Wyjął zza pancerza i koszuli wisiorek z symbolem Larii.
Czyżby to ona przestrzegała go przed angażowaniem się w związek? Trochę to nie pasowało Samuelowi, Ruth bowiem idealnie do niego pasowała, pod wieloma względami. Możliwe, że Larii nie pasował cały ten koncept małżeństwa i wierności. Po prawdzie Lestre także, a nuż się trafi układ z Ruth i jeszcze jedną dziewuszką do łóżka? To już będzie zdrada czy nie?
A takie przypadki mogły się zdarzyć. Nie tylko przespał się z dwiema bliźniaczkami na raz.
Trafiały mu się i inne przypadki.
Spojrzenie Lestre spoczęło na wozie, pod którym spała rudowłosa. Przez moment się wzdrygnął na wspomnienie koszmaru. Pozwolić złym snom, decydować o swoim losie?
Nie. Nie pasowało to do przekornej natury Samuela. Gdyby pozwalał losowi kierować swoim życiem, gdyby pozwalał przeznaczeniu decydować za siebie, nie byłby kurierem. Był taki jak...
Emerahl. A może to ona stała za snem? Może wpłynęła na jego myśli, tworząc koszmary na zamówienie Iriala? Nie było to by takie dziwne. I pasowało do zakulisowego sposobu działania ich pracodawcy.
Tyle zachodu by odseparować Ruth od niego? Jakiż to miało sens? Wszak zakładając, że to się uda... Samuel i tak przecież zająłby się w chwilach wolnych flirtem z ładnymi panienkami, napotkanymi po drodze. Gdzie tu logika? Czemu Irial szantażował Ruth, zamiast rozwiązać problem u jego podstawy.
Lestre musiał przyznać, że coś tu jest nie tak. Ale nie mógł uchwycić czegoś...brakowało najważniejszego fragmentu układanki. Tego, dzięki któremu ułożyła by się w logiczną całość.
A warta się dłużyła, choć na spokój to Samuel nie zamierzał narzekać.
Wyciągnął dłoń przed siebie i zaczął cicho szeptać. I wkrótce nad dłonią utworzył się mały wir w którym szybko rósł olbrzymi płatek śnieżny. Była to jedna z ulubionych tajnych zabaw Samuela, jeszcze z czasów dzieciństwa. Mógł wpływać na rozmiar płatku śniegu, na jego twardość i do pewnego stopnia na wytrzymałość. Ale nie mógł wpłynąć na wzorzec.
I nigdy nie udało mu się stworzyć dwóch identycznych płatków śniegu. Za każdym razem był inny.
Nasłuchując odgłosów lasu, czujny na potencjalne zagrożenia, tworzył kolejne płatki śniegu.


Które potem dmuchnięciem posyłał w ognisko, wywołując chmurkę pary, pośród dymu.
Czas mijał, koszmar odchodził w zakamarki pamięci.
I wreszcie nadszedł czas, by i Samuel się położył spać. Po drodze pod wóz, zbudził Iriala słowami.- Twoja kolej.
Wczołgał się pod wóz i zasnął szybko, zapadając w objęcia Melii, tym razem bez koszmarów.
Ranek zapowiadał pochmurny dzień i kurier wiedział że może przynieść deszcz. Ale, raczej mżawkę niż ulewę z prawdziwego zdarzenia. Samuel się umył, przebrał w nową koszulę. Reszta ubrania musiała poczekać na inną okazję. Co by przypadkiem nie gorszyć... w sumie chyba nie było w obozie nikogo kto mógłby się zgorszyć męską nagością. Aczkolwiek Lamia nie powinna mieć darmowej lekcji męskiej anatomii.
Posiłek był smaczny, napój orzeźwiający, acz Lestre ograniczył pochwałę do przytaknięcia komplementom innych. Jakoś jednak nie wierzył w sukces napoju kupca.
Z drugiej strony był kurierem nie przedsiębiorcą. Podczas posiłku Lestre jakoś nie rozmawiał, choć... dość często zerkał w stronę Ruth, a czasem na Lamię i Emerahl.
Od czasu do czasu na Finnena. Ostatnio były przez niego kłopoty. I mogą być znowu. A skoro Irial nie potrafi odseparować od niego Lamii. Samuel to zrobi.

Kerm 30-08-2010 15:10

Jedną z cennych umiejętności, jaką warto było posiadać podróżując po drogach i bezdrożach, była zdolność szybkiego zasypiania, gdy tylko była ku temu okazja, i jeszcze szybszego budzenia się w razie konieczności. Irial należał do tych, którzy obie te umiejętności posiadali i nigdy nie narzekał na bezsenność. Głosy dobiegające z sąsiedniego namiotu w niczym mu nie przeszkadzały, zatem zasnął szybko nie przejmując się tym, że w środku nocy ktoś go zbudzi.

Zbudził go, zgodnie z umową, Samuel.
Irial z przyjemnością pospałby jeszcze dłużej, ale - jak to niekiedy bywa - obowiązki przeszkodziły w przyjemnościach.
Błyskawicznie ubrał się do końca i wyszedł z namiotu, by jego poprzednik nie musiał niepotrzebnie tracić chwil snu.

Gdy Samuel się położył Irial dorzucił do ognia parę kawałków drewna, a potem obszedł obozowisko dokoła.
Powiedzieć, że nie znalazł nic niepokojącego byłoby lekką przesadą. Ślady wilczych łap tuż obok ogniska były oznaką tego, że coś się jednak działo. Jeszcze gorsze było to, że nikt mu o tym nie powiedział...
Ciekaw był, czy poprzedni wartownicy nic nie zauważyli, czy też nie uznali tego za rzecz ważną. Jednak nie miał czasu na rozmyślania, gdyż zaniepokoił go głos dochodzący z namiotu zajmowanego przez Lamię i Emerahl. Zajrzał do środku.

Lamia spała niespokojnie. Dręczył ją jakiś sen. Zły sen.
W dodatku nie był to pierwszy raz...
- Ubierz się cieplej i chodź do ogniska - powiedział Irial, gdy dziewczyna obudziła się, a jego domysły się potwierdziły.
Sny Lamii były znane, przynajmniej w niektórych kręgach. Zawsze był to jakiś koszmar i za każdym razem owocował niespodziewanym i nieprzyjemnym w skutkach zdarzeniem. Pożar, śpiączka, lewitacja...
Bez względu na to, jakie zdarzenie zapowiadał ów sen, był to niezbyt wesoły prognostyk.
- Co tym razem ci się śniło? - spytał cicho Irial, gdy już usiedli przy ognisku. Villain, niezbyt chętny do współpracy, zajął miejsce na pobliskiej gałęzi i zaczął obserwować okolicę.
- Wilki - odparła równie cicho Lamia. - Goniły mnie i rozszarpały.
- Będę miał na ciebie oko - powiedział Irial - i postaram się, żeby nic się nie stało.
- Jasne - uśmiechnęła się, dość blado, Lamia. - Będziesz minimalizować straty.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Chcesz jutro poćwiczyć? - spytał Irial.
- Mały trening? Z dala od tłumów? Zgoda. - Dziewczyna skinęła głową.

Siedzieli jakiś czas w milczeniu. Lamia przytuliła się do Iriala i wpatrywała się w ognisko. W końcu zamknęła oczy i zasnęła.
Nawet nie poczuła, gdy Irial podniósł ją i zaniósł do namiotu.

Sny Lamii.
Początkowo Irial myślał, że sny i późniejsze, nieprzewidywalne, magiczne 'wyskoki' Lamii są skutkiem tłumienia w sobie magicznej energii. Teoria okazała się całkowicie błędna.
Lamia używała czarów, ogólnie biorąc, kiedy chciała. Warunek był jeden - musiała to robić w miarę dyskretnie. Na przykład nie mogła się popisywać czarami przed gośćmi.
Nie istniało coś takiego, jak zakaz rzucania czarów, a zatem nie było możliwości działania energii na podświadomość...
Nikt nie wiedział, co tak działało na Lamię, jak temu zapobiec. I, co było najbardziej niepokojące, w jaki sposób zamanifestuje się talent dziewczyny, bowiem treść snu z późniejszymi wydarzeniami nie miała żadnego związku.


Reszta warty przebiegła bez zakłóceń.
Theron dał się obudzić bez problemów, zaś Irial (po upewnieniu się, że jego zmiennik przypadkiem ponownie nie zasnął) poszedł spać. Warto było złapać każdą chwilkę snu, szczególnie w obliczu nadciągających, prawdopodobnie nadciągających, zdarzeń związanych z umiejętnościami Lamii.

Irial otworzył oczy, zaskoczony faktem, że nad głową zamiast zdobionego pałacowego sufitu ujrzał płótno namiotu. Ten sen był taki realistyczny...
Usiadł, by przemyśleć to, co w tych sennych marzeniach ujrzał. W dodatku po raz kolejny.
Tym razem jednak sen nie skończył się tak szybko, jak poprzedni. Jego nieświadomym niczego bohaterem okazał Samuel...
Pani Eile była młodsza o parę lat, podobnie jak i otaczający wszystkich ludzie. Samuelowi również ubyło kilka lat. Prawdziwy powrót do przeszłości.
Zdarzenie to widać nie miało zbyt wielkiego znaczenia dla Iriala, skoro zatarło się w jego pamięci. Dopiero teraz, we śnie, wróciło.
Tylko dlaczego właśnie teraz?
Na moment Irial skupił się na ranach, jakie odniósł Samuel... Z pewnością nie zrobiło to dzikie zwierzę. Ktoś napadł kuriera, czy też zrobił to zazdrosny mąż? Trudno sądzić, by za młodu Samuel miał inny charakter...
Ale nie miał zamiaru wypytywać bohatera tego zdarzenia.

- Jedno pytanie... - powiedział, gdy już wszyscy wstali. - Podczas czyjej warty nasze obozowisko odwiedziły wilki? - spytał.

Mętna ciecz, bulgocąca w kociołku, nie wprawiła Iriala w zachwyt. Zapach tej mikstury również nie był zbyt zachęcający i bez względu na wymieniane przez Johara zalety mieszanki różnych składników nie zamierzał jej próbować. I nie zamierzał częstować nią Lamii.


Po skończonym posiłku Irial sprawdził, czy wszystkie rzeczy zostały zabrane i dopilnował, by ognisko zostało zalane.
Po chwili ruszyli w drogę.

Cosm0 30-08-2010 16:12

Emerahl otworzyła oczy. W jej głowie wciąż rozbrzmiewał szept "Dana Mebi znów się odradza". Słowa odbijały się echem w jej głowie zwielokrotnione ciszą panującą wkoło. Źrenice Emerahl poszerzyły się a dłonie w momencie powędrowały ku brzuchowi i talii. Nic... a przynajmniej nic niespodziewanego. Po chwili do świadomości czarownicy dotarło gdzie jest - oczy dostrzegły falujące na delikatnym wietrze zadaszenie namiotu, a uszy pochwyciły cichy świst powietrza wydychanego przez śpiącą obok Lamię. W głowie Emerahl wciąż jednak pobrzmiewały słowa zasłyszane we śnie - "Dana Mebi znów się odradza".

Kim jest Dana Mebi? Czemu akurat ona się ma odradzać? I przede wszystkim co Emerahl miałaby mieć z tym wszystkim wspólnego? - wszak w ciąży nie była i to wiedziała na pewno. Ostatni seks zdarzył się sporo czasu temu i gdyby miało z niego być dziecko to już by się urodziło i nawet zdążyło podrosnąć. Poza tym Emerahl była wtedy zabezpieczona magicznie. Mimo wszystko jej świadomość podążyła wgłąb jej ciała poprzez trzewia aż do wnętrza łona - nie dało się tam wyczuć żadnego życia oprócz jej własnego. Ten krótki test uspokoił do reszty czarownicę, jednak pytania pozostały.

Kim do cholery jest Dana Mebi? - zastanawiała się Emerahl. W końcu sny nie biorą się znikąd i zawsze mają coś wspólnego z życiem osoby, której się śnią. Rudowłosa nie słyszała jeszcze, aby komuś śnił się ktoś kogo się zupełnie nie zna.

Kroki na zewnątrz zaburzyły spokój myśli czarownicy a ciche nawoływanie Therona. Mężczyzna nieśmiało zajrzał do środka oznajmiając zmianę wachty. Jej sen skończył się w samą porę, aby nie zostać zmąconym przez tą zapowiedzianą pobudkę. Melia najwyraźniej miała doskonałe wyczucie czasu.

MELIA! - Emerahl oświeciło niemal jak blaskiem piorunu – Dana Mebi to matka Melii! Dana Mebi to Staphia, bogini ziemi, urodzaju i płodności, najwyższa bogini! - Emerahl zakręciło się chwilowo w głowie na myśl o tym, że śniła o urodzeniu bogini. Nigdy nie podejrzewała się o taką próżność! Kilka głębszych oddechów przywróciło trzeźwość myślenia. To w końcu tylko sen... a jeśli to prawda, że każdy jeden sen zsyła na ludzi Melia to nie była to jej próżność, a zachcianka bogini. Emerahl nigdy nie była zbyt religijna - w dzieciństwie miała wiele więcej ważniejszych problemów niż oddawanie się religijnym rozmyślaniom, a później posiadła magię, co dało jej złudne poczucie bycia boginią samej sobie. Czuła jednak przed nimi respekt mimo, że nie wydawało jej się aby kiedykolwiek któryś z tych bogów zaprzątał sobie głowę, bądź jakiś jej boski odpowiednik, jej osobą.

- Emerahl? - ponaglające pytanie Therona ponownie wyrwało ją z zadumy. Przed czarownicą była jednak całą długa wachta na rozmyślania to też nie ociągając się już więcej oswobodziła się delikatnie z uścisku Lamii i wygramoliła się z namiotu w obręb światła ogniska.

Wymieniwszy kilka zdań ze tropicielem życzyła mu wygodnego wypoczynku i wraz z Ruth objęła czuwanie. Nie była ten nocy zbyt rozmowna. Po części wynikało to ze zmęczenia przedwczesną pobudką i zasłyszanymi wieczorem myślami w głowie Ruth lecz w głównej mierze powodem tego milczenia były rozmyślania. Emerahl doszła do wniosku, że zawsze może skorzystać z udawanego celu podróży i faktycznie odwiedzić świątynię, żeby zapytać o ten sen jakiegoś duchownego, który zna się na rzeczy. Niby to tylko sen, ale intrygował Emerahl do żywego. Przede wszystkim co znaczy "Dana Mebi znów się odradza"? Czy ona się kiedyś narodziła?

Ucieszona z powziętych postanowień Emerahl w ten sposób zakończyła swoją wachtę i wraz z Ruth obudziły ich zmiennika - Servina. Czarownica ponownie wgramoliła się do namiotu, a Lamia momentalnie wtuliła się w nią wyczuwając bliskość ciepłego ciała. Emerahl zaczynała lubić tą małą, mimo że byłą szlachcianką. Czuła, że przyjdzie jej jeszcze Lamii matkować w trakcie tej podróży i myśl ta nie napawała jej niechęcią, wbrew temu co jeszcze kilka dni wcześniej mogłaby sądzić.

Zmiana warty nie była jedyną pobudką tej nocy. Emerahl została zbudzona przez rzucającą się we śnie i majaczącą Lamię, jednak nim Emerahl zdążyła dość do siebie po tej niespodziewanej pobudce i ukoić myśli dziewczyna odrobiną magii - w namiocie zjawił się Irial niosący Lamii pomoc w tradycyjny sposób. Nie zamieniwszy ze sobą słów, a jedynie porozumiewawcze gesty.

- Ubierz się cieplej i chodź do ogniska - powiedział Irial Lamii. Dziewczyna poszła ze swoim opiekunem, a Emerahl nie zaprzątając sobie tą sprawą głowy zapadłą na powrót w sen. Nie zauważyła kiedy Lamia wróciła do namiotu i dopiero poranne promienie słońca przeświecające przez materiał namiotu i roztańczone cienie rzucane przez gałązki i liście zbudziły ją ze snu.

Oczywiście pachołkowie Johara jak zwykle byli pierwszymi osobami z tej ich małej karawany które o poranku były na nogach. Chłopaki krzątali się z miejsca na miejsce przygotowując śniadanie i wóz to wyruszenia w dalszą podróż oraz karmiąc i pojąc wierzchowce. Emerahl otworzyła swoją torbę podróżną i wyjęła z niej opakowane w gruby papier suchary oraz kilka suszonych owoców które miały stanowić jej śniadanie. Suszone figi, śliwki i pochodzące z dalekiego południa daktyle potrafiły napełnić energią nawet największego głodomora. Fakt, że nie dało się żyć tylko suszonymi owocami, ale jednak na czas jazdy do najbliższej gospody powinny być w sam raz. W kociołku opodal pyrkoliła się jakaś ciemna mieszanka, a nos doświadczonej zielarki podpowiadał jej, że wywar zawierał w sobie orzeszki koli i liście krasnodrzewu pospolitego. Obie rośliny rosły dziko daleko na południe od Równiny Verdii i były używane w lecznictwie jako środki wzmacniające i łagodzące ból. Emerahl nigdy nie zawędrowała tak daleko na południe, a specyfiki te nabywała kilkukrotnie u kupców na targu w Delin. Jej znajoma aptekarka również kilkukrotnie miała te specyfiki w swoim asortymencie, jednak Emerahl rzadko po nie sięgała. W przyrodzie była cała masa różnych specyfików wykazujących podobno działanie, a będąca jej znacznie lepiej znana.

- Główne składniki to orzeszki koli i liście krzewu kokainowego. Mieszanka przypraw to mój autorski przepis – słowa Johara potwierdziły jej przypuszczenia – To fantastyczny napój, ożywia umysł i ciało. Spróbujcie, na pewno wam zasmakuje. Co prawda najlepszy jest schłodzony, ale na gorąco też działa.

Emerahl wzięła kubek podany jej przez jednego z pachołków kupca i skosztowała przyrządzonego wywaru. Zaskoczona była jak dobry okazał się smak tej mieszanki. Specyfik choć ciepły i parujący już po pierwszym łyku przyniósł orzeźwienie i wypędził resztki snu z ciała czarownicy, tak że użycie magii było już zbędne.

- Zobaczycie, ten napój zwojuje świat – zachwalał Mormont – Nazwę go Koka! Albo nie, Koka-Kola!
- W takim razie rozumiem, że nie podzielisz się sekretem tego specyfiku. Czy w takim razie sprzedałbyś mi jakiś jego zapas? Wydaje się działać wedle twoich słów, a niestety czeka nas powrót do domu już bez twojego towarzystwa. Dobrze by było mieć przy sobie chociaż trochę tego wywaru.

***

Po szybkim posiłku wszyscy, gdy wszyscy zaczęli zbierać się za składanie namiotów, porządkowanie obozowiska i ogólnie zbieranie do drogi w szerokim pojęciu.
- Jedno pytanie... - zaczął Irial – Podczas czyjej warty nasze obozowisko odwiedziły wilki?
- Wilki w obozowisku? Przy ogniu? - Emerahl rozłożyła szeroko ręce dając tym samym do zrozumienia, że o niczym nie wie i że to nie w czasie jej wachty miało to miejsce. Wtedy też dopiero dostrzegła miejscami ślady łap na ziemi zatarte już częściowo przez odciski ich butów. Przeleciała szybko powierzchownie umysły zgromadzonych ponownie rozbijając się o ścianę wokół umysłu Therona. Sevrin - to on miał przygody w nocy. Czemu jednak nie podzielił się tymi nowinami z resztą? Emerahl czekała jak cała reszta na wyjaśnienie nie grzebiąc już więcej w głowie chłopaka.

***

Czarownica pomogła złożyć Irialowi namiot Lamii, jako że korzystała tej nocy z gościny, a przyzwoitość nakazywała przynajmniej niewielkie odwdzięczenie się za możliwość nocy pod osłoną. Irial wyraźnie nie potrzebował pomocy z tak błahą sprawą, jednak rudowłosa poczuwała się do obowiązku. Kiedy robota już była skończona Emerahl usiadła pod drzewem i wyciągnęła podarowany jej przez Therona amulet.

Niewielki mithrilowy medalion przedstawiający wijącego się smoka był nie tylko niezwykle ładnym świecidełkiem, ale także mógł - jak podejrzewała Emerahl - posiadać jakąś magiczną moc, która nie miała możliwości ujawnić się przy tłumiącym magię Theronie. Nawiasem mówiąc sama cecha łowcy napawała ją lekkim niepokojem. Nigdy nie spotkała człowieka, który byłby całkowicie odporny na magię. Owszem, słyszała że tacy się zdarzają, jednak były to przypadki tak rzadkie, iż zazwyczaj opowieści takie uznawało się za niewiarygodne legendy, a teraz czarownica sama miała okazję kogoś takiego poznać. Być może Theron jedynie przechwalał się swoją mocą nadając jej mistycznego charakteru, jednak Emerahl już dwukrotnie przekonała się, że coś faktycznie chroni Therona przed magią, a próby wyszukania jego umysłu pośród innych również kończyły się niepowodzeniem - tak jakby tropiciel był niewidzialny dla magii...

Aż strach pomyśleć o nadużyciach jakich taki ktoś może się dopuścić, albo zagrożeniu jakie może stanowić dla parających się magią. Niemniej jednak Ci parający się magią również mogą stanowić zagrożenie dla wszystkich innych, jeśli nieprawidłowo ze swojego daru korzystają, więc istnienie kogoś takiego jak Theron jedynie utrzymywało świat w równowadze. Jakkolwiek Emerahl i tak czuła się nieswojo wiedząc, że nie może w żaden sposób magicznie wpłynąć na człowieka lasu. Póki co jednak nie było się czym martwić i myśli czarownicy szybko powróciły do trzymanego przed oczami medalionu.

Skupiła się na przedmiocie starając się wniknąć w niego umysłem tak jak wnika do umysłów innych... NIC. Następnie zebrała niewielką ilość magii i pchnęła ku medalionowi napełniając go tą energią... NIC. Być może przedmiot został zniszczony przez długoletnie przebywanie u boku osoby tłumiącej magię? Próby schodziły na niczym, a Emerahl cały czas próbowała wpompować w amulet odrobinę magii. Nie znała się na badaniu magicznych przedmiotów - nigdy nie musiała. Zazwyczaj, gdy nabywało się coś takiego to osoba, której się płaciło, doskonale znała właściwości takiego przedmiotu i wiedziała jak go używać.

Ostatnim pomysłem jaki przyszedł Emerahl do głowy było otwarcie swojego umysłu na działanie amuletu. Mogło to być niebezpieczne, gdyby okazało się, że przedmiot jest przeklęty, bądź gdyby był szkodliwy. Czy jednak wtedy arcymag, o którym opowiadał Theron używałby tego przedmiotu? A może był on faktycznie jedynie 'kurzą łapką', bezwartościowym talizmanem mającym przynieść w ostatniej desperacji arcymagowi szczęście w walce z rozwścieczony, Theronem?

Czarownica rozejrzała się po obozie - wszyscy byli zajęci przygotowaniami do wyruszenia. Emea wahała się jeszcze przez moment po czym powzięła decyzję - odłożyła swoją torbę na bok, tak samo jak i wszystkie swoje sakiewki i sztylet. Ściągnęła z dłoni drewniane paciorki mające stanowić tandetną ozdobę oraz srebrno-czarny pierścionek noszony na palcu i otoczyła siebie magiczną, niewidzialną bańką, barierą mającą stanowić ochronę dla wszystkich wkoło gdyby coś poszło źle po czym ponownie skupiła się na trzymanym w dłoniach amulecie jednak tym razem nie starała się wnikać do niego umysłem. Zamiast tego starała się maksymalnie otworzyć swój umysł na wszelkie magiczne i niemagiczne sygnały z zewnątrz.

Zmysły bardzo jej się wyostrzyły - światło raziło ją w oczy, w uszach nawet najdrobniejszy szmer stanowił ogłuszający rumor a cała skóra swędziała ją od przebijających się przez koronę drzew promieni słońca i dygotała od podrażniającego ją wiatru. Niemal wyczuwała na skórze otaczającą ją własną magię oraz niewielkie jej aury bijące spoza spowijającej ją bariery pochodzącej od poszczególnych członków karawany. To było tak jakby zwiększyć stukronie wszystkie magiczne i niemagiczne zmysły. Nie było to przyjemne, jako że ani ciało ani umysł człowieka nie były przyzwyczajone do takiego stanu, jednak był to jedyny pomysł jaki Emerahl miała w tym momencie, a gdy jej jaźń i zmysły były już tak mocno wyczulone jak tylko Emerahl potrafiła, czarownica zaczęła wyciągać magię z trzymanego przez nią przedmiotu nasłuchując echa tego działania.

echidna 30-08-2010 16:27

Poranek – wszyscy

- Jedno pytanie... – powiedział Irial, gdy już wszyscy wstali. – Podczas czyjej warty nasze obozowisko odwiedziły wilki? - spytał.
- Podczas mojej – odparł bez wahania Theron. – Jeden samiec wilka podszedł do obozowiska, ale nie zbliżył się za bardzo. Przyszedł, popatrzył i poszedł. Potem już się nie pojawił, nawet podczas mojej kolejnej warty, więc raczej nie ma się czym niepokoić.

Poranek – Emerahl

- W takim razie rozumiem, że nie podzielisz się sekretem tego specyfiku. Czy w takim razie sprzedałbyś mi jakiś jego zapas? Wydaje się działać wedle twoich słów, a niestety czeka nas powrót do domu już bez twojego towarzystwa. Dobrze by było mieć przy sobie chociaż trochę tego wywaru
- Widzę, droga pani Emerahl, że odzywa się w pani kupiecka natura – zaśmiał się Mormont. – Z miłą chęcią sprzedam pani zapasik mojego specyfiku.

Mężczyzna zajrzał do kociołka, na którego dnie zostało jeszcze trochę cieczy. W sam raz na jedną manierkę.

- Jeden bukłak za 15 srebrników. Mniej więcej tyle kosztowały składniki potrzebne do jego sporządzenia. Zgoda?
- Zgoda – potwierdziła kobieta po krótkiej chwili namysłu. Cena faktycznie nie była wygórowana.

Niebawem transakcja została zrealizowana, Johar schował pieniądze do sakiewki, Emerahl włożyła zakup do torby.

***

Podczas gdy cała reszta przygotowywała się do wyjazdu, Emerahl siedziała na zwalonym pniaku obracając w palcach niepozorny przedmiot. Był to ów amulet, który podarował jej Theron. Kobieta już od jakiegoś czasu skupiała na nim swą uwagę, wypróbowując kolejne magiczne sztuczki. Niestety żadna z nich nie przyniosła większych rezultatów.

Wreszcie, nie bardzo wiedząc, co dalej począć, wiedźma otworzyła swój umysł na magiczne działanie amuletu. Z początku jej umysł został zasypany impulsami dobiegającymi z zewnątrz. Nagle zaczęła wyczuwać całą, dosłownie całą otaczającą ją rzeczywistość. Wyczuwała wokół siebie nadspodziewanie wiele magii. Emanowali nią jej towarzysze, wszyscy z wyjątkiem Therona, którego w ogóle nie wyczuwała.

Przez chwilę spoglądała na swych towarzyszy zastanawiając się nad czymś. Szybko wróciła jednak do rzeczywistości, nie miała zbyt wiele czasu, nie było przecież sensu marnować mocy. Mogło się to bowiem zemścić w najmniej odpowiednim momencie.

Spojrzała na amulet skupiając na nic całą uwagę. Z początku nie widziała nic, ot zwykły kawałek metalu, nic niewarta błyskotka. Już miała zrezygnować z dalszych, badań, gdy nagle coś się stało. Dostrzegła delikatną, magiczną aurę otaczającą przedmiot. Miała ona lekko fioletową barwę, co zaskoczyło Emerahl. Nigdy wcześniej nie widziała takiego koloru magicznej aury. Nie miała w tym względzie może zbyt wielkiego doświadczenia, wydało jej się to czymś niecodziennym.

Ta inność amuletu jeszcze bardziej zaciekawiła kobietę. Chciała się dowiedzieć, jakie jest przeznaczenie przedmiotu, do czego używał go jego poprzedni właściciel. Ponownie skupiła uwagę na metalowym przedmiociku i posłała w jego kierunku kilka zaklęć. Żadne niestety nie odniosło większego skutku. Wyczerpawszy wszystkie znane sobie sposoby na zbadanie przedmiotu, Emerahl musiała pogodzić się ze smutnym faktem, że nie jest w stanie stwierdzić jak działa amulet. Do tego niestety potrzebny był fachowiec.

W drodze – wszyscy

Kolejny dzień podróży. Nie padał już deszcz, ale niebo wciąż było pochmurne, więc nie należało wykluczać, że jeszcze się rozpada. Póki co jednak przemoczone płaszcze miały okazję nieco przeschnąć, z czego wszyscy po cichu się cieszyli. Niestety widoki na słoneczną pogodę były marne, więc równie dobrze mogło się okazać, że dobytek wyschnie tylko po to, by na nowo mogła go zmoczyć ulewa. Któż mógł przewidzieć kaprysy Gromowładnego Donara?


Podróż mijała długo i nudno. Johar swym wkurzającym zwyczajem gadał o wszystkim i o niczym. Zarówno ci, co go słuchali, jak i ci, którzy jego paplaninę mieli w głębokim poważaniu, po raz któryś z kolei dochodzili do wniosku, że bogowie pokarali ich wyjątkowo obeznanym w świecie towarzyszem podróży. Odnosiło się wrażenie, że mężczyzna ma coś do powiedzenia na każdy temat, że zna się niemal na wszystkim i, że nawet jeśli nie ma o czymś zielonego pojęcia, wcale mu to nie przeszkadza mieć w tym względzie swoje własne zdanie.

Gadulstwo kupca miało jednak pewną zaletę. Potok jego słów działał jak najlepsza kołysanka do snu, toteż ci, którzy posiedli umiejętność spania w siodle, z czasem zatonęli w kojących objęciach Melii. Tak też uczynił na przykład Osgar, który dosiadał tego dnia kuca. Młodzieniec jechał w pewnej odległości od wozu swego chlebodawcy chwiejąc się w rytm końskich kroków i w pewnym momencie najzwyczajniej odpłynął. Pogrążony w słowotoku Mormont nawet tego nie zauważył.

Z kolei Finnen, który dosiadał drugiego wierzchowca, znów dotrzymywał towarzystwa Lamii. Para rozmawiała żywo na różne tematy śmiejąc się wesoło. Był to widok miły dla oka, a jednak Irial odczuwał pewien wewnętrzny niepokój. Dobrze znał Lamię, była ona miłą osobą, zazwyczaj jednak lubiła się wywyższać – zwłaszcza w kontaktach z ludźmi niższymi stanem. Finnen bez wątpienia był człowiekiem prostym, a jednak zdołał w jakiś sposób zaskarbić sobie przychylność dziewczyny. Pytanie brzmiało „w jaki?”

Jechali nieustannie aż do południa. Gdy słońce stało w zenicie, zatrzymali się krótki postój, a potem ruszyli w dalszą drogę. Wraz z zapadnięciem zmroku zatrzymali się na nocleg. Wszyscy czuli jakieś dziwne napięcie. Poprzedniej nocy niby nic się nie stało, to znaczy nic poważnego, a jednak wszystkich ogarniał niepokój na myśl o kolejnej nocy, jaką przyjdzie im spędzić w lesie. Znów rozpalono ognisko i przygotowano ciepłą strawę, znów wyznaczono warty, a potem wszyscy ułożyli się do snu. Wszyscy, z wyjątkiem wartownika, rzecz jasna.

I wreszcie nastał upragniony poranek. Tym razem nie było nocnych koszmarów, nie było wilków spacerujących po obozowisku, nie było deszczu moczącego wszystko i wszystkich. Nie zdarzyło się nic niepokojącego i chyba właśnie to było w tym wszystkim najgorsze. Cisza przed burzą.

Kolejny dzień podróży minął identycznie, jak poprzedni. Konie szły miarowym, tempem. Stukot ich kopyt powoli ogłupiał, Johar gadał wcale nie polepszając tej sytuacji. W południe był krótki postój, a potem kolejnych kilka godzin jazdy, aż do wieczora.

Karczma u Jaromira – wszyscy

Gdy ich oczom ukazał się przydrożny budynek, słońce już zachodziło. Do zapadnięcia zmroku została jakaś godzina, nie było więc sensu kontynuować jazdy. Tym bardziej, że – jak poinformował Johar – była to ostatnia karczma przed Eslov

Budynek był piętrowy, podmurowany. Obok stała sporych rozmiarów drewniana stajnia. To właśnie tam strudzeni drogą podróżni mogli zostawił swoje konie i wozy wraz z dobytkiem. Sądząc po ilości koni, jakie „zaparkowano” w środku, karczma gościła tej nocy dość sporo osób.

Nad drzwiami prowadzącymi do karczmy wisiał szyld, na którym wielkie, choć koślawe litery układały się w napis „U Jaromira”. Po przekroczeniu progu weszli do pachnącej pieczenią i piwem izby, w której znajdowało się już sporo osób. Jako pierwszy rzucał się w oczy właściciel lokalu – Jaromir - chłop postury trzydrzwiowej szafy, z wydatnym brzuszyskiem i podwójnym podbródkiem. Oparty o blat szynkwasu lustrował gości, zarówno tych, którzy wchodzili, jak i tych, którzy już siedzieli w jego gospodzie.


Oprócz karczmarza w pomieszczeniu znajdowały się dwie cycata dziewki roznoszące kufle z piwem; grupka brodatych krasnoludów, których aparycja nie wskazywała na to, by zajmowali się kupiectwem, w związku z czym mogli się trudzić dosłownie wszystkim – poczynając od machania kilofem w kopalni na rozbójnictwie kończywszy; para ubranych w kolorowe wdzianka elfów; jegomość, który ponad wszelką wątpliwość nie raz i nie dwa wchodził w konflikt z prawem; starucha, lekko szurnięta zapewne, bo nieustannie mamrotała coś pod nosem, chociaż przy jej stoliku nikt nie siedział; kilku kupców wraz z pachołkami; roznegliżowana akrobatka, która ku uciesze gawiedzi właśnie dawała popis wyjątkowej gibkości swego ciała; a także pięciu bardów, którzy grając na swych lutniach i piszczałkach akompaniowali akrobatce. W tej kolorowej hałastrze brakowało chyba tylko panienek lekkich obyczajów, choć nie wykluczone, że któraś z trzech obecnych dam podjęłaby się wyzwania, gdyby tylko zaproponować jej odpowiednie wynagrodzenie.

W chwili, gdy do gospody weszli nowoprzybyli, wewnątrz zabawa trwała w najlepsze. Akrobatka właśnie stała na stole na rękach z obiema nogami założonymi za głowę, trubadurzy grali jakąś wesołą melodię, reszta ekipy przyglądała się z podziwem wiwatując i bijąc brawa. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że grono gości powiększyło się o kolejnych kilka osób. Nikt, z wyjątkiem karczmarza.

- Prosimy, prosimy, szanowni goście. Jam jest Jaromir i witam w moich skromnych progach. Pewnieście strudzeni drogą. Co podać? Polewka z bobu jeszcze jest ciepła. Mamy też pieczeń i piwo.

Karczmarz gestem ręki zaprosił ich do wolnego stolika, przetarł go suchą szmatą i spojrzał na gości uśmiechając się życzliwie. Johar zamówił dla siebie pieczeń i piwo, dla swych pachołków sowitą porcję polewki.

Niebawem do ich stolika zawitała jedna z cycatych służących niosąc zamówione trunki. Puściła oko do Samuela i kręcąc tyłkiem odeszła obsłużyć innych gości. Jedno spojrzenie w kierunku artystów i otaczającego ich tłumu wystarczyło, by stwierdzić, że akrobatka zakończyła swój popis i właśnie opróżnia kufel piwa, natomiast grupa grajków rozkręciła się na dobre. Pod sklepienie wznosiły się teraz ballady jedna po drugiej, a tłum dalej już nie wiwatował, za to krzyczał w niebogłosy.

Tymczasem karczmarz przyniósł jadło i wszyscy zabrali się do jedzenia. Nie minęło zbyt wiele czasu, a miski i talerze zostały opróżnione, toteż ponownie zjawiła się cycata dziewka, by mrugnąwszy do kuriera pochylić się nad stołem i eksponując swoje wdzięki sprzątnąć brudne naczynia.

Gdy żołądki zostały napełnione, co po niektórym przyszła ochota na rozmowy. Johar ponownie się rozgadał, komentując występ muzyków. Zamilkł dopiero, gdy po sali przeszły uciszające szmery. Początkowo mężczyzna szykował się, by wszcząć kłótnię z uciszającym go nieznajomym, okazało się jednak, że zamilkli wszyscy, bo oto jeden z trubadurów wstał i szykował się, by przemówić.

- A teraz, mili moi, ostatnia ballada, a potem krótka przerwa, bo artyści też o suchym pysku cały wieczór siedzieć nie mogą. A co do ballady… dedykuję ją tej oto ślicznej dzieweczce tam na końcu.

Oczy wszystkich zwróciły się na Lamię, a ona oblała się rumieńcem na całej twarzy, szyi i dekolcie. Samuel tylko rzucił na nią okiem, lecz to wystarczyło mu, by dojść do wniosku, że rumieńce były dla dziewczyny wyjątkowo korzystnym zjawiskiem. Nieznajomy truwer zaczął śpiewać.


Gdy skończył rozległy się gromkie brawa. Lamia również klaskała, a rumieniec już zniknął z jej twarzy. Muzyk tymczasem zawołał karczmarza, pogadał z nim przez chwilę, a potem ruszył raźnym krokiem w kierunku stolika zajmowanego przez „uroczą dzieweczkę” i jej towarzyszy. Skłonił się przed dziewczyną finezyjnie, skinął na resztę, a potem przemówił:

- Jestem Victin Silverkin, poeta i trubadur. Podróżuję wraz z przyjaciółmi do Delin i miło mi powitać państwa w tym oto przybytku dobrego jadła i mocnych trunków.


- Witamy, mistrzu Victinie, witamy i zapraszamy do stolika – odezwał się Johar najwyraźniej uznając, że chwilowo należy sobie dać spokój z krytykowaniem muzyka – Jam jest Johar Mormont, kupiec zboża z Gormghiolli, a to towarzysze mojej podróży, pobożni pielgrzymi – kupiec chyba nie uznał za stosowne przedstawić wszystkich z imienia, bo tylko omiótł ich ruchem ręki i nie rozwijał tematu.
- A ty jak się nazywasz, kwiatuszku? – zapytał przyjacielsko grajek spoglądając na Lamię, przy okazji skorzystał z propozycji kupca i dosiadł się do ich stolika. Dziewczyna najpierw oblała się rumieńcem, potem zbledła, potem znowu się zarumieniła, a wreszcie odparła uśmiechając się delikatnie– Lamia, panie Silverkin
- Lamia – mężczyzna zamyślił się – Piękne imię. Znałem kiedyś pewną Lamię, ale co ci będę panienko opowiadał, ta historia raczej cię nie zaciekawi. Podobała ci się moja ballada?
- Bardzo – odparła z uznaniem w głosie.
- Piękna ballada dla pięknej panienki. Szczęśliwym będzie ten młodzieniec, którego rodzice wybiorą ci na męża. Widziałem w swoim życiu wiele młodych dziewczyn, ale dla niewielu Wielka Matka była tak łaskawa jak dla ciebie. Przypominasz mi pewną księżniczkę. Skąd ona była? Z Keltir? A może z Muireann albo z Rubio? Cholera, nie pamiętam, ale mniejsza z tym. Niezaprzeczalnym faktem pozostaje, że urodę masz godną księżniczki.
- Dziękuję – rzuciła Lamia nerwowo. Najwyraźniej komplementy prawione przez mężczyznę onieśmieliły ją. Spojrzała na Iriala, a w jej oczach płonęły jadowicie zielone ogniki. Potem znów uśmiechnęła się do muzyka.

Trubadur jeszcze przez chwilę rozmawiał z Lamią, potem zaś przerzucił się na Johara. Zaraz też przybiegła służebna dziewka z zamówionym przez Victina dzbanem piwa, tradycyjnie już zamrugała do Samuela i odeszła do swoich zajęć. Johar poklepał muzyka przyjacielsko po ramieniu. Ten z kolei zabrał się za napełnianie dwóch kubków, gotów w każdej chwili napełnić kolejny, gdyby ktoś ze zgromadzonych wyraził chęć skorzystania z poczęstunku.

Mormont i Silverkin wyjątkowo przypadli sobie do gustu. Już niebawem popijali kolejny dzban piwa rozprawiając o polityce i gospodarce, o sztuce i nauce oraz o wszystkim, co tylko im ślina na język przyniosła. Muzyk okazał się dorównywać kupcowi w gadulstwie, czasami nawet udawało mu się go przewyższyć.

Po jakimś czasie z tłumu dało się słyszeć głosy nawołujące muzyków do ponownego występu. Victin nie zamierzał pozostać głuchy na wołania swych wielbicieli. Dopił kufelek piwa i chwyciwszy lutnię ruszył na scenę. Już niebawem pod sklepieniem karczmy słychać było wesołe nuty ludowej przyśpiewki. Tłum śmiał się i krzyczał, klaskał i wiwatował. Cycate dziewki krzątały się wśród stołów roznosząc trunki, a brzuchaty karczmarz stał oparty o swą ladę przyglądając się gawiedzi. Ot, zwykły wieczór w karczmie.

Cosm0 30-08-2010 16:46

Podróżowanie starymi, znanymi i utartymi szlakami było piekielnie nudne, a gdyby ktoś poddawał owe stwierdzenie w wątpliwość to następne dwa dni wędrówki z pewnością rozwiałyby owe wątpliwości. Chmury bez przerwy przewalały się nad 'pielgrzymami' przypominając, że nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa w sprawie pogody a miarowe bujanie w siodle wywierało hipnotyczny wpływ na większość grupy. Dodatkowo Johar gadał i gadał... Szczęściem większość jego uwagi skupiała się na Irialu i Emerahl nawet bez czytania myśli Iriala była niemal pewna, że mężczyzna pomstuje na Samuelu za złożoną kupcowi propozycję przyłączenia się do nich.

Następna noc spędzona w leśnych ostępach okazała się mniej uciążliwa niźli poprzednia, przynajmniej pod względem pogody... Deszcz już nie padał, a noc była dość ciepła. Tym razem mężczyźni bez problemu poradzili sobie z rozpaleniem ognia i nadzwyczajna pomoc Emerahl nie była potrzebna. Niestety sielankę zakłócały wszechobecne komary, które nie pozwalały pozostać w bezruchu, bo momentalnie obsiadały swoją ofiarę. Czarownica wyjęła ze swojej torby mieszek z suszonymi szyszkami i wrzuciła ich kilka do ognia. Poleciały iskry, ognisko zaczęło dosyć mocno dymić, a w koło rozniósł się specyficzny zapach.

- To powinno odstraszyć komary. Jak się wypalą trzeba wrzucić kolejn - powiedziała Emea kładąc mieszek przy ognisku – Mogę objąć pierwszą wartę - zaproponowała, a że nikt specjalnie się z nią nie miał zamiaru o to spierać to zostało postanowione.

Tej nocy nie było żadnych wilków, ani jakichkolwiek innych niespodzianek. Lamia spałą jak zabita zmęczona już najwyraźniej kilkudniową jazdą. Czarownica zastanawiała się nad wczorajszym snem próbując przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły, a w szczególności twarz osoby widzianej w lustrze. Sny, a przynajmniej jej sny, mają niestety to do siebie że ludzie w nich zdają się bez twarzy. To znaczy twarz mają, ale Emea jakoś nigdy jej nie widzi, bądź też nie zwraca na nią uwagi, a pomimo tego jest pewna kim dana osoba jest. Ostatni sen nie był pod tym względem wyjątkiem - nie widziała swojej twarzy, jednak była niemal pewna, że to była ona, choć było w niej coś co przysparzało obawy i niepewności. Niby ona, a jakaś inna... i jeszcze ta ciąża... 'Dana Mebi ZNÓW się odradza'

To tylko sen... jak każdy inny - zbeształa samą siebie – A jednak jest w nim coś niepokojącego...

Nadszedł czas zmiany warty. Przydzielony jej czas minął jak z bicza strzelił i czarownica nawet się nie spostrzegła, a koło niej stanął Theron oznajmiając, że teraz jego kolej.

Tej nocy czarownica znów skorzystała z gościny Lamii. Usnęła szybko utulona do snu przez odgłosy lasu i trzask ogniska. Żadne wizje ani sny nie zakłóciły wypoczynku czarownicy, mimo iż ta miała sporą nadzieję na powtórkę ostatniej mary. Chciała jeszcze raz przyjrzeć się kobiecie w lustrze i tym razem postarać się zwrócić uwagę na jakieś szczegóły, jednak nic się nie wydarzyło, a Emerahl obudziła się dopiero rano, gdy większość obozowiczów, wliczając w to Lamię, była już na nogach. Poranny rytuał w postaci toalety musiał być jeszcze bardziej oszczędny niż zwykle, jako że w okolicy nie były ani rzeczki, ani żadnego stawu to też jedyna woda jaką dysponowali to była ta w bukłakach, a musiała jeszcze starczyć na jakiś czas. W miarę możliwości jednakże, Emerahl nałożyła czarną maziowatą pastę na zęby a następnie szczodrze przepłukała wodą czując jak jej usta wypełnia mocno odświeżający smak i aromat. Trochę czasu trwało zanim czarownica doprowadziła swoje rude kołtuny do porządku to też zanim byłą gotowa do śniadania, większość obozu była już złożona i na samo jedzenie pozostało niewiele czasu. Szczęściem suszone owoce i chleb nie wymagają wiele przygotowania...

Kolejny dzień mijał niemal identycznie jak poprzedni i jeszcze poprzedni, i jak wszystkie od czasu opuszczenia Delin. Jakkolwiek męcząca nie była nieustanna gadanina Johara trzeba mu było przyznać jedną rzecz - utrzymywał człowieka przytomnym. Gdyby nie potok słów wylewający się z niego strumieniami to wszyscy już dawno ucięliby sobie drzemkę. Z tego też powodu, a po części także z ciekawości Emerahl podjechała bliżej rozmawiającej dwójki i przyłączyła się do dyskusji. Gdy tylko nadażyła się okazja Emerahl postanowiła odrobinę odciążyć Iriala i skierować rozmowę na jakieś bliższe jej tory, aby skupić przynajmniej chwilowo uwagę kupca na sobie.

- A więc panie Mormont. Musiał Pan chyba zawędrować daleko na południe skoroś Pan sam specyfiki do tego napoju zbierał - zagadała czarownica potrząsając przywiązanym do pasa bukłakiem.
- A żeby Pani wiedziała, że daleko. Szmat drogi na południe od Delin to delikatnie powiedziane.
- Interesy?
- Oj tak, interesy. Dobrze można tam zarobić. Dla tamtejszych nasze zboże to egzotyk to i płacą za nie dobrze - odpowiedział z dumą Johar podkreślając przy tym fakt jak świetnie rozegrał poszerzanie interesów o południowe krainy.
- I nikt wcześniej nie handlował tam u nich żytem i pszenicą? - zapytała zdumiona czarodziejka
- Ależ oczywiście, że handlował... ale i tak ceny są wspaniałe - pochwalił się Mormont.
- Jak daleko to jest? Nigdy nie byłam w południowych krainach. Jak daleko zawędrowałeś?
- Na południe od Delin wiele dni drogi stepy i łąki przechodzą stopniowo w pustynię, co ją zwą Kalim. Same kamienie i piach jak słowo daję. Tam dojechałem. Dalej na południe to już tylko sam piasek jest i aż po horyzont ani źdźbła trawy.
- Toż to niemal sam koniec świata. Musiałabym to kiedyś zobaczyć, ale interesu pilnować trzeba - choć Emerahl słyszała słów parę o południowych krainach to jednak dowiedzieć się o nich z pierwszej ręki to była ciekawa sprawa, więc pytała.
- Nic z tych rzeczy. Południowcy jeżdżą nawet jeszcze za pustynię. Wyobraża sobie pani, że po drugiej jej stronie to ludzie mieszkają, których skóra jest czarna jak obsydian. Sam ich widziałem w miastach.
- Podobało się tam na południu? A ludzie? Jacy są? - kontynuowała Emea.
- I tak i nie - odparł kupiec odpowiadając na pierwsze z pytań – Ale rzec muszę, że warto zobaczyć. A ludzie... dziwne obyczaje mają tam, ale płacą dobrze i uprzejmi są, ale ile się z nimi targować trzeba... widać że handel to z mlekiem matki wysysają. Ale dla kobiety to chyba nie są dobre rejony. Nie są one tam tak swobodne jak u nas. Prawie z domostw nie wychodzą, a jak już to w towarzystwie męża i zakryte całe od stóp do głów. Dziwne zwyczaje...
- Jak to zakryte?
- A no zakryte całe. Tylko oczy widać, ale niegrzecznie się gapić podobno bo i męża rozzłościć można. Ale przyznać trzeba, że praktyczny to strój, bo jak czasem od pustyni wiatrem powieje... mężczyźni zresztą też na taką okazję swoją ciemną, ogorzałą od słońca twarz zakrywają i nie ma im się co dziwić. Piach włazi wszędzie.
- A ci czarnoskórzy?
- A ci to nie mają różowo... z tego co zasłyszałem to są niewolnicy pochwyceni po drugiej stronie pustyni.
- Niewolnicy?! - obruszyła się Emerahl – [/b]Jak to się godzi? I władza nic z tym nie robi?[/b]
- A no u nich to chyba normalne... Na targu można ich kupić, tak samo jak wszelkie inne towary - powiedział z powagą kupiec.
- No ale... jak tak można? - czarownica byłą żywo poruszona zasłyszaną sprawą i nie mieściło jej się w głowie jak władze tamtych krain mogą pozwalać na takie barbarzyństwo.
- Co kraj to obyczaj droga pani i nie nam zmieniać ich obyczaje...
- Chyba racja... ale nadal nie mogę uwierzyć, że gdzieś na świecie może jeszcze istnieć prawo pozwalające niewolić innych ludzi... to takie... barbarzyńskie...
- Dla nas tak. Dla nich barbarzyńskie wydawać mogłyby się nasze obyczaje. Choćby pani ubiór. Tak uchodziłoby to za bezwstydność i szerzenie zgorszenia, a to jest tam srogo karane.

Emerahl popatrzyła po swoim ubraniu nie rozumiejąc za bardzo co też w nim może być gorszące. Za prawdę dziwne się te kraje południowe wydawały z tej krótkiej opowieści, ale ile w tym prawdy a ile jedynie domysłów... warto byłoby się kiedyś samemu przekonać.

- A miasta? Jak ich miasta wyglądają? - kontynuowała rozmowę rudowłosa.
- Dużo ludzi to jedynie przy studniach mieszka albo przy rzece jakiejś, choć o to tam trudno. Ale ulice nie są takie zatłoczone. Ludzie chowają się przed słońcem bo smali okropnie - wszyscy tam od słońca ogorzali są nawet mimo, że całe ciało w zwiewnych szatach chowają. Na pustyni miasta wyrastają tylko w oazach. Niech sobie pani wyobrazi, że jedzie pani sobie przez pustynię i tu nagle znikąd zza następną wydmą wyrasta zielony ogród. W takich miejscach miasteczka się tworzą. A na pustyni miejscami wędrowne obozy namiotów spotkać można.

Emerahl słuchała dalej z zainteresowaniem jak Johar opisuje kraj leżący w dużej mierze na piaszczystej, jałowej ziemii, a Johar kontynuował swoją opowieść i widać było, że Emea utrafiła w jeden z tych tematów na który kupiec miał przygotowany cały encyklopedyczny wywód. Rozmowa trwała i trwała, aż w końcu kupiec najwyraźniej przypomniał sobie o drobnym szczególe, który umknął mu w potoku słów.

- Ale, ale coś sobie właśnie przypomniałem! O pilnowaniu interesu pani mówiła. To pani też biznes prowadzi? - zapytał nagle Mormont z błyskiem w oku.
- A no tak. Z siostrą mały sklepik zielarski prowadzimy - odparła Emerahl trzymając się przyjętej wcześniej strategii – Dlatego interesował mnie ten napój.
- A no tak... koka... koka kola właściwie bo tak go chyba nazwę. No to właśnie składniki do niego to na południu zbierałem albo kupowałem. To zielarką pani jest tak? - zapytał kupiec zastanawiając się nad czymś
- To za dużo chyba powiedziane jest, ale trochę się na tym znam.
- Nooo! To mi tutaj jeszcze konkurencja do koka koli wyrośnie! Ani mi się waży! - pogroził kupiec palcem lecz w jego głosie przebijał się też śmiech.
Emerahl zaśmiała się po czym z miną niewiniątka przyciskając pięści do serca odparła – Ależ w życiu! Tak to się na tym nie znam, ale mogłabym kupować to jak by pan do Delin zawitał, bo wydaje się ta koka dobrym towarem...

Rozmowa trwała w najlepsze i Emerahl zapomniała zupełnie o zmęczeniu oraz o tym, iż wcześniej była znudzona wieczną paplaniną. Wyglądało na to, że Johar okazał się dobrym rozmówcą jeśli ktoś ciekaw był tego co opowiada kupiec. Dwójka dyskutantów ani nie spostrzegła się a słońce poczęło chylić się ku zachodowi. Leśny trakt przeszedł w udeptany szlak, a na ich drodze wyrosła przydrożna, solidna, podmurowana tawerna, sądząc po tłoku panującym w stajni wypełniona gawiedzią. Dzisiejszą noc 'pielgrzymi' mieli spędzić w wygodnych łóżkach...

***

- Prosimy, prosimy, szanowni goście. Jam jest Jaromir i witam w moich skromnych progach. Pewnieście strudzeni drogą. Co podać? Polewka z bobu jeszcze jest ciepła. Mamy też pieczeń i piwo. - słowa te rozległy się w momencie, w którym przekroczyli próg gospody wkraczając do świata wiwatów, śpiewów, przelewającego się piwa, śmiechu, wirujących akrobatek i dobrej zabawy, a gruby karczmarz o ciepłym uśmiechu i podwójnym podbródku zaprosił ich do stolika.
- Ja poproszę piwo i pieczeń... - powiedziała bez zastanowienia Emea, a gdy karczmarz przyjął zamówienie dodała jeszcze spoglądając na Iriala – Chciałabym też skorzystać z gorącej kąpieli, gdy tylko zamówione zostaną dla nas pokoje.

Właściciel przybytku skłonił się na tyle na ile pozwalała mu postura i odszedł za szynkwas, a niedługo później kołysząc biodrami i lawirując pomiędzy gośćmi, cycate dziewcze przyniosło ich zamówienie wdzięcząc się przy tym do ich drużynowego bawidamka Samuela. Emerahl widząc to wywróciła tylko oczami. Ciekawa byłą czy Samuel mając Ruth pod ręką skusi się na otwarcie kolejnego frontu przy czym była niemal pewna, że odpowiedź na to pytanie jest twierdząca. Nawet lepiej by było chyba. Może zapomniałby wtedy o Ruth i tym jej idiotycznym pomyśle z kradzieżą i daniem nóg za pas... właśnie... trzeba było mieć na tą dwójkę oczy... Emerahl nie chciało się ciągle pilnować Ruth i zastanawiała się nad przedłożeniem sprawy Irialowi, tak aby sam pilnował swoich rzeczy i ewentualnie uprzedził poczynania złodziejki.

Czarownica zajęła się swoim posiłkiem. Przyznać trzeba było, iż mimo że pieczeń nie zdobyłaby mistrzostwa świata, to jednak piwo zdecydowanie zasługiwało na zamówienie kolejnego. Jego smak był idealnie wyważony pomiędzy goryczą i słodyczą, a kremowa pianka i orzeźwiające bombelki stanowiły wisienkę na torcie.

- Hej! Przepraszam! - czarownica zaczepiła przechodzącą kelnerkę – Czy to piwo to sprowadzacie czy robicie sami?
- Sami robimy, a bo co?
- A nic. Pogratuluj browarnikowi. Jest wspaniałe - odpowiedziała Emerahl, a tawerniana dziewka uśmiechnęła się, okręciła i zniknęła w tłumie pędząc realizować zamówienia.

***

- Hej, Irialu! - zagaiła czarownica nachylając się do ucha Iriala i starając się przekrzyczeć otaczający ich zgiełk, jako że przyśpiewki rozpoczęły się na nowo ze zdwojoną siłą, gdy tylko towarzyszący im przy stoliku bard uległ nawoływaniom tłumu i ponownie zaczął dawać popis swoich umiejętności – Myślisz, że dzisiaj można sobie zrobić wolne od obowiązków skoro nocujemy w takim miejscu? Piwo mają wyśmienite...
Następna do rozrywek - westchnął Irial w myślach.
- Czemu nie... Obyś tylko nie przesadziła – powiedział/ - Ale mam do ciebie sprawę. Na osobności - dodał znacznie ciszej.
- Jasne. Prowadź zatem na tą 'osobność'. Ja właściwie też mam do ciebie sprawę na osobności. - odpowiedziała równie konspiracyjnie Em.

Korzystając z tego, ze uwaga gości skupiona była na występujących bardach opuścili swoje miejsca i znaleźli wolny kawałek przestrzeni, gdzie mogli ze spokojem porozmawiać. Bez konieczności przekrzykiwania gwaru rozmów i pieśni w wykonaniu wspomnianych wcześniej bardów.

- Zaczynaj - powiedział Irial. – Panie mają pierwszeństwo - dodał z uśmiechem.
- Właściwie to nie musieliśmy nigdzie odchodzić - stuknęła się w głowę Emerahl – Już ja mam sposoby, żeby nawet po środku przekupek prowadzić poufną rozmowę. No ale... chodzi mi o Ruth. Kiedy po raz pierwszy nocowaliśmy w lesie podsłuchałam PRZYPADKOWO... - słowo te wymówiła ze szczególnym akcentem - ... jej rozmowę z Samuelem. Nie wiem czemu et Naklo ją polecił, ale ona planuje dać nogę z naszej radosnej wycieczki kiedy tylko znajdziemy się w mieście... razem z twoją i bogowie jedynie wiedzą czyją jeszcze sakiewką. Miej na nią oko. Twoja kolej.
Irial pokręcił głową.
- [b]Biedne dziewczę – powiedział. – Daleko na tych pieniądzach by nie zajechała... Ale skoro tak, to będę musiał lepiej zabezpieczyć sakiewkę. Może poczuła się dotknięta tym, że została przyłapana na kłamstwie i grozi jej wyrzucenie. Nie wiem... albo chodzi o ten nieszczęsny romans. Samuel mógłby trzymać swojego... swoje instynkty na wodzy...
Skrzywił się.
- [b]Mam nadzieję, że jej się nie uda, bo w przeciwnym wypadku będę potem musiał ją znaleźć.

Wyraz twarzy Iriala niemal nie uległ zmianie, ale łatwo było się domyślić, że spotkanie to nie skończy się dla Ruth zbyt dobrze.
- Teraz mam do ciebie pytanie. Interes powiedzmy. Chodzi mi o tego barda, Viktina. Masz ciekawe możliwości... Czy możesz go... skłonić... by dość szybko nadużył alkoholu i równie szybko poszedł spać?
- Po poznaniu Therona to już niczego pewnym na tym świecie być nie można... ale myślę, że dałoby radę. Mogę też mu coś dosypać do piwa, żeby go uśpić, albo sprawić że gorzej się poczuje. Chociaż myślę, że nie potrzeba do tego stosować magii... popatrz na niego - on szybciutko sam z własnej woli wypije za dużo. W czym rzecz? Coś się stało?
- Pewnie i masz rację, ale wolałbym, by się upił szybciej, niż później - powiedział Irial – Natomiast co się stało... Jeszcze nic, ale boję się, że się może stać. Viktin zdaje się widział kiedyś Lamię. Wolałbym, by jej nie rozpoznał. Znasz bardów i ich długie języki. Tajemnica natychmiast przestaje być tajemnicą, a na tym mi nie zależy.
- A więc nici z rozkoszowania się piwem... - westchnęła Emea

...niemniej jednak możesz na mnie liczyć - dodała czarownica w myślach Iriala po czym uśmiechnęła się, mrugnęła okiem i wróciła do reszty towarzystwa. Irial zaś poszedł jej śladem.

Emerahl zamówiła dzban piwa dla ich nowego znajomego. Rzecz jasna z troski, aby mógł zwilżyć gardło gdy już przestanie zabawiać gości tego przybytku. Całkowitym przypadkiem jednakże do tego dzbana wsypała sporą ilość białego proszku a jej skleroza miała spowodować, ze zapomni napomknąć o tym grajkowi... Proszek nie był szkodliwy. Nie zmieniał również smaku napoju. Może był nieco gorzkawy, ale rozpuszczony w całym dzbanie piwa z pewnością nie zrobi absolutnie żadnej różnicy w smaku. Czarownica zamieszała dokładnie w piwie, aby jej 'niezdarność' nie wyszła na jaw i czekała. Gdy muzyka i wiwaty towarzyszące zejściu artystów z podestu ucichły, ich nowo poznany towarzysz powrócił do ich stolika z uśmiechem przyklejonym do twarzy.

- Podobało się panience Lamii? - zapytał wpatrując się w ich podopieczną.
- Ogromnie się podobało! - odparła Lamia.
- Pewnie, że tak! Za taki wieczór trzeba wychylić dzban! - zakrzyknęła rudowłosa wiedźma.
- A i pewnie! Podoba mi się Pani podejście! - odkrzyknął uradowany Victin – Droga damo! Poproszę dzban piwa - zawołał do przechodzącej tawernianej dziewki okraszając zamówienie słodkim uśmiechem.
- Ależ to zbyteczne. Zatroszczyłam się już by artyście gardło nie wyschło po tylu śpiewach - wtrąciła się Emerahl podając Victinowi zakupiony przez siebie dzban piwa.
- No nie może być, żeby taka dama stawiała piwo mężczyźnie...
- W takim razie ty stawiasz następne, i jeszcze następne, jeszcze następne być może też jeśli chcesz.
- Gdzie rodzą się kobiety o takim wyglądzie i jednocześnie takim usposobieniu? - zawołał głośno bard kierując pytanie do współbiesiadników.
- W Delin drogi Panie, więc jeśli tam zmierzasz to lepiej nabieraj wprawy w takim towarzystwie! - odparła słodko Emea.

Uśmiech barda jeszcze się poszerzył ukazując cały komplet uzębienia.

- Skoro tak postawiona jest sprawa to nie godzi się odmówić- powiedział przyjmując od Em dzban i wychylając spory łyk. Czoło mu się zmarszczyło, odsunął dzban na taką odległość by móc dobrze się trunkowi przyjrzeć napędzając tym samym stracha czarownicy, która już intensywnie myślała jak odwrócić jego uwagę, gdy po chwili jej obawy okazały się zbyteczne:

- Piję już któreś piwo dzisiejszego wieczoru w tej gospodzie, a nadal nie mogę uwierzyć w tak perfekcyjne mistrzostwo browarnika - powiedział a twarz mu się rozpromieniła – Wiedziała Pani...
- Mów mi Emerahl - przerwała mu kobieta.
- W takim razie czy wiedziałaś droga Emerahl o tym, że oni sami warzą piwo w tym miejscu?
- A no coś o tym słyszałam, dlatego właśnie nie zamierzam poprzestać na jednym. Ten smak wart jest zapamiętania na kilka najbliższych dni.

- Racja. A dokąd to w ogóle zmierzacie? - zapytał kierując pytanie do wszystkich przy stole.
- Do Rotdorn w pielgrzymkę zmierzamy bogom za różne rzeczy podziękować - wtrąciła się znowu Emerahl zwracając ponownie uwagę barda na siebie.
- Nooooo to widzę, że z pobożnymi ludźmi się spotkałem

Jako, że nie trzeba było tutaj komentarza, Em jedynie uśmiechnęła się szeroko ukazując rząd białych zębów i skinęła głową. Rozmowa trwałą nadal w najlepsze, a gdy zawartość dzbana Silverkina i Emerahl zaczynała zmiewrzać rychle ku końcowi kobieta przypomniała bardowi o umowie - następny stawia on. Mniej więcej w połowie tej kolejki proszek dosypany nowopoznanemu do piwa zaczął mieć swoje pierwsze efekty, jako że bard zaczął ziewać i przeciągać się raz za razem.

- Wygląda na to, że dzisiaj już wystarczająco długo bawiłem w głównej sali i chyba Melia wzywa mnie w swoje objęcia - powiedział w końcu bard dając tym samym do zrozumienia, że na niego już pora.
- Już? - jęknęła z niezadowoleniem czarownica – A ja myślałam, że będziemy mieli jeszcze okazję posłuchać twojej muzyki...
- Śpiący muzyk gra zafałszowaną muzykę i jedynie gwizdy a nie wiwaty wzbudza.
Mina Emerahl jednoznacznie wskazywała, że kobieta nie jest z tego powodu zadowolona. Nachyliła się do ucha ziewającego po raz kolejny barda i szepnęła:
- To może przynajmniej jakiś mały prywatny koncercik?

Ziewnięcie stanęło w pół i bard nieco oprzytomniał słysząc słowa rudowłosej.

- Nie wiem czy nie usnę w połowie koncertu. Strasznie mnie zmorzył już sen nie wiedzieć czym to spowodowane, bo towarzystwo mam doborowe.
- Ojj... to zawsze mogę cię w razie czego ułożyć do snu mój grajku - powiedziała cicho Em tak, że bard musiał wytężyć słuch, żeby dosłyszeć.
- Jakże mógłbym odmówić?!- - rozpromienił się Victin.

***

- A więc na czym mam ci zagrać Em - zapytał mrużąc ze zmęczenia oczy bard, gdy już dotarli do jego pokoju.

Izba nie była przestronna, jednak wygodna. Widać było, że Jaromir, właściciel przybytku, stara się świadczyć najlepsze usługi na trakcie. Uczciwy z niego człek - niby na kilka dni drogi w koło nie ma innej gospody to i usługi mógłby świadczyć nijakie a ludzi i tak by się u niego zatrzymywali, a chłopina ten nie dość, że standard trzyma porządny to i browar swój warzy. Należały mu się niemałe oklaski uznania.

- A na czym chciałbyś mi zagrać? - zapytała Em lecz jej głos stracił już ten zalotny ton, którym jeszcze kilka minut temu ociekał w głównej izbie. Ona nie była tutaj podążając za romansem a jedynie dokończyć pracę. Nieszczęsny Viction jednakże o tym nie wiedział to też wiele szczegółów mu już po prostu umykało. Przetarł oczy, usiadł na łóżku ciągnąc za sobą czarownicę i odparł:

- Najchętniej to na uczuciach, a... - przeciągłe ziewnięcie przerwało mu w pół zdania – Wybacz. A znam wyśmienity sposób na dobranie się do twoich uczuć - dodał sięgając rękami do tuniki rudowłosej.
- E-e-e nie tak szybko mój grajku. Chciałabym najpierw poleżeć wtulona. - zastopowała amanta i pchnęła go na plecy by wyłożył się jak długi na łóżku, a sama położyła się obok.

Viction głaskał Em po ramieniu cierpliwie czekając na ciąg dalszy i szepcząc jakieś czułe słówka, lecz dosypany do piwa specyfik działał swoje i po ledwie paru minutach szept przeszedł w miarowe chrapanie, a mężczyzna pogrążył się w objęciach Melii. Em wyczekała jeszcze moment, po czym wstała i z satysfakcją popatrzyła po wykonanym perfekcyjnie zadaniu gratulując sama sobie. Wyciągnęła z kieszeni trochę więcej proszku, rozsypała na dłoni i dmuchnęła nim prosto w twarz śpiącego barda.

- Słodkich snów grajku - powiedziała jeszcze na odchodne i wyszła z pokoju.

***

Minął może kwadrans odkąd Emerahl zniknęła na górze wraz z Victinem, gdy czarownica całą uradowana pojawiła się z powrotem.

- Myślę, że nasz artysta nie obudzi się przed jutrzejszym popołudniem choćby mu trubadur nad uchem marsz wygrywał - powiedziała cicho nachylając się nad Irialem.

Zajęła swoje poprzednie miejsce przy stole i poczęła ponownie rozkoszować się zamówionym wcześniej dzbanem piwa.

- Jak dzisiaj śpimy? Pokoje są zarezerwowane? Chętnie skorzystałabym z kąpieli.

abishai 31-08-2010 10:12

W pilnowanie by Lamia nie była tylko w towarzystwie Finnena, udało się Samuelowi wciągnąć Servina. Co poniekąd kurier mógł uznać za swój sukces, jako że blondyn był jeszcze większym mrukiem niż Theron.
Kurier wolał trzymać się z tyłu karawany. Nie dlatego, że mu gadatliwość Johara jakoś przeszkadzała, ale dzięki temu mógł zerkać na dziewczyny...w tym i na Ruth.
I właśnie dzięki temu, że zwykle trzymał się z tylu nadarzyła mu się rozmowy z rudowłosą złodziejką.
Poza tym podróż upływała monotonnie i nudno. Pobudki, posiłki, jazda konna...nie nowina dla Samuela. Pewnie by było ciekawiej umilić sobie czas rozmową, ale z Ruth nie powinien za często gadać. Z Emerahl...cóż...Samuel nie miał pomysłu na rozmowę z czarodziejką, tym bardziej jeśli chciał uniknąć flirtowania z nią. Bo wtedy ilość wspólnych tematów do rozmów z Emerahl drastycznie, spadała. A były takie, których wolałby uniknąć.
Pozostała jeszcze Lamia ( oraz dwa drużynowe mruki i Irial... czyli trójka osób, z którymi Samuel nie miał ochoty gadać). No i grupka Johara...z której jedynie gadatliwy kupiec był warty uwagi. Na razie jednak został przy kwestii Lamii. Rozmowa z nią była częścią jego zadania...chyba. Wszak Irial bynajmniej go do tego nie zmuszał. A trzeba było przyznać, że dziewczyna była trudnym orzechem do zgryzienia. Może dlatego, że była nastolatką, a Samuel nie próbował ją uwieźć, a tylko zabawić pogaduszkami. Jednak by z nią porozmawiać trzeba było ubiec konkurencję...
Tym razem Samuel był szybszy i zajął miejsce przy Lamii, zanim zjawił się przy niej Finnen. Spojrzał na dziewczynę i rzekł wesoło.- Emerahl pokazała ci już magiczne sztuczki?
Co prawda Lestre domyślał się, że pokaz właśnie był przyczyną chichotów w namiocie, ale nie wypadało mu pokazywać, że jest wścibski.
- A i owszem pokazywała - odparła dziewczyna beznamiętnie. - A czemu cię to tak interesuje?
- Ciekaw jestem, jakie wywarła na tobie wrażenie magia Emerahl.- odparł Lestre spokojnie.
- No... fajne sztuczki. Widziałam już parę razy takie pokazy, więc nie było to nic nadzwyczajnego. Ale z Emerahl było bardzo miło.
- No tak...można wszak spotkać zdolnych iluzjonistów na jarmarkach. Takich co potrafią wykreować całe barwne obrazy i nawet mityczne bestie, jak żywe.- rzekł w odpowiedzi Samuel wspominając swoje doświadczenia z magią.
- I o tym chciałeś ze mną rozmawiać? - zapytała nie bardzo chyba rozumiejąc do czego właściwie mają te wywody prowadzić. -Też... ale głównie to ciekaw jestem co ty sądzisz o magii. Dla Emerahl magia jest całym życiem, dla mnie rzemiosłem takim samym jak ciesielstwo, czy też śpiew. Sztuka do której jedni mają dryg. Inni nie.- rzekł Lestre.
- Dla mnie? A co ja tam mogę wiedzieć o magii... - zdziwiła się. -Spójrz na Johara...on nie wie tylu rzeczy, ale o wszystkim ma opinię. Nie trzeba o czymś wiedzieć, by to ocenić.- rzekł Samuel, po żartobliwie dodał.- Każdy ma jakąś opinię, nawet o sprawach na których się nie zna.
- Mylisz się, Samuelu - powiedziała nad wyraz twardo. - Żeby mieć prawo coś oceniać, trzeba się na tym znać. Ale skoro tak interesuje cię moja opinia... moim zdaniem magia jest darem od bogów. Jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem, jednocześnie piękna i straszna. Zabawne jak niewielu ludzi o tym pamięta.- wzruszył ramionami kurier, coś wyraźnie wspominając. Po czym zmienił temat.-Wiele rzeczy dotyczących ciebie wzbudza me zainteresowanie Lamio. Na przykład uśmiech. Masz bardzo ładny uśmiech, a tak rzadko mam go okazję zobaczyć. Zupełnie jak tęczę.
Lamia uśmiechnęła się delikatnie. Zupełnie jakby przypomniała sobie o czymś miłym. Przez chwilę patrzyła na Samuela jakoś tak ciepło, zaraz potem jednak kąciki jej ust opadły, a twarz przybrała dużo poważniejszy wyraz, tak nie pasujący do młodziutkiej twarzy.
- Lepiej? - zapytała z wyrzutem. - Moim zdaniem wymuszony uśmiech jest tylko pustym gestem, a jakoś ostatnio nie mam powodów do śmiechu. To znaczy... na przykład Finnen jakoś się nie żali na brak mego uśmiechu. Wręcz przeciwnie, w jego towarzystwie często się uśmiecham.
Samuel westchnął w duchu... Lamia stanowczo przeceniała swą urodę i urok osobisty, zwłaszcza to drugie. Bo o ile urody miała dziewczyna sporo, o tyle urok osobisty Lamii, był sprawą dyskusyjną. Lestre niewiele go zauważył. Ale postanowił zachować szczerość, na inną okazję. -To zauważyłem.- rzekł Samuel, po czym wzruszył ramionami dodając.- Ale to zrozumiałe, jesteście w podobnym wieku.
Nachylił się do dziewczyny i dodał.- Też nieźle się dogadywałem z dziewczętami w twoim wieku jak byłem młodszy. No...ale trochę do innych celów podczas tych pogaduszek dążyłem.
- A w to, do czego ty dążyłeś w rozmowach z rówieśnicami, nie zamierzam wnikać -odparła z przekonaniem. -Nie gadaliśmy o filozofii, zapewniam cię.- odparł Lestre, potarł podbródek dodając.- A o czym ty byś chciała porozmawiać? Mówiłaś, że... śpiewasz i grasz na harfie. Lubisz grać i śpiewać?
- Nieszczególnie - odparła bez emocji. - Po prostu umiem ładnie śpiewać i opanowałam grę na harfie. Rodzice mogli się mną pochwalić przed znajomymi. A uprzedzając twoje pytanie... najbardziej lubię jak zostawiają mnie samą sobie. No... prawie samą sobie, bo zawsze jest ze mną Irial. Mój ojciec uważa, że jestem nieodpowiedzialna i nie należy mnie zostawiać samej. Myślę jednak, że on przesadza. Może i miałam parę głupich pomysłów, ale to przecież jeszcze nie jest powód, żeby mnie traktować jak małe dziecko, nie sądzisz?
Lestre jakoś nie dziwił się przekonaniom ojca Lamii. Choć był podobnym dzieckiem jak ona. Może nieco bardziej subtelnym i sprytniejszym, bo rzadko dawał się przyłapać. Niemniej trzeba było zwrócić uwagę dziewczyny, na fakt, o którym pewnie wiedziała. -Rodzice zawsze są nadopiekuńczy. To oznaka ich miłości. Ciężko im pogodzić się z samodzielnością dziecka. Zwłaszcza córki.- potwierdził Samuel i potarł podbródek.- W dodatku bogaci kupcy zwykle mają już wybranego małżonka dla ich pociechy. Odpowiednio sytuowanego. Ty też taki problem? narzeczonego o którym wiesz tylko, że istnieje?
- Narzeczonego? - zdziwiła się. - Nie... póki co nie, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Zabawne. Gdy moja siostra była w twoim wieku, rodzice już szukali kandydata do jej ręki. Oczywiście nieoficjalnie.-odparł Lestre, pocierając podbródek w zdziwieniu.
- Widać moi rodzice uważają, że do mojej ręki kandydatów szukać nie trzeba. W odpowiednim momencie sami się znajdą i będą walić drzwiami i oknami.
Te słowa zdziwiły nieco Lestre. Czyż Lamia nie była panną z dobrego domu? Czyż nie była córką bogatych kupców? Oczywiście, że będą walić do niej kandydaci drzwiami i oknami.
W większości gołodupcy lub z niewielkim majątkiem, za to urodą, ambicjami i uporem.
W dodatku, niekoniecznie z wszystkimi tymi cechami na raz. Skoro Lamia miała dobrze sytuowanych nadopiekuńczych rodziców, to na pewno już zaplanowali jej życie. W tym problem właśnie.- rzekł żartobliwie Samuel.- Zwykle kandydatów jest sporo i żaden, który się widzi rodzicom na potencjalnego zięcia.
Nachylił się w kierunku Lamii, jakby chciał zdradzić jej jakiś sekret i szepnął cicho.- A jak jeszcze pojawi się uczucie między dwojgiem młodych. Zaczynają się skryte spotkania w ogrodzie o północy, romantyczne wymiany spojrzeń w świątyni, liściki przekazywane w tajemnicy przed rodzicami... inne sztuczki, o których wspominają romantyczne ballady.
- Chyba zbyt wiele się tych miłosnych ballad nasłuchałeś - powiedziała dziewczyna z dezaprobatą.- W pewnych kręgach małżeństwo nie ma nic wspólnego z miłością, jest tylko kolejną formą transakcji. -To prawda, moja droga. A dokładniej, tak się dzieje w twoich kręgach. Bogaci kupcy naśladują szlachetnie urodzonych. A szlachta...cóż... kieruje się w planach materialnych rodowodem kandydatów i ich zamożnością. Co jednak nie zmienia faktu iż i tam zdarzają się mezalianse.- odparł Samuel, odgarniając niedbałym ruchem kosmyk włosów który spadł mu na twarz. Ballady bowiem często miały oparcie w faktach, choć zwykle mocno je ubarwiały.
- I co w związku z tym?-odpowiedź Lamii, sprawiła że Samuelowi opadły ręce... w przenośni co prawda. Nie było bowiem żadnego związku. Ot Lestre starał się zabawić Lamię rozmową, urozmaicić podróż. A tak czuł się jak górnik w kopalni złota. Pot i znój i mozolne łupanie w twardą skorupę.
- Tak się zastanawiam. Mówiłaś, że chciałabyś wolna. Ale co byś zrobiła z tą wolnością?-spytał Lestre, spoglądając na dziewczynę z ciekawością w spojrzeniu.- Gdzie byś chciała się udać? Co byś robiła? Jak zamierzałbyś żyć?
- Trudno powiedzieć. I tak wiem, że moje marzenia nigdy się nie spełnią. Skończę jako żona jakiegoś bogatego moczymordy, urodzę mu gromadkę wrzeszczących dzieci i tyle. Nie widzę powodu, by rozpamiętywać swoje marzenia, skoro i tak wiem, że nic z tego nie będzie. To jak z tą elficką ksieżniczką-łuczniczką. Zrozumiałam, że nigdy nią nie zostanę, więc dla własnego dobra dałam sobie z tym spokój.-Samuel posmutniał słysząc takie słowa w ustach tak młodej dziewczyny. Teatralnie poruszając dłońmi, dokonywał karcianych sztuczek. Karta leżąca w jednej dłoni, zmieniała się w inną, jak tylko druga dłoń Samuela nakrywała pierwszą...dziewiątka pik, zmieniła się w asa trefl, by po chwili stać się damą karo. Sztuczkom tym towarzyszyły słowa kuriera.- Nie należy tak łatwo rezygnować z marzeń Lamio. Życie bowiem nie jest scenariuszem sztuki. Gdzie wszystko ma swoje miejsce i nic nie może zaskoczyć. Życie to nieokiełznana rzeka, nie do przewidzenia w swej naturze.- Nagle zamiast karty, na dłoni Lestre lśnił odbitym od słońca blaskiem olbrzymi płatek śniegu, niczym mały klejnot.


Ale kolejny ruch dłoni kuriera sprawił, że znów na dłoni znów była karta. A Lestre dodał z łobuzerskim uśmieszkiem.-Życie kpi sobie z ludzkich planów...i jest tajemnicą.
- Nie masz pojęcia o życiu, Samuelu. O prawdziwym życiu, bo bójki, sztuczki karciane i romanse to nie jest prawdziwe życie, tylko zabawa. Ty dalej jesteś małym chłopcem, który bawi się żołnierzykami, a któremu wydaje się, że jest dorosły i toczy prawdziwą wojnę. A to twoje życie-zabawa, no cóż... umiesz posługiwać się magią, ale pewnie byłeś zbyt leniwy, by pójść do Szkoły Magii. Twoi rodzice pewnie byli w stanie dać ci dobre wykształcenie, mogli cię przyuczyć do jakiegoś fachu, ale ty nie chciałeś. Pewnie wolałeś się bawić i rodzinny majątek przetrwoniłeś na dziwki i alkohol, a potem zostałeś z niczym, z ręką w nocniku. A teraz jesteś kurierem, panem samego siebie i wydaje ci się, że to właśnie jest szczęście i nawet nie podejrzewasz, jak bardzo się mylisz. Pewnego dnia obudzisz się bez pieniędzy, bez żony i dzieci, bez kogokolwiek, kto zechciałby wyciągnąć do ciebie pomocną dłoń. Będziesz stary i schorowany, zbyt słaby by pracować. I co, okaże się, że twoje życie faktycznie było nieokiełznaną rzeką, ale nieokiełznane rzeki mają to do siebie, że ich wody są zdradzieckie, pełno w nich niebezpiecznych wirów i najzwyczajniej w świecie utopisz się w tej swojej nieokiełznanej rzece. „I kto to mówi”- wyrwało się w myślach Samuelowi. Przed chwilą go strofowała, o tym by nie oceniać książki po okładce. A teraz sama zaczęła w swej wypowiedzi posuwać się o wiele dalej. Wszak swych opiniach Samuel nie posuwał się do doszywania innym życiorysu, jak i wymyślania im przyszłości. A przekonana o swej racji Lamia, tak. Zupełnie jakby zjadła wszelkie rozumy...Lestre nie zamierzał jednak prostować jej wypowiedzi, za bardzo. Niech sobie go nie docenia. Samuelowi było to bardziej na rękę, niż ujawnienie prawdy. Coś jednak rzec wypadało. - I tu się mylisz. Nie jestem magiem, bo...- spojrzał na Emerahl i dodał.- Bo nie chciałem być taki jak ona. Zafascynowany własną mocą, zgłębiający księgi po to by ciskać na raz więcej piorunów niż inni. Któregoś dnia stwierdziłem, że... sam ukształtuje swoje życie. Jakiekolwiek ono będzie.
Zbliżył się do ucha dziewczyny i szepnął.- Nie chciałem być psem gildii, a tym bym został gdybym rodzice się dowiedzieli...
Po czym wyprostował się i wzruszył ramionami.- Co do reszty, wizja samotności w starczym wieku jest i tak lepsza niż to, co ty widzisz przed sobą. Życie u boku jakiegoś bogatego moczymordy i rodzenie mu dzieci. Cóż...niewesoła przyszłość. I co gorsza...bliższa niż moje starcze umieranie na ulicy. O ile będzie. Bo, że teraz bawię się na całego, nie oznacza, że tak będzie zawsze. Przyjdzie czas, że się ożenię. Możliwe, że mam nawet kandydatkę na żonę.
- Co do Emerahl... skąd wiesz, że jest zafascynowana własną mocą? Przecież jej nie znasz, na palcach jedej ręki mogłabym policzyć razy, kiedy rozmawialiście o czymś, co nie miało związku z technicznymi sprawami naszej podróży. No chyba, że mówisz tak, bo jej nie lubisz, ale ku temu też nie widzę powodu - powiedziała z ironią dziewczyna. - No... może jednak znalazłoby się parę powodów. Być może uraziła twoje męskie ego nie ulegając twym wdziękom, albo też nie lubisz inteligentnych kobiet, chociaż w sumie jedno drugiego nie wyklucza, patrząc na twoją... znajomość z Ruth - w oczach Lamii zapłonęły jadowicie zielone ogniki. - Co zaś się tyczy moich marzeń i moczymordy, łatwo ci mówić o marzeniach i ich realizacji, bo jesteś mężczyzną. W przeciwieństwie do was, nam kobietom nie wolno marzyć. To znaczy wolno, ale nic z tego nie wynika. Nie mamy prawa decydować o sobie, jesteśmy tylko towarem, który należy dobrze sprzedać. Wreszcie, odnośnie twojego ożenku, a właściwie kandydatki na żonę, mam tylko jedno do powiedzenia. Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie, bo spadnę z konia i połamię sobie nogi, a tego chyba oboje nie chcemy. „Pyskatych nie lubię na pewno, a złośliwy język to jeszcze nie oznaka inteligencji.”- pomyślał Samuel obrzucając dziewczynę lodowatym spojrzeniem swych oczu. Westchnął przypominając sobie, że mimo dorosłych kształtów, ma do czynienia z rozpieszczoną panienką. Z dzieckiem, na które spadło zbyt wiele problemów. Musi się jakoś pozbyć się tego, co ją dręczy w sercu. I niestety wylała całą frustrację na niego. -Emerahl lubię, a zafascynowanie magią nie jest znowu jakąś wadą.-odparł Samuel wzruszając ramionami. Nie uważał fascynacji magią za coś złego, po prostu nie dotyczyła ona Lestre.-To jej wybór, ale nie każdy musi tak wybierać. Ja wybrałem inaczej. A że jej moc ją fascynuję, to cóż... oczy mam, więc widzę. Każdy mag gildii jakiego znałem używał magii do każdej, nawet najbardziej trywialnej czynności. Emerahl też często korzysta. Czy to źle? Pewnie nie. Emerahl lubię. Jest inteligentna i dowcipna. Nie zajmuję się nią, tak bardzo bo wyraźnie mi dała do zrozumienia, że romansem nie jest zainteresowana. A ja... nie lubię się narzucać. Co jednak nie zmienia faktu, że zachowuję się jak typowy mag, których już miałem okazję spotkać i poznać mniej lub bardziej.
- Chyba miałeś do czynienia z niewielką liczbą magów, ewentualnie dobierałeś sobie złych kompanów. Ja poznałam wielu magów i niektórzy z nich to naprawdę mądrzy ludzie, przede wszystkim jednak cisi i skromni. Nie brakuje wśród nich również krzykaczy, którzy lubią się popisywać, ale to normalne.
Kurier nie widział powodów, by ponownie prostować jej słów. Owszem spotkał na swej drodze i innych magów. I nie każdy rzucał czarami na prawo i lewo. Co zmieniało jednak faktu, że tacy istnieli. Leste uśmiechnął się i spojrzał Lamii prosto w oczy, a jego spojrzenie rozbłysło niebieskim blaskiem.- A co do pozycji biednej kobiety, odpowiem tak. Narzekać jest najłatwiej. Najprościej jest zwalić winę na wielkich złych samców i pogodzić się z losem. Bo to nie wymaga wysiłku. Szukanie wymówek jest łatwe. Ale spójrz na Emerahl i na Ruth, jakoś potrafiły wybrać własną drogę w świece złych facetów. Może nie było im łatwo, ale wolność nigdy nie przychodzi łatwo. Wymaga sprytu, odwagi ... a przede wszystkim, działania.
Po czym uśmiechnął się czule.- Wiesz, co? Naprawdę jest mi ciebie żal Lamio. Nie sądziłem, że można być tak zgorzkniałym w tak młodym wieku.
- Wiesz co? Daruj sobie takie rady. - powiedziała Lamia bez emocji - A myślisz, że dlaczego eskortujecie mnie do Erengradu? Bo byłam biedną, grzeczną dziewczynką, która godziła się z losem i zwalała wszystko na złych mężczyzn? No to wyobraź sobie, że jesteś w głębokim błędzie. Co zaś się tyczy Ruth i Emerahl, to nie jest dobry przykład. O przeszłości ani jednej, ani drugiej nie masz zielonego pojęcia. A ja nie jestem zgorzkniała, po prostu mówię jakie są fakty „Bo lubiłaś robić złośliwe żarty, a brakło ci finezji by nie dać się złapać. A co do przeszłości, mojej też nie znasz.”- burknął w myślach Lestre, mając serdecznie dość tej rozmowy. Jednak trzeba było robić dobrą minę do złej gry. - Nie wiem, dlaczego cię eskortujemy, a co do przeszłości dziewcząt, to tak ja nie znam ich, tak ty nie znasz mojej.-odparł Samuel i wzruszył ramionami. Lamia tylko prychnęła.- A więc narozrabiałaś i zostałaś przyłapana? Zdarza się. A fakty...cóż... Faktem jest to, że coś co próbowałaś zrobić, ci nie wyszło. Błędy zdarzają się każdemu. Faktem jest to, że do Erengardu jest długa droga i od ciebie zależy jak spędzisz ten czas. Czy się będziesz zadręczać tym co uważasz za nieuniknione, czy też postarasz się zebrać miłe wspomnienia... Jak na przykład zwiedzanie świątyń w Eslov. Przemyśl to. A na razie ja się oddalę.
- Już ci powiedziałam, że możemy zwiedzić tę świątynię i, że może z nami iść Emerahl, jeśli chcesz. Nie rozumiem więc, co po znów o tym mówisz -Za Eslov będą kolejne miasta, kolejne miejsca warte zobaczenia o które zahaczymy, kolejne potrawy warte spróbowania, kolejne rozrywki. Miałabyś ochotę, na takie wycieczki?- spytał Samuel oddalając powoli wierzchowca od Lamii.
- Czemu nie...
Samuel uśmiechnął się nieco kwaśno w odpowiedzi, oddalając od dziewczyny. Na szczęście Eslov było jeszcze daleko. I do tego czasu nie będzie miał powodu, by rozmawiać z Lamią. Bo ochoty to nie miał na pewno. Nie umiał do niej dotrzeć, nie potrafił zabawić rozmową... i co raz mniej mu na tym zależało.


Karczma Jaromira wyróżniała się sporą ilością gości. Wśród których była akrobatka i bardowie. Szkoda że grupa pielgrzymów przybyła pod koniec występu.
Za to obsługa była bardzo przyjazna, o czym Lestre się przekonał.
Gdy służąca nachylała się nad stołem sprzątając naczynia dłoń Samuela skorzystała z okazji, by dyskretnie...cóż...w miarę dyskretnie, delikatnie i pieszczotliwie przesunąć dłonią po jej wypiętym tyłeczku.
A sam kurier spytał wesołym głosem.- Jak masz na imię ślicznotko i jakież to dania możesz polecić na...śniadanie?
"Specjalność zakładu" obchodziła mało Lestre, ale nie mógł tak po prostu zaczepić służki przy reszce grupy.
- Jestem Silia - odparła dziewczyna z uśmiechem. - A na śniadanie polecam delikatną pierś kurczęcia. Pożywi przed dniem podróży.
-Pierś Silio...brzmi bardzo kusząco.-rzucił Samuel i mrugnął do niej porozumiewawczo. - Będę pamiętał.
- Dobrze, niech pan pamięta, a tymczasem ja wracam do pracy - Silia uśmiechnęła się, po czym odeszła, niosąc ze sobą brudne naczynia.
Pojawianie się barda zainteresowanego Lamią, Samuel życzliwie zignorował. Imć Victin okazji na coś więcej niż komplementowanie dziewczyny, mieć nie będzie. A przynajmniej zastąpi Finnena. Zresztą czemuż to Samuel miałby się przejmować takimi sprawami?
Zdziwiło go tylko, że grajek wybrał Lamię na ofiarę swych łowów. Ale to pewnie z racji wieku. Jak młoda to i naiwna.
Sam Lestre miał zresztą ciekawsze rzeczy do roboty, niż gapienie się na Lamię przez cały wieczór. W tym działaniu bowiem, jak dotąd najlepiej sprawdzał się Theron. Udał się więc Lestre w kierunku pijącej piwo akrobatki.
Uśmiechnął się mówiąc -Zachwyciłaś mnie swoimi umiejętnościami. Szkoda, że ja i moi towarzysze, przybyliśmy już pod koniec pokazu. Znałem kilka dziewcząt, parających się tym co ty, ale... nie dorównują ci gibkością.
Akrobatka spojrzała od niechcenia na Samuela, zmierzyła go krytycznym wzrokiem od czubka głowy aż po koniuszki butów, wreszcie rzuciła: - Cieszę się, że podobał się mój występ - w jej głosie niestety próżno było szukać radosnych nut.
Samuel spojrzał badawczo na dziewczynę dodając.- Trudno nie podziwiać tak doskonałej artystki. Ale ty nie wydajesz się być w dobrym humorze...zmęczenie?
Po czym uśmiechnął się dodając.- A przy okazji. Na imię mi Samuel. A tobie jak na imię?
- Nie zmęczenie, prędzej znudzenie. A przy okazji na imię mi Adela. -Ładne imię.- rzekł Samuel i spojrzał na dziewczynę zawadiacko.- Skoro się nudzisz, to pewnie od kilku dni siedzisz w tej karczmie. Żadnych przyzwoitych rozrywek tu nie mają?
Po czym dodał.- Pomijając twój wspaniały występ, oczywiście.
- Dla ciebie pewnie jakaś rozrywka by się znalazła - tu powiodła wzrokiem za Silią. - Obawiam się jednak, że jeśli o mnie chodzi, byłoby już gorzej -Jeśli już mówimy o tym typie rozrywek. To tak. Pewnie coś by się dla mnie znalazło.- zaśmiał się Samuel i zerknął w kierunku elfów.- A oni?
- Po pierwsze, troje to już tłok. Po drugie, obawiam się, że doskonale bawiliby się ze sobą i bez mojej pomocy Doprawdy?- Samuel spojrzał w kierunku elfów, po czym dodał żartobliwym tonem.- To się cieszę, że ich nie zaczepiłem. Jeszcze mogliby mi pokazać swą ukrytą stronę natury. A do pewnych eksperymentów, nie jestem do końca przekonany.
Wskazał palcem na krasnoludy.- A może wiesz co to za banda? Tak z ciekawości pytam. Bo mi do tej karczmy pasują jak pięść do nosa.
- Pięść do nosa pasuje idealnie. Chcesz, to ci pokażę - zaśmiała się, uznając widocznie, że dowcip wyszedł jej przedni. - Co zaś się tyczy krasnoludów, to najemnicy. Jadą do Delin zaciągnąć się do armii organizowanej przeciw Dzikim
- Straszyć pięścią nowego wielbiciela. Czy to wypada?- spytał żartobliwie Samuel, uśmiechając się do dziewczyny.
- Wypada, nie wypada... co za różnica? -Różnica taka jak między złamanym i całym nosem. -odparł wesoło Lestre i spytał.- A przy okazji. Czemu mnie nie wliczyłaś w potencjalne swoje rozrywki. Wyglądam na nudziarza?
- Wręcz przeciwnie wyglądasz na bardzo rozrywkowego chłopaka i pewnie dlatego - odparła obojętnie.
- W tyyym problem.- zadumał się Samuel, potarł podbródek dodając.- Ale czy na pewno? Bądź co bądź... wszystko zależy, od oczekiwań. Rozmowa to też dobra rozrywka. Romans też, wszak nie od razu musi znaleźć swój finał. Albo nawet nie musi znaleźć swego finału. Flirt dla samego flirtu nie jest przyjemny?
- No dobrze... porozmawiać możemy - odparła obojętnie.- A więc o czym chcesz rozmawiać Samuelu?
-Na początek może...Co taka piękna i utalentowana kobieta robi w takiej gospodzie.-rzekł pocierając podbródek Samuel.- Jesteś tu przejazdem?
- A wyglądasz na inteligentnego chłopca. Chyba było widać, co robię w tej gospodzie, daję popis swoich umiejętności. I pewnie, że jestem tu przejazdem.-Gadatliwa to akrobatka nie była, każde słowo Lestre musiał z niej niemal wyciągać.
A tymczasem Emerahl pociągnęła Victima za sobą, co też Samuel zauważył kątem oka.
Trochę to zdziwiło kuriera, ale cóż...Emea jest dorosła, a Lestre nie jest jej przyzwoitką.
Co prawda, ponoć nie interesowały ją flirty i krotochwile. Ale kobiety to istoty ulegające nastrojom. A nuż Emei trafił się ten gorętszy? -Cóż...myślałem, że powiesz dokąd jedziesz. Tu twój występ przegapiłem, a prywatnego występu nie jesteś mi skłonna udzielić.-rzekł żartobliwym tonem Samuel.- Więc miałem nadzieję, że może go obejrzę w kolejnym mieście.
- Póki co jadę do Delin, a później gdzie mnie oczy poniosą. Może i do Diarmaid... - zamilkła, jakby się nad czymś zastanawiała. -Diarmaid mogę polecić, miłe miasto, dość zasobne. Mili ludzie. Warto odwiedzić.-odparł Samuel , zapewne coś wspominając.-Polecam z całego serca.
- Pożyjemy, zobaczymy. A ty dokąd zmierzasz? -Na pielgrzymkę, wyobrażasz sobie?- Samuel westchnął teatralnie, mówiąc.- Dziękczynna pielgrzymka, w miejsce bogatego, acz nieruchliwego szwagra. Do Rotdornu...
Spojrzał na dziewczynę z ciekawością i spytał.- Skoro ja za bardzo, a elfy nie dość rozrywkowe, to jakiż to okaz męski, spełniałby twe oczekiwania Adelo?
- Hm... nie jestem przesadnie wymagająca - powiedziała z uśmiechem. - Idealny mężczyzna powinien być tylko... przystojny, bogaty, odważny, towarzyski, ale nie kobieciarz, odpowiedzialny, ale nie nudziarz... no i może jeszcze... szarmancki. -No tak...to rzeczywiście małe wymagania.- potwierdził Lestre, uśmiechnął się nieco ciepło.- A więc czujesz w sercu, że już czas wyjść za mąż ?
- Nie, dlaczego? - zdziwiła się. - Ja po prostu znam swoją wartość -Hmmm... Przyznaję, że jesteś niezwykle wartościową kobietą.- rzekł z uśmiechem Lestre, po czym spytał.-I... często się trafiają tacy mężczyźni?
- Cholera, no właśnie ani jednego jeszcze takiego nie spotkałam. Niesamowite, prawda? Pewnie właśnie dlatego nie mam jeszcze meża.
Samuela to nie dziwiło...ale wolał przemilczeć ten fakt. - To może on? Gwarantuję, że nie jest kobieciarzem.-Lestre wskazał kciukiem na Iriala. W sumie nie widział, powodu by nie pomóc Adeli w jej poszukiwaniach.
- W sumie mógłby być, ale ma jedną podstawową wadę... dorastająca córkę. No chyba, że to jego młodziutka żona, lub też kochanka, ale to w sumie jeszcze gorzej - mówiąc to przeczesała palcami grzywkę. -Córkę? A tak córkę. Właściwie nie są chyba, aż tak blisko spokrewnieni. Choć szczerze powiedziawszy, niespecjalnie się interesowałem.-rzekł po chwili Samuel, położył dłoń na jej ramieniu dodając.- Życzę ci szczęścia moja droga. Może gdybym też ruszał do Delin spróbowałbym udowodnić ci, że mimo iż nie jestem ideałem jakiego szukasz, to można miło spędzić czas ze mną.
Wskazał na idącą na piętro karczmy Silię z pościelą. -Na szczęście Laria sprawiła, że nie jestem wymagający. Miłych snów Adelo.
I skierował się na piętro karczmy, za służką...zdając sobie sprawę, że druga taka okazja może się nie nadarzyć.
- Tobie również życzę szczęścia, Samuelu. Oby Laria i Melia sprzyjały ci dzisiejszej nocy


Laria jednak zawiodła swego czciciela tego wieczoru, ale o tym Samuel miał się dopiero przekonać.
Samuel dogonił Silię, w połowie drogi, odbierając pościel z jej rąk ze słowami.- Może pomogę? I tak nie mam nic pilnego w tej chwili.
- A, no jeśli będzie pan tak dobry... cholernie ciężka ta pościel - powiedziała dziewczyna z wdzięcznością.
-Z przyjemnością Silio, to prowadź.- rzekł Samuel trzymając pościel i stojąc tuż za dziewczyną. Widoki przed nim były apetyczne.
- W sumie to... mam przygotować dla państwa pokoje. No, a resztę to do schowka trzeba wsadzić. No to... może chodźmy
Silia powiodła go do końca korytarza. Otworzyła przed nim drzwi i weszła tuż za nim, drzwi jednak zostawiła otwarte. Gdy mężczyzna postawił kosz na ziemi, zabrała się za oblekanie pościeli.
-Miło wiedzieć, że takie śliczne rączki, dbają o nasze wygody.- rzekł Samuel spoglądając na służkę i wędrując wzrokiem po jej ciele. Zamknął cicho drzwi. I przyglądał się pracującej służce, oparty o ścianę.
Dziewczyna z wprawą wykonywała swoje zadanie, gdy skończyła uśmiechnęła się do mężczyzny - No dobra, gotowe. Możemy iść dalej
- Prowadź ty moja nimfo.- mruknął jej Samuel wprost do ucha, gdy go mijała po czym wziął ze sobą resztę pościeli.
- Ojej - pisnęła służąca wyraźnie zaskoczona jego zachowaniem.
Po chwili otworzyła drzwi do kolejnego pokoju, a gdy się tam znaleźli, zabrała się do swojej pracy. -Chyba nie jestem taki straszny, co?- Lestre podszedł do pracującej dziewczyny i delikatnie musnął dłonią po jej pośladkach, gdy ścieliła łóżko. Silia aż podskoczyła z zaskoczenia. Poszewka wyleciała jej z ręki i miękko opadła na podłogę.
- No... jest pan bardzo miły, ale... - zawahała się, nie bardzo wiedząc, co mówić. -Ale co?-- szepnął Samuel do ucha Silii, a jego dłonie tańczyły na pośladkach służki.
- Ale... to się nie godzi. A poza tym... ja nawet nie znam pana imienia. - mruknęła cofając się.
- Jestem Samuel.- uśmiechnął się Lestre, podchodząc do dziewczyny i pytając.- A co takiego się nie godzi...Silio?
Pod naporem Samuela, Silia cofała się coraz dalej. Wreszcie dotknęła plecami drzwi i uśmiechnęła się nieśmiało.
- No to pan nie wie, co się dzieje jak mężczyzna zostaje z kobietą sam na sam? - tym razem głos dziewczyny był dużo pewniejszy, można w nim było nawet dosłyszeć nutkę hardości.
- Wiem Silio.- uśmiechnął się Samuel i dodał spokojnym głosem.- Wiem też, że dzieje się to za zgodą obojga.
Zrobił jeden krok w kierunku dziewczyny dodając z uśmiechem.- Chyba nie sądzisz, że zrobiłbym ci coś złego, lub wbrew twej woli. Czy ja wyglądam na zbója?
- Nie, nie wygląda pan. - przyznała - Czyli nie zrobi pan niczego, na co bym się nie zgodziła? - upewniła się. Podeszła do łóżka i podniosła porzuconą tam poszewkę. -Oczywiście.-Samuel podszedł do Silii i delikatnie pogłaskał ją po policzku, mówiąc.- Na przykład... zgodzisz się na pocałunek?
- W sumie... jeden pocałunek to chyba jeszcze nie grzech - powiedziała nie przerywając pracy.
Samuel delikatnie objął dziewczynę w talii. A gdy się obróciła w jego stronę, pocałował ją namiętnie powoli delektując się jej wargami. Obejmując ją, całował długo Silię, by nadal trzymając ją w swych objęciach rzec.- No i ? Jak ci się podobało?
- Nie najgorzej - przyznała dziewczyna mrużąc oczy.
- Nie najgorzej?- zdziwił się nieco teatralnie Samuel, uśmiechnął się dodając.- No to będę musiał się bardziej postarać, prawda?
Nachylił się i ponownie przycisnął wargi do ust służki, w namiętnej pieszczocie pocałunku...korzystając z pomocy języka. Dłonie, choć nadal na talii dziewczyny, dyskretnie czubkami palców masowały górną część pośladków służki. Po długim i namiętnym pocałunku, Samuel oderwał się od ust Silli, pytając.- Teraz lepiej?
- Lepiej - odparła bez emocji, a potem sprawnie wywinęła się z objęć mężczyzny i zabrała się za oblekanie kolejnej poduszki.
- Widać całowałem tam gdzie trzeba. -mruknął Samuel, spoglądając na oblekającą poduszki dziewczynę.- Może całus w szyję byłby bardziej przyjemny?
- Może... - powiedziała z powątpiewaniem w głosie - Pytanie tylko, po co chce pan to sprawdzać.
-Sam nie wiem. Może z ciekawości, a może...by sprawić ci przyjemność?- pomyślał na głos Lestre.
- To chyba pan powinien to widzieć - odparła z przekonaniem. - A ja tymczasem skończyłam
Ruszyła do drzwi. Lestre zablokował drzwi swym ciałem, dodając.- Ja wiem na co mam ochotę, moja droga Silio. I ty pewnie się domyślasz, na co. Pytanie tylko, na co ty masz ochotę. I co tobie by sprawiło przyjemność.
- Póki co mam ochotę skończyć robotę - powiedziała odchodząc od drzwi. Podniosła kosz, w którym zostało już tylko kilka sztuk pościeli. Podeszła do Samuela i uśmiechnęła się. - A potem się zobaczy. Przepuści mnie pan? Nie...dopóki twoje rączki nie oddadzą mi kosza z pościelą. W końcu zobowiązałem się go nieść- rzekł żartobliwym tonem Samuel. A Lestre odebrał kosz z rąk dziewczyny i dopiero wtedy ją przepuścił.-A więc, chodźmy brać się za ścielenie. Jak obiecałem, tak pomogę.
Weszli do kolejnego pokoju. - To już ostatni - poinformowała Silia biorąc do ręki prześcieradło.
Lestre sięgnął do kosza z pościelą i zaczął oblekać poduszkę, powoli nieco...Ale widać było, że nie tylko na krągłości Sillii gapił się do tej pory.
Silia rozłożyła prześcieradła i zabrała się za kołdry. Niebawem wspólnymi siłami skończyli.
- Dziękuję za pomoc - powiedziała sięgając po pusty już kosz.
-Nie ma za co.- rzekł Lestre podchodząc do dziewczyny i mówiąc.- Niewiele pomogłem.
Pogłaskał ją po policzku i rzekł.- Jakie masz teraz pragnienia Silio?
- Nie mam żadnych konkretnych pragnień, panie Samuelu - odparła z uśmiechem.
- To może ja ci jakieś podsunę na uszko.- mruknął Lestre i nachyliwszy się zaczął je językiem pieścić powoli. Przy okazji mruknął.- Jakie pieszczoty lubisz Silio, co sprawia ci przyjemność?
- A pan tylko o jednym - odparła ruchem ręki przerywając jego pieszczoty.
- Pora chyba odpowiednia na takie rozmowy.- skinął wskazując na mrok za oknem. Spojrzał prosto w oczy służki z uśmiechem. - Poza tym...nie odpowiedziałaś mi.
- Faktycznie, nie odpowiedziałam - przyznała, ale chyba zamierzała rozwijać tej kwestii. - A co do pory... czas mi wracać na dół. Zaraz karczmarz mnie będzie szukał.
Usta Samuela delikatnie dotknęły warg Sillii, pieszczotliwie, acz krótko wodząc po nich.- Na pewno nie masz ochoty, zostać...dłużej?
- Po co? - zapytała z rozbawieniem - Wie pan... ja już dość długo pracuję w tej karczmie. Już nie raz spotykałam takich jak pan: poderwać głupią pokojóweczkę, przelecieć ją, a potem odjechać w siną dal. Dziękuję bardzo za taką znajomość. -Jest różnica. Ja przynajmniej nie udaję, że... zostanę, nie obiecuję złotych gór, czy małżeństwa.- westchnął Samuel, obejmując dziewczynę w pasie.-Pewnie jutro odjadę. I być może zostanę tylko wspomnieniem w twej pamięci. Ale za to może bardzo przyjemnym wspomnieniem.
Pogłaskał Sillię po policzku.- No i nie uważam cię za głupią pokojóweczkę.
- Innym razem, mistrzu - odparła z uśmiechem. Musnęła wargami jego usta, a potem zapytała - To co, pozwoli mi pan wrócić do moich obowiązków, czy mam zacząć krzyczeć?- ton jej głosu zdecydowanie psuł efekt groźby, podobnie zresztą jak przyjazny wyraz twarzy.
Lestre musnął czubek nosa służki wargami mrucząc.- Obawiam się, że może nie być innego razu.
Puścił jednak dziewczynę i delikatnie klepnął w pupę dodając.- Następnym razem nie kuś, jeśli nie masz ochoty, na przygodę.
- Zastanowię się nad tym. Jeszcze raz dziękuję za pomoc - rzuciła z uśmiechem, po czym mrugnęła do niego. Chwyciła oburącz wiklinowy kosz i wyszła zostawiając Samuela sam na sam z myślami.
Wiele tych myśli nie było. Lestre westchnął tylko nad zmarnowanym niepotrzebnie czasem i nad rodzajem niewieścim, który nie wie czego chce.
I zszedł na dół...spotykając Ruth. A potem...było nie lepiej. Ten wieczór okazał się dla kuriera średnio udany.

Mekow 31-08-2010 19:38

Kiedy wszyscy ruszyli, Ruth oczywiście nie pozostawała w tyle. Coś jej jednak zdecydowanie nie pasowało, to wszystko nie było w porządku - nie było tak jak powinno być. Emerahl spędziła z nią całą wartę, i nie odezwały się do siebie ani słowem; Irial uważał ją za nieprzydatną i zdzirowatą pijaczkę, zaś Lamia... znacznie gorzej; A do tego Samuel... zabroniono jej z nim sypiać a na dobrą sprawę nawet rozmawiać. Jak ich wspaniały związek miałby rozkwitać bez tych rzeczy? Dlaczego musieli udawać, że się pokłócili? Wszystko to było całkowicie nie fair...

Po około godzinie jazdy Ruth nie wytrzymała napięcia i zwolniła tempo jazdy, aby zrównać się z jadącym na końcu Samuelem. Podjechała bliżej niego. Już wcześniej chciała z nim porozmawiać, ale najpierw musiała zebrać myśli, co zwykle nie przychodziło jej łatwo.
Przez zdecydowanie zbyt długi czas, ich towarzysz podróży - "Johar Gadatliwy", jak Ruth go sobie nazwała, ciągle zanudzał ich swoimi długimi wywodami. Dziewczyna uznała więc, że zarówno dla niej, jak i dla Samuela ich rozmowa będzie z góry przyjęta z entuzjazmem... większym niż zwykle.
- Samuelu. - powiedziała cicho dziewczyna, gdy jej klacz zrównała się z koniem mężczyzny.
- Tak?- spytał Samuel delikatnie się uśmiechając, po czym szybko powrócił do obojętnej miny co by udawać, że już nic między nimi nie ma.
- Myślałam trochę o tej naszej kwestii. No wiesz, o wierności. I przepraszam cię. Ja nie powinnam wymagać nie wiadomo czego. Jesteśmy oboje osobami wolnymi, a nie jakimiś niewolnikami i powinniśmy z tego się cieszyć. Korzystać. - powiedziała spokojnie, patrząc mężczyźnie w oczy.
- Znamy się kilka dni. To za krótki czas, by się zmienić.- rzekł cichym głosem Lestre.- Ale... lubię cię. I myślałem nad, wspólnymi wędrówkami nas obojga. A z czasem, przyjdzie czas na wierność. Póki co, obawiam się, że oboje byśmy sobie z tym nie poradzili, nieprawdaż?
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Istotnie, zapewne i ona miała by z tym problem. Kto wie, czy nie większy niż jej rozmówca. Rozbawiło ją to.
- Masz całkowitą rację. - odpowiedziała cicho, aby nikt nie podsłuchał ich rozmowy i tego, że się zgadzają. - Nie uda nam się zmienić tak szybko, tylko dlatego, że bardzo chcemy... bo chyba chcemy, co nie? - rzekła spokojnie posyłając rozmówcy badawcze spojrzenie.
- Tak... w sumie to nie znajdę bardziej bratniej duszy od ciebie Ruth. - potwierdził Samuel kiwając głową, po czym dodał - A i kiedyś mam zamiar się ustatkować...nie za szybko co prawda. Ale jak już założysz mi obrączkę, to będę wierny.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego szeroko. Ona zwykle dobrze dogadywała się z ludźmi, ale naprawdę ciężko było spotkać osobę, z którą miała aż tak dobre kontakty, osobę która była by jej aż tak bliska... która by ją kochała.
- Też uważam, że bardzo do siebie pasujemy. I cieszę się, że cię poznałam, i na naszą wspólnie spędzoną przyszłość. - powiedziała cicho i upewniwszy się, że jadący przed nimi ich nie widzą, uśmiechnęła się do niego. Jechanie na końcu całej karawany miało taki plus, że mogli pozostać niezauważeni przez pozostałych.
Samuel też się uśmiechnął i zmienił temat mówiąc żartobliwie.- Zwłaszcza teraz będzie ciężko. Udajemy, że nam na sobie nie zależy. A krew nie woda. Możemy skończyć w czyichś łóżkach.-
Dziewczyna zachichotała cicho, wyraźnie rozbawiona stwierdzeniem mężczyzny.
- No bardzo możliwe. - rzekła ze szczerym uśmiechem. - A powiedz mi, bo coś mnie zaciekawiło. Wcześniej tak uważnie pilnowałeś sakiewki, a mimo to pewna panienka cię jej pozbawiła. Jak to się stało? - zagadała wyraźnie rozbawiona taką sytuacją.
Kurier uśmiechnął się, wzruszył ramionami.- Ooo tak.... wspaniale pilnowałem sakiewki. Tylko, że po naszych wspólnych harcach na stryszku stajni, znalazła się przypadkiem u ciebie, prawda?
Spojrzał do przodu mówiąc.- Są złodzieje, którzy potrafią okraść maga. Są oszuści którzy potrafią nabrać mędrca. A ciężko pilnować sakiewki, gdy ma się cudne cycuszki przed twarzą. Albo twarz wciśniętą w nie.
Lestre stłumił głośny chichot, zakrywając usta.
Ruth o mało nie parsknęła śmiechem. Wiedziała, że nie powinna i na szczęście udało jej się powstrzymać.
- Świetne hasło, muszę to zapamiętać. - powiedziała, wyraźnie rozbawiona. - Ale okradania magów lepiej jest unikać. - zauważyła, z trudem siląc się na powagę.
- Swoją drogą, jak cię przyłapię w łóżku z mężczyzną. Mam być zazdrosny, czy też może mam dołączyć do zabawy?- Samuel delikatnie potarł podbródek mówiąc.- Obie opcje są bowiem warte rozważenia.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę, a z jej twarzy nie znikał szczery uśmiech. Spojrzała na Samuela.
- Zazdrosny być nie musisz. Wiedz, że jesteś dla mnie pierwszy. Ale wiesz, wszystko zależy od tego, kim będzie ten inny mężczyzna. Zawsze możesz się przyłączyć, - powiedziała patrząc na niego tajemniczo - ale jeśli dasz radę i będziesz chciał, możesz zwyczajnie wyrzucić golasa przez okno i zająć jego miejsce - powiedziała uśmiechając się spokojnie, choć cała była rozbawiona do granic możliwości.
Lestre się uśmiechnął dodając.- Kusząca propozycja...a jak ty mnie przyłapiesz z inną?
Ruth przygryzła lekko dolną wargę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- No właśnie. Co wtedy zrobić? - zagadała, ale nie czekając na odpowiedź zasugerowała opcję do wyboru Mogę złapać za włosy i wywalić na ulicę. Chyba, że chcesz, abym się przyłączyła.
Ruth spojrzała na Samuela badawczym wzrokiem, uśmiechając się do niego tajemniczo. Zdawała sobie sprawę co chodzi mu teraz po głowie.
Uśmiech Samuela mówił Ruth, że kurier wolałby, by dołączyła do zabawy co zresztą potwierdziły jego słowa. - Zobaczysz, przyjemnie jest czuć usta na dwóch piersiach, a nie tylko na jednej.
- Jasne, znam to. - odpowiedziała spokojnie, uśmiechając się szczerze. Istotnie igraszki z dwoma mężczyznami na raz nie były jej obce i miło się jej kojarzyły. Ba, pamiętała... choć właściwie to nie do końca pamiętała, ale coś jej świtało w głowie, że raz było ich aż czterech i bawiła się dobrze... chyba.
- No to ty już wiesz co robić. Śmiało dołącz, albo wyrzuć kolesia, jeśli uznasz go za ćwoka. A co ja powinnam zrobić? - rzekła spokojnie.
-No dołączyć, oczywiście.- mruknął cicho Samuel i uśmiechnął się.- Albo dać mi lanie na goły zadek. Sam zaciągam dziewczyny do łóżka, to i nikt za mnie, cierpieć nie będzie.
- Dobra, spiorę was oboje po gołych tyłkach. Umowa stoi. - powiedziała rozbawiona. - Ale wiesz, jakby co to ja będę... no, chciałabym mieć pierwszeństwo. Chyba, że dasz radę nam obu. - rzekła przyglądając się, swojemu kochanemu rozmówcy.
- Cóż...myślę, że taka utalentowana kochanka jak ty bez problemu przywróci mi wigor. -odparł wesoło Lestre.
[b] - No pewnie.[b] - odpowiedziała Ruth z uśmiechem.
Samuel mruknął. - Szkoda, że musimy się zachowywać jak małe dzieci i kryć się po kątach, przed Irialem.
- Masz rację, ale to tylko przez jakiś czas. To dość nietypowe, ale to takie... urozmaicenie i może być ciekawiej. Zresztą, sądzę, że już kryłeś się przed czyimś mężem, prawda?
-Raz czy dwa, czy trzy, czy cztery... Zawsze okazywało się, że miały męża, gdy dobijał się do pokoju. Jakby wcześniej nie mogły wspomnieć o tym drobnym detalu.- zaczął marudzić Samuel.
- Może tak profesjonalnie je uwodziłeś, że zapominały o tym małym szczególe? - zauważyła Ruth, a uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- A może wolały udawać dziewice, mimo że dziewictwo straciły już dawno temu?-
wzruszył ramionami Lestre. Uśmiechnął się dodając.- Och...te zamężne, uwielbiają udawać nieśmiałe młode panienki, co to nigdy nie były w łóżku z mężczyzną. A jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że mają naprawdę dzikie pomysły.
Uśmiechając się pod nosem, Ruth spojrzała na Samuela wyraźnie zaciekawiona. - To ciekawe. A co to za pomysły? - zagadała.
- Niektóre wiązały się pejczami- Lestre wzdrygnął się aż na wspomnienie niektórych ze swych znajomości.- Choć były i ciekawsze, jak...Była taka jedna, której zamarzyło się figlować, na jarmarku, za dnia oczywiście. Ile było ambarasu, by nas nie przyłapano. Tym bardziej, że lubiła obwieszczać całemu światu, że jest jej przyjemnie.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. - To musiało być ciekawie - powiedziała rozbawiona.
- Na pewno dla niej. Dla mnie było dość stresujące.- mruknął Samuel.
- Ale poradziłeś sobie? - spytała, uśmiechając się do niego. Była rozbawiona wyobrażając sobie opisaną sytuację, nieomal tak, jak historię o pannie młodej.
Samuel skinął głową tylko w odpowiedzi, uśmiechając się tajemniczo.
Dziewczyna nadal się uśmiechając zaczęła powoli przyspieszać. Jeszcze ktoś zauważy, że rozmawiali, całkiem nieźle się przy tym bawiąc.
- Wymyślę coś ciekawego. Może uda mi się ciebie zaskoczyć. - powiedziała tajemniczo i zanim odjechała do przodu, posłała mu tajemnicze spojrzenie. Nadal była bardzo rozbawiona.
A Lestre westchnął odprowadzając ją wzrokiem.

Jedną sprawę przynajmniej w skromnym ułamku załatwiła - z Samuelem mieli sporo kwestii do obgadania, ale wiadomo było, że nie wszystko na raz. Póki co obgadali kwestię ewentualnych innych partnerów i partnerek, a co najlepsze dogadali się w tej kwestii całkowicie i to już było naprawdę coś.
Ruth uznała, że lepiej będzie zostawić sobie nieco swobody. Póki co oboje preferowali wolność, a z czasem na pewno będą się obdarzać coraz większą wiernością.

Z pozostałych spraw... Ruth doszła do wniosku, że nie dojdzie do porozumienia ani z Lamią, która zabraniała jej szczęśliwego życia w miłości, ani z Irialem który ocenił ją bardzo szybko i niezwykle srogo. Mogła jednak załatwić sprawę z czarodziejką, która najwyraźniej o coś się dąsała.
Gdy nastał wieczór i zatrzymali się na kolejny nocleg Ruth miała mieszane uczucia. Z jednej strony kolejne nocowanie na ziemi, z drugiej zaś okazja - wspólna warta z Emerahl dawała złodziejce szansę na zbadanie sprawy i załagodzenie ewentualnego konfliktu.
Gdy tak siedziały sobie spokojnie na straży, zapewniając innym bezpieczny sen, dziewczyna postanowiła zagadać. Niestety wszelkie jej próby dogadania się, miały takie same szanse, jak ślina posłana w ognisko. Pozostało czekać na inną okazję...

I zajęło całkiem sporo czasu, zanim okzaja się natrafiła. Kolejnego wieczoru dotarli do zajazdu, a jak wiadomo, takie miejsce sprzyjało rozmowom... czy bardziej niż wspólne siedzenie przy ognisku przez parę godzin? O tym miała się właśnie przekonać.
Wszyscy siedzieli sobie w karczmie, panowała wesoła atmosfera i wszystko sprzyjało dobremu nastrojowi. Ruth doszła do wniosku, że musi porozmawiać z Emerahl, która najwidoczniej niespecjalnie ją polubiła - być może z jakiegoś konkretnego powodu. Ponieważ poprzednie próby nawiązania dialogów nie przyniosły rezultatów, złodziejka postanowiła zacząć sprawę w najlepszy możliwy sposób. Dosiadła się obok czarodziejki i jak gdyby nigdy nic zagadała z uśmiechem.
- Cześć, może napijemy się czegoś?
Em popatrzyła nieco zdziwiona po Ruth jakby urwała się z choinki z zadanym przez siebie pytaniem, potem na trzymany za ucho kufel piwa i odparła:
- Jasne, czemu nie. Ja cały czas piję. Polecam to piwo.
Ruth zaśmiała się cicho przez chwilkę. - Mnie w głowie było coś mocniejszego, ale jeśli to polecasz. - powiedziała spokojnie i zamówiła sobie kolejne piwo.
- A powiedz mi... bo ja się martwię. No wiesz miałaś mi pokazać swoją magię, a mimo paru okazji, nic nam z tego nie wyszło. Wszystko w porządku? - zagadała spokojnym głosem i dopiła swoje poprzednie piwo.
- Ciągle mamy Johara na karku... - odpowiedziała posępnie czarownica mając w pamięci całodzienną jazdę w deszczu - Muszę moknąć jak każdy inny - dodała mimo chodem i to chyba bardziej do siebie niż do Ruth. Wszak skąd złodziejka mogła wiedzieć o co chodzi.
Ruth zamrugała oczami, starając się zrozumieć o co chodziło czarodziejce. Po chwili nachyliła się do niej bliżej i wyszeptała jej na ucho - Nie chcesz, aby ten kupiec wiedział o tym? O tobie. - spytała.
- Oczywiście, że nie chcę .
Ton głosu miała ściszony tak aby nikt oprócz Ruth nie słyszał
- Nie po to wymyślaliśmy historyjkę z pielgrzymką.
- Aha, to ja już rozumiem - odpowiedziała cicho Ruth, po czym wyprostowała się siadając już normalnie.
- Czyli między nami jest spoko? - zagadała zaraz potem.
Emerahl nie wiedziała co odpowiedzieć. To tak jakby ktoś kogo darzy się jedynie przyjaźnią powiedział 'kocham cię' oczekując tym samym jednakowego wyznania. Co wtedy robić? Kłamać i uszczęśliwić tą osobę czy też pozostać szczerym i sprawić zawód? Wystarczyło odpowiedzieć proste TAK i byłoby po sprawie, jednak niestety w takich momentach to proste słowo wydaje się kamieniem, który nie chce przejść przez gardło. Chwila przeciągała się niezręcznie a Ruth wyraźnie oczekiwała na odpowiedź. Em wbiła na chwilę wzrok w trzymany przez siebie kufel jakby naiwnie niczym dziecko wierząc, że jeśli nie patrzy komuś w oczy to ten ktoś jej nie zauważa. Ruth jednak nadal czekała a chwila ciszy zdawała się rosnąć do rozmiarów, których nie można wytłumaczyć przełykaniem śliny.
- To już zależy tylko od podejmowanych przez ciebie decyzji - odparła spoglądając na Iriala
Dziewczyna nie rozumiała o co chodzi czarodziejce, ale przynajmniej dowiedziała się, że coś jest nie w porządku. Skoro tak, to może mogła to jakoś naprawić? Czarodziejka spojrzała na Iriala, co mogło oznaczać, że miało to coś z nim wspólnego. Myśli Ruth biegały jak oszalałe. Czyżby Emerahl chodziło o to co jemu? O tą ucieczkę Lamii, na którą Ruth nie miała wpływu? A może o to, że sypiała z Samuelem?... nie, wówczas wzrok czarodziejki, padł by właśnie na kuriera. Dziewczynie ciężko było się połapać w tym wszystkim. Jej rozmyślania przerwało pojawienie się cycatej kelnerki, która robiła maślane oczy do Samuela. Z tego powodu, obeszło się bez napiwka.
Ruth złapała za swój nowo otrzymany kufel i od razu upiła nieco chmielowego napoju.
- Poczekaj, dogadamy się... Nie podoba ci się moje zachowanie? - zagadała spokojnie, przyjaznym głosem.
- Twoje zachowanie? Nie ma znaczenia, co ja o tym myślę. To nie moja rzecz tylko Iriala. Jeśli jemu odpowiada to mnie nic do tego. Zamiast tego pomyśl o nocy, której rzekomo pokłóciłaś się z Samuelem oraz o tym, że jedzie z tobą czarownica czytająca w myślach... czasami mimowolnie i nieświadomie...
- A tak. Zapomniałam, że czytasz w myślach. - powiedziała Ruth. Nie była z tego zbyt zadowolona i uznała, że musi się wytłumaczyć. - No ale mnie nie wydałaś. Więc chyba zgadzasz się ze mną, że Irial nie powinien mi tego zabraniać? - zagadała. Musiała się upewnić, bo jeśli Emera dąsała się na Ruth, to znaczyło, że coś jej nie pasowało odnośnie tego co nadal łączy ją z Samuelem.
Kolejny kamień zaczął formować się w gardle Emerahl, gdy Ruth wspomniała o tym, że czarownica jej nie wydała. Został on dość szybko tym razem przełknięty.

- Zaraz, zaraz. STOP. To nie ja tutaj powinnam czuć się winna!
- Ale to ty czytałaś cudze myśli bez zaproszenia!
- Ja nic specjalnie nie czytałam. To samo tak czasami wychodzi. Magia wchodzi w krew i używa się jej często mimochodem, bez zastanowienia.
- To nie zmienia faktu.
- Owszem zmienia! Skoro bogowie dali mi tą moc to widocznie chcieli mnie taką a nie inną.
- Bogowi, bogowie... też by kto pomyślał, że ty taka religijna jesteś. Pomyśl co ty byś chciała.
- Ja jestem wdzięczna, że to potrafię. Korzystam tylko z tego co potrafię i robię to za co mi zapłacono!


W głowie Emerahl kotłowały się dwa przeciwstawne poglądy. W końcu jednak górę wziął ten, który podpowiadał, że odkrywszy ten mały sekret ich miłosnej pary wypełnia powierzone jej zadanie. Em doszła także do wniosku, że nie musi Ruth wspominać o podkablowaniu jej Irialowi. Dobrze mieć jakiegoś asa w rękawie.
- Z jednej strony to nie jego sprawa. Z drugiej jeśli wedle jego opinii przeszkadza to w pracy to inna rzecz... Poza tym nie to jest problemem. Jeśli chcesz odejść - droga wolna, jeśli jednak zamierzasz to zrobić w TAKI sposób to będę musiała bronić osób, które zgodziłam się ochraniać. I to właśnie mnie martwi...
- A tak prywatnie między nami - czy faktycznie chcesz być tylko kolejnym trofeum w kolekcji Samuela? Ty czy którakolwiek z miliona innych dziewczyn... myślisz, że robi mu to różnicę? - dodała jeszcze Emea
- Spokojnie, nie martw się. Nie odejdę dopóki nie zostanę do tego zmuszona. - uspokoiła rozmówczynię. - Sama właśnie powiedziałaś, że tylko wedle opinii Iriala przeszkadza mi to w pracy. Oczywiście nie jest to prawdą i nie wiem co on się tak czepia. Może jest zazdrosny, że to nie on ze mną sypia, ale z takim podejściem do mnie... nie ma na to szans. - rzekła, nadal spokojnym głosem, upijając następnie nieco piwa.
- Nie myśl aż tak źle o Samuelu. On po prostu wie co w życiu najlepsze. Ja też taka jestem, więc dobrze się rozumiemy i wiem, że coś nam z tego wyjdzie. - powiedziała cicho.
- Chodzi o to... póki co nie mamy żadnych problemów, ale załóżmy że się pojawią. Jak po 'usłyszeniu' czegoś takiego mogę wierzyć, że można na ciebie liczyć? Że nie postanowisz nas wszystkich wystawić wtedy kiedy będziemy cię potrzebować, zabrać co wartościowszych łupów i uciec? Powiedz mi po co w ogóle brałaś to zlecenie?
- No co ty? Niby dlaczego miałabym was wystawiać? - zdziwiła się Ruth. - Jestem z wami, - oznajmiła szybko bez najmniejszego wahania - więc nie myśl o mnie tak źle - dodała natychmiast. Zdziwiła się, że Emerahl tak powiedziała i widać było, że kobiety nie miały okazji się jeszcze poznać... szkoda, zwłaszcza że w milczeniu przesiedziały dwie warty, ale to już nie było jej winą. Wówczas wiadomo by było... kilka rzeczy, ale także to, że nigdy nie zdradzi swoich kompanów w potrzebie. Ruth nachyliła się do Emerahl. - A zlecenie wzięłam, bo Erwine powiedział, że się nadaję. I wierzę, że miał rację. - odpowiedziała cicho, na ostatnie z zadanych jej pytań, po czym wyprostowała się i upiła nieco piwa.
- Może powiedz coś o sobie, bo ciągle nawijamy o mnie - zauważyła
- Dlaczego miałabyś wystawić? Sama powiedziałaś, że masz zamiar dać nogę razem z sakiewkami - odpowiedziała Em zdziwiona pytaniem
- Ja tak nie powiedziałam - rzekła Ruth, po czym zrobiła dość kwaśną minę starając się przypomnieć swoje słowa wspomnianej kwestii - no chyba... no nie pamiętam. Może byłam pijana. - powiedziała, gdyż takie wyjaśnienie jako pierwsze przyszło jej do głowy. Wszak kilka razy już się tak zdarzyło... właściwie kilkadziesiąt. - Ale nie zamierzam. A już na pewno nie podczas draki. - oznajmiła spokojnie.
- Ależ powiedziałaś. Usiłowałaś nawet przekonać do tego Samuela - ripostowała czarownica
- No już dobrze, przepraszam. Byłam pijana - powiedziała Ruth i westchnęła ciężko. - Nie mam takich zamiarów i zostawmy ten temat, dobra? - dodała spokojnie.
- Sama chciałaś wiedzieć co jest nie tak, więc ci mówię. Pijana nie byłaś zdecydowanie. Mam jedynie nadzieję, że w tym wypadku więcej mówisz niż robisz... - Emerahl była odrobinę poirytowana ucieczką Ruth od tematu, który sama chciała rozgrzebać.
- No tak, bo chciałam naprawić nasze relacje. Tamto gadanie... nie bierz tego na poważnie. Każdy kiedyś coś powiedział, a wcale tak nie myślał. Nigdy nikomu nie obiecywałaś śmierci, by minutę później go przepraszać? - Ruth starała się wytłumaczyć.
W głowie czarownicy pojawiły się te setki razy kiedy obiecywała komuś, że mu nóż w plecy wbije... i to jeszcze jako dziecko, zaraz później pojawiły się wykręcone ręce kilku bandziorów, którzy przydybali ją na szlaku oraz obietnica tego co jeszcze może im zrobić. Nic z tych rzeczy się jednak nie wydarzyło. Po twarzy Emerahl widać było, że argument Ruth trafił w sedno, a sama rozmówczyni zastanawiała się co odpowiedzieć.
- W porządku - wykrztusiła - Zdarzyło się... kilka razy.
Ruth przyjrzała się rozmówczyni. Widać było, że to co powiedziała poruszyło czarodziejkę. W tej sytuacji, Ruth mogła zrobić już tylko jedno. Chwyciła kufel i uniosła go, wyciągając rękę, nieco w stronę Emerahl.
- Na zgodę i na zdrowie - wzniosła toast.
- Zgoda - powtórzyła czarownica, choć cienka nić zaufania łącząca ją i Ruth, która utworzyła się w czasie tej rozmowy była zbudowana z cienkich włókien i trzeba było trochę wysiłku, żeby się wzmocniła. Niemniej jednak - ona i Ruth będą pracować razem jeszcze tylko trochę czasu, a później każdy rozejdzie się w swoją stronę. Dobrze by jednak było, żeby można na nią liczyć... tak na wszelki wypadek.
Podniosła trzymany przez siebie dzban piwa do ust i przypieczętowała słowa sporym łykiem.
Ruth również potraktowała toast poważnie i wzięła kilka naprawdę solidnych łyków. Zwykłe upicie napoju nie było by dla niej niczym szczególnym, a zgoda była czymś za co należało porządniej wypić.
- A powiedz mi jeszcze. Co sądzisz o panience Lamii? - zagadała jeszcze Ruth. Chciała, aby zanim pójdą spać, pogadały o czymś innym, jak przyjaciółki.
- Chyba ją lubię - odparła szybko Emerahl. Czarownica przypomniała sobie jej początkowe nastawienie do Lamii, gdy ją zobaczyła po raz pierwszy i nastawienie z jakim rozpoczynała tą robotę. Zgodziła się tylko i wyłącznie dlatego, że namówił ją Erwin. Choć po prawdzie w zasadzie dlatego, że była to wymówka do odwiedzenie Erengradu. Tyle lat minęło... W każdym razie - początkowo Em byłą do Lamii uprzedzona, ale odnosiła wrażenie, że są do siebie podobne. Oczywiście gdyby z rachunku wyłączyć stan posiadania. Chociaż Emerahl nie czuła się obecnie gorsza niż szlachta - może nie posiadała takich majątków jak oni, ale posiadała magię a to był dla niej najwyższy skarb - to jednak nadal pamiętała jacy ludzie pokroju Lamii potrafią być. Póki co jednak Lamia najwyraźniej pokazywała się z tej dobrej strony, a przynajmniej ze strony, którą Emerahl znała i rozumiała. Wydawało się, że obie mają podobne charaktery, a dowodem na to może być fakt, ze całkiem nieźle się do tej pory dogadywały i Emerahl czuła, że nim ta podróż dobiegnie końca będą być może miały ze sobą sporo wspólnego. Być może w Em odzywał się instynkt macierzyński, ale czuła że musi się opiekować Lamią w trakcie tej podróży i to nie dlatego, że za to jej płacą - ona faktycznie zdawała się Lamię lubić.
- Tak - lubią ją. Zdaje się, że jesteśmy do siebie bardziej podobne niż chciałabym to przyznać - odpowiedziała Emerahl po chwili namysłu - A co? - dodała na końcu pytanie wiedząc, że relacje Lamii i Ruth z kolei pozostawiały wiele do życzenia.
- Tak tylko pytam. Mnie o dziwo nie udało się tak dobrze dogadać z panienką. Dziwne, bo zwykle znakomicie dogaduje się z innymi - powiedziała spokojnie. W istocie tak właśnie było, ale to i tak nie było to, co w przypadku Iriala - z nim za nic nie umiała się dogadać, a w końcu był mężczyzną... chyba..., więc powinno być jej znacznie łatwiej.
Co mogę powiedzieć... Próbuj.
Ruth uśmiechnęła się do rozmówczyni. - Dzięki. Będę - powiedziała spokojnie i dopiła piwo do końca.
Emerahl dopiła resztkę swojego piwa do końca po czym przeciągnęła się i powiedziała:
- Dzięki, że chciałaś wyjaśnić nasze niedomówienia. Na mnie chyba pora. I tak więcej już nie wypiję. Pijana czarownica to czarownica, z którą nie do końca chce się przebywać pod jednym dachem.
- Jasne, rozumiem - odpowiedziała Ruth z uśmiechem. Każdy inaczej reagował na alkohol, a w przypadku osoby parającej się magią mogło to być niebezpieczne. - Dzięki za rozmowę. Śpij dobrze - powiedziała.
- Wzajemnie - odpowiedziała Emea, wstała od stołu i poszła na górę.

Wiedząc już co było problemem, Ruth starała się zmniejszyć straty i chyba jej się to udało. Emerahl nie była zą osobą i Ruth naprawdę wierzyła, że się dogadają... Z Lamią i Irialem będzie już znacznie trudniej, ale na tym akurat jej już nie zależało.

W pewnym momencie Ruth dostrzegła, jak Samuel schodził z piętra w raczej pogodnym nastroju, choć... raczej nie uśmiechał się wesoło.
Ruth szybko namierzyła go wzrokiem. Szukała go wcześniej wzrokiem. Upewniwszy się, że nikt na nią nie patrzy uśmiechnęła się do niego na chwilę i puściła mu oczko.
Lestre przeszedł obok dziewczyny z obojętną miną, jego dłoń jednak przypadkiem zaczepiła o dłoń Ruth pieszczotliwie przesuwając palcami po jej palcach. Przysiadł obok, obojętnie milcząc i wpatrując się w stół. A stopa Lestre, znów "przypadkowo" pocierała nogę Ruth tuż poniżej łydki.
Ruth także skupiła się na swoim piwie... trzecim, jeśli dobrze policzyła. Samuel dawał jej odpowiednich znaków i nie mogła wytrzymać zbyt długo, zanim nie odpowiedziała tym samym. Przedsmak wszystkiego odbywał się pod stołem, ale jak dla nich było to trochę mało. Przynajmniej Ruth czekała na więcej.
Samuel nachylił się do dziewczyny i szepnął cicho.- Czy nie mieliśmy udawać, obrażonych na siebie?
Ruth odchyliła się do tyłu i ciężko było powiedzieć, czy uciekała tym czynem od Samuela, czy dopijała do końca swoje piwo. Może oba jednocześnie? Odstawiła pusty kufel na stół.
- Sprawdzę co u mojej klaczy, Drzazgi - oznajmiła raczej głośno, choć nie powiedziała tego aż tak, aby wszyscy o tym słyszeli - jedynie Samuel i ewentualni podsłuchujący.
Zaraz potem wstała i udała się do wyjścia.
Samuel zaś...skierował się na górę, do pokoi. Przemierzył schody i znikł na górze. W ogóle nie zainteresowany tym gdzie udała się rudowłosa.
Ruth wyszła na dwór. Było całkiem ciemno i dość chłodno, choć oba te odczucia mogły być subiektywne. Nie tracąc czasu udała się do stajni. Nie pachniało tam najlepiej, ale było to raczej typowe dla takich miejsc. Zerknęła, czy Drzazga otrzymała odpowiednią opiekę i z zadowoleniem stwierdziła, że tak właśnie było - została uwolniona z siodła i uprzęży, miała dostęp do jedzenia i wody, oraz w miarę czyste miejsce do spania.
Nie tracąc czasu namierzyła drabinę, po której wspięła się na swoje ulubione miejsce - stajenny stryszek.
Rozejrzała się uważnie, co by nie mieć niespodzianki, w postaci śpiącego stajennego lub spotkania z zagubionymi widłami. Wszystko było tak jak powinno, więc Ruth zaczęła się rozbierać. Chciała zaoszczędzić im nieco czasu, którego nie będą mieli dla siebie aż tyle co poprzednimi razami.
Zaraz potem była już całkiem nago i spokojnie czekała na pojawienie się jej kochanka... Czekała... Dziewczynę przeszedł dreszcz, gdy zawiał chłodny wiaterek. No i gdzie on się podziewał? Przecież wiedział, że ona tu będzie czekać.

Samuel zjawił się kilkanaście minut, później... szedł powoli do boksu Burzy sprawdzając, czy u jego wierzchowca wszystko w porządku. Pogłaskał konia po grzbiecie
- Dobrze cię tu karmią, skarbie? - zapytał na tyle głośno, by każdy w stajni mógł to usłyszeć.
- Dobrze je karmią i nie tylko - odezwał się kobiecy głos z góry. - Co tak długo? Zdążyłam już zmarznąć - powiedziała Ruth.
Samuel się uśmiechnął i powoli zaczął wchodzić po drabinie, zastanawiając się co takiego miały oznaczać te słowa Ruth o zmarznięciu.
Zrozumiał je, gdy tylko doszedł na górę. Dziewczyna nie chciała tracić cennego czasu i już wcześniej wyskoczyła z ubrania - całkowicie.
Gdy tylko dostrzegła jego głowę, przywitała go szczerym uśmiechem.
Samuel spojrzał na golutką dziewczynę i zapytał z lekkim chichotem.- A gdyby przede mną, przypałętał się jakiś chłopak stajenny?
Powoli wszedł na stryszek, zdejmując płaszcz i odkładając go na bok. Podobnie jak pas z rapierem i sztyletami.
Ruth zachichotała rozbawiona - Wówczas siedziałabym cicho. Zdarzyło mi się to już kiedyś, wiesz - odpowiedziała nieco rozbawiona, gdy jej myśli zawędrowały do jej wspomnień.
- Ufam, że mnie szybko ogrzejesz - powiedziała i uśmiechnęła się do niego tajemniczo.
Zdjąwszy, pancerz i ściągając resztę ubrania, Samuel westchnął.- To znaczy, że już cię ktoś spotkał gołą i wesołą i ...czekającą na kogoś innego?
Ruth skrzywiła się nieco, robiąc przy tym niezwykle zabawną minę. - W zasadzie to tak, tylko że aż tak wesoła to wówczas nie byłam - sprostowała, obserwując jak Samuel ochoczo wyskakuje z ubrania. - Raz też sama zakradłam się w takie miejsce, gdy ktoś miał się tam spotkać z inną... ale wówczas też niewesoło się skończyło - powiedziała, znowu robiąc lekko kwaśną minę.
Nagi już Samuel, kucnął przed dziewczyną, rozchylił jej nogi, patrząc przez chwilę na skrywany między nimi skarbek, po czym nachylił się i wolno muskał wargami w delikatnym pocałunku obszar poniżej szyi między piersiami, mówiąc żartobliwym tonem.- A teraz?... Jaki masz nastrój?
Dziewczyna w niczym mu się nie opierała. Mało tego objęła go rękoma, kładąc dłonie na jego karku, aby zachęcić go do dalszej zabawy. - A bardzo dobry. Tylko nadal trochę mi zimno - powiedziała z uśmiechem, patrząc na mężczyznę.
Lestre schodził powoli ustami w dół mamrocząc.- Opowiedz coś...jakąś historię.
Dłonie masowały uda kochanki, a wargi Samuela znaczyły szlach na brzuchu Ruth. Kurier miał chyba jakiś plan...którego jednak nie chciał zdradzić rudowłosej.
- Na jakiś pikantny temat? - zagadała z uśmiechem. - Na pewno poradził byś sobie i bez tego, ale jeśli chcesz coś usłyszeć... - rzekła spokojnie i zastanowiła się nad dobraniem odpowiedniej historii. - Jednego bardzo upalnego dnia, dotarłam nad małą rzeczkę i oczywiście nie omieszkałam wziąć małej kąpieli... właściwie to nie małej, bo pluskałam się i pływałam przez co najmniej godzinę. A gdy już zapadał powoli zmrok i chciałam już skończyć, na brzegu nie było mojego ubrania - powiedziała, badając reakcję swojego słuchacza.
- Mów dalej... zrobi się ciekawie.- zarówno uśmieszek jak i słowa Samuela wydawały się być dwuznaczne. I nagle głowa Lestre zanurkowała pomiędzy uda Ruth. A dziewczyna poczuła go inaczej niż dotąd. Bowiem kurier zamiast mówić językiem, zaczął nim sprawiać rozkosz dziewczynie.
Na jej twarzy zagościł błogi uśmiech, nie chcąc sprawić Samuelowi zawodu opowiadała dalej jedną ze swych przygód. - No więc zostałam tak bez absolutnie niczego i niespecjalnie się z tym czułam. Zaczęłam krzyczeć, żeby złodziejaszek oddał mi moje rzeczy. Obiecałam mu co nieco w zamian, choć nikogo nie widziałam i mógł być napraaa... - jęknęła w połowie słowa, ponieważ poczynania Samuela dawały już o sobie znać. ...wdę paskudny. A w okolicy były same pola i nikogo w zasięgu wzroku. Nikt się nie odezwał, a darłam się na cały głos. Dopiero gdy zrobiło się ciemno... przestraszyłam się jakiegoś krzaka i przypomniałam sobie, że widziałam wcześniej stracha na wróble. Udało mi się go odnaleźć i pożyczyłam jego koszulinę. Strasznie stara i śmierdząca, ale nie miałam wyjścia. I pół nocy spędziłam łażąc z gołym tyłkiem i wołając złodzieja moich ciuchów. Potem zasnęłam na jakimś sianie - zakończyła tymczasowo, zostawiając jeszcze puentę na koniec. Jęknęła cicho rozkoszując się poczynaniami Samuela... choć miała nadzieję, że to tylko początek.
A Lestre nie próżnował wywijając językiem na wszystkie strony i bezlitośnie szturmując wilgotny zakątek kochanki. Dłonie wędrowały po udach dziewczyny, jak i po pupie, dając jej czasem głośne klapsy, po którym zwykle dawała werbalny znak otrzymania go. Wzrok Lestre zdawał się świecić niebieską poświatą, a gdy rudowłosa spoglądała niżej, przekonywała się, że kurier jest pełnej gotowości bojowej.
Ruth była już rozgrzana i gotowa, gdy dostrzegła "oręż" partnera nie chciała tracić więcej czasu i rozchyliła szeroko nogi, dając mu pełny dostęp do swego źródełka. Nic już nie mówiła, na tym etapie rozumieli się już bez słów, a opowiadanie... właściwie nie musiała go kończyć, jeśli Samuel nie chciał go usłyszeć.
- Przerwałaś mówić...- Samuel oderwał usta od dziewczyny i spojrzał na nią z miną zadowolonego z siebie kota. Po czym rzekł z wyraźnie udawanym wyrzutem. -Chcesz powiedzieć, że jesteś tylko ze mną dla figlowania na sianku?
Palcem wędrował pomiędzy udami kochanki, wyraźnie drocząc się z jej pożądaniem. Umiejętnie je wzmagając.
Ruth sięgnęła prawą ręką nieco dalej za jego kark i złapała go za jego prawe ucho ciągnąc je lekko. Objęła go też nogami, aby zachęcić do wspólnej zabawy.
- Ależ skąd. Zobaczysz, że będziemy razem pić, śmiać się, a może nawet tańczyć. A póki co mamy swoje wzajemne, ulubione zajęcie, prawda? - rzekła. Zwłoka niespecjalnie jej odpowiadała, ale wiedziała, że czasem posiłek smakuje lepiej, jeśli człowiek chwilę podelektuje się jego zapachem zanim zacznie jeść. - Chcesz posłuchać do końca? Dalej wtedy niespecjalnie się popisałam.
- Opowiadaj, opowiadaj.-mruknął Samuel, westchnął głęboko i przypuścił szturm na Ruth. Połączył się z kochanką, szybko i drapieżnie...Ruth dziś nie miała ochotę na zabawy wstępne, co dawała wyraz całym swym ciałem. Była wręcz spragniona jego pieszczot.
I te Samuel jej dostarczał, szybkimi ruchami bioder i ustami wędrującymi po piersiach i szyi.
Dziewczyna nie omieszkała wyrazić swojego zachwytu, wydając z siebie cichy, ale zdecydowany jęk rozkoszy. Zasisnęła mocniej uścisk nogami, oczywiście pozostawiając mu odpowiednie pole do manewrów.
- No i rano... miałam stopy brudne i poszłam je opłukać... a tam na brzegu... leżały moje rzeczy... dokładnie taj jak je zostawiłam... bo okazało się... że wyszłam w złym miejscu... zrozumiałam to dopiero potem... jak zobaczyłam, że... bo rzeczka miała prąd i mnie zniosło jak pływałam... nikogo tam nie było... ale się wystraszyłam nieźle - opowiedziała do końca chyba nieco skróconą wersję historii. Szło jej to z pewnym trudem, gdyż musiała robić przerwy na złapanie kilku oddechów. - Dziwne co nie?... Ale nie śmiej się ze mnie - powiedziała pieszczotliwie ciągnąć mężczyznę za ucho.
- Bardzo.- rzekł Lestre na wydechu i przyspieszając tempo swych działań. Figlowali niezwykle energicznie, zespoleni wspólnym pożądaniem. Lestre powoli zatracał się w pieszczotach nagiego ciała kochanki, "galopując" do szczytu ich wspólnej rozkoszy.
Dziewczyna pojękiwała coraz głośniej, choć nie przekraczając pewnej granicy i poruszając energicznie biodrami w pełni z nim współpracowała. Byli kompatybilni co odbijało się na ich wzajemnych doznaniach. Ruth zapragnęła pewnego elementu, więc nie tracąc ani chwili chwyciła dłonie Samuela i położyła je na swoim biuście. Oddychała głęboko patrząc Samuelowi w oczy i uśmiechając się do niego w błogim uniesieniu.
Cóż mógł zrobić Lestre, jeśli nie spełnić jej niemej prośby. Dłonie kuriera zaczęły błądzić po jej piersiach, zataczając coraz mniejsze kręgi wokół sutków. Ruth westchnęła cicho nie mogąc się doczekać końca tej wędrówki. Samuel nie zamierzał długo zwlekać. Już niebawem palce jego dłoni dotknęły jej sutków. Mężczyzna uśmiechnął się z satysfakcją oczekując na pełne rozkoszy jęknięcie kobiety. Jednak zamiast jęknięcia dał się słyszeć cichy syk, któremu towarzyszyło lekkie skrzywienie się kobiety. Ta pieszczota wcale nie sprawiła jej przyjemności, wręcz przeciwnie, zdawała się boleć.
To Lestre zaskoczyło...spojrzał na twarz kochanki po czym, przerwał igraszki. Nie chciał bowiem sprawiać jej bólu.
- Już dobrze. Dalej - powiedziała Ruth jakoś dochodząc do siebie, choć nadal czuła ból. Ten manewr jakoś dziwnie odczuła, choć wcześniej nie miała takich doznań. Złapała za jego dłonie i pokierowała nimi, nadal trzymając je na swym biuście, tym razem od spodu.
Samuel nieco ostrożniej zajął się figlami, zdziwiony reakcją kochanki. Wszak wcześniej domagała się bardziej drapieżnych pieszczot. Niemniej, dotykał piersi Ruth samymi opuszkami palców, starając się sprawić jej przyjemność.
Lestre się starał. Na prawdę się starał, a jednak przez zmrużone powieki znów dostrzegł grymas niezadowolenia na twarzy kobiety.
Westchnął i zmienił taktykę przenosząc pieszczoty dłoni na brzuch. Może Ruth miała jakiś problem związany z comiesięcznymi dolegliwościami kobiecymi?
Ruth przestała się krzywić, nie mniej jednak wdać po niej było, że ze wcześniejszego podniecenia niewiele zostało.
- Mhmm - mruknęła Ruth. Nie wiedziała dlaczego piersi tak zaczęły ją boleć, ale najwidoczniej Samuel musiał przestać je pieścić, aby przestało.
Cóż... Lestre pozostało rozpalić na nowo ogień, pieszczotami innych partii ciała, powolnymi i szybkimi. Mocnymi i delikatnymi.
I znów Samuel bardzo się starał. Niestety Laria zdawała się nie doceniać jego starań. Ruth leżała pod nim zupełnie naga i taka piękna, oczekująca na rozkosz, która nie chciała nadejść. Lestre pieczołowicie i w skupieniu pieścił ciało swej kochanki centymetr po centymetrze. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego rezultatu, z ust kobiety nie wydobył się tak upragniony jęk podniecenia. Co więcej, na jej twarzy zagościł mimowolny grymas zniecierpliwienia zmieszanego z odrobiną zawodu.
Coś im to figlowanie nie wychodziło, ale Lestre nie miał pojęcia czemu. Pozostało im domęczyć sprawę do końca. I mieć nadzieję, że następnym razem pójdzie im lepiej.
Ruth nie była z tego wszystkiego zadowolona. Nie była zbyt bystra, ale zdała sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. Samuel był tak dobrym kochankiem, a tu nagle taka historia. Co się stało? Czyżby to panienka Lamia zafundowała jej jakąś klątwę, zabierając z jej życia to co było w nim najlepsze?... czyli "miłość" Samuela. Stać by ją było, a miała ku temu motywy... jakieś niezrozumiałe dla Ruth, ale miała. Dochodzenie w tej sprawie nie miało sensu a Ruth i tak niewiele by wymyśliła.
Jeśli miało dziś cokolwiek z tego wyjść, należało działać. Ruth postanowiła zapomnieć o swoich doznaniach i zapewnić Samuelowi rozkosz z ich igraszek - przynajmniej on będzie miał z tego satysfakcję... A może okaże się, że one przyniosą i jej zadowolenie? Dziewczyna mocniej objęła Samuela nogami i przycisnęła go do siebie. Jednocześnie obiema dłońmi lekko pociągnęła Samuela za uszy. Incydent źle odbił się na jej doznaniach, ale to nie znaczyło, że nie mogli odpowiednio zakończyć wspólnych igraszek.
Dobry kochanek potrafi rozpoznać nastroje partnerki, a że Samuel do takich się zaliczał, zauważał że Ruth straciła jakoś chęć do igraszek i dalsze figle robi wbrew w sobie. Cóż...Lestre postarał się jak najszybciej zakończyć figle, by nie męczyć dalej Ruth. I robić dobrą minę do złej gry.
Dlatego też finał obojga... a właściwie tylko jego, był pośpieszny i niezbyt satysfakcjonujący.
Lestre położył się obok dziewczyny...nie bardzo wiedząc co właściwie się stało.
Pogłaskał pieszczotliwie Ruth po włosach nie mając za bardzo pojęcia, co powiedzieć dziewczynie w związku z tą nową dla niego sytuacją.
Dziewczyna spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Piersi nadal ją trochę bolały i nie zaznała dziś spełnienia, ale potrafiła jakoś to przełknąć... następnym razem na pewno sie uda, wszak oboje znali się na rzeczy.
- Było ci dobrze? - spytała cicho i spokojnie.
-Tak. Było...miło.-mruknął Samuel, głaszcząc nadal Ruth po włosach. Uśmiechnął się trochę. Nie chciał kłamać Ruth, a nie mógł powiedzieć że figle okazały się nieudane. Było miło... to dyplomatyczne określenie było najbliższe prawdy.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie. Ona z początku czuła się znakomicie, jak zawsze przy nim, ale potem... no cóż, przynajmniej jemu się udało.
- Mnie tam zabolało... bardzo mocno, ale to na pewno nie twoja wina. Nadal uważam, że jesteś jednym z najlepszych kochanków jakich miałam - powiedziała spokojnie głaszcząc go delikatnie po głowie. - I jednocześnie jednym z najlepszych przyjaciół... A to razem jest naprawdę wyjątkowe - powiedziała cicho. W tej właśnie chwili, była szczęśliwa, że była tam z nim.
-Jednym z najlepszych...chyba osiadłem na laurach. No nic, będę miał czas by cię przekonać, że jestem najlepszy.- mruknął żartobliwie Samuel. Zamknął oczy szepcząc żartobliwie.- Zobaczysz, zakochasz się we mnie na zabój i nie będziesz mogła sobie wyobrazić nocy, beze mnie obok.
Ruth zachichotała cicho - No nie wątpię w to. I mam nadzieję, że z wzajemnością. - odpowiedziała uśmiechając się. Zastanawiało ją co właściwie się stało i nieopatrznie dotknęła swych piersi. Natychmiast zostawiła je w spokoju zaciskając wargi, by nie wydać z siebie jęku - zabolało. Postarała się to przełknąć i kontunuować rozmowę.
- A jaka ja jestem? W porównaniu z innymi? - spytała spokojnie, choć nadal była poruszona tym wszystkim, a i po tym pytaniu jej serce zabiło odrobinę szybciej.
Lestre domyślił się, że chodziło dziewczynie o jego wcześniejsze przygody z kobietami. Zamyślił się przez chwilę, by dyplomatycznie.- Pod jakim względem mam porównywać? Jak dobrą jesteś kochanką? Przyjaciółką? Czy może coś innego?Jaka jesteś... Niezwykła. To na pewno.
- Dzięki, to miłe - powiedziała spokojnie. - A jak te dwa pierwsze? Lubisz mnie? - spytała cicho.
-Tak. Bardzo lubię i jesteś cudowną kochanką. -rzekł Lestre. Wszak jedna wpadka nie mogła przekreślić dwóch cudownych nocy.- I tak, bardzo cię lubię. Jesteś chyba moją siostrzaną duszyczką Ruth.
Dziewczyna westchnęła zadowolona. Z jednej strony kilka razy już jej mówiono, dokładnie to co chciała usłyszeć, ale tym razem było inaczej. Czuła... wyraźnie to czuła... ona wiedziała, że Samuel mówi szczerze i że czeka ich wspólna i znakomita przyszłość.
- I ja tak myślę o tobie, kochany uszatku - powiedziała spokojnie i odetchnęła. Ból powoli przechodził. - I wiedz, że jestem za testowaniem ciekawych pomysłów - dodała nieco rozbawiona i zadowolona z wizji ciekawej zabawy.
-Nie dziś kwiatuszku... I chyba nie prędko, dopóki mamy udawać. Bawić się w obrażoną na siebie parkę.- mruknął Samuel...Dziś już cały nastrój prysł.- Nie mamy czasu, na nowe pomysły.
Wiem, wiem - westchnęła Ruth. - Ciężko mi tak będzie udawać, że nic nas nie łączy. Nie odzywać się i robić fochy. Ale wiedz, że cokolwiek powiem w towarzystwie innych, nie będzie to na poważnie. Dobrze mi z tobą - powiedziała spokojnie, zapewniając go, że nie ma mu niczego za złe.
Wiem, wiem... ale obawiam się, że to gniewanie na mnie, kiepsko ci wychodzi.- zachichotał Samuel, głaszcząc po udzie Ruth.
Pewnie masz rację. A wiesz, przypomniało mi się. Emerahl chyba wie, że tylko udajemy gniewających się na siebie. Czytała mi w myślach... albo tobie. Ale proszę nie mów jej nic i udawaj, że o tym nie wiesz, dobrze? - rzekła z uśmiechem.
Nie pomyślał o tym...a przecież było to oczywiste. Z drugiej strony, skoro wie Emerahl, to czy wie Irial? A jeśli wie, to czemu nic nie robi? Jednak w tej chwili było mu zbyt dobrze, by zawracać sobie głowę Irialem.- Dobrze, dobrze.
Leżeli tak oboje przez parę minut, dopóki ich ciała nie zaczęły powoli wystawiać się na działanie temperatury. Żadne z nich nie chciało jednak rezygnować i kończyć tych cudownych chwil spędzonych razem.
- Następnym razem musimy wziąć jakąś pierzynę, albo choćby koc. - powiedziała w końcu Ruth.
- Coś się wymyśli.- mrugnął okiem Samuel i zaczął powoli się ubierać. Potem pozostało każdemu z nich dostać się na własną rękę do karczmy.
Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Ruth też zaczęła się ubierać i obmyślać drogę do pokoju. - Chyba możemy normalnie wejść do karczmy przez drzwi? Oczywiście w pewnym odstępie czasu. - powiedziała zakładając buty.
-Jakoś sobie poradzę.- odparł już kompletnie ubrany Samuel i uśmiechnął się czule.- Ty idź pierwsza.
- Dzięki - odpowiedziała Ruth. Załorzyła na siebie kamizelkę, ale gdy tylko materiał dotknął jej sutków, wykrzywiła twarz z bólu. Nie było łatwo i myślała tylko o tym, aby jak najszybciej ją zdjąć... musiała jednak przejść przez salę główną karczmy, ale wolała nie robić tego topless... znowu. Przezwyciężając chwilowo ból, uśmiechnęła się lekko do Samuela, aby wiedział, że nie jest z nią tak źle. Gdy już była ubrana, nadszedł czas na pożegnanie. Dziewczyna wstała i nachyliła się do mężczyzny. - Cieszę się - powiedziała, choć nie zdradziła powodów swojej radości i dała mu skromnego buziaka.
W odpowiedzi Samuel uśmiechnął się lekko.
Seks niespecjalnie im wyszedł, ale takie przeżycia również zbliżają. A przy okazji przynajmniej ustalili kolejne sprawy i wiedzieli już - mają udawać wzajemną niechęć, że mają się na siebie boczyć i wszelkie słowa wypowiedziane na forum publicznym puszczą w niepamięć.
Ból nadal promieniował, więc upewniwszy się, że zabrała wszystko, Ruth zeszła na dół i szybko udała się do karczmy. Nie sprawdzała, czy ktoś z ich ekipy jeszcze siedział czy nie. Ból zaczynał się nasilać, a ona nie chciała już tego znosić.
Nie tracąc czasu podeszła do właściciela przybytku. Powiedziała z kim podróżuje i spytała o lokalizację pokoju dla pań z jej ekipy. Mężczyzna pamiętał, ze dziewka przyszła z pozostałymi i że z nimi siedziała, więc podał jej odpowiednie namiary. Ruth podziękowała i natychmiast, szybkim krokiem udała się na górę, do pokoju.
Gdy weszła do pomieszczenia, zobaczyła, że zarówno Lamia jak i Emerahl już śpią. Nie chcąc męczyć się ani chwili dłużej natychmiast wyskoczyła z kamizelki i od razu poczuła się trochę lepiej. Namierzyła wzrokiem dzban z chłodną wodą i opłukała podrażnione miejsca swego ciała. Od razu poczuła się troszkę lepiej.
Spostrzegła, że zostawiła otwarte na ościerz drzwi, więc zamknęła je najpierw na klamkę, a następnie na klucz, który był w zamku. Sprawdziła jeszcze okna - jedno było uchylone, więc zamknęła je, aby nikt się do nich nie włamał.
Zdjęła spódnicę i buty, a następnie położyła się do łóżka. Leżała na boku, aby nie ryzykować dalszych podrażnień i przykryła się lekką kołderką.
Zanim zasnęła rozmyślała jeszcze chwilę i nie chcąc, aby złe rzeczy znowu ją spotkały pomodliła się, najpierw do swojej bogini Larii, a zaraz potem do Melii. Krótko potem zasnęła.

echidna 01-09-2010 00:06

Karczma u Jaromira – Emerahl

Melia powoli przywoływała do siebie kolejnych podróżnych tak więc już niebawem w karczmie został tylko gospodarz, dwie służące, grupka krasnoludów no oraz Emea, razem z Ruth i Joharem. Mężczyzna był już dość mocno podchmielony, więc uśmiechał się głupkowato i gadał jeszcze głośniej i bardziej bez sensu niż a trzeźwo. W pewnym momencie poderwał się z miejsca, skłonił się finezyjnie na wzór Victina - to znaczy próbował, bo tylko zachwiał się i omal nie runął na podłogę – po czym chybotliwym krokiem ruszył na piętro do wynajętego pokoju.

Emea dopiła ostatnie piwo, po czym również udała się na spoczynek. Gdy już znalazła się na piętrze, uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, który pokój zajmuje na spółkę z Lamią i Ruth. Nie chciało jej się wracać na dół, by spytać o to karczmarza – tym bardziej, że po kilku wypitych piwach jej krok był dość niepewny.

Przez chwilę stała nie bardzo wiedząc, co zrobić. W końcu jednak trybiki w jej lekko oszołomionym umyśle zaskoczyły i wpadła na – swoim zdaniem – świetny pomysł. Przez chwilę jej umysł błądził po korytarzu, wreszcie jednak znalazł to, czego szukał – Lamię.

- Lamia, słyszysz mnie? – zapytała w myślach, mając nadzieję, że dziewczyna usłyszy.
- Słyszę, słyszę, ale właśnie usiłowałam zasnąć - myśl miała niezbyt przyjacielski wydźwięk.
- Przepraszam, że cię budzę. Jakby co mogę dać ci coś na sen. Sprawdzone - działa rewelacyjnie. Nie wiem, który pokój jest nasz... a Irial też już zniknął.


Lamia nie odpowiedziała. Przez chwilę panowała zupełna cisza, zaraz jednak dało się słyszeć ciche skrzypienie. Zaraz potem otworzyły się drzwi do jednego z pokoi - tego na końcu korytarza. Stała w nich Lamia ubrana jedynie w nocną koszulę
- Ten - powiedziała lekko poirytowana dziewczyna i nie czekając na reakcję czarownicy wróciła do łóżka.

Emerahl w milczeniu weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
- Przepraszam. Mogę pomóc ci usnąć – powiedziała już na głos.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła Lamia ziewając – Po prostu bądź już cicho.

Dziewczyna wskoczyła do łóżka, nakryła się kołdrą po same uszy i tyle ją było widać. Emerahl przez chwilę patrzyła na pierzynę unoszącą się w miarowym oddechu Lamii, zaraz jednak rozebrała się, powiesiła swoją szatę na krześle, a sama położyła się do łóżka. Niebawem zasnęła.

Sevrin

Biegł ile sił w nogach, chciał ją wyprzedzić. Kobieta szła przed nim spokojnie, uśmiechając się delikatnie. Przebierał szybko małymi nóżkami i wreszcie mu się udało, zostawił ją za sobą i pobiegł dalej. Niebawem dopadł do drzwi pokoju, wślizgnął się do środka i śmiejąc się wesoło wskoczył na łóżku.

Matka pojawiła się niebawem. Pogroziła mu, ale uśmiechnęła się przy tym, co zdecydowanie zepsuło efekt. Ułożyła go do snu i nakryła kołdrą. Gdy odchodziła, chłopiec złapał ją za rękę

- Mamo, opowiedz mi bajkę – poprosił cicho zwalniając przy tym uścisk.
- Taki duży chłopiec, a chce, żeby mu bajki opowiadać – powiedziała z rozbawieniem. – Masz już trzy lata, to nie przelewki.
- No opowiedz mi bajkę. Proooooooszę.
- Dobrze – zgodziła się. Usiadła na bujanym fotelu tuż obok jego łóżka i zaczęła – Opowiem ci bajkę, jak kot palił fajkę…
- Mamo, ale nie taką. Tą o Pannie Polnej.
- Ale to nie jest bajka, tylko legenda – odparła z uśmiechem.
- E tam… no opowiedz mi bajkę – nalegał.
- No, dobrze już, dobrze. A więc… Przed wiekami, w Wielkiej Puszczy żyła sobie piękna elficka księżniczka imieniem Méabdh. Jej lud kochał ją nad życie, bowiem była to dziewczyna mądra i uczynna, szanowała swój naród i kochała go, ponad wszystko umiłowała sobie jednak naturę. Właśnie dlatego nazywano ją Panną Polną. Nikt tak jak ona nie kochał ich Puszczy, Méabdh rozumiała się z przyrodą, ptaki śpiewały w rytm melodii, którą ona nuciła, zwierzęta podążały za nią, gdy wychodziła na spacer, kwiaty zakwitały, gdy tylko ich dotknęła, a drzewa w jej obecności wydawały najsłodsze owoce. Mówiono, że księżniczka jak nikt potrafi władać Wielką Puszczą, że nawet prastare dęby w Świętym Gaju drżą, gdy ona się złości…

Kobieta umilkła na chwilę, spojrzała na syna, a gdy dostrzegła, że on wciąż nie śpi, kontynuowała: - Po wielu latach, gdy księżniczka była już dorosłą panną, król postanowił wydać ją z mąż. Chciał jednak, by oblubieniec był niezwykłym mężczyzną, najlepszym z najlepszych – właśnie dlatego postanowił zorganizować turniej, którego zwycięzca miał otrzymać w nagrodę rękę jego córki. Do zawodów stanęło wielu mężnych elfów, zjechali się oni nawet z najdalszych krańców królestwa. Zawody trwały bez przerwy przez sześć dni i sześć nocy, jednak po zakończeniu ostatniej konkurencji okazało się, że nie można wyłonić zwycięscy, bowiem dwaj zawodnicy - Tyrion, elficki rycerz wsławiony w boju i nikomu nieznany przybysz, który kazał się nazywać Zefirem – szli łeb w łeb. Król zarządził dogrywkę. Rękę księżniczki miał otrzymać tej z dwójki zawodników, który z zawiązanymi oczami strzeli w sam środek tarczy. Pierwszy strzelał Zefir, jego strzała wbiła się na obrzeżu środkowego kręgu na tarczy. Tyrion miał oddać strzał jako drugi, od niego zależał wynik rozgrywki. Gdy mężczyzna zwolnił cięciwę, zerwał się silny wiatr. Wszyscy sądzili, że podmuch zniesie strzałę, jednak tak się nie stało. Jakimś cudem Tyrion trafił w sam środek tarczy. A wtedy...

Końcówki bajki mały Sevrin już jednak nie usłyszał. Melia utuliła go w swych kojących ramionach i spał grzecznie wtulony w poduszkę. Matka pogłaskała go delikatnie po policzku, po czym zgasiła stojącą na parapecie świecę i wyszła. A potem... zapanowała ciemność.

Ruth

Obudziła się z jakimś takim dziwnym uczuciem w brzuchu. Przełknęła głośno ślinę, zaraz jednak znów miała usta pełne tej gęstej cieczy. Najwyraźniej jej ślinianki usiłowały ją utopić. Wstała z łóżka chcąc się napić wody, jednak zaraz poczuła, że nie jest w stanie niczego przełknąć. Zrobiło jej się duszno, zaraz potem to dziwne uczucie w żołądku narosło do granic wytrzymałości. Złapała się za buzię i pędem wybiegła z pokoju w poszukiwaniu sławojki

***

Dotarła do niej w ostatniej chwili. Zdążyła jeszcze tylko zatrzasnąć za sobą drzwi i zaraz potem zjedzona przez nią kolacja barwną strugą wydostała się na zewnątrz.

- O bogowie, chyba za dużo wypiłam – powiedziała na głos ocierając usta rękawem.

Usiadła na podłodze opierając się plecami o drzwi. Niedługo jednak tak przesiedziała, bowiem potwór drażniący jej trzewia niebawem ponownie dał o sobie znać.

Gdy tak któryś już raz z kolei pochyliła się nad kloacznym dołem, na zewnątrz dały się słyszeć jakieś wrzaski. Ruth otarła twarz rękawem i ostrożnie wyjrzała z wychodka. Ponad dachem karczmy unosiła się czerwona łuna.

- Dalej, gasić ten pożar! – usłyszała dobiegające zza budynku krzyki.

Niepewnym krokiem ruszyła w stronę źródła hałasu. Gdy wychyliła się zza rogu karczmy, dostrzegła męską część swej kompani, no i… pożar, płonącą stajnię.

Emerahl

Otworzyła oczy. Wiedziała, że śniło jej się coś ważnego, ale za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć, co to było. Za oknem trwała noc, w pokoju wciąż panował mrok rozjaśniony lekko dziwną czerwonawą łuną. Emea spojrzała na łóżko Ruth – było puste.

- Pewnie pognało ją do toalety – pomyślała czarownica i spojrzała na drugie łóżko.

Oślepiona blaskiem przebijającym się z korytarza przez szpary w drzwiach przez chwilę nic nie widziała. Gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności, zmrużyła oczy nie wierząc w to, co widzi. Łóżko było puste, Lamia również zniknęła, a jakiś wewnętrzny głosik podpowiadał Emerahl, że dzieje się coś niedobrego.

Irial i Theron

Irial otworzył oczy. Obudziły go jakieś hałasy za drzwiami – odgłosy kroków, pokrzykiwania. Sennym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu. Na łóżku tuż obok siedział Theron. On również wyglądał, jakby obudził się dopiero przed chwilą.

- Sprawdzę, co tam się dzieje – zaoferował się tropiciel i nie czekając na reakcję wyszedł z pokoju. Irial również wstał z łóżka i podążył za nią.

Choć pora była późna, lub może raczej wczesna – w każdym razie środek nocy – na korytarzu było wyjątkowo dużo ludzi. Wszyscy, jak jeden mąż, zmierzali ku schodom na dół. Panował ogólny rozgardiasz, ludzie nawoływali się i przekrzykiwali. Nagle w tym rozwrzeszczanym tłumie minął ich Finnen.

- Co się dzieje? – zapytał bez ogródek Irial chwytając chłopaka za ramię.
- Coś się stało, ale nikt nic nie wie. Słyszałem tylko jakieś krzyki na zewnątrz, a jak wyszedłem, było pełno ludzi.

Nie widząc lepszego rozwiązania, we trzech zaczęli się przepychać do przodu. Do pokonania mieli niemal całą długość korytarza, więc szło im bardzo powoli. Nagle, gdzieś z przodu zakotłowało się, zaraz potem rozbrzmiał krzyk – Pożaaaaaaaar, stajnia się pali!

Theron ruszył do przodu zostawiając swych towarzyszy daleko z tyłu, po chwili zniknął na schodach.
Samuel i Sevrin

Obudziło ich trzaśnięcie. Ktoś wpadł do pokoju z rozmachem otwierając drzwi.

- Wstawajcie, panowie, pożar! – krzyknął znajomy głos od progu. To był Johar – Stajnia się pali. Potrzeba rąk do gaszenia! – dorzucił prędko, po czym wybiegł.

Irial, Sevrin, Samuel i Theron

Widok palącej się stajni był zapierający dech w piersiach. Ogień buchnął aż do gwiazd. Paliła się jedna część stajni – ta, w której trzymano konie. Druga – w której stały wozy jeszcze się nie zajęła. Żar był po prostu nieziemski.


Tłum wypłynął z karczmy niczym rzeka lawy. Ludzie zakotłowali się, rozległy się wrzaski, ktoś kogoś kopnął, ktoś komuś nadepnął na nogę.

- Co z końmi?! – krzyknął ktoś z tłumu.
- Uciekły, ktoś je wypuścił – odkrzyknął mu ktoś inny.
- Do studni! Gasić! Prędko! – rozbrzmiały zewsząd nawoływania.

Zaraz też ustawił się sznureczek gaszących. Znikąd pojawiły się wiadra i misy, i poczęły krążyć w te i nazad od studni do pożaru. Zaczęło się gaszenie.

Jaromir również tam był, stał przy studni, szybko i z wprawą kręcił żelazną korbą, wydobywając na zewnątrz wiadro wody raz za razem.

Wszyscy

Pożar powoli zaczął przygasać, ale daleko temu było do ideału. Stres nieco opadł, myśli zaczęły napływać do głowy. I właśnie wtedy Iriala oświeciło:
- Zaraz – powiedział z nutką niepokoju w głosie. – A gdzie właściwie są Lamia, Emerahl i Ruth?

Istotnie, kobiet nigdzie nie było, a adrenalina sprawiła, że wszyscy zauważyli ich brak dopiero teraz. Irial rozejrzał się z uwagą szykując się do zarządzenia poszukiwań. Jednak, w momencie, gdy o tym pomyślał, zza rogu karczmy wyłoniła się Ruth. Wyglądała nie najlepiej. Oczy miała podkrążone, włosy w nieładzie, szła chybotliwie trzymając się za brzuch.

Jedna zguba się znalazła, a co z pozostałymi? – pomyślał mężczyzna, a zaraz potem poczuł się jakoś tak dziwnie.

Zaraz też dosłyszał w swej głowie znajomy głos:
-Irialu, słyszysz mnie? – to Emerahl usiłowała się z nim skontaktować.

Kerm 01-09-2010 12:08

Pobudka nastąpiła zdecydowanie zbyt szybko.
- Villain. - Irial otworzył okno. - Zorientuj się, co się dzieje.
Kruk bez słowa sprzeciwu zniknął za oknem.
Irial ubrał się szybko, a potem wyszedł na korytarz
Zamieszanie panujące w gospodzie świadczyło o tym, że stało się coś niespodziewanego i bardzo niemiłego. Co ciekawsze, nikt nic nie wiedział, co jeszcze bardzie zwiększało zamieszanie.
Irial, przepychając się wśród biegających to tu, to tam ludzi zbiegł na dół.

Przesłana przez Villaina, a potem potwierdzona przez okrzyki gości gospody informacja o pożarze nie była zbyt przyjemna.
Podobnie jak przekazane przez Emarahl wieści o zniknięciu Lamii.
~Villain. Rozejrzyj się po okolicy. Może wypatrzysz Lamię.
Kruk potrafiłby rozpoznać dziewczynę, a dzięki skrzydłom miał lepsze pole widzenia.
~Dobrrrra. - Nawet w myślomowie Villain nie potrafił się powstrzymać od powtarzania litery 'r'.

Lamia wyszła w koszuli nocnej. Kolejny spacerek, jak to się już kiedyś zdarzyło? Czy choroba Ruth i pożar stajni były dziełem grzecznej panienki z dobrego domu? Lamia z pewnością wypuściłaby wcześniej zwierzęta...
Tylko jaki mogłaby mieć powód?

Oczywiście istniała również możliwość, że ktoś wykorzystał Ruth by dostać się do pokoju i porwać Lamię, a pożar był dla odwrócenia uwagi. Musiałby ją ogłuszyć, skoro Emerahl nie mogła z nią rozmawiać. W takim razie nie zdołali uciec zbyt daleko.
Jednak wypuszczenie koni ze stajni gryzło się nieco z tą możliwością. Pozbawienie ich możliwości pościgu byłoby sprawą kluczową, a konie da się wyłapać bez większych problemów.aaaaaa

Jedyne, co mógł zrobić, to rozesłać wszystkich na poszukiwania.
~Villain? Jakieś wieści?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:18.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172