lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   A Może By Tak...?? (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/9866-a-moze-by-tak.html)

Almena 07-06-2011 18:57

X
magini;
Sytuacja nagle się zagmatwała. Piwo i inne takie trunki, atak w środku nocy, piwo itd., papuga, piwo itd., panienka z toporem, piwo piwo piwo, przyzywanie istoty z amuletu, rum, czar za czarem, rum... To wszystko nadwerężyło twoje siły. Przywołałaś istotę z amuletu po raz kolejny, co okazało się kiepskim pomysłem.
Strażnik miejski wbiegł do knajpy, zobaczył mężczyznę w kałuży krwi, drowa... A następnie nastolatkę zmaltretowaną magi i ciebie, jak przyzywasz jakieś COŚ z amuletu, do tego grożąc tutejszemu wysłannikowi prawa! Strażnik bez wahania złapał za broń i rzucił się na ciebie, na zasadzie „lepiej przyłożyć czarownicy żelastwem, nim czarownica przyłoży ci czymś magicznym czy przemieni w żabę!”.

Zjawa z amuletu po prostu stała i przyglądała się, uśmieszek na jej twarzy był niepokojący... Strażnik zaś zaszarżował na nią, ale jego miecz przeszedł przez ciało pięknej kobiety z amuletu jak przez powietrze! Strażnik nie stracił jednak zimnej krwi i widząc błyskawice lśniące w twojej ręce obrał ciebie za kolejny cel. Nie spodziewałaś się po zwykłym miejskim strażniku takiej odwagi, opanowania i finezji – kiedy wrzasnął bojowo i zaszarżował na ciebie zrozumiałaś, że prowokowanie tego mężczyzny było błędem...

A Może By Tak...?!?!
Ale było już za późno!

Nie dość, że coś poszło nie tak z zaklęciem i magiczna energia eksponowała w twoich rękach, to ostrze strażnika dosięgło cię równie bezlitośnie co drwiąca zemsta z głębi piekieł. Zawirowania magii targnęły twoim ciałem i odrzuciły cię do tyłu – co po części było szczęściem. Miecz strażnika nie zdołał cię zdekapitatować przez owy wybuch. Strażnik nie zatrzymał się jednak i pchnął mieczem sądząc, że próbujesz mu uciec z pomocą jakiejś magicznej sztuczki.

Poczułaś, jak sztych miecza wbija się w twój brzuch. Zrobiło się ciemno i straciłaś przytomność...

Dirith;
W pokoju Magini doszło do małej potyczki... Kilku magicznych wybuchów i cięć mieczem... Nagle zrobiło się cicho. Widziałeś, że magini upadła bez ruchu na podłogę. Strażnik, który cofnął się do progu by mieć cię i zjawę amuletu na oku, trzymał w dłoni zakrwawiony miecz.
- Ani kroku!!! Łapy z dala od broni!!! – wrzasnął zasapany strażnik. – Precz, zjawo!!!
Piękna kobieta, zjawa z amuletu, zaśmiała się tylko i spojrzała na ciało Magini, leżące w rosnącej kałuży krwi.
- Well, darling... That will teach you some manners... – piękna zjawa przeciągnęła się ponętnie, jakby była zaspana.
Widać było, że strażnik walczy z zamroczeniem umysłu.
- Please... make sure they won`t wake me up again, darling... – zjawa mruknęła słodko do strażnika. – I need some beauty sleep...
Zjawa zniknęła, strażnik cofnął się o krok, czujny.
Odniosłeś wrażenie, że Magini zbyt śmiało zadarła z mrocznymi siłami i właśnie przypłaciła to... swoim życiem. Ci zamroczeni ludzie z bronią, ten zbieg nieszczęśliwych wypadków, które doprowadziły nieszczęsną Maginię na skraj otchłani... Ten Chaos wiszący w powietrzu... Zdecydowanie, nie było to dobre...
- Mów, co tu się stało, drowie!!! – huknął strażnik. – I ani kroku!!! Pójdziesz z nami!
X

MatrixTheGreat 07-06-2011 23:28

W końcu się doczekał. Z dziury wylazł… ghul! Elf spodziewał się w sumie jakiegoś przerośniętego kreta, myszy czy innego mutanta. Dlatego widok stwora kompletnie go zaskoczył. Szybko skoczył na nogi i… znieruchomiał. „Jak ta cholera śmierdzi!” wyszeptał bezgłośnie. Stał tak zasłaniając rękawem usta oraz nos i wpatrywał się zamurowany w dziwne paskudztwo. Zresztą nie tylko on, bo reszta kompani, oprócz wilczycy, także stała jak słupy soli.
Na szczęście wilczyca zaatakowała ożywieńca białą magią i skupiła jego uwagę na sobie, ratując kompanię od pożarcia. Niestety ghul tylko jeszcze bardziej się wkurzył i zranił wilka.
Wtedy właśnie z góry przyszedł zapijaczony gnom i zaczął wymachiwać młotkiem, wrzeszcząc w niebogłosy: „Zabijcie to!”. Najbardziej pracowity dzień miała chyba wilczyca. Zabrała gnoma daleko poza warsztat, a Almartelur doszedł (wreszcie) do wniosku, że należałoby coś z tym podgniłym gościem zrobić.
Poczwara wylazła już gdzieś na górę, dlatego elf ściągnął łuk z ramienia i rzucił się biegiem po schodach.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=38-yf6IWdBo[/media]

- Tu jesteś pokrako! – krzyknął tryumfalnie – No dawaj! Zobaczymy z czego cię zrobili!
Miał wielką nadzieję, że za chwilę pozna lepiej anatomię ghoula, na co miałby wysokie szanse, gdyby dołączyła do niego reszta. Wziął rozpęd, by kopnąć ghula, odpychając go jak najdalej, a następnie chciał, cofając się parę kroków w celu zwiększenia dystansu, zrobić z niego poduszeczkę na igły.

Kejsi2 08-06-2011 13:40

Kiedy się obejrzała nie zobaczyła ghula. W sumie się ucieszyła że ghul nie polazł za nią, choć może szedł, ona po prostu biegła szybciej od niego. Zastanawiała się czy ktoś z reszty kompanii próbował zatrzymać ghula i czy potwór został w warsztacie gnoma wraz z resztą. Miała mieszane uczucia, nigdy nie widziała jeszcze żeby cała grupa wojaków stała jak supy soli , gapiąc się bezczynnie na potwora. Po tym jak obiecali się nim zająć! Zastanawiała się czy byli tak strachliwi że potrafili tylko gadać, czy też tak leniwi że sądzili że jeden wilk zajmie się wszystkim za nich.
„Zaskakujące, zaskakujące, zaskakujące, jak bardzo brakuje czasem pod ręką drowiego skrytobójcy! – pomyślała z bólem”.
Kiedyś było inaczej. Kiedyś całe Stado trzymało się razem , razem polowali i walczyli. Teraz ze stada pozostałą tylko ona i Dirith, o ironio! Elfka i drow! Jeden gotów zabić drugiego, a jednak reszta gapiąc się bezczynnie nie była lepsza! Z ulicy Kiti usłyszała wybuchy w knajpie, wrzaski i krzyki o zabójcach. Jakiś mężczyzna w panice uciekał z knajpy, po drodze omal się nie przewrócił na środku ulicy. Gnom na grzbiecie wilczycy wrzeszczał i wyzywał ją od najgorszych, próbując zejść. W końcu i tak spadł, straciwszy równowagę. Kiti wykonała swoje zadanie, zabrała go z dala od ghula i niebezpieczeństwa. Miała do wyboru wracać po resztę do warsztatu gnoma, lub sprawdzić co działo się w karczmie gdzie zostali Dirith, Magini i Ursusom. Czyhita bardziej żwawa i przytomna część Stada. Nie żeby miała coś do tamtych pozostałych, ale poniekąd oburzył ją sposób w jaki potraktowali kleryka. Kleryka!!!! Kto to widział żeby wysyłać kleryka na front i nie chronić go, podczas gdy to ona przygotowała zasadzkę i to jakże skuteczną! Tej nocy w tym mieście działy się dziwne rzeczy, a ona miała więcej zaufania do pazurów Diritha, niż do kogoś kto stoi jak słup soli zamurowany. Poza tym magiczne wybuchy w knajpie w której jest drow zabójca nigdy nie wróżą niczego dobrego.
„Wiedziałam że to był zły pomysł, zostawiać go samego!”
Jej obecność mogła pogorszyć sprawę, nie wiedziała co dzieje się w karczmie, a nie chciała spotkać się z rozsierdzonym tygrysołaiem. Kto wie czy ta choroba z groty Nieumarłego Enta nie ciągnie się za nim nadal!? Z drugiej strony była przecież częścią Stada! Pozostawiła gnoma na ulicy, chyba potrafił zadbać o siebie mimo podchmielenia…

eTo 09-06-2011 04:17

Mimo może nie do końca dobrych chęci Dirith dokonał czegoś zupełnie nie spodziewanego.. mianowicie po spudłowaniu po którym nastąpił potok elfickich bluzgów atakowany młodzieniec nagle oprzytomniał. W tym momencie mroczny elf nadal przeklinał w myślach, że wypił jednak za dużo, czego bezpośrednimi efektami był kac oraz niemożność trafienia praktycznie nieruchomego celu. Irytację pogłębił wrzask niedoszłego celu, który cwanie zaczął wzywać straż.. zupełnie nie śwadom faktu iż to on wbił siekierę w ramię innego człowieka.. Nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać gdyż fala uderzeniowa czaru Magini oraz świeże zwłoki w jej pokoju dawały do zrozumienia, że to dopiero początek kłopotów jeśli na to wszystko właśnie napatoczyła się wzywana rzekomo straż.. której to przedstawiciele właśnie pojawili się na miejscu zdarzenia.
Popatrzyli na zwłoki, potem na mrocznego elfa i jak to zwykle bywa zaczęli się wydzierać, jakby wokół wszyscy byli głusi. Oczywiście to była kolejna rzecz jaka mogła się nie spodobać każdemu normalnemu mrocznemu elfowi (nie wspominając już drowa trzeźwiejącego po libacji). Nic więc dziwnego, że Magini chciała cisnąć w nich jakimś czarem, który na jej nieszczęście nie okazał się zbyt pomocny, tak jak i istota przez nią przywołana. Kiedy obrywała właśnie od strażnika, przez głowę Diritha przemknęła myśl z serii: "wiedziałem! Po prostu wiedziałem, że jak postawię wszystko na to, że Magini kiedyś zginie pijana po tym jak zadrze z jakimiś demonami, to z pewnością wygram ten zakład!".
Jednak czasu na zakłady nie było, bo jak zwykle niecierpliwy strażnik poganiał do odpowiedzi, ale możliwości na takową juz nie dawał, tylko postanowił zgarnąć pierwszą lepszą osobę z miejsca zdarzenia przy czym ubijając przy okazji świadka.
- Co tu się dzieje? - syknął ściszonym lekko tonem [i]- Straż miejska wydziera się, jakby sprawiało im przyjemność darcie się do uszu skacowanych drowów, zupełnie olewając fakt, że gówniarz który wbił siekierę w tamtego człowieka -[i] tutaj mówił już dość głośniej oraz wskazał na zwłoki na schodach [i]- zwiał z karczmy jako pierwszy drąc się i wzywając straż! A iść nigdzie nie zamierzam, bo nie chce mi się wysłuchiwać dalszych wrzasków! - stwierdził już bardziej krzycząc i czując jak gniew zaczyna robić swoje przy pobudzaniu go do dalszego działania.
- oh przepraszam.. - kontynuował już zimnym tonem, wyraźnie powstrzymując się od dalszych krzyków - Pomyliłem się.. miałem na myśli zasiekał dwóch strażników zanim wybiegł z karczmy wzywając straż..- urwał zaczynając się gwałtownie obracać jednocześnie nakazyjąc swojej broni zmianę kształty tak, aby wyglądała dokładnie tak jak toporek użyty przez młodzieńca, a przynajmniej żeby głownia tak wyglądała. Zamierzał korzystając z siły obrotu wbić swoją "siekierkę" od góry w szyje strażnika stojącego najbliżej schodów mając nadzieje, że tym razem uda mu się trafić, bo miarka się przebrała i nie było już odwrotu. A jak wszystko pójdzie dobrze, to zawsze jest szansa, że wszystko da się zgonić na młodzieńca o ile Dirithowi uda się ubić tych dwóch strażników tak aby wszystko wyglądało na to iż rany zostały zadane tą samą bronią. Fakt, że ktoś mógłby się przyczepić, że kiedy straż pojawiła się na miejscu to młodzika juz dawno w tej karczmie nie było, ale to akurat już był niezbyt znaczący szczegół techniczny.

Bartosh 09-06-2011 15:20

„Coś mnie dzisiaj w boku szczypie.”

Palce namacały ranę pomiędzy fałdami namokniętej krwią koszuli. Wysuszony kacem język przykleił się do podniebienia, a w głowie ktoś właśnie urządził sobie zawody w kuciu żelaza.

Pisk niewiasty, kryjącej się pod łóżkiem, pozwolił się skoncentrować

„Niewiasty?! To musiała być dobra impreza”

Obraz pomieszczenia nieco się wyostrzył. Szybka analiza:

Krzesło rozwalone nadziakiem…
Przerażona niewiasta pod łóżkiem…
Bałagan w komnacie…
Dyszący ludzki kształt z toporem w ręku…
Puste butelki po wczorajszych trunkach…
Magiczne rozbłyski na korytarzu…

"Co ja miałem…ten tego… AHA! Dyszący ludzki kształt z toporem w ręku."

- Już ja Ci gnido zapłacę za przerwanie zdrowotnego snu umęczonego wojownika!

Krok do przodu ( czemu skrzypienie cholernej podłogi jest tak głośne!) Nadziak zatoczył szeroki łuk, zmierzając w stronę przeciwnika (czemu on tak głośno świszczy!)

W sąsiednich komnatach chyba też przednio się bawią

one_worm 11-06-2011 13:34

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B_65PioV_Ow&feature=related[/MEDIA]

Drzewo spojrzało się w kierunku skąd nadeszła eksplozja... Spojrzało się na karczmę i zmrużyło oczy i skinęła na człowieka, który się przy nim znajdował, dając mu znak, żeby poszedł za nim...A co jeśli był magiem? Nawet pierwszym? Tak, może coś przypomni sobie podczas walki, różnie to bywa...

Szybkim biegiem, kilkoma susami Drzewo znalazło się przy wejściu do karczmy, tutaj nie było zbyt dużo do myślenia, tutaj trzeba było działać, a nie czekać na cud czy cokolwiek innego.... trzeba działać...

Drzewo spojrzało się i kierowane dziwnym jakimś przeczuciem uznało, że rozezna się w sytuacji...czemu miało wrażenie, że właśnie tam znajduje się co najmniej jeden jego towarzysz? Najpierw szybko zajrzał dyskretnie do środka, a gdy upewnił się, że widzi Ditriha, zaatakował, zaatakował najbliższego, który awanturował się i ewidentnie zagrażał jego kompanowi...zaatakował wygarnięciem gałęzią z karata...

Almena 13-06-2011 18:57

Almartelur;
Ghul wylazł po schodach za wilczycą, wybiegłeś za nim. Wypuściłeś kilka strzał, ale chybiłeś. Ghul prze moment ścigał wilczycę uciekającą z gnomem na grzbiecie, ale wilk był zdecydowanie za szybki dla pokraki. Ghul zwolnił więc i zawrócił do swej nory, rozglądając się głupkowato, jakby dopiero teraz odkrył, że do niego strzelasz.
- Wrrrrumpfefffffyh... – wymamrotał z niezadowoleniem, znienacka zawracając znów i wyłażąc z warsztatu gnoma na ulicę.
Zdaje się, że światła dziwnych gnomich lamp drażniły go i wolał ciemność ulicy. Wybiegłeś za nim, ale poczwary już nie było! Szlag by...!
Impreza przeniosła się chyba do karczmy; słychać tam było magiczne wybuchy i wrzaski zarzynanych żywcem [eeer zrzynanych martwych...? hmmm]

Dirith;
Przymierzyłeś się do zadania ciosu... Durni iblithci nie dadzą spać!!!
Plan był dobry. Miałeś nawet plan jak zatuszować zbrodnię i zwalić ją na kogoś innego – czyli zbrodnia idealna!
Tymczasem, toporek, zamiast ładnie się wbić, rąbnął o kołnierz zbroi strażnika i ześliznął się po żelastwie, kiedy strażnik uskoczył w panice. Strażnik był czujny i niby tylko oczekiwał na atak z twojej strony. Cóż, nie powiodło się...
- Zapłacisz za to głową!!! – sapnął rozsierdzony wojownik, pakując ci sztych miecza w brzuch.
Ała...!
Ekh...!
Cofnąłeś się konwulsyjnie, uciekając przed bólem. Strażnik wyszarpnął ostrze z twojego ciała. Bolało jak cholera, zatoczyłeś się na nogach... krew lała się na podłogę...
Gdzie są klerycy kiedy ich potrzebujesz?!
Drugi strażnik widząc że kolega jest w tarapatach zawrócił spod pokoju Ursusona i wymachując mieczem rzucił się kumplowi z odsieczą!

Ursuson;
Nic tak nie dodaje sił w walce jak rozpaczliwy pisk kobiety spod łóżka!
W ciemności zadałeś cios – druzgoczący cios! Poderwał przeciwnika w górę i cisnął nim o ścianę! Usłyszałeś jak napastnik wypuścił broń, która głośno upadła na podłogę, i sam również upadł. Nie ruszał się. Wymacałeś lampkę i pospiesznie zapaliłeś by coś w końcu widzieć. Pokój trochę falował, ale powoli się uspokajał... Kobieta pod wyrem wrzeszczała nadal. Pod ścianą, w kącie pokoju, leżała młoda kobieta, w kałuży krwi, a przy niej leżał toporek.
Na korytarzu ktoś wrzeszczał:
- Zabiję cię, psie!!!
Tam też chyba raźno harcowali...
Chwilę później karczma zadrżała w posadach...

Dirith;
Niedobrze...!
Drugi ze strażników właśnie chciał cię dekapitować... Kiedy nagle usłyszałeś brzdęk tłuczonego szkła, odłamka szyby posypały się na korytarz... I wielka gałąź wdarła się przez dziurę po oknie do środka, chwytając zdezorientowanego strażnika!
- Co do AAAAWWwwwwwwwAAAaaaaaaa!!! – gałąź podniosła strażnika i miotnęła nim, póki co zażegnują zagrożenie z jego strony.
Drugi strażnik wodził wokół mieczem, świecąc wielkimi oczami. Wiedźmy, drowy, gałęzie atakujące ludzi – tego było zbyt wiele! Rzucił się biegiem po schodach w dół.

Drzewo;
Zająłeś dobrą pozycję. Zaczajony pod murem, sięgnąłeś w głąb karczmy widząc co tam się wyrabia i przywołałeś towarzystwo do porządku! No... w gruncie rzeczy to nie jesteś pewien, czy nie trząsnąłeś właśnie strażnikowi miejskiemu, który starał się dobrze wypełniać swój obowiązek, chroniąc miasto przed wiedźmą i drowem, podejrzanymi o zabójstwo nastolatki i parobka, ale co tam... ryzyk fizyk...
Rzuciłeś strażnikiem w głąb korytarza, odciągając go od rannego Diritha. Mężczyzna z krzykiem podniósł się, wymachują mieczem, jakby chciał zabawić się w prototyp kosiarki. Chciał po prostu przedrzeć się na schody do wyjścia...

Drzewo, Dirith, Ursuson;
Po schodach wbiegła biała wilczyca. Zatrzymała się, spojrzała na Diritha, ale pobiegła do pokoju Magini. Dobiegł stamtąd rozbłysk światła a po chwili zobaczyliście, jak wilk w zębach ciągnie po ziemi koc, w który zawinięta jest Magini. Magini była nieprzytomna, miała poważną ranę brzucha i nadal mocno krwawiła. Wilczyca najwyraźniej próbuje ją gdzieś zabrać, ale ma przed sobą schody...

Więc... to będzie długa noc...
A Może By Tak jakoś ten bajzel naprawić...?!
Przybyliście tu z pokojową misją zarobku, a zaczęliście od balangi, na której przyzwaliście mroczne siły, jakie zesłały wam otumanionych ludzi z bronią... którym w samoobronie [tak!] natłukliście... Natłukliście też straży miejskiej... Nie wyszliście z tego bez szwanku – Magini nadawała się chyba tylko do tego by ją pochować, a drow trzymał się za brzuch aby jelitko mu nie uciekło na podłogę...

Mijikai 13-06-2011 20:38

- Więc opuszczasz nas na dobre, Mistrzu? Nie wrócisz już do tej przystani?
- Istotnie. Zatrzymałem się tu już na bardzo długo. Może za długo...? Ci których ścigam są już miesiąc drogi przede mną... Haha... Jesteś smutny, młody...?
- Jestem. Ale nie będę Cię prosił o wzięcie mnie ze sobą. Postanowiłem coś.
- I dobrze, młody. I tak nie mógłbyś się zabrać ze mną. Nie poradziłbyś sobie.
- Poradziłbym. I pewnego dnia się o tym przekonasz, Mistrzu. Prześcignę Cię i jeszcze nie będziesz wiedział co powiedzieć.
- Prześcigniesz? Hmm... Świetnie, mały. Zrób mi więc przysługę, co? Weź to ostrze. Nazywam je "Vivaldus". Opiekuj się nim - wiele dla mnie znaczy. Kiedyś się spotkamy i zwrócisz mi je. Obyś je zdążył wyszczerbić na hołocie do tego czasu. Hahaha...!
- Mistrzu... Ray'gi!
- Adieu...!


Vivaldus nonszalancko siedział na jednym z biurek stanowiących element codzienności gnomiego inżyniera. Siedział rozmyślając, podczas gdy reszta zastanawiała się nad sposobem wywabienia nieproszonego gościa z niewielkiego tunelu w warsztacie. Gdy półelf pogrążał się w myślach, szukał odpowiedzi na pytania stawiane mu przez własną duszę, całkowicie go to pochłaniało. Jak głuchy głos, jego przeszłość wołała doń w najmniej odpowiednich chwilach. De Gyor wsparł podbródek na ramieniu i pogładził skórę barwy alabastru. Jego wzrok wylądował w jednym punkcie, w głębokim, namaszczonym skupieniu i półelf odrywał się coraz bardziej od rzeczywistości, lekko mrużąc powieki. Prąd jego myśli zataczał spiralne koła i harmonijnie usypiał, coraz bardziej, czujność Vivaldusa. Półelf wyłączył naturalny mu szósty zmysł i uspokoił swoją tragiczną duszę, zawieszając ją w tej dziwacznej myślodsiewni.

Hałas. Cholera. Ocknął się i spojrzał na ghula, który goniąc za wilczycą wspina się po schodach. Za nim rzucił się elficki łucznik, który w pierwszej chwili wydawał się zdumiony atakiem nieumarłego. Znów to samo, De Gyor. Eh, kiedyś mnie to zabije. Ha~ha~ha...! Reitei spiął się w jednej chwili do skoku i za pomocą susu zaraz znalazł się prawie po drugiej stronie pomieszczenia. Półtoraręczny miecz pokryty prostymi ornamentami błysnął w jego rękach wysuwając się gładko i dynamicznie z pochwy. De Gyor był na tyle wysportowany, by radzić sobie z ciężarami broni nieosiągalnymi czasem nawet przez niektórych krasnoludów. Och tak, szczycił się tym. Półelf przeskakiwał po kilka schodków, aby kilka sekund później znaleźć się na ich szczycie. Jak burza wypadł na ulicę, roznosząc w drobny mak, w środku gnomiego domu, chaotycznie, kilka krzeseł, które weszły mu w drogę. W zaciemnionej ulicy stał łucznik, który najwyraźniej zgubił zwierzynę. Reitei odgarnął powolnym, niezadowolonym ruchem kilka błękitnych kosmyków włosów, które opadły mu na oko. Oblizał drapieżnie czerwone jak wino usta i warknął do niego:

- Gdzie on jest?

I tak jasne było dla niego, że truchło w ciemnościach nocy ulotniło się, uciekając nawet zręcznemu elfowi. Po prostu zamierzał wyładować swoją impulsywną naturę. Pomimo większego rozbawienia sytuacją, niż rzeczywistej złości, jego oczy nabiegły gniewem, który potrafiłby ciskać błyskawice. Tej nocy miał ochotę na trochę szaleństwa, a łucznik wypuszczając stwora odebrał mu pierwszą możliwość wyżycia się. Uśmiechnął się do siebie w duszy. Może to on sam powinien za to zapłacić? Przez chwilę patrzył łakomo na elfa, a w ciemności mroczne wrażenie spotęgowało się kilkakrotnie. Ach, niewiedza to jednak błogosławieństwo. Kilkanaście lat temu sam bym się siebie przestraszył - pomyślał Reitei odchylając lekko głowę, uśmiechnięty, wciąż przyglądając się łucznikowi. Nagle jego uwagę odciągnąły wybuchy i krzyki dochodzące ze strony tawerny. Po ich natężeniu można się było spodziewać wielu rzeczy. Reitei zacisnął chwyt na ostrzu i wyszczerzył się do jedynego towarzysza. Masz szczęście, durniu.

- Chyba nie pozwolimy im bawić się bez nas, nie, przyjacielu? - powiedział podekscytowanym głosem.

Vivaldus obrócił się na pięcie i roześmiał się serdecznie melodyjnym głosem, tak głośno, że zdawał się on wypełniać powietrze. Ruszył w kierunku karczmy biegiem, przygryzając wargę aż strużka ciemnej krwi spłynęła mu po brodzie. Mój żywioł.

Bartosh 15-06-2011 23:02

„A mamusia przestrzegała żeby nie pić na umór, bo to zawsze tak się kończy…”

Ta myśl boleśnie obijała się w głowie skacowanego wojownika.

„Trupy chyba nie wchodziły wcześniej w skład standardowego wyposażenia izby.”

Zdał sobie sprawę że niewiasta za jego plecami wciąż krzyczy. Obrócił się, uklęknął i przygarnął ją, zamykając jej usta pocałunkiem. Kobieta omdlała w jego ramionach. Wojownik ułożył ją wygodnie na łóżku.

Kroki swe skierował na korytarz. Ból powoli ustępował, a krążąca ze wzmożoną siłą krew rozprowadzała resztki alkoholu, który skutecznie stłumił odczuwalne skutki rozoranego boku.

Nie było dobrze. Karczma wyglądała jak pole wielkiej bitwy. W powietrzu czuć było pozostałość magicznych wyładowań oraz znany wojownikowi zapach krwi i strachu.

Magini.

Jej obrażenia były więcej niż poważne. Z każdym spazmatycznym oddechem życie wyciekało z jej pięknego ciała. Ursuson uniósł wiotkie ciało, spoglądając na dyszącą z wysiłku Wilczycę.

- Prowadź mała… ratuj Ją…

Szybkim krokiem ruszył za Kiti.

Oby nie było za późno...

Ryo 16-06-2011 14:39

http://03.media.v4.skyrock.net/music...9df889d0ee.mp3

Śmierć dotknie kiedyś każdego z nas. Jako jedyną ze wszystkich istot można określić jako rzeczywiście sprawiedliwą dla wszystkich i wszystkiego - każdego bez wyjątku zabiera ze sobą; jest częścią porządku istnienia, gdyż wszak wszystko, co ma początek, musi kiedyś zemrzeć. Światło i Chaos, nie mając początku ani końca, nie narodziły się, lecz istniały od zawsze, jako dwie przeciwstawne, a zarazem uzupełniające się sobie siły, wcześniej niż pradzieje i wymiary wszelakie.

Czy śmierć także dotyka demony? Zależy w jakiej sferze. Magini była świadoma, iż kiedyś jej czas życia na planie fizycznym się skończy - w żyłach jej rodziny płynęła część krwi śmiertelników i z tego powodu ta silniejsze przywiązanie żywiła do doczesnych przyjemności oraz materialnego wymiaru niż inne demony. Taka tylko mała część już sprawiała, że R. miała nałogi ludzkie, ale rozmiaru demonicznego, rozlewającego się na inne istoty. To sprawiało również, że familia od wieków wypracowała sposób na pozyskanie mocy i energii z występków istot śmiertelnych, przebywając jednocześnie wśród nich. Dirith był tylko jedną z ofiar tej magii, która nie została zapisana w wielu księgach, a zarazem leżała w zasięgu każdego bytu. Lecz tylko nieliczni mogli zostać jej mistrzami, tylko niektórzy nad nią mogli panować, a i tu także niecałkowicie.

Ciało jej gdzieś tam umierało, krew wypływała z niego jak ze źródła. Pani czarnoksiężnik swym duchem zawędrowała jednak do innego miejsca. Do lasu...
Chyba do lasu...

Po chwili jednak sceneria zupełnie się zmieniła i w bezdennej pustce zobaczyła podejrzaną istotę.
Istota spoglądała na przybyłego ducha Magini, ale nie poruszyła się.
- Kim albo czym jesteś? - rzekła Magini do istoty, spoglądając krótko na nią.
- Oh, you don`t know? - odezwała się zdumiona istota. - Jestem odbiciem cząstki twojej duszy, która trafiła już na drugą stronę. Jestem tym co zrodziło się z Chaosu jaki siałaś. Każdy demon żywi się negatywną energią, także tą wyzwalaną przez śmiertelników. Każdemu demonowi co innego smakuje. Morderstwa, oszustwa, kłamstwa, złość, gniew, zazdrość... Każde na inny smak. Jestem demonem, który żywi się tym, co towarzyszy twojej magii. Czy raczej towarzyszyło...
- Mi smakuje wódka, alkohol - mruknęła Magini, oczy jej się zwęziły, kiedy przypatrywała się bytowi. - Zatem żywisz się jeszcze pijaństwem?

- Na tyle, na ile mąci twoje myśli i czyny, by zrobił się z nich Chaos, tak.

Ale sęk istoty czarodziejka zrozumiała.
- Dobrze, zatem którędy do wyjścia?
- Stad nie ma wyjścia - odparła zdziwiona istota, przyglądając ci się z zaintrygowaniem. - Jesteś w planie astralnym. jednym z wielu, jeszcze nie w sercu Mgieł, ale już nie w planie materialnym. Nie wiem jak tu trafiłaś. Nie wiem jak stąd odejdziesz.
I niech ten mądry wyjdzie na środek, co powiedział, że z każdej sytuacji...
- Zawsze jest wyjście - odparła R. - Chwila... Hmm, miałam wtedy kaca. Aj! Mogłam tyle nie pić. Pewnie ta puszka mnie...
Wizja sztychu zadanego Magini przez strażnika. Okropny ból zmieszanym z kacem tworzył mieszaninę niepotrzebnego cierpienia. Krew z ciała ściekała na podłogę...

- O szlag... - zgrabny, epicki facebook... to znaczy facepalm. - To znaczy, że po drugiej stronie moje ciało fizyczne umiera...

- Możliwe... - istota wyglądała na poruszoną i z lekka przestraszoną. - Nie pozwól mu umrzeć! Musisz żyć!... - istota wyglądała na przejętą, ale to dlatego że... - Martwa w żaden sposób już nie stworzysz Chaosu! Nie wiem czy możesz teraz cokolwiek zrobić stąd ze swoim ciałem materialnym... Możesz liczyć na pomoc kogoś tam, żywego?
- Tak, na kompanów, ale jest teraz mały problem. Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas... próbuje się pozbyć. Nie wiem tylko, kto to jest...

Demon bezradnie wzruszył ramionami.
- Nie interesują mnie takie rzeczy, nawet ich nie zauważam. Przychodzę tylko by się pożywić, widzę tylko negatywną energię która jest mi potrzebna.
- Szkoda. Bo on próbuje się mej kompani pozbyć razem ze MNĄ - podkreśliła ostatnie słowo pani czarnoksiężnik, delektując się swoją mową. - A jeśli się mnie pozbędzie, to nie będzie Chaosu, a co za tym idzie, ty zmarniejesz i zemrzesz.
- Nie wiem jak ci pomóc - poruszyła się istota. - Śmiertelnicy zawsze umierają - zaznaczyła. - Znajdę znowu inne źródło pożywienia. Ale jak ci pomóc? Co możesz dla mnie zrobić w zamian?

Tutaj Magini zastanawiała się przez moment. Oczywiście, R. żyłaby dużo dłużej niż śmiertelnik, a co za tym szło, mogłaby wywołać więcej chaosu.
- Mogę wiele rzeczy zrobić. Na przykład przysyłać ci dusze moich wrogów, byś je sobie zjadała.
Oczy istoty zajaśniały.
- Nie żywię się duszami, tylko negatywną energią. Muszą żyć, aby z ich czynów rodziło się to co nazywacie "złem". Jestem pomniejszym demonem, nie mogę nikogo opętać. Ale jest coś, co mogłoby sprawić Mgłom Chaosu "radość"... Ofiara. Z elfa albo z drowa. Ale muszą to przeżyć, oczywiście - uśmiechnęła się. - Po prostu spraw aby przez moment ofiara była nieprzytomna i znalazła się w pentagramie, osłab jej umysł i świadomość... Wezwij Mgły. Mgły ją znajdą, przyjdą.
Hmmm brzmiało dość... groźnie....?
- A co mogę zrobić w zamian?

W głowie Magini zrodził się natychmiast plan. I wiedziała, kogo ten plan miał dotyczyć. Wszak znała tylko jednego drowa, którego kłopoty lubiły permanentnie dopadać.
- Możesz mi służyć, być na moje wezwanie - oczy Magini zajaśniały. - W zamian za to będziesz otrzymywać energię. Lecz tak, by nikt o tym nie wiedział.

Istota zaśmiała się.
- Nie rozumiesz. Tak czy inaczej ta energia jest wyzwalana i tak czy inaczej ja się nią żywię. Nie powstrzymasz mnie przed tym, a siebie nie powstrzymasz przed życiem swoim życiem, a więc nie masz większego wyboru... I serve noone. Pytałem raczej jak mogę ci jakoś pomóc opuścić teraz to miejsce, bo bez tego jesteś teraz nikim... i co to za kłopoty, o których wspomniałaś...?

Niewzruszona niczym czarodziejka odparła:
- Owszem. Mam tajemniczego wielbiciela, ale mojej śmierci. Mam całkiem sporą konkurencję na rynku magicznym, każdy rżnie każdego. Ten ktoś próbuje mnie i mojej kompanii przeszkodzić przy każdej osobności. Coś w wieczór w tamtym świecie działo się coś podejrzanego. Ktoś manewrował tamtymi ludźmi i przez nich ktoś chciał się nas pozbyć. Wyczułam dziwną energię w powietrzu, nie tylko od ducha, którego przywołałam...
- ...ymm - mruknął byt. - Przywołałaś ducha?
Istota przygląda się wnikliwie przybyłej pani.
- Nie zostawaj tu zbyt długo, zapach twojej wciąż żywej energii może zwabić niepożądanych gości. Pamiętasz co się stało nim tu trafiłaś? Mogę cokolwiek zrobić? Czy liczysz na swoich towarzyszów?
- Racja. Możesz dla mnie coś zrobić. Zaprowadź mnie do miejsca, gdzie nie napotkam żadnych innych istot. Odnośnie fizycznego ciała to będą musieli się kompani zająć... - dodała po chwili jeszcze. - A co jeszcze potrafisz? - zwróciła się grzecznie do mrocznego odbicia jej duszy.

- Obawiam się że nie ma takiego miejsca do którego demon by nie dotarł. A im bardziej zechcesz uciekać tym bardziej będą chciały cię ścigać, tak czyni Chaos. Potrafię wszystko co to pomniejszy demon - uśmiechnęła się - A wracając do naszego układu, mogę zstąpić do planu materialnego i pożywić się twoim bólem, odebrać go twojemu ciału. Może to pomoże mu się zregenerować. Mogę utrzymywać cię przy życiu, nigdy tego nie robiłem, ale powinno się udać. Nie mogę cię uleczyć, ale mogę sprawić, że będziesz długo umierać, bardzo długo. Na tyle długo aby zdążyli cię wyleczyć. W zamian ofiara. Zgadasz się?

Magini nie była altruistką z natury. Westchnęła, a po chwili jej postać przemieniła się w demona.
- Zgoda.

Istota uśmiechnęła się słodko.
- Guuuuuud... Wyruszam zatem. Gdyby zjawiło się tu... coś... podjedzonego... to krzycz - powiedziała, po czym zniknęła.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:12.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172